Autor |
Wiadomość |
Semele |
Wysłany: Śro 23:47, 18 Wrz 2024 Temat postu: |
|
Jeśli ktoś mówi, że 2×2=5, a ja odpowiadam – nie, to bzdura, bo przecież 2×2=4, to nawet jeśli prawda jest po mojej stronie, to używając sformułowania bzdura, mówiąc nie, to nieprawda, automatycznie powodujemy, że druga strona wchodzi w relację konfrontacyjną. Zaczyna bronić swojego 5. I brnie w to, nawet nie dlatego, że nie widzi, że to jest 4, ale dlatego, że trudno jest się przyznać do błędu. Uczę przekonywania „na miękko”, żeby osoba przekonywana nie czuła się w sytuacji konfrontacyjnej tylko wiedziała, że próbujemy coś wypracować – ja szanuję twoje argumenty, ty jesteś otwarty na moje argumenty. Rozmawiamy po to, żeby wspólnie dojść do jakichś wniosków: –Dotąd uważałem, że 2×2 to 4, ale chciałbym usłyszeć, dlaczego uważasz inaczej? |
|
|
Semele |
Wysłany: Śro 23:46, 18 Wrz 2024 Temat postu: |
|
Jeśli ktoś mówi, że 2×2=5, a ja odpowiadam – nie, to bzdura, bo przecież 2×2=4, to nawet jeśli prawda jest po mojej stronie, to używając sformułowania bzdura, mówiąc nie, to nieprawda, automatycznie powodujemy, że druga strona wchodzi w relację konfrontacyjną. Zaczyna bronić swojego 5. I brnie w to, nawet nie dlatego, że nie widzi, że to jest 4, ale dlatego, że trudno jest się przyznać do błędu. Uczę przekonywania „na miękko”, żeby osoba przekonywana nie czuła się w sytuacji konfrontacyjnej tylko wiedziała, że próbujemy coś wypracować – ja szanuję twoje argumenty, ty jesteś otwarty na moje argumenty. Rozmawiamy po to, żeby wspólnie dojść do jakichś wniosków: –Dotąd uważałem, że 2×2 to 4, ale chciałbym usłyszeć, dlaczego uważasz inaczej? |
|
|
Semele |
Wysłany: Śro 23:46, 18 Wrz 2024 Temat postu: |
|
Jeśli ktoś mówi, że 2×2=5, a ja odpowiadam – nie, to bzdura, bo przecież 2×2=4, to nawet jeśli prawda jest po mojej stronie, to używając sformułowania bzdura, mówiąc nie, to nieprawda, automatycznie powodujemy, że druga strona wchodzi w relację konfrontacyjną. Zaczyna bronić swojego 5. I brnie w to, nawet nie dlatego, że nie widzi, że to jest 4, ale dlatego, że trudno jest się przyznać do błędu. Uczę przekonywania „na miękko”, żeby osoba przekonywana nie czuła się w sytuacji konfrontacyjnej tylko wiedziała, że próbujemy coś wypracować – ja szanuję twoje argumenty, ty jesteś otwarty na moje argumenty. Rozmawiamy po to, żeby wspólnie dojść do jakichś wniosków: –Dotąd uważałem, że 2×2 to 4, ale chciałbym usłyszeć, dlaczego uważasz inaczej? |
|
|
Semele |
Wysłany: Śro 23:42, 18 Wrz 2024 Temat postu: Dla Michała i nie tylko |
|
https://akademiaface.com/przekonac-bez-pokonywania-jak-sie-nauczyc-madrze-dyskutowac/
Olgierd Annusewicz: – Nic dziwnego, starszy pan popełnił w dyskusji większość możliwych błędów. Niby miał rację, a nie przekonał. Niby argumentami pobił młodego, ale nie sądzę, żeby osiągnął swój cel. Jeśli jedna ze stron sporu dąży do pokonania drugiej, to nie jest to najlepsza strategia prowadzenia dyskusji.
A.J.: – I tu właśnie wkracza erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów, której uczysz na szkoleniach.
O.A.: – Uczę – i na Uniwersytecie i na szkoleniach grupowych, ale też indywidualnych – że celem w dyskusji powinno być nie tylko przekonanie drugiej strony do swoich racji, ale też utrzymanie (albo zbudowanie) dobrych relacji pomiędzy rozmówcami. Mój adwersarz nie powinien czuć, że przegrał. Nie może pomyśleć: –ok, musiałem się ugiąć pod jego argumentami, następnym razem się na nim odegram. Jeśli mamy spór, w którym obie strony stanowczo bronią swoich argumentów, to im mocniej to robią, im bardziej emocjonalnych chwytów używają, tym trudniej jest się im wycofać i porozumieć, czy po prostu przyznać rację drugiej stronie. Nawet jeśli mają świadomość, ze już błądzą. Podobnie, jak w negocjacjach – ważne jest zachowanie twarzy. Powinienem przekonywać rozmówcę w taki sposób, żeby uważał moje pomysły za wspólne, żebyśmy potem mogli wspólnie nad nimi pracować. |
|
|