Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33570
Przeczytał: 77 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 0:36, 17 Cze 2022 Temat postu: Syndrom szczerości i uczciwości oszukanej |
|
|
Chciałem tu opisać bardzo według mnie fundamentalny aspekt myślenia, oceniania świata, a także uczestnictwa w dyskusjach. Będzie w tym chyba też rodzaj wytłumaczenia dlaczego często dyskutując odnosi się wrażenie, iż choć przecież mówimy takie oczywiste rzeczy, przedstawiamy tak nieodparte argumenty, że wręcz niemożliwym się wydaje, aby temu zaprzeczyć, to mimo to nasz oponent z uporem obstaje przy swojej wersji - przez nas ocenianej jako bardzo mało sensowną.
Rzecz odnosi się do różnej formy UKRYTYCH GIER Z WŁASNĄ PERCEPCJĄ I OCENAMI, czyli do myślenia życzeniowego w różnych postaciach.
Mało kto jest tak do końca cynicznie oszustem w dyskusjach. No są trole, którzy udają poglądy dla irytowania innych dyskutantów, ale na razie odsuwając kwestię trolingu dostaniemy ludzi, którzy nawet gdy coś tam w swoim rozumowaniu naciągają, to czynią to - w swoim mniemaniu - "z ważnych powodów", czyli uczciwie.
Typową jest jednak w dyskusjach sytuacja, gdy postrzegamy, że nasz oponent, choć deklaruje iż uczciwie rozumuje i argumentuje POMIJA BARDZO ISTOTNE ASPEKTY PROBLEMU. My temu komuś te argumenty przypominamy, naświetlamy z różnych stron, wyciągamy na wierzch, a ów ktoś uparcie uparcie je ignoruje. A przecież one "aż proszą się", aby je uwzględnić, aby właśnie nimi się zająć w pierwszej kolejności. A tu ów dyskutant, nie dość, że się tymi naszymi, tak ważnymi argumentami nie zajmuje, to jeszcze wyciąga jakieś własne argumenty - takie blade, takie nieistotne, taki od razu do zignorowania...
Żeby było śmieszniej bardzo często z drugiej strony sytuacja wygląda idealnie symetrycznie, czyli oto oponent myśli dokładnie to samo, że jego - jawnie ważniejsze i słuszniejsze - argumenty są zasadnie pomijane przy ocenie spraw, zaś to co mu jest przedstawiane wyraźnie nie ma argumentacyjnej mocy.
Dlaczego taki efekt występuje?
W moim przekonaniu dlatego, że NIEZWYKLE TRUDNO JEST BYĆ SZCZERZE DO KOŃCA OBIEKTYWNYM.
Życzeniowość w myśleniu jest tak silna, że pokonanie jej wymaga naprawdę nadzwyczajnych środków, przemyślanej strategii i determinacji. Jeśli się do uznawania spraw podejdzie na żywioł, to są naprawdę małe szanse, aby ta uczciwość, którą nawet deklarujemy, a często wierzymy, że ja mamy w myśleniu okazała się czymś więcej niż samooszukiwaniem się.
Nasz umysł bowiem nie posiada jakiegoś predefiniowanego wzorca prawdy, jest rozdarty pomiędzy lojalnością względem swoich, potrzebą ochrony własnego ego, utrzymywania się przy starych sposobach rozumienia, nawykami myślowymi, potrzebami emocjonalnymi. To wszystko "steruje nami z tylnego siedzenia". Najczęściej owo sterowanie polega na IGNOROWANIU TEGO CO NIEWYGODNE, przy jednoczesnym, w drugą stronę DAWANIU SILNEJ PREFERENCJI DLA TEGO, CO NAM MIŁE, INTUICYJNIE UZNANE ZA KORZYSTNE.
Czyli oszukujemy się w jakiś sposób "uczciwie", broniąc "naszych wyższych wartości". Tą szczególnie wysoką wartością jest konieczność zachowania pewnego minimum stabilności oceniania spraw, nie załamania się w obliczu trudności. Nasz system obronny słusznie da szansę oszustwu w jakiejś tam kwestii drobnej oceny spraw, jeśli na drugiej szali leży w ogóle cała nasza psychika.
Nie musieć się oszukiwać, aby przetrwać - oto zadanie dla mentalnego mocarza.
Ludzie poznają ten świat sekwencyjnie - nie od razu całość, tylko krok za krokiem, odkrycie za odkryciem. Zmiana istniejących przekonań, nawet jeśli przeczuwamy, że mogą być one błędne, też nie nastąpi od razu, lecz będzie procesem, powolnym poszukiwaniem kluczowych błędów, a potem odkręcaniem ich nie przez samą tylko negację, lecz w połączeniu Z ZASTĘPOWANIEM starych, błędnych przekonań nowymi, ale też jakoś powiązanymi z resztą systemu myślenia.
Dopóki w miarę atrakcyjna koncepcja zastępująca bieżące rozumowanie się nie wyklaruje, będziemy się trzymać tego bieżącego, nawet pomimo podejrzewania w nim jakichś błędów. Bo tak ogólnie działa nasz system poznawczy, że musimy tolerować w nim różne niekompletności, nawet drobniejsze niespójności. Więc musimy trochę oszukiwać...
Problem w tym, czy oszukujemy jakoś tam świadomie, z głową, w minimalnym stopniu, czy bezwiednie i poza kontrolą myśli.To pierwsze oszukiwanie jest takim oszukiwaniem nie do końca - jest wyborem mniejszego zła, zgodą na jakiś rodzaj niespójności, bo na razie nie widać lepszego rozwiązania. Gorsze jest oszukiwanie, w którym zupełnie nie jesteśmy w stanie nawet zdiagnozować GDZIE JEST BAZOWA NIESPÓJNOŚĆ. Takie oszukiwanie jest bardzo trudno przywrócić do stanu prawdziwości i pełnej szczerości - nawet jeśliby już lepsze rozwiązanie się pojawiło w zasięgu umysłu. Bo takie oszukiwanie jest jak w komediach kłamstw i pomyłek, czyli jedno oszustwo pociąga za chwilę za sobą drugie oszustwo, potem trzecie, czwarte...
A potem człowiek w swoim myśleniu robi się całkiem pogubiony.
Przy tym wszystkim życzeniowo myślący samooszust najczęściej też przekonany o pełnej swojej uczciwości. Jak osiąga to złudzenie, że nie ma oszustwa?
- Przede wszystkim szczelnym IGNOROWANIEM niewygodnych okoliczności. I to chyba właśnie obserwujemy nagminnie w dyskusjach, że nasze tak oczywiste, nieodparte argumenty nawet nie są rozpatrywane, lecz blokowane już na początku przed ich rozpatrzeniem.
|
|