Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 13:01, 15 Paź 2020 Temat postu: Wiarygodność mediów i osób |
|
|
Sposób informowania o epidemii koronawirusa jest wg mnie piękną ilustracją tego, jak łatwo jest "przestrzelić" realizację celów, jak bardzo sprawdza się przysłowie "mniej znaczy więcej", bądź "więcej oznacza mniej". Piszę to w kontekście własnego (ale nie tylko własnego) odbioru tego, co o koranawirusie media podawały, choć wnioski mam - jak to u mnie bywa - bardziej ogólne.
Jak bym ocenił sposób informowania o epidemii COVID19?
- Jako idealnie dopasowany do celu: WZBUDZIĆ NIEUFNOŚĆ, ZNISZCZYĆ WIARYGODNOŚĆ.
Wiarygodność jest delikatnym atrybutem osoby, źródła informacji. Trudno się ją zdobywa, a bardzo łatwo traci. Jak się poda jedną informację niesprawdzoną, która później okaże się fałszywa, to aby odzyskać wiarygodność z takiej wpadki, trzeba później przez dłuższy czas być nieskazitelnym pod tym względem, a do tego wypadałoby się pokajać, uznać winę, przeprosić. Dziś w kwestii koronawirusa mamy wiele teorii spiskowych i narastającą nieufność ludzi względem tych informacji, jakie im się podaje. Sam odnoszę się do tych informacji z coraz większą rezerwą. Główny powód?
- Za dużo podano informacji i interpretacji, które już na pierwszy rzut oka były naciągane, ewidentnie na wyrost pisane, bez rzetelnego sprawdzenia i wiedzy, za to oddane "w sosie" jakiejś absolutnej prawdy, wymagań nie do podważenia, żądania zastosowania się bez pytań. Za mało było odpowiedzi na istotne pytania, maskowanych tylko żądaniami posłuszeństwa, emocjami, straszeniem jawnie na wyrost. Jeśli dodamy do tego częste wycofywanie się z własnych deklaracji, za każdym razem bez najmniejszej pokory, czy wyjaśnienia, dlaczego właściwie najpierw było tak, a teraz jest odwrotnie, to wszystko to razem dopełnia obrazu, w którym rozsądny człowiek może tylko pomyśleć: ależ wy kręcicie z tą polityką informacyjną, ale mi próbujecie wcisnąć kit i uśpić mój krytycyzm...
Sądząc z przyrostu nieufności w społeczeństwie, mnożenia się teorii spiskowych nawet negujących istnienie epidemii w ogóle, wiele ludzi odczuło te sprawy podobnie.
Strategia brania na huki...
Mam wrażenie, że jest spora grupa ludzi, którzy w kontekście przekonywania do czegoś, silnie wierzą, że najskuteczniejszą metodą będzie tutaj strategia "na huki", czyli:
- upieranie się przy swoim na zabój
- stosowanie silnej emfazy, emocjonalne podciąganie przekazu
- nie uznawanie żadnych własnych błędów, potknięć
- formułowanie argumentów tonem arbitralnym, nie znoszącym sprzeciwu
- nie odpowiadanie na pytania, wątpliwości, albo stosowanie odpowiedzi pozornych - np. w stylu "już to pisałem" (choć nie wiadomo gdzie i kiedy), czy proste "głupi jesteś i tak nie zrozumiesz", oskarżenia o złą wolę itp.
- ogólne lansowanie się na autorytet, próby wywyższenia ponad drugą stronę, odchodzenie od kwestii merytorycznych na rzecz maksymalnego wpierania.
Ten rodzaj taktyki może być skuteczny, co potwierdza słynna maksyma Goebelsa Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą.
Problem w tym, że taka - goebelsowska w stylu - taktyka przekonywania działa przede wszystkim na umysły słabe, bezkrytyczne, a szczególnie na osoby, mające emocjonalny tryb myślenia. Taka taktyka nie zadziała na osoby krytyczne, intelektualnie świadome, zaprawione w poszukiwaniu głębszej prawdy, a nie tylko powierzchowności myśli. Taka taktyka ogólnie raczej podziała na intelektualnych prostaków.
Taka taktyka nie zadziała raczej na filozofów, ludzi wolnej myśli, krytycznych. Ci ostatni SAM FAKT TEJ TAKTYKI ZASTOSOWANIA potraktują jako powód do cofnięcia osobie ją stosującej kredytu zaufania, uznania owej osoby za manipulanta i kogoś niewiarygodnego.
Ja dzisiaj, po tylu zmianach w informowaniu mnie o koronawirusie, nie tłumaczeniu powodów owych zmian, a do tego niemal za każdym razem stosowaniu trybu silnego wpierania, przy minimum merytorycznego wyjaśniania, zaczynam traktować doniesienia w tej kwestii trochę na zasadzie: wszelkie wasze argumenty są o wartości bliskiej zeru, nie ufam im, traktuję domyślnie jako manipulację, albo skrajny brak profesjonalizmu i uczciwości w informowaniu, zaś co najwyżej co mnie interesuje, to twarde fakty.
Ogólniej zaś patrząc na sprawę wiarygodności, to (może inaczej, niż to ma ogół ludzi) raczej skłonny jestem zaufać komuś, kto nie używa dużej ilości emocji w przekazie, niż komuś, kto wciąż czegoś żąda, straszy, stosuje próby wymuszania, epatowania emocjami. Strategia "brania na huki" dla mnie osobiście jest najbardziej wyrazistym wskaźnikiem do konstatacji: temu źródłu informacji ufać nie należy.
|
|