krowa |
Wysłany: Śro 8:51, 31 Maj 2017 Temat postu: |
|
W pół drogi do sklepu spotkałam dwoje ludzi, którzy również w pół drogi się spotkali. Było to małżeństwo, które od czasu przeprowadzenia się w inne miejsce natrafili na podziemną rzekę. Rzeka podzieliła ich i odtąd ich dzieci i wnuki nie mogą zaznać spokoju.
Włączyłam komputer i na mapie satelitarnej odwiedziłam ślady podziemnych wód. Nie jest to trudne dla takiej jak ja. Wcale nie muszę wyświetlać rastrów ani poruszać się po warstwicach, czyli jakiejś tam hipsometrii czy innej. Ja tylko połączyłam ślady pamięci. Urwisko z utratą pamięci.
Wyszłam na kolejny zwiad i konfrontuję oczywistość z rzeczywistością.
O tutaj jest namulone w rowie, doszło do asfaltu drogi i aż prosi się aby to urwać. Dobrze.
Dalej pszenica się położyła, więc zaleję to wodą. Budynki gospodarcze od strony namułów tak samo brzydkie jak te skarpy przy sklepie. Dobra. Mam to już z głowy.
Gdzie poprowadzić linię zapadliska? Hmm, popatrzyłam na siatkę ogrodzeniowa i widzę że była związana. No więc oderwę to bo nie powinnam naruszyć istniejącej miłości.
Wszystko co jest związane z miłością zachowam we własnej pamięci i w pamięci innych. Całą zaś władzę, pieniądze utopię w błocie. |
|
krowa |
Wysłany: Śro 8:33, 31 Maj 2017 Temat postu: |
|
Jeszcze przed burzą oglądałam wzburzenie na tle stosunków międzyludzkich. Zresztą sama je zawczasu wywołałam swoją osobowością. Gdzie tylko mi się chciało wetknęłam kij w mrowisko i spokojnie czekałam na efekty.
Wystawiłam sobie lekkie wiklinowe krzesełko na balkon i piłam kawę. Brzozy uginały się w pół, dachów jeszcze nie pozrywałam. Nie, nie jestem na nic konkretnego zdecydowana. Jeszcze nic pewnego, w jaki sposób dopuszczę do siebie kataklizm.
No a dzisiaj wyszłam na spacer oglądać próbne występy.
Wpierw poszłam do jaskini lwa, do siedliska zła, do sklepu gdzie się obraca złotym. Nie miałam grosza przy sobie ale poszłam wprost do siedliska zła i powiedziałam, że ja tu rządzę, ja Królowa. Kto mi się przeciwi, nie uśmiechnie do mnie, nie zagada przyjaźnie ten zginie marnie. |
|
wujzboj |
Wysłany: Pon 23:00, 08 Lip 2013 Temat postu: 8 lipca 2013 - Próba mikrofonu |
|
Stało się, założyłem blog.
W piątek, tuż przed północą założyłem, aby móc z pełną energią ruszyć w sobotę do blogowania. Najlepiej filozoficznego, ale od tematów codziennych nie stroniącego, bo przecież tyle się ostatnio dzieje wokoło: tu Smoleńsk z nową fizyką, tam Wołyń ze starym nacjonalizmem, tu Lemański i Hoser, tam Bauman i prezes, gdzie indziej znów prześladowaną telewizję zagnano w multipleksy, a wszędzie ocieplenie globalne wieje chłodem i wcale nie wiadomo, czy szczepić się, czy może lepiej od razu dać się zmodyfikować genetycznie.
I prawie mi się udało wejść w to wszystko z biegu. Bo w sobotę przyszedł poranek dnia pierwszego, a razem z porankiem przyszła rzeczywistość. Rzeczywistość przybrała na początek postać mojego pokojowego gołębia (nie mylić z gołębiem pokoju), który wkroczył do sypialni, wskoczył na brzeg łóżka i rozdarł dziób ogłaszając, że już z pewnością czas jest najwyższy, aby dzień całkowicie się rozpoczął. Sądząc po jego minie, on Gołąb podchodził do sprawy bardzo poważnie:
Powaga sprawy była o tyle uzasadniona, że dochodziło już prawie południe.
Chcąc - nie chcąc, po dłuższej chwili podążyłem za głosem ptactwa i zstąpiłem na ziemię. Czyli do ogródka zstąpiłem, aby wspomnianą rzeczywistość ulepszać. Gołąb ogródka ulepszać nie może, bo na ogródek ma szlaban. Rzecz w tym, że Gołąb jest po trochu nielotem i zachodzi pewna obawa, że mógłby zadziobać jakiegoś kota, których sporo kręci się w okolicy i które gapią się na niego przez szybkę jak gdyby tu był jakiś peep-show. Wobec tego gołąb wziął sobie kąpiel w misce i poszedł się opalać, zaś Ewa i ja zabraliśmy się za poprawianie wspomnianej rzeczywistości. Konkretnie, za ścieżki, które od jakiegoś czasu (powiedzmy, od roku) miały obiecane powołanie do istnienia. Aż do zeszłego tygodnia to powołanie do istnienia dokonało się jedynie połowicznie. (Ciekawe, że filozofia do tej pory nie przeanalizowała pytania, czy istnienie może być połowiczne. Sądząc po naszych ścieżkach, poprawna odpowiedź na to pytanie ma szansę być twierdząca.)
Poprawianie rzeczywistości w ogródku jest o tyle stresujące, że tam pod każdym kamieniem czyha na człowieka ekosfera. Tym razem, gdy tylko podniosłem deskę, która od paru miesięcy broniła naszego szarego czarnoziemu przed agresją chwastów, to okazało się, że do deski przyczepiły się od spodu jakieś suche liście. Dotknąłem, żeby zabrać i wyrzucić. Wtedy one się rozbuczały z wyczuwalnym oburzeniem. To było gniazdo trzmieli.
Mamy z Ewą zdecydowaną niechęć do wszelkich czystek etnicznych. Z drugiej strony nie bardzo możemy czekać do końca września, aby problem sam się rozwiązał przy pomocy jesiennych chłodów. Takim czekaniem załatwiły nas już w zeszłym roku osy - papa nad ich zeszłorocznym gniazdem jest do tej pory nienaprawiona, bo czego nie zrobisz dziś, tego jutro raczej też nie zrobisz. Wobec tego deskę przenieśliśmy w miejsce nieco ustronniejsze. Niestety, trzmiele nie obserwowały nas dostatecznie pilnie i pogubiły się. Buczały teraz gromadnie i bezradnie nad miejscem, w którym gniazdo być powinno a być już nie chciało.
Po dłuższej konsultacji udało się nam jednak problem rozwiązać polubownie. Dla deski znalazło się miejsce na tyle blisko Ojczyzny, że trzmiele się odnalazły. I teraz wszyscy chyba są zadowoleni: i trzmiele, bo odzyskały swój dom, i my, bo możemy czystą nogą dostać się do naszego ogrodowego domku:
Blog musiał jednak poczekać do pojutrza. Bo czego nie zrobisz dziś, tego nie zrobisz i jutro. |
|