Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

NATKA (do krytyki Abi)
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Seriale - utwory w odcinkach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
masmika
Opiekun Sztuki



Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Smoczy Gród

PostWysłany: Czw 15:16, 24 Lip 2008    Temat postu: NATKA (do krytyki Abi)

Czwartek należał do najzwyklejszych dni tygodnia. Nie był bardziej ponury niż pątek, ani bardziej słoneczny niż środa.
Jak zwykle o godzinie siódmej ludzie tłoczyli się na przystankach, by zająć najlepsze miejsca w autobusach i tramwajach, by jak najwygodniej dojechać do pracy.
Ci, którym udało się zająć siedzenia, rozkoszując się stałością podłoża, prawie natychmiast tracili zdolność widzenia tych, którzy wisieli nad nimi na uchwytach i poręczach. Ci zaś, którzy próbowali utrzymać równowagę przy rozpaczliwym lawirowaniu kierowców po zatłoczonych ulicach, dawali upust swej irytacji z rozkoszą trącając siedzących parasolkami lub torbami. Zawsze przecież była wymówka, że kierowca jedzie, jakby wiózł worek ziemniaków...
Natalia była bardzo podobna do czwartku. Szare włosy, z trudem utrzymujące pozory blondu, jakby zmęczone igraszkami wiatru leżały splątaną grzywką nad szarymi oczami, martwo wpatrzonymi w szybę tramwaju. Czarny sweter, za długi i za szeroki, w dużej mierze przykrywał wytarte jeansy. Jedyny kolorowy akcent, jaki można było dojrzeć, to zielona torba z uwieszonym przy pasku różowym miśkiem. Co prawda misiek już dawno stracił koloryt, obijając się o niezliczone ławki, ściany i trawniki, był jednak wyrazem tęsknoty Natalii za czymś barwnym i radosnym.
Natalia nie lubiła jeździć tramwajami, były złośliwe i hałaśliwe, na każdym przystanku z donośnym hukiem otwierały i zamykały drzwi, a przystanków do pracy miała sporo. Gdy wysiadała, czuła się bardziej zmęczona, niż miałaby tę drogę przebyć pieszo.
Pracy też nie lubiła, choć była to dla niej najprzyjemniejsza rzecz na świecie. Gdy przyjęła się do zakładu, wprost tryskała energią i chęcią działania. Z czasem jednak jej gorliwość zaczęła być dostrzegana jako coś śmiesznego i niestosownego.
Co było poważane i doceniane?
Wygląd i pozycja.
Metka przy zakupionym produkcie.
Ze zdumieniem przysłuchiwała się rozmowom koleżanek, jak wydają pieniądze i zaciągają pożyczki na siódmą parę butów zimowych, gdy w połowie miesiąca zapowiadała się już soczysta i ciepła wiosna.
Nie rozumiała tego, sama musiała oddawać większość swojej wypłaty rodzicom, staczającym bój z rosnącą inflacją.
Na początku próbowała zintegrować się z nimi, podchodziła do grupek, śmiejąc się z ich dowcipów, które w większości były albo niezrozumiałe, albo tak głupie, że śmiesznym było to, że z nich się śmiano. Kiedyś spróbowała rzucić jakimś żartem, przeczytanym w gazecie. Spojrzeli wtedy na nią tak, że odechciało jej się żartować. Pamiętała, że w ciszy, jaka zapadła, ktoś tylko burknął przeciągle - “nooo... cóż...” Po dłuższej chwili wrócili do rozmowy, ale moment ten zablokował ją na całe życie towarzyskie.
Wieczorami marzyła, że w końcu uda jej się z kimś zaprzyjaźnić, kimś takim okazała się Sylwia, koleżanka z sąsiedniego pokoju. Aby zbliżyć się do niej, nauczyła się palić, by razem z nią wychodzić w przerwie na papierosa.
Bardzo jej na niej zależało.
Za bardzo.
Wygadana Sylwia o ciężkim, wulgarnym dowcipie, szybko dostrzegła jej gorliwość i wzgardziła nią. Nie otwarcie, była zbyt sprytna, by stracić zaufanie "naiwnej idiotki", przecież musiała mieć temat do pośmiania się z niej w grupie dziewcząt, co tydzień wybierających się na kurs tańca. Natalia była niewysychającym źródłem zwierzeń, które można było doprawić jadem cynizmu i ironii.
Aż nadszedł ten dzień.
Czwartek, będącym najzwyklejszym dniem tygodnia.
Lecz właśnie tego dnia Natka spotkała swojego potwora.


Ostatnio zmieniony przez masmika dnia Pon 10:36, 28 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
abangel666
Opiekun Kawiarni



Dołączył: 03 Lis 2006
Posty: 3123
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Piekła

PostWysłany: Czw 22:31, 24 Lip 2008    Temat postu: Re: NATKA (do krytyki Abi)

:)
Nie wiem czy to nie efekt tego, że właśnie wróciłam z grilla, przy brydżu i alkoholu, ale bardzo mi sie podoba ten tekst..... nie mam żadnych krytycznych uwag!
Jest świetny!


masmika napisał:

Ale właśnie tego dnia Natka spotkała swojego pierwszego potwora.


To niby ja mam być tym potworem?
:(
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
masmika
Opiekun Sztuki



Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Smoczy Gród

PostWysłany: Pią 8:53, 25 Lip 2008    Temat postu:

Od rana bolał ją żołądek. Siedziała w ubikacji patrząc nerwowo na zegarek, pełna obawy, że spóźni się do pracy. Za każdym razem, kiedy uznała, że może już wstać, żołądek przeszywał ostry ból i musiała usiąść z powrotem.
- Spóźnisz się na tramwaj – matka załomotała pięścią w drzwi.
- Pojadę następnym – stęknęła, ale posłusznie zwlokła się z sedesu. Czoło miała całe uperlone potem.
- Co się dzieje? - zaniepokojona matka stała w drzwiach kuchni wycierając dłonie szmatą. Stos umytych garnków szczerzył błyski znad suszarki.
- To pewnie ta wczorajsza zupa – jęknęła Natka, w pośpiechu próbując doprowadzić się do porządku.
- Zupa? Niemożliwe! Wszyscy ją jedliśmy i jakoś NAM nie zaszkodziła – matka podniosła głos jak zawsze wtedy, gdy czuła się zaatakowana. - Pewnie jadłaś jakieś świństwo z MacDonalda i się strułaś. Kto cię tam wie, co ty robisz poza domem!
Natka nie miała ani sił, ani czasu na wyjaśnianie, że jedzenie fast-foodów jest zbyt drogie i zbyt niezdrowe, by na nie się skusiła. Zresztą, jakiekolwiek tłumaczenie nie miało sensu. Gdy matka coś sobie uroiła, nie było siły, by to zmienić. Tak było i koniec.
Z wielu takich dyskusji Natka wychodziła przegrana, jak mogła więc liczyć, że tym razem jej się uda?
Milcząc, zawiązała sznurowadła butów i wybiegła, odcinając się drzwiami od potoku złorzeczenia. Żeby tylko tramwaj jej nie uciekł...
Odjechał, zanim dobiegła do przystanku. Machała rozpaczliwie, ale motorniczy albo jej nie zauważył, albo zignorował. Zrezygnowana stanęła na wysepce. Teraz już na pewno się spóźni. Na dokładkę zaczął siąpić deszcz, a Natka stwierdziła z przerażeniem, że w pośpiechu zapomniała parasola. Za nic jednak nie wróci się po niego do domu, nie będzie narażać się na kolejne, uszczypliwe uwagi matki.
Schroniła się pod zadaszenie, ból w żołądku ostrzegawczo się nasilił. Może uda jej się wytrzymać do zakładu, miała ogromną ochotę zapalić, ale na przystanku było zbyt wielu ludzi. W dodatku deszcz z drobnego kapuśniaczka zmienił się w ulewę przyginającą trawę i ludzi do ziemi. Zanim dotarła do pracy, była cała przemoczona.
Zgłosiła się na oddziale i zaraz pobiegła do ubikacji. Tam uspokoiła na chwilę żołądek i wytarła twarz i ręce papierowym ręcznikiem. Czuła się na tyle podle, że po dwóch godzinach pracy zgłosiła się do kierownika.
- Nie wyglądasz za dobrze – stwierdził, przyglądając się uważnie jej bladej twarzy. - Idź do lekarki, a potem weź sobie wolne na resztę dnia. Poradzimy sobie dziś bez ciebie.
Natka z ulgą podziękowała i zaraz po wizycie w gabinecie znów zniknęła za drzwiami ubikacji. Długi czas siedziała w milczeniu i już miała wychodzić, kiedy drzwi łazienki otworzyły się z trzaskiem i gwar kobiecych głosów wypełnił pomieszczenie.
- Ale smród – odezwała się pierwsza, Natka rozpoznała Jolę. - Zapalmy papierosa i otwórzmy okno, to trochę wywietrzeje.
- Kto tak nasmrodził? - z potępieniem jęknęła druga. - Przecież tu wytrzymać nie można!
Zawstydzona Natka skuliła się na sedesie i wstrzymała oddech. Za nic nie wyjawi, że tu siedzi!
- Nie wiesz kto? - to był głos Sylwii. - Ta, co dziś biega jak kot z pęcherzem, Natka!
- Co jej się stało? - zainteresowała się Jola
- A co ma być – Sylwia parsknęła śmiechem. - Gówno potrafi, to i gówno z niej wychodzi.
- Nie rozumiem, dlaczego ona jeszcze tu pracuje – odparła trzecia dziewczyna. - Przecież wszystko trzeba po niej poprawiać. Pewnie ma jakieś układy z szefową. Albo dała dupy kierownikowi działu.
- A kto by taką dupę chciał – zaśmiała się ironicznie Jola. - Ani to ubrać się nie potrafi, ani umalować... Taka na sprzątaczkę się tylko nadaje, a nie do nas, do zakładu.
- Dajcie jej spokój, ona taka biedna – głos Sylwii ociekał ironią udając ton współczucia. - Dziś przez kwadrans opowiadała mi, dlaczego się struła. Ponoć jej matka z oszczędności gotuje obiad jak dla wojska, a potem jedzą go przez tydzień!
Gromki śmiech przetoczył się po łazience, zaraz potem dziewczyny wyszły nieświadome tego, że zostawiły w pomieszczeniu zmartwiałą i oszołomioną Natalię. Nadal nie mogła się podnieść, ale tym razem ze słabości, jaka ogarnęła jej ciało.
A więc tak jest postrzegana wśród ludzi? Nic nie warte gówno, po którym trzeba sprzątać, a samo nadające się tylko do sprzątania?
A ta Sylwia... mieniła się przyjaciółką tylko po to, by ją obgadywać za plecami!
Z trudem powstrzymywała łzy, gdy zbierała swoje rzeczy i nie patrząc na nikogo wybiegła z zakładu. Nie miała ochoty już tu wracać. Kupiła w aptece lekarstwo, przepiła je kubkiem wody i powoli, jakby bezradnie szła ulicą, niepewna tego, co ma teraz ze sobą zrobić.
Błogosławiła deszcz, który skrywał swobodnie płynące łzy. Zatrzymała się przed wystawą sklepową. W środku eleganckie kobiety przebierały pomiedzy wieszakami, z pewnością bardzo drogich ubrań. Natka widziała w szybie swoje odbicie. Po raz pierwszy ujrzała siebie taką, jaką widzieli ją inni, szarą myszkę z wyleniałym okryciem. Kim naprawdę była? Czy potrafiła coś, czym mogłaby komukolwiek zaimponować? Nic, zupełnie nic, totalne zero...
Właśnie wtedy, na tle błyszczących witryn i krzykliwych plakatów, w strugach deszczu zmywających radość i optymizm, potwór się narodził...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
abangel666
Opiekun Kawiarni



Dołączył: 03 Lis 2006
Posty: 3123
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Piekła

PostWysłany: Pią 11:25, 25 Lip 2008    Temat postu:

Doskonały tekst! Mocny!
Bardzo dobry!
Nie mam żadnych uwag!
Bardzo mi się podoba, jest świetny, mocny, szarpiący..... bardzo dobry tekst! Ta część w łazience, bardzo mocna!

Wujek! Na Twoim forum wyrasta nam polska LeGuin! a ja mam w tym udział, bo ją opieprzałam i mobilizowałam do pracy nad słowem!
:)

Opieprzanie jak widać daje rezultaty!
:)

Masmika, powtarzam tylko pytanie: czy ja dla Ciebie jestem potworem?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
abangel666
Opiekun Kawiarni



Dołączył: 03 Lis 2006
Posty: 3123
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Piekła

PostWysłany: Pią 17:52, 25 Lip 2008    Temat postu:

(ciach)

Ale jakby co,masz mój adres:
[link widoczny dla zalogowanych]

(ciach)


Ostatnio zmieniony przez abangel666 dnia Sob 7:29, 26 Lip 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 10:19, 26 Lip 2008    Temat postu:

Nie tyle wyrasta, ile już wyrósł :D. Poproś Masmikę o inne jej teksty, to się przekonasz. Zresztą przeczytaj chociażby to, co do tej pory opublikowała na forum.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
abangel666
Opiekun Kawiarni



Dołączył: 03 Lis 2006
Posty: 3123
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Piekła

PostWysłany: Sob 17:01, 26 Lip 2008    Temat postu:

Wszystkie teksty Masmiki czytam w pierwszej kolejności, bo Masmika to perełka na tym forum.
A opieprzam ją po koleżeńsku...... tak od serca!

Niestety Wujku, ale obawiam się, że na Twoim forum kończę imprezę, bo mam swoje lata i (ciach)-małolaty nie będą mi kasować listów.


Ostatnio zmieniony przez abangel666 dnia Pon 2:00, 28 Lip 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 0:02, 27 Lip 2008    Temat postu:

Stosuj się proszę do regulaminu (czyli nie używaj wulgarnych słów; licentia poetica nie obejmuje wulgaryzmów, przynajmniej na Śfini), a nie będzie konfliktów. A jak już potrzebujesz rzucić rymowanym mięsem, to rób to tak, jak robiłaś już sama z siebie nie raz: w Więzieniu, tam wolno. Tu możesz zaś podać link. Jak kto chce, to do Więzienia sobie zajrzy, a jak kto nie chce, to nie zajrzy.

Nawiasem mówiąc, gówniarzy ani małolatów wśród moderatorów tu nie ma. Standard to własna rodzina i praca. Niektóre osoby są po pięćdziesiątce. Weź to uprzejmie pod uwagę. Nie jesteś tu w przedszkolu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
abangel666
Opiekun Kawiarni



Dołączył: 03 Lis 2006
Posty: 3123
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Piekła

PostWysłany: Nie 9:35, 27 Lip 2008    Temat postu:

(ciach wg. życzenia)

Ostatnio zmieniony przez abangel666 dnia Pon 2:12, 28 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:21, 27 Lip 2008    Temat postu:

Mam przenieść ostatnie trzy posty do Kawiarni, czy doprowadzisz je do porządku?

EDIT: Dziękuję!


Ostatnio zmieniony przez wujzboj dnia Pon 13:40, 28 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
masmika
Opiekun Sztuki



Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Smoczy Gród

PostWysłany: Pon 9:38, 28 Lip 2008    Temat postu:

Napominam Was, kochani, że ten wątek jest poświęcony krytyce opowiadania o Natce, niczemu więcej :)
Inaczej przestanę tu pisać :P

Pozdrawiam - Masmika
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
masmika
Opiekun Sztuki



Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Smoczy Gród

PostWysłany: Pon 9:44, 28 Lip 2008    Temat postu:

Tej nocy Natka źle spała. Trzy razy budziła się i choć nie pamiętała, co jej się śniło, za każdym razem była mocno przestraszona. Leżała wyciągnięta na wąskim łóżku, wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w jasny od lamp ulicznych prostokąt sufitu i nie mogła zasnąć.
W pokoju rodziców stary zegar głośno wybijał godziny. Jeden, dwa, trzy, cztery... uderzenia kuranta obijały się o ściany pokoju niczym kule bilardowe, by w końcu mocnymi uderzeniami wbić się w jej umysł. Nakryła głowę poduszką, próbując wyciszyć hałas. Już piąta... powinna jeszcze zasnąć, zazwyczaj wstawała o szóstej, wcześniejszy ruch budził rodziców, a to narażało ją na poranną awanturę.
Zapaliła lampkę i sięgnęła po książkę. Zazwyczaj czytanie usypiało ją, ale dziś nie mogła się skupić na tekście. Za dwie godziny musi wyjść do pracy... myśl o tym przyprawiała ją o mdłości. Wczoraj długo chodziła po mieście, by wcześniejszym powrotem nie wzbudzić zbytniego zainteresowania. Dziś nie miała żadnej wymówki, by nie pójść do pracy. L-4 nie wchodziło w rachubę, poza ściskami w żołądku nie dolegało jej nic. W końcu zmęczona rozmyślaniem zasnęła.
Obudziła się zbyt późno, by mieć czas na jakikolwiek lęk przed wyjściem. Chwyciła bułkę z serem i wybiegła z domu. Tramwaj znów jej uciekł, postanowiła nadłożyć drogi, by pojechać kawałek autobusem. Jadąc, rozglądała się za kolejnym tramwajem, myśli wypełnione gonitwą za środkami transportu dawały jej poczucie bezpieczeństwa. Dogoni, przesiądzie się, zdąży...
Zdążyła. Punktualnie o ósmej przekroczyła drzwi zakładu. Dopiero widok znajomych twarzy, stołów zastawionych maszynami przypomniał jej o wczorajszej sytuacji. Żołądek nerwowo zacisnął się, aż brakło jej tchu, ale opamiętała się. Zrodził się w niej bunt. Poradzi sobie. Będzie normalnie pracować, wymieniać półsłówka i najważniejsze - przestanie się zwierzać. Niech gdzie indziej szukają sobie ofiary.
Pierwsza podeszła do niej Jola. Opierając się o stół i przekrzykując szum maszyny zagadnęła:
- Jak samopoczucie? Lepiej się już czujesz?
Natka spojrzała na nią. Na sprzątaczkę się nadaje... kto by taką chciał... usłyszane wczoraj słowa krążyły jej w głowie i zmuszały do wykrzyczenia Joli prosto w twarz:
- Odwal się! Co ciebie śmieć interesuje?
Zamiast tego wydukała przez zaciśnięte zęby:
- W porządku, już jest lepiej.
Jola kiwnęła głową i odeszła do swych zajęć. Natka próbowała skupić się na pracy, ignorować spojrzenia i swoje własne domysły. Żeby tylko skończył się dzień, nie myśl o sobie, jak jesteś wyśmiewana, pracuj, jeszcze tylko sześć godzin i wyjdziesz... o rany, jeszcze całe sześć godzin!

Potwór był głodny.
Chciał jeść i nie uznawał żadnych kompromisów. Miał szare oczy Natalii i ciało łasicy. Owinął się wokół jej kręgosłupa i chciał działać, działać! Zdobyć pożywienie!
Był drapieżnikiem, chytrym i podstępnym. Potrafił zasłonić oczy Natki na jakiś błąd, zamieszać jej w głowie, zdekoncentrować, zatrząść jej dłońmi, by wypuściła talerz na stołówce, zacisnąć gardło, by nie potrafiła wypowiedzieć słowa usprawiedliwienia... o, tak, potrafił wiele. Ale mimo, że nienawidził jej, wiedział dobrze, że jest pasożytem i bez symbiozy z nią nie przetrwa.
Nie ważne było, czy Natka przeżyje. Gdy już rozgości się w jej umyśle, zawsze może znaleźć nosiciela, poczucie winy było mostem, jakim mógł przenieść się na nową ofiarę. Ale teraz musi działać roztropnie. Pozwolić jej odzyskać chwilowy spokój, by potem niespodziewanie zaatakować.
Roześmiał się ironicznie i błyskawicznie przesłał impuls do jaźni dziewczyny. Natka spojrzała na Sylwię i ironia potwora przekształciła się w rozgoryczenie. Potwór odetchnął. Przecież najważniejsze jest to, by Natka jego działanie odbierała jako własne. Wtedy będzie bezpieczny...


Ostatnio zmieniony przez masmika dnia Pon 10:32, 28 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:18, 31 Lip 2008    Temat postu:

Skoro abi nic nie mówi, to ja powiem. Mnie się podoba :szacunek:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
abangel666
Opiekun Kawiarni



Dołączył: 03 Lis 2006
Posty: 3123
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Piekła

PostWysłany: Pią 3:18, 01 Sie 2008    Temat postu:

Ocena Wuja jest wyjątkowo lakoniczna.... to ja postaram się przyczepić trochę....


masmika napisał:
Leżała wyciągnięta na wąskim łóżku, wpatrywała się


Należy zastąpić na: "wpatrując się".

Cytat:

szeroko otwartymi oczami w jasny od lamp ulicznych prostokąt sufitu i nie mogła zasnąć.


Trochę bez sensu, bo jak się próbuje zasnąć, to się nie otwiera szeroko ślepiów.

Cytat:

W pokoju rodziców stary zegar głośno wybijał godziny. Jeden, dwa, trzy, cztery... uderzenia kuranta obijały się o ściany pokoju niczym kule bilardowe, by w końcu mocnymi uderzeniami wbić się w jej umysł.


Chyba jasne?

Cytat:

Nakryła głowę poduszką, próbując


O właśnie!
Nakryła, próbując; a nie jak "lubisz": nakryła, próbowała.... o to mi chodziło w uwadze pierwszej.


Cytat:

Zapaliła lampkę i sięgnęła po książkę. Zazwyczaj czytanie usypiało ją, ale dziś nie mogła się skupić na tekście. Za dwie godziny musi wyjść do pracy... myśl o tym przyprawiała ją o mdłości. Wczoraj długo chodziła po mieście, by wcześniejszym powrotem nie wzbudzić zbytniego zainteresowania. Dziś nie miała żadnej wymówki, by nie pójść do pracy. L-4 nie wchodziło w rachubę, poza ściskami w żołądku nie dolegało jej nic. W końcu zmęczona rozmyślaniem zasnęła.
Obudziła się zbyt późno, by mieć czas na jakikolwiek lęk przed wyjściem. Chwyciła bułkę z serem i wybiegła z domu. Tramwaj znów jej uciekł, postanowiła nadłożyć drogi, by pojechać kawałek autobusem. Jadąc, rozglądała się za kolejnym tramwajem, myśli wypełnione gonitwą za środkami transportu dawały jej poczucie bezpieczeństwa. Dogoni, przesiądzie się, zdąży...
Zdążyła. Punktualnie o ósmej przekroczyła drzwi


Powrót do przeszłości...
(Resztę oszczędzę od krytyki; treść jak zazwyczaj, zasadniczo mi się podoba, ale treści nie zamierzam oceniać, tylko formę - albowiem zaprawdę powiadam Wam, że nie uczę jak posągi rzeźbić, tylko jak młotek trzymać, by se palca w nie przychrzanić przy wbiajaniu bratnali.)


Ostatnio zmieniony przez abangel666 dnia Pią 3:24, 01 Sie 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
masmika
Opiekun Sztuki



Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Smoczy Gród

PostWysłany: Wto 10:16, 05 Sie 2008    Temat postu:

Tej nocy Natka źle spała. Trzy razy budziła się, za każdym razem mocno przestraszona. Wyciągnięta sztywno na wąskim łóżku, spoglądała szeroko otwartymi oczami na jasny od lamp ulicznych prostokąt sufitu. Co ją budziło? Nie pamiętała snu, choć w zakamarkach pamięci kołatały się wspomnienia mokrych, oślizgłych dłoni, próbujących zedrzeć z niej ubranie, wepchnąć do drewnianej klatki, a może to była ciasna piwniczka?
W pokoju rodziców stary zegar głośno wybijał godziny. Jeden, dwa, trzy, cztery... uderzenia kuranta obijały się o ściany pokoju niczym kule bilardowe. Nakryła głowę poduszką, próbując wyciszyć hałas. Już piąta... powinna jeszcze zasnąć, zazwyczaj wstawała o szóstej, wcześniejszy ruch budził rodziców, a to narażało ją na poranną awanturę.
Zapaliła lampkę i sięgnęła po książkę. Zazwyczaj czytanie ją usypiało, ale dziś nie mogła się skupić na tekście. Za dwie godziny musi wyjść do pracy... myśl o tym przyprawiała ją o mdłości. Wczoraj długo chodziła po mieście, by wcześniejszym powrotem nie wzbudzić zbytniego zainteresowania. Nie było żadnej wymówki, by zostać w domu. L-4 nie wchodziło w rachubę, poza ściskami w żołądku nie dolegało jej nic. W końcu zmęczona rozmyślaniem zasnęła.
Obudziła się zbyt późno, by mieć czas na jakikolwiek lęk przed wyjściem. Zdążyła chwycić bułkę z serem i zobaczyć, jak tramwaj ze złośliwym zgrzytem odjeżdża z przystanku. Jedyny sposób, by dotrzeć na czas do pracy, to nadłożyć drogi i dostać się do centrum autobusem, tam może przesiąść się dalej... myśli wypełnione gonitwą za środkami transportu dawały jej poczucie bezpieczeństwa. Dogoni, przesiądzie się, zdąży...
Zdążyła. Punktualnie o ósmej budynek zakładu przywitał ją gwarem głosów i szumem maszyn. Wpisała się na listę mocno zaciskając palce na długopisie i starając się nie patrzeć na przechodzących obok ludzi. Miała złudzenie, że każdy jej się przygląda, żołądek zaciskał się nerwowo, aż brakowało jej tchu, ale w końcu opamiętała się. Narastał w niej bunt. Poradzi sobie. Będzie normalnie pracować, wymieniać półsłówka i najważniejsze - przestanie się zwierzać. Niech gdzie indziej poszukają ofiary.
Pierwsza podeszła do niej Jola. Opierając się o stół i przekrzykując jazgot maszyny zagadnęła:
- Jak samopoczucie? Lepiej się już czujesz?
Natka nawet nie podniosła głowy. Na sprzątaczkę się nadaje... kto by taką chciał... usłyszane wczoraj słowa krążyły jej w głowie i zmuszały do wykrzyczenia Joli prosto w twarz:
- Odwal się! Co ciebie taki śmieć interesuje?
Zamiast tego wydukała przez zaciśnięte zęby:
- W porządku, już jest lepiej.
Jola kiwnęła głową i wróciła do swych zajęć. Natka próbowała skupić się na pracy, ignorować spojrzenia i swoje własne domysły. Żeby tylko skończył się dzień, nie myśl o sobie, jak jesteś wyśmiewana, pracuj, jeszcze tylko sześć godzin i wyjdziesz... o rany, jeszcze całe sześć godzin!

***
Potwór był głodny.
Chciał jeść i nie uznawał żadnych kompromisów. Miał szare oczy Natalii i ciało łasicy. Owinął się wokół jej kręgosłupa i chciał działać, działać! Zdobyć pożywienie!
Był drapieżnikiem, chytrym i podstępnym. Potrafił zasłonić oczy Natki na jakiś błąd, zamieszać jej w głowie, zdekoncentrować, zatrząść jej dłońmi, by wypuściła talerz na stołówce, zacisnąć gardło, by nie potrafiła wypowiedzieć słowa usprawiedliwienia... o, tak, potrafił wiele. Ale mimo, że nienawidził jej, wiedział dobrze, że jest pasożytem i bez symbiozy z nią nie przetrwa.
Nie ważne było, czy Natka przeżyje. Gdy już rozgości się w jej umyśle, zawsze może znaleźć nosiciela, poczucie winy było mostem, jakim mógł przenieść się na nową ofiarę. Ale teraz musi działać roztropnie. Pozwolić jej odzyskać chwilowy spokój, by potem niespodziewanie zaatakować.
Roześmiał się ironicznie i błyskawicznie przesłał impuls do jaźni dziewczyny. Natka spojrzała na Sylwię i ironia potwora przekształciła się w rozgoryczenie. Potwór odetchnął. Przecież najważniejsze jest to, by Natka odbierała jego działanie jako własne. Wtedy będzie bezpieczny...

***
Minęły dwa miesiące. Jesień zbliżała się w mglistych porankach, wilgotnych, umierających pod pustoszejącymi drzewami oślizgłych trawach i ślepych wieczorach, obmacujących wszystko rozproszonym światłem lamp.
Natalia jak zwykle wracała samotnie do domu. Od kilku dni nawał pracy powodował u niej silne zmęczenie, zaś rozdrażnienie siedzących po godzinach ludzi nie nastrajało nikogo optymistycznie. Próbowała zatopić się w pracy, ale nie szło jej dobrze. Kilka tygodni temu sprowadzono nowe maszyny i nie potrafiła się do nich przystosować. Za każdym razem, kiedy siadała pod okiem kierownika przy stole, roztrzęsione ręce nie słuchały jej i popełniała błąd za błędem.
Co rano przychodziła do pracy z mocnym postanowieniem, że tym razem skupi się i dokładnie wykona polecenia, codziennie wieczorem wracała przygnębiona, że po raz kolejny zawiodła ludzi.
Gdy kierownik wezwał ją na rozmowę, szła przez halę z gęsią skórką na karku, czując na plecach ironiczne spojrzenia koleżanek.
- Teraz mnie zwolnią, a one będą się z tego cieszyć... - w gardle rosła mechata kula, tamująca oddech i nie pozwalająca przełknąć śliny. Głos pulsujący w głowie zniżył się o pół tonu i ponuro szeptał. - Na pewno doniesiono mu o moich pomyłkach, a firmy nie stać na utrzymywanie brakorobów. Zwolnią mnie, zwolnią... i co ja powiem rodzicom? Jak wyżyjemy z ich małej renty? Nie mogę stracić tej pracy, muszę obiecać poprawę! Ale jeśli mnie zwolnią...
Naciskając klamkę od pokoju kierownika, odetchnęła głęboko, ale zamiast to poprawić, tylko pogorszyło sytuację. Stres ścisnął jej gardło, czuła, że pierwsze otwarcie ust spowoduje u niej wybuch płaczu.
Kierownik siedział za biurkiem, bawiąc się trzymanym w dłoni długopisem. Gdy weszła, schował długopis do szuflady i zaplótł ręce.
- Proszę usiąść, pani Natalio - westchnął ciężko, a ją ogarnął paniczny strach. Oficjalność nie wróżyła niczego dobrego, do wszystkich podwładnych zazwyczaj zwracał się po imieniu. Milcząc usiadła, czekając na pierwsze słowa wyjaśnienia, w jakim celu została wezwana. Kierownik wstał i dłuższą chwilę krążył po pokoju, jakby szukając słów, wreszcie zatrzymał się przed Natką. Ręce trzymał w kieszeni.
- Porozmawiajmy wprost - rzekł zmartwionym głosem. - Co się z panią ostatnio dzieje?
Zanim cokolwiek odpowiedziała, odwrócił się i usiadł przy biurku. Sięgnął po długopis, jakby bezczynność rąk przeszkadzała mu w myśleniu. Milczała, patrząc na niego rozpaczliwie, wzrokiem błagając go o pomoc. Gdyby kazał jej teraz wyjść, pewnie by zemdlała, taka ogarnęła ją słabość.
- Pani Natalio - odezwał się w końcu. - Kiedy przyjęliśmy panią do zakładu, była pani wzorową pracownicą, której można było polecić każde zadanie. Teraz to, co kiedyś było łatwe, dziś sprawia pani trudność. Nie podejrzewam, by robiła to pani specjalnie. Czy coś się stało w domu, rodzinie, może potrzebny pani jest urlop?
Pokręciła przecząco głową. Jak mu wyjaśnić dławiący ją strach, gdy ma się zwrócić do kogokolwiek z brygady? Przecież ją wyśmieje. Albo, co gorsza, uzna wyższość interesów firmy nad jej odczuciami i po prostu ją zwolni. Czy urlop tu pomoże? Wróci do pracy z jeszcze większą niechęcią.
Czuła na sobie jego wzrok i presję, by wyjaśnić mu wszystko, ale od czego zacząć? Od tego, jak starała się odnaleźć w grupie i została zlekceważona? A może od tego, jak ważna jest dla niej praca? Tak, najlepiej mu powiedzieć, że się poprawi, że to przejściowe stresy... Otworzyła usta, ale zamiast słów wyrwał się z nich szloch. Zasłoniła twarz. Kierownik bezradnie stukał długopisem w blat stołu nie wiedząc, czy wysłać ją do lekarza, czy podejść i ją przytulić.
Sytuacja zaczęła być niezręczna, a to, czego najbardziej nienawidził, to niepewności, jak się zachować. Jedyne, co umiał zrobić, to poczekać, aż Natka się uspokoi.
- Bardzo pana przepraszam – szepnęła w końcu, ocierając twarz chusteczką wyjętą z kieszeni. - Nie chciałam...
- Nic się nie stało – odparł uspokajająco, choć jego nerwowe zachowanie przeczyło temu. - Pani Natalio, nie chcę wchodzić w pani prywatne życie, ale obawiam się, że musimy coś z tym fantem zrobić. Proponuję przenieść panią na inny oddział, z mniej odpowiedzialną pracą. Powiedzmy... na okres dwóch, trzech miesięcy. Potem porozmawiamy i zobaczymy, co dalej. Zgoda?
Natka skinęła głową i wstała, czując ogromną wdzięczność. Może w nowym miejscu będą inni, lepsi ludzie? Nieśmiała nadzieja wkradła się w jej serce, a potwór cofnął się w najdalsze zakamarki duszy.


Ostatnio zmieniony przez masmika dnia Wto 11:38, 05 Sie 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
masmika
Opiekun Sztuki



Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Smoczy Gród

PostWysłany: Wto 9:43, 12 Sie 2008    Temat postu:

Nie było lepiej.
Zakład, w którym pracowała był na tyle mały, że opinia, szeptem przekazywana między ludźmi, goniła ją jak oślizgła larwa, przyczepiając się niewidzialnymi mackami do jej nóg, ramion, twarzy, przy każdym rzuconym ukradkiem spojrzeniem.
Sam fakt, że została przeniesiona na inny dział, dawał szerokie pole do podejrzeń i spekulacji.
Natka stała przy jednym ze stanowisk, gdzie sortowano wychodzące z zakładu produkty. Nauczona doświadczeniem skupiała się na pracy, nie pozwalając oczom rozglądać się w poszukiwaniu negatywnych reakcji otoczenia. Palce szybko i zgrabnie przesuwały się po krawędziach i spawach, montowały części w jedną całość. Gotowe wkładała do oznakowanych i niezaklejonych paczek, które potem szły na Kontrolę Jakości. Była zadowolona z tempa pracy, pozwalało jej zapomnieć o sobie, odzyskać pewność siebie. Uważała, że dobrze wykonuje swoją pracę.
Tym większym zaskoczeniem był dla niej pewnego ranka widok kilku pudełek stojących na jej biurku. Podeszła bliżej. Na opakowaniach czarnym, grubym mazakiem było podkreślone słowo: "Do poprawy!!!" Serce przestało jej bić, oddech zapadł się w piersiach. Drżącymi rękami podniosła jedno pudełko i spojrzała na pieczątkę. Jej numer!
Powoli, jakby z bezsilnością zaczęła wyjmować produkt za produktem, przyglądała się, gdzie popełniła błąd, ale rozpacz przysłaniała jej oczy. A tak się starała! Wszystko dokładnie sprawdzała... Jest jedna skaza. Tutaj druga. Jak mogła to przeoczyć? Czy to ze zmęczenia? Wczoraj siedziała godzinę dłużej, by dogonić z pracą innych sortowaczy.
Podniosła wzrok i napotkała surowe spojrzenie brygadzistki. Miała ochotę biec do niej i tłumaczyć się, ale to nie miało sensu. Jakość ponad emocjami, to była jej dewiza. Przecież tak niedawno odepchnęła jej nieporadne wyjaśnienie, że musi wrócić wcześniej do domu, bo matka... "to mnie nie obchodzi" usłyszała, ale dostała przepustkę. Zresztą, inne kobiety także miały o niej ustaloną opinię, nazywały brygadzistkę "żelbetonem". Natka opuściła głowę i odstawiła pudełka pod stół. Praca czeka i tym razem postara się ją wykonać rzetelnie...

Dwa dni później oderwało ją od pracy głośne wołanie.
- Natalia! Szybko, wołają cię na Kontrolę Jakości!
Wstała na drżących nogach. Przecież teraz się pilnowała!
Ciemny korytarz, łączący Montaż z Kontrolą był ciemniejszy, niż zazwyczaj, jakby wypełniony czarnym, duszącym dymem, w którym nogi Natki brodziły niczym w smole. Oglądała się na zamknięte drzwi sąsiadujących pomieszczeń, jakby podświadomie szukając drogi ucieczki. A gdyby tak naprawdę uciec? Rzucić ten stres, niepewność, wszystko, co ściska krtań, aż do wymiotów?
Ale to nie było takie proste. Choćby nawet wybiegła z zakładu narażając się na śmieszność i problemy, poczucie strachu będzie jej towarzyszyć. Bo już przywarło do kręgosłupa.
Bo Potwór tak łatwo z niej nie zrezygnuje.


Ostatnio zmieniony przez masmika dnia Wto 9:47, 12 Sie 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
masmika
Opiekun Sztuki



Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Smoczy Gród

PostWysłany: Sob 20:39, 16 Sie 2008    Temat postu:

Sprawa, po którą ją przywołano, była błaha, po prostu potrzebowano na jutro kogoś, kto przypilnowałby wieczorem transportu, ale długo nie mogła opanować drżących rąk i łydek. Za drzwiami musiała oprzeć się o ścianę i chwilę uspokoić. Ech, żeby móc tak wyjść na papierosa... zamknęła oczy. Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem. Drgnęła przestraszona.
- Hej, co tak czaisz się w mroku? - wesoło zabrzmiał głos wysokiego, szczupłego chłopca.
- Nie, nic... ja tylko tak... - nieporadnie próbowała wyjaśnić, choć nie za bardzo wiedziała, co ma mu odpowiedzieć.
- Ty jesteś ta Natalia, z którą jutro mam spędzić wieczór? - chłopak wyciągnął serdecznie rękę. - Mam na imię Piotr, jestem tu magazynierem - dodał widząc niezrozumienie w jej oczach.
- Ach, tak... nie wiedziałam... - spłoszona zastanawiała się, jak głupio musiały brzmieć jej słowa.
- Idziesz na Montaż? To dobrze, odprowadzę cię, mam tam interes do załatwienia - wziął ją pod ramię i bezceremonialnie poprowadził korytarzem. Usiłowała odezwać się, zabłysnąć przed nim jakąś sentencją, czy choćby nawet zagadnąć o pracy, ale czuła totalną pustkę w głowie. Pewnie pomyśli, że jestem kompletna debilka - rozpaczała w duchu, ale Piotr jakby na to nie zważał. W jasnym pomieszczeniu, gdzie unosił się gwar zapracowanych kobiet pozostawił ją i nurknął w tłumek podekscytowanych dziewczyn. Podeszła do swego stanowiska i udając obojętność, obserwowała ludzi.
Piotr od razu stał się obiektem zainteresowania i widać było, że sprawia mu to przyjemność. Śmiał się i żartował, dając zebranym kobietom posmak niedwuznacznego flirtu. Natka sięgnęła po paczki z uczuciem niesmaku. Po co tak się przejmowała rozmową z nim, przecież to zwykły bawidamek! A ona tu jest, by pracować, a nie romansować...
Produkty znikały pod jej palcami, rósł stosik nowych paczek do wyniesienia na paletę. Nawet nie zauważyła, kiedy Piotr wyszedł.

W domu, na wiadomość, że jutro wróci późnym wieczorem, rozpętała się awantura. Rodzice chcieli wiedzieć, jaki będzie z tego zysk dla domu.
- A chociaż policzą ci to jako nadgodziny? - dopytywał się ojciec.
- Nie wiem, nic o tym nie wspominano...
- Powinnaś to uzgodnić na samym początku - uniosła się matka. - Zobaczysz, jak będziesz takie cielę, to zaczną cię wykorzystywać i codziennie będziesz do nocy tam siedzieć! Trzeba się postawić!
- Mamo - jęknęła zmęczona Natka. - Jak ja mogę się stawiać, skoro jestem tam na cenzurowanym...
- Jak to na cenzurowanym? Złapali cię na czymś? - ojciec podejrzliwie odwrócił się od telewizora i wbił w nią ciężkie spojrzenie. Nie lubiła u niego takiego spojrzenia, czuła się wtedy, jakby naprawdę coś zawiniła.
- Nie, tato, nie złapali mnie na niczym, ale ostatnio miałam problemy... i przenieśli mnie na inny dział.
- Co za problemy? - tym razem zaniepokoiła się matka. - Miałaś manko? W coś chcą cię wrobić?
- O, rany - Natka miała dość tej rozmowy. - Żadne manko, nic nie zginęło, po prostu, źle się ostatnio czułam...
- A co ty się możesz źle czuć - odparował ojciec, machając niecierpliwie rękami. - Dziewczyna zdrowa jak rydz, nic jej w domu nie brakuje, popatrz lepiej na matkę, zaharowuje się, żebyś miała co do ust włożyć, żebyś czysto chodziła, a ty nawet nie zainteresujesz się tym, co się w domu dzieje. Nic poszanowania nie masz dla starych rodziców...
Potok ciężkich słów spadał na nią, była zbyt zmęczona, by to wysłuchiwać. Wstała i ruszyła do wyjścia. W progu zatrzymał ją gderliwy głos matki:
- A chociaż dostaniesz zwrot za taksówkę? Bo nie będziesz się po nocy szlajać...
Tym razem to nie była wina Natki, że drzwi zamknęły się odrobinę za mocno. Potwór ściskał jej gardło tak dławiąco, że nawet szloch zamarł jej w piersiach. Byle do rana, byle wyjść z tego domu i wrócić nocą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
masmika
Opiekun Sztuki



Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Smoczy Gród

PostWysłany: Pon 12:54, 18 Sie 2008    Temat postu:

Następnego dnia starała się unikać Piotra, mając w pamięci jego wczorajsze zachowanie. Liczyła paczki, stemplowała i układała na paletach, wypisując jednocześnie kwity dla kuriera. Pracownik owijał gotowe stosy przeźroczystą folią i wywoził na samochód. Piotr co jakiś czas pojawiał się, przywożąc towar na wózku widłowym. Raz próbował zagadać do Natki, ale wykręciła się udając, że nie słyszy. W końcu na magazyn trafił ostatni transport i Piotr zatrzymał się przy niej, pomagając ściągać pudła na ziemię.
- No, to już koniec - otarł pot z czoła i zaśmiał się oczami do niej. - Przydałaby się nam teraz kąpiel, spociliśmy się jak myszy.
- Szybko nam poszło, myślałam, że będziemy tu do dziesiątej - odparła ignorując jego dwuznaczne stwierdzenie o kąpieli.
- Masz jak wrócić do domu? - zainteresował się nagle. - Teraz autobusy rzadziej chodzą.
- Poradzę sobie.
- Jak chcesz, to cię podwiozę, mam samochód.
- Nie, dziękuję, poradzę sobie.
- To dla mnie żaden problem...
- Naprawdę sobie poradzę - zdenerwowała się. Uspokajająco podniósł dłonie.
- Nie miałem nic złego na myśli, po prostu, chciałem pomóc koleżance.
Zawstydziła się. Może to tylko jej insynuacje, stworzone na bazie wczorajszego wydarzenia. Ale i tak wolała sama wrócić do domu. Po drodze jednak żałowała, że nie dała się skusić na podwiezienie, może okazał by się sympatyczniejszy, a i ona ośmieliła się i może wreszcie znalazła przyjaciela. Przecież tak wyraźnie zaznaczył, że byłaby to tylko koleżeńska przysługa.
Było kilka minut po siódmej, kiedy dotarła pod dom. Na widok rozświetlonych okien w pokoju rodziców zawahała się. Po co ma się śpieszyć, zapowiadała, że wróci późno, znów ją będzie czekać potok pytań i dociekań, co się stało, że przyszła wcześniej.
W oddali zaszumiał tramwaj, chwila decyzji i już jechała z powrotem do centrum. Tak dawno nie była na żadnej kawie, a może zajrzy do MPIKu, powinien być czynny do dwudziestej pierwszej. Wreszcie coś zrobi dla siebie.
Deptak iskrzył neonami, oddychał nocnym, chłodnym powietrzem. Widać było, że zima już szykuje zapasy, by obdarować ziemię nową, śnieżną kreacją. Miasto późnym wieczorem to była dobra kryjówka dla takich szarych myszek jak ona. Cicho przemykała między pasmami kolorowego tłumu, tętno muzyki dobiegające z lokali wspaniale zagłuszało złe myśli.
Wślizgnęła się do podziemnej kafejki i usiadła w kącie pod ścianą. Tutaj wreszcie mogła marzyć, że jest jedną z tych wystrojonych kobiet, że czeka na swego adoratora, który opóźnia przyjście tylko dlatego, że nie może zdecydować się, jaki jej kupić bukiet. Kawa przyjemnie parzyła wargi, smakowała jak drogie życie, na które nie było ją stać.
Nie zauważyła, jak do stolika przysiadł się mężczyzna w średnim wieku.
- Czekasz na kogoś? - rzucił tak bezpośrednio, że aż ją zatkało.
- Owszem, czekam - odparła zimno, choć jedno, co chciała, to zostawić niedopitą kawę i uciekać.
- No to poczekamy razem - odparł nie zrażony mężczyzna i wyciągnął rękę. - Mietek jestem. Dla przyjaciół Poldi.
- Obawiam się, że nie mam ochoty z panem się poznawać - odparła ostrożnie, jednocześnie rozglądając się za jakąś pomocą. Jak na złość, żaden kelner nie pojawiał się w pobliżu.
- Nic nie szkodzi, wystarczy mi moja ochota - Mietek nie zrażony wyciągnął papierosa. - Zapalisz?
- Nie palę - skłamała.
- I dobrze, taka miła dziewczyna nie powinna palić - zaciągnął się papierosem i dłuższą chwilę jej się przyglądał. - Mężatka? Chyba nie, nie widzę obrączki...
Zignorowała go, próbując skupić się na kawie. W duchu modliła się, by facet wreszcie sobie poszedł. Tymczasem on nie miał takiego zamiaru, wręcz przeciwnie, dostrzegł kogoś przy wejściu i gwałtownie zamachał ręką.
- Paweł, tutaj jestem, no, chodźże, ośle jeden!
Jęknęła w duchu. Teraz już się nie odczepi. W dodatku w stronę stolika zmierzał już jakiś podpity dwudziestolatek o czarnych, kręconych włosach, czarną, skórzaną kurtkę miał przerzuconą niedbale przez ramię.
- Mietek, ty stary byku, już poderwałeś sobie panienkę - ryknął i próbując objąć faceta, zatoczył się na stolik. Natka poderwała się.
- To ja już pójdę - rzekła, ale Mietek przytrzymał ją mocno w nadgarstku.
- Zaraz, zaraz, przecież czekasz na kogoś, a my ci nie będziemy przeszkadzać. Lampkę wina dla nas i dla tej panienki - kiwnął na kelnera, który pojawił się w pobliżu.
- Ja dziękuję - odparła szybko i znów się podniosła. - Ja naprawdę muszę iść...
- Znaczy się, że panienka nie czeka na nikogo, tylko chce się nas pozbyć, tak? - Mietek groźnie nachylił się, z ust buchnął jej w twarz odór piwa. Usiadła z powrotem. W co ona się wpakowała!
Mężczyźni hałaśliwie opowiadali, co robili po południu, a Natka siedziała jak porażona. Próbowała ich zignorować, ale strach mdlił ją i osłabiał, opróżniając umysł z jakichkolwiek myśli. Potwór rósł w siłę, wyciągał zimne macki do jej serca, by gnieść je i tłamsić. Znów przyszła jej ochota na papierosa, ale jak wytłumaczy się, skoro już stwierdziła, że nie pali?
Nagle w drzwiach kawiarni mignęła jej znajoma postać, tak nierealna, że prawie jak wybawienie. Piotr! Skąd on się tu wziął? Nieważne, był jej jedynym ratunkiem. Zamachała gwałtownie.
- Piotrze, tu jestem!
Obejrzał się zdziwiony, ale ona nie czekała, wyrwała się gwałtownie zza stolika i podbiegła do niego. Objęła go serdecznie czując, że jest obserwowana i pociągnęła go w stronę wyjścia.
- Natka, co ty tu robisz? Miałaś jechać do domu.
- Nic, Piotrze, później ci wyjaśnię... Czy możemy stąd wyjść?
- Nie ma problemu, chciałem się tylko czegoś napić... ale to mogę zrobić w każdym innym miejscu.
Ujął ją za ramię i wynurzyli się z dusznego pomieszczenia na świeże powietrze. Tam Natka odsunęła się od niego, pełna wyrzutów sumienia, w jak niezręczną sytuację się wpakowała. No, bo najpierw wzbraniała się, by ją odwiózł, a teraz tak bezceremonialnie do niego się tuliła? Jak ona mu to wszystko wyjaśni?
A widać było wyraźnie, że Piotra pali ciekawość. Od czego więc zacząć? Od domu, w którym gorzej się czuje, niż na ulicy? Od nachalnych gości, którzy przyczepili się do niej i nie potrafiła się od nich uwolnić? Ale skąd się tu wzięła, skoro zamierzała wracać do domu? Jakie to trudne...
- Chciałeś się napić - wydusiła wreszcie.
- No tak, to pójdziemy gdzieś razem?
- Zgoda, ostatecznie jesteś moim wybawicielem.
Spojrzał na nią ze zdumieniem, a potem twarz mu się rozjaśniła.
- Aaa... to te typki, co z tobą siedziały! Myślałem, że jesteś z nimi.
- Ja? Z nimi? Nigdy w życiu! - sapnęła oburzona. - Dosiedli się do mnie i nie mogłam wyjść z kawiarni.
- Rozumiem... - Piotr roześmiał się. - Skoro więc jestem twoim wybawcą, to pozwolisz mi potem się odprowadzić? Bo przecież niejeden taki typek kręci się po mieście...
Ucieszona kiwnęła głową. Tym razem nie miała już oporów, czuła się lekko i radośnie.
Potwór gniewnie sapiąc i pomrukując wycofał się.
On jeszcze zdąży zgnieść tego intruza. Ostatecznie Natka należała tylko do niego!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
masmika
Opiekun Sztuki



Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Smoczy Gród

PostWysłany: Pon 13:01, 01 Wrz 2008    Temat postu:

Nazajutrz wstała wcześnie, podekscytowana wczorajszym wieczorem. Starannie przebierała w ubraniach, chcąc wyglądać lepiej, niż na codzień. Starała się nie myśleć, że robi to dla Piotra, ale nie dało się ukryć, że przez cały dzień spoglądała na drzwi od magazynu, czy przypadkiem go nie zobaczy. Udało jej się to na kwadrans przed ukończeniem pracy. Podbiegła cała rozpromieniona:
- Piotrze! - zaraz po tym okrzyku speszyła się i dokończyła nieporadnie. - Fajnie cię widzieć...
- O, Natalia - wbrew obawom Piotr okazał radość ze spotkania. - Mam nadzieję, że dziś nie masz zamiaru wpadać w złe towarzystwo?
Roześmiała się nie wiedząc, co mu odpowiedzieć. Tymczasem Piotr odwrócił się i podszedł jak gdyby nigdy nic do brygadzistki, zostawiając Natkę pośrodku hali. Wróciła wolnym krokiem na stanowisko. Nawet nie zauważył, że się delikatnie podmalowała! Co ona sobie wyobrażała, jeden wieczór, owszem, przyjemny i relaksujący, ale dla niego pewnie to zwykłe spotkanie, czego ona oczekiwała? Że coś się miedzy nimi zrodziło?
Natka nie potrafiła kokietować, dotychczasowe jej kontakty z chłopcami były jedynie towarzyskie. Owszem, miała w przeszłości jedną przygodę, pewien chłopiec adorował ją przez miesiąc, nawet zaprosił ją do domu, lecz gdy po kilku chwilach zaczął jej rozpinać ubranie, uciekła z uczuciem rozgoryczenia. Od tamtej pory wystrzegała się spotkań innych, jak tylko zaproszenie na kawę. Po kilku takich historiach otrzymała miano zimnej deski, co jej całkowicie odpowiadało.
Nie znaczy to, że nie marzyła o romantycznej miłości. W książkach roiło się od takich, obserwowała całujące się na przystankach pary i skrycie utożsamiała się z tymi szczęśliwymi dziewczynami... ale nie umiała uczynić pierwszego kroku. Wierzyła, że kiedyś i jej się to przytrafi.
Aż nagle pojawił się Piotr. Taki radosny, wesoły. Po wczorajszym wieczorze zaczęła mieć nadzieję, że przy nim się otworzy, będzie tak jak on żywiołowa.
Dziś wyglądało to inaczej. Była jedną z wielu dziewczyn na oddziale, skryta w kącie, zalana falą ich chichotów, zaczepnych pokrzykiwań, zepchnięta na bok feerią barw i iskrzących spojrzeń. Jak mogła mieć nadzieję, że Piotr ją zauważy, dostrzeże tęsknotę w jej oczach?
Spakowała się i powoli wyszła z zakładu. Czas wrócić do szarej codzienności, do nieprzytulnego domu. Tylko po co? Żeby ponownie zanurzyć się w milczący jazgot telewizora, bez słowa serdeczności, czy zainteresowania, jak jej poszło w pracy? Czy nie lepiej skończyć ze wszystkim tu i teraz, bez słowa pożegnania? Przecież to takie łatwe, wystarczy tylko na przystanku zrobić krok do przodu udając, że nie zauważyło się jadącego z piskiem opon samochodu...
Takie myśli towarzyszyły jej coraz częściej.
Tworzyła scenariusze szybkiej i bezbolesnej śmierci, mijając bloki rozglądała się po wysokich piętrowcach szukając miejsc, z których można skoczyć w dół, ku niepamięci.
Obok niej stanął chłopiec, na dużej torbie miał wypisane hasło: Plan dnia. Obudzić się. Przeżyć. Położyć się spać. Tak... to było jej życie. Warte było codziennej, beznadziejnej walki o światełko, które nie chciało pojawić się na końcu tunelu?

W ciemnym zakątku umysłu potwór nabierał mocy. Coraz silniej oplatał miejsca, w których tkwiło pragnienie przetrwania, karmił się smutkiem i rozpaczą. Mało tego było, jeszcze mało!
Spójrz, Natko, jak ten starszy mężczyzna z nienawiścią odpycha cię od drzwi autobusu, złorzeczy ci i ma rację. Przecież nie masz prawa wejść jako pierwsza i zająć miejsce, przecież ty nic nie znaczysz!
A ten chłopak, co cię tak grubiańsko zaczepia, ma rację, że cię od szmat wyzywa, bo nie dałaś mu papierosa. Masz szczęście, że cię nie pobił!
No i jakim prawem zwracasz uwagę kasjerce, że pomyliła się przy rachunku... Przecież narażasz jej opinię w oczach ludzi stojących w kolejce! Jesteś podła, Natko, uciekaj z tego sklepu i nigdy nie wracaj, bo zawsze tu będzie cię spotykać złe, pamiętliwe spojrzenie.

Na szarym chodniku topił się pierwszy śnieg. Mokre płatki spadały i niepotrzebne nikomu rozpływały się w kałużach.


Ostatnio zmieniony przez masmika dnia Pon 13:03, 01 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
abangel666
Opiekun Kawiarni



Dołączył: 03 Lis 2006
Posty: 3123
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Piekła

PostWysłany: Pon 18:43, 01 Wrz 2008    Temat postu:

Masmika, ludzie nie są tacy źli jak piszesz; owszem są chamy i tylko po ryju ich, ale większość ludzi to porządni ludzie.

"O wielkości mojej cywilizacji świadczy to, że stu górników naraża życie by ratować jednego" (A. de Saint-Exupery)

***

Daję taki mój felieton..... z ostatniej chwili.....

***


Czy odbiorą dyplomy i prawa jazdy?


Rozmawiamy z jednym z liderów PiS, który tymczasowo chce pozostać anonimowy:

AF- Doszły nas słuchy, że PiS chce uchwalić w ramach dekomunizacji
unieważnienie wydanych w czasach PRL praw jazdy dla członków PZPR?

poseł - Tak, to prawda, ale ustawa ma unieważnić nie tylko prawa jazdy, ale też stopnie i tytuły naukowe, także dyplomy zawodowe wydane w komunie członkom PZPR. Więcej szczegółów nie mogę podać, do czasu przedłożenia projektu ustawy w parlamencie, tj. do drugiej połowy września.

AF - Skąd taki pomysł i jakie są szanse przegłosowania go w Sejmie? Przecież PiS jest mniejszością parlamentarną.

poseł - Panie redaktorze, wbrew pozorom szanse są duże. Wiem, z
nieoficjalnych źródeł, że nasz projekt poprze PSL, a także duża część posłów PO. Liczymy też, że media narodowe i katolickie wywrą medialny naciska na parlament. Liczymy na poparcie Kościoła Katolickiego i tak zwanej opinii publicznej. Przecież nikt nie chce, by nasze dzieci i wnuki uczył w szkole nauczyciel, który nic nie umie, co dyplom nauczycielski otrzymał za zapisanie się do partii. Nikt nie chce, by hydraulik, który przyjdzie naprawić nam kran, był partaczem z dyplomem wydanym za partyjne zasługi np. w donoszeniu na kolegów.
A już na pewno nie chcemy na polskich autostradach pseudo-kierowców, którzy potrafią kierować co najwyżej kobyłą i pługiem, a jeżdżą samochodami, bo prawo jazdy otrzymali za protekcją jakiegoś sekretarza PZPR.

AF - Czy traktowanie wszystkich jedną miarą nie jest stosowaniem
odpowiedzialności zbiorowej?

poseł - Wszystkie komuchy są takie same. (śmiech)

AF - Ale ja sam znam byłego sekretarza małomiasteczkowej komórki PZPR, który całkiem dobrze prowadzi samochód?

poseł - Może on nauczył się jeżdzić w wolnej Polsce, po 89-tym roku, bo
wcześniej to nie było samochodów (śmiech).
A przy okazji redaktorze, to serdecznie gratuluję panu takich znajomych. "Z kim przystajesz takim się stajesz", niech pan zapamięta polskie przysłowie.

AF - Jeszcze jedno pytanie panie pośle, jeśli faktycznie uda wam się przy
pomocy PSL i części PO przegłosować tę ustawę, to kiedy możemy się
spodziewać pierwszych unieważnień wspomnianych dokumentów?

poseł - Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku. W pierwszej kolejności należy unieważniać komuchom prawa jazdy i dyplomy wyższych uczelni; później przyjdzie pora na absolwentów szkół zawodowych i technicznych.

AF - Dziękuję za rozmowę panie pośle.

poseł - Dziękuję i z Bogiem.
(A.FFF, 27 sierpnia, 2008 r.)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
masmika
Opiekun Sztuki



Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Smoczy Gród

PostWysłany: Śro 14:00, 10 Wrz 2008    Temat postu:

Zbliżała się wigilia. Wszyscy cieszyli się na dodatkowe wolne dni, jakie przypadały pomiędzy świętami a sylwestrem. Dziewczyny z oddziału podekscytowane opowiadały sobie, gdzie mają zamiar spędzić wolny czas. Natka cieszyła się, że nikt nie dopytuje się o jej plany. Nie miała sił wymyślać bajecznych historii, a proste teksty o wyjeździe do wujka w Bieszczady były zbyt prozaiczne w porównaniu z ich sposobem na święta.
Niepokoiło ją również milczenie kierownika w sprawie jej powrotu na stary oddział. Minęły zapowiadane trzy miesiące, a nic nie wskazywało, by sytuacja miała się zmienić. Co prawda, nie tęskniła za tamtymi ludźmi, na nowym miejscu wyrobiła sobie pozycję osoby-cienia, na którą prawie nikt nie zwracał uwagi. Z drugiej strony miała świadomość, że jej pobyt tutaj był formą nagany i czekała na moment, w którym będzie jej dane się zrehabilitować.
Sama nie miała odwagi pójść do kierownika. Wydawało jej się, że będzie to zbyt nachalne i na pewno zostanie źle odebrane. Dlatego składała paczki i cierpliwie czekała.
Do stolika podszedł oddziałowy. Uśmiechnęła się do niego, był sympatycznym, starszym panem, często spotykała go wychodząc z zakładu, zagadywał ją dając poczucie bezpieczeństwa.
- Co tam, panie Stanisławie?
- Pani Natalio, szefostwo organizuje po pracy wieczór wigilijny, można będzie panią poprosić o pomoc przy ustawianiu stołów?
- Pewnie, dla pana wszystko - zażartowała. Podeszli razem do brygadzistki i wyjaśnili, w czym rzecz. Zwolniła ją, więc razem poszli na halę, by wszystko zorganizować. Białe, papierowe obrusy leżały przygotowane na palecie, chłopcy z maszynowni wnieśli stoły, Natka sprawnie rozkładała je i przystrajała. W drzwiach pojawił się człowiek z zamówieniem z restauracji, z paczek szybko wyciągano zestawy surówek i rozkładano na stołach. Koszyki z krojonym chlebem piętrzyły się obok talerzy z ciastem, owoce nęciły barwą i zapachem. Na talerzykach bieliły się opłatki.
Zadowolona z siebie rozejrzała się po hali. Brakuje tylko gałązek świerkowych i kolend z głośników - przemknęło jej przez głowę.
Zaczęli gromadzić się ludzie. Przychodzili parami lub całą grupą. Zauważyła Sylwię, ale odwróciła głowę. Nie miała ochoty z nią rozmawiać, mimo świadomości, że nastrój wigilijny powinien zaowocować pogodzeniem się z jej obecnością. Na szczęście Sylwia zajęła się rozmową z koleżankami z działu. Do Natki podszedł Piotr.
- Ładnie tu - skomentował.
- To prawda - odparła nie ujawniając, że miała w tym udział.
Chwilę panowała niezręczna cisza.
- Widzę, że nawet wino postawili - dodał Piotr. - Szkoda, że jestem samochodem, skorzystałbym...
- Nie ma problemu, może da się przemycić jakąś butelkę - uśmiechnęła się.
- A może dałabyś się zaprosić na "kontynuację" wieczoru wigilijnego? - zapytał niespodziewanie. Zamurowało ją. Ona i Piotr razem dziś wieczorem? A rodzice? Wigilia w domu czeka...
- Nie masz rodziny, by zjeść z nimi kolację? - zapytała nieopacznie.
- Mam, ale daleko, po drugiej stronie Polski. Dziś wieczór jestem sam i jeśli nie będziesz mi towarzyszyć, to czeka mnie wędrówka po knajpach.
Myśli jak oszalałe krążyły jej w głowie. A może by tak zaprosić go do domu? Zwyczaj każe, by jeden talerz był dla niespodziewanego gościa... ale co powiedzą rodzice? Nie była pewna ich reakcji, zwyczaj pozostawał w ich świadomości jedynie zwyczajem, starym i koniecznym, ale nie funkcjonalnym. A jeśli postawi ich przed faktem? Przecież ich nie wyrzucą.
- A co powiedziałbyś na wigilię u mnie? - wyrzuciła jednym tchem. Piotr zdziwiony uniósł brwi.
- Nie chciałbym przeszkadzać, twoi rodzice pewnie mają swoje plany.
- To ja cię zapraszam, nie martw się o nic - odparła odważnie, choć w głowie już narastała panika. Stłumiła ją i patrzyła z nadzieją na Piotra.
- Jeśli chcesz... to mogę pójść. Ale zadzwoń wcześniej do domu, dobrze?
Odetchnęła. Rzeczywiście, telefon rozwiąże sprawę. Przeczekali, aż prezes wygłosi krótkie przemówienie, w którym dziękował wszystkim za pracę w mijającym roku i wykorzystując chwilę zamieszania, gdy pracownicy łamali się opłatkiem, wymknęli się do pokoju biurowego. Natka z tremą podniosła słuchawkę. Uśmiechała się do Piotra i układała w myślach pospiesznie słowa, które powinny przekonać rodziców do jej pomysłu.
- Halo? - odezwał się głos ojca.
- Cześć, tato, możesz mi podać do telefonu mamę?
Po chwili oczekiwania w słuchawce rozległ się głos matki.
- Mamo, dzwonię, żeby spytać, czy nie mielibyście nic przeciwko temu, żebym zaprosiła na wigilię kolegę z pracy - szybko wyrzuciła z siebie Natka, modląc się, by tylko nie przerwano jej słowami oburzenia, których się spodziewała. - Mamo, ten kolega nie ma gdzie spędzić wigilii, a myślę, że starczy dla nas wszystkich. Obiecuję, że nie będzie żadnych problemów, to bardzo sympatyczny chłopak, co ty na to, mamo?
Wstrzymała oddech. Cisza po drugiej stronie brzmiała złowrogo.
- Dobrze - odparła matka i przerwała połączenie. Natka z niedowierzaniem patrzyła na telefon, a potem powoli odłożyła słuchawkę. Nie docierało do niej, że jej rodzice wyrazili zgodę.
- No i co? - spytał Piotr. Spojrzała na niego z radosnym zdumieniem.
- Jedziemy do mnie - odparła wciąż nie wierząc, że to właśnie jej się przytrafiło. Będzie miała prawdziwą, radosną wigilię.

Potwór nie dał się nabrać na odświętny nastrój. Zbyt często widział w domu Natki awantury rodzące się z błahych powodów. Boże narodzenie? Śmiech i farsa! Żadne czary nie odmienią w jeden wieczór sposobu życia ludzi zamieszkujących ten dom. Natka nie zdaje sobie sprawy, w co się pakuje, sprowadzając tam tego natręta.
Ale nic, przynajmniej on będzie miał potem świetną zabawę...


Ostatnio zmieniony przez masmika dnia Śro 14:05, 10 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wiwo
Wizytator



Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 1029
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: szczecin

PostWysłany: Nie 7:47, 28 Wrz 2008    Temat postu:

Wzywam Masmikę, wzywam Wuja, Zielonego Gluta też, tego skaranie też
obiecałem wiersz,i straciłem wenę
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eremita




Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1352
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:32, 28 Wrz 2008    Temat postu:

Kermit, napisz o wirusie ;P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
masmika
Opiekun Sztuki



Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Smoczy Gród

PostWysłany: Pią 12:12, 03 Paź 2008    Temat postu:

No, cóż, ja też straciłam wenę ;)
Zapraszam innych do pisania :D
Pozdrawiam - Masmika
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:27, 04 Paź 2008    Temat postu:

Ale co dalej z Natką? :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Seriale - utwory w odcinkach Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin