Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 17:37, 09 Lip 2021 Temat postu: Dyskusja w modelu przeciągania liny |
|
|
Z moich doświadczeń w dyskusjach na sfinii dzisiaj wynikł mi dość ciekawy wniosek - o znacząco różnym modelu - celu dyskusji jaki uznaję ja, a jaki uznają liczni (chyba nie wszyscy) dyskutanci. Spróbuję tu przedstawić opis całego zagadnienia.
Model dyskusyjny "przeciągania liny"
A mojej diagnozie, niezależnie od światopoglądu osoby, istnieje coś takiego, jak (niekoniecznie uświadamiany, ale realizowany praktycznie) GŁÓWNY CEL DYSKUSJI. Co byłoby owym celem?
- Większość by odpowiedziała: może przekonać przeciwdyskutanta, a przy okazji pokazać że nasza racja jest tą poprawną.
Problem jest w tym, że nie bardzo wiadomo po czym mielibyśmy poznać, że ta nasza racja wygrywa. Kryteria oceny tego, co formułujemy i tak będą indywidualne, arbitralne. Właściwie to nie mamy jasnych - obiektywnie sformułowanych - kryteriów tego, kto w dyskusji wygrywa. Większość ludzi przyjmuje tu postawę intuicyjnego rozstrzygnięcia sprawy.
Zatem przyjmują, że wygrywa ten, kto:
- prezentuje bardziej twardy kurs
- przedstawił dobry argument (ale który właściwie argument jest "dobry"?)
- spowodował, że przeciwnik poczuł się źle
- miał w dyskusji ostatnie słowo
- został przez kogoś oceniony jako wygrany
i różne inne.
W sumie to właściwie...
nie wiadomo.
Ponieważ tak do końca nie wiadomo, co to znaczy wygrać dyskusję, to większość ludzi przyjmuje intuicyjnie model mieszany, w którym liczy się wszystko po trochu. W tym modelu każda forma wsparcia własnego stanowiska ma wartość, bo dokłada się do innych wsparć. Czyli
- argument merytoryczny jest dobrym, pożądanym wsparciem w dyskusji
- ale nazwanie dyskutanta pejoratywne, też jakoś poprawia stan sytuacji
- ale dodanie tu postawy nieprzejednania, twardości i uporu, też pewnie coś pomoże
- ale zrobienie dobrego wrażenia przedstawieniem się jako autorytet będzie kolejnym wsparciem...
itd. itp.
W modelu dyskusyjnym, który nazwę "modelem przeciągania liny" liczy się właściwie wszystko choć trochę, bo przecież te przyczynki od różnych wsparć się sumują. Im więcej wsparć, tym lepiej...
Tylko czy na pewno lepiej?...
W końcu ktoś to ocenia po swojemu. A ja np. oceniam po swojemu tak, że dodawanie wsparć pozamerytorycznych nie tylko nie liczy się na plus, lecz de facto...
pogrąża dyskutanta niemerytoryczne metody stosującego, świadcząc o tym, że ten dyskutant nie był w stanie utrzymać się (co sam przyznaje, stosowaniem dodatkowych środków) w merytorycznym trybie dyskusji. Dla takiego dyskutanta jak ja, powoływanie się na swój autorytet, to żenada, to przyznanie się do słabości. Dla takiego dyskutanta jak ja, atakowanie kogoś personalne jest właściwie przyznaniem się "argumenty rozumowe mi się skończyły, merytorycznie przegrałem, więc przynajmniej odbiję sobie to na płaszczyźnie personalnej". Z mojej perspektywy dodawanie innych niż merytoryczne "wsparć" dla dyskusji jest przyznaniem się do klęski na płaszczyźnie merytorycznej. Jest to ewidentna klęska - koniec sprawy.
Czyli odrzucam "model dyskusyjnego przeciągania liny", pogrążenie drugiej strony na polu innym niż merytoryczne - nawet jeśli byłoby skuteczne - wcale nie będzie oznaczało wygranej w dyskusji, lecz zostanie odczytane jako rejterada.
Ale tak to w życiu jest - kryteria są arbitralne. Ja swoje wybieram w jeden sposób, ktoś inny ma je inne. Mamy wolność wyboru.
|
|