|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33815
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 20:25, 05 Sty 2019 Temat postu: Przyznawanie racji |
|
|
Odnoszę wrażenie, że w dyskusjach, wymianie myśli zbytnią karierę zrobiła idea przyznawania racji. Niestety, chyba ten niekorzystny trend nie ominął również religii, gdzie często wiarę utożsamia się z brakiem sprzeciwu i formalnym posłuszeństwem. Liczni wierni "wierzą" w ten sposób, że wykonują czynności nakazane przez autorytety religijne, nie zaprzątając sobie specjalnie głowy ideami i zasadami, które (jak podobno wierzą zlecił im Bóg) i ich zrozumieniem.
Ja twierdzę, że przyznawanie racji jest przereklamowane. Sam niekoniecznie cieszę się, jak ktoś po prostu przyzna rację. Tzn. cieszę się, gdy ktoś się ze mną zgodzi w jakiejś sprawie, bo to sugeruje, że mu w czymś pomogłem mentalnie, bo przynajmniej czujemy razem "tego samego bluesa", ale samo przyznanie racji, to mało - chciałbym wiedzieć, że owo przyznanie wynikło z czegoś więcej, niż reakcja w rodzaju:
- mam już cię dość z tym drążeniem sprawy, więc masz tę swoją rację i się odczep
albo
- nie wiem o co chodzi, ale nie potrafię już dobrać argumentów, więc choć sprawy nie czuję, dam cie tę rację
albo
- ten argumentujący pewnie lepiej wie, więc nie ma sensu wnikać w sprawę - niech będzie jak mówi.
Chciałbym wiedzieć, że ktoś kto przyznał mi rację, rzeczywiście wie co robi, gdy tę rację przyznaje, że zrozumiał sprawę na poziomie przynajmniej zbliżonym do mojego. Właściwie to chyba wolę aby racji ostatecznie mi nie przyznano, ale przynajmniej zrozumiano to, co miałem do zakomunikowania.
Nie chcę jakoś potępiać tych, co "wierzą", "wiedzą", "rozumieją" w ten sposób, że wystawiają swojego reprezentanta w tej kwestii i chowają się za nim, nie angażując własnych uczuć i myśli, ale jednak uważam to za w pewnym sensie gorszą postawę, niż angażując się do sprawy samodzielnie. Myślę, ze jesteśmy powołani do bycia uczciwymi intelektualnie, czyli nadającymi słowu "rozumiem", czy "wierzę" swoją osobistą treść. Nie potępiam jednak tego rodzaju ludzi - biernych intelektualnie i uczuciowo, bo nie ja znam granicę ich możliwości. Ale każdy ma chyba obowiązek jakoś być w pobliżu owej granicy ze swoim zaangażowaniem poznawczym i uczuciowym.
Problem w tym, że jakoś dyskusje zostały chyba w większości zdominowane przez ten nibycel przyznania nam racji. Niektórzy wręcz denerwują się z samego tego faktu, że tej racji im nie przyznano, potrafią za to obrażać współdyskutantów, wściekać się.
Wolter (skądinąd znany ateista, ale naprawdę myślący człowiek) w jednej z swoich bajek opisał sytuację, w której pewien człowiek łaknący akceptacji został poddany okolicznościom, gdy dostał dokładnie to czego chciał. A właściwie dostał to z lekką przesadą, bo co dzień budzil go chór pochlebców, który zachwycał się jego osobą i każdym wypowiedzianym słowem. Przez jakis czas owemu bohaterowi bajki to się podobało, ale z czasem podobało się coraz mniej, bo ten strumień bezwarunkowej akceptacji i pochlebstw pewnie wszystkim się w końcu by znudził. Po pewnym czasie miał tych pochlebstw powyżej uszu.
Myślę, że zdecydowana część ludzi walczących dziś o akceptację, o przyznawanie im racji, gdyby właśnie tę rację - tak bez żadnych warunków i powodów - dostawała, miałaby tego serdecznie dość. Tylko że do tej konstatacji wymagana jest niebanalna refleksja, a na tą nie każdego jest stać.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33815
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 20:22, 07 Sty 2019 Temat postu: Re: Przyznawanie racji |
|
|
W temacie dodam, że nie rozumiem ludzi, którzy się złoszczą, rzucają obelgami, hejtują z tego powodu, że ktoś ma inne zdanie na jakiś temat. Dla mnie dość oczywiste jest, że umysły ludzi się różnią, zatem posiadanie swojego odrębnego zdania jest naturalne. Nie jesteśmy swoimi intelektualnymi klonami, każdy ma swoje indywidualne podejście do sprawy. I dobrze!
Nienaturalną epistemologicznie wydaje mi się z kolei sytuacja, gdy ktoś od razu z góry się zgadza z kimś tam (traktując go może jak autorytet), skoro często nawet nie miał okazji zapoznać się dokładnie ze zdaniem owej osoby. Ale wielu tak ma - chcą kolekcjonować zgody, klepnięcia ich poglądów - chcą tej akceptacji w ciemno. Po co im ona?... Po co im "zgadzanie się" od osoby, która nawet nie wie, z czym się zgadza?...
- To taki ktoś nie czuje tu fałszu? Z czego miałby się cieszyć?...
Gdybym był podejrzliwy, to bym tutaj przypuszczał, że sami ze sobą do końca nie potrafią się zgodzić, czują wątpliwości. A już tak ludzie mają, że gdy sami są niepewni, to próbują kogoś wciągnąć do owego niepewnego interesu, aby było im w nim raźniej. Przynajmniej niektóre znane osoby jakby w takim modelu funkcjonowały - tzn. im mniej mają argumentów, im mniej coś potrafią uzasadnić, tym bardziej zabiegają o jakieś takie bezwarunkowe i bezmyślne przyznawanie im racji.
Na drugim biegunie widzę postawę, w ramach której można cieszyć się z tego, ze ktoś się z nami nie zgadza - pod warunkiem, że jest to NIEZGADZANIE SIĘ ZASADNE. Zasadność jest tu kluczem - jeśli ktoś okazał się na tyle bystry, że zrozumiał myśl mu przedkładaną, a nawet zrozumiał ją tak dobrze, że był w stanie ją podważyć, czy nawet obalić, to pozostaje się tylko cieszyć - oto udało się nam komuś przekazać kawał interesującego intelektualnie "towaru", oto jakiś skok w czyjejś świadomości dzięki nam się dokonał. A to, ze ostatecznie nasze zdanie zostało podważone?...
- Jaki to problem?...
Przecież i tak wciąż chcemy się doskonalić. I oto nastąpiła (dzięki pomocy tego, kto się z nami nie zgodził) dobra ku temu okazja.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Banjankri
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5625
Przeczytał: 49 tematów
|
Wysłany: Pon 21:23, 07 Sty 2019 Temat postu: |
|
|
Michał, nie krępuj się i przyznaj sobie rację!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33815
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 23:23, 07 Sty 2019 Temat postu: |
|
|
Banjankri napisał: | Michał, nie krępuj się i przyznaj sobie rację! |
W pewnym sensie ją sobie przyznałem, skoro coś piszę. Każdy inny człowiek też, o ile jest szczery ze sobą, powinien sobie rację przyznać. Ale może też czasem powinien w tę rację zwątpić - jeśli znajdzie ISTOTNE POWODY.
Zastanawiałeś się kiedyś PO CO DYSKUTUJESZ?
- Co właściwie byłoby spełnieniem Twoich oczekiwań w dyskusji?...
Czego pragniesz w tym względzie?
- może przygadać komuś z przeciwnej strony, aby mu w pięty poszło! Nagadać mu, pokazać jaki głupek z niego! Może mnie tak nieraz chciałbyś pognębić, a przynajmniej po raz kolejny napisać jaki to ja nędzny i głupi jestem...
Co by Ci to dało?
- ja i teraz nie uważam się za wyróżnionego w tym obszarze myśli. Swoich opinii nie traktuję jako absolutnych - w ogóle uważam je właśnie za OPINIE, a nie za coś, co warto byłoby zapisać jako jedynie słuszne, czy suprmądre. Więc taki cel, w pewnym sensie i tak juz miałbyś spełniony. Ja sobie nieraz zastanawiam się nad sposobami, w jakie spełnia się moja totalna porażka, zniszczenie, nawet śmierć. Robię tak dla poczucia wolności myśli, wolności od lęku i przywiązań.
Wyobraź sobie, że tak mi przygadałeś, że się tak tym zgnębiłem, iż już przestałem w ogóle pisać na sfinii, zrezygnowałem z zaglądania na ten portal, a do tego ogłosiłem, że to przez Ciebie. Bo to Ty tak mocno mi dogadałeś. Byłby to Twój sukces?...
A może w ogóle wszyscy na sfinii coś powinni o Tobie powiedzieć - coś co by Ci sprawiło satysfakcję. Co by to mogło być?...
A może w ogóle niczego nie chcesz od nikogo tutaj?... Wtedy oznaczałoby to, ze piszesz z jakiegoś motywu będącego poza Twoją świadomością, że jesteś sterowany zewnętrznie w tym względzie, bo Twoja świadomość w ogóle tego nie modeluje, nie ma nic do gadania, Ty tylko przyjmujesz to, co Ci jakiś nieokreślony instynkt, odruch zleca...
Gdybyś miał władzę bliską boskiej, gdybyś mógł zrobić praktycznie wszystko ze świadomością, odruchami innych ludzi, zarządzić co tym co ktoś napisze, jakoś tam przekaże tu na sfinii - to czy miałbyś takie coś, co warto byłoby uczynić?...
A może tak tu dyskutujesz jednak bez żadnego celu, nic nie sprawi Ci satysfakcji, wszystko Cię tylko gnębi i nęka?...
Napiszę szczerze odpowiedź własną na to pytanie. Oto dawno się swoim motywom przyjrzałem i odkryłem, że
- nie poczuję żadnej satysfakcji, gdy ludzie karnie zaczną przyznawać mi rację.
- nie ucieszy mnie huczny poklask dla moich poglądów - noooo... chyba, żeby z tego coś dalej fajnego miało wyniknąć, czyli ktoś by je rozwinął, był wdzięczny za inspirację i coś osiągnął.
- nie zależy mi na żadnym tryumfie nad kimś tam konkretnym. Właściwie to nawet nie umiem sobie wyobrazić jak taki tryumf miałby wyglądać. Że co?... że ktoś poczuł, jak to Michał dał mu wciry?... I co by mi z tego przyszło? Według mnie nic wartościowego, czy radosnego.
Nie mam zatem wymodelowanego swojego takiego stanu tryumfu, który by mnie jakoś emocjonalnie zadowolił. Nikomu nie życzę przykrości z powodu tego, że coś tam napisałem. Z kolei gdybym pisał z powodu jakiegoś nieokreślonego odruchu, zleconego instynktem, poza moją świadomością, to też bym jakoś chyba sobą wzgardził - mam AMBICJĘ BYCIA ŚWIADOMYM, działania CELOWO. Ale ten cel trzeba sobie właśnie jakoś uświadomić i, wbrew pozorom, celem tym nie jest jakieś wykazanie swojej wyższości nad kimś tam, jako że to nie byłoby nic wartościowego.
Właściwie to miałbym może takie pragnienie, aby może czasem komuś pomóc. Wyobrażam sobie to w ten np. sposób, że dzięki temu co napiszę, ktoś uświadamia sobie iluzoryczność jakiegoś własnego motywu, czegoś co niby miało być ważne i cenne, choć w istocie nie miało sensu, a oto okazało się, że choć z jednej strony to okazało się głupie, to w zamian ktoś odnalazł jakiś motyw życia, myślenia, który już jest znacznie bardziej perspektywiczny, który pomógł mu wieść bardziej spełnione życie. To mógłby być sukces. No i sukcesem jest to, co ja sam z dyskusji wyniosę
- z tego, że ktoś mnie nie lubi - fajnie, mogę się sprawdzić, czy umiem być wyżej ponad takie małe emocyjki
- z tego, że ktoś mnie uznał za głupca - też ciekawa okoliczność, aby dokonać testu na sobie, czy umiem stać ponad okazaną mi niechęcią, czy pogardą
- z tego, że ktoś zasadnie mnie skrytykował - fajna sprawa, bo po pierwsze czegoś się dowiedziałem, co wcześniej przeoczyłem, a poza tym znowu mogę przetestować moje emocje - czy ego nie będzie mnie za tę porażkę dźgało?...
Tak więc mam swoje powody do dyskusji, co ciekawe, funkcjonujące nawet wtedy (a może przede wszystkim wtedy), gdy mnie hejtują. Choć oczywiście największą satysfakcją byłoby komuś w czymś pomóc, uwolnić kogoś od jakiegoś lęku, zgryzoty, fałszywych celów życiowych.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|