Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wiara, jako najnaturalniejsza i najpowszechniejsza postawa
Idź do strony 1, 2, 3 ... 12, 13, 14  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Rozbieranie irracjonalizmu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 10:18, 23 Gru 2020    Temat postu: Wiara, jako najnaturalniejsza i najpowszechniejsza postawa

W dyskusjach światopoglądowych nastąpiło swoiste postawienie rzeczy do góry nogami ze strony ateistów. Polega ono na tym, że stawiają oni sprawę tak, jakby obowiązkową, domyślną opcją byłoby posiadanie dowodów (w słabszej wersji mocnych uzasadnień) na to, co się twierdzi. Jednak racjonalnie, odrzucając przesądy, czy inne postacie nastawień wynikające z potrzeby posiadania argumenty w dyskusjach światopoglądowych, to wiara w to, co ktoś nam komunikuje jest tym domyślnym trybem komunikacji. I to domyślnym w stopniu naprawdę silnym.
Gdy się przyjrzymy temu, jak funkcjonuje nasze codzienne życie - rozmowy, funkcjonowanie w społeczeństwie - to codziennie przyjmujemy setki (jeśli nie tysiące) informacji, dla których dowodu nikt nie oczekuje. Wstajemy rano i po prostu zaczynamy naszą grę w codzienne komunikaty: co nam się śniło, jak się czujemy, co mamy w planach, co byśmy zjedli, a czego nie, co nam przeszkadza, a co jest oczekiwane, co chcielibyśmy się dowiedzieć itp. itd.
Nikt nie oczekuje, że będzie tu cokolwiek dowodzone, bo najczęściej:
- ani nie ma na to czasu
- ani nie ma ku temu możliwości
- a najczęściej nie ma też najmniejszej ku temu potrzeby
Domyślnym trybem komunikacji z ludźmi jest ZAUFANIE, jest sytuacja, w której jak ktoś coś mówi, to mu po prostu wierzymy!

Od razu zastrzegam, iż każdy jako tako rozgarnięty człowiek ma gdzieś w tle świadomość, iż komunikaty pochodzące od innych ludzi nie muszą być poprawne. Wątpliwości SĄ OPCJĄ. Ale w typowych sytuacjach wątpliwości są opcją URUCHAMIANĄ W TRYBIE BARDZIEJ WYJĄTKU, NIŻ JAKO REGUŁA.

Podsumowując:
Domyślnym trybem komunikacji pomiędzy ludźmi jest tryb wiary w to, co nam ktoś oznajmia, przyjęcie tego po prostu "jak zostało nam powiedziane". Tryb komunikacji, w którym wątpienie, czy potrzeba tworzenia uzasadnień się ujawnia jest trybem znacznie rzadszym uruchamianym w wyjątkowych okolicznościach.

Postawa, w której oczekuje się dowodów na wszystko, co ludzie głoszą powinna być uznana za skrajnie dziwaczną, irracjonalną.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 10:29, 23 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 98 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:16, 23 Gru 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
wiara w to, co ktoś nam komunikuje jest tym domyślnym trybem komunikacji. I to domyślnym w stopniu naprawdę silnym.


Nie tylko wiara w to, co ktoś nam mówi jest domyślnym trybem komunikacji. Trzeba też wierzyć w indukcję odnoszącą się do znaczenia słów i że słowa nie zmieniają znaczenia z minuty na minutę. Stary problem filozoficzny. Drugim takim problemem jest wiara w to, że znaczenie słów w innych umysłach jest zbieżne ze znaczeniem słów w moim umyśle. Tego też nie da się sprawdzić i też trzeba to przyjąć na wiarę. To kolejny stary problem filozoficzny

Jak widać, trzeba mieć całkiem dużo wiary i założeń startowych żeby w ogóle przystąpić do sensownej wymiany zdań


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 11:21, 23 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8791
Przeczytał: 14 tematów


PostWysłany: Śro 11:45, 23 Gru 2020    Temat postu:

fedor napisał:
Nie tylko wiara w to, co ktoś nam mówi jest domyślnym trybem komunikacji. Trzeba też wierzyć w indukcję odnoszącą się do znaczenia słów i że słowa nie zmieniają znaczenia z minuty na minutę. Stary problem filozoficzny. Drugim takim problemem jest wiara w to, że znaczenie słów w innych umysłach jest zbieżne ze znaczeniem słów w moim umyśle. Tego też nie da się sprawdzić i też trzeba to przyjąć na wiarę. To kolejny stary problem filozoficzny


e tam fedorku, gdy rozumiesz .... nie ma problemu

gdy wydaje ci się, że ktoś pieprzy bez sensu, nie powinieneś zakładać, że pieprzy i jest głupszy od ciebie .... a jedynie, że nie rozumiesz co się do Ciebie mówi,

bo przecież sytuacja, że ktoś jest głupszy od ciebie, wuja czy nawet Irbisola .... jest nieprawdopodobna, więc najpierw upewnij się, że sam cokolwiek rozumiesz :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:08, 23 Gru 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Od razu zastrzegam, iż każdy jako tako rozgarnięty człowiek ma gdzieś w tle świadomość, iż komunikaty pochodzące od innych ludzi nie muszą być poprawne. Wątpliwości SĄ OPCJĄ. Ale w typowych sytuacjach wątpliwości są opcją URUCHAMIANĄ W TRYBIE BARDZIEJ WYJĄTKU, NIŻ JAKO REGUŁA.

Podsumowując:
Domyślnym trybem komunikacji pomiędzy ludźmi jest tryb wiary w to, co nam ktoś oznajmia, przyjęcie tego po prostu "jak zostało nam powiedziane". Tryb komunikacji, w którym wątpienie, czy potrzeba tworzenia uzasadnień się ujawnia jest trybem znacznie rzadszym uruchamianym w wyjątkowych okolicznościach.

Wiara jest wtedy kiedy pomimo wątpliwości przyjmujemy jakieś twierdzenie za słuszne. To co opisałeś nie jest mechanizmem wiary, tylko wiedzy. Ufam tem, co inni ludzie mi mówią, ponieważ z doświadczenia wiem, że można im ufać. Natomiast jeśli pomimo tego, że z mojego doświadczenia nie wynika, że jakiś człowiek jest godny zaufania, a więc mam co do tego wątpliwości, postanawiam mu zaufać, wtedy uruchamiam mechanizm wiary. Tak więc mechanizm wiary nie jest czymś najbardziej naturalnym, tylko właśnie wyjątkowym, gdyż w większości sytuacji życiowych nie mamy wątpliwości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23138
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:32, 23 Gru 2020    Temat postu:

MD

Cytat:
W dyskusjach światopoglądowych nastąpiło swoiste postawienie rzeczy do góry nogami ze strony ateistów. Polega ono na tym, że stawiają oni sprawę tak, jakby obowiązkową, domyślną opcją byłoby posiadanie dowodów


Jest wielu ateistów , ja do nich należę, którzy nie potrzebują dowodów na wiarę w Boga..

Albo wierzysz albo nie werzysz. To Twoja sprawa...

Tylko nie narzucaj innym swojej wiary.
:* :serce: :gitara:


MD
Cytat:
oostawa, w której oczekuje się dowodów na wszystko, co ludzie głoszą powinna być uznana za skrajnie dziwaczną, irracjonalną.


a nawet psychiatryczna ...sorry.. :) :wink: :*


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Śro 12:40, 23 Gru 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8791
Przeczytał: 14 tematów


PostWysłany: Śro 12:54, 23 Gru 2020    Temat postu:

Semele napisał:
Jest wielu ateistów , ja do nich należę, którzy nie potrzebują dowodów na wiarę w Boga..


/w odniesieniu do dowodu w ogóle, nie tylko w Boga i nie dotyczy wiary, ba ta z definicji jest bez dowodu, osobistego doświadczenia/

raczej żądanie ze strony "ateisty" zdania się na jego łaskę i niełaskę,arogancji i pretensji do roli sędziego wynikającej z naiwnego(debilnego) przekonania, że ktoś, komuś może czegokolwiek dowieść .... tego oczywiście może dokonać jedynie Bóg.

sobie dowieść oczywiście można, o ile dowiedzenie nie jest rozumiane w sposób scholastyczny, taki jest zawsze błędnym kołem .... stąd też obłęd u wuja.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5568
Przeczytał: 48 tematów


PostWysłany: Śro 12:58, 23 Gru 2020    Temat postu:

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8791
Przeczytał: 14 tematów


PostWysłany: Śro 14:00, 23 Gru 2020    Temat postu:

Banjankri a jak rozumieć tę historyjkę, jako historię ludzkości, czy indywidualnego człowieka, niezależnie od epoki ?

jesli ludzkości, dominujących ideologii, to dziś chyba jednak naukowiec, powinien zająć miejsce kapłana a "Nauka" Boga.

jeśli człowieka, niezależnie od epoki to też się trochę nie zgadza, z różnych powodów zresztą :) :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23138
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:13, 23 Gru 2020    Temat postu:

lucek napisał:
Semele napisał:
Jest wielu ateistów , ja do nich należę, którzy nie potrzebują dowodów na wiarę w Boga..


/w odniesieniu do dowodu w ogóle, nie tylko w Boga i nie dotyczy wiary, ba ta z definicji jest bez dowodu, osobistego doświadczenia/

raczej żądanie ze strony "ateisty" zdania się na jego łaskę i niełaskę,arogancji i pretensji do roli sędziego wynikającej z naiwnego(debilnego) przekonania, że ktoś, komuś może czegokolwiek dowieść .... tego oczywiście może dokonać jedynie Bóg.

sobie dowieść oczywiście można, o ile dowiedzenie nie jest rozumiane w sposób scholastyczny, taki jest zawsze błędnym kołem .... stąd też obłęd u wuja.


Musisz lucku mi przetłumaczyć to zdanie na polski.
Lubie Ciebi tak samo jak wuja ale nie rozumiem chwilami też tak samo.

Fedora i Michała nie próbuje zrozumieć. Michała mimo to lubię. Fedora nie sposób lubić , niestety. :cry:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5568
Przeczytał: 48 tematów


PostWysłany: Śro 14:30, 23 Gru 2020    Temat postu:

lucek napisał:
Banjankri a jak rozumieć tę historyjkę, jako historię ludzkości, czy indywidualnego człowieka, niezależnie od epoki ?

jesli ludzkości, dominujących ideologii, to dziś chyba jednak naukowiec, powinien zająć miejsce kapłana a "Nauka" Boga.

jeśli człowieka, niezależnie od epoki to też się trochę nie zgadza, z różnych powodów zresztą :) :wink:

Ktoś, kto wyrasta z religii, nie wrasta w nowe ideologie. Jeżeli dla kogoś nauka jest Bogiem, to znaczy, nie dorósł jeszcze do samodzielnego myślenia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8791
Przeczytał: 14 tematów


PostWysłany: Śro 14:43, 23 Gru 2020    Temat postu:

@Semele

Żądanie ze strony "ateisty" dowodu, to żądanie zdania się na jego łaskę i niełaskę, to arogancja, to pretensje do roli sędziego, wynikającej z naiwnego (debilnego) przekonania, że ktoś, komuś może czegokolwiek dowieść .... tego oczywiście może dokonać jedynie Bóg.

lepiej :) ?

+ wyjaśnienie, specjalnie dla ciebie Semele :) :

"tego oczywiście może dokonać jedynie Bóg"

człowiek, człowiekowi niczego nie może dowieść, bo nikt nikogo nie może zmusić, do przyznania komuś racji, nawet jeśli tę rację sam dla siebie przyznaje.

żeby zrozumieć drugiego człowieka, tym samym uznać jego dowód - uzasadnienie, ten który ma zrozumieć sam musi mieć podobne doświadczenia i sam musi (z)rozumieć, a na to dowodzący nie ma wpływu. To zrządzenie losu - Boga, jak w zdaniu powyżej ... i czasu ....

tak z grubsza :wink:

@ Banjankri

czyli rozumiem, że raczej człowieka indywidualnego .... bo ludzkość z ideologii raczej się nie wyzwoliła

choć z drugiej strony, czy przekonania człowieka nie są jego Bogiem, nie rządzą jego działaniem ? a nie są przecież tylko z sufitu wzięte
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:51, 23 Gru 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Od razu zastrzegam, iż każdy jako tako rozgarnięty człowiek ma gdzieś w tle świadomość, iż komunikaty pochodzące od innych ludzi nie muszą być poprawne. Wątpliwości SĄ OPCJĄ. Ale w typowych sytuacjach wątpliwości są opcją URUCHAMIANĄ W TRYBIE BARDZIEJ WYJĄTKU, NIŻ JAKO REGUŁA.

Podsumowując:
Domyślnym trybem komunikacji pomiędzy ludźmi jest tryb wiary w to, co nam ktoś oznajmia, przyjęcie tego po prostu "jak zostało nam powiedziane". Tryb komunikacji, w którym wątpienie, czy potrzeba tworzenia uzasadnień się ujawnia jest trybem znacznie rzadszym uruchamianym w wyjątkowych okolicznościach.

Wiara jest wtedy kiedy pomimo wątpliwości przyjmujemy jakieś twierdzenie za słuszne. To co opisałeś nie jest mechanizmem wiary, tylko wiedzy. Ufam tem, co inni ludzie mi mówią, ponieważ z doświadczenia wiem, że można im ufać. Natomiast jeśli pomimo tego, że z mojego doświadczenia nie wynika, że jakiś człowiek jest godny zaufania, a więc mam co do tego wątpliwości, postanawiam mu zaufać, wtedy uruchamiam mechanizm wiary. Tak więc mechanizm wiary nie jest czymś najbardziej naturalnym, tylko właśnie wyjątkowym, gdyż w większości sytuacji życiowych nie mamy wątpliwości.

Wydaje mi się, że tutaj upraszczasz, a dalej wychodzi coś dziwnego. Przynajmniej ja to czuję inaczej.
Uproszenie polega na tym, że sugerujesz tu jakąś postać zerojedynkowości - komuś ufam, albo nie ufam i wiem, czy mu ufam, czy mu nie ufam. Nie wiem, może u Ciebie tak to funkcjonuje, ale u mnie już nie. Moje zaufanie do wiarygodności informacji jest mocno złożonym konstruktem, zawierającym takie elementy jak:
- założenia ogólne, światopoglądowe (czy w ogóle staram się ufność traktować jako coś pozytywnego, czy uważam, że warto jest raczej ufać, bo może uważam, że domyślną powinna być postawa nieufności).
- doświadczenie na temat danej dziedziny (np. czy w ogóle w tej dziedzinie mamy twarde prawdy, które rozgraniczają jednoznacznie, co jest poprawne, a co nie. Są takie dziedziny - np. filozofia, - gdzie z góry można nie oczekiwać jednoznacznej postaci poprawności, czyli nawet nie wiadomo do końca czym tu zaufanie miałoby być)
- doświadczenie na temat konkretnego źródła informacji - np. człowieka, czy jest prawdomówny, czy nie, albo czy raczej ocenia rozważnie, czy może po łebkach, po pierwszym wrażeniu, nie przejmując się zbytnio ewentualnością rozpoznań kiepskiej jakości. itp.
- intuicja na temat samego problemu w danej dziedzinie - np. na ile problem w ogóle ma jednoznaczne rozwiązanie, albo na ile jest ono poprawnie formułowane itp.
- przekonanie o samym sobie - czy jestem na tyle kompetentny, aby zrozumieć, co się do mnie mówi w danej sprawie (bo może nawet czuję, że zagadnienie mnie przerasta, nie jestem tu kompetentny, co wyklucza racjonalne podejście do kwestii analizy danej sprawy) itp.
Dla mnie zaufanie jest jakąś formą sumy (może złożenia wektorów) tych wszystkich aspektów po trochu, nie mam więc takiej oczywistej granicy, która powie mi co jest "wiedzą", a co "wiarą", jak to chciałabyś tu uporządkować. Właściwie to najczęściej
- wtedy gdy wysoko podnoszę poprzeczkę wiedzy, gdy żądam bardzo silnych potwierdzeń, to prawie wszystko "robi mi się" bardziej wiarą. Jako że do wszystkiego mogę się czepić, jakieś wątpliwości postawić.
- gdy poprzeczkę, którą koncepcja "wiedzy" ma przeskoczyć obniżę, to wtedy zrobi mi się więcej informacji, które sobie uznam za godne posiadania atrybut "wiedza". Ale nawet wtedy pewnie też będą miał przypadki w pobliżu owej poprzeczki - granicy, dla których nie będę mógł określić czy aby na pewno to już jest wiedza, czy może tylko jakaś forma przypuszczenia wsparta moją wiarą.
Ja przynajmniej osobiście raczej nurzam się nieustannie w wątpliwościach, w warunkowości takiej klasyfikacji, czując iż rozgraniczenie wiara - wiedza jest zawsze uznaniowe, wynikające z przyjętych paradygmatów, a te moje paradygmaty jakie posiadam, nie są jeszcze ostatecznie ustalone (sam ich jeszcze "nie klepnąłem"). Nie potrafię sobie - nawet przy już względnie niedużych wątpliwościach, czy perspektywach ich wysunięcia - powiedzieć w pełni szczerze "to jest moja wiedza, co do której już wcale nie mam wątpliwości". Ja tak mam. Może inni mają inaczej. Ale dlatego że tak mam, to model z jasnym zdecydowaniem się na klasyfikację rozgraniczenia wiara - wiedza będzie mi nie pasował do tego, co czuję, jak porządkuję sobie rzeczywistość. W takim modelu, gdzie musiałbym już z góry wiedzieć co jest wiarą, a co wiedzą, nie umiałbym się epistemicznie odnaleźć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:19, 23 Gru 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Wydaje mi się, że tutaj upraszczasz, a dalej wychodzi coś dziwnego. Przynajmniej ja to czuję inaczej.
Uproszenie polega na tym, że sugerujesz tu jakąś postać zerojedynkowości - komuś ufam, albo nie ufam i wiem, czy mu ufam, czy mu nie ufam. Nie wiem, może u Ciebie tak to funkcjonuje, ale u mnie już nie. Moje zaufanie do wiarygodności informacji jest mocno złożonym konstruktem, zawierającym takie elementy jak:

W moim poście nie ma sugestii zerojedynkowości. Również uważam, że nie ma jednoznacznej granicy między wiarą a wiedzą, jednak oba pojęcia właśnie tym się od siebie różnią, że w przypadku wiary nacisk kładziemy na wątpliwości, brak pewności, a w przypadku wiedzy nacisk kładziemy na brak wątpliwości i pewność. Jeśli wszystko sprowadzisz do wiary, to pojęcie "wiedza" pozostanie puste.

Cytat:
Ja przynajmniej osobiście raczej nurzam się nieustannie w wątpliwościach...

Jak sam zauważyłeś w poście wstępnym wątpliwości w typowych sytuacjach urchamiaja się w trybie wyjątku:
Cytat:
Wątpliwości SĄ OPCJĄ. Ale w typowych sytuacjach wątpliwości są opcją URUCHAMIANĄ W TRYBIE BARDZIEJ WYJĄTKU, NIŻ JAKO REGUŁA.

Czyli znasz z doświadczenia sytuacje, kiedy nie masz wątpliwości.
Cytat:
Nie potrafię sobie - nawet przy już względnie niedużych wątpliwościach, czy perspektywach ich wysunięcia - powiedzieć w pełni szczerze "to jest moja wiedza, co do której już wcale nie mam wątpliwości".

Jak siadasz i filozofujesz, a w realnym życiu jak my wszyscy bez chwili wahania ściągasz gacie przed defekacją. I sam to przyznałeś we wstępniaku.


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Śro 17:20, 23 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:34, 23 Gru 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Cytat:
Ja przynajmniej osobiście raczej nurzam się nieustannie w wątpliwościach...

Jak sam zauważyłeś w poście wstępnym wątpliwości w typowych sytuacjach urchamiaja się w trybie wyjątku:
Cytat:
Wątpliwości SĄ OPCJĄ. Ale w typowych sytuacjach wątpliwości są opcją URUCHAMIANĄ W TRYBIE BARDZIEJ WYJĄTKU, NIŻ JAKO REGUŁA.

Czyli znasz z doświadczenia sytuacje, kiedy nie masz wątpliwości.

Tu znowu się ujawniło niedogadanie, które powinienem wytłumaczyć. Gdy pisałem o tym, że wątpliwości są w trybie wyjątku, myślałem raczej o normie w ogólnej komunikacji, o jakiejś normie, niż o sobie. Ja nie uważam się za normalnego pod tym względem, tylko za osobę "filozoficznie skrzywioną". Filozof zawsze będzie grymasił epistemicznie na świat. Taka jego natura.
Natomiast gdy myślę o tej najbardziej domyślnej, standardowej komunikacji tzw. "normalnych" ludzi, to tutaj chyba pierwszą opcją jest to, że ktoś coś nam mówi, a my to słuchamy, wierzymy w to akceptujemy. Jak ktoś nikomu w nic nie wierzy, to najpewniej dorobi się w towarzystwie etykiety paranoika i dziwaka.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 18:35, 23 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:11, 23 Gru 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Cytat:
Ja przynajmniej osobiście raczej nurzam się nieustannie w wątpliwościach...

Jak sam zauważyłeś w poście wstępnym wątpliwości w typowych sytuacjach urchamiaja się w trybie wyjątku:
Cytat:
Wątpliwości SĄ OPCJĄ. Ale w typowych sytuacjach wątpliwości są opcją URUCHAMIANĄ W TRYBIE BARDZIEJ WYJĄTKU, NIŻ JAKO REGUŁA.

Czyli znasz z doświadczenia sytuacje, kiedy nie masz wątpliwości.

Tu znowu się ujawniło niedogadanie, które powinienem wytłumaczyć. Gdy pisałem o tym, że wątpliwości są w trybie wyjątku, myślałem raczej o normie w ogólnej komunikacji, o jakiejś normie, niż o sobie. Ja nie uważam się za normalnego pod tym względem, tylko za osobę "filozoficznie skrzywioną". Filozof zawsze będzie grymasił epistemicznie na świat. Taka jego natura.
Natomiast gdy myślę o tej najbardziej domyślnej, standardowej komunikacji tzw. "normalnych" ludzi, to tutaj chyba pierwszą opcją jest to, że ktoś coś nam mówi, a my to słuchamy, wierzymy w to akceptujemy. Jak ktoś nikomu w nic nie wierzy, to najpewniej dorobi się w towarzystwie etykiety paranoika i dziwaka.

Tzn. że Ty nikomu w nic nie wierzysz i zawsze się głęboko zastanawiasz, zanim ściągniesz gacie przed defekacją?


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Śro 19:12, 23 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:31, 23 Gru 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Cytat:
Ja przynajmniej osobiście raczej nurzam się nieustannie w wątpliwościach...

Jak sam zauważyłeś w poście wstępnym wątpliwości w typowych sytuacjach urchamiaja się w trybie wyjątku:
Cytat:
Wątpliwości SĄ OPCJĄ. Ale w typowych sytuacjach wątpliwości są opcją URUCHAMIANĄ W TRYBIE BARDZIEJ WYJĄTKU, NIŻ JAKO REGUŁA.

Czyli znasz z doświadczenia sytuacje, kiedy nie masz wątpliwości.

Tu znowu się ujawniło niedogadanie, które powinienem wytłumaczyć. Gdy pisałem o tym, że wątpliwości są w trybie wyjątku, myślałem raczej o normie w ogólnej komunikacji, o jakiejś normie, niż o sobie. Ja nie uważam się za normalnego pod tym względem, tylko za osobę "filozoficznie skrzywioną". Filozof zawsze będzie grymasił epistemicznie na świat. Taka jego natura.
Natomiast gdy myślę o tej najbardziej domyślnej, standardowej komunikacji tzw. "normalnych" ludzi, to tutaj chyba pierwszą opcją jest to, że ktoś coś nam mówi, a my to słuchamy, wierzymy w to akceptujemy. Jak ktoś nikomu w nic nie wierzy, to najpewniej dorobi się w towarzystwie etykiety paranoika i dziwaka.

Tzn. że Ty nikomu w nic nie wierzysz i zawsze się głęboko zastanawiasz, zanim ściągniesz gacie przed defekacją?

Inaczej. Faktycznie to gacie ściągam rutynowo. Ale gdy ktoś stawia problem: CZY ABSOLUTNIE zawsze gacie należy ściągać przed defekacją, to już NIE odpowiadam na to "tak, absolutnie". Raczej odpowiedziałbym: w zdecydowanej większości znanych przypadków gacie przed defekacją ściągać należy i jest to zalecana opcja. Jednak nie można powiedzieć, iż ściąganie owych gaci jest czymś nieprzekraczalnym. Od wszystkiego da się znaleźć wyjątek.
Tu dotykamy dość ciekawej sprawy - rozróżnienie pomiędzy absolutny, a wskazany, typowy, właściwy w znanych sytuacjach. To rozróżnienie występuje i świadomość, iż te pojęcia nie są tożsame, jest według mnie ważna.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 19:32, 23 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:36, 23 Gru 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Cytat:
Ja przynajmniej osobiście raczej nurzam się nieustannie w wątpliwościach...

Jak sam zauważyłeś w poście wstępnym wątpliwości w typowych sytuacjach urchamiaja się w trybie wyjątku:
Cytat:
Wątpliwości SĄ OPCJĄ. Ale w typowych sytuacjach wątpliwości są opcją URUCHAMIANĄ W TRYBIE BARDZIEJ WYJĄTKU, NIŻ JAKO REGUŁA.

Czyli znasz z doświadczenia sytuacje, kiedy nie masz wątpliwości.

Tu znowu się ujawniło niedogadanie, które powinienem wytłumaczyć. Gdy pisałem o tym, że wątpliwości są w trybie wyjątku, myślałem raczej o normie w ogólnej komunikacji, o jakiejś normie, niż o sobie. Ja nie uważam się za normalnego pod tym względem, tylko za osobę "filozoficznie skrzywioną". Filozof zawsze będzie grymasił epistemicznie na świat. Taka jego natura.
Natomiast gdy myślę o tej najbardziej domyślnej, standardowej komunikacji tzw. "normalnych" ludzi, to tutaj chyba pierwszą opcją jest to, że ktoś coś nam mówi, a my to słuchamy, wierzymy w to akceptujemy. Jak ktoś nikomu w nic nie wierzy, to najpewniej dorobi się w towarzystwie etykiety paranoika i dziwaka.

Tzn. że Ty nikomu w nic nie wierzysz i zawsze się głęboko zastanawiasz, zanim ściągniesz gacie przed defekacją?

Inaczej. Faktycznie to gacie ściągam rutynowo. Ale gdy ktoś stawia problem: CZY ABSOLUTNIE zawsze gacie należy ściągać przed defekacją, to już NIE odpowiadam na to "tak, absolutnie". Raczej odpowiedziałbym: w zdecydowanej większości znanych przypadków gacie przed defekacją ściągać należy i jest to zalecana opcja. Jednak nie można powiedzieć, iż ściąganie owych gaci jest czymś nieprzekraczalnym. Od wszystkiego da się znaleźć wyjątek.
Tu dotykamy dość ciekawej sprawy - rozróżnienie pomiędzy absolutny, a wskazany, typowy, właściwy w znanych sytuacjach. To rozróżnienie występuje i świadomość, iż te pojęcia nie są tożsame, jest według mnie ważna.

A znasz kogoś, kto twierdzi, że "absolutnie zawsze należy ściągać gacie przed defekacją"? Uważasz, że stawianie sprawy w ten sposób jest normą, a Ty jesteś wyjątkowy w tym, że nie stawiasz w ten sposób sprawy?


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Śro 19:38, 23 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:42, 23 Gru 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Cytat:
Ja przynajmniej osobiście raczej nurzam się nieustannie w wątpliwościach...

Jak sam zauważyłeś w poście wstępnym wątpliwości w typowych sytuacjach urchamiaja się w trybie wyjątku:
Cytat:
Wątpliwości SĄ OPCJĄ. Ale w typowych sytuacjach wątpliwości są opcją URUCHAMIANĄ W TRYBIE BARDZIEJ WYJĄTKU, NIŻ JAKO REGUŁA.

Czyli znasz z doświadczenia sytuacje, kiedy nie masz wątpliwości.

Tu znowu się ujawniło niedogadanie, które powinienem wytłumaczyć. Gdy pisałem o tym, że wątpliwości są w trybie wyjątku, myślałem raczej o normie w ogólnej komunikacji, o jakiejś normie, niż o sobie. Ja nie uważam się za normalnego pod tym względem, tylko za osobę "filozoficznie skrzywioną". Filozof zawsze będzie grymasił epistemicznie na świat. Taka jego natura.
Natomiast gdy myślę o tej najbardziej domyślnej, standardowej komunikacji tzw. "normalnych" ludzi, to tutaj chyba pierwszą opcją jest to, że ktoś coś nam mówi, a my to słuchamy, wierzymy w to akceptujemy. Jak ktoś nikomu w nic nie wierzy, to najpewniej dorobi się w towarzystwie etykiety paranoika i dziwaka.

Tzn. że Ty nikomu w nic nie wierzysz i zawsze się głęboko zastanawiasz, zanim ściągniesz gacie przed defekacją?

Inaczej. Faktycznie to gacie ściągam rutynowo. Ale gdy ktoś stawia problem: CZY ABSOLUTNIE zawsze gacie należy ściągać przed defekacją, to już NIE odpowiadam na to "tak, absolutnie". Raczej odpowiedziałbym: w zdecydowanej większości znanych przypadków gacie przed defekacją ściągać należy i jest to zalecana opcja. Jednak nie można powiedzieć, iż ściąganie owych gaci jest czymś nieprzekraczalnym. Od wszystkiego da się znaleźć wyjątek.
Tu dotykamy dość ciekawej sprawy - rozróżnienie pomiędzy absolutny, a wskazany, typowy, właściwy w znanych sytuacjach. To rozróżnienie występuje i świadomość, iż te pojęcia nie są tożsame, jest według mnie ważna.

A znasz kogoś, kto twierdzi, że "absolutnie należy ściągać gacie przed defekacją"? Uważasz, że stawianie sprawy w ten sposób jest normą, a Ty jesteś wyjątkowy w tym, że nie stawiasz w ten sposób sprawy?

Uważasz, że w porównaniu do przeciętnego zjadacza chleba (nie innego filozofa!) jestem tu w dużym stopniu wyjątkowy, gdy zawsze staram się pamiętać, a nawet często podkreślać, że nic nie jest absolutne, nasza wiedza jest w jakimś stopniu efektem przyjętych przez nas założeń. Proszę o nie traktowanie tej mojej deklaracji o wyjątkowości jako deklaracji o jakiejś lepszości. Jednak gdy prowadzę rozmowy z ludźmi, to obserwuję często niezrozumienie z ich strony, dlaczego oto po raz kolejny jakoś mówię o występujących wyjątkach, o tym, że wiedza jaką mamy jest efektem w dużym stopniu subiektywnym. Uważam, że mam z tym pewien problem komunikacyjny z ludźmi, bo większość bezrefleksyjnie uznaje, że opcja najczęstsza, domyślna staje się niejako nieprzekraczalnym prawem. W rozmowach to niejednokrotnie wychodzi (z wyjątkiem rozmów z filozofami, a i to pewnie nie wszystkimi).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:00, 23 Gru 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Uważasz, że w porównaniu do przeciętnego zjadacza chleba (nie innego filozofa!) jestem tu w dużym stopniu wyjątkowy, gdy zawsze staram się pamiętać, a nawet często podkreślać, że nic nie jest absolutne, nasza wiedza jest w jakimś stopniu efektem przyjętych przez nas założeń. Proszę o nie traktowanie tej mojej deklaracji o wyjątkowości jako deklaracji o jakiejś lepszości. Jednak gdy prowadzę rozmowy z ludźmi, to obserwuję często niezrozumienie z ich strony, dlaczego oto po raz kolejny jakoś mówię o występujących wyjątkach, o tym, że wiedza jaką mamy jest efektem w dużym stopniu subiektywnym. Uważam, że mam z tym pewien problem komunikacyjny z ludźmi, bo większość bezrefleksyjnie uznaje, że opcja najczęstsza, domyślna staje się niejako nieprzekraczalnym prawem. W rozmowach to niejednokrotnie wychodzi (z wyjątkiem rozmów z filozofami, a i to pewnie nie wszystkimi).

Po czym wnosisz, że inni ludzie nie mają świadomości, że ich wiedza nie jest absolutna albo opcję najbardziej domyślną uważają za nieprzekraczalną? Co w ich zachowaniu na to wskazuje?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:04, 23 Gru 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Uważasz, że w porównaniu do przeciętnego zjadacza chleba (nie innego filozofa!) jestem tu w dużym stopniu wyjątkowy, gdy zawsze staram się pamiętać, a nawet często podkreślać, że nic nie jest absolutne, nasza wiedza jest w jakimś stopniu efektem przyjętych przez nas założeń. Proszę o nie traktowanie tej mojej deklaracji o wyjątkowości jako deklaracji o jakiejś lepszości. Jednak gdy prowadzę rozmowy z ludźmi, to obserwuję często niezrozumienie z ich strony, dlaczego oto po raz kolejny jakoś mówię o występujących wyjątkach, o tym, że wiedza jaką mamy jest efektem w dużym stopniu subiektywnym. Uważam, że mam z tym pewien problem komunikacyjny z ludźmi, bo większość bezrefleksyjnie uznaje, że opcja najczęstsza, domyślna staje się niejako nieprzekraczalnym prawem. W rozmowach to niejednokrotnie wychodzi (z wyjątkiem rozmów z filozofami, a i to pewnie nie wszystkimi).

Po czym wnosisz, że inni ludzie nie mają świadomości, że ich wiedza nie jest absolutna albo opcję najbardziej domyślną uważają za nieprzekraczalną? Co w ich zachowaniu na to wskazuje?

Bo często reagują w stylu
1. W ogóle nie chcą rozmawiać o alternatywach, jeśli je wskazuję
2. powtarzają tylko w kółko swoje, ewentualnie z coraz większą emfazą
3. wręcz mi jawnie deklaracją coś w stylu "o tym w ogóle nie warto gadać, bo to nie jest najważniejsza opcja".
4. ewentualnie milczą, ale widać, iż w ogóle nie są zainteresowani moim "dzieleniem włosa na czworo i wskazywaniem wyjątków".


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 20:12, 23 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:41, 23 Gru 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Uważasz, że w porównaniu do przeciętnego zjadacza chleba (nie innego filozofa!) jestem tu w dużym stopniu wyjątkowy, gdy zawsze staram się pamiętać, a nawet często podkreślać, że nic nie jest absolutne, nasza wiedza jest w jakimś stopniu efektem przyjętych przez nas założeń. Proszę o nie traktowanie tej mojej deklaracji o wyjątkowości jako deklaracji o jakiejś lepszości. Jednak gdy prowadzę rozmowy z ludźmi, to obserwuję często niezrozumienie z ich strony, dlaczego oto po raz kolejny jakoś mówię o występujących wyjątkach, o tym, że wiedza jaką mamy jest efektem w dużym stopniu subiektywnym. Uważam, że mam z tym pewien problem komunikacyjny z ludźmi, bo większość bezrefleksyjnie uznaje, że opcja najczęstsza, domyślna staje się niejako nieprzekraczalnym prawem. W rozmowach to niejednokrotnie wychodzi (z wyjątkiem rozmów z filozofami, a i to pewnie nie wszystkimi).

Po czym wnosisz, że inni ludzie nie mają świadomości, że ich wiedza nie jest absolutna albo opcję najbardziej domyślną uważają za nieprzekraczalną? Co w ich zachowaniu na to wskazuje?

Bo często reagują w stylu
1. W ogóle nie chcą rozmawiać o alternatywach, jeśli je wskazuję
2. powtarzają tylko w kółko swoje, ewentualnie z coraz większą emfazą
3. wręcz mi jawnie deklaracją coś w stylu "o tym w ogóle nie warto gadać, bo to nie jest najważniejsza opcja".
4. ewentualnie milczą, ale widać, iż w ogóle nie są zainteresowani moim "dzieleniem włosa na czworo i wskazywaniem wyjątków".

Z żadnego z 4. punktów nie wynika jednoznacznie, że nie mają świadomości, że ich wiedza nie jest absolutna albo opcję najbardziej domyślną uważają za nieprzekraczalną.

Ja za najbardziej prawdopodobne opcje uznałabym:
a) mając świadomość innych alternatyw, uważają, że alternatywa, przy której się upierają jest z jakiegoś powodu najlepsza, najbardziej ich przekonuje
b) mając świadomość istnienia wyjatków, postanawiają od nich abstrahować, żeby wskazać na jakieś ogólne tendencje lub z innego powodu uznają pomijanie wyjątków jako zasadne

A tę opcję, którą Ty wybrałeś, postrzegam jako najmniej prawdopodobną. I pomijając osoby z kompleksem "boga", które często trafiają do psychiatryków, praktycznie każdy człowiek ma świadomość, że jego wiedza nie jest absolutna, a jego przekonania nie są nieprzekraczalne.


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Śro 20:41, 23 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:07, 23 Gru 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Uważasz, że w porównaniu do przeciętnego zjadacza chleba (nie innego filozofa!) jestem tu w dużym stopniu wyjątkowy, gdy zawsze staram się pamiętać, a nawet często podkreślać, że nic nie jest absolutne, nasza wiedza jest w jakimś stopniu efektem przyjętych przez nas założeń. Proszę o nie traktowanie tej mojej deklaracji o wyjątkowości jako deklaracji o jakiejś lepszości. Jednak gdy prowadzę rozmowy z ludźmi, to obserwuję często niezrozumienie z ich strony, dlaczego oto po raz kolejny jakoś mówię o występujących wyjątkach, o tym, że wiedza jaką mamy jest efektem w dużym stopniu subiektywnym. Uważam, że mam z tym pewien problem komunikacyjny z ludźmi, bo większość bezrefleksyjnie uznaje, że opcja najczęstsza, domyślna staje się niejako nieprzekraczalnym prawem. W rozmowach to niejednokrotnie wychodzi (z wyjątkiem rozmów z filozofami, a i to pewnie nie wszystkimi).

Po czym wnosisz, że inni ludzie nie mają świadomości, że ich wiedza nie jest absolutna albo opcję najbardziej domyślną uważają za nieprzekraczalną? Co w ich zachowaniu na to wskazuje?

Bo często reagują w stylu
1. W ogóle nie chcą rozmawiać o alternatywach, jeśli je wskazuję
2. powtarzają tylko w kółko swoje, ewentualnie z coraz większą emfazą
3. wręcz mi jawnie deklaracją coś w stylu "o tym w ogóle nie warto gadać, bo to nie jest najważniejsza opcja".
4. ewentualnie milczą, ale widać, iż w ogóle nie są zainteresowani moim "dzieleniem włosa na czworo i wskazywaniem wyjątków".

Z żadnego z 4. punktów nie wynika jednoznacznie, że nie mają świadomości, że ich wiedza nie jest absolutna albo opcję najbardziej domyślną uważają za nieprzekraczalną.

Ja za najbardziej prawdopodobne opcje uznałabym:
a) mając świadomość innych alternatyw, uważają, że alternatywa, przy której się upierają jest z jakiegoś powodu najlepsza, najbardziej ich przekonuje
b) mając świadomość istnienia wyjatków, postanawiają od nich abstrahować, żeby wskazać na jakieś ogólne tendencje lub z innego powodu uznają pomijanie wyjątków jako zasadne

A tę opcję, którą Ty wybrałeś, postrzegam jako najmniej prawdopodobną. I pomijając osoby z kompleksem "boga", które często trafiają do psychiatryków, praktycznie każdy człowiek ma świadomość, że jego wiedza nie jest absolutna, a jego przekonania nie są nieprzekraczalne.

Trochę masz tu rację, a trochę jej nie masz...
W obu kwestiach jest ten sam motyw - czy wskazując jakąś tendencję, myślimy O ABSOLUTNYM, CZY WZGLĘDNYM CHARAKTERZE TEJ TENDENCJI?
Masz rację o tyle, iż nawet zgodzę się, z tym, że ludzie pewien rodzaj świadomości swoich ograniczeń mają. W szczególności spytani bezpośrednio o to, czy uważają swoje przekonania za absolutne, a opcję wskazywaną przez nich jako jedyną bez najmniejszego wyjątku, to zapewne zaprzeczą, powiedzą, iż chodzi im o przekonanie w granicach jakiegoś tam rozsądku. Problem w tym, że PRAKTYCZNIE I TAK FUNKCJONUJĄ MENTALNIE TAK, jakby ich opcja była tą absolutną. Praktycznie są zamknięci na dyskusję, NAWET NIE CHCĄ SŁUCHAĆ o czymś, co zaprzecza ich poglądom, denerwują się, gdy alternatywy w ogóle się ukazuje.
Tu dochodzimy do dość ciekawego aspektu ludzkiej psychiki - polegającego na tym, że czym innym są deklaracje, a czym innym realne postępowanie.
Wydaje mi się, że ja tu jestem inny o tyle, że CZĘSTO ŚWIADOMIE TEN ASPEKT SPRAWY ROZWAŻAM, narzucam sobie (intencjonalnie i świadomie) pewne wzorce oceny, które będą mnie wybijały z domyślności ocen.
Myślę, że ludzi mających tę cechę - przeciwstawiania się (pewnym samodzielnie narzuconym rygoryzmem) własnym pierwszym rozpoznaniom, w imię tego, że "ja muszę wymusić na sobie poszukania paru dodatkowych alternatyw dla tego problemu" - takich ludzi nie ma dużo (nie twierdzę oczywiście, że jestem jakimś absolutnym wyjątkiem). Uważam, że jestem wyjątkiem przez to, ŻE ŚWIADOMIE O TYM MYŚLĘ, że NARZUCAM SOBIE coś w tym względzie mocą mojego wcześniejszego przemyślenia, a potem postanowienia, a na koniec na bieżąco kombinowania "jak w tej konkretnej sytuacji mógłbym się przeciwstawić swojemu pierwotnemu wrażeniu i pójść inną ścieżką".

Stąd też pewnie bierze się nasza odmienność postrzegania kwestii nacjonalizmu, czy nawet wyróżnienia własnej rodziny, czy własnych innych aspektów. Dla mnie, gdy tylko przychodzi mi do głowy ochota, aby bezwiednie ulec instynktownemu uznaniu kogoś tam w stylu "ależ on jakiś taki inny, dziwaczny jest, pewnie wrogi, bo przecież inaczej byłby bardziej podobny do mnie i bardziej zgodny z tym co znam", to ja sobie powiem twardo: STOP Michale! Weź się w garść mentalnie! Powiedz co WIESZ, co ma status bliski pewności o tej osobie! Po jakich KONKRETNIE cechach miałbyś wnioskować o wrogości owej osoby, o jej złych przymiotach?! Na twardo już, teraz, Michale żądam (!) od ciebie/siebie abyś podał konkretny i wyrazisty powód, a nie sięgał w jakieś tam stadne emocje, które podsuwać mogą ci wszystko, choć w istocie twardej wiedzy nie ma tu ani miligrama!
Tak to jest, że ja się PROGRAMOWO sam ze sobą nie zgadzam! Dopiero jak się trochę sam ze sobą "poniezgadzam" choć trochę, jak będę już spokojniejszy, że przymusiłem się do rozważenia opcji innych, niż te narzucające się, to mogę sobie powiedzieć: teraz to przynajmniej trochę, Michale, wybierasz. Teraz choć trochę (nie za wiele, nie myśl o sobie tutaj za dużo dobrego!) spróbowałeś zainteresować się opcjami spoza domyślnego standardu. Minimum spełniłeś. Choć oczywiście do przekonania o pewności tego, co w wyniku tego minimum uzyskałeś, będzie daleko. Ale na razie zaliczam ci/sobie przynajmniej to podjęcie próby nie bycia zdominowanym przez pierwszą opcję, przez bezwiedność i bezrefleksyjność rozpoznań. Dalej, Michale, masz być czujny, ale z czujnością - wiadomo - też nie można przesadzić, bo staniesz się paranoikiem, który wszędzie widzi zagrożenie i tylko ucieka. Coś tam, Michale, zrobiłeś; na razie to będzie uznane, a za chwilę następna odsłona pytania i następne problemy...
I uważam, że nic więcej poza tą czujnością NIE MAM. Albo czujność, albo jakaś kontrolowana forma wątpienia sobie, a z nią przymuszanie się wynajdowania alternatyw dla domyślnych opcji, albo bycie niewolnikiem pierwszych, albo najwygodniejszych wariantów rozumowania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:20, 23 Gru 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Trochę masz tu rację, a trochę jej nie masz...
W obu kwestiach jest ten sam motyw - czy wskazując jakąś tendencję, myślimy O ABSOLUTNYM, CZY WZGLĘDNYM CHARAKTERZE TEJ TENDENCJI?
Masz rację o tyle, iż nawet zgodzę się, z tym, że ludzie pewien rodzaj świadomości swoich ograniczeń mają. W szczególności spytani bezpośrednio o to, czy uważają swoje przekonania za absolutne, a opcję wskazywaną przez nich jako jedyną bez najmniejszego wyjątku, to zapewne zaprzeczą, powiedzą, iż chodzi im o przekonanie w granicach jakiegoś tam rozsądku. Problem w tym, że PRAKTYCZNIE I TAK FUNKCJONUJĄ MENTALNIE TAK, jakby ich opcja była tą absolutną. Praktycznie są zamknięci na dyskusję, NAWET NIE CHCĄ SŁUCHAĆ o czymś, co zaprzecza ich poglądom, denerwują się, gdy alternatywy w ogóle się ukazuje.

Myślę, że przyczyną takiego zamknięcia na dyskusję nie jest przekonanie o posiadaniu absolutnej wiedzy, tylko lęk przed utratą gruntu pod nogami. Osoba, która reaguje lękowo w takiej sytuacji właśnie w ten sposób daje wyraz temu, jak bardzo nie jest pewna słuszności swoich przekonań, które odpowiadają na jakieś jej psychologiczne potrzeby. Gdyby nie brała pod uwagę innych alternatyw, nie miałaby się czego bać.
Cytat:
Wydaje mi się, że ja tu jestem inny o tyle, że CZĘSTO ŚWIADOMIE TEN ASPEKT SPRAWY ROZWAŻAM, narzucam sobie (intencjonalnie i świadomie) pewne wzorce oceny, które będą mnie wybijały z domyślności ocen.
Myślę, że ludzi mających tę cechę - przeciwstawiania się (pewnym samodzielnie narzuconym rygoryzmem) własnym pierwszym rozpoznaniom, w imię tego, że "ja muszę wymusić na sobie poszukania paru dodatkowych alternatyw dla tego problemu" - takich ludzi nie ma dużo (nie twierdzę oczywiście, że jestem jakimś absolutnym wyjątkiem). Uważam, że jestem wyjątkiem przez to, ŻE ŚWIADOMIE O TYM MYŚLĘ, że NARZUCAM SOBIE coś w tym względzie mocą mojego wcześniejszego przemyślenia, a potem postanowienia, a na koniec na bieżąco kombinowania "jak w tej konkretnej sytuacji mógłbym się przeciwstawić swojemu pierwotnemu wrażeniu i pójść inną ścieżką".

Z tym się zgadzam, że większość osób raczej na siłę nie obala własnych przekonań, tylko weryfikuje je wraz z doświadczeniem, rozmowami z innymi ludźmi etc.. Jednak z tego nie wynika, że przypisują sobie absolutną wiedzę, po prostu mogą wychodzić z założenia, że tak jak przekonania wymagają uzasadnienia, tak uzasadnienia wymagają również wątpliwości co do zasadności tych przekonań. Co więcej, są takie nurty filozofii, które takiej postawie mogą dostarczyć filozoficznych podstaw. Filozofia nie kończy się na radykalnym sceptycyzmie.
Cytat:
Stąd też pewnie bierze się nasza odmienność postrzegania kwestii nacjonalizmu, czy nawet wyróżnienia własnej rodziny, czy własnych innych aspektów. Dla mnie, gdy tylko przychodzi mi do głowy ochota, aby bezwiednie ulec instynktownemu uznaniu kogoś tam w stylu "ależ on jakiś taki inny, dziwaczny jest, pewnie wrogi, bo przecież inaczej byłby bardziej podobny do mnie i bardziej zgodny z tym co znam", to ja sobie powiem twardo: STOP Michale! Weź się w garść mentalnie! Powiedz co WIESZ, co ma status bliski pewności o tej osobie! Po jakich KONKRETNIE cechach miałbyś wnioskować o wrogości owej osoby, o jej złych przymiotach?! Na twardo już, teraz, Michale żądam (!) od ciebie/siebie abyś podał konkretny i wyrazisty powód, a nie sięgał w jakieś tam stadne emocje, które podsuwać mogą ci wszystko, choć w istocie twardej wiedzy nie ma tu ani miligrama!

Akurat nasz spór o nacjonalizm pokazuje, że Tobie też się zdarza reagować w taki sposób jak opisałeś:
Cytat:
Praktycznie są zamknięci na dyskusję, NAWET NIE CHCĄ SŁUCHAĆ o czymś, co zaprzecza ich poglądom, denerwują się, gdy alternatywy w ogóle się ukazuje.

Kiedy ja próbowałam przedstawić Ci alternatywne wobec Twojego spojrzenie na nacjonalizm (które poparłam również źródłami encyklopedyczno-słownikowymi), wykazałeś skrajny brak zainteresowania i jak mantrę powtarzałeś stanowisko, z kórym przyszedłeś do dyskusji. I co widać w wypowiedzi powyżej, pomimo odbytej ze mną rozmowy Twój pogląd na nacjonalizm nie uległ żadnej korekcie.

Nie piszę tego w ramach wyrażania jakichś pretensji do Ciebie, ale po to, byś na własnym przykładzie zrozumiał mechanizm, jakiemu ulegaja te osoby, którym pochopnie moim zdaniem przypisujesz bezrefleksyjność. Tak jak Ty masz jakiś mentalny problem z rozważaniem alternatyw w kontekście nacjonalizmu, tak inne osoby np. mogą być bardzo przywiązane do swoich poglądów w obszarze religii albo polityki.
Cytat:
Tak to jest, że ja się PROGRAMOWO sam ze sobą nie zgadzam! Dopiero jak się trochę sam ze sobą "poniezgadzam" choć trochę, jak będę już spokojniejszy, że przymusiłem się do rozważenia opcji innych, niż te narzucające się, to mogę sobie powiedzieć: teraz to przynajmniej trochę, Michale, wybierasz. Teraz choć trochę (nie za wiele, nie myśl o sobie tutaj za dużo dobrego!) spróbowałeś zainteresować się opcjami spoza domyślnego standardu. Minimum spełniłeś. Choć oczywiście do przekonania o pewności tego, co w wyniku tego minimum uzyskałeś, będzie daleko. Ale na razie zaliczam ci/sobie przynajmniej to podjęcie próby nie bycia zdominowanym przez pierwszą opcję, przez bezwiedność i bezrefleksyjność rozpoznań. Dalej, Michale, masz być czujny, ale z czujnością - wiadomo - też nie można przesadzić, bo staniesz się paranoikiem, który wszędzie widzi zagrożenie i tylko ucieka. Coś tam, Michale, zrobiłeś; na razie to będzie uznane, a za chwilę następna odsłona pytania i następne problemy...

Fajnie, gdybyś jeszcze brał pod uwagę, że inni ludzie też weryfikują swoje przekonania, te pierwotne i te wtórne, nawet jeśli nie mają w zwyczaju programowo się ze sobą nie zgadzać, a zwyczajnie zmieniać zdanie pod wpływem doświadczeń. Powyżej zasugerowałeś, że mój wybór nacjonalizmu jest jakimś pierwotnym, instynktownym poglądem, co nie jest prawdą. W moim wypadku jest to efekt wielu lektur, przemyśleń i rozmów z ludźmi. Ani mi to nie przyszło z instynktem, ani w drodze scojalizacji. Zostałam nacjonalistką wbrew niegdysiejszej kosmopolitycznej sobie. Dla mnie akurat kosmopolityzm był opcją pierwotną. To taka dygresja i jednocześnie prośba, żebyś nie mierzył wszystkich swoją miarą. Z góry dziękuję.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 1:42, 24 Gru 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Trochę masz tu rację, a trochę jej nie masz...
W obu kwestiach jest ten sam motyw - czy wskazując jakąś tendencję, myślimy O ABSOLUTNYM, CZY WZGLĘDNYM CHARAKTERZE TEJ TENDENCJI?
Masz rację o tyle, iż nawet zgodzę się, z tym, że ludzie pewien rodzaj świadomości swoich ograniczeń mają. W szczególności spytani bezpośrednio o to, czy uważają swoje przekonania za absolutne, a opcję wskazywaną przez nich jako jedyną bez najmniejszego wyjątku, to zapewne zaprzeczą, powiedzą, iż chodzi im o przekonanie w granicach jakiegoś tam rozsądku. Problem w tym, że PRAKTYCZNIE I TAK FUNKCJONUJĄ MENTALNIE TAK, jakby ich opcja była tą absolutną. Praktycznie są zamknięci na dyskusję, NAWET NIE CHCĄ SŁUCHAĆ o czymś, co zaprzecza ich poglądom, denerwują się, gdy alternatywy w ogóle się ukazuje.

Myślę, że przyczyną takiego zamknięcia na dyskusję nie jest przekonanie o posiadaniu absolutnej wiedzy, tylko lęk przed utratą gruntu pod nogami. Osoba, która reaguje lękowo w takiej sytuacji właśnie w ten sposób daje wyraz temu, jak bardzo nie jest pewna słuszności swoich przekonań, które odpowiadają na jakieś jej psychologiczne potrzeby. Gdyby nie brała pod uwagę innych alternatyw, nie miałaby się czego bać.

Zgadzam się z Tobą, że to będzie częsty motyw. Ale jednocześnie upieram się przy tym, że i tak OSTATECZNY EFEKT jest taki, jakby owe osoby absolutyzowały swoje poglądy. Tezą o której myślałem jako tej, którą tutaj wskazuję nie jest teza motywu (bo motywy zawsze ludzie będą posiadali), lecz teza EFEKTU - ten efekt, niezależnie od motywu, będzie właśnie taki, że nie dopuści innych poglądów do rozważań.

towarzyski.pelikan napisał:
Z tym się zgadzam, że większość osób raczej na siłę nie obala własnych przekonań, tylko weryfikuje je wraz z doświadczeniem, rozmowami z innymi ludźmi etc.. Jednak z tego nie wynika, że przypisują sobie absolutną wiedzę, po prostu mogą wychodzić z założenia, że tak jak przekonania wymagają uzasadnienia, tak uzasadnienia wymagają również wątpliwości co do zasadności tych przekonań. Co więcej, są takie nurty filozofii, które takiej postawie mogą dostarczyć filozoficznych podstaw. Filozofia nie kończy się na radykalnym sceptycyzmie.

Znowu odpowiem na to, to co wyżej - że efekt i tak jest taki, jakby ktoś uważał swoje poglądy za absolutne w danym momencie gdy dyskutuje.
Ale tu jest jeden ciekawy (choć z lekka poboczny) aspekt sprawy, o którym bardzo mam ochotę Ci powiedzieć, bo przypuszczam, że będzie dla Ciebie zaskakujący (a jak lubię ludzi zaskakiwać :) ).
Pierwsze co mi się skojarzyło, gdy czytałem ten właśnie fragment Twojego komentarza, to kto wie, czy nie najbardziej typowy mechanizm sprawiający, że ludzie jednak zmieniają swoje przekonania. Tym mechanizmem jest MANIPULACJA ze strony cwanych demagogów, czy mentalnych szantażystów, jakie wielu jest wokół nas. Ludzie, niestety, ale zmieniają swoje poglądy bardziej pod wpływem autorytetów (także złych, oszukańczych autorytetów), niż pod wpływem naprawdę osobistych przemyśleń (choć niewątpliwie aspekt własny też występuje, lecz chyba w mniejszym udziale). Widać to dość dobrze po uleganiu demagogom maści wszelakiej, popularności celebrytów, którzy sprzedają swoje okrągłe słówka za pieniądze sponsorów, czy w ogóle po lgnięciu do grup fanatyków maści wszelakiej. Sam fakt, że tak łatwo jest zmusić całe rzesze do wystrugania ich poglądów (tych deklarowanych) i sumień na modłę ich ugrupowania, partii, grupy fanowskiej, czy czego tam jeszcze, świadczy o ogromnej potrzebie posiadania "braci w przekonaniach". Ta potrzeba posiadania swojej grupy, swoich braci w przekonaniach jest według mnie statystycznie znacznie silniejsza niż pragnienie poznania prawdy. Ludzie prawdy przeczącej ich poglądom, zapatrywaniom, przekonaniom grupy, z którą są związani zazwyczaj albo nie chcą słuchać wcale, albo ją słuchają tak, aby za wszelką cenę jej zaprzeczyć. Zdając sobie z tego sprawę, demagodzy są w stanie bardzo sprawnie mieszać w głowie milionom ludzi.
Dlatego też ja, mam znaczący dystans do wszystkich tych, którzy apelują do mnie czymkolwiek innym, niż PO PROSTU PRAWDA. Jestem nieufny względem każdej próby zaliczania mnie do jakichś tam "swoich", co do których miałbym być lojalny. Nie, moje przemyślenia, sumienie nie są przeznaczone "na sprzedaż" za jakąś formę przynależności, swojskości.
Przyznam, że bardzo często myślę o hitleryzmie. O tym, jak to było możliwe, że skądinąd zdawałoby się normalni, kulturalni, wykształceni ludzie stali się najokrutniejszymi bestiami tylko dlatego, że jakiś malarz - kapral, nagadał im pierdół o "narodzie panów", "przestrzeni życiowej" i konieczności wojowania z połową świata. Myślę o tym prawie każdego dnia, stawiam się sam w roli Niemca z tamtych czasów, zastanawiając się nad tym: czy ja też tak ochoczo zabijałbym tych, których wskazał mi mój wódz?...
Ta myśl, że właśnie takim mordercą na rozkaz mógłbym się stać, przeraża mnie jak mało co.

towarzyski.pelikan napisał:
Akurat nasz spór o nacjonalizm pokazuje, że Tobie też się zdarza reagować w taki sposób jak opisałeś:
Cytat:
Praktycznie są zamknięci na dyskusję, NAWET NIE CHCĄ SŁUCHAĆ o czymś, co zaprzecza ich poglądom, denerwują się, gdy alternatywy w ogóle się ukazuje.

Kiedy ja próbowałam przedstawić Ci alternatywne wobec Twojego spojrzenie na nacjonalizm (które poparłam również źródłami encyklopedyczno-słownikowymi), wykazałeś skrajny brak zainteresowania i jak mantrę powtarzałeś stanowisko, z którym przyszedłeś do dyskusji. I co widać w wypowiedzi powyżej, pomimo odbytej ze mną rozmowy Twój pogląd na nacjonalizm nie uległ żadnej korekcie.

Akurat tamta moja "ucieczka" od definicyjnego wprowadzenia w temat nacjonalizmu była zupełnie innej natury. Nie chciałem wtedy tego tłumaczyć, ale skoro temat jeszcze raz wypłynął, to spróbuję jakoś w kilku zdaniach. Powód mojego odstąpienia od tamtej dyskusji był taki, że owo ujęcie definicyjne wydało mi się dość skrajnie niekonstruktywne. Gdy podajesz ileś tam definicji (ewentualnie ja mogę wyszukać parę wyszukanych przeze mnie dla równowagi), zaś tak naprawdę nie wiadomo, która z nich jest tą właściwą, to dalej jest już tylko uznaniowość. Dalej możemy się jedynie spierać która definicja jest mojsza, czy lepsza w jakikolwiek inny sposób. I nie widzę absolutnie żadnej postaci na jakiś werdykt, którego by druga strona nie mogła zablokować zwykłym "mam to w nosie, ja uważam swoją definicję". Uznałem, że w ogóle nic nie mam do powiedzenia w takim trybie rozważań tego tematu (choć - paradoksalnie - ogólnie definicję nacjonalizmu uważam za ważny element sprawy, tylko trzeba by jakoś inaczej tę kwestię zacząć).

towarzyski.pelikan napisał:
Nie piszę tego w ramach wyrażania jakichś pretensji do Ciebie, ale po to, byś na własnym przykładzie zrozumiał mechanizm, jakiemu ulegaja te osoby, którym pochopnie moim zdaniem przypisujesz bezrefleksyjność. Tak jak Ty masz jakiś mentalny problem z rozważaniem alternatyw w kontekście nacjonalizmu, tak inne osoby np. mogą być bardzo przywiązane do swoich poglądów w obszarze religii albo polityki.

Chętnie rozważyłbym - jakoś konstruktywnie podaną - alternatywę dla tej wizji nacjonalizmu, jaką przyjąłem. Też powiem, że myślałem na ten temat nie raz.

towarzyski.pelikan napisał:
Fajnie, gdybyś jeszcze brał pod uwagę, że inni ludzie też weryfikują swoje przekonania, te pierwotne i te wtórne, nawet jeśli nie mają w zwyczaju programowo się ze sobą nie zgadzać, a zwyczajnie zmieniać zdanie pod wpływem doświadczeń. Powyżej zasugerowałeś, że mój wybór nacjonalizmu jest jakimś pierwotnym, instynktownym poglądem, co nie jest prawdą. W moim wypadku jest to efekt wielu lektur, przemyśleń i rozmów z ludźmi. Ani mi to nie przyszło z instynktem, ani w drodze scojalizacji. Zostałam nacjonalistką wbrew niegdysiejszej kosmopolitycznej sobie. Dla mnie akurat kosmopolityzm był opcją pierwotną. To taka dygresja i jednocześnie prośba, żebyś nie mierzył wszystkich swoją miarą. Z góry dziękuję.

Nie twierdzę (przyjrzyj się dokładniej mojemu sformułowaniu!), że KONKRETNIE TWÓJ nacjonalizm jest wynikający z opisanego schematu. Choć uważam, że ten właśnie mechanizm jest głównym, najczęstszym u nacjonalistów. W zdecydowanej większości przypadków, przynajmniej z tego co widzimy w deklaracjach tych nacjonalistów, którzy się wypowiadają i przyznają do nacjonalizmu, nacjonalizm jest zwyczajnie wrogością (w słabszej wersji tylko niechęcią) do obcych (narodowo) ludzi. Akurat takie poglądy prezentowane przez samych nacjonalistów w debatach, w medialnych doniesieniach dominują. Ty jesteś może wyjątkiem (jak najbardziej dopuszczam wyjątki), choć też jawnie deklarowałaś, że obcych na polskiej ziemi nie chcesz.

Natomiast to, że zostałaś nacjonalistką po owej "kosmopolitycznej Ty" jest według mnie bardzo ciekawe, wręcz frapujące (w ogóle postrzegam Cię jako bardzo interesującą osobowość). Dlatego rzeczywiście chętnie bym się dowiedział, jak ten nacjonalizm sobie układasz, a w szczególności jak rozwiązujesz to, co ja postrzegam jako absolutnie nie do pogodzenia: nacjonalizm z miłością bliźniego (także nieprzyjaciół) i potrzebą przyjęcia przybysza, który prosi o pomoc, zawartego w znanej ewangelicznej scenie sądu ostatecznego, gdy Syn Człowieczy zwraca się do owiec i do kozłów.
Osobiście uważam, że masz (to hipoteza, nie upieram się, że tak naprawdę jest) chyba dość szczególną potrzebę zakorzenienia się, związku z ludźmi bliskimi sobie. Po etapie kosmopolitycznej nijakości, odwrócenie biegunów emocjonalnych pewnie w takim przypadku byłoby silne (jeszcze raz podkreślam, że zakładam, iż w tym przypuszczeniu mogę się mylić).
Ja trzymam się z dala od obu skrajności - zarówno kosmopolityzmu, jak i nacjonalizmu. Ale chyba już łatwiej byłoby mi zaakceptować PEWNĄ FORMĘ (!) kosmopolityzmu, niż nacjonalizm. Byłby to na pewno kosmopolityzm znacząco inny, niż ten, który aktualnie dominuje, ale z kosmopolityzmem jest mi ogólnie bliżej do poczucia wolności, w której moją sympatią, poczuciem związku obdarzam tych ludzi, których sam wybiorę, a nie tych, którzy - choć są np. bandziorami - mieliby być "moimi ziomami", dlatego że mówią tym samym językiem i niedaleko ode mnie się urodzili. Sorry, ale naprawdę dużo bliżej mi emocjonalnie i w poczuciu lojalności do dowolnego uczciwego człowieka na antypodach, niż do złodzieja, bandziora, czy innego krzywdziciela Polaka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Irbisol




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 15447
Przeczytał: 26 tematów


PostWysłany: Czw 11:44, 24 Gru 2020    Temat postu:

Michał powtarza trywializmy próbując uzasadnić rozumowo swoją wiarę w coś, co jest uzasadniona jak dowolna bzdura.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Rozbieranie irracjonalizmu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 12, 13, 14  Następny
Strona 1 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin