Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Cackanie się ze sobą

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Rozbieranie irracjonalizmu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33567
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:18, 01 Gru 2019    Temat postu: Cackanie się ze sobą

Uważam, że współczesna era cywilizacyjna mogłaby zostać w dużym stopniu określona, jako czas masowego cackania się ludzie ze sobą. Kiedyś pewien hart ducha i umysłu zdawał się być normą. Młodych chłopców uczono, aby nie byli płaczliwi, podejmowali wyzwania, opanowywali słabości. Dziewczęta też miały wykonywać powierzone im zadania, a nie roztkliwiać się nad swoimi emocjami. Czy rozpieszczone, unikające trudnych prawd, trzymane w ułudach własnej wspaniałości społeczeństwo jest aby na pewno bardziej szczęśliwe?...

Jest pewien upiorny rys w psychologii, polegający na przekonaniu, że negatywną stronę życia da się wyeliminować programowym udawaniem, że ona nie istnieje. Kalectwo nie istnieje, są tylko "sprawni inaczej"; ludzie są sobie równi (tak głoszą ideały), mamy tak wiele praw, które gwarantuje nam konstytucja, państwo; choroby są przecież skutecznie zwalczane przez fachowców - medycynę opartą o pewne podstawy "wiedzę naukową". W szkołach kolejne reformy edukacji też polegają na ocenianiu uczniów tak, aby (szczególnie w młodszych klasach) nie wywołać wrażenia, że dziecko mogło coś zrobić po prostu źle, nieprawidłowo - nie, ono wykonało zadanie "nie do końca doskonale". Potem tu i ówdzie rozlegają się lamenty nad mentalnością młodych wchodzących na rynek pracy - ludzi niedojrzałych, przekonanych, że same ich dobre chęci powinny uznać za wystarczające do tego, aby dostać dobrą pensję i "godnie żyć". Bo te dobre chęci przecież są najważniejsze, zaś realia...
... realia stały się jakimś przeżytkiem dawnych, ciemnych czasów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:59, 01 Gru 2019    Temat postu:

Społeczeństwo postanowiło obniżyć pułap ze względu na tych słabszych pod tym czy innym względem, żeby ich podciągnąć do ogółu. Niestety, okazało się, ze w efekcie ogół populacji się osłabił.

Prawdą jest, że zawsze były jednostki słabe, którym to niecackające się społeczeństwo mocno dawało w kość, było źródłem cierpień, ale to nie było cierpienie na darmo. W tym cierpieniu rodziła się jakaś wewnętrzna siła.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33567
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:21, 01 Gru 2019    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Społeczeństwo postanowiło obniżyć pułap ze względu na tych słabszych pod tym czy innym względem, żeby ich podciągnąć do ogółu. Niestety, okazało się, ze w efekcie ogół populacji się osłabił.

Ja jestem przekonanym, że troska o słabszych jest tylko częścią motywacji budowy świata opartego o logikę cackania się na każdym kroku. Jako drugi powód wskazałbym: NIE ROZLICZENIE SIĘ WIELU LUDZI Z PRAWDĄ. I chodzi mi o prawdę rozumianą ponad ludzkie chciejstwa, ponad iluzję, że skoro tak bardzo na czymś nam zależy, to już mocą samych tych pragnień świat się stanie po naszemu.
Funkcjonuje pewien schemat myślowy naiwnego idealizmu, polegający na tym, że wartości które ktoś tam uznał za wielkie i cenne powinny obowiązywać bez względu na jakiekolwiek realia. Wierząc w taki schemat, przyjmując priorytet tego schematu nad obserwacjami świata, a dodatkowo będący przekonanym, że AKTUALNE ROZUMIENIE owych szczytnych wartości jest już tym absolutnym i ostatecznym, niejeden człowiek czuje się upoważnionym, do zignorowania oczywistych faktów. A jeśli nawet owych faktów nie da się do końca zignorować bezpośrednio, to próbuje się je zignorować "tylnymi drzwiami", czyli najczęściej wprowadzając język, który rozmywa stare znaczenia, próbuje wcisnąć owe oczekiwane emocja za pomocą użytych sformułowań. Problem z takim podejściem jest tego rodzaju, że taka praktyka - totalnego skupienia się na emocjonalnej wymowie słów - ignoruje znaczenia w od strony logicznej, niszcząc w ten sposób poprawność komunikacji.

Przykładowo, jeśli tak - w imię wywyższenia kalek i postulowanej równości - zaczniemy traktować kaleki absolutnie na równi z ludźmi zdrowymi, to ktoś, kto za ową myślą w pełni pójdzie, poczuje się zwolniony z obowiązku dla owych kalek wsparcia. Bo to podejście jest logiczne - skoro niewidomy kuternoga, jest po prostu "sprawnym inaczej", to niech sobie sam radzi, to narzucanie się z jakąś pomocą byłoby wręcz formą nietaktu...
Uważam, że poprawną strategia likwidowania nierówności, wykluczenia, czy innych problemów dotyczących osób słabszych nie jest udawanie, że owych słabości ludzie nie mają, lecz PRZENIESIENIE WARTOŚCIOWANIA z prostego schematu "kto zdrowy, silny, młody i inteligentny ten lepszy" na "nie mamy prawa dokonywać ostatecznych ocen człowieka, taktownie pomagajmy, ale też wymagajmy od owych słabszych ZAAKCEPTOWANIA WŁASNEGO LOSU".
Tu dotykamy dość istotnego pytania: co jest ostatecznie lepsze dla kogoś, kto ewidentnie jest dotknięty jakąś formą słabości, stawiającą go niżej od reszty społeczeństwa - czy wmawianie sobie, że ta słabość nie istnieje, czy wręcz przeciwnie: zaakceptowanie faktów, przy jednoczesnym uznaniu, że słabość nie stanowi powodu, do potraktowania kogoś jako gorszego w ogólnoludzkim sensie?...
Ja stawiam zdecydowanie na tę drugą opcję - ona uwalnia mentalnie człowieka, podczas gdy ta pierwsza rozwleka tylko frustrację, gorycz, poczucie poniżenia. Wszak ludzie nie są głupi i, prędzej czy później się zorientują, iż ów "równy status" jest formą oszustwa, zaś całe to udawanie jest dokonywane MECHANIZMEM LITOŚCI ze strony otoczenia. I uświadamianie sobie tego (a kto mądry, to sobie to uświadomi) upokarza człowieka chyba bardziej, niż pogodzenie się z prawdą o własnej słabości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:45, 01 Gru 2019    Temat postu:

Wydaje mi się, że to unikanie podkreślania czyjejś słabości ma źródło w obawie przed stygmatyzacją. Np. jeśli jakiś student usłyszy od egzaminatora, że jest kiepski w jakimś aspekcie i powinien przemyśleć wybór innego kierunku studiów, to może wziąć to do siebie i uznać siebie samego jako kogoś, kto się nie nadaje do takiej roli. Jak widać taki egzaminator nie przekreśla wartości tego studenta jako studenta w ogóle, bo może się spełnić w innym obszarze, ale akurat na tym polu, na którym studentowi zależy, jest kiepski. Kluczowe jest to, że studentowi zależy akurat na tym kierunku.

Więc może zamiast kogoś etykietować jako słabeusza, lepiej dać mu bardziej miękki feedback, przekazując, w czym leży problem, nad czym student musi popracować, ale bez ferowania wyroków, bo może się okazać, że ten student wcale nie jest tak kiepski, tylko np. zjada go trema, nie potrafi się efektywnie uczyć, koncentruje nie na tym co trzeba, a ponadto nawet jeśli rzeczywiście jest kiepski, to sam się o tym przekona i to będzie mniej bolesne niż słyszeć to od kogoś.

Nie można też zapominać, że pewne cechy są po prostu w społeczeństwie premiowane, postrzegane jako wyróżniki bycia lepszym, bardziej atrakcyjnym i słabym pocieszeniem jest, że skoro nie jesteśmy ani ładni, ani inteligentni, ani wysportowani, ani nie mamy żadnych talentów, za to np. potrafimy wiązać buty albo zaparzyć sobie herbatę, a zatem - głowa do góry. Więc może to cackanie się to nie do końca głupi pomysł, jeśli komuś może zrobić się cieplej na sercu, jeśli wyróżnimy go jakimś pozytywnym słowem, nawet w naszym odczuciu na wyrost, a dzięki temu takiej osobie łatwiej będzie pogodzić się ze swoim losem, bo i do zawiązania buta czy zaparzenia kawy jakaś inteligencja jest potrzebna. Co więcej, człowiek, który jest dowartościowany, wierzy w siebie, na więcej potrafi się zdobyć. Jeśli uwierzy w to, że jest np. inteligentny, to rzeczywiście odnajdzie w sobie jakieś pokłady inteligencji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33567
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:21, 01 Gru 2019    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Nie można też zapominać, że pewne cechy są po prostu w społeczeństwie premiowane, postrzegane jako wyróżniki bycia lepszym, bardziej atrakcyjnym i słabym pocieszeniem jest, że skoro nie jesteśmy ani ładni, ani inteligentni, ani wysportowani, ani nie mamy żadnych talentów, za to np. potrafimy wiązać buty albo zaparzyć sobie herbatę, a zatem - głowa do góry. Więc może to cackanie się to nie do końca głupi pomysł, jeśli komuś może zrobić się cieplej na sercu, jeśli wyróżnimy go jakimś pozytywnym słowem, nawet w naszym odczuciu na wyrost, a dzięki temu takiej osobie łatwiej będzie pogodzić się ze swoim losem, bo i do zawiązania buta czy zaparzenia kawy jakaś inteligencja jest potrzebna. Co więcej, człowiek, który jest dowartościowany, wierzy w siebie, na więcej potrafi się zdobyć. Jeśli uwierzy w to, że jest np. inteligentny, to rzeczywiście odnajdzie w sobie jakieś pokłady inteligencji.

Zgadzam się z opisem, choć nie byłbym jednoznaczny w popieraniu wniosku. Osobistą moja wartością jest coś, co nazwałbym "kursem na bezkompromisową szczerość względem siebie". Przy czym nie zamierzam teraz optymistycznie twierdzić, iż jestem w stanie znieść każdą niewygodną prawdę na własny temat, albo że pogodzę się bez poważnej przykrości, czy wręcz traumy ze społecznym odrzuceniem. Takiego przekonania o swojej "epistemologicznej mocy" nie posiadam. Ale...
Ale jednocześnie - no właśnie tak jak napisałem: zdolność do przyjęcia trudnych prawd o sobie traktuję jako objaw mocy.
Nie chcę nikomu wskazywać, co on powinien. Nie zamierzam żądać od ludzi akceptacji tego, czego być może zaakceptować o sobie nie są w stanie. Bo nie znam osobniczych limitów emocjonalnych w tym zakresie. Deklaruję jednak coś innego - to, że NA ILE SIĘ DA, sam zamierzam zmuszać się do (nawet czasem bolesnej) szczerości w zakresie tego, kim się stałem, jaki jest mój status w różnych dziedzinach.
Jednocześnie też zdaję sobie sprawę, że przyjęcie problematycznych prawd o sobie może być czasem niezwykle trudne. Wręcz chciałbym się jakoś mentalnie przygotować do tego zadania, a także deklaruję jakąś postać pobłażliwości sobie w tych przypadkach, gdy okażę się względem jakiejś prawdy za słaby. A już na pewno nie zamierzam na tej zasadzie oceniać jakoś ostatecznie innych ludzi. Jednak...
... jednak DEKLARUJĘ STARANIA, deklaruję tę szczerość jako moją wartość, sam siebie chcę z tej szczerości rozliczać.
Dlaczego?

- Powód jest...
UTYLITARNY!
Uważam, że przestrzelenie swoich możliwości mechanizmem przekonania o sobie, powoduje więcej frustracji i rozczarowań, niż korzyści; więcej cierpienia, niż spełnienia. Jest taka postawa, w której człowiek - mający wysokie mniemanie o sobie - mówi kolejnym wyzwaniom: co, ja nie potrafię?!...
- Oczywiście, że potrafię!
Co jest efektem tej postawy?
- Często gigantyczny wysiłek włożony w nierealne wymagania względem siebie, aby i tak na koniec się przekonać, że to na nic! Zmarnowane lata zmagań ze zbyt trudnymi studiami, ciągła frustracja związana z kolekcjonowaniem miernych wyników w sporcie, nieustanne wewnętrzne zmagania między własnym niezadowoleniem z marnych wyników, a ambicją, która wciąż krzyczy: przecież stać cię na więcej! Czasem wiele lat tytanicznego wysiłku, nawet już po osiągnięciu owego wygórowanego celu (bardzo ciężką pracą można nadrobić brak osobniczych predyspozycji) ostatecznie, gdy się spojrzy na to z oddalania, z rozsądkiem pokaże takiemu ambitnemu że:
- to, co inni wzięli mimochodem, bez poświęcania innych ważnych wartości, ja musiałem zdobywać poprzez pasma wyrzeczeń
- teraz i tak tamci są lepsi, a na pewno mają wiele energii, radość życia, podczas gdy ja jestem już WYPALONY, bo za dużo energii zainwestowałem w coś, co mnie ostatecznie przerasta.
- jednocześnie da się zauważyć, że ci mniej ambitni, ci co dobrali sobie zadania zgodnie z predyspozycjami, choć może jakiegoś tam szczególnego statusu (który ja mam, ale który wcale nie jest jakimś ostatecznym spełnieniem życia) nie mają, to oni mają swoje życie, mają siebie, potrafią iść do przodu swoją, może mniej ambitną, ale za to właściwą dla ich osobowości i zdolności drogą.

Cackanie się, które uważam za formą błędu, ma więc swój przeciwbłąd - nadmierną ambicję. A co ciekawe, one - mimo że są na przeciwnych biegunach - w życiu potrafią się ze sobą skleić. Bo cackanie się ze swoimi emocjami na zasadzie "przecież jestem wspaniały i wszystko mogę" (po to, aby mieć to przyjemne przekonanie), jeśli ktoś się nie zorientuje, że tu oszukuje, że nie powinien tego brać na serio, ostatecznie może skutkować właśnie postawą opisywanej tu głupiej ambicji.
Jestem zwolennikiem pragmatycznych koncepcji prawdy. Dla mnie prawdą jest to, co jakoś DA SIĘ Z SUKCESEM UŻYĆ do podejmowania dalszych decyzji. Z prawdziwej informacji o posiadanych pieniądzach da się sklecić poprawną decyzję zakupową, z informacji fałszywej ta decyzja z większym prawdopodobieństwem będzie chybiona. Z poprawnego obrazu siebie wynikają użyteczne decyzje na temat tego, czemu podołam, a czemu nie, a zatem nie podejmę się czegoś, co mnie przerasta i dalej nie zawalę ważnych zobowiązań, nie rozczaruję tak innych ludzi, jak i siebie. Prawda jest użyteczna - na niej można budować poprawne wybory. Z fałszu oczywiście też czasem może wyniknąć pozytywny wybór, ale raczej już przypadkowo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:00, 01 Gru 2019    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Uważam, że przestrzelenie swoich możliwości mechanizmem przekonania o sobie, powoduje więcej frustracji i rozczarowań, niż korzyści; więcej cierpienia, niż spełnienia.

A nie masz wrażenia, ze osoby, które mają tendencję do przeceniania swoich możliwości, jednocześnie nie doceniają ciężaru porażki, a tym samym znacznie lżej te potknięcia znoszą? Moim zdaniem właśnie z tego lekkiego podejścia wynika taka ryzykowna przecież postawa. Owszem, ryzykują tym, że się przejadą, ale ich motto życiowe brzmi "lepiej zrobić i żałować tego co się zrobiło niż żałować, że się nie spróbowało". Na takie osoby często sama porażka działa motywująco.

Natomiast osoby, które mają tendencję do niedoceniania swoich możliwości, przeceniają z kolei ciężar porażki, ma ona większy wpływ na ich samoocenę, motywację, stąd stronią od ryzyka, bo rzeczywiście mają za dużo do stracenia, wolą nie zrobić i nie żałować, że spróbowali niż spróbować i a nuż coś z tego wyjdzie. Porażka działa na nich demotywująco.

W ogóle się zastanawiam, czy jest coś takiego jak "poprawny obraz siebie", bo w sumie to skąd czerpać wzorzec? Jeśli przyjmiemy, że poprawny = skuteczny, to musimy tę skuteczność badać na podstawie tego, jak sprawdza się w osiąganiu celów, a te cele każdy ma inne. Jeden może sobie obrać cel - przełamania swoich słabości, a tym samym pozytywny obraz siebie będzie bardziej skutecznym wzorcem, a z kolei jeśli ktoś za cel sobie obierze unikanie frustracji i porażek, to bardziej skuteczne będzie trzymanie się wzorca bardziej negatywnego.


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Nie 23:01, 01 Gru 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33567
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:20, 02 Gru 2019    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Uważam, że przestrzelenie swoich możliwości mechanizmem przekonania o sobie, powoduje więcej frustracji i rozczarowań, niż korzyści; więcej cierpienia, niż spełnienia.

A nie masz wrażenia, ze osoby, które mają tendencję do przeceniania swoich możliwości, jednocześnie nie doceniają ciężaru porażki, a tym samym znacznie lżej te potknięcia znoszą? Moim zdaniem właśnie z tego lekkiego podejścia wynika taka ryzykowna przecież postawa. Owszem, ryzykują tym, że się przejadą, ale ich motto życiowe brzmi "lepiej zrobić i żałować tego co się zrobiło niż żałować, że się nie spróbowało". Na takie osoby często sama porażka działa motywująco.

Myślę, że są osoby o takich profilu, jak piszesz, jednak to jest inny profil, niż ten, o którym piszę ja. Wszystko razem jest więc dużo bardziej skomplikowane, bo w masie ludzkich charakterów jest miejsce na wiele opcji.

towarzyski.pelikan napisał:
W ogóle się zastanawiam, czy jest coś takiego jak "poprawny obraz siebie", bo w sumie to skąd czerpać wzorzec? Jeśli przyjmiemy, że poprawny = skuteczny, to musimy tę skuteczność badać na podstawie tego, jak sprawdza się w osiąganiu celów, a te cele każdy ma inne. Jeden może sobie obrać cel - przełamania swoich słabości, a tym samym pozytywny obraz siebie będzie bardziej skutecznym wzorcem, a z kolei jeśli ktoś za cel sobie obierze unikanie frustracji i porażek, to bardziej skuteczne będzie trzymanie się wzorca bardziej negatywnego.

Dla mnie owa poprawność polega na unikaniu robienia rzeczy ewidentnie nieperspektywicznych, bezsensownych, z których NA PEWNO nie będzie żadnej korzyści. Oczywiście warto jest być przygotowanym na potencjalne porażki, warto jest mieć świadomość, że każdy wybór ma zarówno dobre, jak i złe strony, zaś ryzyko jakieś będzie zawsze. Więc to ryzyko trzeba wkalkulować w życiowe strategie. Chodzi mi jednak o to, aby jednak eliminować zachowania i postawy, dla których szansa na zrealizowanie się pozytywnego scenariusza jest bliska zeru.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 7:31, 02 Gru 2019    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Dla mnie owa poprawność polega na unikaniu robienia rzeczy ewidentnie nieperspektywicznych, bezsensownych, z których NA PEWNO nie będzie żadnej korzyści.

A skąd mamy wiedzieć, że z robienia jakichś rzeczy na pewno nie będzie żadnych korzyści?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33567
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:52, 02 Gru 2019    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Dla mnie owa poprawność polega na unikaniu robienia rzeczy ewidentnie nieperspektywicznych, bezsensownych, z których NA PEWNO nie będzie żadnej korzyści.

A skąd mamy wiedzieć, że z robienia jakichś rzeczy na pewno nie będzie żadnych korzyści?

Np. stąd, że cel jest totalnie nierealny bądź wręcz sprzeczny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:10, 02 Gru 2019    Temat postu:

Pytanie, czy można wiedzieć, że cel jest nierealny, jeśli nie spróbujemy go osiągnąć. Np. są osoby, które 50 razy podchodzą do egzaminu na prawo jazdy. Wydaje się, ze rzucają się z motyką na słońce już po 10 porażce, a jednak za 50 razem mają prawko i mogą sobie śmigać autem.

Innym razem może się nie uda spełnić jakiegoś celu, ale przy okazji osiągniemy coś innego, np. ktoś chciał zostać wybitnym śpiewakiem, ale wyszło z czasem, ze nie ma talentu wokalnego, zaczął jednak mimo to wstawiać swoje nagrania na yt i zauważył go ktoś z branży filmowej odkrywając w nim talent sceniczny.

Nie jest w ogóle powiedziane, że nieosiągnięcie celu nie przyniesie żadnych korzyści. Jedną z najcenniejszych korzyści jest dowiedzenie się o swoich ograniczeniach, słabościach.


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Pon 12:11, 02 Gru 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33567
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:50, 02 Gru 2019    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Pytanie, czy można wiedzieć, że cel jest nierealny, jeśli nie spróbujemy go osiągnąć. Np. są osoby, które 50 razy podchodzą do egzaminu na prawo jazdy. Wydaje się, ze rzucają się z motyką na słońce już po 10 porażce, a jednak za 50 razem mają prawko i mogą sobie śmigać autem.

Ja tutaj myślę, a ewidentnych, a nie wątpliwych sytuacjach - np. wygraniu konkursu chopinowskiego przy braku talentu muzycznego. Typowym problemem nie do rozwiązania jest śmierć bliskich osoby - można sobie z żałobą tylko poradzić we własnych myślach, celem może być tylko właśnie ułożenie tego cierpienia straty w sobie, a nie naprawa tego w świecie. Powiedziałbym wręcz, że żałoba, zagadnienie śmierci jest swoistym epistemologicznym...
darem! Ona uczy nas, że są rzeczy - co prawda bardzo bolesne - lecz NIEPRZEKRACZALNE, Świadomy człowiek powinien ten fakt nieprzekraczalności niektórych rzeczy jakoś oswoić, wdrukować w system emocji. Jeśli ktoś tego nie uczyni, jeśli pozostanie na (jakoś chyba wrodzonym, powszechnym) stanowisku, że zawsze trzeba walczyć, piąć się, iść do przodu, to czeka go cierpienie. Bo nawet gdybyśmy zostali bogami, którzy mogą wykonać dowolną przemianę w świecie materii, nawet gdybyśmy w znacznie większym stopniu byli w stanie opanować świat idei, to coś pozostanie. Pozostanie coś, co nawet dla samego Boga jest chyba nieprzekraczalne - sprzeczność we własnych pragnieniach.
Wewnętrzna sprzeczność, sytuacja w której pragniemy czegoś, a jednocześnie pragniemy (z równą siłą) zaprzeczenia tego czegoś może chyba być porównane do jakiejś formy grzechu pierworodnego, czyli do takiej kondycji umysłu której nijak z zewnątrz nie da się naprawić. Naprawić ją może jedynie sam właściciel, zmagając się z sobą, przekształcając to co sprzeczne w to, co spójne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33567
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:17, 02 Gru 2019    Temat postu:

Chcę do tego, co wcześniej pisałem dodać też dodatkowy komentarz. Ważny dla zrozumienia całości.
Bo w rzeczywistości tutaj mam POWAŻNY PROBLEM. Do pewnego stopnia ideał, który zarysowałem wcześniej sam jest jakoś jakby sprzeczny, niedoskonały. Zdaję sobie sprawę, że moje stanowisko też stanowi pewna formę słabości, braku pewnej kompetencji. Ja nie umiem ludzi pocieszać, nie umiem udawać, że jest dobrze, jeśli jest ewidentnie źle. A czasem chyba trzeba...
Są sytuacje, gdy kłamstwo jest lepsze niż - zbyt przytłaczająca - prawda. I zdaję sobie z tego sprawę. Ale bardzo źle się czuję w sytuacji, gdy mam (sobie czy komuś) kłamać, koloryzować. Jednak jednocześnie też mam świadomość, że nieraz inaczej się nie da, że jednak najwyższą wartością jest świadomość jako taka, więc jeśli owa świadomość nie daje rady, jeśli - na jakiś czas - nie wytrzymuję, uginając się pod naporem własnych sprzecznych pragnień, to trzeba to zaakceptować.
Zastrzegam, że mentalnie można moją postawę potraktować jako słabość (z czym się zgadzam). Choć z innej strony patrząc, jest to siła. Ale jest to też słabość, jest to problem, gdy trzeba pomóc komuś (nieraz sobie) w sytuacji, gdy właśnie natrafiamy na sytuację, która rozwiązania nie ma, kiedy można tylko przeczekać, przecierpieć, wytrwać.
Nieraz obserwuję kobiety, które gadają godzinami o swoich problemach. Gadają, pocieszają się, wyżalają. Ja od takiego gadania zwykle trzymam się z daleka, bo mnie ono najczęściej tylko irytuje, mierzi, nie wiem jaki jest jego jego sens. Normalnym trybem myślenia i odczuwania jest u mnie zasada "krótka piłka": uznać jak jest, zobaczyć, przeanalizować, znaleźć stosowne drogi reakcji, działania. Ale nie roztkliwiać się nad tym wszystkim (szczególnie nad sobą) nie cackać. Bo każda minuta takiego roztkliwiania się, bez jasnego celu działania rozdrapuje tylko rany.
Jednak widzę, że kobiety (przynajmniej niektóre) mają jakby inaczej - potrafią się "tylko wygadać". Tam gdzie mężczyzna czuje się w obowiązku znaleźć rozwiązanie, a potem je zastosować w celu załatwienia problemu, rozliczenia go, na koniec może zapomnienia bo sprawa została załatwiona, kobieta może go wciąż trzymać w swoim umyśle, uczuciach, rozmawiać o nim, trwać z nim. Ale w licznych sytuacjach to kobiece podejście jakby miało więcej sensu... :think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 13:20, 02 Gru 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:28, 02 Gru 2019    Temat postu:

Niektórzy ludzie po prostu odczuwają ulgę, kiedy podzielą się z kimś swoim problemem, kiedy przestaną być sami z tym problemem. Jakoś im łatwiej wówczas przez to przejść. Z kolei inne osoby mają dokładnie na odwrót - unikają jak ognia rozmawiania o problemach, bo to tylko pogarsza sytuację, szczególnie jeśli osoba, której się zdradzi problem, zacznie panikować i im się ta panika udzieli.

Jednak na korzyść tego "kobiecego" podejścia przemawia fakt, że to mężczyźni częściej od kobiet popełniają samobójstwa m.in. dlatego, że o problemach nie rozmawiają. A niektórych problemów nie da się rozwiązać w pojedynkę, szczególnie chodzi o te problemy natury psychicznej/egzystencjalnej. Siłą by tutaj było jednak mieć odwagę poprosić o pomoc i otuchę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33567
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:10, 02 Gru 2019    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Niektórzy ludzie po prostu odczuwają ulgę, kiedy podzielą się z kimś swoim problemem, kiedy przestaną być sami z tym problemem. Jakoś im łatwiej wówczas przez to przejść. Z kolei inne osoby mają dokładnie na odwrót - unikają jak ognia rozmawiania o problemach, bo to tylko pogarsza sytuację, szczególnie jeśli osoba, której się zdradzi problem, zacznie panikować i im się ta panika udzieli.

Jednak na korzyść tego "kobiecego" podejścia przemawia fakt, że to mężczyźni częściej od kobiet popełniają samobójstwa m.in. dlatego, że o problemach nie rozmawiają. A niektórych problemów nie da się rozwiązać w pojedynkę, szczególnie chodzi o te problemy natury psychicznej/egzystencjalnej. Siłą by tutaj było jednak mieć odwagę poprosić o pomoc i otuchę.

Jednak to chyba nie jest takie proste, że można by mężczyznom poradzić kobiece podejście do sprawy. Mężczyzna po wygadaniu się często wcale nie poczuje się lepiej, tylko gorzej. Ja, gdybym miał się za dużo zwierzać z pewnych moich myśli i odczuć, prędzej wpadłbym w jakąś konfuzję, myślowy kociokwik, bo rzadko wygadanie się przynosi mi ulgę, a za to często wywołuje konsternację - czy właściwie coś powiedziałem, czy może robię z tym błąd, a może ktoś mnie opacznie zrozumiał?... itp. - tylko nowe konfuzje i problemy, a niespecjalnie ulga. Choć to może trochę zależy od osoby, której się zwierzamy i warunków w jakich to się odbywa, więc nie twierdzę tu nic na sztywno.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Rozbieranie irracjonalizmu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin