Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 15:37, 16 Lip 2019 Temat postu: Trudne zagadnienie pomagania potrzebującym |
|
|
Po raz kolejny pojawia się (tym razem kwestia historyczna) zagadnienie pomocy potrzebującym. [link widoczny dla zalogowanych]
Z jednej strony wydaje się absurdem, że na tym świecie, gdzie marnuje sie 30% - 40% żywności, marnotrawi się, wyrzuca tony produktów, ktokolwiek w ogóle jest głodny, czy nie ma jakichś podstawowych towarów - np. odzieży, narzędzi, prostych udogodnień technicznych. Wystarczyłoby bowiem nie marnotrawić tego, co marnotrawione jest.
Jednak jest i druga strona medalu - pytanie o to KTO MA SIĘ ZAJĄĆ tym dostarczeniem dóbr potrzebujących. I JAK ma się zająć, aby to miało sens. Związane jest to z problemem następującym:
- oto jest gdzieś głodne dziecko. Często to głodne dziecko jest kraju względnie bogatym, cywilizowanym (jak np. ostatnio Polska).
Z jednej strony, jak patrzymy na tę okoliczność, to narzuca sie pytanie: gdzie są instytucje pomocowe? Dlaczego "nikt" temu dziecku nie da jeść?...
Ale może warto zadać pytanie:
- Gdzie jest ojciec i matka tego dziecka?
Jeśli wszystko za ludzi będzie robiło państwo i jego instytucje, to zaniknie chyba ostatni argument dla ludzi, że powinni jakoś ogarniać siebie i swoje życie. Jeśli nie będzie tego minimalnego nacisku moralnego, społecznego na ludzi, którzy np. płodzą niefrasobliwie dzieci, a potem uważają, że tych dzieci wychowanie, utrzymanie to nie ich problem, że to państwo "powinno się nimi zająć", to niszczymy coś najbardziej podstawowego, jeśli chodzi o budowanie człowieczeństwa w człowieku.
W tym sensie patrząc na sprawę, posiadanie doskonałych instytucji pomocowych, jakiejś takiej armii zawodowych pomagaczy i wyciągaczy z biedy, która zdejmie odpowiedzialność za dzieci z rodziców, byłoby chyba pewnego rodzaju fundamentalnym błędem, wychowawczym, społecznym. To byłoby zaproszenie do jakiejś ostatecznej i bezapelacyjnej degradacji słabych mentalnie ludzi. Bo to, że pijak jednak czuje pewien obowiązek zajęcia się swoją rodziną, moze być tą jedyną szansą, aby on wyszedł na prostą. Jakby mu się dzieckiem zajęła świetnie instytucja państwowa, to ten pija (i słusznie!) mógłby powiedzieć: piję?... Co za problem?... Dziecko ma co jeść, wszystko jest ok. Piję, bo lubię.
Mamy państwa, które swoją nadopiekuńczością, wychowują bezradne społeczeństwa. W pewnym momencie w ludziach pojawia się myślenie w rodzaju: ja mam coś zrobić? - Nie jestem od tego fachowcem. Nie umiem, nie nadaję się, niech się tym zajmą profesjonaliści. To samo może też dotyczyć wychowania dzieci. Coraz częściej rodzice oczekują, że funkcje wychowawcze przejmie niejako w całości szkoła. Część w tej postawie pewnie wynika z lenistwa, ale druga część chyba też z niewłaściwego postawienia sprawy - z jakiegoś ubezwłasnowolnienia ludzi, którzy na każdym kroku sa przestrzegani, jak to kolejnymi rzeczami muszą się zająć specjaliści. Niektórzy wzywają elektryka do wymiany żarówki w lampce. Inni, bojąc się możliwości popełnienia błędu, wynikającego z braku fachowości, mogą się separować od wielu wychowawczych ról wzgledem swojego potomstwa.
Paradoksalnie chyba jest tak, że idealne państwo (idealne w sensie najlepszego załatwiania wszelkich możliwych problemów przez instytucje państwowe) byłoby fatalnym, niszczącym swoje społeczeństwa państwem.
Oczywiście instytucje pomocowe są potrzebne. W końcu nie można przejść zupełnie obojętnie obok głodnego, zaniedbanego dziecka. Ale też pomoc nie powinna zastępować ról rodzicielskich.
|
|