Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Święte Księgi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:03, 09 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Katolikus napisał:
fedor napisał:
Katolikus napisał:
fedor napisał:
Katolikus napisał:
fedor napisał:
Katolikus napisał:
fedor napisał:
Czyli znowu po przyciśnięciu cytatem uciekłeś przed tym co sam pisałeś. Klasyka


Nie, nic twierdziłem takiego, co ty mi tu przypisujesz. Znowu przerosło cię kilka prostych zdań.


Pisałeś, a teraz się tylko na chwilę wycofałeś po przyciśnięciu do muru. A jak nacisk ustanie to wrócisz do tego co pisałeś wcześniej. Dziesiątki razy tak było, jeśli nawet nie setki


Dobrze, że jest na forum, ktoś taki jak ty, co chce i potrafi "przyciskać do muru". :brawo: :)


Jesteś na celowniku


Wyobraźnia cię ponosi.


Zobaczysz. Manipulanci muszą być demaskowani


Już zobaczyłem : ) i nawet podziękowałem:

http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/dlaczego-bog-nie-zrobi-na-tym-swiecie-porzadku,21263-1125.html#771661
http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/dlaczego-bog-nie-zrobi-na-tym-swiecie-porzadku,21263-1200.html#772093
http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/dlaczego-bog-nie-zrobi-na-tym-swiecie-porzadku,21263-1300.html#773265
:*


Zostałeś tam zmiażdżony merytorycznie w dyskusji. Tu czeka cię to samo i w każdym innym wątku też

Wierzysz, że takie deklarowanie w ewidentnie własnej sprawie ma jakąkolwiek moc?...
Jak ktoś inny podobnie zadeklaruje, że drugiego "zmiażdżył", to bierzesz taką deklarację za dobrą monetę?...

Wyrażę swoje stanowisko wobec każdego arbitralnego stwierdzenia swojej własnej przewagi - traktuję je jako wyraz życzeniowego myślenia, z domniemaniem lęku u stwierdzającego, że może jest odwrotnie, niż deklarujący by chciał, więc trzeba to jakoś przykryć arbitralnością w deklarowaniu. Tak ogólnie i z zasady (obojętnie kto by nie deklarował w taki sposób) domyślnie deklaracje we własnych sprawach traktuję. Sam siebie bym tak traktował... (dlatego prawie - piszę "prawie" na wszelki wypadek, bo choć się tu pilnuję, to wyjątek - choćby przez pomylkę - zawsze może się trafić, choć będzie to wyjątek) nie znajdziesz raczej w moich tekstach deklaracji o moim zwyciężaniu, miażdżeniu, oraniu kogokolwiek. Bo skoro u innych uznaję, że NIC POZYTYWNEGO O DEKLARUJĄCYM NIE ZNACZY, to i ja podlegam takiej samej ocenie.
Tu dotykamy kwestii SPÓJNOŚCI reguł osądzania, związanej z symetryzmem. U mnie tezy najczęściej będą zmierzały do rangi OGÓLNEJ ZASADY, czyli czegoś, co obowiązuje niezależnie od tego, czy głosi to Iksiński, czy Ygrekowski, czy coś z lewa, czy z prawa, z góry, czy z dołu.
Ty zdajesz się wyznawać przekonania epistemiczne z zasady antysymetryczne - tzn. zdajesz się wierzyć, że Twoja deklaracja o wygranej z kimś jest w jakimś sposób lepsza od symetrycznej czyjejś deklaracji o wygranej z Tobą (nawet jeśli w obu przypadkach, tak jak tutaj mamy tylko samą deklarację, bo przedstawionego obiektywnego uzasadnienia, rozumowania), a w każdym razie, że ona w ogóle coś znaczy.
To sytuuje Twoją epistemologię dyskusyjną jako "epistemologii subiektywnych ogłoszeń deklarującego". Wiarygodność bierze się w niej z odgórnego założenia, że to po stwierdzający jest uprzywilejowany tak w ogóle, że stwierdzający ma rację, nawet jeśli tylko coś stwierdza, a nie podaje na to argumentacji (ewentualnie, jeśli się na coś powołuje, to znowu trzeba arbitralnie założyć uprzywilejowanie właśnie tego).
Ciekawy filozoficznie jest ten aspekt sprawy... :think:
Postaram się gdzieś dokładniej opisać w osobnym wątku już (abstrahując od problemu, który się omawia) "czysto teoretycznie" porównanie tych dwóch, jakże odrębnych epistemologii:
- epistemologia asymetryczna, czyli epistemologia subiektywna zakładająca uprzywilejowanie deklaracji stwierdzającego (tu sama deklaracja "ma moc")
- epistemologia symetryczna - w której dążeniem jest obiektywizm, odejście od eskalowania za pomocą arbitralności stwierdzającego (tu sama deklaracja nic nie znaczy).


Znowu odleciałeś w arbitralne gadki o mojej rzekomej arbitralności. Linki do dyskusji z której gość uciekł są zapodane wyżej przez niego samego. Zawsze mogłeś kolegę tam wspomóc po jego ucieczce ale tego nie zrobiłeś. Zamiast tego wolisz bić starą pianę pod hasłem dyskusja o dyskusji i dyskutantach. To lubisz najbardziej. I tylko pomyśleć, że dopiero co chciałeś modyfikować Regulamin forum pod kątem ucięcia wycieczek personalnych. A sam to robisz najczęściej

Jeśli coś pod podanym linkiem jest, to już wcześniej zostało podane (nie zdziwiłbym się, znając Ciebie, gdyby to była 56 kopia tego samego, co wcześniej wklejałeś, a co można interpretować na setki sposobów, czyli nic nie wnosi do sprawy, jako że i tak wszyscy to znają, lecz pytaniem jest JAK TO INTERPRETOWAĆ). Ostatnio zaś tylko ogłosiłeś rzekome "zmiażdżenie" i nic ponad to.


Przecież to nie ja podałem te linki ale Katolikus. A ty już masz w pełni wyrobione zdanie o tym co tam jest, choć nawet tam nie zajrzałeś. Kolejny dobitny przykład tego, że gadasz wyłącznie sam ze sobą i słuchasz jedynie samego siebie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:19, 09 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

fedor napisał:
Przecież to nie ja podałem te linki ale Katolikus. A ty już masz w pełni wyrobione zdanie o tym co tam jest, choć nawet tam nie zajrzałeś. Kolejny dobitny przykład tego, że gadasz wyłącznie sam ze sobą i słuchasz jedynie samego siebie

Pewnie gdyby chodziło o jeden przypadek, to bym się nie czepiał. I z resztą nie zamierzam nawet tego ciągnąć. Jeśli nie widzisz tego, że samo deklarowanie swoich zwycięstw, jako dyskusyjna "taniocha", jest bezproduktywne, to pewnie Cię nie przekonam.
Ale sobie myślę, że coś w Tobie Ci sugeruje, jakoby sens to miało. I trochę się nie mogę nadziwić temu, że z takim uporem deklarujesz te zwycięstwa i orania innych, pomimo że na nikim to nie wywarło wrażenia zgodnego z oczekiwaniami, czyli uznania, że jest tak, jak deklarujesz. Ale może to jest jakaś Twoja instynktowna reakcja... :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:55, 09 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Przecież to nie ja podałem te linki ale Katolikus. A ty już masz w pełni wyrobione zdanie o tym co tam jest, choć nawet tam nie zajrzałeś. Kolejny dobitny przykład tego, że gadasz wyłącznie sam ze sobą i słuchasz jedynie samego siebie

Pewnie gdyby chodziło o jeden przypadek, to bym się nie czepiał. I z resztą nie zamierzam nawet tego ciągnąć. Jeśli nie widzisz tego, że samo deklarowanie swoich zwycięstw, jako dyskusyjna "taniocha", jest bezproduktywne, to pewnie Cię nie przekonam.
Ale sobie myślę, że coś w Tobie Ci sugeruje, jakoby sens to miało. I trochę się nie mogę nadziwić temu, że z takim uporem deklarujesz te zwycięstwa i orania innych, pomimo że na nikim to nie wywarło wrażenia zgodnego z oczekiwaniami, czyli uznania, że jest tak, jak deklarujesz. Ale może to jest jakaś Twoja instynktowna reakcja... :think:


A skąd ty wiesz co na kim wywarło wrażenie skoro nie siedzisz w głowach innych. I tyle są warte te wszystkie twoje wywody. Natomiast faktem pozostaje, że Katolikus z dyskusji uciekł akurat po tym gdy zrobiłem egzegezę greckiego terninu miseo w oparciu o Septuagintę i grecką konkordancję Stronga. Dyskusja była zatem rozwojowa. I to najlepiej pokazuje po czyjej stronie były argumenty. I tak było też w innych dyskusjach. A to co ty uprawiasz teraz to są tylko puste gierki słowne i przekomarzanki dla samych przekomarzanek. To lubisz najbardziej i tu ci nic nie grozi


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Wto 20:57, 09 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:21, 09 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Przecież to nie ja podałem te linki ale Katolikus. A ty już masz w pełni wyrobione zdanie o tym co tam jest, choć nawet tam nie zajrzałeś. Kolejny dobitny przykład tego, że gadasz wyłącznie sam ze sobą i słuchasz jedynie samego siebie

Pewnie gdyby chodziło o jeden przypadek, to bym się nie czepiał. I z resztą nie zamierzam nawet tego ciągnąć. Jeśli nie widzisz tego, że samo deklarowanie swoich zwycięstw, jako dyskusyjna "taniocha", jest bezproduktywne, to pewnie Cię nie przekonam.
Ale sobie myślę, że coś w Tobie Ci sugeruje, jakoby sens to miało. I trochę się nie mogę nadziwić temu, że z takim uporem deklarujesz te zwycięstwa i orania innych, pomimo że na nikim to nie wywarło wrażenia zgodnego z oczekiwaniami, czyli uznania, że jest tak, jak deklarujesz. Ale może to jest jakaś Twoja instynktowna reakcja... :think:


A skąd ty wiesz co na kim wywarło wrażenie skoro nie siedzisz w głowach innych.

A Ty sam - jeśli ktoś w jakiejś dyskusji Ci ogłasza, ze Cię "zaorał", "pogrążył kompletnie" itp., czy cokolwiek podobnego, przyjmujesz taką deklarację z dobrodziejstwem inwentarza?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:39, 09 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Przecież to nie ja podałem te linki ale Katolikus. A ty już masz w pełni wyrobione zdanie o tym co tam jest, choć nawet tam nie zajrzałeś. Kolejny dobitny przykład tego, że gadasz wyłącznie sam ze sobą i słuchasz jedynie samego siebie

Pewnie gdyby chodziło o jeden przypadek, to bym się nie czepiał. I z resztą nie zamierzam nawet tego ciągnąć. Jeśli nie widzisz tego, że samo deklarowanie swoich zwycięstw, jako dyskusyjna "taniocha", jest bezproduktywne, to pewnie Cię nie przekonam.
Ale sobie myślę, że coś w Tobie Ci sugeruje, jakoby sens to miało. I trochę się nie mogę nadziwić temu, że z takim uporem deklarujesz te zwycięstwa i orania innych, pomimo że na nikim to nie wywarło wrażenia zgodnego z oczekiwaniami, czyli uznania, że jest tak, jak deklarujesz. Ale może to jest jakaś Twoja instynktowna reakcja... :think:



A skąd ty wiesz co na kim wywarło wrażenie skoro nie siedzisz w głowach innych.

A Ty sam - jeśli ktoś w jakiejś dyskusji Ci ogłasza, ze Cię "zaorał", "pogrążył kompletnie" itp., czy cokolwiek podobnego, przyjmujesz taką deklarację z dobrodziejstwem inwentarza?


Mówię mu aby takie twierdzenie wykazał. No ale jak ktoś z dyskusji ucieka to o żadnym "zaoraniu" mowy być nie może, no chyba że jego


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Wto 22:41, 09 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:27, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Przecież to nie ja podałem te linki ale Katolikus. A ty już masz w pełni wyrobione zdanie o tym co tam jest, choć nawet tam nie zajrzałeś. Kolejny dobitny przykład tego, że gadasz wyłącznie sam ze sobą i słuchasz jedynie samego siebie

Pewnie gdyby chodziło o jeden przypadek, to bym się nie czepiał. I z resztą nie zamierzam nawet tego ciągnąć. Jeśli nie widzisz tego, że samo deklarowanie swoich zwycięstw, jako dyskusyjna "taniocha", jest bezproduktywne, to pewnie Cię nie przekonam.
Ale sobie myślę, że coś w Tobie Ci sugeruje, jakoby sens to miało. I trochę się nie mogę nadziwić temu, że z takim uporem deklarujesz te zwycięstwa i orania innych, pomimo że na nikim to nie wywarło wrażenia zgodnego z oczekiwaniami, czyli uznania, że jest tak, jak deklarujesz. Ale może to jest jakaś Twoja instynktowna reakcja... :think:



A skąd ty wiesz co na kim wywarło wrażenie skoro nie siedzisz w głowach innych.

A Ty sam - jeśli ktoś w jakiejś dyskusji Ci ogłasza, ze Cię "zaorał", "pogrążył kompletnie" itp., czy cokolwiek podobnego, przyjmujesz taką deklarację z dobrodziejstwem inwentarza?


Mówię mu aby takie twierdzenie wykazał. No ale jak ktoś z dyskusji ucieka to o żadnym "zaoraniu" mowy być nie może, no chyba że jego

W takich sytuacjach typowe jest wskazanie COKOLWIEK i upieranie się, że to sprawę wyjaśnia. Irbisolowi napisałem odpowiedź "dupa dupa bum" na jego pytanie. Jest to odpowiedź uniwersalna, której każdy może sobie użyć, czym "udowadnia", że miał rację (bo później wpiera na żywca, że to tak jest).
Nic więcej nie trzeba.
Głoszenie w kółko to samo, czyli upieranie się, tak jest jak ktoś twierdzi, jest tą procedurą, która w takiej sytuacji "jest wystarczająca". Czasem można oczywiście dorzucić jakąś zmianę, upierać się na twardo, że od pewnego momentu coś innego już "było kończącym argumentem i zaoraniem oponenta", ale to jest niekonieczne, bo sama procedura w istocie i tak w 99% polega na UPIERANIU SIĘ, że jest tak, jak ktoś twierdzi. Czy zmienia preteksty tego upieranie się, czy w kółko przywołuje te same, to jest tylko drobny niuans kosmetyczny.
Jeśli wierzysz, że upieranie się wystarcza, to już nic więcej Ci nie jest potrzebne. Czy ze zewnątrz to widać?...
- Tak. To widać, że ktoś się tylko upiera, zaś rzekome "argumenty" są wyłącznie zasłonami dymnymi, bo 99% powodu dla uznawania swoich zwycięstw i słuszności wynika z samego uporu. Ale - powtórzę - to WIDAĆ, tego się nie da oszukać, jeśli patrzy na dyskusję jako tako kumaty obserwator.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:36, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Przecież to nie ja podałem te linki ale Katolikus. A ty już masz w pełni wyrobione zdanie o tym co tam jest, choć nawet tam nie zajrzałeś. Kolejny dobitny przykład tego, że gadasz wyłącznie sam ze sobą i słuchasz jedynie samego siebie

Pewnie gdyby chodziło o jeden przypadek, to bym się nie czepiał. I z resztą nie zamierzam nawet tego ciągnąć. Jeśli nie widzisz tego, że samo deklarowanie swoich zwycięstw, jako dyskusyjna "taniocha", jest bezproduktywne, to pewnie Cię nie przekonam.
Ale sobie myślę, że coś w Tobie Ci sugeruje, jakoby sens to miało. I trochę się nie mogę nadziwić temu, że z takim uporem deklarujesz te zwycięstwa i orania innych, pomimo że na nikim to nie wywarło wrażenia zgodnego z oczekiwaniami, czyli uznania, że jest tak, jak deklarujesz. Ale może to jest jakaś Twoja instynktowna reakcja... :think:



A skąd ty wiesz co na kim wywarło wrażenie skoro nie siedzisz w głowach innych.

A Ty sam - jeśli ktoś w jakiejś dyskusji Ci ogłasza, ze Cię "zaorał", "pogrążył kompletnie" itp., czy cokolwiek podobnego, przyjmujesz taką deklarację z dobrodziejstwem inwentarza?


Mówię mu aby takie twierdzenie wykazał. No ale jak ktoś z dyskusji ucieka to o żadnym "zaoraniu" mowy być nie może, no chyba że jego

W takich sytuacjach typowe jest wskazanie COKOLWIEK i upieranie się, że to sprawę wyjaśnia. Irbisolowi napisałem odpowiedź "dupa dupa bum" na jego pytanie. Jest to odpowiedź uniwersalna, której każdy może sobie użyć, czym "udowadnia", że miał rację (bo później wpiera na żywca, że to tak jest).
Nic więcej nie trzeba.
Głoszenie w kółko to samo, czyli upieranie się, tak jest jak ktoś twierdzi, jest tą procedurą, która w takiej sytuacji "jest wystarczająca". Czasem można oczywiście dorzucić jakąś zmianę, upierać się na twardo, że od pewnego momentu coś innego już "było kończącym argumentem i zaoraniem oponenta", ale to jest niekonieczne, bo sama procedura w istocie i tak w 99% polega na UPIERANIU SIĘ, że jest tak, jak ktoś twierdzi. Czy zmienia preteksty tego upieranie się, czy w kółko przywołuje te same, to jest tylko drobny niuans kosmetyczny.
Jeśli wierzysz, że upieranie się wystarcza, to już nic więcej Ci nie jest potrzebne. Czy ze zewnątrz to widać?...
- Tak. To widać, że ktoś się tylko upiera, zaś rzekome "argumenty" są wyłącznie zasłonami dymnymi, bo 99% powodu dla uznawania swoich zwycięstw i słuszności wynika z samego uporu. Ale - powtórzę - to WIDAĆ, tego się nie da oszukać, jeśli patrzy na dyskusję jako tako kumaty obserwator.


Ale ja nigdzie nie napisałem "dupa, dupa, bum". Argumenty jakie podałem Katolikusowi są bardzo konkretne, na przykład egzegeza greckiego miseo przy pomocy Septuaginty i greckiej konkordancji Stronga. Odpowiedzi na to nie dostałem i gość po prostu ulotnił się z dyskusji:

http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/dlaczego-bog-nie-zrobi-na-tym-swiecie-porzadku,21263-1300.html#773297

Tak więc takie argumenty podałem. A dla ciebie to jest to samo co "dupa, dupa, bum". Po prostu znowu gdzieś odleciałeś. Problem z tobą jest jak zawsze ten sam: jesteś odklejony od omawianego zagadnienia i dialogujesz jedynie sam ze sobą w swoim urojonym świecie


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 0:42, 10 Sty 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 1:18, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Przecież to nie ja podałem te linki ale Katolikus. A ty już masz w pełni wyrobione zdanie o tym co tam jest, choć nawet tam nie zajrzałeś. Kolejny dobitny przykład tego, że gadasz wyłącznie sam ze sobą i słuchasz jedynie samego siebie

Pewnie gdyby chodziło o jeden przypadek, to bym się nie czepiał. I z resztą nie zamierzam nawet tego ciągnąć. Jeśli nie widzisz tego, że samo deklarowanie swoich zwycięstw, jako dyskusyjna "taniocha", jest bezproduktywne, to pewnie Cię nie przekonam.
Ale sobie myślę, że coś w Tobie Ci sugeruje, jakoby sens to miało. I trochę się nie mogę nadziwić temu, że z takim uporem deklarujesz te zwycięstwa i orania innych, pomimo że na nikim to nie wywarło wrażenia zgodnego z oczekiwaniami, czyli uznania, że jest tak, jak deklarujesz. Ale może to jest jakaś Twoja instynktowna reakcja... :think:



A skąd ty wiesz co na kim wywarło wrażenie skoro nie siedzisz w głowach innych.

A Ty sam - jeśli ktoś w jakiejś dyskusji Ci ogłasza, ze Cię "zaorał", "pogrążył kompletnie" itp., czy cokolwiek podobnego, przyjmujesz taką deklarację z dobrodziejstwem inwentarza?


Mówię mu aby takie twierdzenie wykazał. No ale jak ktoś z dyskusji ucieka to o żadnym "zaoraniu" mowy być nie może, no chyba że jego

W takich sytuacjach typowe jest wskazanie COKOLWIEK i upieranie się, że to sprawę wyjaśnia. Irbisolowi napisałem odpowiedź "dupa dupa bum" na jego pytanie. Jest to odpowiedź uniwersalna, której każdy może sobie użyć, czym "udowadnia", że miał rację (bo później wpiera na żywca, że to tak jest).
Nic więcej nie trzeba.
Głoszenie w kółko to samo, czyli upieranie się, tak jest jak ktoś twierdzi, jest tą procedurą, która w takiej sytuacji "jest wystarczająca". Czasem można oczywiście dorzucić jakąś zmianę, upierać się na twardo, że od pewnego momentu coś innego już "było kończącym argumentem i zaoraniem oponenta", ale to jest niekonieczne, bo sama procedura w istocie i tak w 99% polega na UPIERANIU SIĘ, że jest tak, jak ktoś twierdzi. Czy zmienia preteksty tego upieranie się, czy w kółko przywołuje te same, to jest tylko drobny niuans kosmetyczny.
Jeśli wierzysz, że upieranie się wystarcza, to już nic więcej Ci nie jest potrzebne. Czy ze zewnątrz to widać?...
- Tak. To widać, że ktoś się tylko upiera, zaś rzekome "argumenty" są wyłącznie zasłonami dymnymi, bo 99% powodu dla uznawania swoich zwycięstw i słuszności wynika z samego uporu. Ale - powtórzę - to WIDAĆ, tego się nie da oszukać, jeśli patrzy na dyskusję jako tako kumaty obserwator.


Ale ja nigdzie nie napisałem "dupa, dupa, bum". Argumenty jakie podałem Katolikusowi są bardzo konkretne, na przykład egzegeza greckiego miseo przy pomocy Septuaginty i greckiej konkordancji Stronga. Odpowiedzi na to nie dostałem i gość po prostu ulotnił się z dyskusji:

http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/dlaczego-bog-nie-zrobi-na-tym-swiecie-porzadku,21263-1300.html#773297

A teraz spójrz może (choć jeden raz) SYMETRYCZNIE na te dyskusje. Katolikus Cię długo monitował abyś cokolwiek się zająknął o swoim stosunku do tych cytatów, w których jest opisywana miłość Boga. Bezskutecznie. Jedyne co z siebie byłeś tu w stanie wydusić, to to,że owe problemy "nie są problemem" dla Ciebie (bo de facto je omijasz, ignorujesz). Ja na swoim blogu zamieściłem ponad 100 cytatów z Biblii, które świadczą o miłości Boga. Gdybyś wziął każdy z nich i wyraził o każdym zdanie, JAK KONKRETNIE UWZGLĘDNIASZ je w swoich rozumowaniach, to byłbyś tu o tyle "czysty", że mógłbyś katolikusowi zarzucać: popatrz, ja na te wasze "pluszowe" cytaty odpowiedziałem, wyjaśniłem, że w moich rozumowaniach są one uwzględnione, ale z przyczyn takich to a takich, daję priorytet tym frazom o surowości. To wtedy rzeczywiście może być zaorał katolikusa, bo Ty zadanie wykonałbyś, a on nie. Tymczasem w kategorii UWZGLĘDNIENIA WE WŁASNYCH ROZUMOWANIACH CYTATÓW OPONENTA, z Twojej strony jest de facto wyłącznie postawa ignorowania.
Nawet jeśli katolikus czy ja, jakiegoś surowego cytatu "nie obsłużymy wyjaśnieniem" (nie przeczę, że tak może się zdarzyć), to będzie to może kilka takich sytuacji. Ale przynajmniej sporą część z nich wyjaśniliśmy (jak ja np. zrobiłem z cytatem "do mnie należy pomsta" http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/do-mnie-nalezy-pomsta-co-w-tym-tekscie-mowi-biblia,24635.html, albo jak wyjaśniał językowy problem słowa "wieczny" katolikus, albo jak wyjaśniano znacząco odmienne konteksty sformułowań "bać się Boga" i inne). Było wiele wyjaśnień Ci przedstawionych. Ty tych wyjaśnień w większości nawet nie skomentowałeś, albo był to komentarz zdawkowy, bez wyraźnego odniesienia się do argumentacji. Za to co chwila wklejasz te - wyjaśnione przez "pluszowych" - cytaty na nowo, jakby tamtych wyjaśnień nie było. A też dalej ich nie komentujesz, nie jesteś w stanie nawiązać polemiki z tamtymi argumentami. I teraz będziesz bardzo się upierał przy tym, jak to Ty zaorałeś swoich dyskutantów, bo może tych kilku najtrudniejszych dla nich cytatów nie obsłużyli, podczas gdy Ty nie miałeś nic do powiedzenia w kwestii około 100 cytatów! To jakie tu jest porównanie?!... :shock:
Myślisz, że tego nie widać, że "pluszowi" de facto mogą mieć problem z kilkoma cytatami, a Ty masz problem z setką takowych?...
Tak, wiem, jak zaregagujesz - standardowo - jak coś jest przeciw Twoim niedociągnięciom, to z miejsca odbijasz piłeczkę, czyli zawsze żądasz, aby o tym niewygodnym dla Ciebie zapomniano, bo teraz koniecznie trzeba się skupić na tym, co Ty właśnie wyciągnąłeś. Najwyraźniej wierzysz, że odwróciłeś uwagę, bo sie zająłeś odwrotną stroną medalu. Ale to nie jest tak. Masz sto cytatów nie obsłużonych, do zaliczenia. Masz dziesiątki argumentów zignorowanych, bo jedyną dla na nie Twoją "odpowiedzią" jest...
zawsze wyciągnięcie WŁASNYCH cytatów.
Uważasz może, ze za każdym razem tę uwagę odwróciłeś, że przekierowałeś uwagę z tego niewygodnego dla Ciebie, to WYCIĄGNĄŁEŚ INNY (własny) cytat. Ale to nie działa tak, ze wyciągnięcie jakiegokolwiek cytatu potwierdzenie surowości Boga w jakikolwiek sposób anulowało to, CZEGO NIE OBSŁUŻYŁEŚ W PRZEDSTAWIONYM TOBIE problemie. Ten problem nie wykasował się! On wciąż jest na Twoim koncie jako nieobsłużony.
Może w ostatecznym rozrachunku nie uda się nam "pluszowcom" wystarczająco przekonująco wytłumaczyć kilku (może kilkunastu) cytatów najbardziej "groźnych" z Biblii. Ale Ty na koncie uwzględnienia cytatów o miłości Boga masz właściwie ZERO skutecznego skomentowania. Więc jaki tu jest bilans?...
A ja patrzę NA BILANS, nie przyjmuję założenia, że pięć cytatów "groźnych" ma moc anulowania stu cytatów o miłości. Jeśli już coś tu uznaję, to UCZCIWE ZASADY BILANSOWANIA - cytat, za cytat. Pięć cytatów groźnych jest równoważonych pięcioma cytatami o miłości. A chyba nie negujesz, że te cytaty o miłości jednak w Biblii są...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 2:25, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Przecież to nie ja podałem te linki ale Katolikus. A ty już masz w pełni wyrobione zdanie o tym co tam jest, choć nawet tam nie zajrzałeś. Kolejny dobitny przykład tego, że gadasz wyłącznie sam ze sobą i słuchasz jedynie samego siebie

Pewnie gdyby chodziło o jeden przypadek, to bym się nie czepiał. I z resztą nie zamierzam nawet tego ciągnąć. Jeśli nie widzisz tego, że samo deklarowanie swoich zwycięstw, jako dyskusyjna "taniocha", jest bezproduktywne, to pewnie Cię nie przekonam.
Ale sobie myślę, że coś w Tobie Ci sugeruje, jakoby sens to miało. I trochę się nie mogę nadziwić temu, że z takim uporem deklarujesz te zwycięstwa i orania innych, pomimo że na nikim to nie wywarło wrażenia zgodnego z oczekiwaniami, czyli uznania, że jest tak, jak deklarujesz. Ale może to jest jakaś Twoja instynktowna reakcja... :think:



A skąd ty wiesz co na kim wywarło wrażenie skoro nie siedzisz w głowach innych.

A Ty sam - jeśli ktoś w jakiejś dyskusji Ci ogłasza, ze Cię "zaorał", "pogrążył kompletnie" itp., czy cokolwiek podobnego, przyjmujesz taką deklarację z dobrodziejstwem inwentarza?


Mówię mu aby takie twierdzenie wykazał. No ale jak ktoś z dyskusji ucieka to o żadnym "zaoraniu" mowy być nie może, no chyba że jego

W takich sytuacjach typowe jest wskazanie COKOLWIEK i upieranie się, że to sprawę wyjaśnia. Irbisolowi napisałem odpowiedź "dupa dupa bum" na jego pytanie. Jest to odpowiedź uniwersalna, której każdy może sobie użyć, czym "udowadnia", że miał rację (bo później wpiera na żywca, że to tak jest).
Nic więcej nie trzeba.
Głoszenie w kółko to samo, czyli upieranie się, tak jest jak ktoś twierdzi, jest tą procedurą, która w takiej sytuacji "jest wystarczająca". Czasem można oczywiście dorzucić jakąś zmianę, upierać się na twardo, że od pewnego momentu coś innego już "było kończącym argumentem i zaoraniem oponenta", ale to jest niekonieczne, bo sama procedura w istocie i tak w 99% polega na UPIERANIU SIĘ, że jest tak, jak ktoś twierdzi. Czy zmienia preteksty tego upieranie się, czy w kółko przywołuje te same, to jest tylko drobny niuans kosmetyczny.
Jeśli wierzysz, że upieranie się wystarcza, to już nic więcej Ci nie jest potrzebne. Czy ze zewnątrz to widać?...
- Tak. To widać, że ktoś się tylko upiera, zaś rzekome "argumenty" są wyłącznie zasłonami dymnymi, bo 99% powodu dla uznawania swoich zwycięstw i słuszności wynika z samego uporu. Ale - powtórzę - to WIDAĆ, tego się nie da oszukać, jeśli patrzy na dyskusję jako tako kumaty obserwator.


Ale ja nigdzie nie napisałem "dupa, dupa, bum". Argumenty jakie podałem Katolikusowi są bardzo konkretne, na przykład egzegeza greckiego miseo przy pomocy Septuaginty i greckiej konkordancji Stronga. Odpowiedzi na to nie dostałem i gość po prostu ulotnił się z dyskusji:

http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/dlaczego-bog-nie-zrobi-na-tym-swiecie-porzadku,21263-1300.html#773297

A teraz spójrz może (choć jeden raz) SYMETRYCZNIE na te dyskusje. Katolikus Cię długo monitował abyś cokolwiek się zająknął o swoim stosunku do tych cytatów, w których jest opisywana miłość Boga. Bezskutecznie. Jedyne co z siebie byłeś tu w stanie wydusić, to to,że owe problemy "nie są problemem" dla Ciebie (bo de facto je omijasz, ignorujesz). Ja na swoim blogu zamieściłem ponad 100 cytatów z Biblii, które świadczą o miłości Boga. Gdybyś wziął każdy z nich i wyraził o każdym zdanie, JAK KONKRETNIE UWZGLĘDNIASZ je w swoich rozumowaniach, to byłbyś tu o tyle "czysty", że mógłbyś katolikusowi zarzucać: popatrz, ja na te wasze "pluszowe" cytaty odpowiedziałem, wyjaśniłem, że w moich rozumowaniach są one uwzględnione, ale z przyczyn takich to a takich, daję priorytet tym frazom o surowości. To wtedy rzeczywiście może być zaorał katolikusa, bo Ty zadanie wykonałbyś, a on nie. Tymczasem w kategorii UWZGLĘDNIENIA WE WŁASNYCH ROZUMOWANIACH CYTATÓW OPONENTA, z Twojej strony jest de facto wyłącznie postawa ignorowania.
Nawet jeśli katolikus czy ja, jakiegoś surowego cytatu "nie obsłużymy wyjaśnieniem" (nie przeczę, że tak może się zdarzyć), to będzie to może kilka takich sytuacji. Ale przynajmniej sporą część z nich wyjaśniliśmy (jak ja np. zrobiłem z cytatem "do mnie należy pomsta" http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/do-mnie-nalezy-pomsta-co-w-tym-tekscie-mowi-biblia,24635.html, albo jak wyjaśniał językowy problem słowa "wieczny" katolikus, albo jak wyjaśniano znacząco odmienne konteksty sformułowań "bać się Boga" i inne). Było wiele wyjaśnień Ci przedstawionych. Ty tych wyjaśnień w większości nawet nie skomentowałeś, albo był to komentarz zdawkowy, bez wyraźnego odniesienia się do argumentacji. Za to co chwila wklejasz te - wyjaśnione przez "pluszowych" - cytaty na nowo, jakby tamtych wyjaśnień nie było. A też dalej ich nie komentujesz, nie jesteś w stanie nawiązać polemiki z tamtymi argumentami. I teraz będziesz bardzo się upierał przy tym, jak to Ty zaorałeś swoich dyskutantów, bo może tych kilku najtrudniejszych dla nich cytatów nie obsłużyli, podczas gdy Ty nie miałeś nic do powiedzenia w kwestii około 100 cytatów! To jakie tu jest porównanie?!... :shock:
Myślisz, że tego nie widać, że "pluszowi" de facto mogą mieć problem z kilkoma cytatami, a Ty masz problem z setką takowych?...
Tak, wiem, jak zaregagujesz - standardowo - jak coś jest przeciw Twoim niedociągnięciom, to z miejsca odbijasz piłeczkę, czyli zawsze żądasz, aby o tym niewygodnym dla Ciebie zapomniano, bo teraz koniecznie trzeba się skupić na tym, co Ty właśnie wyciągnąłeś. Najwyraźniej wierzysz, że odwróciłeś uwagę, bo sie zająłeś odwrotną stroną medalu. Ale to nie jest tak. Masz sto cytatów nie obsłużonych, do zaliczenia. Masz dziesiątki argumentów zignorowanych, bo jedyną dla na nie Twoją "odpowiedzią" jest...
zawsze wyciągnięcie WŁASNYCH cytatów.
Uważasz może, ze za każdym razem tę uwagę odwróciłeś, że przekierowałeś uwagę z tego niewygodnego dla Ciebie, to WYCIĄGNĄŁEŚ INNY (własny) cytat. Ale to nie działa tak, ze wyciągnięcie jakiegokolwiek cytatu potwierdzenie surowości Boga w jakikolwiek sposób anulowało to, CZEGO NIE OBSŁUŻYŁEŚ W PRZEDSTAWIONYM TOBIE problemie. Ten problem nie wykasował się! On wciąż jest na Twoim koncie jako nieobsłużony.
Może w ostatecznym rozrachunku nie uda się nam "pluszowcom" wystarczająco przekonująco wytłumaczyć kilku (może kilkunastu) cytatów najbardziej "groźnych" z Biblii. Ale Ty na koncie uwzględnienia cytatów o miłości Boga masz właściwie ZERO skutecznego skomentowania. Więc jaki tu jest bilans?...
A ja patrzę NA BILANS, nie przyjmuję założenia, że pięć cytatów "groźnych" ma moc anulowania stu cytatów o miłości. Jeśli już coś tu uznaję, to UCZCIWE ZASADY BILANSOWANIA - cytat, za cytat. Pięć cytatów groźnych jest równoważonych pięcioma cytatami o miłości. A chyba nie negujesz, że te cytaty o miłości jednak w Biblii są...


Znowu odleciałeś od tego o czym pisałem i zmieniłeś temat. Znowu nie odniosłeś się w ogóle do tego co napisałem. Przy okazji jak zwykle wyprodukowałeś ścianę tekstu ale treści w tym niewiele i można było to wszystko zmieścić w 3-4 zdaniach. Nigdy nie negowałem tego, że są teksty w Biblii mówiące o miłości Boga. Nie musiałem tego negować bo w żaden sposób nie przeczą one mojemu światopoglądowi. I nie ważne czy będzie tych tekstów sto czy milion. Komentarz będzie zawsze jeden bo ilość niczego tu nie zmienia. Ilość nic tu nie zmienia bo w tej samej Biblii są teksty mówiące o karze wiecznego piekła dla zatwardziałych grzeszników. A więc miłość Boga nie jest bezwarunkowa. To wy stawiacie tezę, że Bóg jest pluszowy więc wystarczy jeden cytat mówiący o karach Bożych aby tę waszą tezę obalić. A tekstów mówiących o karach Bożych jest w Biblii setki, a nie tylko jeden. Natomiast ja nie stawiam tezy, że Bóg jest tylko surowy. Teksty mówiące o miłości Boga nie falsyfikują więc mojej tezy. Moja teza głosi, zgodnie z Biblią, że Bóg oferuje miłość bezwarunkowo ale nieprzyjęcie tej miłości ściąga wieczną karę. Zarówno więc teksty mówiące o miłości Boga, jak i o karach Bożych, są w pełni kompatybilne z moim zrównoważonym światopoglądem. U was tak nie ma. U was jest albo albo. Albo Bóg jest pluszową miłością, albo jest sadystą. Pośródku już nic nie ma. Jest to oczywiście fałszywa dychotomia i niezdolność do dostrzegania stanów pośrednich. Sztywne podejście i sztywne rozumowanie. Chociaż to bardziej dotyczy Katolikusa niż ciebie bo u ciebie są jakieś próby harmonizacji. Wcześniej lub później kończysz w psychologizowaniu ale próby harmonizacji jednak są. I nie pisz mi, że na coś nie odpowiadałem bo wiele razy odpowiadałem na wszystko. W temacie bojaźni Bożej też odpowiadałem. To wy kasujecie wywody oponenta. I nie "zdawkowo" ale konkretnie odpowiadałem. To, że ty robisz ściany tekstu, w których treści jest niewiele i można ją zmieścić w trzech zdaniach, nie oznacza, że na coś odpowiadasz. Bo gadasz sam ze sobą


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 2:42, 10 Sty 2024, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6618
Przeczytał: 2 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 5:57, 10 Sty 2024    Temat postu:

Czy akurat Michał jest zwolennikiem "pluszowego Boga"? hmm :think:
Wspominał wiele razy o piekle i "lubił" wrzucać do niego zwłaszcza pyszałków.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 8:13, 10 Sty 2024    Temat postu:

Andy72 napisał:
Czy akurat Michał jest zwolennikiem "pluszowego Boga"? hmm :think:
Wspominał wiele razy o piekle i "lubił" wrzucać do niego zwłaszcza pyszałków.


Po przyciśnięciu do muru przyznaje, że kary Boże i piekło są. Gdy presja ustaje to od nowa uprawia pluszowizm. Katolikus tak samo, choć ten to nigdy nie przyzna, że kary Boże i piekło są. Przez klawiaturę mu to nie przejdzie. Dyszyński to przyzna ale kary Boże i piekło rozumie inaczej niż tradycyjnie. Dla niego to tylko jakaś refleksja psychologiczna, "stanięcie w prawdzie" i takie tam psychoterapeutyczne pierdoły. Biblia nic oczywiście o tym nie mówi, że piekło to tylko proces psychologiczny. To już tylko prywatne nauki Dyszyńskiego. Oczywiście na pewno w piekle będą zachodzić jakieś procesy psychologiczne bo człowiek z natury doznaje procesów psychologicznych w każdej sytuacji. Jednak sprowadzanie piekła tylko do procesów psychologicznych to jest już tylko prywatna nauka Dyszyńskiego. Biblia i oficjalna nauka Kościoła nic o tym nie wie. A Biblia wręcz postuluje, że kary w piekle będą fizyczne. Wielokrotnie mówi o literalnym ogniu itd. Do piekła będą wrzuceni ludzie po zmartwychwstaniu ze swoimi fizycznymi ciałami. Jak ktoś liczy na to, że będzie miał lekko w piekle na ciele, to oby się nie rozczarował. Wszelkie optymistyczne założenia co do piekła mogą kogoś bardzo drogo kosztować

Większość zbrodniarzy i grzeszników z radością przyjęłoby dobrą nowinę, że piekło ma tylko wymiar psychologiczny. Tak więc taka nauka służy szatanowi bo de facto strach przed piekłem znosi


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 8:20, 10 Sty 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:49, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

fedor napisał:
Znowu odleciałeś od tego o czym pisałem i zmieniłeś temat. Znowu nie odniosłeś się w ogóle do tego co napisałem. Przy okazji jak zwykle wyprodukowałeś ścianę tekstu ale treści w tym niewiele i można było to wszystko zmieścić w 3-4 zdaniach. Nigdy nie negowałem tego, że są teksty w Biblii mówiące o miłości Boga. Nie musiałem tego negować bo w żaden sposób nie przeczą one mojemu światopoglądowi. I nie ważne czy będzie tych tekstów sto czy milion. Komentarz będzie zawsze jeden bo ilość niczego tu nie zmienia. Ilość nic tu nie zmienia bo w tej samej Biblii są teksty mówiące o karze wiecznego piekła dla zatwardziałych grzeszników. A więc miłość Boga nie jest bezwarunkowa. To wy stawiacie tezę, że Bóg jest pluszowy więc wystarczy jeden cytat mówiący o karach Bożych aby tę waszą tezę obalić. A tekstów mówiących o karach Bożych jest w Biblii setki, a nie tylko jeden. Natomiast ja nie stawiam tezy, że Bóg jest tylko surowy. Teksty mówiące o miłości Boga nie falsyfikują więc mojej tezy. Moja teza głosi, zgodnie z Biblią, że Bóg oferuje miłość bezwarunkowo ale nieprzyjęcie tej miłości ściąga wieczną karę. Zarówno więc teksty mówiące o miłości Boga, jak i o karach Bożych, są w pełni kompatybilne z moim zrównoważonym światopoglądem. U was tak nie ma. U was jest albo albo. Albo Bóg jest pluszową miłością, albo jest sadystą. Pośródku już nic nie ma. Jest to oczywiście fałszywa dychotomia i niezdolność do dostrzegania stanów pośrednich. Sztywne podejście i sztywne rozumowanie. Chociaż to bardziej dotyczy Katolikusa niż ciebie bo u ciebie są jakieś próby harmonizacji. Wcześniej lub później kończysz w psychologizowaniu ale próby harmonizacji jednak są. I nie pisz mi, że na coś nie odpowiadałem bo wiele razy odpowiadałem na wszystko. W temacie bojaźni Bożej też odpowiadałem. To wy kasujecie wywody oponenta. I nie "zdawkowo" ale konkretnie odpowiadałem. To, że ty robisz ściany tekstu, w których treści jest niewiele i można ją zmieścić w trzech zdaniach, nie oznacza, że na coś odpowiadasz. Bo gadasz sam ze sobą

Z wyjątkiem pierwszego zdania w tym cytacie, niniejszym napisałeś wg mnie najbardziej swój merytoryczny i w końcu odnoszący się do tego, co Ci się pisze post. :brawo:
Wreszcie mamy Twoje stanowisko, a nie tylko kopie poprzednich wypowiedzi, połączone z brakiem określenia się co, jak i dlaczego. Tutaj się w końcu wziąłeś do roboty i podałeś całkiem zrozumiały opis, jak widzisz spraw, zamiast jak poprzednio, stosowania nieskutecznej metody: wypiszę ci cytat, a on sam z siebie wszystko wyjaśnia na moją stronę...
To teraz odpowiem z pewną przyjemnością, bo ze świadomością, że nie piszę tutaj z botem, tylko z osobą, która coś rozumie. A dodam, że co nieco wskazuje, iż może jesteśmy bliżej siebie w stanowiskach, niż to wcześniej się dało poznać. Choć jest tu pewien niuans.
Ja uznaję oba aspekty obrazu Boga w Biblii - surowy i pełen miłości. Ty piszesz, że też oba uznajesz. Ja też uważam, że groźne konsekwencje, ukazywane przez Biblię, są realne (groźba kary, także kary wiecznej). Choć przyznam, że patrząc na dyskusję to ową "niezdolność do postrzegania stanów pośrednich" diagnozowałbym raczej u Ciebie niż u "pluszowców". Poczytaj sobie własne teksty stawiając się na pozycji neutralnego czytelnika - zobaczysz, że one są ewidentnie "grą do jednej bramki", czyli od Ciebie jest przekaz bardzo jednostronny, skupiony całkowicie na tej surowości, surowości, surowości Biblii...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 15:11, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Znowu odleciałeś od tego o czym pisałem i zmieniłeś temat. Znowu nie odniosłeś się w ogóle do tego co napisałem. Przy okazji jak zwykle wyprodukowałeś ścianę tekstu ale treści w tym niewiele i można było to wszystko zmieścić w 3-4 zdaniach. Nigdy nie negowałem tego, że są teksty w Biblii mówiące o miłości Boga. Nie musiałem tego negować bo w żaden sposób nie przeczą one mojemu światopoglądowi. I nie ważne czy będzie tych tekstów sto czy milion. Komentarz będzie zawsze jeden bo ilość niczego tu nie zmienia. Ilość nic tu nie zmienia bo w tej samej Biblii są teksty mówiące o karze wiecznego piekła dla zatwardziałych grzeszników. A więc miłość Boga nie jest bezwarunkowa. To wy stawiacie tezę, że Bóg jest pluszowy więc wystarczy jeden cytat mówiący o karach Bożych aby tę waszą tezę obalić. A tekstów mówiących o karach Bożych jest w Biblii setki, a nie tylko jeden. Natomiast ja nie stawiam tezy, że Bóg jest tylko surowy. Teksty mówiące o miłości Boga nie falsyfikują więc mojej tezy. Moja teza głosi, zgodnie z Biblią, że Bóg oferuje miłość bezwarunkowo ale nieprzyjęcie tej miłości ściąga wieczną karę. Zarówno więc teksty mówiące o miłości Boga, jak i o karach Bożych, są w pełni kompatybilne z moim zrównoważonym światopoglądem. U was tak nie ma. U was jest albo albo. Albo Bóg jest pluszową miłością, albo jest sadystą. Pośródku już nic nie ma. Jest to oczywiście fałszywa dychotomia i niezdolność do dostrzegania stanów pośrednich. Sztywne podejście i sztywne rozumowanie. Chociaż to bardziej dotyczy Katolikusa niż ciebie bo u ciebie są jakieś próby harmonizacji. Wcześniej lub później kończysz w psychologizowaniu ale próby harmonizacji jednak są. I nie pisz mi, że na coś nie odpowiadałem bo wiele razy odpowiadałem na wszystko. W temacie bojaźni Bożej też odpowiadałem. To wy kasujecie wywody oponenta. I nie "zdawkowo" ale konkretnie odpowiadałem. To, że ty robisz ściany tekstu, w których treści jest niewiele i można ją zmieścić w trzech zdaniach, nie oznacza, że na coś odpowiadasz. Bo gadasz sam ze sobą

Z wyjątkiem pierwszego zdania w tym cytacie, niniejszym napisałeś wg mnie najbardziej swój merytoryczny i w końcu odnoszący się do tego, co Ci się pisze post. :brawo:
Wreszcie mamy Twoje stanowisko, a nie tylko kopie poprzednich wypowiedzi, połączone z brakiem określenia się co, jak i dlaczego. Tutaj się w końcu wziąłeś do roboty i podałeś całkiem zrozumiały opis, jak widzisz spraw, zamiast jak poprzednio, stosowania nieskutecznej metody: wypiszę ci cytat, a on sam z siebie wszystko wyjaśnia na moją stronę...
To teraz odpowiem z pewną przyjemnością, bo ze świadomością, że nie piszę tutaj z botem, tylko z osobą, która coś rozumie. A dodam, że co nieco wskazuje, iż może jesteśmy bliżej siebie w stanowiskach, niż to wcześniej się dało poznać. Choć jest tu pewien niuans.
Ja uznaję oba aspekty obrazu Boga w Biblii - surowy i pełen miłości. Ty piszesz, że też oba uznajesz. Ja też uważam, że groźne konsekwencje, ukazywane przez Biblię, są realne (groźba kary, także kary wiecznej). Choć przyznam, że patrząc na dyskusję to ową "niezdolność do postrzegania stanów pośrednich" diagnozowałbym raczej u Ciebie niż u "pluszowców". Poczytaj sobie własne teksty stawiając się na pozycji neutralnego czytelnika - zobaczysz, że one są ewidentnie "grą do jednej bramki", czyli od Ciebie jest przekaz bardzo jednostronny, skupiony całkowicie na tej surowości, surowości, surowości Biblii...


Problem w tym, że ja to wszystko wiele razy już pisałem i wreszcie za którymś razem do ciebie dotarło. W jakiś sposób się na chwilę odblokowałeś i przynajmniej część z tego co napisałem wreszcie do ciebie dotarło. Pytanie na jak długo. Pozostałe twoje oceny są tutaj w jakiś sposób zniekształconym odbiorem tego co piszę i nie mam na to wpływu. Oczywiście się z tymi ocenami nie zgadzam. Gdy kogoś czytasz to zminimalizuj udział siebie w tym wszystkim bo zauważyłem, że u ciebie ten udział jest większy niż u innych na tym forum. Zniekształcony odbiór jakiemu ulegasz może też być spowodowany tym, że w polemice stanowiska obu stron dążą do skrajnych przeciwstawnych punktów. Środek zdaje się tu znikać. Ale to wcale nie oznacza, że tego środka nie ma. Po prostu jest pomijany w dyskusji. Każda ze stron dąży do zaakcentowania jak najbardziej przeciwstawnych punktów widzenia i na tym właśnie polega polemika


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 15:12, 10 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 15:49, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Znowu odleciałeś od tego o czym pisałem i zmieniłeś temat. Znowu nie odniosłeś się w ogóle do tego co napisałem. Przy okazji jak zwykle wyprodukowałeś ścianę tekstu ale treści w tym niewiele i można było to wszystko zmieścić w 3-4 zdaniach. Nigdy nie negowałem tego, że są teksty w Biblii mówiące o miłości Boga. Nie musiałem tego negować bo w żaden sposób nie przeczą one mojemu światopoglądowi. I nie ważne czy będzie tych tekstów sto czy milion. Komentarz będzie zawsze jeden bo ilość niczego tu nie zmienia. Ilość nic tu nie zmienia bo w tej samej Biblii są teksty mówiące o karze wiecznego piekła dla zatwardziałych grzeszników. A więc miłość Boga nie jest bezwarunkowa. To wy stawiacie tezę, że Bóg jest pluszowy więc wystarczy jeden cytat mówiący o karach Bożych aby tę waszą tezę obalić. A tekstów mówiących o karach Bożych jest w Biblii setki, a nie tylko jeden. Natomiast ja nie stawiam tezy, że Bóg jest tylko surowy. Teksty mówiące o miłości Boga nie falsyfikują więc mojej tezy. Moja teza głosi, zgodnie z Biblią, że Bóg oferuje miłość bezwarunkowo ale nieprzyjęcie tej miłości ściąga wieczną karę. Zarówno więc teksty mówiące o miłości Boga, jak i o karach Bożych, są w pełni kompatybilne z moim zrównoważonym światopoglądem. U was tak nie ma. U was jest albo albo. Albo Bóg jest pluszową miłością, albo jest sadystą. Pośródku już nic nie ma. Jest to oczywiście fałszywa dychotomia i niezdolność do dostrzegania stanów pośrednich. Sztywne podejście i sztywne rozumowanie. Chociaż to bardziej dotyczy Katolikusa niż ciebie bo u ciebie są jakieś próby harmonizacji. Wcześniej lub później kończysz w psychologizowaniu ale próby harmonizacji jednak są. I nie pisz mi, że na coś nie odpowiadałem bo wiele razy odpowiadałem na wszystko. W temacie bojaźni Bożej też odpowiadałem. To wy kasujecie wywody oponenta. I nie "zdawkowo" ale konkretnie odpowiadałem. To, że ty robisz ściany tekstu, w których treści jest niewiele i można ją zmieścić w trzech zdaniach, nie oznacza, że na coś odpowiadasz. Bo gadasz sam ze sobą

Z wyjątkiem pierwszego zdania w tym cytacie, niniejszym napisałeś wg mnie najbardziej swój merytoryczny i w końcu odnoszący się do tego, co Ci się pisze post. :brawo:
Wreszcie mamy Twoje stanowisko, a nie tylko kopie poprzednich wypowiedzi, połączone z brakiem określenia się co, jak i dlaczego. Tutaj się w końcu wziąłeś do roboty i podałeś całkiem zrozumiały opis, jak widzisz spraw, zamiast jak poprzednio, stosowania nieskutecznej metody: wypiszę ci cytat, a on sam z siebie wszystko wyjaśnia na moją stronę...
To teraz odpowiem z pewną przyjemnością, bo ze świadomością, że nie piszę tutaj z botem, tylko z osobą, która coś rozumie. A dodam, że co nieco wskazuje, iż może jesteśmy bliżej siebie w stanowiskach, niż to wcześniej się dało poznać. Choć jest tu pewien niuans.
Ja uznaję oba aspekty obrazu Boga w Biblii - surowy i pełen miłości. Ty piszesz, że też oba uznajesz. Ja też uważam, że groźne konsekwencje, ukazywane przez Biblię, są realne (groźba kary, także kary wiecznej). Choć przyznam, że patrząc na dyskusję to ową "niezdolność do postrzegania stanów pośrednich" diagnozowałbym raczej u Ciebie niż u "pluszowców". Poczytaj sobie własne teksty stawiając się na pozycji neutralnego czytelnika - zobaczysz, że one są ewidentnie "grą do jednej bramki", czyli od Ciebie jest przekaz bardzo jednostronny, skupiony całkowicie na tej surowości, surowości, surowości Biblii...


Problem w tym, że ja to wszystko wiele razy już pisałem i wreszcie za którymś razem do ciebie dotarło. W jakiś sposób się na chwilę odblokowałeś i przynajmniej część z tego co napisałem wreszcie do ciebie dotarło. Pytanie na jak długo. Pozostałe twoje oceny są tutaj w jakiś sposób zniekształconym odbiorem tego co piszę i nie mam na to wpływu. Oczywiście się z tymi ocenami nie zgadzam. Gdy kogoś czytasz to zminimalizuj udział siebie w tym wszystkim bo zauważyłem, że u ciebie ten udział jest większy niż u innych na tym forum. Zniekształcony odbiór jakiemu ulegasz może też być spowodowany tym, że w polemice stanowiska obu stron dążą do skrajnych przeciwstawnych punktów. Środek zdaje się tu znikać. Ale to wcale nie oznacza, że tego środka nie ma. Po prostu jest pomijany w dyskusji. Każda ze stron dąży do zaakcentowania jak najbardziej przeciwstawnych punktów widzenia i na tym właśnie polega polemika


A próbowałeś KIEDYKOLWIEK przeczytać własne posty z nastawieniem: jak by je odebrała osoba NEUTRALNIE NASTAWIONA do sprawy?...
Myślisz, że bycie największym, najtwardszym BETONEM w sensie dyskusyjnej nieprzekonywalności to powód do wielkiej chwały?
Szczyciłeś się kiedyś jako "fanatyk". Zapewne uważasz fanatyzm za coś wartościowego, bo związanego z postawą zaangażowania. Ja widzę fanatyzm jako BIERNOŚĆ I ZANIECHANIE.
Fanatyzm jest biernością, ZANIECHANIEM URUCHOMIENIA WYŻSZYCH FUNKCJI ROZUMIENIA.


Fanatyk jest "zaangażowany" w tym sensie, że funkcjonuje baran, który powtarzalnością walenia łbem w coś wykazuje swoją sprawczość. Ten sam baran jest jednak sztandarowym przykładem BRAKU ZAANGAŻOWANIA FUNKCJI SWOJEGO UMYSŁU.

Są naprzeciw siebie dwie formy zaangażowania:
Zaangażowanie na sposób fanatyczny, czyli PRYMITYWNY, polegające na silnym podtrzymywaniu samej emocji i woli pchania, walenia w coś, wpierania, wpychania. Wszystko w najbardziej siłowy, prostacki, nieużywający inteligencji, rozumienia, uwzględniania głębszej wiedzy o sprawie sposób.
Zaangażowanie PEŁNIĄ MOCY MENTALNYCH, czyli uruchamianie wrażliwości, rozumienia, pomysłowości, krytycyzmu, ale też i jakiejś formy siły i woli - głębsze, wszechstronne rozumienie nie jest fanatyczne, bo jest czujne, rozumiejące, dostosowawcze, związane z UMIEJĘTNOŚCIĄ ELASTYCZNEGO REAGOWANIA, użycia inteligencji, subtelnej intuicji, wyższych postaci rozumienia i psychiki.

Fanatyzm, stawiający na proste emocje i prostackie ujęcia spraw jest zatem wyrazem BIERNOŚCI I ZANIECHANIA w sensie całości możliwego zaangażowania osoby w sprawę. Fanatyk, skupiający się najczęściej na jakimś tam pokonywaniu wrogów, na procedowaniu w sobie agresywnych uczuć (co zaspokaja jego emocje, które się już nakręciły na wrogość i pragnących zwycięstwa, dominacji) w istocie pokazuje Bogu swój środkowy palec w kwestii dążenia do Niego, poszukiwania Go, działania w Jego sprawie. Fanatyk w istocie rozładowuje głównie swoją niedającą się ukoić złość i frustrację na to, że nie był w stanie ułożyć się z sobą, ze swoimi emocjami, celami, pragnieniami. Więc fanatyk wali- niczym baran - łbem we wszystko, co po drodze, co sobie życzeniowo zaklasyfikuje jako "wrogie". Bo wróg mu jest żywotnie potrzebny, aby się fanatyk mógł rozładowywać.

Fanatyzm jest niedojrzałą formą zaangażowania, skupioną na jakiejś POŚREDNIEJ, JESZCZE NIESPRAWDZONEJ POSTACI ROZUMIENIA sprawy, stawiającej wszystko na to, co dane w bieżącej formie. Fanatyk, skupiający się WYŁĄCZNIE NA ZNANYCH AKTUALNIE postaciach idei, blokuje w sobie rozwój rozumienia tego, o co walczy, czym automatycznie okazuje jakąś formę swojego lekceważenia, pogardy temu co wyższe. Fanatyk wywyższa to, co bieżące, to co znane, to co umie nazwać dzisiaj, a wykazuje się postawą wzgardy wobec tego, co objawi się jako pełna, dojrzała forma rozumienia danej idei.
Fanatyk jest zaangażowany, ale zaangażowany tylko częściowo, a do tego w niedoskonałą, ledwie się ujawniającą postać tego, co fanatyk miałby wspierać.

Życie pokazuje, że wiele rozpoznań, wartościowań zmienia się, gdy poznamy głębszą warstwę spraw. Naiwne, skrajne stawianie na jedną stronę medalu zwykle doprowadza do błędu, nawet do katastrofy. Ludzkość nieustannie się przekonuje, że trwałe dobro zapewnia jedynie RÓWNOWAGA tendencji i ZROZUMIENIE MECHANIZMÓW. Praktycznie wszystkie działania skrajne i jednostronnie ekspansywne prowadzą do zła. Jako ludzkość przekonujemy się o tym na każdym kroku, że praktycznie KAŻDY NADMIAR OBRACA SIE PRZECIW sensowi i dobru.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:30, 10 Sty 2024    Temat postu:

fedor napisał:
Moja teza głosi, zgodnie z Biblią, że Bóg oferuje miłość bezwarunkowo ale nieprzyjęcie tej miłości ściąga wieczną karę. Zarówno więc teksty mówiące o miłości Boga, jak i o karach Bożych, są w pełni kompatybilne z moim zrównoważonym światopoglądem.
Michał Dyszyński napisał:
A dodam, że co nieco wskazuje, iż może jesteśmy bliżej siebie w stanowiskach, niż to wcześniej się dało poznać. Choć jest tu pewien niuans.
Ja uznaję oba aspekty obrazu Boga w Biblii - surowy i pełen miłości. Ty piszesz, że też oba uznajesz. Ja też uważam, że groźne konsekwencje, ukazywane przez Biblię, są realne (groźba kary, także kary wiecznej).


Co?! :shock: Czy ci się Michał ktoś na konto włamał? Ty to piszesz? Bliskie stanowiska? :shock: fedor uważa, że:
- "kary w piekle będą fizyczne"
- "Do piekła będą wrzuceni ludzie po zmartwychwstaniu ze swoimi fizycznymi ciałami"
- "Bóg wie co robi gdy dla takich zatwardziałych buntowników przewidział piekło"
- "niespłacony grzech wobec nieskończenie świętego Boga zaciąga nieskończoną karę"
- "uczą o karze wiecznego piekła dla zatwardziałych grzeszników"

To tylko kilka cytatów z dziś i wczoraj. To jest jego interpretacja Biblii. Może zróbcie sobie porównanie stanowisk, bo ja nie wierzę, że jesteście blisko w swoich stanowiskach. A jak jesteście to ja jestem w ciężkim szoku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:59, 10 Sty 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
fedor napisał:
Moja teza głosi, zgodnie z Biblią, że Bóg oferuje miłość bezwarunkowo ale nieprzyjęcie tej miłości ściąga wieczną karę. Zarówno więc teksty mówiące o miłości Boga, jak i o karach Bożych, są w pełni kompatybilne z moim zrównoważonym światopoglądem.
Michał Dyszyński napisał:
A dodam, że co nieco wskazuje, iż może jesteśmy bliżej siebie w stanowiskach, niż to wcześniej się dało poznać. Choć jest tu pewien niuans.
Ja uznaję oba aspekty obrazu Boga w Biblii - surowy i pełen miłości. Ty piszesz, że też oba uznajesz. Ja też uważam, że groźne konsekwencje, ukazywane przez Biblię, są realne (groźba kary, także kary wiecznej).


Co?! :shock: Czy ci się Michał ktoś na konto włamał? Ty to piszesz? Bliskie stanowiska? :shock: fedor uważa, że:
- "kary w piekle będą fizyczne"
- "Do piekła będą wrzuceni ludzie po zmartwychwstaniu ze swoimi fizycznymi ciałami"
- "Bóg wie co robi gdy dla takich zatwardziałych buntowników przewidział piekło"
- "niespłacony grzech wobec nieskończenie świętego Boga zaciąga nieskończoną karę"
- "uczą o karze wiecznego piekła dla zatwardziałych grzeszników"

To tylko kilka cytatów z dziś i wczoraj. To jest jego interpretacja Biblii. Może zróbcie sobie porównanie stanowisk, bo ja nie wierzę, że jesteście blisko w swoich stanowiskach. A jak jesteście to ja jestem w ciężkim szoku.

Bliskość stanowisk (w jednym aspekcie) nie oznacza tożsamości stanowisk!

Nie wiem oczywiście jak to na pewno w piekle będzie, ale NIE stawiam na to, żeby:
- kary w piekle miały być fizyczne (jak w ogóle dusza miałaby "fizyczne" kary odczuwać?
- także mocno dziwne wydaje mi się, aby Bóg miał ciało grzesznika wskrzeszać z martwych, tylko po to, aby potem je dręczyć.
itp.
Zbliżenie stanowisk zachodzi głównie w tym, że chodzi o należy uwzględniać (co pisał fedor) "stany pośrednie", a nie rozpatrywać wszystko skrajnie, czarno - bialo. Ja też uważam, że właśnie sensu trzeba poszukiwać w owych stanach pośrednich, choć JAK tego poszukiwać w owych stanach, pewnie będzie mnie z fedorem różniło.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:32, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Znowu odleciałeś od tego o czym pisałem i zmieniłeś temat. Znowu nie odniosłeś się w ogóle do tego co napisałem. Przy okazji jak zwykle wyprodukowałeś ścianę tekstu ale treści w tym niewiele i można było to wszystko zmieścić w 3-4 zdaniach. Nigdy nie negowałem tego, że są teksty w Biblii mówiące o miłości Boga. Nie musiałem tego negować bo w żaden sposób nie przeczą one mojemu światopoglądowi. I nie ważne czy będzie tych tekstów sto czy milion. Komentarz będzie zawsze jeden bo ilość niczego tu nie zmienia. Ilość nic tu nie zmienia bo w tej samej Biblii są teksty mówiące o karze wiecznego piekła dla zatwardziałych grzeszników. A więc miłość Boga nie jest bezwarunkowa. To wy stawiacie tezę, że Bóg jest pluszowy więc wystarczy jeden cytat mówiący o karach Bożych aby tę waszą tezę obalić. A tekstów mówiących o karach Bożych jest w Biblii setki, a nie tylko jeden. Natomiast ja nie stawiam tezy, że Bóg jest tylko surowy. Teksty mówiące o miłości Boga nie falsyfikują więc mojej tezy. Moja teza głosi, zgodnie z Biblią, że Bóg oferuje miłość bezwarunkowo ale nieprzyjęcie tej miłości ściąga wieczną karę. Zarówno więc teksty mówiące o miłości Boga, jak i o karach Bożych, są w pełni kompatybilne z moim zrównoważonym światopoglądem. U was tak nie ma. U was jest albo albo. Albo Bóg jest pluszową miłością, albo jest sadystą. Pośródku już nic nie ma. Jest to oczywiście fałszywa dychotomia i niezdolność do dostrzegania stanów pośrednich. Sztywne podejście i sztywne rozumowanie. Chociaż to bardziej dotyczy Katolikusa niż ciebie bo u ciebie są jakieś próby harmonizacji. Wcześniej lub później kończysz w psychologizowaniu ale próby harmonizacji jednak są. I nie pisz mi, że na coś nie odpowiadałem bo wiele razy odpowiadałem na wszystko. W temacie bojaźni Bożej też odpowiadałem. To wy kasujecie wywody oponenta. I nie "zdawkowo" ale konkretnie odpowiadałem. To, że ty robisz ściany tekstu, w których treści jest niewiele i można ją zmieścić w trzech zdaniach, nie oznacza, że na coś odpowiadasz. Bo gadasz sam ze sobą

Z wyjątkiem pierwszego zdania w tym cytacie, niniejszym napisałeś wg mnie najbardziej swój merytoryczny i w końcu odnoszący się do tego, co Ci się pisze post. :brawo:
Wreszcie mamy Twoje stanowisko, a nie tylko kopie poprzednich wypowiedzi, połączone z brakiem określenia się co, jak i dlaczego. Tutaj się w końcu wziąłeś do roboty i podałeś całkiem zrozumiały opis, jak widzisz spraw, zamiast jak poprzednio, stosowania nieskutecznej metody: wypiszę ci cytat, a on sam z siebie wszystko wyjaśnia na moją stronę...
To teraz odpowiem z pewną przyjemnością, bo ze świadomością, że nie piszę tutaj z botem, tylko z osobą, która coś rozumie. A dodam, że co nieco wskazuje, iż może jesteśmy bliżej siebie w stanowiskach, niż to wcześniej się dało poznać. Choć jest tu pewien niuans.
Ja uznaję oba aspekty obrazu Boga w Biblii - surowy i pełen miłości. Ty piszesz, że też oba uznajesz. Ja też uważam, że groźne konsekwencje, ukazywane przez Biblię, są realne (groźba kary, także kary wiecznej). Choć przyznam, że patrząc na dyskusję to ową "niezdolność do postrzegania stanów pośrednich" diagnozowałbym raczej u Ciebie niż u "pluszowców". Poczytaj sobie własne teksty stawiając się na pozycji neutralnego czytelnika - zobaczysz, że one są ewidentnie "grą do jednej bramki", czyli od Ciebie jest przekaz bardzo jednostronny, skupiony całkowicie na tej surowości, surowości, surowości Biblii...


Problem w tym, że ja to wszystko wiele razy już pisałem i wreszcie za którymś razem do ciebie dotarło. W jakiś sposób się na chwilę odblokowałeś i przynajmniej część z tego co napisałem wreszcie do ciebie dotarło. Pytanie na jak długo. Pozostałe twoje oceny są tutaj w jakiś sposób zniekształconym odbiorem tego co piszę i nie mam na to wpływu. Oczywiście się z tymi ocenami nie zgadzam. Gdy kogoś czytasz to zminimalizuj udział siebie w tym wszystkim bo zauważyłem, że u ciebie ten udział jest większy niż u innych na tym forum. Zniekształcony odbiór jakiemu ulegasz może też być spowodowany tym, że w polemice stanowiska obu stron dążą do skrajnych przeciwstawnych punktów. Środek zdaje się tu znikać. Ale to wcale nie oznacza, że tego środka nie ma. Po prostu jest pomijany w dyskusji. Każda ze stron dąży do zaakcentowania jak najbardziej przeciwstawnych punktów widzenia i na tym właśnie polega polemika


A próbowałeś KIEDYKOLWIEK przeczytać własne posty z nastawieniem: jak by je odebrała osoba NEUTRALNIE NASTAWIONA do sprawy?...
Myślisz, że bycie największym, najtwardszym BETONEM w sensie dyskusyjnej nieprzekonywalności to powód do wielkiej chwały?
Szczyciłeś się kiedyś jako "fanatyk". Zapewne uważasz fanatyzm za coś wartościowego, bo związanego z postawą zaangażowania. Ja widzę fanatyzm jako BIERNOŚĆ I ZANIECHANIE.
Fanatyzm jest biernością, ZANIECHANIEM URUCHOMIENIA WYŻSZYCH FUNKCJI ROZUMIENIA.


Fanatyk jest "zaangażowany" w tym sensie, że funkcjonuje baran, który powtarzalnością walenia łbem w coś wykazuje swoją sprawczość. Ten sam baran jest jednak sztandarowym przykładem BRAKU ZAANGAŻOWANIA FUNKCJI SWOJEGO UMYSŁU.

Są naprzeciw siebie dwie formy zaangażowania:
Zaangażowanie na sposób fanatyczny, czyli PRYMITYWNY, polegające na silnym podtrzymywaniu samej emocji i woli pchania, walenia w coś, wpierania, wpychania. Wszystko w najbardziej siłowy, prostacki, nieużywający inteligencji, rozumienia, uwzględniania głębszej wiedzy o sprawie sposób.
Zaangażowanie PEŁNIĄ MOCY MENTALNYCH, czyli uruchamianie wrażliwości, rozumienia, pomysłowości, krytycyzmu, ale też i jakiejś formy siły i woli - głębsze, wszechstronne rozumienie nie jest fanatyczne, bo jest czujne, rozumiejące, dostosowawcze, związane z UMIEJĘTNOŚCIĄ ELASTYCZNEGO REAGOWANIA, użycia inteligencji, subtelnej intuicji, wyższych postaci rozumienia i psychiki.

Fanatyzm, stawiający na proste emocje i prostackie ujęcia spraw jest zatem wyrazem BIERNOŚCI I ZANIECHANIA w sensie całości możliwego zaangażowania osoby w sprawę. Fanatyk, skupiający się najczęściej na jakimś tam pokonywaniu wrogów, na procedowaniu w sobie agresywnych uczuć (co zaspokaja jego emocje, które się już nakręciły na wrogość i pragnących zwycięstwa, dominacji) w istocie pokazuje Bogu swój środkowy palec w kwestii dążenia do Niego, poszukiwania Go, działania w Jego sprawie. Fanatyk w istocie rozładowuje głównie swoją niedającą się ukoić złość i frustrację na to, że nie był w stanie ułożyć się z sobą, ze swoimi emocjami, celami, pragnieniami. Więc fanatyk wali- niczym baran - łbem we wszystko, co po drodze, co sobie życzeniowo zaklasyfikuje jako "wrogie". Bo wróg mu jest żywotnie potrzebny, aby się fanatyk mógł rozładowywać.

Fanatyzm jest niedojrzałą formą zaangażowania, skupioną na jakiejś POŚREDNIEJ, JESZCZE NIESPRAWDZONEJ POSTACI ROZUMIENIA sprawy, stawiającej wszystko na to, co dane w bieżącej formie. Fanatyk, skupiający się WYŁĄCZNIE NA ZNANYCH AKTUALNIE postaciach idei, blokuje w sobie rozwój rozumienia tego, o co walczy, czym automatycznie okazuje jakąś formę swojego lekceważenia, pogardy temu co wyższe. Fanatyk wywyższa to, co bieżące, to co znane, to co umie nazwać dzisiaj, a wykazuje się postawą wzgardy wobec tego, co objawi się jako pełna, dojrzała forma rozumienia danej idei.
Fanatyk jest zaangażowany, ale zaangażowany tylko częściowo, a do tego w niedoskonałą, ledwie się ujawniającą postać tego, co fanatyk miałby wspierać.

Życie pokazuje, że wiele rozpoznań, wartościowań zmienia się, gdy poznamy głębszą warstwę spraw. Naiwne, skrajne stawianie na jedną stronę medalu zwykle doprowadza do błędu, nawet do katastrofy. Ludzkość nieustannie się przekonuje, że trwałe dobro zapewnia jedynie RÓWNOWAGA tendencji i ZROZUMIENIE MECHANIZMÓW. Praktycznie wszystkie działania skrajne i jednostronnie ekspansywne prowadzą do zła. Jako ludzkość przekonujemy się o tym na każdym kroku, że praktycznie KAŻDY NADMIAR OBRACA SIE PRZECIW sensowi i dobru.


Znowu ściana tekstu, choć całą tę treść można by zmieścić w 3-4 zdaniach. Poza tym jak zwykle chochoły i polemizujesz tu w zasadzie z konstrukcjami myślowymi, które nie istnieją nigdzie poza twoją głową. Zaangażowanie to jeszcze nie fanatyzm. No i tak jak pisałem - nie jestem odpowiedzialny za wykrzywiony odbiór tego co piszę i nie mam na to wpływu. A jak ktoś czyta innych przez swoje zniekształcone okulary swych tendencyjnych uprzedzeń, to wychodzi mu to co mu wychodzi

Zaś co do fanatyzmu to Jezus oddał życie na krzyżu za ciebie i za mnie. Apostołowie oddali życie za wiarę. To jest dopiero fanatyzm. Ciekaw jestem czy ty byś oddał życie za wiarę w Jezusa. A tego właśnie Jezus żąda w sytuacji zagrożenia:

«Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je" (Mt 16,24-25)

Zaparłbyś się Jezusa w obliczu męczeństwa?

"Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie" (Mt 10,32-33)

Wybór jest prosty. Wypierasz się Jezusa - odpadasz w Jego oczach. Przyznajesz się do Niego w obliczu zagrożenia - zostajesz męczennikiem, co jest już de facto fanatyzmem. Trzeciej opcji tu nie ma. To jest zerojedynkowe


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 19:27, 10 Sty 2024, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:46, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

fedor napisał:
Znowu ściana tekstu, choć całą tę treść można by zmieścić w 3-4 zdaniach. Zaangażowanie to jeszcze nie fanatyzm. No i tak jak pisałem - nie jestem odpowiedzialny za wykrzywiony odbiór tego co piszę i nie mam na to wpływu. A jak ktoś czyta innych przez swoje zniekształcone okulary swych tendencyjnych uprzedzeń, to wychodzi mu to co mu wychodzi

Zatem pewnie zapomniałeś, ale jest tu na forum Twój post, w którym jawnie się określasz jako "fanatyk". I zdajesz się być z tego nawet chyba dumny. Jeśli się to zmieniło, a nie chciałbyś, aby nieaktualne deklaracje o Tobie pozostawały na forum, to radzę Ci odszukać tamten post i wyedytować go.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:58, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Znowu ściana tekstu, choć całą tę treść można by zmieścić w 3-4 zdaniach. Zaangażowanie to jeszcze nie fanatyzm. No i tak jak pisałem - nie jestem odpowiedzialny za wykrzywiony odbiór tego co piszę i nie mam na to wpływu. A jak ktoś czyta innych przez swoje zniekształcone okulary swych tendencyjnych uprzedzeń, to wychodzi mu to co mu wychodzi

Zatem pewnie zapomniałeś, ale jest tu na forum Twój post, w którym jawnie się określasz jako "fanatyk". I zdajesz się być z tego nawet chyba dumny. Jeśli się to zmieniło, a nie chciałbyś, aby nieaktualne deklaracje o Tobie pozostawały na forum, to radzę Ci odszukać tamten post i wyedytować go.


Prawdziwy chrześcijanin z definicji jest fanatykiem. Jezus oddał życie na krzyżu za ciebie i za mnie. Apostołowie oddali życie za wiarę. To jest dopiero fanatyzm. Ciekaw jestem czy ty byś oddał życie za wiarę w Jezusa. A tego właśnie Jezus żąda w sytuacji zagrożenia:

«Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je" (Mt 16,24-25)

Zaparłbyś się Jezusa w obliczu męczeństwa?

"Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie" (Mt 10,32-33)

Wybór jest prosty. Wypierasz się Jezusa - odpadasz w Jego oczach. Przyznajesz się do Niego w obliczu zagrożenia - zostajesz męczennikiem i to jest dopiero fanatyzm. Trzeciej opcji tu nie ma. To jest zerojedynkowe

Fanatycy islamscy oddają życie za wiarę. A tu proszę - Jezus żąda tego samego

Ciekaw jestem co zrobisz z tymi fanatycznymi żądaniami Jezusa w obliczu tego swojego rozmemłanego lewackiego liberalizmu :mrgreen:

Fanatycznych żądań Jezusa wobec Jego wyznawców jest o wiele więcej:

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 19:29, 10 Sty 2024, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:27, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Znowu ściana tekstu, choć całą tę treść można by zmieścić w 3-4 zdaniach. Zaangażowanie to jeszcze nie fanatyzm. No i tak jak pisałem - nie jestem odpowiedzialny za wykrzywiony odbiór tego co piszę i nie mam na to wpływu. A jak ktoś czyta innych przez swoje zniekształcone okulary swych tendencyjnych uprzedzeń, to wychodzi mu to co mu wychodzi

Zatem pewnie zapomniałeś, ale jest tu na forum Twój post, w którym jawnie się określasz jako "fanatyk". I zdajesz się być z tego nawet chyba dumny. Jeśli się to zmieniło, a nie chciałbyś, aby nieaktualne deklaracje o Tobie pozostawały na forum, to radzę Ci odszukać tamten post i wyedytować go.


Prawdziwy chrześcijanin z definicji jest fanatykiem. Jezus oddał życie na krzyżu za ciebie i za mnie. Apostołowie oddali życie za wiarę. To jest dopiero fanatyzm. Ciekaw jestem czy ty byś oddał życie za wiarę w Jezusa. A tego właśnie Jezus żąda w sytuacji zagrożenia:

«Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je" (Mt 16,24-25)

Zaparłbyś się Jezusa w obliczu męczeństwa?

"Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie" (Mt 10,32-33)

Wybór jest prosty. Wypierasz się Jezusa - odpadasz w Jego oczach. Przyznajesz się do Niego w obliczu zagrożenia - zostajesz męczennikiem i to jest dopiero fanatyzm. Trzeciej opcji tu nie ma. To jest zerojedynkowe

Ciekaw jestem co zrobisz z tymi fanatycznymi żądaniami Jezusa w obliczu tego swojego rozmemłanego lewactwa :mrgreen:

Ja uważam, że prawdziwy chrześcijanin właśnie NIE jest fanatykiem.
Oczywiście tu mamy podstawowe pytanie o definicję fanatyzmu. Gdyby fanatyzm oznaczał po prostu tylko mocne zaangażowanie po jakiejś stronie, to bym się z Tobą zgodził.

Jednak ja przyjmuję inną definicję fanatyzmu.
Fanatyzm (w typowym językowo rozumieniu) = zaangażowanie ŚLEPE w jakąś sprawę, zaangażowanie skupiające się na ZEWNĘTRZNYCH FORMACH, pozbawione wsparcia przez wyższe funkcje osobowości, umysłowości, stroniące od zrozumienia głębiej problemów i zagadnień związanych z daną sprawą, a za to skupione na najprostszym tej sprawy odbiorze, często odbiorze mylnym, związanym z powierzchownym odbiorem, byciem manipulowanym czy to przez własne bezwiedne mechanizmy poznawcze, czy (często wrogie) podmioty zewnętrzne.

Fanatyzm w literaturze, mediach, w odbiorze większości ludzi jest wg mnie tak właśnie - negatywnie, jako forma prostactwa mentalnego - rozumiany i traktowany.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:40, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Znowu ściana tekstu, choć całą tę treść można by zmieścić w 3-4 zdaniach. Zaangażowanie to jeszcze nie fanatyzm. No i tak jak pisałem - nie jestem odpowiedzialny za wykrzywiony odbiór tego co piszę i nie mam na to wpływu. A jak ktoś czyta innych przez swoje zniekształcone okulary swych tendencyjnych uprzedzeń, to wychodzi mu to co mu wychodzi

Zatem pewnie zapomniałeś, ale jest tu na forum Twój post, w którym jawnie się określasz jako "fanatyk". I zdajesz się być z tego nawet chyba dumny. Jeśli się to zmieniło, a nie chciałbyś, aby nieaktualne deklaracje o Tobie pozostawały na forum, to radzę Ci odszukać tamten post i wyedytować go.


Prawdziwy chrześcijanin z definicji jest fanatykiem. Jezus oddał życie na krzyżu za ciebie i za mnie. Apostołowie oddali życie za wiarę. To jest dopiero fanatyzm. Ciekaw jestem czy ty byś oddał życie za wiarę w Jezusa. A tego właśnie Jezus żąda w sytuacji zagrożenia:

«Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je" (Mt 16,24-25)

Zaparłbyś się Jezusa w obliczu męczeństwa?

"Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie" (Mt 10,32-33)

Wybór jest prosty. Wypierasz się Jezusa - odpadasz w Jego oczach. Przyznajesz się do Niego w obliczu zagrożenia - zostajesz męczennikiem i to jest dopiero fanatyzm. Trzeciej opcji tu nie ma. To jest zerojedynkowe

Ciekaw jestem co zrobisz z tymi fanatycznymi żądaniami Jezusa w obliczu tego swojego rozmemłanego lewactwa :mrgreen:

Ja uważam, że prawdziwy chrześcijanin właśnie NIE jest fanatykiem.
Oczywiście tu mamy podstawowe pytanie o definicję fanatyzmu. Gdyby fanatyzm oznaczał po prostu tylko mocne zaangażowanie po jakiejś stronie, to bym się z Tobą zgodził.

Jednak ja przyjmuję inną definicję fanatyzmu.
Fanatyzm (w typowym językowo rozumieniu) = zaangażowanie ŚLEPE w jakąś sprawę, zaangażowanie skupiające się na ZEWNĘTRZNYCH FORMACH, pozbawione wsparcia przez wyższe funkcje osobowości, umysłowości, stroniące od zrozumienia głębiej problemów i zagadnień związanych z daną sprawą, a za to skupione na najprostszym tej sprawy odbiorze, często odbiorze mylnym, związanym z powierzchownym odbiorem, byciem manipulowanym czy to przez własne bezwiedne mechanizmy poznawcze, czy (często wrogie) podmioty zewnętrzne


To w takim razie według tej definicji nie jestem żadnym fanatykiem bo mnóstwo spraw mam głęboko przemyślane. Wedle tej definicji nie są też fanatykami męczennicy muzułmańscy bo oni też mają sprawy głęboko przemyślane skoro oddają życie za wiarę

Michał Dyszyński napisał:
Fanatyzm w literaturze, mediach, w odbiorze większości ludzi jest wg mnie tak właśnie - negatywnie, jako forma prostactwa mentalnego - rozumiany i traktowany.


To w takim razie żądanie Jezusa aby oddać za Niego życie nie uważasz za fanatyzm, jak rozumiem? Przecież nie nazwiesz Jezusa "prostakiem mentalnym" :mrgreen:


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 19:57, 10 Sty 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:26, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Znowu ściana tekstu, choć całą tę treść można by zmieścić w 3-4 zdaniach. Zaangażowanie to jeszcze nie fanatyzm. No i tak jak pisałem - nie jestem odpowiedzialny za wykrzywiony odbiór tego co piszę i nie mam na to wpływu. A jak ktoś czyta innych przez swoje zniekształcone okulary swych tendencyjnych uprzedzeń, to wychodzi mu to co mu wychodzi

Zatem pewnie zapomniałeś, ale jest tu na forum Twój post, w którym jawnie się określasz jako "fanatyk". I zdajesz się być z tego nawet chyba dumny. Jeśli się to zmieniło, a nie chciałbyś, aby nieaktualne deklaracje o Tobie pozostawały na forum, to radzę Ci odszukać tamten post i wyedytować go.


Prawdziwy chrześcijanin z definicji jest fanatykiem. Jezus oddał życie na krzyżu za ciebie i za mnie. Apostołowie oddali życie za wiarę. To jest dopiero fanatyzm. Ciekaw jestem czy ty byś oddał życie za wiarę w Jezusa. A tego właśnie Jezus żąda w sytuacji zagrożenia:

«Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je" (Mt 16,24-25)

Zaparłbyś się Jezusa w obliczu męczeństwa?

"Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie" (Mt 10,32-33)

Wybór jest prosty. Wypierasz się Jezusa - odpadasz w Jego oczach. Przyznajesz się do Niego w obliczu zagrożenia - zostajesz męczennikiem i to jest dopiero fanatyzm. Trzeciej opcji tu nie ma. To jest zerojedynkowe

Ciekaw jestem co zrobisz z tymi fanatycznymi żądaniami Jezusa w obliczu tego swojego rozmemłanego lewactwa :mrgreen:

Ja uważam, że prawdziwy chrześcijanin właśnie NIE jest fanatykiem.
Oczywiście tu mamy podstawowe pytanie o definicję fanatyzmu. Gdyby fanatyzm oznaczał po prostu tylko mocne zaangażowanie po jakiejś stronie, to bym się z Tobą zgodził.

Jednak ja przyjmuję inną definicję fanatyzmu.
Fanatyzm (w typowym językowo rozumieniu) = zaangażowanie ŚLEPE w jakąś sprawę, zaangażowanie skupiające się na ZEWNĘTRZNYCH FORMACH, pozbawione wsparcia przez wyższe funkcje osobowości, umysłowości, stroniące od zrozumienia głębiej problemów i zagadnień związanych z daną sprawą, a za to skupione na najprostszym tej sprawy odbiorze, często odbiorze mylnym, związanym z powierzchownym odbiorem, byciem manipulowanym czy to przez własne bezwiedne mechanizmy poznawcze, czy (często wrogie) podmioty zewnętrzne


To w takim razie według tej definicji nie jestem żadnym fanatykiem bo mnóstwo spraw mam głęboko przemyślane. Wedle tej definicji nie są też fanatykami męczennicy muzułmańscy bo oni też mają sprawy głęboko przemyślane skoro oddają życie za wiarę

Oddawanie za coś życia jest osobną sprawą, niezależną od tego, czy ktoś ma coś przemyślane czy nie. Jedni oddający swoje życie robią to tylko bo mają taki rozkaz, inni bo są akurat bardzo wkurzeni na wszystko, jeszcze inni bo zostali zmanipulowani, a jeszcze inni ze świadomego wyboru. Każdy przypadek będzie jakoś inny.

Czy fanatycy muzułmańscy mają owe "sprawy głęboko przemyślane"?...
Tu znowu rzecz rozbija się o definicję "głębokiego przemyślenia". Wielu z nich to byli po prostu dzieciaki, którym kładziono do głów fanatyczną ideologię. Stopień przemyślenia tego, co robią, przynajmniej według moich standardów, był niski, to było bardzo prymitywne przemyślenie.
Fanatyków chrześcijańskich też oceniam niejednoznacznie - część z nich coś tam myślała, inna jest po prostu posłuszna tym, którzy się im przedstawili jako ci znający prawdę od Boga, więc - z braku zdolności do rozważenia alternatywy - przyjęli to, co im kazano.

Niedawno był taki film historyczny, który bodaj miał tytuł "Dzieci Hitlera" (albo podtytuł, czy coś podobnego, mogłem już zapomnieć dokładną frazę tytułu). Rzecz była o nastoletnich, właśnie skrajnie fanatycznych żołnierzach, których zaangażowano do Wehrmachtu w ostatnich miesiącach wojny. Ja później relacjonowali żołnierze alianccy ci nastolatkowie byli najstraszniejszymi w walce przeciwnikami - nie dbającymi o własne życie, oddający to życie za swojego fuhrera bez zastanowienia. Dlaczego tak?
- Bo zostali bardzo umiejętnie zindoktrynowani. Bo tak im kazano, a oni to przyjęli.
Inni liczni żołnierze Wehrmachtu też często byli bardzo patriotycznie nastawieni, bardzo gotowi do poświęceń, w tym poświęcenia swojego życia.
Czy należy ich uznać za bohaterów?...
Czy może teraz należałoby postawić ich jako wzór do naśladowania?...

Jest pewien rodzaj naiwności w traktowaniu każdej ofiary życia jako słusznej. Ludzkie historie i emocje są jednak bardziej skomplikowane. Są bardzo liczne przykłady wielkich poświęceń w ewidentnie złej sprawie. Miliony ludzi oddało swe życie za złą sprawę, za wsparcie tyranów, za możliwość dokonywania masowych zbrodni na kobietach, dzieciach.

Dlatego piszę o tym GŁĘBSZYM (ale naprawdę "głębszym", a nie tylko "emocjonalnie silnym, z pominięciem rozumu") przemyśleniu tego, czemu się służy, czemu poświęcamy swoje życie. Motyw ofiary, choć jest oczywiście w jakiś sposób też i wspaniały, ważny, wzniosły, jednak jest też o wiele mniej jednoznaczny, niż by to nam emocje, czy nawet pewne wzorce kulturowe sugerowały.

fedor napisał:
To w takim razie żądanie Jezusa aby oddać za Niego życie nie uważasz za fanatyzm, jak rozumiem? Przecież nie nazwiesz Jezusa "prostakiem mentalnym" :mrgreen:

To się odwinę: to w takim razie każdy pierwszy lepszy, kto chce, abyś oddawał swoje życie w jakiejś tam sprawie, którą on wskaże, jest dobroczyńcą i Twoim guru (może np. oddaj życie za skuteczny przemyt narkotyków)?...
- Bo jak już ciągniemy te rozważania, wskazując przypadki skrajne i szczególne, to na Twój przypadek szczególny, jak podaję swój kontr-przypadek szczególny, po mojemu dobrany...

Nie wiem, jaką sytuację przyniesie mi życie - może nawet związane z oddaniem życia za Boga, czy inną fundamentalnie ważną i szlachetną sprawę. Ale zanim to moje życie ochoczo poświęcę, wiele razy się zastanowię, czy czasem ktoś mnie nie robi w balona (i frajera) wskazując mi potrzebę poświęcenia, która tylko z pozoru jest za dobrą sprawę, a w istocie jest oszustwem. Ty, jak rozumiesz przyjmiesz sugestię poświęcenia Cie "jak leci", nie patrząc na szczegóły, bo - rzekomo - "poświęcenie życia tak w ogóle jest dobre i już"... Czy tak?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:19, 10 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Znowu ściana tekstu, choć całą tę treść można by zmieścić w 3-4 zdaniach. Zaangażowanie to jeszcze nie fanatyzm. No i tak jak pisałem - nie jestem odpowiedzialny za wykrzywiony odbiór tego co piszę i nie mam na to wpływu. A jak ktoś czyta innych przez swoje zniekształcone okulary swych tendencyjnych uprzedzeń, to wychodzi mu to co mu wychodzi

Zatem pewnie zapomniałeś, ale jest tu na forum Twój post, w którym jawnie się określasz jako "fanatyk". I zdajesz się być z tego nawet chyba dumny. Jeśli się to zmieniło, a nie chciałbyś, aby nieaktualne deklaracje o Tobie pozostawały na forum, to radzę Ci odszukać tamten post i wyedytować go.


Prawdziwy chrześcijanin z definicji jest fanatykiem. Jezus oddał życie na krzyżu za ciebie i za mnie. Apostołowie oddali życie za wiarę. To jest dopiero fanatyzm. Ciekaw jestem czy ty byś oddał życie za wiarę w Jezusa. A tego właśnie Jezus żąda w sytuacji zagrożenia:

«Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je" (Mt 16,24-25)

Zaparłbyś się Jezusa w obliczu męczeństwa?

"Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie" (Mt 10,32-33)

Wybór jest prosty. Wypierasz się Jezusa - odpadasz w Jego oczach. Przyznajesz się do Niego w obliczu zagrożenia - zostajesz męczennikiem i to jest dopiero fanatyzm. Trzeciej opcji tu nie ma. To jest zerojedynkowe

Ciekaw jestem co zrobisz z tymi fanatycznymi żądaniami Jezusa w obliczu tego swojego rozmemłanego lewactwa :mrgreen:

Ja uważam, że prawdziwy chrześcijanin właśnie NIE jest fanatykiem.
Oczywiście tu mamy podstawowe pytanie o definicję fanatyzmu. Gdyby fanatyzm oznaczał po prostu tylko mocne zaangażowanie po jakiejś stronie, to bym się z Tobą zgodził.

Jednak ja przyjmuję inną definicję fanatyzmu.
Fanatyzm (w typowym językowo rozumieniu) = zaangażowanie ŚLEPE w jakąś sprawę, zaangażowanie skupiające się na ZEWNĘTRZNYCH FORMACH, pozbawione wsparcia przez wyższe funkcje osobowości, umysłowości, stroniące od zrozumienia głębiej problemów i zagadnień związanych z daną sprawą, a za to skupione na najprostszym tej sprawy odbiorze, często odbiorze mylnym, związanym z powierzchownym odbiorem, byciem manipulowanym czy to przez własne bezwiedne mechanizmy poznawcze, czy (często wrogie) podmioty zewnętrzne


To w takim razie według tej definicji nie jestem żadnym fanatykiem bo mnóstwo spraw mam głęboko przemyślane. Wedle tej definicji nie są też fanatykami męczennicy muzułmańscy bo oni też mają sprawy głęboko przemyślane skoro oddają życie za wiarę

Oddawanie za coś życia jest osobną sprawą, niezależną od tego, czy ktoś ma coś przemyślane czy nie. Jedni oddający swoje życie robią to tylko bo mają taki rozkaz, inni bo są akurat bardzo wkurzeni na wszystko, jeszcze inni bo zostali zmanipulowani, a jeszcze inni ze świadomego wyboru. Każdy przypadek będzie jakoś inny.

Czy fanatycy muzułmańscy mają owe "sprawy głęboko przemyślane"?...
Tu znowu rzecz rozbija się o definicję "głębokiego przemyślenia". Wielu z nich to byli po prostu dzieciaki, którym kładziono do głów fanatyczną ideologię. Stopień przemyślenia tego, co robią, przynajmniej według moich standardów, był niski, to było bardzo prymitywne przemyślenie.
Fanatyków chrześcijańskich też oceniam niejednoznacznie - część z nich coś tam myślała, inna jest po prostu posłuszna tym, którzy się im przedstawili jako ci znający prawdę od Boga, więc - z braku zdolności do rozważenia alternatywy - przyjęli to, co im kazano.

Niedawno był taki film historyczny, który bodaj miał tytuł "Dzieci Hitlera" (albo podtytuł, czy coś podobnego, mogłem już zapomnieć dokładną frazę tytułu). Rzecz była o nastoletnich, właśnie skrajnie fanatycznych żołnierzach, których zaangażowano do Wehrmachtu w ostatnich miesiącach wojny. Ja później relacjonowali żołnierze alianccy ci nastolatkowie byli najstraszniejszymi w walce przeciwnikami - nie dbającymi o własne życie, oddający to życie za swojego fuhrera bez zastanowienia. Dlaczego tak?
- Bo zostali bardzo umiejętnie zindoktrynowani. Bo tak im kazano, a oni to przyjęli.
Inni liczni żołnierze Wehrmachtu też często byli bardzo patriotycznie nastawieni, bardzo gotowi do poświęceń, w tym poświęcenia swojego życia.
Czy należy ich uznać za bohaterów?...
Czy może teraz należałoby postawić ich jako wzór do naśladowania?...

Jest pewien rodzaj naiwności w traktowaniu każdej ofiary życia jako słusznej. Ludzkie historie i emocje są jednak bardziej skomplikowane. Są bardzo liczne przykłady wielkich poświęceń w ewidentnie złej sprawie. Miliony ludzi oddało swe życie za złą sprawę, za wsparcie tyranów, za możliwość dokonywania masowych zbrodni na kobietach, dzieciach.

Dlatego piszę o tym GŁĘBSZYM (ale naprawdę "głębszym", a nie tylko "emocjonalnie silnym, z pominięciem rozumu") przemyśleniu tego, czemu się służy, czemu poświęcamy swoje życie. Motyw ofiary, choć jest oczywiście w jakiś sposób też i wspaniały, ważny, wzniosły, jednak jest też o wiele mniej jednoznaczny, niż by to nam emocje, czy nawet pewne wzorce kulturowe sugerowały.


Przypadki fanatyków o płytkiej duchowości, jakie przytaczasz, nie negują tego, że istnieją zarówno muzułmańscy jak i chrześcijańscy męczennicy za wiarę, którzy mają sprawy duchowe głęboko przemyślane. Za wiarę przecież umarli wszyscy Apostołowie, z wyjątkiem świętego Jana. Myślę, że nawet fanatycy muzułmańscy umierający za wiarę mają głębszą i bardziej szczerą pobożność i duchowość od ciebie. U ciebie w zasadzie trudno mówić o jakiejś szczerej pobożności i duchowości. To co uprawiasz to głównie próby przerabiania chrześcijaństwa na psychologię przy jednoczesnym przystosowywaniu ideologii liberalnej do tego wszystkiego. Póki co wychodzi z tego jedna wielka kupa jagodowa

Uważasz, że te słowa Jezusa pasują do ciebie i twojej twórczości na tym forum?:

"W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie" (Mt 11,25-26)

W jaki sposób można cię określić "prostaczkiem" skoro gardzisz tym publicznie. Co i rusz pojawiają się jakieś charakterystyki Jezusa, których zwyczajnie nie spełniasz w żadnym możliwym rozumieniu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To w takim razie żądanie Jezusa aby oddać za Niego życie nie uważasz za fanatyzm, jak rozumiem? Przecież nie nazwiesz Jezusa "prostakiem mentalnym" :mrgreen:

To się odwinę: to w takim razie każdy pierwszy lepszy, kto chce, abyś oddawał swoje życie w jakiejś tam sprawie, którą on wskaże, jest dobroczyńcą i Twoim guru (może np. oddaj życie za skuteczny przemyt narkotyków)?...
- Bo jak już ciągniemy te rozważania, wskazując przypadki skrajne i szczególne, to na Twój przypadek szczególny, jak podaję swój kontr-przypadek szczególny, po mojemu dobrany...

Nie wiem, jaką sytuację przyniesie mi życie - może nawet związane z oddaniem życia za Boga, czy inną fundamentalnie ważną i szlachetną sprawę. Ale zanim to moje życie ochoczo poświęcę, wiele razy się zastanowię, czy czasem ktoś mnie nie robi w balona (i frajera) wskazując mi potrzebę poświęcenia, która tylko z pozoru jest za dobrą sprawę, a w istocie jest oszustwem. Ty, jak rozumiesz przyjmiesz sugestię poświęcenia Cie "jak leci", nie patrząc na szczegóły, bo - rzekomo - "poświęcenie życia tak w ogóle jest dobre i już"... Czy tak?


Odpowiedziałeś tak żeby nie odpowiedzieć. Wiedziałem, że będziesz lawirował. Nie rozmawiamy o przypadkach "szczególnie dobranych" i "jakiejś tam sprawie" ale rozmawiamy o Jezusie, który żąda męczeństwa od swych wyznawców gdy dojdzie do sytuacji gdy trzeba się za Nim opowiedzieć. Sytuacja jest więc jasna i konkretna. Jest więc Jezus fanatykiem żądając od nas męczeństwa czy nie jest?


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 23:23, 10 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 1:24, 11 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To w takim razie żądanie Jezusa aby oddać za Niego życie nie uważasz za fanatyzm, jak rozumiem? Przecież nie nazwiesz Jezusa "prostakiem mentalnym" :mrgreen:

To się odwinę: to w takim razie każdy pierwszy lepszy, kto chce, abyś oddawał swoje życie w jakiejś tam sprawie, którą on wskaże, jest dobroczyńcą i Twoim guru (może np. oddaj życie za skuteczny przemyt narkotyków)?...
- Bo jak już ciągniemy te rozważania, wskazując przypadki skrajne i szczególne, to na Twój przypadek szczególny, jak podaję swój kontr-przypadek szczególny, po mojemu dobrany...

Nie wiem, jaką sytuację przyniesie mi życie - może nawet związane z oddaniem życia za Boga, czy inną fundamentalnie ważną i szlachetną sprawę. Ale zanim to moje życie ochoczo poświęcę, wiele razy się zastanowię, czy czasem ktoś mnie nie robi w balona (i frajera) wskazując mi potrzebę poświęcenia, która tylko z pozoru jest za dobrą sprawę, a w istocie jest oszustwem. Ty, jak rozumiesz przyjmiesz sugestię poświęcenia Cie "jak leci", nie patrząc na szczegóły, bo - rzekomo - "poświęcenie życia tak w ogóle jest dobre i już"... Czy tak?


Odpowiedziałeś tak żeby nie odpowiedzieć. Wiedziałem, że będziesz lawirował. Nie rozmawiamy o przypadkach "szczególnie dobranych" i "jakiejś tam sprawie" ale rozmawiamy o Jezusie, który żąda męczeństwa od swych wyznawców gdy dojdzie do sytuacji gdy trzeba się za Nim opowiedzieć. Sytuacja jest więc jasna i konkretna. Jest więc Jezus fanatykiem żądając od nas męczeństwa czy nie jest?

Nagle wg Ciebie "nie rozmawiamy o przypadkach szczególnie dobranych", co by miało jakoś uzasadnić Twoje zignorowanie kwestii ufania fałszywym prorokom i złym ludziom, którzy chcą, abyśmy się poświęcali dla czegoś złego.
Tak w ogóle to jest dla Ciebie typowe, że "masz rację", bo w rozważaniach bierzesz pod uwagę te okoliczności i przesłanki, które spełniają Twoje tezy i przekonania, a jako "szczególne przypadki" (którymi się rzekomo "masz prawo" nie zajmować) traktujesz to, co Ci niewygodne. Tu to zaprezentowałeś tak, ale za chwilę zaprezentujesz w kolejnej odsłoenie-bo niczego nie bilansujesz, odcinasz wszystko, co Ci niewygodne z rozważać, wtedy już "logicznie" zostaje Ci, to co chcesz, aby Ci zostało.
Możesz sobie roić, że inni tego nie widzą, albo że dają się naciągnąć na patrzenie wyłącznie na wskazaną przez Ciebie połowę przesłanek. Pewnie na to liczysz, że skoro sam jest tendencyjny na maksa przy tych przesłanek oglądzie, to inni też tak za Tobą zrobią. A tymczasem...
... po prostu zostajesz sam na placu - jeden jedyny, co ma klapki na oczach i widzi połowę okoliczności sprawy. I nie ukryjesz tego ani pod arbitralnością stwierdzania, ani pod napastliwością personalną, ani pod inną formą np. buńczucznego trybu wypowiedzi. Bo to widać z daleka dla każdego, kto nie daje sobą manipulować, tylko myśli.

Paru bezwolnych może i zwiedziesz. Są ludzie, mający rodzaj fałszywej empatii, czy bojących się użyć krytycznego myślenia i bezstronnej formy osądów. Tacy ludzie będą ochoczo kopiowali przekonania innych, bo sami swoich nie umieją bilansować, nie umieją samodzielnie myśleć. Takich może i przekonasz, bo to jest właśnie ta grupa odbiorców, która agitatorom charakterologicznie ulega. Ty z resztą sam się do niej zaliczasz, bo ważniejsze jest dla Ciebie określanie autorytetu, a nie obiektywnych zasad myślenia.

Co do personalnych domniemań mojej rzekomej pychy, to zostawiam to do osądu tych, którzy mnie czytają. Jezus nie pochwalał głupoty i Ewangelia nie pochwala głupoty. To tylko integryści tak sobie tę pochwałę głupoty i ignorancji nadinterpretowali z tego cytatu o "maluczkich" (w którym oryginalnie chodzi o "dzieci", co wyraźnie sugeruje jakąś formę skupienia się nie tyle na ignorancji tych, którym dane jest boskie natchnienie, lecz MAŁE ZNACZENIE W HIERARCHII SPOŁECZNEJ).
Biblia (co integryści zwykle ignorują, bo sami są ignorantami) zawiera całą masę sformułowań, które wychwalają mądrość, roztropność, rozsądek - choćby takie:

(31) Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? (Ewangelia Łukasza 14:31)

(8) Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości.
(Ewangelia Łukasza 16:8)

(7) Rozważaj, co mówię, albowiem Pan da ci zrozumienie we wszystkim.
(2 List do Tymoteusza 2:7)

(25) Kto zaś pilnie rozważa doskonałe Prawo, Prawo wolności, i wytrwa w nim, ten nie jest słuchaczem skłonnym do zapominania, ale wykonawcą dzieła; wypełniając je, otrzyma błogosławieństwo
(List Jakuba 1:25)

(2) że starcy winni być ludźmi trzeźwymi, statecznymi, roztropnymi odznaczającymi się zdrową wiarą, miłością, cierpliwością.
(List do Tytusa 2:2)

(7) Wszystkich zaś koniec jest bliski. Bądźcie więc roztropni i trzeźwi, abyście się mogli modlić. (1 List Piotra 4:7)

(19) Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu.
(Ewangelia Łukasza 2:19)

A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny.
(Ewangelia Mateusza 11:19)

(54) Przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: Skąd u Niego ta mądrość i cuda?
(Ewangelia Mateusza 13:54)

(40) Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.
(Ewangelia Łukasza 2:40)

(52) Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.
(Ewangelia Łukasza 2:52)

(35) A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność.
(Ewangelia Łukasza 7:35)

(15) Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić.
(Ewangelia Łukasza 21:15)

(5) Mówię to, aby was zawstydzić. Bo czyż nie znajdzie się wśród was ktoś na tyle mądry, by mógł rozstrzygać spory między swymi braćmi?
(1 list do Koryntian 6:5)

(8) Jednemu dany jest przez Ducha dar mądrości słowa, drugiemu umiejętność poznawania według tego samego Ducha,
(1 list do Koryntian 12:8)

(1) Wtedy podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. (2) Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. (3) Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. (4) Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. (5) Gdy się pan młody opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. (6) Lecz o północy rozległo się wołanie: Pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie! (7) Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. (8) A nierozsądne rzekły do roztropnych: Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną. (9) Odpowiedziały roztropne: Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie! (10) Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. (11) W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: Panie, panie, otwórz nam! (12) Lecz on odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was. (Ewangelia Mateusza 25)

(19) Chętnie przecież znosicie głupców, sami będąc mądrymi.
(2 list do Koryntian 11:19)

(2) aby ich serca doznały pokrzepienia, aby zostali w miłości pouczeni, ku /osiągnięciu/ całego bogactwa pełni zrozumienia, ku głębszemu poznaniu tajemnicy Boga - /to jest/ Chrystusa. (3) W Nim wszystkie skarby mądrości i wiedzy są ukryte. (4) Mówię o tym, by was nikt nie zwodził pozornym dowodzeniem. (list do Kolosan 2,3)


Więc może sobie swoim pozornym dowodzeniem niejedno u głupich ugrasz, ale to tylko z głupimi zadziała.
Jest też wątek Pawłowego sporu z greckimi filozofami, więc są też - typowe dla Pawła - frazy krytyczne wobec ludzkiej mądrosci, ale ogólnie Biblia ignorancji i głupoty nie pochwala. Ale, aby to załapać w ogóle roztropności pewnej trzeba, więc jak ktoś jest głosicielem ignorancji, to mu z tym nie po drodze...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 6:48, 11 Sty 2024    Temat postu: Re: Jak chrześcijanie potrafią myśleć o Bogu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To w takim razie żądanie Jezusa aby oddać za Niego życie nie uważasz za fanatyzm, jak rozumiem? Przecież nie nazwiesz Jezusa "prostakiem mentalnym" :mrgreen:

To się odwinę: to w takim razie każdy pierwszy lepszy, kto chce, abyś oddawał swoje życie w jakiejś tam sprawie, którą on wskaże, jest dobroczyńcą i Twoim guru (może np. oddaj życie za skuteczny przemyt narkotyków)?...
- Bo jak już ciągniemy te rozważania, wskazując przypadki skrajne i szczególne, to na Twój przypadek szczególny, jak podaję swój kontr-przypadek szczególny, po mojemu dobrany...

Nie wiem, jaką sytuację przyniesie mi życie - może nawet związane z oddaniem życia za Boga, czy inną fundamentalnie ważną i szlachetną sprawę. Ale zanim to moje życie ochoczo poświęcę, wiele razy się zastanowię, czy czasem ktoś mnie nie robi w balona (i frajera) wskazując mi potrzebę poświęcenia, która tylko z pozoru jest za dobrą sprawę, a w istocie jest oszustwem. Ty, jak rozumiesz przyjmiesz sugestię poświęcenia Cie "jak leci", nie patrząc na szczegóły, bo - rzekomo - "poświęcenie życia tak w ogóle jest dobre i już"... Czy tak?


Odpowiedziałeś tak żeby nie odpowiedzieć. Wiedziałem, że będziesz lawirował. Nie rozmawiamy o przypadkach "szczególnie dobranych" i "jakiejś tam sprawie" ale rozmawiamy o Jezusie, który żąda męczeństwa od swych wyznawców gdy dojdzie do sytuacji gdy trzeba się za Nim opowiedzieć. Sytuacja jest więc jasna i konkretna. Jest więc Jezus fanatykiem żądając od nas męczeństwa czy nie jest?

Nagle wg Ciebie "nie rozmawiamy o przypadkach szczególnie dobranych", co by miało jakoś uzasadnić Twoje zignorowanie kwestii ufania fałszywym prorokom i złym ludziom, którzy chcą, abyśmy się poświęcali dla czegoś złego.
Tak w ogóle to jest dla Ciebie typowe, że "masz rację", bo w rozważaniach bierzesz pod uwagę te okoliczności i przesłanki, które spełniają Twoje tezy i przekonania, a jako "szczególne przypadki" (którymi się rzekomo "masz prawo" nie zajmować) traktujesz to, co Ci niewygodne. Tu to zaprezentowałeś tak, ale za chwilę zaprezentujesz w kolejnej odsłoenie-bo niczego nie bilansujesz, odcinasz wszystko, co Ci niewygodne z rozważać, wtedy już "logicznie" zostaje Ci, to co chcesz, aby Ci zostało.
Możesz sobie roić, że inni tego nie widzą, albo że dają się naciągnąć na patrzenie wyłącznie na wskazaną przez Ciebie połowę przesłanek. Pewnie na to liczysz, że skoro sam jest tendencyjny na maksa przy tych przesłanek oglądzie, to inni też tak za Tobą zrobią. A tymczasem...
... po prostu zostajesz sam na placu - jeden jedyny, co ma klapki na oczach i widzi połowę okoliczności sprawy. I nie ukryjesz tego ani pod arbitralnością stwierdzania, ani pod napastliwością personalną, ani pod inną formą np. buńczucznego trybu wypowiedzi. Bo to widać z daleka dla każdego, kto nie daje sobą manipulować, tylko myśli.

Paru bezwolnych może i zwiedziesz. Są ludzie, mający rodzaj fałszywej empatii, czy bojących się użyć krytycznego myślenia i bezstronnej formy osądów. Tacy ludzie będą ochoczo kopiowali przekonania innych, bo sami swoich nie umieją bilansować, nie umieją samodzielnie myśleć. Takich może i przekonasz, bo to jest właśnie ta grupa odbiorców, która agitatorom charakterologicznie ulega. Ty z resztą sam się do niej zaliczasz, bo ważniejsze jest dla Ciebie określanie autorytetu, a nie obiektywnych zasad myślenia.

Co do personalnych domniemań mojej rzekomej pychy, to zostawiam to do osądu tych, którzy mnie czytają. Jezus nie pochwalał głupoty i Ewangelia nie pochwala głupoty. To tylko integryści tak sobie tę pochwałę głupoty i ignorancji nadinterpretowali z tego cytatu o "maluczkich" (w którym oryginalnie chodzi o "dzieci", co wyraźnie sugeruje jakąś formę skupienia się nie tyle na ignorancji tych, którym dane jest boskie natchnienie, lecz MAŁE ZNACZENIE W HIERARCHII SPOŁECZNEJ).
Biblia (co integryści zwykle ignorują, bo sami są ignorantami) zawiera całą masę sformułowań, które wychwalają mądrość, roztropność, rozsądek - choćby takie:

(31) Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? (Ewangelia Łukasza 14:31)

(8) Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości.
(Ewangelia Łukasza 16:8)

(7) Rozważaj, co mówię, albowiem Pan da ci zrozumienie we wszystkim.
(2 List do Tymoteusza 2:7)

(25) Kto zaś pilnie rozważa doskonałe Prawo, Prawo wolności, i wytrwa w nim, ten nie jest słuchaczem skłonnym do zapominania, ale wykonawcą dzieła; wypełniając je, otrzyma błogosławieństwo
(List Jakuba 1:25)

(2) że starcy winni być ludźmi trzeźwymi, statecznymi, roztropnymi odznaczającymi się zdrową wiarą, miłością, cierpliwością.
(List do Tytusa 2:2)

(7) Wszystkich zaś koniec jest bliski. Bądźcie więc roztropni i trzeźwi, abyście się mogli modlić. (1 List Piotra 4:7)

(19) Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu.
(Ewangelia Łukasza 2:19)

A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny.
(Ewangelia Mateusza 11:19)

(54) Przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: Skąd u Niego ta mądrość i cuda?
(Ewangelia Mateusza 13:54)

(40) Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.
(Ewangelia Łukasza 2:40)

(52) Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.
(Ewangelia Łukasza 2:52)

(35) A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność.
(Ewangelia Łukasza 7:35)

(15) Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić.
(Ewangelia Łukasza 21:15)

(5) Mówię to, aby was zawstydzić. Bo czyż nie znajdzie się wśród was ktoś na tyle mądry, by mógł rozstrzygać spory między swymi braćmi?
(1 list do Koryntian 6:5)

(8) Jednemu dany jest przez Ducha dar mądrości słowa, drugiemu umiejętność poznawania według tego samego Ducha,
(1 list do Koryntian 12:8)

(1) Wtedy podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. (2) Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. (3) Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. (4) Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. (5) Gdy się pan młody opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. (6) Lecz o północy rozległo się wołanie: Pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie! (7) Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. (8) A nierozsądne rzekły do roztropnych: Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną. (9) Odpowiedziały roztropne: Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie! (10) Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. (11) W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: Panie, panie, otwórz nam! (12) Lecz on odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was. (Ewangelia Mateusza 25)

(19) Chętnie przecież znosicie głupców, sami będąc mądrymi.
(2 list do Koryntian 11:19)

(2) aby ich serca doznały pokrzepienia, aby zostali w miłości pouczeni, ku /osiągnięciu/ całego bogactwa pełni zrozumienia, ku głębszemu poznaniu tajemnicy Boga - /to jest/ Chrystusa. (3) W Nim wszystkie skarby mądrości i wiedzy są ukryte. (4) Mówię o tym, by was nikt nie zwodził pozornym dowodzeniem. (list do Kolosan 2,3)


Więc może sobie swoim pozornym dowodzeniem niejedno u głupich ugrasz, ale to tylko z głupimi zadziała.
Jest też wątek Pawłowego sporu z greckimi filozofami, więc są też - typowe dla Pawła - frazy krytyczne wobec ludzkiej mądrosci, ale ogólnie Biblia ignorancji i głupoty nie pochwala. Ale, aby to załapać w ogóle roztropności pewnej trzeba, więc jak ktoś jest głosicielem ignorancji, to mu z tym nie po drodze...


Znowu odleciałeś i wysmarowałeś ścianę tekstu, która nic wspólnego z omawianym zagadnieniem nie ma. A więc moje pytanie było jednak niewygodne. Sam zacząłeś temat "fanatyzmu" i już odpadłeś, jak widać. Rozmawiamy o Jezusie, który żąda męczeństwa od swych wyznawców gdy dojdzie do sytuacji gdy trzeba się za Nim opowiedzieć. Sytuacja jest więc jasna i konkretna. Jest więc Jezus fanatykiem żądając od nas męczeństwa czy nie jest?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Święte Księgi Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin