|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33741
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 19:11, 06 Gru 2019 Temat postu: Przyznanie się do błędu - słabość czy odwaga mentalna? |
|
|
W kwestii tego, czy należy/warto przyznawać się do słabości, błędów, złych czynów w przeszłości (tak własnych, jak i grupy z którą się identyfikujemy) widać dość dokładną polaryzację postaw.
Postawa co złe to nie ja/my preferuje uparte negowanie, umniejszanie, deprecjonowanie każdego zarzutu, jaki przeciw naszej stronie jest kierowany. Po prostu paradygmatem tej postawy jest: jeśli coś złe się zdarzyło, bądź ma jeszcze miejsce to (prawie) na pewno nie było to moim/naszym udziałem. A jeśli już nawet jakieś wyjątkowo mocne powody/dowody coś przeciw nam świadczą, to najwyższą cnotą, uczciwości, dobrą zasadą jest ich deprecjonowanie, umniejszanie, wskazywanie na stronniczość tego, żę ktoś w ogóle chce daną sprawę wyciągać na światło dzienne. W tamach tej postawy mocą jest upór w trwaniu przy swoim, niezależnie od argumentów strony przeciwnej, zaś słabością jest przychylenie się do głosu oponentów, nawet często samo ich wysłuchanie, wzięcie zarzutów za dobrą monetę, należy uznać za postawę niewłaściwą, oportunistyczną, nielojalną wobec tego, z czym się identyfikujemy.
Postawa gotów jestem jawnie przyznać się do błędu i słabości z kolei opiera się o zasadę, że wszyscy popełniają błędy, a więc i nam się to zdarza, zaś przyznanie się uczciwe do błędu, jest świadectwem uczciwości, odwagi cywilnej, zdolności do stanięcia twarzą w twarz także z tym, co niewygodne, bolesne, nawet poniżające, stawiające w ewidentnie złym świetle. Jeśli bowiem są wyraziste podstawy co do tego, że błąd jest po naszej stronie, to obowiązkiem jest ten błąd uznać, zaś słabością jest wymigiwanie się od tego. Definicja słuszności i mocy w ten opcji jest oparta o wywyższenie czynników obiektywnych nad subiektywnymi, a z nią DOWARTOŚCIOWANIE POSTAWY GOTOWOŚCI DO UZNAWANIA WŁASNYCH SŁABOŚCI. Tutaj uznanie swojej słabości w jakimś KONKRETNYM aspekcie jest - paradoksalnie - objawem mocy, bo może pomóc zwalczyć słabość innego rodzaju - słabość w kontekście obiektywnej prawdy.
Te dwie postawy są chyba (moja hipoteza) oparte o dwa odrębne paradygmaty wartości człowieczeństwa, sukcesu w życiu, uznania za godne w mniemaniu danej osoby.
Paradygmat zwycięstwa rywalizacją jest tym, który gdzieś u podstaw jest zawarty w postawie "co złe to nie my". W ramach tego paradygmatu liczy się:
- ostatnie słowo, zamknięcie ust oponentowi, zniechęcenie go do dalszego występowania przeciw nam
- zwycięstwo osiągnięte formalnie - w ramach litery zapisu (bo duch, sama idea jest sprawą i tak płynną)
- poparcie uzyskane od masy ludzkich dla danej idei
- nawet fizyczne pokonanie oponenta, nie bacząc na to, że co prawda jego zarzuty merytorycznie obsłużone nie zostały, to jednak samą osobę te zarzuty stawiającą poniżono, czasem znieważono, czy wręcz unicestwiono.
W ramach tej postawy pojawiały się stwierdzenia "zwycięzców nikt się nie będzie pytał o rację", czy "kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą". W ramach tego podejścia należałoby uznać, że gdyby udało się zabić wszystkich zwolenników poglądu, iż 2+2=4, to owo równanie zostałoby ostatecznie z sukcesem obalone.
Paradygmat niezależności prawdy i faktu zwycięstwa ideowego od poparcia osób przymuszanych do jej wyznawania, bądź odrzucania, lecz od aspektów uznanych za obiektywne.
W ramach tego paradygmatu, co by ludzie nie mówili, jakich by przekonań się nie dorobili, obojętnie jak wielka zostałaby wyciągnięta przeciw temu, co ewidentnie jest obiektywną prawdą, to i tak owa prawda pozostanie jedyna i słuszna, nic jej nie umniejszy, nic nią nie zachwieje. To, czy ludzie zostaną przekonani do słusznych idei, czy ktokolwiek przyzna nam rację (jeśli my prawdy bronimy), ani nawet czy przeżyjemy ich atak, obelgi, zniewagi, w ogóle mocy owych idei nie zmienia. Bo te wszystkie wysiłki przeciw owej idei, nawet jeśli będą podejmowane z największą mocą przez największą liczbę ludzi i tak są - z natury rzeczy - daremne.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 19:12, 06 Gru 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33741
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 1:46, 07 Gru 2019 Temat postu: Re: Przyznanie się do błędu - słabość czy odwaga mentalna? |
|
|
Wstępniak do tematu starałem się skonstruować względnie neutralnie, jednak chyba też należałoby przedstawić własne zdanie.
Niewątpliwie jest mentalnie po stronie uznawania swoich błędów raczej za wartość, cnotę, odwagę. Uważam, że przyznanie się do błędu, jest świadectwem pewnej mocy emocjonalnej, a także wykazaniem przepracowania rozumem mentalnego paradygmatu rywalizacyjnego - paradygmatu w jakiś sposób zwierzęcego, niegodnego umysłu dążącego ku obiektywizacji. Tych co nigdy nie przyznają się do błędów, słabości, posiadania negatywów pod różnymi względami traktuję albo jako głupców, albo oszustów. Jeśli wierzą w to, że są tacy doskonali, tak wyżsi ponad innych (których błędy przecież widzą) to znaczy, że są głupcami. Jeśli jednak jakoś dotarło do nich, że mają słabości, błędy, ciemne strony swojego życia, to udawanie przed innymi nieskazitelności i wspaniałości, jest zwykłym oszustwem. Ja zaś nie cenię sobie ani głupoty, ani oszukiwania.
"Umysł w stanie czystym" widzi wszystko JAKIE JEST, bez nakładania na to filtrów jakie chciałoby się widzieć. Umysł w pełni wyzwolony nie powinien mieć problemu z uznanie ŻADNEJ prawdy. Jeśli taki problem występuje, to znaczy, że umysł jest wciąż w niewoli emocji, w lęku o siebie, nawet często w jakiejś postaci desperacji. To umysł słaby, zaplątany we własne pragnienia. Taki umysł nawet samemu sobie nie będzie mógł uwierzyć, bo przecież wewnątrz ma to wspomnienie, że nie potrafił być przed sobą uczciwy. A skoro uczciwy nie był, to nie wiadomo, jak status ma to, co teraz zapamiętał ze starych rozpoznań - ten umysł sam nie wie, co W NIM jest prawdą, a co pozerstwem. Taki umysł jest biedny i skołowany, co - prędzej czy później - wywołać musi chroniczny lęk, niepewność, poczucie niestabilności. To wg mnie nie jest dobry wybór. Lepiej jest problemy, słabości, błędy przepracować w sobie, uznać je - jakimi były - a potem z otwartą przyłbicą i szczerością iść przez życie. Lepiej jest trochę pocierpieć, trochę dać sobie pokiereszować ego, ale za to na koniec dopracować się pełnego zaufania do własnych rozpoznań, intencji, rozumienia. Jeśli wiemy, że nie oszukujemy, że naciągamy prawdy pod pragnienia, to takie zaufanie będziemy mieli - będziemy je CZULI W SOBIE. Ono odwdzięczy się nam pokonaniem/odsunięciem wspomnianych lęków, niestabilności emocjonalnych, zagubienia w rozpoznaniach.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|