Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Bóg i problem ludzkich charakterów
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Religie i wyznania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2830
Przeczytał: 84 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 3:26, 05 Sty 2025    Temat postu: Bóg i problem ludzkich charakterów

Czytam sobie ciekawą książkę filozofa C.S Lewisa, choć w zasadzie to tylko wracam do poszczególnych rozdziałów, bo książka już dawno przeczytana, ale pewne wątki trafiają obecnie bardziej niż kiedyś.

Autor w tym rozdziale zaczyna od opisu skomplikowanych relacji ludzkich, które sprawiają, że życie staje się trudniejsze.

Cytat:
Można by chyba założyć, iż siedem z dziesięciu osób czytających ten tekst przyznałoby się do takich czy innych nieporozumień z jakimś drugim człowiekiem. (...) Miejmy nadzieję, iż nie często wspominamy o tych trudnościach (zwłaszcza domowych) komuś z zewnątrz. Czasem jednak robimy to. Znajomy pyta, czemu wyglądamy tak posępnie, i oto prawda wychodzi na jaw. Przy takiej okazji znajomy zwykle mówi: "Dlaczego więc im nie powiesz? Dlaczego nie pójdziesz do swojej żony (czy męża, ojca, córki, szefa, właścicielki domu, lokatora) i nie wygarniecie sobie wszystkiego nawzajem? Ludzie zwykle są rozumni. Trzeba tylko sprawić, żeby zobaczyli rzeczy we właściwym świetle. Wytłumacz im to w sensowny, spokojny przyjazny sposób". A my, bez względu na to, co głośno mówimy, myślimy sobie ze smutkiem: "On nie zna Iksa". My znamy i wiemy, jak beznadziejne jest przekonywanie "Iksa" o jakiekolwiek racji.


To jest bardzo mądry rozdział i wiele trafnych, życiowych myśli można tu znaleźć, ale nie ze wszystkim zgadzam się, a przynajmniej mam jakieś wątpliwości, co do niektórych tez tego ciekawego myśliciela. Ów myśliciel odrzuca apokatastaze, tzn. nie ma on problemu myśleć o tym, że niestety pewni ludzie przez wieczność będą się męczyć, on szczerze nie widzisz żadnego rozwiązania. Można to wybaczyć. W końcu nie każdy miał i ma w życiu okazję spotkać Wujazboja. ;-P

Później autor pisze..
Cytat:
Wiadomo, że w rzeczywistości jakakolwiek próba dojścia do porozumienia z "Iksem" rozbije się o starą fatalną wadę jego charakteru. Patrząc wstecz, dostrzegamy, jak wszystkie plany, kiedykolwiek robione, spełzły na niczym przez tę fatalną wadę - przez "Iksa" nieuleczalną zazdrość lub lenistwo, drażliwość lub swoistą tępotę, apodyktyczność, kłótliwość czy niestałość.
(...)
To wielki krok naprzód zdać sobie sprawę, że taka jest rzeczywistość, uznać fakt, iż nawet gdyby wszystkie zewnętrzne sprawy układały się pomyślnie, prawdziwe szczęście wciąż będzie zależało od charakteru ludzi, z którymi przyszło ci żyć, i że ich charakterów nie jesteś w stanie zmienić.


Pomału dochodzę do sedna tematu. Trudno nie zgodzić się z wnioskami autora, że ciężko zmienia się charaktery ludzi. Później autor też zachęca do pomyślenia nad własnymi wadami charakteru, bo to nie jest tak, że inni to są ci zawsze źli, a my to jesteśmy świeci.

Cytat:
Musimy bardziej kochać "Iksa" i nauczyć się widzieć siebie jako istotę dokładnie tego samego rodzaju. Niektórzy twierdzą, że niezdrowo jest ciągle myśleć o swoich wadach. Byłoby znakomicie, gdyby większość z nas potrafiła przestać myśleć o własnych wadach bez natychmiastowego zastąpienia tego myśleniem o cudzych. Niestety czerpiemy przyjemnośćz myślenia o wadach innych ludzi. Jest to najbardziej patologiczna przyjemność na świecie.


Dalej autor zachęca do zmiany siebie. Trzeba to zacząć robić, bo każdy dzień zwłoki czyni początek trudniejszym.

Ale muszę przewrócić kilka stron do tylu, bo autor rozprawia też na temat Boga.

Cytat:
W tym miejscudochodzimy do sedna sprawy. Zrozumiawszy to, doświadczyłeś po raz pierwszy przelotnego spojrzenia na sytuację, w której znajduje się Bóg. Jest to bowiem do pewnego stopnia ta sama rzeczywistość, z jaką się boryka nasz Pan. Dał On ludziom świat bogaty i piękny, by na nim żyli. Dał rozum, żeby wskazywał im, jak z dóbr tego świata korzystać, i sumienie, by mówiło im, w jaki sposób powinno się z nich korzystać. Sprawił, by to, czego potrzebują do życia biologicznego (pokarm, napój, odpoczynek, sen, ruch), sprawiało im prawdziwą przyjemność. Dokonawszy tego wszystkiego, Bóg widzi, jak wszystkie Jego plany są niszczone w ten sam sposób, w jaki ulegają zniszczeniu nasze małe plany - przez niegodziwość innych ludzi. Wszystko, co On im ofiarował po to, by byli szczęśliwi, oni obracają w okazję do kłótni i zazdrości, nadużyć, zachłanności i bufonady.


Tu jest pierwsza sprawa nad którą chciałbym się zatrzymać i postawić pytania: czy plany wszechmocnej, wszechwiedzącej istoty mogą być niszczone? Czy Bóg tego nie mógł przewidzieć? Czy naprawdę On w ten sposób może odbierać to, co robią ludzie, że my niszczymy Jego plany? Mnie wydaje się, że plany Boga - jeśli istnieje - to realizują się tak jak to zaplanował, w końcu wszechmoc i wszechwiedza to nie są jakieś puste pojęcia? A może Bóg jest omylnym eksperymentatorem? Ale czy wtedy mówimy jeszcze o Bogu? Może nic nie niszczymy, bo tak ma być jak jest? Bóg wie, że to jest pewien nieunikniony etap niedojrzałych jeszcze stworzeń, które dopiero uczą się siebie i świata? Przecież nikt z nas nie przychodzi na ten świat z głębokim rozumieniem własnej natury. :think:

Ale idźmy dalej.

Cytat:
Ktoś może powiedzieć, że w przypadku Boga sprawa przedstawia się zupełnie inaczej, ponieważ gdyby On chciał, mógłby zmienić ludzkie charaktery, a my nie jesteśmy wstanie. Ta różnica jednak nie sięga tak głęboko, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Bóg ustalił regułę dla siebie samego, że nie będzie zmieniał charakterów ludzi wbrew nim samym. Może je zmieniać i będzie to czynił - ale tylko jeżeli Mu ludzie na to pozwolą. W ten sposób rzeczywiście i prawdziwie ograniczył swą moc.


Tu się zatrzymam. Czy filozof sugeruje, że Bóg jest bezradny wobec swoich własnych stworzeń? Czy naprawdę Bóg mógł powołać ten świat i wszystko zostawić w rękach przypadku? Jak się ludzie zmienia bądź pozwolą zmienić to Bóg pomoże, a jak wyjdzie, że nie dadzą zgody to cóż.. Zostaną sami ze swoim problemem? Oczywiście, nie wierzę, aby Bóg zmieniał kogoś na siłę, czyli wbrew chorej wolności człowieka, Bóg szanuje subiektywne poczucie wolności własnych stworzeń, ale nie wierzę w to, że pozostaje na tę sytuację tak całkowicie obojętny, że jednak będzie próbował dotrzeć do swoich "zatwardziałych" w swoim charakterze stworzeń i będzie chciał je ocalić. Bóg pomoże człowiekowi zobaczyć to, że warto się zmienić i trzeba to zrobić.

Cytat:
Czasem zastanawiamy się, czemu to zrobił, lub nawet wolelibyśmy, by tego nie uczynił, lecz On najwyraźniej widzi w tym jakąś wartość. Woli mieć świat istot wolnych, z całym ryzykiem, jakie to za sobą pociąga, niż świat ludzi, którzy jak maszyny postępowaliby właściwie, nie potrafiąc inaczej. Im lepiej sobie wyobrazimy, jak wyglądałby świat idealnych automatycznych istot, tym łatwiej, sądzę, zrozumiemy Jego mądrość.


I znowu pojawia się kwestia wolności, która ostatnio na forum była wałkowana. Przyznaję, że powyższy argument jest wyrazisty i trudny do odparcia. Zastanówmy się, gdzie autor ma rację, a gdzie ją moim zdaniem traci. Owszem, gdyby Bóg sprawił świat w taki sposób, że niedojrzała istota ludzka mogłaby tylko wybierać to, co dobre i właściwe w oczach Boga to bylibyśmy jak automaty. Człowiek musi mieć możliwość też czynienia tego, co niewłaściwe i ogólnie mówiąc "złe". Ale to nie znaczy, że wszystko będzie takim samym wyrazem wolności!! Niedojrzała istota ludzka, która dopiero poznaje siebie, która jest mocno ograniczona w swoich zdolnościach, wiedzy, w swoim postrzeganiu oraz nie wie czego tak naprawdę potrzebuje do szczęścia i przy tym ma na starcie nieuporządkowane pragnienia - będzie często podejmować wybory przypadkowe, będzie ulegać pozorom, jej wolność będzie mocno ograniczona i spętana.

Bóg nie tyle ma świat "istot wolnych", co raczej świat istot dopiero się doskonalących, ale na tę chwilę słabo dojrzałych, co również ma swoje konsekwencje w temacie wolności.

Dalej autor stwierdza, że Bóg ma doskonałe spojrzenie na człowieka i widzi jego wszelkie wady, cały charakter, ale też stwierdza, że "Bóg kocha ludzi mimo ich wad. On nie przestaje kochać. Nie pozwala ustać miłości."
To ważna uwaga, bo jak sobie przypomnę, co np. fedor wypisywał na temat miłości Boga to mi się słabo robi. 🙂
Nie powinniśmy powątpiewać w bezwarunkową i stałą miłość Boga do człowieka. Przecież to jest fundament chrześcijaństwa - Bóg jest miłością. Kto w to nie wierzy to jego wiara nie ma prawa być sensowna.

Jeszcze tylko mały fragment myśli C.S. Lewisa.

Cytat:
Nawet Bóg z całą swoją mocą nie jest wstanie uczynić "Iksa" prawdziwie szczęśliwym, tak długo jak "Iks" pozostaje zawistny, egocentryczny i złośliwy. Możesz być pewien, że i w tobie jest coś, co - o ile nie zostanie zmienione - nie pozwoli mocy Bożej ochronić cię przed wiecznym nieszczęściem. Dopóki to coś pozostaje, nie zaznasz przedsmaku nieba, podobnie jak słodycz zapachu nie dotrze do człowieka zakatarzałego, a piękno muzyki do kogoś, kto jest głuchy. Bóg nie potrzebuje "wysyłać" nas do piekła. W każdym z nas rozwija się coś, co samo stanie się piekłem, o ile nie zostanie zduszone w zarodku. Sprawa jest poważna: oddajmy się więc w Jego ręce natychmiast - dziś, w tej chwili.


Myślę, że autor ma rację - człowiek, który będzie w sobie nosił jakieś "zło" to to zło będzie go zatruwało i sprawiało, że ktoś taki nie będzie zdolny zafunkcjonować w niebie, ale..
Dlaczego by myśleć, że Bóg - Stwórca świata i człowieka - pozostaje bezradny wobec najbardziej pogubionego w swoim człowieczeństwie człowieka?
Wierzę, staram się wierzyć, że Bóg jest wstanie ocalić każdego. Nie muszę wiedzieć jak, wystarczy mi sama nadzieja.


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Nie 3:41, 05 Sty 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5754
Przeczytał: 59 tematów


PostWysłany: Nie 13:19, 05 Sty 2025    Temat postu:

Zło identyfikujecie przez zasady, których wewnętrznej sprzeczności nie potraficie rozwiązać. Wprowadzacie mnóstwo założeń, jak istnienie Boga i jego atrybutów, które zdefiniowały świat, a potem się dziwicie, że się to wam nie spina. Taką postać rzeczy tłumaczycie swoją niedoskonałością i nieznajomością prawdy, ale zarazem uparcie trzymacie się swoich poglądów i prawdziwości założeń.
Taki model nie ma prawa działać, dlatego należy go odrzucić i odbudować na nowo, bez błędnych założeń. Można to zrobić w łonie wiary katolickiej, tak jak robił to Józef Tischner, dzięki czemu założenia pojawią się pod koniec, a nie na starcie, co wyraźnie je uwydatni, obnażając ich iluzoryczną naturę.

Polecam podejście Tischnera, bo przyjął metodę fenomenologiczną, dzięki czemu mógł poprawnie określić "ja" jako fenomen rodzący się i rozwijający z dialogu\relacji. (w tym momencie, samoistnie pękła na pół szklana miska stojąca tuż obok moje głowy. Uznam, że to przypadek, a nie znak od Boga).
Niestety przez wprowadzenie w taki układ bezpodstawnego i nienaruszalnego założenia jakim jest Bóg, Tischner przerywa dalszą redukcję fenomenologiczną i dalsza analiza doprowadza go do egzystencjalnego dramatu. Dramaturgia życia ludzkiego polega u niego, na nieustannym napięciu między wolnością a odpowiedzialnością, prawdą a fałszem, dobrem a złem. To napięcie jest wyrazem uzyskanej sprzeczności, nadającym wartość cierpieniu. Analiza fenomenologiczna poprowadzona dalej wyrażona jest w buddyjskiej koncepcji pustki, jako doskonale satysfakcjonującej perfekcji bytu. Niestety chrześcijaństwo nie może sobie na taką konsekwentność pozwolić, bo prowadzi to do redukcji Boga (jak i każdego bytu) do fenomenu zrodzonego z relacji, więc zależnego od tego, kto istnienie Boga postuluje. Innymi słowy, analiza fenomenologiczna dowodzi, że Bóg, tak samo jak "ja", jest zmyślony, bo powstaje dopiera w relacji z "innym". Jeżeli odrzuci się ten fakt, wprowadzając wiarę w stały element (Boga), doprowadzi do to dramatu moralnego, w którym wolne wybory będą zawsze w opozycji do Boga. To prowadzi do napięcia wynikającego z naturalnej presji, aby kształtować Boga na swój obraz.
Prowadzi to również do sprzeczności logicznej, bo w momencie gdy strona relacji staje się stałą, przestaje być relacją (dwa byty o stałej relacji, stając się jednym bytem), a więc, zgodnie z twierdzeniem o "ja" jako rodzącym i rozwijającym się z relacji, tak "ja" jak i Bóg, w relacji ze sobą przestają istnieć. Na szczęście, swojej istnienie opieramy o relację z innymi ludźmi, a więc bytami relatywnymi, przez to zmiennymi, zależącymi od nas.
Chrześcijaństwo ucieka od tej konkluzji, porzucając dalszą redukcję i skupiając się na dalszym budowaniu relacji, a nie konsekwencjach jej zaniku, co jednak czyni tę relację dramatyczną, i ten temat właśnie to tych dramatach mówi. To są problemy wygenerowane. Wiara katolicka walczy z problemami, które sama wygenerowała.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34013
Przeczytał: 60 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:26, 05 Sty 2025    Temat postu:

Banjankri napisał:
Dramaturgia życia ludzkiego polega u niego, na nieustannym napięciu między wolnością a odpowiedzialnością, prawdą a fałszem, dobrem a złem. To napięcie jest wyrazem uzyskanej sprzeczności, nadającym wartość cierpieniu. Analiza fenomenologiczna poprowadzona dalej wyrażona jest w buddyjskiej koncepcji pustki, jako doskonale satysfakcjonującej perfekcji bytu. Niestety chrześcijaństwo nie może sobie na taką konsekwentność pozwolić, bo prowadzi to do redukcji Boga (jak i każdego bytu) do fenomenu zrodzonego z relacji, więc zależnego od tego, kto istnienie Boga postuluje. Innymi słowy, analiza fenomenologiczna dowodzi, że Bóg, tak samo jak "ja", jest zmyślony, bo powstaje dopiera w relacji z "innym". Jeżeli odrzuci się ten fakt, wprowadzając wiarę w stały element (Boga), doprowadzi do to dramatu moralnego, w którym wolne wybory będą zawsze w opozycji do Boga. To prowadzi do napięcia wynikającego z naturalnej presji, aby kształtować Boga na swój obraz.

A ciekaw jestem, czy kiedykolwiek rozważałeś co by było, gdyby owo napięcie, które tutaj opisujesz w ogóle nie powstało. Na czym wtedy osobowość miałaby "pracować", co miałoby być bazą jej funkcjonowania?
Pustka?...
Pustka niczego nie wyróżnia. Pustka jest jednolita, nawet nie wiem, czy jakkolwiek odczuwalna. Ja to, co tutaj określasz jako "dramat moralny" diagnozuję jako WYZWANIE, na bazie którego tworzy się motywacja do czegokolwiek, do życia, odczuwania, podejmowania jakiejkolwiek inicjatywy.
Co jest alternatywą? - Chyba tylko KOLAPS ŚWIADOMOŚCI, do jakiegoś stanu, w którym "lepiej, aby raczej było nic, niż coś".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5754
Przeczytał: 59 tematów


PostWysłany: Nie 19:27, 05 Sty 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
A ciekaw jestem, czy kiedykolwiek rozważałeś co by było, gdyby owo napięcie, które tutaj opisujesz w ogóle nie powstało. Na czym wtedy osobowość miałaby "pracować", co miałoby być bazą jej funkcjonowania?

Opisałem to we wcześniejszym poście. Usunięcie owego napięcia jest istotą buddyzmu, więc rozważałem to tak merytorycznie jak i aplikowałem praktycznie. Odpowiadając dalej, nie muszę się jednak opierać o żadną doktrynę, bo fenomenologia ma to do siebie, że jest spójna niezależnie od kultury. Za to cenię wspomnianego Tischnera, bo potrafił zauważyć wartość w tego typu rozumowaniu, i nie walczył z, a budował na teoriach Husserla.
Odpowiadając na pytanie, na czym buduje świadomość musielibyśmy zejść na samo dno jestestwa, które przyjmuje tam dualną naturę. U Tischnera będzie do podmiot, subiektywny kontekst zbudowany z charakterystyk, który redukowany prowadzi do uogólnienia w pełnię, i "ja" szczególne, które redukowane prowadzi do punktu odniesienia. Tischner jednak nie potrafił rozwiązać problemu tej interakcji, dlatego uznał, że oba komplementarnie tworzą jaźń, będącą ostateczną formą redukcji. Taki punkt odniesienia potrzebuje obiektu interakcji, w który włożył Boga. Rzecz w tym, że to niepotrzebne założenie, które wymuszone jest jedynie wcześniejszym scaleniem podmiotu i "ja" w jednorodną jaźń, a do tanga trzeba dwojga. Tischner nie wpadł na to, jak zresztą inni, że podmiot i "ja" to dwie różne świadomości, funkcjonujące równolegle, z relacji których rodzi się jaźń. Tak jak wcześniej pisałem, i również według Tischnera, "ja" jest fenomenem rodzącym się z relacji. Relacja ta nie jest jednak symetryczna. Dla przykładu, jeśli dwie osoby istnieją w relacji, to można by zakładać, że jedna robi projekcję "ja" w drugą. Ty zakładasz istnienie mojego ja, a ja zakładam istnienie twojego, i wchodziły dzięki temu w relację. Narodziny "ja" nie mają jednak nic w wspólnego z założeniami drugiej osoby, bo moje "ja" nie pochodzi od ciebie. Moje "ja" jest pochodną twojego założenia mojego "ja". Innymi słowy, próbuję współczuć to "ja" które ty mi nadajesz, i tak wytarzam własne "ja". Ty odnosisz się do mnie tak jakbym ja miał "ja", w reakcji na co, jak zachowuję się tak, jakbym miał "ja". Moje "ja" jest moją projekcją twojego założenia.
A co się stanie, jak nasza relacja się skończy? Moje "ja" się rozpadnie? Nie, ale w takim wypadku, potrzebujemy stałej relacji, którą Tischner upatrywał w relacji z Bogiem. Takie granie w ping-ponga ze ścianą. Rzecz w tym, że umysł ma dualną naturę, i "ja" może odbić się od podmiotu, i to właśnie robi. Robi projekcję "ja" w podmiot, który uznaje za samego siebie, po czym nadaje mu istnienie współczując go. Tischner szukał odpowiedzi, czym jest to ostateczne Ja, czy to jest podmiot redukujący się do pełni, czy obiektowe "ja" redukujące się do punktu. Nie mogąc tego rozwiązać (przez kulturowe założenia) założył istnienie jaźni będącą scaleniem tych dwóch. Ten problem łatwo jednak rozwiązać, bo wyraźnie widać, że "ja" ze swoją projekcją siebie jest fenomenem wtórnym, zrodzonym z projekcji na podmiotem. Usuwając go pozostajemy więc z podmiotem. Czyli z czym? Z kontekstem doznania zredukowanym do pełni, czyli niczym innym jak obecnym momentu, tu i teraz, który jest pusty, bo nie zawiera jeszcze projekcji. Ten moment nie ginie w czasie, bo czas jest tworem powstałym po "ja", po projekcji istnienia. Jest za to wiecznym, absolutnym "teraz", pełnym, a zarazem pustym. I to jest coś, o czym mówią chrześcijańscy mistycy, nazywając to Bogiem. Problem w tym, że jak nadasz mu istnienie, wpada w czas i przyjmuje trwałe charakterystyki, których wieczny moment nie ma.
Wracając do twojego pytania, osobowość rodzi się samoistnie jako założenie powstające w relacji z "innym". Innymi słowy, jest echem odbitym od obecnego momentu.

Cytat:
Pustka niczego nie wyróżnia. Pustka jest jednolita, nawet nie wiem, czy jakkolwiek odczuwalna. Ja to, co tutaj określasz jako "dramat moralny" diagnozuję jako WYZWANIE, na bazie którego tworzy się motywacja do czegokolwiek, do życia, odczuwania, podejmowania jakiejkolwiek inicjatywy.
Co jest alternatywą? - Chyba tylko KOLAPS ŚWIADOMOŚCI, do jakiegoś stanu, w którym "lepiej, aby raczej było nic, niż coś"

Po pierwsze, pojęcie dramatu wprowadza Tischner, bo uczciwie podchodzi do konsekwencji swoich założeń. Ja nie ma tego problemu, bo ja nie robię takich założeń jak on.
Co do pustki, tak racja, ona z definicji niczego nie wyróżnia, jest jednolita, ale jest odczuwalna jako konsekwencja tych aspektów, czyli satysfakcja, mistyczna łaska.
Teraz, skąd potrzeba podejmowania jakiejkolwiek inicjatywy? Inicjatywa ma sens tylko wtedy, kiedy jesteśmy w stanie niedoskonałości, dyssatysfakcji, co skłania nas do działania w kierunku uzyskania satysfakcji. Czyli celem, jak by nie wyglądał obiektywnie, jest subiektywna satysfakcja. Motywacja jest mechanizmem, którym próbujesz zaadresować swoją nieadekwatność, więc masz ją tak długo, jak długo nie jesteś zadowolony z tego jak jest, a co za tym idzie, z tego kim jesteś. Alternatywą do takiego stanu, jest zrozumienie powyższego, i faktu, że podmiot jest doskonale adekwatny z natury, bo jest pozbawiony wad, wyróżnień, napięć. Nawet jak uważasz, że powinieneś działać z inicjatywą, to i tak, nawet jak ci się tę inicjatywę uda zrealizować, to na końcu dojdziesz w dokładnie to samo miejsce satysfakcji, z którego motywacja cię wypchnęła. Biorąc pod uwagę fakt, że inicjatywy mogą działać równolegle, zauważamy, że całe życie jest wypchane zmaganiami, a piękne (satysfakcjonujące) są tylko chwile. Taki byt staje się niewolnikiem swoich pragnień, i dla osiągnięć ich poświęca swoje życie oddelegowując uwagę w przyszłość i przeszłość. Ostatecznie więc, alternatywą jest kolaps świadomość do obecnego momentu, który jest wieczną i prawdziwą obecnością.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34013
Przeczytał: 60 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:08, 05 Sty 2025    Temat postu:

Banjankri napisał:
Inicjatywa ma sens tylko wtedy, kiedy jesteśmy w stanie niedoskonałości, dyssatysfakcji, co skłania nas do działania w kierunku uzyskania satysfakcji. Czyli celem, jak by nie wyglądał obiektywnie, jest subiektywna satysfakcja. Motywacja jest mechanizmem, którym próbujesz zaadresować swoją nieadekwatność, więc masz ją tak długo, jak długo nie jesteś zadowolony z tego jak jest, a co za tym idzie, z tego kim jesteś. Alternatywą do takiego stanu, jest zrozumienie powyższego, i faktu, że podmiot jest doskonale adekwatny z natury, bo jest pozbawiony wad, wyróżnień, napięć. Nawet jak uważasz, że powinieneś działać z inicjatywą, to i tak, nawet jak ci się tę inicjatywę uda zrealizować, to na końcu dojdziesz w dokładnie to samo miejsce satysfakcji, z którego motywacja cię wypchnęła. Biorąc pod uwagę fakt, że inicjatywy mogą działać równolegle, zauważamy, że całe życie jest wypchane zmaganiami, a piękne (satysfakcjonujące) są tylko chwile. Taki byt staje się niewolnikiem swoich pragnień, i dla osiągnięć ich poświęca swoje życie oddelegowując uwagę w przyszłość i przeszłość. Ostatecznie więc, alternatywą jest kolaps świadomość do obecnego momentu, który jest wieczną i prawdziwą obecnością.

Na tym się skupię, bo tu widzę najwyraźniej coś do wyjaśniania. Nie zgodzę się z Tobą w tej kwestii, że inicjatywa ma sens kiedy jesteśmy w stanie niedoskonałości, dyssatysfakcji. Ja to czuje inaczej. Posłużę się osobistym przykładem, z mojego życia. Oto podejmowałem w swoim życiu inicjatywę nauczenia się gry na gitarze. Nie zgodzę się z twierdzeniem, iż wcześniej odczuwałem jakiś dyskomfort, czy nie doskonałość z tytułu odczytu "Michał, nie umiesz grać na gitarze, więc musisz tę dyssatysfakcję zwalczyć". Nie tak to było. Powodem rozpoczęcia nauki gry na gitarze była NADZIEJA, jakieś przekonanie BĘDZIE FAJNIE, będzie lepiej, ciekawiej niż teraz, gdy niby nie jest źle, ale może być lepiej...
Stawiasz zagadnienie motywacji od strony negatywnej. U mnie to raczej odwrotnie działa - jak jestem zdołowany, to mam ochotę nieistnieć, skolapsować, zniknąć,umknąć gdzieś w głąb (aż do wyzerowania się), a nie przejawiać inicjatywę. Jeśli w ogóle inicjatywę w obliczu problemów życiowych przejawiam, to nie dlatego, że napędzają mnie negatywne odczucia, ale odwrotnie, dlatego, że jeszcze wytrzymuję, że jeszcze mam to minimum nadziei, które powoduje, że to negatywne kiedyś w perspektywie spodziewam się zamienić w jakiś pozytyw.

Jeśli ktoś żyje w rzeczywistości nieustannych odczytów "to jest niefajne, nie chcę tego", to w końcu na tyle przesiąka tym negatywnym odczuciem, że po prostu nie chce już niczego, nie nic zdobywać, nic mieć, a jedynie marzy o tym, aby NIE ZAISTNIAŁ KOLEJNY ODCZYT STANU, W JAKIM SIĘ JEST - unicestwienie, wyciągnięcie z kontaktu wtyczki zasilającej świadomość. Niczego innego już się nie chce, nie tworzy się żadnych obrazów ja, czy nie ja. Pozostaje prosty obraz - w całości zdominowany przez jedno jedyne pragnienie: co by dalej miało się pojawić, niech się nie pojawia.
Dlatego w moim obrazie osobowości droga jest dokładnie w przeciwnym kierunku - musi powstać COŚ (pozytywnego). Jeśli nie ma pozytywnego cosia, to wszystko jest bez sensu, wszystko jest tylko dyssatysfakcją. I pozostaje dyssatysfakcją nie z tytułu tego, że sobie może "wybudowałem ja, które coś tam sobie roi", ale z tytułu tego, że ma już "gdzieś" wszelkie ja i nieja, wszelkie ambicje, pragnienia, dualizmy, relacje z kimkolwiek, jako że jest tu tylko jedno jedyne pragnienie - nie mieć już kolejnego odczytu stanu.
Aby chcieć raczej coś, niż wyciągniętą wtyczkę, skąd musi pojawić się nadzieja.

Czym jest tu nadzieja?
- Jest pierwotnym uzdolnieniem do jakiejkolwiek satysfakcji. Gdy nie ma nadziei, satysfakcja staje się niemożliwa, bo cały osobowy system odbiorczy, DZIAŁAJĄCY JESZCZE NA POZIOMIE POZAKONCEPTUALNYM, z miejsca nadpisuje każdy odczyt stanu na "niesatysfakcja, przykrość".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2830
Przeczytał: 84 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:09, 05 Sty 2025    Temat postu:

Banjankri napisał:
Zło identyfikujecie przez zasady, których wewnętrznej sprzeczności nie potraficie rozwiązać. Wprowadzacie mnóstwo założeń, jak istnienie Boga i jego atrybutów, które zdefiniowały świat, a potem się dziwicie, że się to wam nie spina.


Skąd wniosek, że się nie spina? Zło w głębokim chrześcijańskim teizmie jest tymczasową konsekwencją niedojrzałości stworzeń. Problem raczej jest z cierpieniem, które już istniało przed ludźmi (kataklizmy, masowe wymierania zwierząt, choroby, żywienie się życia przez życie..). Tego nie potrafię wytłumaczyć tego masowego cierpienia, ale z tym ludzkim raczej problemu nie ma.

Cytat:
Taki model nie ma prawa działać, dlatego należy go odrzucić i odbudować na nowo, bez błędnych założeń. Można to zrobić w łonie wiary katolickiej, tak jak robił to Józef Tischner, dzięki czemu założenia pojawią się pod koniec, a nie na starcie, co wyraźnie je uwydatni, obnażając ich iluzoryczną naturę.


Tak naprawdę to nie rozumiem tej wypowiedzi. Zawsze chyba będą jakieś założenia na starcie, bo inaczej nie wystartuje się z rozumowaniem.

Cytat:
Analiza fenomenologiczna poprowadzona dalej wyrażona jest w buddyjskiej koncepcji pustki, jako doskonale satysfakcjonującej perfekcji bytu.


A co to ta "pustka"? Czy tu jest to właściwie twoim zdaniem opisane?
[link widoczny dla zalogowanych]

Jeśli tak to nie rozumiem np. co to znaczy "niemożliwe tryby istnienia"? Słabo się obracam w terminach filozofii buddyzmu.

Cytat:
Innymi słowy, analiza fenomenologiczna dowodzi, że Bóg, tak samo jak "ja", jest zmyślony, bo powstaje dopiera w relacji z "innym".


Co to znaczy "powstawać dopiero w relacji z innym"?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5754
Przeczytał: 59 tematów


PostWysłany: Pon 11:44, 06 Sty 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Gdy nie ma nadziei, satysfakcja staje się niemożliwa

Jest zupełnie odwrotnie. Satysfakcja ma dwóch wrogów, strach i nadzieję właśnie. Wynika to z technicznej definicji tych pojęć. Strach jest napięciem wynikającym z możliwości utraty satysfakcji, nadzieja jest napięciem mającym doprowadzić do satysfakcji. Jeżeli satysfakcja jest brakiem napięcia, to ani strach ani nadzieja nie są satysfakcjonujące. Mogą prowadzić do satysfakcji, ale faktem jest, że najpierw ją usuwają.
Lepsze jest wrogiem dobrego. Rzecz w tym, że satysfakcja nie jest stopniowalna. Albo jesteś usatysfakcjonowany, albo nie.

Cytat:
Jest pierwotnym uzdolnieniem do jakiejkolwiek satysfakcji. Gdy nie ma nadziei, satysfakcja staje się niemożliwa, bo cały osobowy system odbiorczy, DZIAŁAJĄCY JESZCZE NA POZIOMIE POZAKONCEPTUALNYM, z miejsca nadpisuje każdy odczyt stanu na "niesatysfakcja, przykrość".

Staram się to zrozumieć bez wiary nadpisującej sprzeczności tu zawarte, ale nie bardzo się da. Satysfakcja musiałaby być stanem uzyskiwanym ze składowych, a więc utrzymywaną wysiłkiem, czyli czymś co odbiera satysfakcję.
Co do nadpisywania doznania przykrością, nie wiem skąd to wziąłeś. Uznałeś arbitralnie, że świat jest z natury zły? Tylko w złym świecie tylko złudna nadzieja mogłaby być wyrazem pragnienia dobrego.

Katolikus napisał:
Skąd wniosek, że się nie spina? Zło w głębokim chrześcijańskim teizmie jest tymczasową konsekwencją niedojrzałości stworzeń.

W pewnym sensie, sam odpowiedziałeś sobie na pytanie, wprowadzając pojęcie niewiadomej niedojrzałości. Takiemu układowi czegoś brakuje, dlatego się nie spina. Jak tłumaczyłem dalej, nie spina się, bo jest źle zdefiniowany, bo zawiera założenie stałej relacji z Bogiem i dynamiczną postać ludzkiego jestestwa, która żeby zaistnieć musi się z idę Boga skontrastować, czyli ukazać jako niedojrzała. Prowadzi to do wiecznej niedojrzałości, i dramatu życia z tym związanym. Dojrzałość w ujęciu Boskim, byłaby synonimem prawdy, która jest stała, a więc martwa. Wierzący wstawiają sobie taki szablon dojrzałości w formie Boga wszechmogącego, co ich samych czyni niedojrzałymi, aż do śmierci.


Cytat:
Problem raczej jest z cierpieniem, które już istniało przed ludźmi (kataklizmy, masowe wymierania zwierząt, choroby, żywienie się życia przez życie..).

Aby zaistniało cierpienie, muszą być oczekiwania. Jeśli nie rozumiesz idei życia wiecznego, nie straszna ci śmierć. W tym sensie, tylko człowiek cierpi, a źródłem tego cierpienia jest jego świadomość, a dokładnie percepcja czasu oparta o wiedzę. Przed zjedzeniem owocu z drzewa wiedzy, ludzie nie cierpieli, i masz to w biblii.

Cytat:
Tak naprawdę to nie rozumiem tej wypowiedzi. Zawsze chyba będą jakieś założenia na starcie, bo inaczej nie wystartuje się z rozumowaniem.

Rozumowanie startuje samo, nie trzeba niczego zakładać. Spróbuj nie myśleć przed minutę, a zobaczysz. Nie potrzebujemy więc żadnych założeń aby rozpocząć redukcję fenomenologiczną i z tego właśnie doktoryzował się ksiądz Tischner. Metoda jest fenomenalna, bo niezależna od kontekstu kulturowego. Buddyzm wpadł na to na samym początku, a w kulturze zachodniej pojawiło się to w XIX wieku i rozwija do dzisiaj.
Katolicy często zachowują się jakby to była obca technika, która ich nie dotyczy, i którą należy ignorować, bo idzie wbrew doktrynom. Tischner pokazał, że nie, że można, a nawet trzeba szukać Boga tu i teraz, a nie w starych księgach.

Cytat:
Jeśli tak to nie rozumiem np. co to znaczy "niemożliwe tryby istnienia"? Słabo się obracam w terminach filozofii buddyzmu.

O pustce można mówić w nieskończoność, a i tak będzie źle :wink: .
Wszystkie tryby istnienia są niemożliwe, bo istnienie jest jedynie projekcją znaczenia na czas. Definicji pustki jest tyle ilu prób, ja wolę podejście fenomenologiczne, w którym rozbijam świadomość na dwie sfery. Wyobraź sobie, że patrzysz przez okno i na szybie obrysowujesz krajobraz mazakiem. Malujesz drzewa i domy. To są znaczenia (zaznaczasz je na szybie), które wyrażają istnienie. Te twory są właśnie niemożliwymi trybami istnienia. Pustka to jest czyste doznanie, bez tych obrysów. Tak właśnie działa umysł, jeśli przyjrzymy się jego działaniu. Te obrysy robi bardzo szybko, dlatego trzeba dużego skupienia i uważności, żeby to zauważyć. Bez tych obrysów, bez istnienie, nie możemy mówić o istnieniu, czyli doznanie jest puste, tzn. nie zawiera istnień. Nie zawierając istnień, nie zawiera niemożliwych jego trybów, a więc nie ma też pragnień aby te tryby się ziściły. Nie ma pragnień, nie ma cierpienia, jest satysfakcja. Z czego? Z niczego, bo satysfakcja nie jest trybem istnienia.

Cytat:
Co to znaczy "powstawać dopiero w relacji z innym"?

U Tischnera człowiek nie jest gotowym „ja” istniejącym w izolacji. Dopiero spotkanie (z drugim człowiekiem, z Bogiem) ujawnia i kształtuje jego tożsamość. Innymi słowy, „ja” nie wyłania się samo z siebie, lecz rodzi się i umacnia w relacji. Bez drugiego podmiotu (czy wartości) byt nie odkrywa własnej podmiotowości ani odpowiedzialności. To samo tyczy się tożsamości Boga.
To prowadzi jednak do stwierdzenia, że skoro "ja" powstaje w relacji z "innym", to jeżeli "ja" powstaje w relacji z Bogiem, to Bóg musi istnieć. Rzecz w tym, że człowiek to dwa a nie jeden byt (pustka + ja), więc może tworzyć byty, z relacji ze sobą samym. I dokładnie to robi, co opisałem post wcześniej.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Pon 12:01, 06 Sty 2025, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34013
Przeczytał: 60 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:39, 06 Sty 2025    Temat postu:

Banjankri napisał:
Cytat:
Jest pierwotnym uzdolnieniem do jakiejkolwiek satysfakcji. Gdy nie ma nadziei, satysfakcja staje się niemożliwa, bo cały osobowy system odbiorczy, DZIAŁAJĄCY JESZCZE NA POZIOMIE POZAKONCEPTUALNYM, z miejsca nadpisuje każdy odczyt stanu na "niesatysfakcja, przykrość".

Staram się to zrozumieć bez wiary nadpisującej sprzeczności tu zawarte, ale nie bardzo się da. Satysfakcja musiałaby być stanem uzyskiwanym ze składowych, a więc utrzymywaną wysiłkiem, czyli czymś co odbiera satysfakcję.
Co do nadpisywania doznania przykrością, nie wiem skąd to wziąłeś. Uznałeś arbitralnie, że świat jest z natury zły? Tylko w złym świecie tylko złudna nadzieja mogłaby być wyrazem pragnienia dobrego.

Nie wiem, gdzie doszukałeś się sprzeczności w moim opisie. Bierze się on z bezpośredniego doświadczenia (mojego). Różnica między nami jest taka, że w Twoim podejściu satysfakcję trzeba utrzymywać, a w moim trzeba ją zdobyć. Czyli mamy dokładnie odwrotny stan początkowy:
- stan początkowy wg opisu Michała: brak satysfakcji, należałoby ją zdobywać. Jak się nic nie zrobi, to będzie koszmar, stan permanentnej dyssatysfakcji.
- stan początkowy wg opisu Banjankri: satysfakcja występuje (sama z siebie), ale za to trzeba wkładać wysiłek w jej utrzymywanie, więc jak się nic nie robi, to jest tylko lepiej, bo w tym obrazie wysiłki mogą satysfakcję jedynie psuć.

Który opis jest adekwatny do ludzkiego życia?...
- To chyba każdy powinien odkryć w sobie sam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5754
Przeczytał: 59 tematów


PostWysłany: Pon 14:34, 06 Sty 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Różnica między nami jest taka, że w Twoim podejściu satysfakcję trzeba utrzymywać, a w moim trzeba ją zdobyć

To tylko pokazuje, że nie rozumiesz o czym piszę. Ja wiem, że to jest skomplikowane i zawiłe, ale ja nigdzie nie pisałem, że satysfakcja jest czymś, co trzeba utrzymywać. To satysfakcja w twojej wersji ma taki wymóg, nie w mojej. W mojej jest stanem tak początkowym jak i ostatecznym, a dotrzeć można do niej właśnie poprzez zaprzestanie utrzymywania pragnień.
Co do zdobywania satysfakcji, to opisz mi jak wygląda ta zdobyta satysfakcja, chyba że znasz ją tylko w teorii, jako coś do osiągnięcia.

Cytat:
- stan początkowy wg opisu Banjankri: satysfakcja występuje (sama z siebie), ale za to trzeba wkładać wysiłek w jej utrzymywanie, więc jak się nic nie robi, to jest tylko lepiej, bo w tym obrazie wysiłki mogą satysfakcję jedynie psuć.

Jeżeli satysfakcja występuje samoistnie, to każdy wysiłek jest jej odrzuceniem, w zamian za nadzieję "lepszego". Satysfakcja jest pustką, więc brakiem istnienia, więc co do natury nie jest zbudowana z trwałości, bo jest ciągłą zmianą. Tak jak pisałem, pustką jest obecny moment, który jest wieczny, ale nie ma w sobie nic trwałego, wszystko przemija. Tam nie ma co utrzymywać, a wszelki wysiłek jest próżny. Wysiłek w takim układzie może służy jedynie próbom uzyskania i utrzymaniu trwałości.
Ty żyjesz w świecie koszmarnym, w który twoje działanie jest jedyną nadzieją na uzyskanie satysfakcji, której z definicji nie będziesz mógł utrzymać. Ja żyje w świecie naturalnej satysfakcji, w którym działanie jest opcją za cenę satysfakcji.
Te dwa światy są wyrazem dwóch perspektyw, dwóch świadomości, które funkcjonują na bieżąco, w każdy człowieku, i to od człowieka zależy, którą wybiera. Jeden daje satysfakcję, drugi pozwala kosztem własnej satysfakcji budować monumenty.
Byłaby to kwestia gustu, gdy nie fakt, że byt, który generuje własną dyssatysfakcję, jest bytem wewnętrznie sprzecznym.

Cytat:
Który opis jest adekwatny do ludzkiego życia?...
- To chyba każdy powinien odkryć w sobie sam.

Można być usatysfakcjonowanym przez co ubogim, albo wiecznie niezaspokojonym teoretycznym bogaczem. Czy pragnienie bycia kimś innym można nazwać własnym życiem? No nie, bo żyjesz wyimaginowane życie. Żyjesz prawdziwie tak długo jak długo jesteś usatysfakcjonowany. Jeśli satysfakcja jest chwilowym wyrazem osiągnięcia, to ja po kilku dniach uzbieram jej więćej niż Elon Musk przez całe życie.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Pon 14:51, 06 Sty 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34013
Przeczytał: 60 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:29, 06 Sty 2025    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Różnica między nami jest taka, że w Twoim podejściu satysfakcję trzeba utrzymywać, a w moim trzeba ją zdobyć

To tylko pokazuje, że nie rozumiesz o czym piszę. Ja wiem, że to jest skomplikowane i zawiłe, ale ja nigdzie nie pisałem, że satysfakcja jest czymś, co trzeba utrzymywać. To satysfakcja w twojej wersji ma taki wymóg, nie w mojej. W mojej jest stanem tak początkowym jak i ostatecznym, a dotrzeć można do niej właśnie poprzez zaprzestanie utrzymywania pragnień.

Sorry, niejasno się wyraziłem. Oczywiście chodziło mi o to, co piszesz ostatnio, czyli powinienem sformułować mój opis np. w postaci:
Problem z satysfakcją wg Michała: satysfakcja nie jest dana na start, dopiero trzeba sobie ją wypracować.
Problem z satysfakcją wg Banjankri: dyssatysfakcja bierze się z tego, że konceptualizujemy, podejmujemy inicjatywy na bazie obiektowego traktowania rzeczywistości, lecz gdyby tego działania zaniechać, to satysfakcji byśmy doznawali (czyli traktujesz ją jako stan domyślny, który będzie trwał, nawet jeśli żadnej inicjatywy nie podejmujemy, a wręcz inicjatywy tę satysfakcję niszczą).
Zgadza się teraz?...

Banjankri napisał:
Byłaby to kwestia gustu, gdy nie fakt, że byt, który generuje własną dyssatysfakcję, jest bytem wewnętrznie sprzecznym.

W moim opisie też jest uwzględniony przypadek, gdy byt (człowiek) generuje własną dyssatysfakcję, ale u mnie nie jest to przypadek domyślny, lecz związany z błędami w ocenie jak satysfakcję osiągać. Czyli problemem nie jest to, iż człowiek jest aktywny poznawczo, działa (także stosując obiektowość w rozpoznawaniu), odnosi się w dualny sposób do rzeczywistości i siebie, lecz to, że czyni to wadliwie. Jednocześnie twierdzę, iż to, co u Ciebie nieraz występuje jako nieuchronny generator dyssatysfakcji, w moim opisie może okazać wręcz źródłem satysfakcji.
Jeszcze inaczej mówiąc: twierdzę, iż satysfakcja bezźródłowa nie istnieje.
Satysfakcja sama z siebie nie wytworzy się. Dopiero człowiek, odpowiednio mądrym świadomym działaniem i rozpoznaniem jest w stanie skierować na ścieżkę, w której satysfakcja się pojawi.


Banjankri napisał:
Cytat:
Który opis jest adekwatny do ludzkiego życia?...
- To chyba każdy powinien odkryć w sobie sam.

Można być usatysfakcjonowanym przez co ubogim, albo wiecznie niezaspokojonym teoretycznym bogaczem. Czy pragnienie bycia kimś innym można nazwać własnym życiem? No nie, bo żyjesz wyimaginowane życie. Żyjesz prawdziwie tak długo jak długo jesteś usatysfakcjonowany. Jeśli satysfakcja jest chwilowym wyrazem osiągnięcia, to ja po kilku dniach uzbieram jej więćej niż Elon Musk przez całe życie.

Życie "wyimaginowanym życiem" ja traktuję jako składnik mojego myślenia, albo szerzej REAGOWANIA NA FAKT ISTNIENIA W INTERAKCJI z bytami zewnętrznymi. Aspekt wyimaginowania jest niezbywalny, imaginujemy praktycznie zawsze gdy coś oceniamy, czegoś chcemy, mamy jakikolwiek plan, albo pomysł na radzenie sobie z problemami praktycznymi życia. Nie zgodzę się, że żyję tak długo, jak długo jestem usatysfakcjonowany. U mnie satysfakcja i dyssatysfakcją są OBIE (!) STAŁYM ELEMENTEM GRY. Gdy siadam do partii szachów, gdy zaczynam grę, liczę się z tym, że być może przegram - wtedy będzie dyssatysfakcja. Ale to zagrożenie dyssatysfakcją nie powstrzymuje mnie od gry. Biorę to zagrożenie na klatę, licząc na to, że BILANS moich satysfakcji będzie pozytywny, pomimo wystąpienia niejednej dyssatysfakcji. Tylko że oczywiście muszę umieć tym zarządzać - czyli powinienem tak sobie być w stanie skonfigurować swoje pragnienia i emocje, aby występujące co jakiś czas dyssatysfakcje nie przewyższyły satysfakcji.

Natomiast pod ostatnim zdaniem z ostatniego cytatu Twoich słów też bym się podpisał.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 16:30, 06 Sty 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5754
Przeczytał: 59 tematów


PostWysłany: Pon 17:08, 06 Sty 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Czyli problemem nie jest to, iż człowiek jest aktywny poznawczo, działa (także stosując obiektowość w rozpoznawaniu), odnosi się w dualny sposób do rzeczywistości i siebie, lecz to, że czyni to wadliwie. Jednocześnie twierdzę, iż to, co u Ciebie nieraz występuje jako nieuchronny generator dyssatysfakcji, w moim opisie może okazać wręcz źródłem satysfakcji.
Jeszcze inaczej mówiąc: twierdzę, iż satysfakcja bezźródłowa nie istnieje.

Możesz zdefiniować satysfakcję?

Cytat:
Satysfakcja sama z siebie nie wytworzy się. Dopiero człowiek, odpowiednio mądrym świadomym działaniem i rozpoznaniem jest w stanie skierować na ścieżkę, w której satysfakcja się pojawi.

I jak się objawi, jako co?

Cytat:
U mnie satysfakcja i dyssatysfakcją są OBIE (!) STAŁYM ELEMENTEM GRY.

Oczywiście, że są, bo tak działa mechanizm, przez marchewkę i kij. Pytaniem jest, jaki jest cel? Co chcesz osiągnąć przez swoje działanie i ile % czasu jesteś w stanie satysfakcji. Dla przeciętnego zjadacza chleba to wartość jednocyfrowa... ale na trzecim miejscu po przecinku.

Cytat:
Tylko że oczywiście muszę umieć tym zarządzać - czyli powinienem tak sobie być w stanie skonfigurować swoje pragnienia i emocje, aby występujące co jakiś czas dyssatysfakcje nie przewyższyły satysfakcji.

Grając w szachy masz jeszcze rachunki do zapłacenia, kuwetę do wysprzątania, śmieci do wyrzucenia, itd... Oczywiście, grając w szachy możesz się zapomnieć i wtedy może osiągniesz chwilową satysfakcję, ale po chwili sobie przypomnisz o x,y,z, które są do zrobienia. A jak jeszcze pojawią się źródła dyssatysfakcji, z którymi nie da się nic zrobić, to jest koniec satysfakcji w tym życiu. A jak dodasz do tego fakt, że jesteś niedojrzały w stosunku do Boga, to narazie. Ignorancja i zapomnienie (czytaj alkohol) stają się jedyną drogą do satysfakcji.
Aby przeżywać satysfakcję w takim układzie, trzeba prowadzić proste życie (niskie oczekiwania) i mieć dużo szczęścia, a i tak będzie definiowana przez okoliczności. Jak określił to Tischner, prowadzi to do dramatu życia (cierpienia), który racjonalizował, bo nie był w stanie odpuścić założeń religijnych. Miał jednak odwagę przyznać, że życie w takim układzie to dramat.
Jest jednak druga perspektywa, w której satysfakcja jest niewyczerpana i na pstryknięcie.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Pon 17:11, 06 Sty 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34013
Przeczytał: 60 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:39, 06 Sty 2025    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Czyli problemem nie jest to, iż człowiek jest aktywny poznawczo, działa (także stosując obiektowość w rozpoznawaniu), odnosi się w dualny sposób do rzeczywistości i siebie, lecz to, że czyni to wadliwie. Jednocześnie twierdzę, iż to, co u Ciebie nieraz występuje jako nieuchronny generator dyssatysfakcji, w moim opisie może okazać wręcz źródłem satysfakcji.
Jeszcze inaczej mówiąc: twierdzę, iż satysfakcja bezźródłowa nie istnieje.

Możesz zdefiniować satysfakcję?

Satysfakcję z grubsza definiuję jako: SPONTANICZNY (czyli niewymuszony, niewykalkulowany), biorący się z wnętrza odczyt stanu emocji, mający z grubsza postać "dobrze się stało, chcę być z tym, czuję się dobrze, gdy mam z tym kontakt, gdy jest właśnie to, co teraz się mi objawia".


Banjankri napisał:
Cytat:
Satysfakcja sama z siebie nie wytworzy się. Dopiero człowiek, odpowiednio mądrym świadomym działaniem i rozpoznaniem jest w stanie skierować na ścieżkę, w której satysfakcja się pojawi.

I jak się objawi, jako co?

Jako naturalne, pozytywne odczucie stanu emocji, myśli.

Banjankri napisał:

Cytat:
U mnie satysfakcja i dyssatysfakcją są OBIE (!) STAŁYM ELEMENTEM GRY.

Oczywiście, że są, bo tak działa mechanizm, przez marchewkę i kij. Pytaniem jest, jaki jest cel? Co chcesz osiągnąć przez swoje działanie i ile % czasu jesteś w stanie satysfakcji. Dla przeciętnego zjadacza chleba to wartość jednocyfrowa... ale na trzecim miejscu po przecinku.

Uważam, za nieistotne dla tych rozważań, ile konkretnie ja satysfakcji doznaję teraz. Jaką bym Ci liczbę nie podał, to nie bardzo wiem, co by z tego miało wynikać.
Jeśli chcesz mi udowodnić, że mam tu słabe wyniki, to nawet się zgodzę. Ale taki jest świat i moje na nim życie, że zostałem związany z ciałem, które jest słabe, społeczeństwem z niedojrzałymi mentalnie osobnikami, ograniczeniami fizycznymi. Nie widzę szansy na jakieś zaczarowanie bólów fizycznych, które mi doskwierają, nie umiem zmienić osób z mojego otoczenia, które są niedojrzałe i nieustannie próbują na mnie przerzucać swoje frustracje, a ja - z racji na empatyczną naturę - z jednej strony odczuwam ich frustrację, a z drugiej sam mam dyskomfort, że nie potrafię im pomóc. Praw fizyki też nie zmienię. Pewnie gdybym zrezygnował z empatii i odciął się od niektórych ludzi, którzy mnie frustrują swoimi różnymi postawami, na jakiś czas znacząco poprawiłbym swój stan satysfakcji. Będąc egoistą pewnie bym na tym, przynajmniej przejściowo, emocjonalnie zyskał. Czy zyskałbym w ostatecznym rozrachunku?...
- Tu mam wątpliwości.
Uważam, że o tyle pewne moje działania wobec mnie samego zostały uwieńczone sukcesem, iż w większości nie rejestruję u siebie dyssatysfakcji biorących się bezpośrednio z moich ambicji, wygórowanych oczekiwań, czy tym podobnych "fanaberii". Uważam, iż jestem pogodzony w większości ze świadomością mojej słabości, ułomności, może i grzeszności. Przy czym nie oznacza to wcale jakieś całkowitej akceptacji tego, jaki teraz jestem. Wciąż niejedno zamierzam w sobie zmienić, ale nawet to dążenie do zmiany siebie traktuję jako nie jako związane z jakąś formą potępienia mnie, tylko jak coś pozytywnego, jako wyzwanie, które daje mi w życiu zajęcie, rozwiewa nudę, w końcu zbuduje mi satysfakcję. A mam też w tym zakresie niejeden sukces na swoim koncie.

Banjankri napisał:
Cytat:
Tylko że oczywiście muszę umieć tym zarządzać - czyli powinienem tak sobie być w stanie skonfigurować swoje pragnienia i emocje, aby występujące co jakiś czas dyssatysfakcje nie przewyższyły satysfakcji.

Grając w szachy masz jeszcze rachunki do zapłacenia, kuwetę do wysprzątania, śmieci do wyrzucenia, itd... Oczywiście, grając w szachy możesz się zapomnieć i wtedy może osiągniesz chwilową satysfakcję, ale po chwili sobie przypomnisz o x,y,z, które są do zrobienia. A jak jeszcze pojawią się źródła dyssatysfakcji, z którymi nie da się nic zrobić, to jest koniec satysfakcji w tym życiu. A jak dodasz do tego fakt, że jesteś niedojrzały w stosunku do Boga, to narazie. Ignorancja i zapomnienie (czytaj alkohol) stają się jedyną drogą do satysfakcji.
Aby przeżywać satysfakcję w takim układzie, trzeba prowadzić proste życie (niskie oczekiwania) i mieć dużo szczęścia, a i tak będzie definiowana przez okoliczności. Jak określił to Tischner, prowadzi to do dramatu życia (cierpienia), który racjonalizował, bo nie był w stanie odpuścić założeń religijnych. Miał jednak odwagę przyznać, że życie w takim układzie to dramat.
Jest jednak druga perspektywa, w której satysfakcja jest niewyczerpana i na pstryknięcie.

Przykład z szachami dałem dlatego, aby zilustrować to, że SAM ŚWIADOMIE SOBIE WYBIERAM to, co niesie ze sobą nieuchronny element dyssatysfakcji. Wiem na co się piszę. To, że skomplikujemy ów obraz o jeszcze coś dodatkowego - typu wyrzucanie śmieci - nie zmieni jego wymowy, o którą mi tu chodzi. Ile by nie było tych aspektów do ogarnięcia, zagadnienie pozostanie to samo - muszę je wziać na klatę. I albo to umiem, albo sobie z tym radzę, albo mogę tylko siąść i płakać. Tę ostatnią opcję uważam za mało racjonalną.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5754
Przeczytał: 59 tematów


PostWysłany: Pon 18:28, 06 Sty 2025    Temat postu:

Cytat:
Satysfakcję z grubsza definiuję jako: SPONTANICZNY (czyli niewymuszony, niewykalkulowany), biorący się z wnętrza odczyt stanu emocji, mający z grubsza postać "dobrze się stało, chcę być z tym, czuję się dobrze, gdy mam z tym kontakt, gdy jest właśnie to, co teraz się mi objawia"

To bardziej pasuje do przyjemności niż satysfakcji.

Cytat:
Jako naturalne, pozytywne odczucie stanu emocji, myśli.

Cytat:
- stan początkowy wg opisu Michała: brak satysfakcji, należałoby ją zdobywać.

Jak zdobywa się coś, co jest naturalne?

Cytat:
Uważam, za nieistotne dla tych rozważań, ile konkretnie ja satysfakcji doznaję teraz. Jaką bym Ci liczbę nie podał, to nie bardzo wiem, co by z tego miało wynikać.

A co jest istotne w tej kwestii? Czy potrafisz zracjonalizować swoją postawę?
Cytat:
Jeśli chcesz mi udowodnić, że mam tu słabe wyniki, to nawet się zgodzę. Ale taki jest świat i moje na nim życie, że zostałem związany z ciałem, które jest słabe, społeczeństwem z niedojrzałymi mentalnie osobnikami, ograniczeniami fizycznymi.

Nie, nie chcę ci tego udowadniać, bo nie muszę. Wystarczy, że mój model fenomenologiczny to zawiera.

Cytat:
Czy zyskałbym w ostatecznym rozrachunku?

Zyskał co? Satysfakcję?
Cytat:
w końcu zbuduje mi satysfakcję

No właśnie, czyli tobie też ostatecznie chodzi o satysfakcję.

Cytat:
Przykład z szachami dałem dlatego, aby zilustrować to, że SAM ŚWIADOMIE SOBIE WYBIERAM to, co niesie ze sobą nieuchronny element dyssatysfakcji.

W tym właśnie rzecz, że dyssatysfakcję możesz wybrać. Czy tak samo możesz wybrać satysfakcję?

Cytat:
I albo to umiem, albo sobie z tym radzę, albo mogę tylko siąść i płakać. Tę ostatnią opcję uważam za mało racjonalną.

Jest jeszcze alkohol, próbowałeś? Miliony Polaków uważają, że pomaga. Potrafisz wyjaśnić dlaczego? Dobry model to taki, który pozwala rozwiązać problemy tłumacząc je, a nie utwierdza cię w przekonaniu, że jest źle i tak musi być, a ty jedynie możesz wierzyć, że na końcu drogi coś ci skapnie.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Pon 18:32, 06 Sty 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34013
Przeczytał: 60 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:06, 06 Sty 2025    Temat postu:

Banjankri napisał:
Cytat:
Satysfakcję z grubsza definiuję jako: SPONTANICZNY (czyli niewymuszony, niewykalkulowany), biorący się z wnętrza odczyt stanu emocji, mający z grubsza postać "dobrze się stało, chcę być z tym, czuję się dobrze, gdy mam z tym kontakt, gdy jest właśnie to, co teraz się mi objawia"

To bardziej pasuje do przyjemności niż satysfakcji.

Bo satysfakcja jest bardzo bliska przyjemności - to właściwie jest forma przyjemności, tylko odczuwanej nie zmysłowo, a w samym umyśle i uczuciach.

Banjankri napisał:
Cytat:
Jako naturalne, pozytywne odczucie stanu emocji, myśli.

Cytat:
- stan początkowy wg opisu Michała: brak satysfakcji, należałoby ją zdobywać.

Jak zdobywa się coś, co jest naturalne?

Naturalny jest sam mechanizm, ale trzeba jakoś ów mechanizm wyzwolić. Zdobywa się to, co wyzwala ów mechanizm.

Banjankri napisał:
Cytat:
Uważam, za nieistotne dla tych rozważań, ile konkretnie ja satysfakcji doznaję teraz. Jaką bym Ci liczbę nie podał, to nie bardzo wiem, co by z tego miało wynikać.

A co jest istotne w tej kwestii? Czy potrafisz zracjonalizować swoją postawę?
Cytat:
Jeśli chcesz mi udowodnić, że mam tu słabe wyniki, to nawet się zgodzę. Ale taki jest świat i moje na nim życie, że zostałem związany z ciałem, które jest słabe, społeczeństwem z niedojrzałymi mentalnie osobnikami, ograniczeniami fizycznymi.

Nie, nie chcę ci tego udowadniać, bo nie muszę. Wystarczy, że mój model fenomenologiczny to zawiera.

Modeli zawierajacych jakiś element jest nieskończenie wiele. Poprzeczka jest bardzo nisko zawieszona. Jeśli fakt zawierania czegoś miałby decydować o sukcesie, to sukces jest bardzo łatwy do osiągnięcia. Tylko czy aby na pewno to jest "ten sukces"?...

Banjankri napisał:
Cytat:
Czy zyskałbym w ostatecznym rozrachunku?

Zyskał co? Satysfakcję?
Cytat:
w końcu zbuduje mi satysfakcję

No właśnie, czyli tobie też ostatecznie chodzi o satysfakcję.

Tak. Choć nie wiem, czy tak samo to pojęcie rozumiemy.

Banjankri napisał:
Cytat:
Przykład z szachami dałem dlatego, aby zilustrować to, że SAM ŚWIADOMIE SOBIE WYBIERAM to, co niesie ze sobą nieuchronny element dyssatysfakcji.

W tym właśnie rzecz, że dyssatysfakcję możesz wybrać. Czy tak samo możesz wybrać satysfakcję?

Z satysfakcją nie jest tak samo. Jest z nią (przynajmniej jeśli chodzi o satysfakcję trwałą, a nie przelotną, czy okupioną większą od niej dyssatysfakcją) o wiele trudniej.

Banjankri napisał:
Cytat:
I albo to umiem, albo sobie z tym radzę, albo mogę tylko siąść i płakać. Tę ostatnią opcję uważam za mało racjonalną.

Jest jeszcze alkohol, próbowałeś? Miliony Polaków uważają, że pomaga. Potrafisz wyjaśnić dlaczego? Dobry model to taki, który pozwala rozwiązać problemy tłumacząc je, a nie utwierdza cię w przekonaniu, że jest źle i tak musi być, a ty jedynie możesz wierzyć, że na końcu drogi coś ci skapnie.

Mój model też wiele tłumaczy. Nawet jeśli tutaj go nie zaprezentowałem teraz (bo jest on zbyt złożony, wymagałby wyjaśnienia zbyt wielu aspektów nieznanych), to przynajmniej ta całościowa postać, jaką mam w swoim umyśle mnie satysfakcjonuje jako całkiem niezłe wytłumaczenie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5754
Przeczytał: 59 tematów


PostWysłany: Pon 19:45, 06 Sty 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Bo satysfakcja jest bardzo bliska przyjemności - to właściwie jest forma przyjemności, tylko odczuwanej nie zmysłowo, a w samym umyśle i uczuciach

Odwrotnie, przyjemność jest wyrazem satysfakcji. Jest obiektywnie tym, co doznawane w satysfakcji. Stąd właśnie pogoń za doznaniem przyjemności, kiedy to satysfakcja daje efekt. Różnica między satysfakcją, a przyjemnością, jest jak między doskonałą taflą jeziora i odbiciem księżyca na niej.

Cytat:
Naturalny jest sam mechanizm, ale trzeba jakoś ów mechanizm wyzwolić. Zdobywa się to, co wyzwala ów mechanizm.

Nie ma w tym nic naturalnego.

Cytat:
Modeli zawierajacych jakiś element jest nieskończenie wiele. Poprzeczka jest bardzo nisko zawieszona. Jeśli fakt zawierania czegoś miałby decydować o sukcesie, to sukces jest bardzo łatwy do osiągnięcia. Tylko czy aby na pewno to jest "ten sukces"?.

Miera jest tylko jedna, a mianowicie odpowiedź na pytanie, czy prowadzi do satysfakcji. Jeżeli twój model doprowadzi cię do satysfakcji, nie zmieniając przy tym percepcji, to będzie sukces niezależnie od tego jak model wygląda i działa.

Cytat:
Tak. Choć nie wiem, czy tak samo to pojęcie rozumiemy.

Ja rozumiem je bardzo prosto, jako brak dyssatysfakcji, napięcia, a co a tym idzie, brak potrzeby zmiany. Bez potrzeby zmiany, nie ma potrzeby na mechanizmy "kija" (których zadaniem jest uprzykrzyć obecny moment), takie jak pośpiech, niecierpliwość, nieadekwatność, stres, strach itp.

Cytat:
Z satysfakcją nie jest tak samo. Jest z nią (przynajmniej jeśli chodzi o satysfakcję trwałą, a nie przelotną, czy okupioną większą od niej dyssatysfakcją) o wiele trudniej.

No, na pewno jak się ma klasyczny światopogląd oparty o pragnienia. Nie da się ich przecież spełnić na życzenie. Ale jak się ma model oparty o pustkę, to wystarczy przesunąć linię mety z kiedyś na teraz i dyssatyfakcja zanika.

Cytat:
Mój model też wiele tłumaczy. Nawet jeśli tutaj go nie zaprezentowałem teraz (bo jest on zbyt złożony, wymagałby wyjaśnienia zbyt wielu aspektów nieznanych), to przynajmniej ta całościowa postać, jaką mam w swoim umyśle mnie satysfakcjonuje jako całkiem niezłe wytłumaczenie.

Większość ludzi, w kulturze zachodniej, przyzwyczajona jest do jałowej filozofii, która ma być logicznie spójna. Nawet sobie nie zdają sprawy z tego, że może być efektywna w działaniu. Twój model będzie skuteczny jak da ci efekt, czyli spełnienie, a nie będzie jedynie ułożoną kostką Rubika na półce, na którą fajnie popatrzeć.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Pon 19:46, 06 Sty 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34013
Przeczytał: 60 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:10, 06 Sty 2025    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Bo satysfakcja jest bardzo bliska przyjemności - to właściwie jest forma przyjemności, tylko odczuwanej nie zmysłowo, a w samym umyśle i uczuciach

Odwrotnie, przyjemność jest wyrazem satysfakcji. Jest obiektywnie tym, co doznawane w satysfakcji. Stąd właśnie pogoń za doznaniem przyjemności, kiedy to satysfakcja daje efekt. Różnica między satysfakcją, a przyjemnością, jest jak między doskonałą taflą jeziora i odbiciem księżyca na niej.

Można i tak to próbować formułować. Tu i tak nie stosujemy jakichś ugruntowanych definicji, tylko intuicyjnie każdy dobiera sformułowania. Nie zamierzam kruszyć kopii o to, jak te pojęcia rozgraniczać, bo nie widzę dalej szans na klarowne wnioski. Na ewentualną chęć procedowania sprawy w trybie sporu pewnie bym odpowiedział "niech Ci będzie".

Banjankri napisał:
Cytat:
Naturalny jest sam mechanizm, ale trzeba jakoś ów mechanizm wyzwolić. Zdobywa się to, co wyzwala ów mechanizm.

Nie ma w tym nic naturalnego.

Mam przyjąć tę ocenę od Ciebie jako autorytarne ostateczne zamknięcie kwestii w obliczu posiadania przez Ciebie niepodważalnego, absolutnego wzorca pojęcia naturalności?

Banjankri napisał:
Cytat:
Modeli zawierajacych jakiś element jest nieskończenie wiele. Poprzeczka jest bardzo nisko zawieszona. Jeśli fakt zawierania czegoś miałby decydować o sukcesie, to sukces jest bardzo łatwy do osiągnięcia. Tylko czy aby na pewno to jest "ten sukces"?.

Miera jest tylko jedna, a mianowicie odpowiedź na pytanie, czy prowadzi do satysfakcji. Jeżeli twój model doprowadzi cię do satysfakcji, nie zmieniając przy tym percepcji, to będzie sukces niezależnie od tego jak model wygląda i działa.

Dla mnie takie kryteria byłyby uznane za zbyt słabe, aby obwieszczać sukces mojego modelu. Ale to oczywiście jest kwestia indywidualna, gdzie i jak ktoś ustawia sobie poprzeczkę. Dlatego przyjmuję Twoje stanowisko właśnie jako Twoje stanowisko.

Banjankri napisał:
Cytat:
Tak. Choć nie wiem, czy tak samo to pojęcie rozumiemy.

Ja rozumiem je bardzo prosto, jako brak dyssatysfakcji, napięcia, a co a tym idzie, brak potrzeby zmiany. Bez potrzeby zmiany, nie ma potrzeby na mechanizmy "kija" (których zadaniem jest uprzykrzyć obecny moment), takie jak pośpiech, niecierpliwość, nieadekwatność, stres, strach itp.

Ty chyba dotarliśmy do ważnej różnicy między nami - dla mnie satysfakcja nie jest brakiem dyssatysfakcji. Definiowanie "jajka" jako czegoś, nie jest niejajkiem, jest dla mnie mało konstruktywnym podejściem, bo taka definicja ma moc informującą bliską zera. To jest tylko użycie logicznie dwukrotnego przeczenia. Faktycznie każde "X" jest zaprzeczeniem "nieX-a". Na szczęście dalej wspominasz o czymś, co już nieco wnosi do sprawy - kwestię napięcia. Ale tu chyba też trudno będzie o porozumienie między nami, bo ja napięcia wcale nie postrzegam blisko dyssatysfakcji. Wręcz bywa tu przeciwnie - oczekiwanie na pierwszy pocałunek ukochanej, napięcie z tym zwiazane jest chyba głównym motorem satysfakcji płynącej później z tego pocałunku. Podobnie napięcie zwiazane z innymi ekscytującymi pozytywnymi okolicznościami jest dla mnie jawnym źródłem przyjemności i pogłębienia satysfakcji, gdy okoliczności zaistnieją.
Warto tu spytać o jeszcze jedną rzecz: gdyby brak dyssatysfakcji już oznaczał satysfakcję, to wszystkie stany obojętności też tu się łapią. Takie podejście mi się jawi jako nieintuicyjne, bo oczekiwałbym od pojęcia satysfakcji jakiegoś wyraźnego skierowania się na tą pozytywną stronę. Jeśli nic nie czuję - ani satysfakcji, ani dyssatysfakcji, to nie jest to dla mnie satysfakcją, tylko wlaśnie obojętnością.

Banjankri napisał:
Cytat:
Z satysfakcją nie jest tak samo. Jest z nią (przynajmniej jeśli chodzi o satysfakcję trwałą, a nie przelotną, czy okupioną większą od niej dyssatysfakcją) o wiele trudniej.

No, na pewno jak się ma klasyczny światopogląd oparty o pragnienia. Nie da się ich przecież spełnić na życzenie. Ale jak się ma model oparty o pustkę, to wystarczy przesunąć linię mety z kiedyś na teraz i dyssatyfakcja zanika.

Dla mnie satysfakcja, która jest tylko brakiem dyssatysfakcji jawi się jako "bieda-satysfakcja". To w pewnych warunkach jest może pocieszenie w stylu "oooo, dobrze, satysfakcjonująco się dzieje, że nie jest całkiem źle", albo "jak to satysfakcjonująco mi jest, bo mogłoby być gorzej, albo nawet zupełnie fatalnie". Znowu - ta poprzeczka tak ustawiona, jak dla mnie za nisko leży.

Banjankri napisał:
Cytat:
Mój model też wiele tłumaczy. Nawet jeśli tutaj go nie zaprezentowałem teraz (bo jest on zbyt złożony, wymagałby wyjaśnienia zbyt wielu aspektów nieznanych), to przynajmniej ta całościowa postać, jaką mam w swoim umyśle mnie satysfakcjonuje jako całkiem niezłe wytłumaczenie.

Większość ludzi, w kulturze zachodniej, przyzwyczajona jest do jałowej filozofii, która ma być logicznie spójna. Nawet sobie nie zdają sprawy z tego, że może być efektywna w działaniu. Twój model będzie skuteczny jak da ci efekt, czyli spełnienie, a nie będzie jedynie ułożoną kostką Rubika na półce, na którą fajnie popatrzeć.

Powoli jakieś postacie efektywności mojej filozofii się ujawniają. Daleko mi do ideału w tym względzie, ale w ocenianych aspektów uważam, że jest lepiej, niż było na początku.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 21:22, 06 Sty 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5754
Przeczytał: 59 tematów


PostWysłany: Wto 8:59, 07 Sty 2025    Temat postu:

dubel

Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Wto 9:42, 07 Sty 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5754
Przeczytał: 59 tematów


PostWysłany: Wto 9:41, 07 Sty 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Mam przyjąć tę ocenę od Ciebie jako autorytarne ostateczne zamknięcie kwestii w obliczu posiadania przez Ciebie niepodważalnego, absolutnego wzorca pojęcia naturalności?

Nie, wystarczy, że użyjesz go w kontekscie, który da mu chociaż odrobinę sensu. Naturalnie to coś działa samo z siebie jak w:
"- stan początkowy wg opisu Banjankri: satysfakcja występuje (sama z siebie)"

Grawitacja działa naturalnie, a jej nie zdobywasz, ani nie wyzwalasz.

Cytat:
Dla mnie takie kryteria byłyby uznane za zbyt słabe, aby obwieszczać sukces mojego modelu. Ale to oczywiście jest kwestia indywidualna, gdzie i jak ktoś ustawia sobie poprzeczkę. Dlatego przyjmuję Twoje stanowisko właśnie jako Twoje stanowisko.

Wuj rozwiązuje ten problem zupełnie inną drogą, i ja nie widzę w tym problemu, bo ostetecznie tłumaczenie modelu potrzebne jest do uzyskania rozwiązania, a nie wartości merytorycznej. Ta, ma jedynie wartość pomocniczą, bo czym lepsze rozwiązanie, tym łątwiej je zrozumieć.
Co do mojego statnowiska, to metoda fenomenologiczna z definicji wyraża subiektywne stanowisko, a więc wszystcy ją stosujący mają subiektywne stanowisko.

Cytat:
Ty chyba dotarliśmy do ważnej różnicy między nami - dla mnie satysfakcja nie jest brakiem dyssatysfakcji. Definiowanie "jajka" jako czegoś, nie jest niejajkiem, jest dla mnie mało konstruktywnym podejściem, bo taka definicja ma moc informującą bliską zera.

Nie masz racji, a twoja analogia jest kompletnie nie na miejscu. Jak już chcesz odnosić się do jajka, to miałbyś całe jajko i popękane. W takim razie, określenie jajka, jako niepopękane, bardzo dużo nam mówi.

Cytat:
To jest tylko użycie logicznie dwukrotnego przeczenia. Faktycznie każde "X" jest zaprzeczeniem "nieX-a".

A ciemno, to nie jasno, chropowate to nie gładkie itd. To się nazywa dualizmem i praktycznie cały obiektywny świat jest na nich zbudowany. Na dualizmie 01 masz zbudowany cały wirtualny świat. Czym ogólniejsza definicja jednej strony dualizmu, tym szczególniejsza drugiej. Interesuje nas jedynie aspekt dyssatysfakcji, czyli popękania jajka, a nie kto je zniósł, jak smakuje i ile ma żółtek.

Cytat:
Wręcz bywa tu przeciwnie - oczekiwanie na pierwszy pocałunek ukochanej, napięcie z tym zwiazane jest chyba głównym motorem satysfakcji płynącej później z tego pocałunku. Podobnie napięcie zwiazane z innymi ekscytującymi pozytywnymi okolicznościami jest dla mnie jawnym źródłem przyjemności i pogłębienia satysfakcji, gdy okoliczności zaistnieją.

Tłumaczyłem dokładnie dlaczego tak jest w innym temacie. Doznanie satysfakcji jest proporcjonalne do wygenerowanego napięcia, dyssatysfakcji. Żeby zrozumieć jak dyssatysfakcjonujące jest samo napięcie, wyobraź sobie, że ten pocałunej nigdy nie doszedł do skutku? Fajne było to napięcie? No nie.
Ściągając ciężki plecak wracasz do punktu startowego (satysfakcja), a im cięższy był tym wyraźniejsz poczujesz ulgę (doznanie satysfakcji).
Cytat:
Warto tu spytać o jeszcze jedną rzecz: gdyby brak dyssatysfakcji już oznaczał satysfakcję, to wszystkie stany obojętności też tu się łapią. Takie podejście mi się jawi jako nieintuicyjne, bo oczekiwałbym od pojęcia satysfakcji jakiegoś wyraźnego skierowania się na tą pozytywną stronę. Jeśli nic nie czuję - ani satysfakcji, ani dyssatysfakcji, to nie jest to dla mnie satysfakcją, tylko wlaśnie obojętnością

A czułeś się kiedyś zupełnie obojętnie, czy tylko obojętne ci było dane zdarzenie? Czy w momencie zobojętnienia na coś, zobojętniałeś na wszystko? Straciłeś cel życia, razem z pragnieniem jego posiadania? No nie. Ty nie odróżniasz satysfakcji od doznania satysfakcji, czyli przyjemności. Przyjemność jest chwilowym doznaniem powstałym z usunięcia napięcia i powrotem do satysfakcji (jak orgazm). Tłumaczyłem ten mechanizm z detalami w innym temacie, i nie chce mi się tego na nowo powtarzać.

Cytat:
Dla mnie satysfakcja, która jest tylko brakiem dyssatysfakcji jawi się jako "bieda-satysfakcja". To w pewnych warunkach jest może pocieszenie w stylu "oooo, dobrze, satysfakcjonująco się dzieje, że nie jest całkiem źle", albo "jak to satysfakcjonująco mi jest, bo mogłoby być gorzej, albo nawet zupełnie fatalnie". Znowu - ta poprzeczka tak ustawiona, jak dla mnie za nisko leży.

I dalej nie rozumiesz podstawowych pojęć, bo wpychasz dysstasfakcję w statysfakcję. Twierdzenie 'nie jest całkiem źle" implikuje, że jest źle, czyli że jest dyssatysfakcja. Twoja "bieda-satysfakcja" zawiera więc dyssatysfakcję, czyli jest zupełnie czymś innym niż to, o czym ja piszę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6808
Przeczytał: 102 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:28, 07 Sty 2025    Temat postu:

A tak w ogóle, co złego jest w dysstasfakcji ?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5754
Przeczytał: 59 tematów


PostWysłany: Wto 14:24, 07 Sty 2025    Temat postu:

Andy72 napisał:
A tak w ogóle, co złego jest w dysstasfakcji ?

Właśnie to, że coś jest źłe. Jest wyrazem niezgodności między tym jak jest, a tym jak chcesz żeby było.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Wto 14:29, 07 Sty 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6808
Przeczytał: 102 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:29, 07 Sty 2025    Temat postu:

i to jest złe?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5754
Przeczytał: 59 tematów


PostWysłany: Wto 14:33, 07 Sty 2025    Temat postu:

Andy72 napisał:
i to jest złe?

Tak, bo czyni cię niekompletnym w twoim własnym światopoglądzie, prowadząc do napięcia i wysiłku w kierunku zmiany. Jeżeli zmiany są niemożliwe, prowadzi do cierpienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6808
Przeczytał: 102 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:35, 07 Sty 2025    Temat postu:

Dlaczego napięcie i chęć zmiany jest złe? Dlaczego należy unikać cierpienia?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5754
Przeczytał: 59 tematów


PostWysłany: Wto 14:39, 07 Sty 2025    Temat postu:

Andy72 napisał:
Dlaczego napięcie i chęć zmiany jest złe? Dlaczego należy unikać cierpienia?

Podnieś rękę i trzymaj ją w górze bez przerwy. Jak opóścisz to spytaj się siebie, dlaczego nie chciałeś trzymać jej dłużej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6808
Przeczytał: 102 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:40, 07 Sty 2025    Temat postu:

Buddyzm czci pustkę, niebyt, to z punktu widzenia chrześcijańskiego jest czymś szatańskim
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Religie i wyznania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin