|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 22:11, 24 Mar 2019 Temat postu: Mieć intelektualny hart, "nie pękać" wobec prawdy |
|
|
Aktualizacja na początek
Zmieniłem tytuł tego wątku z formy "Intelektualne jaja raz jeszcze" na aktualny. Zrobiłem tak, bo moja intencją w tworzeniu tego wątku było od początku przedyskutowanie kwestii zdolności człowieka do zmierzenia się z prawdą, z tym jak to w rzeczywistości jest. Wcześniej sformułowałem tę myśl jako "mieć jaja", co się w powszechnym odbiorze rozumie jako być twardzielem. Jednak niedawno uznałem, że taki tytuł jest niepokojąco bliski znaczeniu "robić sobie jaja", czyli żartować, może oszukiwać. A to zdecydowanie nie jest intencją tego wątku. Więc tytuł zmieniam.
Funkcjonuje w kulturze termin "mieć jaja". Co on z grubsza znaczy? - chyba większość wie. Chodzi kogoś, kto "nie pęka", umie "utrzymać się w kursie" wbrew przeciwnościom, nie daje się zastraszyć, nie wymięka. Manie jaj jest chyba czymś nieco innym, niż siła. Mając siłę jako argument, nie ma potrzeby posiadania jaj - wszak siła wszystko nam załatwi. Właściwie to jest wręcz przeciwnie - ktoś słaby, nie kapitulujący przed siłą - ten dopiero "ma jaja".
Ja od jakiegoś czasu noszę w sobie szczególną postać konceptu "mieć jaja". Dotyczy ona samego intelektu. Jest to ograniczona forma, ale bardzo (dla mnie) ciekawa. O co w niej chodzi.
Posiadanie "intelektualnych jaj" w moim rozumieniu, polega na "nie pękaniu" przed tym wszystkim co pragnie zakłócić uczciwość, bezstronność, rzetelność, rozsądek spojrzenia na rzeczywistość.
Nie jest to łatwe, bo ów rozsądek i uczciwość "pragnie" zakłócić nam cała masa różnych wpływów:
- nasze ego i dobre zdanie o sobie, które nad rozum przedkłada upieranie się przy swoim - nawet, jeśli ewidentnie widać, że akurat teraz się pomyliliśmy
- nasza niecierpliwość, która nakazuje nam uznać za ostateczną prawdę hipotezy słabo potwierdzone, czasem z ewidentnymi brakami
- nasze lęki społeczne - przed odrzuceniem, przed utratą jakichś "swoich", przed byciem uznany za zdrajcę tej, czy innej grupy społecznej
- nasze zacietrzewienie, szczególnie w dyskusji, przekonanie, iz jak wykrzyczymy odpowiednio głośno nasze racje, to staną się one przez to jakoś prawdziwsze
- nasz system iluzji mentalnych, czasem zwyczajnie brak rozsądku, inteligencji - czyli sytuacje, gdy przyjmujemy jako prawdziwe, poprawne coś, na co właściwie albo nie ma przesłanek, albo przesłanki są bardzo słabe, ale z jakiegoś względu (tych względów może wiele różnych) spodobało nam się, zachciało się, aby pewien pogląd uznać.
Jaja intelektualne ma ten, który nie wymięka przed powyższymi wpływami. To skutkuje dość niezwykłymi (z punktu widzenia typowego interesu) postawami:
- przyznawanie racji oponentowi TYLKO Z TEGO POWODU, ŻE WYGLĄDA, IZ TENŻE OPONENT JEDNAK RACJĘ POSIADA, często wbrew dobrej własnej opinii o sobie (trzeba przełknąć gorycz porażki), wbrew utracie dobrej opinii u znajomych, czy innych obserwatorów zewnętrznych, czasem nawet innym przykrościom.
- przyznanie się do niewiedzy, czy niepewnego - TYLKO DLATEGO, ŻE TĘ NIEPEWNOŚĆ I WIEDZE MAMY
- nie używanie słow "na pewno", "wiem", jeśli nie jesteśmy czegoś absolutnie pewni.
- ZAKŁADANIE, ze oponent może mieć rację, nawet jeśli na początku ta racja nam zupełnie nie pasuje. Oczywiście to, że oponent rację "może" mieć, nie oznacza, iż ją ma - to trzeba dopiero ustalić, więc niezbędne jest sprawdzenie uczciwe, czy oponent nie ma czasem racji, a nie od razu ogłaszanie, że tej racji nie ma
- nie atakowanie ad personam tego, kto jest przeciwny naszym poglądom
- może wręcz w ogóle odstąpienie od pyskówek...
Na koniec skomentuję jeszcze to ostatnie - odstąpienie od pyskówek
Uczestniczenie w pyskówkach, zamiast w wymianie merytorycznych argumentów samo w sobie JEST ŚWIADECTWEM.
Czego świadectwem jest branie udziału w wygrażaniu sobie, walka epitet za epitet, obraźliwość za obraźliwość?
- Ano jest świadectwem WIARY W ZASADNOŚĆ I SKUTECZNOŚĆ PYSKÓWKI, jest to forma uznania, ze zwycięstwo w samym pyskowaniu jest zwycięstwem tak w ogóle (może nawet... zwycięstwem merytorycznym?).
Jeśli ktoś wierzy, że nagadanie przeciwnikowi agresywnymi sformułowaniami (nagadanie tak skuteczne, że druga strona np. zrezygnuje z dalszej dyskusji) STANOWI ARGUMENT, PRZECHYLA SZALĘ OWEJ DYSKUSJI, że JEST ZASADNE.
Nie będę ukrywał, że przyjęcie czegoś takiego, jak zasadność ustalenia kwestii merytorycznych oparciu o to, że ktoś drugą osobę nazwał jakimś tak epitetem, uważam za niezrozumienie czym w ogóle intelektualna dyskusja jest. Jeśli ktoś W OGÓLE ZASADNOŚĆ TE PRZYJMUJE, TO ZNACZY, ŻE NIE CENI SOBIE PRAWDZIWEGO INTELEKTU, ale pozostaje w kręgu emocji stadnych.
tu właśnie wychodzi to, co to znaczy "mieć intelektualne jaja" - znaczy, że intelekt będzie ceniony wyżej, niż to, jak mnie ktoś nazwał, co kto sobie pomyślał, czy nawet nie poczuł się wygranym z nami.
W mojej wizji intelektu, ktoś taki, kto W NAJMNIEJSZYM STOPNIU POŚWIĘCIŁ PRAWDĘ DLA EMOCJI STADNYCH I RYWALIZACYJNYCH NIE MA JAJ, JEST CIENIASEM I PIZDĄ. Oczywiście nie ma tych jaj w INTELEKTUALNYM sensie słowa. Bo w sensie ogólnie przyjmowanym, w sensie typowo rozumianym, to oczywiście ważniejszym będzie kto co tak komu nagadał, albo kto komu dał w mordę, a nie tak "jakieś racje". W normalnym "światowym" sensie słowa, racja, prawda, uczciwość intelektualna nie jest szczególnie ceniona. To dla kibola jest nieistniejąca kategoria, dla tego, kto zdobył pieniądze kłamstwem, też zwyczajnie głupim jest upieranie się przy jakichś tam niepraktycznych ideach, w sytuacji, gdy można zarobić więcej kasy.
Więc "w sensie świata" jaja ma ten, kto dał drugiemu w mordę, zakrzyczał go, nie wymiękł w pyskówce, okazując się bardziej twardym w sensie fizycznym, czy upartym kłótni.
Mamy tu dwie - zasadniczo różne, a w części całkiem sprzeczne - perspektywy:
A. perspektywa standardowej stadnej rywalizacji
B. perspektywa dążenia bezkompromisowego do prawdy, która właściwie nie jest dostępna nam ludziom w żaden iny sposób, niż JAKO METODA.
Bo tak to w istocie jest, że nie mamy dostępu do prawdy w sensie ostatecznym, absolutnym, lecz jedynie W POSTACI WIERNOŚCI ZASADOM POPRAWNEGO UMYSŁU. Nic więcej nie ma, niż ta wierność - wierność uczciwości intelektualnej, nie stwierdzaniu czegoś, jeśli się nie ma podstaw, nie nazywaniu rzeczy inaczej, niż na to zasługują. Jak się tej wierności nie dochowa, to....
właściwie już nic nie zostaje. Mamy tylko ten bajzel i pytanie, kto komu przywalił w mordę. Ale o tym, że jakoś będziemy dochodzili do prawdy - uczciwie sprawę stawiając - możemy zapomnieć.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 18:50, 20 Lut 2021, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:23, 24 Mar 2019 Temat postu: |
|
|
MD napisał: | Bo tak to w istocie jest, że nie mamy dostępu do prawdy w sensie ostatecznym, absolutnym, lecz jedynie W POSTACI WIERNOŚCI ZASADOM POPRAWNEGO UMYSŁU. Nic więcej nie ma, niż ta wierność - wierność uczciwości intelektualnej, nie stwierdzaniu czegoś, jeśli się nie ma podstaw, nie nazywaniu rzeczy inaczej, niż na to zasługują. Jak się tej wierności nie dochowa, to....
właściwie już nic nie zostaje. Mamy tylko ten bajzel i pytanie, kto komu przywalił w mordę. Ale o tym, że jakoś będziemy dochodzili do prawdy - uczciwie sprawę stawiając - możemy zapomnieć. | Prawda jest cisza, wiec z definicji nie moze znajdywac miejsca w umysle konceptualnym, ktory jest chaosem i halasem. Prawda jest odczuciem siebie na adekwatnym poziomie swiadomosci aby nie czynic wbrew naszym zasadom ktore pielegnowane w charakterze moralnym staja sie podwalinami naszej osobowosci czyli relatywnie stalych emocji i wyplywajacych z nich postaw behawioranych, ktore przynosimy do naszych srodowisk.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 22:31, 24 Mar 2019 Temat postu: |
|
|
Dyskurs napisał: | MD napisał: | Bo tak to w istocie jest, że nie mamy dostępu do prawdy w sensie ostatecznym, absolutnym, lecz jedynie W POSTACI WIERNOŚCI ZASADOM POPRAWNEGO UMYSŁU. Nic więcej nie ma, niż ta wierność - wierność uczciwości intelektualnej, nie stwierdzaniu czegoś, jeśli się nie ma podstaw, nie nazywaniu rzeczy inaczej, niż na to zasługują. Jak się tej wierności nie dochowa, to....
właściwie już nic nie zostaje. Mamy tylko ten bajzel i pytanie, kto komu przywalił w mordę. Ale o tym, że jakoś będziemy dochodzili do prawdy - uczciwie sprawę stawiając - możemy zapomnieć. | Prawda jest cisza, wiec z definicji nie moze znajdywac miejsca w umysle konceptualnym, ktory jest chaosem i halasem. |
Z moich obserwacji wynika, że chaos jest w emocjach - lęku, złości, niepokoju, pożądaniach, ambicjach, chęci wyżycia się.
A intelekt i koncepty - TAM WŁAŚNIE JEST CISZA. Może jest pewna forma chłodu, ale ten chłód jest kojący, nie czyni krzywdy, tylko porządkuje...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 1:15, 25 Mar 2019 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Dyskurs napisał: | MD napisał: | Bo tak to w istocie jest, że nie mamy dostępu do prawdy w sensie ostatecznym, absolutnym, lecz jedynie W POSTACI WIERNOŚCI ZASADOM POPRAWNEGO UMYSŁU. Nic więcej nie ma, niż ta wierność - wierność uczciwości intelektualnej, nie stwierdzaniu czegoś, jeśli się nie ma podstaw, nie nazywaniu rzeczy inaczej, niż na to zasługują. Jak się tej wierności nie dochowa, to....
właściwie już nic nie zostaje. Mamy tylko ten bajzel i pytanie, kto komu przywalił w mordę. Ale o tym, że jakoś będziemy dochodzili do prawdy - uczciwie sprawę stawiając - możemy zapomnieć. | Prawda jest cisza, wiec z definicji nie moze znajdywac miejsca w umysle konceptualnym, ktory jest chaosem i halasem. |
Z moich obserwacji wynika, że chaos jest w emocjach - lęku, złości, niepokoju, pożądaniach, ambicjach, chęci wyżycia się.
A intelekt i koncepty - TAM WŁAŚNIE JEST CISZA. Może jest pewna forma chłodu, ale ten chłód jest kojący, nie czyni krzywdy, tylko porządkuje... | Te emocje sa silne i pociagaja umysl konceptualny w kierunku wlasnej energii, ktora jest destruktywnej natury. Poniewaz sa kosztowne energetycznie, czlowiek tak "emotujacy" (nowy czasownik ad hoc ) nie ma mozliwosci myslec logicznie i abstrakcyjnie.
Stan o ktorym piszesz to zupelnie inna sfera energetyczna, bo mniemam, ze emocje opisane powyzej nie sa Twoim udzialem. Wiec poniewaz jestesmy diametralnie rozni (Ty jestes osoba skrajnie sensujaca a ja skrajnie intuicyjna - co znaczy, ze na odczycie instrumentu MBTI mielibysmy maksymalnie mozliwy wynik) to kontemplowanie w sensie przemysliwania konceptow odbywa sie u nas inaczej. U Ciebie, myslenie, analiza, i ukladanie jest Twoja cisza. U mnie, jak najbardziej mozliwa ciszy w umysle konceptualnym pozwoli Matce Naturze/przyrodzie to poukladac.
Wiem, ze postrzegamy intuicje inaczej, ale u nas jest to mozg najwyzszy, ktory wartosciuje na bazie charakteru moralnego. Wiec, ja za przyroda ide na skroty i regeneruje sie wiedzac, co jest spojne z moimi wartosciami, ktore sa niezmienne.
I dla mnie ta chwila ciszy jest ciepla, bo przez kinezjologie kieruje uwage na serce a tym samym bije szybciej, bo takie zmiany w Heart Rate Variability (HRV) sa bardzo korzystne ->
[link widoczny dla zalogowanych]
Jak do tego dodam box breathing to czuje sie niesamowicie
Dodatkowo po intensywnym wysilku fizycznym jak bieganie, wiem jak odpoczac aby sie zregenerowac. Odzywiam sie zgodnie z grupa krwi, wiec eliminuje agluetnacje lektyn i inflamacje komorkowa.
Joga i medytacja to moje czynnosci zwyczajowe.
Trzymam sie circadian rhythm w aspekcie snu.
Musialabym widziec fotografie Twojego calego ciala aby zweryfikowac jak Twoje styl zycia wplywa na Twoje proces starzenia sie organizmu. Ale poniewaz to nie nastapi, to mam nadzieje, ze oprocz spedzania sporych ilosci czasu na "mentacjach"/mental activities masz jakis outlet/sposob na wykonywanie czegos innego. Dla mnie jest to wlasnie joga, medytacja lub zrobienie czegos w ogrodzie - czynnosci ktore wyciszaja umysl, bo praca umyslowa potrafi zmeczyc, bo mozg pobiera znaczne zasoby dziennej energii.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 2:25, 25 Mar 2019 Temat postu: |
|
|
Dyskurs napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Z moich obserwacji wynika, że chaos jest w emocjach - lęku, złości, niepokoju, pożądaniach, ambicjach, chęci wyżycia się.
| Te emocje sa silne i pociagaja umysl konceptualny w kierunku wlasnej energii, ktora jest destruktywnej natury. Poniewaz sa kosztowne energetycznie, czlowiek tak "emotujacy" (nowy czasownik ad hoc ) nie ma mozliwosci myslec logicznie i abstrakcyjnie.
Stan o ktorym piszesz to zupelnie inna sfera energetyczna, bo mniemam, ze emocje opisane powyzej nie sa Twoim udzialem. |
Na pewno niejednokrotnie niepokój jest moich udziałem, czasem jakieś formy lęku, złości. Pewnie raczej rzadko będą to ambicje (choć do szczególnego rodzaju ambicji, ale takiej mniej emocjonalnej, to bym się przyznał).
Ogólnie w moim życiu było tak, że im więcej było emocji, tym więcej życiowej demolki.
Ale chyba gdzieś też...
szukam emocji dobrych i sensownych. Za taką wspaniałą emocję uważam miłość, intensywne odczuwanie piękna (w tym piękna wspaniałych konstruktów intelektu). Niestety, te pozytywne emocje wymagają dużo pracy do ich poprawnego skonfigurowania, dopracowania się ich. Życie - swoim chaosem - takie pozytywne emocje zwykle burzy, a wtedy budzą się te emocje z chaosem związane - złość, rozgoryczenie, rewanżyzm.
Nie będę tutaj oszukiwał, że już nauczyłem się w pełni robić porządek z moimi emocjami, że emocje destrukcyjne zawsze będę trzymał na dystans. To jeszcze nie ten czas...
Co do wielu złych emocji, nie mam lepszej metody, jak unikanie sytuacji (ludzi) je wyzwalających. Co też nie zawsze jest możliwe. Myślę, że gdybym był panem swego życia w sensie możliwości dowolnego dobrania sobie ludzi i miejsc do życia, to raczej zminimalizowałbym zdecydowana większość tych złych emocji, osiągając stan spokoju (a przy braku chorób czy znacznego niedostatku może byłbym szczęśliwy). Ale czy stałbym się przez to lepszym człowiekiem?...
- Może nawet nie. Może ten trening (często cierpienie) wrzucenia mnie w obszar wywołujący negatywne emocje jest mi potrzebny do doskonalenia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 18:49, 25 Mar 2019 Temat postu: |
|
|
Mam jeszcze jeden komentarz, dotyczący tego, dlaczego właśnie tak rozumiem koncept "mieć jaja" w kontekście intelektu.
Uważam, że mamy do czynienia z DWOMA ZASADNICZO RÓŻNYMI SYTUACJAMI.
- Walka pomiędzy ludźmi o dominację
- Walka o PRAWDĘ - już nie z ludźmi, ale z "materią logiki".
Aby "mieć jaja" podczas walki z ludźmi trzeba wykazać się takimi cechami jak: śmiałość, nieustępliwość, odwaga, siła fizyczna, odporność na ciosy, niewrażliwość na obelgi, ataki, PROMOWANIE SWOJEGO EGO.
W przypadku walki o prawdę, walki z "materią logiki" z niejasnym stanem rzeczywistości potrzebne są znacząco inne cechy (omówię je nieco dokładniej):
- zdolność do obserwacji nie zakłócającej stanu obiektów obserwowanych, czyil ŚWIADOMOŚĆ WŁASNEGO WPŁYWU na świat i umiejętność jego minimalizowania
- umiejętność separowania wpływów zgodnych z intencją poszukiwań w jakimś zakresie
- WRAŻLIWOŚĆ/SPOSTRZEGAWCZOŚĆ - zdolność do rejestrowania czasem drobnych aspektów danej rzeczy
Gdyby to trochę porównać do typów ludzkich, to wygrana z ludźmi osiągnie niewrażliwy, twardogłowy, napakowany mięśniak, który widzi głównie to, w jakiej części ciała przeciwnika należy ulokować swoja pięść. Wygraną w sensie intelektu osiągnie wrażliwy, delikatny i wiotki okularnik, który wszystko najpierw 10 razy obejrzy z daleka, starając się nie zaingerować w stan, który jest obiektem jego zainteresowania.
Aby to jakoś podsumowująco ująć to mielibyśmy:
- walcząc z ludźmi MAKSYMALIZUJEMY EGO - własne chciejstwa i nastawienia, starając się narzucić je otoczeniu.
- walcząc o prawdę (szukając prawdy) MINIMALIZUJEMY EGO, starając się uwydatnić to, co zewnętrzne, jak najbardziej unikając własnych projekcji w ty względzie, czy nacisków.
Bo jeśli ktoś "szuka prawdy" silnie naciskając, aby to była jego prawda, to oczywiście, że znajdzie tę swoją prawdę.
Ale przecież właśnie o to w poszukiwaniu prawdy (zazwyczaj) chodzi, aby znaleźć to, co jest nieincydentalne, nieindywidualne, lecz ogólne. Więc prawdy silnie "zabrudzone" potrzebami, chciejstwami ego PO PROSTU NIE SĄ ŻADNYMI PRAWDAMI, tylko są samosprawdzającymi się kreacjami mentalnymi. Im silniej ktoś naciska, by "była jego prawda", tym bardziej znajduje właśnie tę JEGO PRAWDĘ - INDYWIDUALNĄ, INCYDENTALNĄ, czyli NIE PRAWDĘ OGÓLNĄ. Tę prawdę stanowi bliżej nieokreślony splot wpływów zewnętrznych i samego siebie, nie zaś klarowny obraz tego, co było bez od nas niezależne. Tak znajduje "coś", tylko nie coś ogólnego, tylko wymieszany w niekontrolowany sposób "węzeł gordyjski" wpływów zewnętrznych i wewnętrznych.
Dlatego im kto ma "większe jaja" do wygrywania, do promowania swojej wizji rzeczy w dyskusji, tym ma AUTOMATYCZNIE "MNIEJSZE jaja" w dochodzeniu do tego co ponadincydentalne i ogólne (po mojemu tylko to ostatnie jest prawdą).
Ludziom, którzy są bardzo natarczywi w dyskutowaniu, w dochodzeniu do prawdy po swojemu, powiem że OSIĄGNĄ SWÓJ CEL - CZYLI WYKREUJĄ PEWNIE STAN DYSKUSJI, w których będą dominowali. Powtórzę - oni ów stan WYKREUJĄ, a nie "dowiedzą" się, jaki jest.
Problem w tym, że to czym się wtedy dyskusja stanie, nie będzie tym, co (najczęściej) na początku było celem, czymś oczekiwanym: bo chodziło (zapewne) o ustalenie stanu NIEZALEŻNEGO I OGÓLNEGO. Ustalono zaś stan ZALEŻNY I SZCZEGÓLNY - wynikający z pozycji dominatora. Jeśli ktoś taki stan chciał mieć, jeśli to będzie nazywał "prawdą" - to oczywiście jest ok - wtedy tego człowieka określimy jako skrajnego subiektywistę (może nawet mentalnie bliskiego solipsyzmowi), bo jego najwyraźniej nie interesuje stan neutralny, w jakimś stopniu niezależny. Ale wg mnie ten stan na miano "prawdy" nie zasługuje.
Prawda w sensie obiektywnym jest bowiem tym, co kreację/nacisk ego zminimalizowało, co było efektem czystej obserwacji, a nie wytworzeniem tego czegoś w oparciu o czyjeś tam prywatne założenia i preferencje.
"Mieć jaja" w sensie intelektu, to być owym "wiotkim okularnikiem", który NIE ZEPSUJE TEGO, CO CHCE UZYSKAĆ, zaś napakowany kibol - mięśniak nigdy się prawdy nie dowie, bo "dotykając jej" od razu ją zepsuje.
I jeszcze jedna aktualizacja na koniec. Najdziwniejsza, bo zaprzeczająca (w jakiejś części) temu, co wcześniej napisane: prawda jednak JEST jakąś formą kreacji, ale KREACJĄ SZCZEGÓLNĄ, utrzymującą w równowadze to, co zewnętrzne, ogólne i do co indywidualne. Jeśli się tę równowagę zburzy, wtedy prawda staje się fałszem.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 21:05, 25 Mar 2019, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:18, 25 Mar 2019 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Dyskurs napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Z moich obserwacji wynika, że chaos jest w emocjach - lęku, złości, niepokoju, pożądaniach, ambicjach, chęci wyżycia się.
| Te emocje sa silne i pociagaja umysl konceptualny w kierunku wlasnej energii, ktora jest destruktywnej natury. Poniewaz sa kosztowne energetycznie, czlowiek tak "emotujacy" (nowy czasownik ad hoc ) nie ma mozliwosci myslec logicznie i abstrakcyjnie.
Stan o ktorym piszesz to zupelnie inna sfera energetyczna, bo mniemam, ze emocje opisane powyzej nie sa Twoim udzialem. |
Na pewno niejednokrotnie niepokój jest moich udziałem, czasem jakieś formy lęku, złości. Pewnie raczej rzadko będą to ambicje (choć do szczególnego rodzaju ambicji, ale takiej mniej emocjonalnej, to bym się przyznał).
Ogólnie w moim życiu było tak, że im więcej było emocji, tym więcej życiowej demolki.
Ale chyba gdzieś też...
szukam emocji dobrych i sensownych. | Synchronizujesz się energetyczne z tym czym jesteś w danej chwili i miejscu. Im bardziej jesteś suwerenny emocjonalnie, tym synchronizujesz się czyli Twoją relatywnie stałą osobowością, która jest emocjami i postawami behawioralnymi z nich wypływającymi w miejscu i czasie.
MD napisał: | Za taką wspaniałą emocję uważam miłość, intensywne odczuwanie piękna (w tym piękna wspaniałych konstruktów intelektu). Niestety, te pozytywne emocje wymagają dużo pracy do ich poprawnego skonfigurowania, dopracowania się ich. Życie - swoim chaosem - takie pozytywne emocje zwykle burzy, a wtedy budzą się te emocje z chaosem związane - złość, rozgoryczenie, rewanżyzm. | Nasze emocje zależą od wielu czynników jak niewyspanie, przepracowanie, stres ... wówczas "korki" emocjonalne są mniej odporne na przeciążenia emocjonalne.
Jestem emocjonalnie stabilna. Ale jest osoba, której zawsze się uda mnie emocjonalnie wzburzyć ale oczywiście do poziomu samokontroli. To Mama. Tak było odkąd mam pamięć i tak będzie do końca Jej życia. Powodem jest zawsze brak logiki i czynienie rzeczy nieprzemyślanych. Dla przykładu, ostatnio przyszła [a raczej przysprintowala] z roszczeniem, że muszę pomóc jej obciąć bazie na bukiet do kościoła. Od razu wiedziałam, że to "poroniony" pomysł ale poszłam. Większość bazi była już ściętą sekatorem. Mama musiała wejść na 3 stopien niestabilnej drabinki aby to uczynić. W kontekście faktu, że 4 lata temu złamała lewy przegub jak uparła się, że zasądzi kwiatka dzień po swoich urodzinach z pozycji przykucniecia. Wywróciła się, upadła na przegub i było chrup. Siostra musiała przyjechać z Michigan aby opiekować się Mamą przez miesiąc. Pracuje na wlasny rachunek jako architekt i zimą i wczesną wiosną ma więcej luzu. Zarekwirowałam drabinę i sekator. Pewnie też "wkurzam", bo jestem nie tylko fizycznie podobna do Tatusia, ale mam Jego charakter - logiczny, przemyślany, skierowany na efektywność i spokój ciała i ducha. Poza Mamą nikt nie jest w stanie wzburzyć mnie emocjonalnie, bo emanuję spokojem i zaufaniem do siebie, które nie tylko są widoczne w sposobie w jaki się poruszam ale przede wszystkim jak się wysławiam z poziomu akademickiego i to u nas jest szanowane.
Co to jest "rewanżyzm", bo z PRL'u "rewanż" miał pozytywną kontacje odwdzięczania się.
MD napisał: | Nie będę tutaj oszukiwał, że już nauczyłem się w pełni robić porządek z moimi emocjami, że emocje destrukcyjne zawsze będę trzymał na dystans. To jeszcze nie ten czas...
Co do wielu złych emocji, nie mam lepszej metody, jak unikanie sytuacji (ludzi) je wyzwalających. Co też nie zawsze jest możliwe. Myślę, że gdybym był panem swego życia w sensie możliwości dowolnego dobrania sobie ludzi i miejsc do życia, to raczej zminimalizowałbym zdecydowana większość tych złych emocji, osiągając stan spokoju (a przy braku chorób czy znacznego niedostatku może byłbym szczęśliwy). Ale czy stałbym się przez to lepszym człowiekiem?...
- Może nawet nie. Może ten trening (często cierpienie) wrzucenia mnie w obszar wywołujący negatywne emocje jest mi potrzebny do doskonalenia. | Mysle, ze emocje zaleza od tego jak zaczelismy pamietac i utrwalac nasze zycie od wieku mniej wiecej 3 lat. Jestem po Tatusiu flegmatyczka, ale mam tez szczypte Mamy w sobie (choleryczka ale zmodyfikowana wiekiem) i w razie potrzeby potrafie podniesc glos ale nie po to aby obnizac czyjas godnosc ale po to aby wytlumaczyc, ze nie interesuja mnie i nie mam czasu na rzeczy nieistotne (potocznie to "glupie"). Wzrastajac w malzenstwie Ryb - Tatus - ukladny, logiczny, i odczuwajacy introwertyk i Mamy - uparta Baran na pograniczu Byka, ekstrawetyczka, zanim pomysli juz nagada tyle, ze glowa boli, twardoglowa i balaganiara nie do zniesienia. Wiec, w tej mojej "szczypcie" jest troche Mamy.
Poneiwaz ich malzenstwo moglo byc turbulencyjne a nie bylo, bo Tatus zawsze ucinal potencjalne "pyskowki" slynnym "przepraszam ale musze wyjsc", wiec marzylam aby miec spokojne zycie rodzinne i takie stworzylam. Do naszego domu nie maja wstepu osoby toksyczne. W srodowisku publicznym mam szanse wybrac gdzie i jak dlugo pragne sie znajdowac. W srodowisku profesjonalnym bycie toksycznym nie jest mozliwe. Zawsze wiedzialam, ze spokoj wewnetrzny jest refleksja naszych mysli a konkretnie naszego nastawienia do zycia. Jestem Pollyanna/optymistka ale wysrodkowana i logiczna do "bulu". Zycie rowniez nauczylo mnie aby byc ze znaczeniem/meaning i to jest fundamentem mojego dobrostanu, ktory nie ma nic wspolnego z moim stanem posiadania lecz z tym w jaki sposob czuje sie we wlasnej skorze.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 0:00, 27 Mar 2019 Temat postu: Re: Intelektualne jaja raz jeszcze |
|
|
Wciąż szukam jakiegoś celnego sformułowania, które pokaże co to znaczy "mieć jaja" w intelektualnym sensie. Na razie bym proponował następujące: "mieć jaja" w intelektualnym sensie oznacza tak nie dać się zwieść, zastraszyć wpływom świata i ludzi, żeby zacząć stosować w myśleniu podwójne standardy.
Jest to właściwie dokładnie przeciwne podejście, niż "mieć jaja" w rywalizacji z ludźmi, ponieważ tam owa "jajowata" postawa polegałaby na wymuszeniu na otoczeniu uznania, iz należą się nam szczególne prawa i traktowanie, spowodowanie, aby ten nasz standard stał się uprzywilejowanym względem wszystkich innych. To zaś będzie oznaczało dla nas chwałę i szacunek, jacy to jesteśmy wyjątkowi.
Dlatego uważam, że te dwie "jajowate postawy" - standardowa rywalizacyjna i intelektualna - są po prostu nie do pogodzenia.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 0:01, 27 Mar 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 1:18, 27 Mar 2019 Temat postu: Re: Intelektualne jaja raz jeszcze |
|
|
Tu jeszcze dopiszę fragment bardziej osobisty. Będzie on nieco wyglądał jak chwalenie się, ale takim nie jest. Tryb przypomina chwalenie się, aby jakoś wyraziście sprawę postawić, w rzeczywistości jednak co do każdej chwalonej przeze mnie rzeczy, należy uznać, iż mam wątpliwości, co do tego, czy rzeczywiście ją spełniłem. I chyba niejednokrotnie nie spełniłem. Ale mam takie marzenie, aby kiedyś na tyle naprostować samego siebie, by to wszystko poniższe wypełnić.
Mam swoją koncepcję, co to znaczy " mieć jaja" w tym intelektualnym sensie słowa i w jej ramach:
- potrafię przyjąć też do wiadomości, iż mogę się mylić. Uważam tę zdolność mentalną szczerego przyznawana się do błędów, gotowości do śledzenia w sobie błędów, za coś ekskluzywnego, elitarnego, raczej niedostępnego ludziom reagującym biologicznie, instynktownie - czyli po prostu walczących "o swoje". Z tego faktu, że WIEM, iż mogę się mylić wynika też to, nie upieram się jakoś totalnie przy swoich racjach, nieraz odstąpię, może tylko zgłaszając odrębne stanowisko, ale czy ostatecznie to ja mam rację, czy przeciwnik - okaże się (albo i nie okaże się) kiedyś. Gdybym się za bardzo upierał, to BYŁBYM NIEWIARYGODNY twierdząc to, co wyróżniłem na początku owego akapitu. A ja niesprzeczność moich poglądów cenię sobie wyżej, niż to, czy ktoś sobie pomyśli "Michał wymięka".
- pozwalam sobie na nie reagowanie na chamskie odzywki, zaczepki - nie muszę każdemu chamowi i głupcowi udowadniać, że się myli, nazywając mnie jakoś tam obelżywie. Nie muszę, a do tego nawet uważam reagowanie na chamstwo za nadmiar zainteresowania okazany takiej osobie, uważam to za niepotrzebne sugerowanie jej, iż jej chamstwo ma jakieś znaczenie na polu intelektu. Jest niezliczona ilość głupców na tym świecie, więc gdybym się zaparł prostować, ripostować to, co każdy z nich raczy przeciw mnie sformułować, to nie mógłbym nic robić, tylko tym zajęciem się trudnić. Przy rozliczaniu takich zaczepek, obelg, pejoratywnych epitetów, liczę na rozsądek obserwujących taką dyskusje osób postronnych. Uważam, że jako tako mądry człowiek jest w stanie rozpoznać kiedyś ktoś tylko pluje na swojego przeciwnika, nie mając argumentów. A mi ewentualnie tylko na opinii takich - wystarczająco mądrych - osób zależy. Obserwatorów dyskusji, którym się spodobała jakaś prostacka napaść na mnie, nie zachęcam do popierania mnie i na ich zdaniu mi nie zależy. Byłbym zatem sprzeczny sam ze sobą, gdybym się przejmował zbytnio prostackimi zaczepkami, czy obelgami na mnie - to by sugerowało, że z jednej strony uważam taką prostacka napaść za bezzasadną i nieistotną, a jednocześnie nadawałbym jej jakieś emocjonalne znaczenie. Tego sam sobie bym nie wybaczył, bo "mieć jaja" w intelektualnym sensie, to mieć niesprzeczny pogląd, niezależny od typowych konkurencyjnych emocji.
- pozwalam sobie też na nie komentowanie sformułowań niejasnych, ewidentnie niezasadnych, nie na temat - nawet jeśli są w jakiś sposób krytyczne (bo tak w ogóle to na krytykę ZASADNĄ uważam, że należy odpowiedzieć). Po prostu cenię swój czas, a także czas osób, które by musiały np. poświecić czytając moją odpowiedź na zarzut, który jest "od czapy". Czasem jest tak, że czyjaś wypowiedź jest w mojej ocenie niewystarczająco treściwa, niewystarczająco interesująca, stawiająca rzeczywisty problem. BRAK TREŚCI w wypowiedzi jest wystarczający do uznania jej za bełkot, a więc coś nie wartego wkładania wysiłku w polemikę z taką wypowiedzią.
- od pewnego poziomu pojawienia się nieopanowania emocji, agresji w dyskusji, w ogóle od udziału w niej odstępuję. Doświadczenie uczy mnie, że z osobami nie panującymi nad swoimi emocjami nie da się porozumieć. Ja cenię sobie mój czas i wysiłek, więc porywanie się na zadanie (wytłumaczenia czegoś sensatowi) niewykonalne traktuję jako objaw braku rozsądku. I czynię tak, nawet jeśli powstałoby wrażenie, że z owej dyskusji "uciekłem". Ja wiem, że nie uciekłem, znam zasadę "nie ma sensu kopać się z koniem", więc w sytuacji spotkania niezrównoważonych dyskutantów zostawiam sobie opcję grzecznego wycofania się.
- nie muszę odpowiadać na zaczepki z równą (czy też większą) siłą, czy ekspresją, bo to nie siła/ekspresja decyduje o zasadności w dyskusji intelektualnej. Jeślibym zbyt wiele czasu, mocy, uwagi poświęcił na walkę o to, kto komu jak mocno nagadał, to tym samym dałbym do zrozumienia, iz w ogóle owa ekspresję, upieranie się przy swoim uważam za wystarczająco zasadne, aby się tym zajmować. A ja nie uważam za warto poświęcenia mojego czasu, wysiłku samemu przerzucaniu się twardością epitetów, powtarzaniu w kółko swego itp. Skoro tego nie uważam za zasadne w ogólności, to pozwolę mojemu oponentowi "wygrać" w tym sensie, że będzie on miał swoje "ostatnie słowo". Może kiedyś, po czasie zrozumie, jak bardzo było to kompromitujące go słowo...
- mogę odpowiadać łagodnie na ataki agresywne. Mogę, bo "mam jaja" spojrzeć na sprawę z dystansu na tyle, aby nie przejmować się czyjąś napastliwością, jak i groźbą tego, że ktoś mnie uzna za niewystarczająco nieustępliwego. To ja decyduję (zrozumieją to może obserwatorzy, którzy odczytają moją intencję, inni będą myśleli inaczej, ale to już ich problem...), czy moje łagodne słowo jest w istocie mocniejsze w ostatecznej wymowie, czy nie. Ja określam zasady, mam wystarczająco dużo przekonania o sensowności tego co uważam, aby nie przejmować się jakimś prostym zaprzeczaniom mi (choćby najbardziej upartym, czy napastliwym). To nie jest łatwe, bo normalnie nasze emocje są wdrożone do ewolucyjnego programu "walcz i zwyciężaj". A tu ja ten program odważyłem się zlekceważyć, przeciwstawiłem mu MÓJ OSĄD, że akurat tutaj zwycięstwo w standardowym - rywalizacyjnym znaczeniu słowa nie leży w moim interesie. "Mam jaja" aby ten mój osąd postawić ponad osądem domyślnym, biologicznym, ewolucyjnym. Bo to ja jestem tu istotą świadomą, to ja ustalam reguły gry (przynajmniej dla siebie), więc nie muszę w ogóle brac udziału w takich rozgrywkach, na które się nie piszę, których nie zaakceptowałem.
I na koniec...
Część osób sobie pewnie pomyśli teraz: Michał sobie racjonalizuje to, że nie zawsze jest w stanie wygrać po prostu nieustępliwością i twardym forsowaniem swoich racji, więc napisał taką epistołę, jak to mu na tym nie zależy. Wiem, że spora część osób tak sobie pewnie pomyśli. Jednak te osoby się mylą w odczycie moich intencji. Akurat ja RZECZYWIŚCIE UWAŻAM, że "mieć jaja" w intelektualnym sensie, znaczy bardziej TRWAĆ PRZY ZASADACH POPRAWNEGO INTELEKTU WEWNĘTRZNIE, niż wygrywać w sensie rywalizacyjnym, społecznym. Wiele (lat) nad tym myślałem, wiele razy stawiałem sobie to mentalnie przed oczami i dzisiaj po prostu WSTYDZĘ SIĘ SAM PRZED SOBĄ ile razy daję się wciągnąć w awanturki, w walkę o swoje w standardowym stylu, zaś bez problemu wybaczam sobie sytuacje, w których odstąpiłem od rywalizacji, jeśli przy tej okazji miałbym zaprzeczyć własnym ideałom intelektualnym.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 11:36, 06 Kwi 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 14:23, 28 Mar 2019 Temat postu: Re: Intelektualne jaja raz jeszcze |
|
|
Mieć "intelektualne jaja" jest podobne do bycia superchirurgiem w szpitalu wojskowym pod obstrzałem wroga. Chirurg ma do wykonania ileś tam cięć w ciele pacjenta. Te cięcia muszą być precyzyjne, dobrze wymierzone - takie jak trzeba i nie żadne inne. Superchirurg czyni te cięcia skalpelem, nie zważając na to, że gdzieś tam świsnął pocisk, gdzieś walnęła bomba. Cięcie tego chirurga nei zależy od tego, że ziemia się zatrzęsła, a światło w sali operacyjnej przygasło. Cięcie genialnego superchirurga w czasie wojny ostatecznie okazuje się identyczne z tym, jakie by wykonał w najlepiej wyposażonej sali operacyjnej, z dala od działań wojennych - w ciszy, spokoju i przy pełnym wsparciu. Genialny chirurg JEST NIEZALEŻNY OD ASPEKTÓW POBOCZNYCH, ROZPRASZAJĄCYCH - ZMIERZA NIEZAWODNIE DO CELU. Nie zadrży ręka genialnego chirurga, choć ktoś z boku coś krzyknął, przestraszył się, a ktoś inny nagle zaczyna mieć do niego pretensje. Jednocześnie też genialny superchirurg nie jest zamkniętym na UZASADNIONE uwagi, na dopływ informacji betonem. Jeśli pojawią się wiarygodne informacje, że warto zmienić pierwotną koncepcję cięcia, to superchirurg - wciąż pomimo huku bomb i latających pocisków - uwzględni te nowe informacje, dostosowując do nich swoje cięcie. Genialny superchirurg zareaguje w sposób taki sam, jakby miał na rozpatrzenie owych informacji zacisze spokojnego gabinetu, wsparcie konsultacyjne kolegów, dostęp do literatury.
Prawdziwe jaja w intelektualnym sensie ma ktoś, kto jest takim superchirurgiem myśli. On prowadzi "cięcie" oddzielając to co zgodne z jakimś pojęciem vs tego, co zasad zaliczenia do pojęcia nie spełnia. Na owo cięcie nie ma wpływu to, czy to przysporzy mu autorytetu, albo czy się komuś spodoba, czy nie. Choć "padają pociski i salwy" (mentalne) krytykantów, kłamców, troli, choć chirurg myśli jest nazywany głupcem, ignorantem, choć się go odsądza od "czci i wiary", to on prowadzi swoją myśl tak samo (!) jakby rozmyślał w zaciszu gabinetu otoczony nimbem profesjonalizmu i szacunku względem niego. Superchirurg myśli wykona TAKIE SAME MENTALNE CIĘCIA W MATERII ROZUMIENIA, niezależnie od tego, czy czy zwaliła się na niego krytyka, czy może grad pochlebstw, bez względu na to, czy okazało się, iż swoim rozumowaniem dotknął swoich, więc grozi mu samotność odrzucenia, czy może rozjuszył kogoś ważnego i wpływowego. Genialny chirurg myśli ma jaja, aby stać przy prawdzie niezależnie od okoliczności.
Genialny chirurg myśli nie łudzi się, ze zamknie usta krytykantom, kłamcom, trolom. Więc najczęściej nie rzuca się do pyskówek z nimi. Tzn. może czasem uznać, że warto jest coś wyjaśnić, jeśli krytyka jego osoby, czy poglądów się pojawiła, ale uczyni to z godnością i nie przekroczy tej granicy, jaką sam wcześniej ustalił dla poprawnej dyskusji. Chirurg myśli nie da się sprowokować, nie będzie się angażował w awanturki, które i tak zwykle dowartościowują troli i zadymiarzy (to w końcu jest ich "grunt" mentalny), zaś do uzgodnienia prawdy najczęściej nie ma szans dojść. Genialny chirurg myśli nie jest też zamknięty na krytykę UZASADNIONĄ. Właściwie to wręcz na tym polega jego genialność, że jest w stanie takie poprawne uzasadnienie do zmian w swoich cięciach myśli rozpoznać. On życzliwie, z wdzięcznością potraktuje kogoś, kto skrytykował jego poglądy zasadnie. Superchirurg myśli "ma jaja", aby dać pierwszeństwo prawdzie, słuszności, czy innej formie intelektualnych konieczności, wobec urażonych ambicji, poruszonego ego, zachwiania pozycją (autorytetem) wśród ludzi. Bo naprawdę trzeba "mieć jaja", aby bronić prawdy przeciw wszystkim, narażać się na bycie odrzuconym, zbanowanym tylko dlatego, że jednak więcej wskazuje na taki kształt prawdy, jaki się pozostałym osobom, może ważnym osobom, nie spodobał.
Gdyby podsumować to jakimś zgrabnym pojedynczym zdaniem, to pewnie byłoby to coś w rodzaju: intelektualne jaja ma ten, kto ma w nosie to, co sobie ludziska pomyślą, powiedzą, jak się zachowają, czy jaki to będzie miało wpływ na nasze ego, poczucie bezpieczeństwa, czy satysfakcji, bo na pierwszym miejscu zawsze postawi prawdę, precyzję myśli, zasady uczciwości intelektualnej i poprawnego rozumowania.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 11:41, 06 Kwi 2019, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Andy72
Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6618
Przeczytał: 2 tematy
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 16:41, 28 Mar 2019 Temat postu: |
|
|
A dlaczego piszesz w blogu, gdzie nie można na te teksty odpowiedzieć?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 17:00, 28 Mar 2019 Temat postu: |
|
|
Andy72 napisał: | A dlaczego piszesz w blogu, gdzie nie można na te teksty odpowiedzieć? |
Bo mnie wkurzyli trole i sensaci, którzy zamiast dyskutować na temat, wypisywali mi jakieś luźne epitety, prowadzili prywatne wojenki, czy dzielili się (zbyt obficie) refleksjami na temat zupełnie nie związanych, prywatnych spraw. Mam tez wątki odblokowane, gdzie można pisać. Jak się ktoś odezwie w konkretnie temacie, to moją odpowiedź zamieszczę z cytatem w wątku, a wtedy będzie chronologia i cudzy głos. Ale nie chcę już mieć rozważań filozoficznych zaśmieconych pierdołami.
Mogę na próbę też odblokować (np. dla Ciebie - ale wtedy proszę o wskazanie watku na priva) któryś z wątków, ale musiałbyś mi wskazać, że Ci na nim zależy. Wtedy co prawda inni też dostaną dostęp, ale może trole się nie zorientują?...
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 17:01, 28 Mar 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 12:00, 30 Mar 2019 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Krótki tekst jak to na wybory ludzi wpływa technologia, ale i nasze ciało. Jak napisano w artykule, gdy (po bieganiu) mózg zalewają ci endorfiny, chętniej będziesz wybierał opcję "kupuję".
Ten kto "ma jaja" w intelektualnym sensie potrafi ZDIAGNOZOWAĆ czy jest akurat pod wpływem endorfin, zdenerwowania, czy innych przelotnych stanów psychicznych i zablokuje nieracjonalne decyzje, uniknie skutków, które w przyszłości narobią mu kłopotów życiowych.
Mieć jaja intelektualnie oznacza nie ulegać niekontrolowanym wpływom, impulsom, słabościom. Tego nie da się osiągnąć inaczej, jak treningiem, obserwacją własnych reakcji, doświadczeniem.
Z drugiej strony oczywiście wszystko ma swoje granice, wszystko w przesadzie zaczyna trącać paranoją. Można wpaść w przesadę samokontroli, co objawi się tym, że każdy najdrobniejszy odruch naszego ciała, czy myśli zaczniemy kontrolować, oceniać. A że kryteria oceny wcale nie są oczywiste, to też nie będziemy wiedzieli, czy oceniamy prawidłowo, czy nie. Mieć intelektualne jaja oznacza również jakoś zabezpieczyć się przed tą przesadą w samokontroli.
Skądinąd przerażające jest to, że co by człowiek nie zrobił, jak by nie zadecydował, zawsze da się znaleźć jakiś powód do tego, aby uznać, że zrobił źle, albo też zrobił dobrze. Najgorszą zbrodnię da się podpiąć pod jakieś "słuszne" powody, a najwspanialszy uczynek zdeprecjonować pod jakimś tam kątem. Bo nie ma absolutnych kryteriów.
Ten fakt jest dla mnie, kto wie, czy nie głównym, uzasadnieniem dla teistycznego światopoglądu. Wiem, że sam nie potrafię zasadnie ocenić siebie. Albo inaczej: mogę ocenić siebie zasadnie, ale wybór SPOSOBU OWEJ ZASADNOŚCI jest już nieoczywisty (tzn. dla niektórych może i jest oczywisty, ale to są właśnie ludzie, którzy sami do końce nie wiedzą, co myślą, gdy coś myślą). Potrzebny w tym układzie jest ARBITER. Oczywiście sama potrzeba arbitra nie jest jeszcze wystarczającym powodem, aby uznać, że arbiter istnieje. Jednak analiza tego, jak świat z arbitrem miałby funkcjonować, pokazuje spójność z bardzo wieloma (inaczej trudnymi do wyjaśnienia) obserwowanymi właściwościami świata. A to już jest mocnym argumentem za istnieniem arbitra.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 13:26, 02 Kwi 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
blazep
Dołączył: 02 Mar 2019
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 0:49, 01 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Chyba sprowadza się to właśnie do zostawienia swojego ego za drzwiami. Emocje pomagają poznać prawdę, ale prawdę o sobie a nie o temacie dyskusji. Tylko żeby to było takie proste zawsze nad nimi zapanować.
Ja tę cechę o której (jak sądzę) piszesz określam mianem rzetelności intelektualnej. I podobnie jak Ty, patrzę w przeszłość i widzę, że często się do niej nie stosowałem (a i teraz różnie to bywa... ale kto jest bez winy... ;) ). U siebie zauważyłem też zwyczajną przyjemność z dyskursu (z małej litery) i ze skutecznej argumentacji, nawet w oderwaniu od poszukiwania prawdy.. Może w każdym siedzi odrobina sofisty, we mnie na pewno,
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 1:55, 01 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
blazep napisał: | Chyba sprowadza się to właśnie do zostawienia swojego ego za drzwiami. Emocje pomagają poznać prawdę, ale prawdę o sobie a nie o temacie dyskusji. Tylko żeby to było takie proste zawsze nad nimi zapanować.
Ja tę cechę o której (jak sądzę) piszesz określam mianem rzetelności intelektualnej. I podobnie jak Ty, patrzę w przeszłość i widzę, że często się do niej nie stosowałem (a i teraz różnie to bywa... ale kto jest bez winy... ;) ). U siebie zauważyłem też zwyczajną przyjemność z dyskursu (z małej litery) i ze skutecznej argumentacji, nawet w oderwaniu od poszukiwania prawdy.. Może w każdym siedzi odrobina sofisty, we mnie na pewno, | Siedzi w Tobie jak w kazdym czlowieku stworzenie stadne. Pamietasz film z Tomem Hanksem Cast Away i jak gadal do pilki Wislon - inaczej zwiariowalby
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
blazep
Dołączył: 02 Mar 2019
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 22:55, 01 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Ale może nie każdy by zwariował. Różni ludzie w różnym stopniu odczuwają siebie jako część tkanki społecznej. A zresztą teraz to w ogóle wyalienowanie wyalienowania wyalienowaniem pogania.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 14:06, 02 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
blazep napisał: | Ja tę cechę o której (jak sądzę) piszesz określam mianem rzetelności intelektualnej. I podobnie jak Ty, patrzę w przeszłość i widzę, że często się do niej nie stosowałem (a i teraz różnie to bywa... ale kto jest bez winy... ;) ). U siebie zauważyłem też zwyczajną przyjemność z dyskursu (z małej litery) i ze skutecznej argumentacji, nawet w oderwaniu od poszukiwania prawdy.. Może w każdym siedzi odrobina sofisty, we mnie na pewno, |
Jak zwał, tak zwał. Rzetelność intelektualna też brzmi nieźle.
Ja od jakiegoś czasu właśnie w tym CZYSTO OBSERWACYJNYM aspekcie myśli widzę to najgłówniejsze w aspekcie poznania. Tzn. nie twierdzę, że nigdy nie powinno się działać - oczywiście co jakiś czas zadziałać trzeba. Ale istotą dążenia do prawdy sensownym znaczeniu jest według mnie WSZECHSTRONNY, POGŁĘBIONY OGLĄD, zestaw poczynionych SYMULACJI MODELOWYCH I MENTALNYCH, a dopiero gdzieś na końcu tego jest efekt - konkretna decyzja.
Dla poczucia wolności, wiedzy, świadomości najistotniejsze jest właśnie to wybudowanie systemu odniesień w przestrzeni myśli. Konkretna decyzja, mająca wyraz w działaniu, bardzo często w ogóle nie wystąpi, albo wystąpi jako element mało istotny (choć czasem istotna będzie). Jednak zyskiem dla świadomości jest to, co w sobie wybudowała, jakaś forma SPRAWCZOŚCI WEWNĘTRZNEJ.
Dla mnie to wewnątrz jest tym prawdziwym skarbem, jest tym, co naprawdę mam. W Biblii jest (chyba słynne) zdanie Jezusa "tam skarb twój, gdzie twoje serce". Co ciekawe, jak kiedyś wytłumaczył pewien biblista, Żydzi z tamtych czasów wcale serca nie uważali za ośrodek uczuć, ale... rozumu (za uczucia odpowiadała bardziej wątroba...). W tym kontekście owa wypowiedź może być zrozumiana jako pochwała rozumu ogólniej, w tym w dużym stopniu intelektu. To co mamy w naszym rozumieniu, jest naszym skarbem, jest konstrukcją ja, tym co zdobyliśmy, czego się dorobiliśmy w życiu. Emocje, uczucia oczywiście wpisują się jakoś w tę układankę. One nie dadzą się zignorować, a wręcz - w ostatecznym układzie - stają się celem. Bo chcemy ODCZUĆ siebie, świat, swoje szczęście. Ale emocje i uczucia w pierwszych fazach życia, dopóki nie dojrzejemy mentalnie, funkcjonują najczęściej jak nawiedzony furiat, albo rozklejająca się płaksa, albo jak maniak, zazdrośnik, samochwalca, czy ogólniej ktoś z klapkami na oczach. Dopiero intelektualny system odniesień wyrywa świadomość z chwiejności, arbitralności, bezkrytycznego chciejstwa emocji. Emocje co prawda bardzo często (nie zawsze!) są "głupie", ale to one "wlewają płomień i życie w żyły", to dzięki nim w ogóle pragniemy żyć, robić coś, stawać się. One są drugą stroną naszego JA. Problem w tym, ze są trochę jak niedojrzałe dziecko - tylko chcą i chcą, stroniąc od brania pod uwagę innych okoliczności sprawy, niż same to chciejstwo. Jak ktoś wyda swój umysł bez ograniczeń emocjom, to zacznie funkcjonować we własnej kapsule mentalnej składającej się chciejstw, ignorującej realia, prawdę o rzeczywistości. W tej kapsule jedne chciejstwa ostatecznie wystąpią przeciw innym chciejstwom, a efektem końcowym będzie totalne wewnętrzne skonfliktowanie.
Umysł funkcjonujący prawidłowo nieustannie konfrontuje te dwa - niejako przeciwstawne - aspekty: emocji/chciejstw i czystego oglądu/intelektu. Im bardziej bezstronny (nieemocjonalny) ogląd, tym większa szansa na zbudowanie systemu adekwatnych odniesień. Ale za chwilę pojawi się to dźgające świadomość pytanie: PO CO MI TO WSZYSTKO? Czemu to służy w kontekście mnie? I tylko uczucia są w stanie (arbitralnie - a jakże!) dać odpowiedź na to pytanie. W tej odpowiedzi będzie zawarta mieszanina uczuć: miłości, odczucia piękna, nadziei, ciekawości, może zachwytu.
Mieć "intelektualne jaja" tak naprawdę, oznacza więc nie tylko zdolność do odrywania się od, próbujących przejąć władzę, emocji, lecz także powrót do tych emocji - jednak w JUŻ ODNOWIONEJ, RACJONALNEJ FORMIE, z narzędziem niesprzecznej konfiguracji owych uczuć. Skonfigurowane uczucia nie będą już się konfliktowały wzajemnie, lecz zaczną się wspierać, budując stan coraz bliższy szczęściu i spełnieniu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
blazep
Dołączył: 02 Mar 2019
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:45, 02 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Nie zadaję kłamu Twojej tezie o tym, że emocje mogą jakby "ustawić się" pod wyższopoziomowe aspekty naszego JA, ale jakoś tego nie czuję. Myślę, że emocje to sposób na komunikowanie potrzeb naszych bardziej prymitywnych systemów do wyższych. Może chodzi o to, że te bardziej pierwotne części nas też się z czasem zmieniają? Ale może też, że łapiemy nad nimi większą kontrolę? No nie wiem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 21:16, 02 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
blazep napisał: | Nie zadaję kłamu Twojej tezie o tym, że emocje mogą jakby "ustawić się" pod wyższopoziomowe aspekty naszego JA, ale jakoś tego nie czuję. |
Przyznam, że jest to relatywnie niedawne moje życiowe odkrycie.
Nie twierdzę, że jakieś absolutne, czy stuprocentowo potwierdzone, a wręcz zgodziłbym się, że jest w nim element nadziei, może pewne chciejstwo, ale jednak chyba...
dość potwierdzone chciejstwo.
Temat jest trudny. A z racji na stosunkowo krótki czas od pierwszego uświadomienia sobie znaczenia tego odkrycia, nie mam tu jeszcze bogatych przemyśleń. Ale czymś tam już mogę się podzielić.
Sprawę - tak najklarowniej - można by chyba zacząć, od nihilizmu. Dlaczego w ogóle mamy chcieć do czegoś dążyć?
Dlaczego w ogóle mielibyśmy chcieć żyć?
A może po prostu niebyt byłby tym czymś najbardziej pożądanym?...
Dlaczego się męczyć, starać, walczyć, zmagać z cierpieniem, niezrozumieniem świata, z poczuciem własnej słabości, małości, niedoskonałości?...
Na to nie ma (chyba) jakiejś prostej odpowiedzi.
Dlatego, że jestem, że już się urodziłem?... - słabe tłumaczenie, w końcu i tak za jakiś czas umrę.
Dlatego, że jakimś tam ludziom zrobiłbym przykrość swoim odejściem? - niby coś w tym jest, ale to nie jest pozytywny powód, raczej tylko wymuszenie, zepchnięcie do defensywy.
Wraz ze słabnięciem sił organizmu, przekonywaniem się, że wiele rzeczy nam się nie udaje, że inni są sprawniejsi, pojawia się konstatacja: dobra, trochę pożyłem, niech inni przejmą pałeczkę, jak już mam dość...
W końcu nic tu nie jest absolutne, sam nie jestem absolutny. A bycie takim skończonym, nieabsolutnym - to do niczego nie zobowiązuje. COŚ musi być, co nas na tym świecie zatrzyma. Więcej - COŚ musi być, co nas zatrzyma w ogóle w pragnieniu istnienia (zakładając już nawet np. religijną perspektywę życia wiecznego). Ale co?
Jak ktoś NIE CZUJE W SOBIE tej chęci istnienia (czasem wręcz przeciwnie - czuje chęć nieistnienia), to nie ma INTELEKTUALNEGO powodu, aby mu to wytłumaczyć. Nie ma MODELU RADOŚCI ŻYCIA, który zastosowany do umysłu wymusi na nim stan: cieszę się, że istnieję, pragnę istnieć dalej. Tu intelekt niczego nie wskóra, bo intelekt operuje na bytach w sposób logiczny, czyli obojętny pragnieniom. Intelekt pragnienia nie wymusi, on ledwo je trąca.
Skoro więc pragnienie istnienia nie przyjdzie ze sfery intelektu, to przyjdzie ze sfery od intelektu odrębnej. Tę sferę właśnie utożsamiam z emocjami, uczuciami, intuicjami, doznaniami bezpośrednimi. Nie będę się upierał co do granicy pomiędzy pojęciem emocji, a pojęciem uczucia, czy intuicji. Wszystkie te pojęcia działają w istocie podobnie pod jednym względem - dają jakieś wrażenie/rozpoznanie, nie oferując jednocześnie z tym jasnego modelu, systemu powiązań, nie pozwalając na śledzenie "skąd się to wzięło". To się bierze...
...SKĄDŚ TAM. Czyli de facto nie wiadomo skąd. Przychodzi "z trzewi" z samego, niezrozumiałego wnętrza ja. Nie da się tego wskazać ściśle.
Jeśli miałbym jednak choć trochę wskazać na źródło, to spróbowałbym jakoś rozdzielić składniki i pewnie byłoby w tym właśnie:
- poczucie piękna (dające wrażenie wartości odczuwania samo w sobie)
- poczucie więzi z innymi istotami, empatia, współzależność, miłość
- może też jakiś wewnętrzny upór, zaciętość, nie poddawanie się (trochę bliskie ego)
To czujemy, ale nie modelujemy i to właśnie daje nam siłę trwania, pokonywania przeciwności. Albo to mamy, albo - jeśli to od nas odejdzie - wszystko straci swoją barwę, stanie się puste, nijakie, obce. I jak tej emocji istnienia tak do końca zabraknie, to człowiek będzie marzył tylko o tym, aby ta bieżąca chwila jego życia była tą ostatnią...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
blazep
Dołączył: 02 Mar 2019
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 21:47, 02 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Może taki freudowski Eros i Tanatos?
Zgadzam się, że wola życia nie bierze się ze sfery intelektu. Jedynym co może uzasadnić życie jest samo życie. Mamy wolę życia niejako wbudowaną w komórkę. Jest to najbardziej pierwotny poziom, coś co istnieje z nami od poziomu bakterii. Wyobrażam to sobie tak: wraz z komplikowaniem się układu nerwowego, na każdym kolejnym poziomie ta wola życia znajdowała swój wyraz. Poziom emocji my przeintelektualizowani wygodni ludzie odczuwamy jako coś łączącego nas z tą pierwotną energią, odnawiającego nasz kontakt z czystą siłą życiową. Są głębsze poziomy niż emocje. Np popędy, instynkty. Są też rzeczy głębsze w naszym umyśle w innym wymiarze, np pewne archetypy, których realizacja daje nam głębokie poczucie kontaktu z esencją życia.
Wola życia nie bierze się ze sfery intelektu ale może w nią przeniknąć. W mojej filozofii życiowej udało mi się intelektualnie znaleźć powód do życia. Jest to świadomość, że mam tylko jedno "ja", jedną szansę "stać się tym kim jestem" i doświadczyć tego co mam do doświadczenia. Wieczna ciemność gdy zwyczajnie mnie nie będzie, zawsze może na mnie poczekać. Dodatkowo stwierdziłem, że w momencie gdy jako niemowlak (a może jeszcze płód?) po raz pierwszy wyszedłem z błogostanu braku własnego ja by dokonać jakiejś zmiany w otaczającej mnie rzeczywistości, dokonałem formalnej zgody na istnienie. Poniekąd to była moja decyzja a nie coś aż tak znowu mi narzuconego. W ten sposób pozbyłem się podejścia "ja się na ten świat nie prosiłem". No i drzwi na zewnątrz zawsze stoją otworem ;).
Na koniec jeszcze pragnąłbym zauważyć, że ludzie nie potrzebują modelu radości życia by żyć. Przez setki tysięcy lat wystarczało nam to, że nie mamy co włożyć do garnka i że zimno w zimie. Dopiero gdy wszystkie fizjologiczne potrzeby zostały zaspokojone okazało się, że nie mamy co ze sobą zrobić.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 93 tematy
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 5:21, 03 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Kiedyś dzieci musialy tłumic emocje. Dzisiaj na szczęście wielu uważa, ze lepiej uczyć je właściwie wyrażać. Nie w formie: :-) :-) :-) latryno..
Emocje pomagają się uczyć. Emocjonalny stosunek do przedmiotu poznania a nawet nieraz do mentora lub instruktora to już przynajmniej 1/4 sukcesu.
Pozwolenie na emocje to nowy paradygmat. Jest to niebezpieczne, w zbiurokratyzowanych systemach.:-)
Ale mozna tu też przegiac. ..
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 19:26, 03 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
blazep napisał: | ...wola życia nie bierze się ze sfery intelektu. Jedynym co może uzasadnić życie jest samo życie.
... w momencie gdy jako niemowlak (a może jeszcze płód?) po raz pierwszy wyszedłem z błogostanu braku własnego ja by dokonać jakiejś zmiany w otaczającej mnie rzeczywistości, dokonałem formalnej zgody na istnienie. Poniekąd to była moja decyzja a nie coś aż tak znowu mi narzuconego. W ten sposób pozbyłem się podejścia "ja się na ten świat nie prosiłem". No i drzwi na zewnątrz zawsze stoją otworem ;).
Na koniec jeszcze pragnąłbym zauważyć, że ludzie nie potrzebują modelu radości życia by żyć. |
To, że nie mamy tego modelu radości życia, stanowi też zagrożenie. Gdy tej radości zabraknie, gdy wola życia wyschnie, wtedy nie wiadomo, skąd ją wziąć.
Drzwi na zewnątrz...
Religia tu sprawę komplikuje swoją tezą o wiecznym życiu. Do tego czasem życiu niezbyt fajnym (piekło). To taki negatywny motywator, aby żyć.
Motywatory pozytywne?...
- Funkcjonują dopóki życie nie przywali zanadto.
Albo gdy ktoś ma wiarę w rzeczywistość (pozytywną) po śmierci, jako nagroda.
Ja widzę te trzy osobiste:
ciekawość
miłość
piękno.
W religii są one utożsamiane z jedną osobą - Boga.
Zastanawia mnie jeszcze jedno: czy czasem nie jest tak, że trzeba choć trochę pocierpieć, aby zyskać wolę życia?
I pytanie uzupełniające: czy jak się pocierpi więcej, to wola życia ostatecznie wzrośnie, czy zmaleje?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
blazep
Dołączył: 02 Mar 2019
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 13:25, 05 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Semele napisał: | Kiedyś dzieci musialy tłumic emocje. Dzisiaj na szczęście wielu uważa, ze lepiej uczyć je właściwie wyrażać. Nie w formie: :-) :-) :-) latryno..
Emocje pomagają się uczyć. Emocjonalny stosunek do przedmiotu poznania a nawet nieraz do mentora lub instruktora to już przynajmniej 1/4 sukcesu.
Pozwolenie na emocje to nowy paradygmat. Jest to niebezpieczne, w zbiurokratyzowanych systemach.:-)
Ale mozna tu też przegiac. .. |
Kiedyś wszyscy musieliśmy tłumić emocje. Może to i dobrze biorąc pod uwagę, że często emocje wiązały się z zamachem siekierą na głowę wywołującego te emocje ;). Myślę, że prędzej czy później dostaniemy emocje w pigułce. Łykasz a potem przez godzinę twój mózg jest nieskończenie zainteresowany tym co robisz.
Michał Dyszyński napisał: |
To, że nie mamy tego modelu radości życia, stanowi też zagrożenie. Gdy tej radości zabraknie, gdy wola życia wyschnie, wtedy nie wiadomo, skąd ją wziąć.
Drzwi na zewnątrz...
Religia tu sprawę komplikuje swoją tezą o wiecznym życiu. Do tego czasem życiu niezbyt fajnym (piekło). To taki negatywny motywator, aby żyć.
Motywatory pozytywne?...
- Funkcjonują dopóki życie nie przywali zanadto.
Albo gdy ktoś ma wiarę w rzeczywistość (pozytywną) po śmierci, jako nagroda.
Ja widzę te trzy osobiste:
ciekawość
miłość
piękno.
W religii są one utożsamiane z jedną osobą - Boga.
Zastanawia mnie jeszcze jedno: czy czasem nie jest tak, że trzeba choć trochę pocierpieć, aby zyskać wolę życia?
I pytanie uzupełniające: czy jak się pocierpi więcej, to wola życia ostatecznie wzrośnie, czy zmaleje?
|
Ona pojawia się sama gdy robimy rzeczy które mają dla nas sens. Może zresztą właściwsze byłoby tu słowo "zaangażowanie"?
Religia komplikuje, ale ja się jej nie daję. Niech komplikuje innym ;).
Ciekawość i miłość wydają się być w zupełnie innej kategorii niż piękno. Dążenie do piękna może?
Gdy się pocierpi, zyska się układ odniesienia. Pojawi się wdzięczność za lepsze czasy. Bez tego układu możesz skończyć jak amerykańskie dziewczę ryczące, że rodzice kupili jej kabriolet w złym kolorze.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 93 tematy
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:34, 05 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Łykasz a potem przez godzinę twój mózg jest nieskończenie zainteresowany tym co robisz. |
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pią 14:35, 05 Kwi 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 11:57, 08 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Przyszło mi do głowy w temacie jeszcze jedno sformułowanie definiujące "intelektualne jaja":
Mieć intelektualne jaja oznacza być fanatycznie niekoniunkturalnym w myśleniu.
Intelekt ponad wszystko, prawda ponad emocje, pragnienia, przynależności, obawy, pozycje i stanowiska, dobre zdanie o nas u ludzi, dobre zdanie o nas u siebie (!).
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|