wujzboj |
Wysłany: Pon 23:02, 18 Maj 2015 Temat postu: 18 maja - Notatki połamańca - Prawie prawo |
|
Była wczoraj taka jedna debata, i ja o niej swoje małe conieco napisać chciałem.
Jakoś tak się złożyło, że mi do tego niejaki malarz Picasso pasował. Kuśtykam więc ja sobie do biblioteki, sięgam spokojnie po katalog.
A ten mi po oczach chlust! kopirajtem: Nie, no ja wiem, że po internecie krążą tony Picassów i nic się strasznego nie dzieje. Zwykle, bo nie bez powodu Wiki Commons czy WikiArt nie mają Picassa. Niektóre kancelarie prawnicze specjalizują się zresztą w skanowaniu internetu w poszukiwaniu trefnych obrazków. Cóż, z czegoś trzeba żyć.
Tylko, że tak naprawdę to jest to wymuszona implementacja nie tyle prawa, ile prawie prawa. Czyli bezprawia.
Dlaczego?
Bo pierwotną intencją prawodawcy nie było w tym przypadku zapewnienie dodatkowego dochodu potomkom czy nabywcom. Intencją było zachęcenie do twórczości. Zachęcenie ARTYSTY, nie dla kupca, spadkobiercy czy darobiorcy.
Teoria względności Einsteina nie jest chroniona prawem autorskim dlatego, że Einstein się nad nią nie napracował, nie zależało mu na pieniądzach, lub że nie miał spadkobierców łasych na grosz. Prawo autorskie nie chroni teorii naukowych, bo istnieją inne dostatecznie skutecznie i do tego społecznie nieszkodliwe mechanizmy zachęcające naukowców do pracy naukowej. Sama zaś teoria względności należy tak samo do dorobku ludzkości, jak należą tam twórczość Picassa i Chopina, czy myśli Kanta. Uniemożliwianie zgodnego z prawem korzystania z dorobku kulturalnego ludzkości jest więc zwykłym obrabowywaniem nas z naszych podstawowych praw człowieka cywilizowanego. To rabunek w biały dzień, spowodowany pazernością niektórych "właścicieli" praw cudzo-autorskich. Prawda, że tak pazerna jest na szczęście raczej mniejszość. Ale pazerność razi szczególnie u "właścicieli" praw do dzieł Picassa. Który. jak by nie było, z przekonania komunistą był przecież, a nie - słowami komunisty - burżujem.
A tu nawet Guernica - oficjalny i donośny, publiczny krzyk Pabla, mający całemu światu uświadomić faszystowskie zbrodnie w jego ojczystej Hiszpanii - jest zakryta "prawami autorskimi"! Na szczęście dla idei Picassa, są jeszcze na świecie stuprocentowo publiczne znaczki pocztowe.
Ciekawe, w jaki sposób interpretacja praw autorskich uniemożliwiająca ludziom swobodne dzielenie się i posługiwanie się dorobkiem kulturalnym jest w takiej na przykład Polsce zgodna z Konstytucją. Ta przecież swoim artykułem 73 orzeka, że Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników, wolność nauczania, a także wolność korzystania z dóbr kultury. Owa praktykowana w świetle prawa pazerność zdumiewa tu zresztą nie tylko dlatego, że jest sprzeczna z duchem tego właśnie prawa i - przynajmniej w Polsce - z Ustawą Zasadniczą. Zdumiewa, bo jest po prostu głupia: nie przynosi dochodów, ale tylko straty.
Dochodów nie przynosi, bo kopie obrazów w niskiej rozdzielczości nie nadają się do celów komercyjnych. Ryzyko, że ktoś tam zrobi pieniądze nie dzieląc się z "właścicielem praw" jest wobec tego dokładnie równe zeru. W pełnej zgodzie z prawem zarobić się na tym więc nie da. Stąd zresztą to skanowanie internetu i łowienie jeleni - na tym da się sporo uciułać od przerażonej ofiary, zarobi i prawnik i "właściciel".*
________
*Stąd sposób na prawną obronę przed takimi myśliwymi; w praktyce lepiej jednak unikać publicznego pokazywania dzieł niszczonych prawem autorskim. Na blokowaniu rozpowszechniania wiedzy o dziełach sztuki nie da się zarobić uczciwych pieniędzy. Przecież, proszę szanownych galerii i muzeów, reklama jest dźwignią handlu! Może w tym przypadku nie aż tak potężną, żeby galerii czy muzeum opłaciło się płacić za każdą opatrzoną prawidłowym opisem i linkiem reprodukcję niskiej rozdzielczości wrzucaną w odmęty internetu. Ale jednak. Kto nie zobaczy i nie wie, nie przyjdzie. Kto zaś zobaczy, ten być może się pojawi, gdy znajdzie się w okolicy. I zapłaci kurczę za ten wstęp, żeby wreszcie obejrzeć oryginał.
A co jeśli muzeum dochodzi po prostu do wniosku, że potrzebuje nieco grosza na swoją działalność i że wobec tego chciałoby jednak, by ludzie pokazujący dzieła przez nie zebrane coś niecoś do wspólnej kasy dorzucali? Ależ proszę bardzo! Dziś wystarczy w tym celu umieścić na stronie muzeum link. Się klika, się przekazuje przez PayPal pięćdziesiąt groszy, centów, czy czegoś tam w lokalnej lub globalnej walucie - i spokój!
Zresztą, co rozsądniejsze muzea po prostu udostępniają swoje zbiory, i to nawet w wysokiej rozdzielczości, Oczywiście na wszelki wypadek ostrzegając, że w pojedynczych przypadkach jakiś tam "właściciel praw" może mimo wszystko się przyczepić. Takim pozytywnym działaniem wykazało się ostatnio na przykład Metropolitan Museum of Modern Art, udostępniając publiczności niemal 400 tysięcy obrazów ze swoich zbiorów!
Dobre intencje to jedno. Ale z tego, co się jednak ostatnio naczytałem na ten temat w internecie, wynika , że kierunek ewolucji myśli prawodawczej jest raczej zupełnie przeciwny. Co widać szczególnie w przypadku filmów czy muzyki. Jeśli nauczyciel w szkole językowej (wiem, wiem, komercjalnej) chce zaśpiewać z dziećmi "Happy birthday to you", musi wykupić od ZAiKS-u licencję!
Dziwi tylko, dlaczego nie muszę wykupować licencji, żeby opowiedzieć spotkanemu na ulicy znajomemu, jak kończy się film, który wczoraj obejrzałem.
Ale tak naprawdę, kto wie.
Może jak mnie przypadkiem jakaś prawie-prawna kancelaria na tej ulicy podskanuje, to się zdziwię... |
|