|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:27, 24 Lis 2019 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | szaryobywatel napisał: | Michał Dyszyński napisał: | szaryobywatel napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Semele napisał: | Ateisci tez maja wiele duchowych przeżyć. Michał. Mam nadzieję, że w to nie wątpisz.:-)?? |
Nie wątpię.
Tylko trochę się dziwię, że po tych przeżyciach nie zostają teistami. |
Jak byś zobaczył że nikt poza Tobą samym nie może Cię zbawić, to byś przestał być teistą. |
Jak to można "zobaczyć"? |
Trzeba zobaczyć skąd się bierze cierpienie, żeby zobaczyć skąd się bierze szczęście. | Ja nie mam zmysłu, który bo to potrafił obserwować. Mogę nad tym rozmyślać, mam nawet pewne przypuszczenia i hipotezy, ale mam też i świadomość braku pewności co do ich statusu poprawności. Tak więc trudno jest mi tę radę zastosować w praktyce. Choć oczywiście zastanawiam się nad wskazanymi zagadnieniami szczęścia i cierpienia. | Przyroda znana u nas jako Natura/Matka Natura funkcjonuje na zasadzie sprzężenia zwrotnego bez referencji miejsca i czasu. Natura ludzka jako cześć przyrody funkcjonuje tak samo lecz nie wszyscy to odczuwają. Tak więc Panie Michale zadał Pan sobie pytanie w Eter i przyszła odpowiedź przez Pana. Podkreśliłam uprzejmie i niejednokrotnie Panu pisałam, że źródła Pańskiego cierpienia jest w nadmiernym używaniu funkcji Pana mózgu intelektualnego kosztem równowagi 4 funkcji mózgu.
Pomiędzy werbalną lub pisemną ekspresją struktur lingwistycznych
"Mam nadzieję. Wierzę. Wiem." istnieje ogromna różnica dobrostanu ludzkiego, bo rzeczywistość którą tworzy każdy człowiek bez względu na światopogląd ma najpierw wymiar emocjonalny który następnie przechodzi w wymiar odczuć, myśli, słów, czynów, które tworzą przenaczenie człowieka.
Mam nadzieję - to stan niepewności.
Wierzę - to niższy stopień niepewności niż mieć nadzieję.
Wiedzieć - to znaczy znać prawdę w sobie.
Jak ewidentnie wiemy z przekazów, wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga/najwyższego instynktu samopoznania w naszym pięknym świecie i zmysłowo i ponadzmyslowo. Ale jeśli ktoś z wolnej woli uwięzi się w dybach własnego światopoglądu, który ją/jego zniewala do roli niewolnika to nikt inny tylko ta osobą jest sobie w stanie pomóc jeśli tego chce. Jeśli nie chce, to przed zgonem - zakladajac, ze pozostanie w przytomności umysłowej - odbędzie "sąd ostateczny", że mogła/mógł wybrać żyć inaczej.
Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Nie 21:50, 24 Lis 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:31, 24 Lis 2019 Temat postu: |
|
|
szaryobywatel napisał: | Michał Dyszyński napisał: |
Ja nie mam zmysłu, który bo to potrafił obserwować. Mogę nad tym rozmyślać, mam nawet pewne przypuszczenia i hipotezy, ale mam też i świadomość braku pewności co do ich statusu poprawności. Tak więc trudno jest mi tę radę zastosować w praktyce. Choć oczywiście zastanawiam się nad wskazanymi zagadnieniami szczęścia i cierpienia. |
Skąd się bierze Twoja wiara w Boga i co by ją mogło zniszczyć? Jesteś w stanie to sobie wyobrazić, utratę wiary? Jeżeli nie, to nierozsądnie wierzysz, bo albo masz wiarę, na utratę której nie jesteś gotowy, albo wierzysz ślepo, albo jedno i drugie. |
Pisałem to parę postów wyżej - moja wiara nie jest wiarą w stylu "pomyślało mi się, że to tak, więc sobie w to uwierzyłem, ale tak naprawdę to nie było ku temu powodów". Nie, mam wiele powodów, aby wiarę kultywować. Czy coś mogłoby nią zachwiać?
- Pewnie tak. Głupotą byłoby sądzić, że mój obraz światopoglądowy jest kompletny, że nie zmienią się w nim nawet podstawy. Czy "na utratę wiary jestem gotowy"?
- Dla mnie to dziwne pytanie. Nie wiem.
Czy Ty wiedziałbyś co odpowiedzieć na pytanie: czy na nawrócenie się z ateizmu na teizm jesteś gotowy?
Albo czy w takim razie jesteś ateistą na ślepo (albo i jedno, i drugie).
Choć przypuszczam, że większość ateistów, jakby tak rzeczywiście wokół nich zaczęły się masowo pojawiać cuda, to by może i się nawróciła. Z porzuceniem wiary tak nie ma, bo trudno jest wskazać jakiś konkretny incydent, który wierze mógłby zaprzeczyć.
Mogę tylko domniemywać, że u mnie mogłoby być coś podobnie jak u innych ludzi tracących wiarę - np. złamanie się pod wpływem wielkiego cierpienia, braku odpowiedzi na żarliwe modlitwy. Ale pewności tu nie mam.
Intelektualnie raczej mojemu teizmowi nie zagrażają żadne znane mi poglądy. Uważam (a czuję to jako w pełni szczere odczucie), że zarzuty ateizmu wobec PRZEMYŚLANEJ WIARY religijnej są po prostu naciągane, wynikają z braku uświadomienia sobie podstaw epistemologicznych. Intelekt od lat raczej mi jakoś tak (raz za razem się o tym przekonuję) potwierdza wiarę, niż przyczynia się do zwątpienia. Po prostu wszystko intelektualnie zaczyna mi się tak idealnie zazębiać, zaczyna tworzyć tak niesamowicie spójną i złożoną układankę, pasującą w najdrobniejszych szczegółach (co jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem, ale i odkryciem), że każdy kolejny aspekt rozumowania tylko mi gmach mojej wiary utwierdza, a nie chwieje nim.
Dla mnie obraz ateistyczny jest rażący swoją arbitralnością i niekompletnością - obecnością tak wielu elementów dziwnych, wrzuconych ad hoc, że dziwię się, iż ktoś może go na serio brać pod uwagę. Jednak to rzeczywiście wychodzi na jaw dopiero wtedy, gdy się postawi bardzo podstawowe pytania światopoglądowe, ontologiczne i logiczne. Do takich pytań trzeba trochę dorosnąć mentalnie, one muszą się wytworzyć w odpowiedzi na problemy jakie stawia życie, a nie zostać postawione arbitralnie przez kogoś z boku.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 95 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:37, 24 Lis 2019 Temat postu: |
|
|
Najwyższy instynkt samopozanania, DYSKURS
Wszechmocna miłość, wuj...
......... ,Michał Dyszynski
No jestesmy juz poza tematem...
Ale nawiąże do filmu..
Druzowie są spokrewnieni z Jezusem...chyba fantastyka.
Gość jest pastorem z USA, jego towarzysz genetykiem..
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
szaryobywatel
Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 6062
Przeczytał: 90 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 22:44, 24 Lis 2019 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Czy "na utratę wiary jestem gotowy"?
- Dla mnie to dziwne pytanie. Nie wiem. |
Głupotą jest utrzymywanie wiary w coś, nie będąc gotowym na to że można się mylić. Głupota jest łatwiejsza.
Michał Dyszyński napisał: |
Czy Ty wiedziałbyś co odpowiedzieć na pytanie: czy na nawrócenie się z ateizmu na teizm jesteś gotowy? |
Oczywiście. Jakie to ma znaczenie czy Bóg istnieje, czy nie?
Michał Dyszyński napisał: |
Albo czy w takim razie jesteś ateistą na ślepo (albo i jedno, i drugie). |
Skoro pytasz, jestem ateistą bo nie wierzę w Boga, a nie dlatego że wierzę w coś innego zamiast niego. Nie wierzę w Boga, bo nie mam ku temu powodów, nie mówiąc o powodach by uznać go za bzdurę, i powodach by chrześcijańską filozofię wiary uznać za niemądrą.
Michał Dyszyński napisał: |
Dla mnie obraz ateistyczny jest rażący swoją arbitralnością i niekompletnością - obecnością tak wielu elementów dziwnych, wrzuconych ad hoc, że dziwię się, iż ktoś może go na serio brać pod uwagę. Jednak to rzeczywiście wychodzi na jaw dopiero wtedy, gdy się postawi bardzo podstawowe pytania światopoglądowe, ontologiczne i logiczne. Do takich pytań trzeba trochę dorosnąć mentalnie, one muszą się wytworzyć w odpowiedzi na problemy jakie stawia życie, a nie zostać postawione arbitralnie przez kogoś z boku. |
O jakim obrazie mówisz, nie dociekam bo to nieistotne. Nie ma czegoś takiego jak jeden "obraz ateistyczny", bo jest nim każdy "obraz" w którym nie ma bogów. Skoro dodajesz do swojego "obrazu" Boga, to znaczy że oczekujesz, świadomie lub nie, by taka była rzeczywistość. Rzeczywistość mądrzej jest przyjąć jaka by nie była.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 0:20, 25 Lis 2019 Temat postu: |
|
|
Semele napisał: | Najwyższy instynkt samopozanania, DYSKURS
Wszechmocna miłość, wuj...
......... ,Michał Dyszynski
No jestesmy juz poza tematem...
Ale nawiąże do filmu..
Druzowie są spokrewnieni z Jezusem...chyba fantastyka.
Gość jest pastorem z USA, jego towarzysz genetykiem.. | Podobnie jak narodzin nie można powstrzymać, podobnie mamy w sobie zakodowany proces umierania w trakcie którego "odpada" skorupa ego (jeśli nie odpadła wcześniej). Zakładając, że człowiek jest przytomny, to wówczas człowiek na tę ostatnią drogę nie potrzebuje emocji strachu lecz emocji miłości moralnej. Zdarzają się przypadki, kiedy człowiek "zawiesi" się na emocji strachu i wówczas bardzo cierpi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 0:33, 25 Lis 2019 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | szaryobywatel napisał: | Michał Dyszyński napisał: |
Ja nie mam zmysłu, który bo to potrafił obserwować. Mogę nad tym rozmyślać, mam nawet pewne przypuszczenia i hipotezy, ale mam też i świadomość braku pewności co do ich statusu poprawności. Tak więc trudno jest mi tę radę zastosować w praktyce. Choć oczywiście zastanawiam się nad wskazanymi zagadnieniami szczęścia i cierpienia. |
Skąd się bierze Twoja wiara w Boga i co by ją mogło zniszczyć? Jesteś w stanie to sobie wyobrazić, utratę wiary? Jeżeli nie, to nierozsądnie wierzysz, bo albo masz wiarę, na utratę której nie jesteś gotowy, albo wierzysz ślepo, albo jedno i drugie. |
Pisałem to parę postów wyżej - moja wiara nie jest wiarą w stylu "pomyślało mi się, że to tak, więc sobie w to uwierzyłem, ale tak naprawdę to nie było ku temu powodów". Nie, mam wiele powodów, aby wiarę kultywować. Czy coś mogłoby nią zachwiać?
- Pewnie tak. Głupotą byłoby sądzić, że mój obraz światopoglądowy jest kompletny, że nie zmienią się w nim nawet podstawy. Czy "na utratę wiary jestem gotowy"?
- Dla mnie to dziwne pytanie. Nie wiem.
Czy Ty wiedziałbyś co odpowiedzieć na pytanie: czy na nawrócenie się z ateizmu na teizm jesteś gotowy? | Nie, bo bo nie była bym w stanie zmienic światopoglądu holistycznego = wszyscy jesteśmy jednością na światopogląd polaryzujący.
MD napisał: | Albo czy w takim razie jesteś ateistą na ślepo (albo i jedno, i drugie). | Z definicji, światopogląd holistyczny nie potrzebuje zwężających "naklejek".
MD napisał: | Choć przypuszczam, że większość ateistów, jakby tak rzeczywiście wokół nich zaczęły się masowo pojawiać cuda, to by może i się nawróciła. | Życie jest cudem. Nie wiem Pan o tym?
MD napisał: | Z porzuceniem wiary tak nie ma, bo trudno jest wskazać jakiś konkretny incydent, który wierze mógłby zaprzeczyć.
Mogę tylko domniemywać, że u mnie mogłoby być coś podobnie jak u innych ludzi tracących wiarę - np. złamanie się pod wpływem wielkiego cierpienia, braku odpowiedzi na żarliwe modlitwy. | U mnie to była trauma z powodu zderzenia się indoktrynacji z doświadczeniem na poziomie tak silnych emocji, że pozory teizmu zachowałam tylko do momentu wyjazdu mamy do USA latem 1975 r. aby nie mieć z tego powodu nieprzyjemności. Jakkolwiek spowiedź na ucho odrzuciłam zaraz po traumie w trakcie I komunii św.
MD napisał: | Ale pewności tu nie mam.
Intelektualnie raczej mojemu teizmowi nie zagrażają żadne znane mi poglądy. Uważam (a czuję to jako w pełni szczere odczucie), że zarzuty ateizmu wobec PRZEMYŚLANEJ WIARY religijnej są po prostu naciągane, wynikają z braku uświadomienia sobie podstaw epistemologicznych. Intelekt od lat raczej mi jakoś tak (raz za razem się o tym przekonuję) potwierdza wiarę, niż przyczynia się do zwątpienia. Po prostu wszystko intelektualnie zaczyna mi się tak idealnie zazębiać, zaczyna tworzyć tak niesamowicie spójną i złożoną układankę, pasującą w najdrobniejszych szczegółach (co jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem, ale i odkryciem), że każdy kolejny aspekt rozumowania tylko mi gmach mojej wiary utwierdza, a nie chwieje nim. | To dobrze.
MD napisał: | Dla mnie obraz ateistyczny jest rażący swoją arbitralnością i niekompletnością - obecnością tak wielu elementów dziwnych, wrzuconych ad hoc, że dziwię się, iż ktoś może go na serio brać pod uwagę. Jednak to rzeczywiście wychodzi na jaw dopiero wtedy, gdy się postawi bardzo podstawowe pytania światopoglądowe, ontologiczne i logiczne. Do takich pytań trzeba trochę dorosnąć mentalnie, one muszą się wytworzyć w odpowiedzi na problemy jakie stawia życie, a nie zostać postawione arbitralnie przez kogoś z boku. | Podobnie jest z Pańskim teizmem, który tak doskonale składa się Panu w całość.
W holizmie, patrzenie z boku na teistów i ateistów powoduje 3 stopniowa reakcje jak (1) miłość miłosierna/moralna - to ludzie jak ja, (b) mają swoje poglądy, i (c) poświęcają sporo czasu i energii aby je bronić.
Ją oszczędzam czas i energię, bo holizm to holizm czyli wszystko do "k*py"
Cytat: | Holizm (od holos Greka ὅλος „Wszystko, całe”) jest idea, że różne systemy (np fizyczne, biologiczne, społeczne) powinny być traktowane jako całość, a nie tylko jako zbiór części. |
Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Pon 0:35, 25 Lis 2019, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 95 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 6:16, 25 Lis 2019 Temat postu: |
|
|
Dyskurs napisał: | Semele napisał: | Najwyższy instynkt samopozanania, DYSKURS
Wszechmocna miłość, wuj...
......... ,Michał Dyszynski
No jestesmy juz poza tematem...
Ale nawiąże do filmu..
Druzowie są spokrewnieni z Jezusem...chyba fantastyka.
Gość jest pastorem z USA, jego towarzysz genetykiem.. | Podobnie jak narodzin nie można powstrzymać, podobnie mamy w sobie zakodowany proces umierania w trakcie którego "odpada" skorupa ego (jeśli nie odpadła wcześniej). Zakładając, że człowiek jest przytomny, to wówczas człowiek na tę ostatnią drogę nie potrzebuje emocji strachu lecz emocji miłości moralnej. Zdarzają się przypadki, kiedy człowiek "zawiesi" się na emocji strachu i wówczas bardzo cierpi. |
Do czego nawiązujesz w tej odpowiedzi?
„Czy jest ktoś, kto by żył, a śmierci nie zaznał?" (Psalm 89, 49).
Na razie wiemy coś o Jezusie...
Co się dzieje po śmierci?
13/1/2017
Obraz
Billy Graham
Obecnie na tej planecie żyją miliardy ludzi. W ciągu stu lat prawie wszyscy z nich umrą. Ich ciała będą bez czucia, lecz co się stanie z ich duszami – zasadniczą i wieczną cząstką życia?
To wielka tajemnica. Co odchodzi, gdy człowiek umiera? Dokąd idzie ta brakująca cząstka?
„Tylko krok jeden jest między mną i między śmiercią" (1 Ks. Samuelowa 20, 3).
Mówi się, że całe życie jest tylko przygotowaniem się do śmierci. Psalmista powiedział: „Czy jest ktoś, kto by żył, a śmierci nie zaznał?" (Psalm 89, 49).
Podobno żyjemy w wolnomyślicielskiej epoce radykalnych doświadczeń. Poprzez wiedzę, naukę, wynalazki, odkrycia, filozofię i materialistyczny światopogląd człowiek stara się zmienić świat i prawa, które nim rządzą. Wywyższamy fałszywych bogów: pieniądze, sławę i ludzką inteligencję; niezależnie jednak od naszych starań, koniec jest zawsze ten sam: „Postanowione ludziom raz umrzeć" (List do Hebrajczyków 9, 27).
Na każdym kroku widzimy śmierć. Syrena ambulansu, wywieszka przedsiębiorcy pogrzebowego, cmentarze, które tak często mijamy, widok konduktu pogrzebowego, sunącego poprzez ulice – wszystko to przypomina nam, że Posępny Żniwiarz może po nas przyjść w każdej chwili. Nikt z nas nie może być pewnym, kiedy dokładnie to nastąpi, wszyscy jednak mamy świadomość, że może się to stać w każdej chwili.
Dr John S. Wimbish trafnie to ujął: „Nasze życie jest zawieszone na wątłych nitkach. Na każdym kroku, w naszym życiu, pod stopami odczuwamy otchłań grobu. Śmierć jest wrogiem wszystkich. Nawet królowie muszą paść pod kosą Posępnego Żniwiarza. Naukowiec i chirurg dzielnie walczą, by nie dopuścić potwora do drzwi pałacu, lecz okryty całunem Książę Lęku ukradkiem przedziera się przez straże, idzie wzdłuż korytarzy i w królewskiej sypialni spowija potężnego władcę swym ciemnym płaszczem".
Co roku około czterdziestu tysięcy Amerykanów wsiada do swych aut, nie uświadamiając sobie, że będzie to ich ostatnia podróż. Ponadto, pomimo wszystkich wzmożonych środków bezpieczeństwa trzydzieści tysięcy osób ginie w wypadkach w domach, gdy ich zmysłom daleka jest jakakolwiek myśl o śmierci. Śmierć bowiem ściga ludzkość bezlitośnie i choć wiedza medyczna i technika prowadzą z nią stałą walkę, ostatecznie to ona zawsze zwycięża.
Nieuchronność śmierci
Walka ze śmiercią, długo prowadzona przez naukę, zapewniła nam kilka dodatkowych lat życia, śmierć jednak wciąż stoi na końcu drogi i przeciętna długość życia niewiele przekracza biblijne siedemdziesiąt lat.
Choroby serca zabierają zbyt wielu naszych obywateli w sile wieku. Rak wciąż szerzy ból w ciałach tysięcy ludzi. Gruźlica, choroby krwi, paraliż dziecięcy, zapalenie płuc wciąż zbierają żniwo, chociaż postęp medycyny wydatnie obniżył roczną liczbę tych zachorowań. Niezależnie jednak od tego, jak optymistyczne są dane statystyczne, niezależnie od tego, o ile wzrosła przeciętna długość życia od 1900 roku, niezależnie od tego, jak kształtują się statystyki morderstw, samobójstw i innych nagłych zgonów, śmierć pozostaje czymś nieuchronnym. Wciąż jest naszym ostatnim przeżyciem na ziemi.
Walka ze śmiercią rozpoczyna się w chwili narodzin. Matka poświęca wiele lat opiece nad życiem swego dziecka. Czuwa nad wszystkim, co dotyczy jego odżywiania, ubrania, otoczenia, opieki lekarskiej, szczepień ochronnych. Jednak, mimo jej pełnej miłości troski, dziecko już zaczyna proces umierania.
Nie minie wiele lat, a pojawią się namacalne oznaki tego. Dentysta stwierdzi, że nasze zęby się psują. Potrzebne będą okulary, by polepszyć nasz słabnący wzrok. Z czasem skóra pomarszczy się i zwiotczeje, ramiona przygarbią się, a nasz krok stanie się powolniejszy i mniej pewny. Będziemy mieli mniej sił, kości staną się kruche i niemal niepostrzeżenie zaczniemy przybliżać się ku śmierci.
Gdy życie odchodzi i umiera człowiek, staramy się jak najszybciej o tym zapomnieć.
Czyż nie wydaje się to dziwne, że tak wiele naszej energii poświęcamy wydaniu życia na świat, a tak zdecydowanie odwracamy się od równie ważnego faktu odejścia tego życia z ziemi?
Obecnie na tej planecie żyją miliardy ludzi. W ciągu stu lat prawie wszyscy z nich umrą. Ich ciała będą bez czucia, lecz co się stanie z ich duszami – zasadniczą i wieczną cząstką życia? To ogromna tajemnica. Co odchodzi, gdy człowiek umiera? Dokąd idzie ta brakująca cząstka?
Kilka lat temu w Denver, w Colorado zmarł pewien dziennikarz. Uczestnicy jego pogrzebu wysłuchali utrwalonych na taśmie słów: „To jest mój pogrzeb. Jestem ateistą i byłem nim od wielu lat. Nie życzę sobie żadnych pieśni religijnych. Ma to być pogrzeb całkowicie zgodny z rozsądkiem".
Każda epoka wydała ludzi, którzy protestowali przeciw głosowi Boga. George Bernard Shaw, Robert Ingersoll i wielu innych filozofów usiłowało poprzez argumentację zniszczyć lęk przed śmiercią.
Czego na temat śmierci możemy dowiedzieć się od antropologów? Możemy poznać stosunek do śmierci, jaki panuje w dżungli, gdzie nie ma „teologicznych nonsensów", gdyż nie słyszano tam o Jezusie Chrystusie. W niektórych plemionach, starców wypędza się do lasu – po to, by mogły tam na nich napaść dzikie zwierzęta i aby śmierć nie stanęła przed młodymi. W innym plemieniu uczestników pogrzebu obnaża się a ich ciała maluje się białą farbą. Przez wiele godzin jęki, zawodzenie i krzyki kobiet obwieszczają światu, że oto właśnie dusza opuszcza ciało. Poza sferą wpływów chrześcijaństwa śmierć jest przepełniona zgrozą i rozpaczą.
Porównaj to z chrześcijańskim poglądem na śmierć. Gdy przybył Chrystus, przedstawił nowe spojrzenie na kwestię śmierci. Człowiek zawsze traktował śmierć jako wroga, lecz Jezus powiedział, że On zwyciężył śmierć i odebrał jej moc. Jezus Chrystus był niezwykłym realistą, gdy nawoływał ludzi, aby przygotowali się do śmierci, która na pewno ich spotka. „Nie martw się śmiercią ciała – nauczał Pan Jezus – obawiaj się raczej wiecznej śmierci duszy".
Biblia naucza, że istnieją dwa rodzaje śmierci: jedną jest śmierć fizyczna, drugą – śmierć wieczna. Jezus ostrzegł, że drugiej śmierci powinniśmy się obawiać znacznie bardziej niż pierwszej. Opisał drugą śmierć jako piekło, które polega na wiecznym oddzieleniu od Boga. Wskazał, że śmierć ciała jest niczym w porównaniu z tym wiecznym oddaleniem duszy od Stwórcy...
Biblia naucza, że jesteś duszą nieśmiertelną. Twoja dusza jest wieczna i będzie żyć zawsze. Innymi słowy, to, co w tobie prawdziwe – ta cząstka, która myśli, czuje, marzy, ma plany, cząstka będąca twoim ego, twoją osobowością – nie umrze nigdy. Biblia mówi, że twoja dusza na zawsze będzie żyć w jednym z dwóch miejsc: w niebie lub w piekle. Jeśli nie jesteś chrześcijaninem i nigdy nie narodziłeś się na nowo, twoja dusza – zgodnie z tym, czego naucza Biblia – pójdzie po śmierci do miejsca, które Jezus nazywa Hadesem i będzie tam oczekiwać sądu Boga...
Tragedia piekła
Są tacy, którzy nauczają, że ostatecznie wszyscy zostaną uratowani, że Bóg jest Bogiem miłości i nigdy nie wyśle nikogo do piekła. Wierzą, że słowo „wieczny" w gruncie rzeczy nie znaczy „na zawsze". Niemniej jednak, to samo słowo, które mówi o wiecznym oddzieleniu od Boga, jest użyte dla określenia wieczności nieba. Ktoś powiedział: „Bezstronność wymaga, abyśmy traktowali jednakowo radość sprawiedliwych i karę nieprawych, gdyż określają je te same greckie terminy, oznaczające trwałość".
Są tacy, którzy głoszą, że ci, którzy nie przyjęli Bożego odkupienia, zostaną po śmierci unicestwieni, że ich egzystencja skończy się. Przeszukując Biblię od początku do końca, nie znalazłem najmniejszego dowodu, który poparł by ten punkt widzenia. Biblia mówi, że niezależnie od tego, czy jesteśmy ocaleni, czy zgubieni, egzystencja duszy i osobowości jest świadoma oraz wieczna.
Inni nauczają, że po śmierci wciąż istnieje możliwość zbawienia, że Bóg da jeszcze jedną szansę. Biblia jednak nie wspomina o tym. Ciągle ostrzega nas: „Oto teraz czas łaski, Oto teraz dzień zbawienia" (2 List do Koryntian 6, 2).
Można przytaczać wiele fragmentów Pisma wskazujących, że piekło czeka każdego człowieka, który świadomie i z własnej woli odrzucił Chrystusa jako Pana i Zbawiciela:
„Męki cierpię w tym płomieniu" (Ew. Łukasza 16, 24).
„Kto by rzekł: Głupcze, pójdzie w ogień piekielny" (Ew. Mateusza 5, 22).
„Syn Człowieczy pośle swoich aniołów i zbiorą z Królestwa jego wszystkie zgorszenia, i tych, którzy popełniają nieprawość, i wrzucą ich do pieca ognistego; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów" (Ew. Mateusza 13, 41-42).
„Tak będzie przy końcu świata; wyjdą aniołowie i wyłączą złych spośród sprawiedliwych, i wrzucą ich w piec ognisty; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów" (Ew. Mateusza 13, 49-50).
„Wtedy powie i tym po lewicy: Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, zgotowany diabłu i jego aniołom" (Ew. Mateusza 25, 41).
„Plewy spali w ogniu nieugaszonym (Ew. Mateusza 3, 12).
„W ogniu płomienistym, wymierzając karę tym, którzy nie znają Boga, oraz tym, którzy nie są posłuszni ewangelii Pana naszego Jezusa. Poniosą oni karę: zatracenie wieczne, oddalenie od oblicza Pana i od mocy chwały jego (2 List do Tesaloniczan 1, 8-9).
„Pić będzie samo czyste wino gniewu Bożego z kielicha jego gniewu i będzie męczony w ogniu i w siarce wobec świętych aniołów i wobec Baranka. A dym ich męki unosi się w górę na wieki wieków i nie mają wytchnienia we dnie i w nocy (Obj. Jana 14, 10-11).
„I śmierć, i piekło zostały wrzucone do jeziora ognistego; owo jezioro ogniste, to druga śmierć. I jeżeli ktoś nie był zapisany w księdze żywota, został wrzucony do jeziora ognistego" (Obj. Jana 20, 14-15).
„Udziałem zaś bojaźliwych i niewierzących, i skalanych, i zabójców, i wszeteczników, i czarowników, i bałwochwalców, i wszystkich kłamców będzie jezioro płonące ogniem i siarką. To jest śmierć druga" (Objawienie Jana 21,8).
Słyszę, jak ktoś mówi: „Nie wierzę w piekło. Moją religią jest Kazanie na Górze". Przeczytajmy więc jego fragment: „Jeśli tedy prawe oko twoje gorszy cię, wyłup je i odrzuć od siebie, albowiem będzie pożyteczniej dla ciebie, że zginie jeden z członków twoich, niż żeby całe ciało twoje miało pójść do piekła. A jeśli prawa ręka twoja cię gorszy, odetnij ją i odrzuć od siebie, albowiem będzie pożyteczniej dla ciebie, że zginie jeden z członków twoich, niż żeby miało całe ciało twoje znaleźć się w piekle" (Ew. Mateusza 5, 29-30).
[link widoczny dla zalogowanych]
Każdą księgę mozna czytać "po swojemu". Biblia nadaje się do tego wybornie..
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pon 6:21, 25 Lis 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 16:01, 04 Gru 2019 Temat postu: |
|
|
Jet pewien podstawowy problem mentalny z dowolnym źródłem będącym autorytetem. Z grubsza polega on na traktowaniu owego wielkiego, wspaniałego, czcigodnego źródła bardziej na podobieństwo pomnika, symbolu, emocjonalnego punktu zaczepienia, niż jako materiału do przemyśleń.
Myślenie jest procesem polegającym na zadawaniu serii pytań, odpowiadaniu na nie w symulowanych scenariuszach, rozważaniu za i przeciw, BYCIU KRYTYCZNYM. Z drugiej strony domyślnym traktowaniem każdego autorytetu jest postawa: słuchaj i nie krytykuj. Jak zatem myśleć o jakimś świętym źródle (np. Biblii), jeśli mamy nie krytykować go?
Jak obserwuję postawy religijne w aspekcie tego o czym piszę, to trochę się nie dziwię ateistom, że mają do nich negatywne podejście. Bo zwykle interpretatorzy świętych ksiąg robią ze swoim umysłem bardzo karkołomne łamańce. Jak postawić (uczciwie!) pytanie o coś, jeśli owo coś jest tak dostojne i ważne, że ma do nas przemawiać jako najwyższy autorytet, a nie poddawać się procesowy pytania, a z nim może i wątpienia?...
Jeśli w Biblii coś Jezus powiedział, to jak zinterpretować tę wypowiedź "mając na karku" gigantyczny mentalny lęk, że niestosownym potraktowaniem obrazimy samego Boga?...
Wolny jest być krytycznym?
- Ale wtedy jak poradzić sobie z zarzutem, że wątpimy i jesteśmy niedowiarkami?
Domyślnym trybem autorytarnym jest, gdy autorytet stwierdza "jak jest", a słuchacze bez ociągania się akceptują. Ale taki tryb jest funkcjonalnie bliski uczenia się na pamięć owego tekstu autorytetu, SEPARUJĄC OD JEGO ROZUMIENIA. Funkcjonalnie zaś każda próba rozumienia jakiegoś stwierdzenia, jest postawieniem owego stwierdzenia W DUALIZMIE ZA I PRZECIW. Ale przecież, jeśli mówi autorytet, to NALEŻY być WYŁĄCZNIE ZA. Nie wolno być przeciw, czyli wolno jedynie wchłonąć owo stwierdzenie, separując się od ustawiania go w ogniu sprzecznych (ale dających kontekst, a dalej rozumienie!) znaczeń.
Ten problem wg mnie nie ma jasnego rozstrzygnięcia. Praktyka wielu religii pokazuje, że najczęstszym sposobem wyjścia z tych dylematów, jest ZAKLINANIE SIĘ, że się nie wątpi, że żaden problem interpretacyjny nie występuje. Świadkowie Jehowy przedstawiają swoje przekonania na temat Biblii jako "wiedzę". Katolicy utwardzają swoje przekonania na tematy z Biblii się wywodzące w postaci dogmatów. Muzułmanie ortodoksyjni nawet mają opory przed uznaniem praw fizyki, skoro "jedynym prawem muzułmanina jest Koran".
Oczywiście tak całkiem źle to nie jest. Treść świętych ksiąg jakoś się rozważa, pytania się stawia, problemy próbuje rozwiązywać. I pewnie tylko najbardziej fundamentalistyczne odłamy religijne dostają takiego pełnego "mentalnego stuporu" wobec autorytetu swoich świętych ksiąg. Ale chyba takiego stuporu dostają. Inni noszą jakoś jego mniejszy ciężar. Ale wydaje mi się, że ZAWSZE GO CHOĆ TROCHĘ NIOSĄ.
Problem oczywiście dotyczy nie tylko źródeł religijnych, ale praktycznie każdego źródła o silnym autorytecie. Powiedziałbym, że ktoś kto chciałby aby go ROZUMIANO, A NIE PRZEDE WSZYSTKIM SŁUCHANO, z bezkrytycznym uwielbieniem, powinien nie dać się sprowadzić do roli autorytetu!
Wniosek paradoksalny?...
- Wydaje mi się, że trochę tak, ale chyba coś w tym jest.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 17:45, 04 Gru 2019, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 95 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:43, 06 Gru 2019 Temat postu: |
|
|
Do roli guru...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:15, 06 Gru 2019 Temat postu: |
|
|
Semele napisał: | Do roli guru... |
To już na pewno. Guru to taki autorytet w najgorszym wydaniu.
Zastanawiam się nad autorytetem w dobrym wydaniu....
- Coś takiego może dałoby się skonstruować, ale należałoby być chyba bardzo czujnym, delikatnym, ostrożnym w byciu takim autorytetem - aby nie tłamsić w ludziach ich intelektualnej uczciwości.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|