Semele |
Wysłany: Pią 6:27, 19 Lut 2021 Temat postu: |
|
Specyficzna koncepcja „nowej mistyki”, którą Morrison skonstruował w oparciu o lekturę Blake’a i Rimbauda, łączyła się oczywiście z wrogim stosunkiem poety do chrześcijaństwa. Ostry atak na katolickie świętości, czasem świadomie prowokacyjny, gdyż kojarzący sferę sacrum z wulgarnie wyeksponowaną seksualnością był w twórczości autora Amerykańskiej modlitwy jednym ze sposobów osiągania „bezkresu”. Aby skutecznie rozszerzyć granice poznania, należało bowiem odrzucić racjonalność Objawienia, stając się coraz bardziej – o ile to możliwe – bytem irracjonalnym. Następny krok to zanegowanie wartości posłuszeństwa wynikającego z wiary. „Nowe stworzenie”, człowiek rewolucji dąży przede wszystkim do pełnej niezależności, choćby oznaczała ona tragedię. I dalej: beatnikowski mistyk powinien wyzwolić się z pojęć dobra i zła, życia i śmierci, szczęścia i nieszczęścia, gdyż – jak mówi poemat Dzikie pustkowie – „wszystko co wypowiedziane znaczy właśnie to, swe przeciwieństwo i wszystko inne”[9]. Wszelka świętość powinna zostać zbrukana, a każdy grzech – wywyższony. Kolejnym etapem będzie przemieszanie grzechu i świętości, wyjście poza tę odwieczną różnicę, bycie stoned immaculate, „niepokalanie naćpanym”. Dopiero wówczas przed człowiekiem otworzy się upragniony „bezkres”. I choć – jak już wspomniano – człowiek w owym „bezkresie” pozostaje kimś zagubionym i samotnym, to w samym tym samobójczym wyborze tkwiłaby pewna wartość. Morrisonowski „szaman” byłby kimś tożsamym z nietzscheańskim „nadczłowiekiem”, a może jeszcze bardziej z Byronowskim Manfredem, który odrzucił Boże miłosierdzie i zgodził się na wieczne potępienie, byle tylko zamanifestować tryumfującą niezależność od wszelkich sił nieba i ziemi. |
|
Semele |
Wysłany: Pią 6:24, 19 Lut 2021 Temat postu: |
|
Thomas Stearns Eliot, będąc poetą katolickim (ściślej: anglokatolickim), opisywał „ziemią jałową” zamieszkiwaną przez „wydrążonych ludzi”[4]. Jego poemat miał być niemal proroczą przestrogą przed nowoczesnością, która odrzuciła Boga, a przez to utraciła żywotność, cel i autentyczność. Morrison miał własne „dzikie pustkowie”, wilderness, któremu jednak oddał się bez reszty. Tam, na „wężowym odludziu”, przy „wielkiej autostradzie”, gdzie płoną „sekretne ognie”, wyraźniej widział, że ludzka egzystencja naznaczona jest beznadziejną samotnością. Przez moment wydawało się, że uzdrowienie przyjdzie przez narkotyczną, „pogańską” ekstazę i wyzwolenie seksualne. „Chwila wewnętrznej wolności”, kiedy „umysł otwiera się i ukazuje niezmierzony wszechświat”[5], nie przynosi jednak trwałego ukojenia, lecz za każdym razem odsłania ciemną, wręcz koszmarną stronę egzystencji. Wówczas „duszy pozostaje błąkać się w oszołomieniu i zmieszaniu szukając to tu to tam nauczycieli i przyjaciół”[6]. Na końcu tej drogi zawsze czeka osamotnienie, tym głębsze i bardziej dojmujące, im jaśniejsza była wizja. Stąd głównym nastrojem, jakim rządzi się liryka Morrisona, zwłaszcza z późniejszego etapu, jest smutek rozczarowania. Widać to również na przykładzie piosenek wchodzących w skład kolejnych albumów The Doors. Rewolucyjny zapał z czasem gaśnie, pozostawiając po sobie uczucie wypalenia i alienacji. Cezurę wyznaczyły w tym przypadku teksty z płyty o znamiennym tytule Waiting for the sun, czyli „czekając na słońce”. Oczekiwany nowy świt nie nadszedł. „Co z sobą poczniemy, kiedy lato minie – śpiewał Morrison. – Niebawem minie lato; mieliśmy cudowny czas, lecz on właśnie mija” (When summer's gone where will we be; summer's almost gone, we had some good times, but they're gone).
http://christianitas.org/news/starodawny-strach-o-poezji-jima-morrisona/ |
|
Semele |
Wysłany: Sob 8:12, 30 Sty 2021 Temat postu: kino |
|
Władcy
Spójrz, gdzie składamy hołdy.
Wszyscy żyjemy w mieście.
Miasto to, często fizycznie, ale w nieunikniony
sposób psychicznie, koło. Gra. Krąg śmierci
z seksem w swym centrum. Jedźmy tam, gdzie kończą się
przedmieścia. Na krańcu odkryjemy strefy wyszukanej
rozpusty i nudy, dziecięcą prostytucję.
W brudnym kręgu bezpośrednio otaczającym dzielnicę spraw
załatwianych w świetle dziennym, istnieje jedyny
prawdziwie żyjący tłum naszego wzgórza, jedyne
prawdziwe życie ulicy, nocne życie. Chore jednostki
w hotelach za dolara, podupadłych pensjonatach, barach,
lombardach, knajpach i burdelach, w umierających
arkadach, którym nie dane jest zginąć, na ulicach,
ulicach nocnych kin.
Tam, gdzie kończy się zabawa zaczyna się Gra.
Tam, gdzie kończy się seks zaczyna się Orgazm.
Każda gra zawiera w sobie ideę śmierci.
Łaźnie, bary, kryte baseny. Nasz zraniony przywódca
rozłożony na wilgotnej posadzce. Jego oddech i
długie włosy pokryte chlorem. Zwinny, choć
okaleczony, o ciele zawodnika wagi średniej.
U jego boku powiernik, zaufany dziennikarz. Lubił
w pobliżu siebie ludzi żyjących z rozmachem. Większość
ludzi prasy to sępy, które pracowały dla
zaspokojenia wścibstwa Ameryki. Kamery w trumnie
robiące wywiad z robakami.
Potrzeba wielkiego morderstwa, by odsunąć skały
w cień i odsłonić dziwaczne robaki pod nimi. Ukazuje się
życie naszych rozgoryczonych szaleńców.
Kamera, jak wszystkowidzący bóg, zaspokaja naszą tęsknotę
za wszechwiedzą. Szpiegować innych z tej
wysokości i pod tym kątem: przechodnie wchodzą
i wychodzą z pola widzenia naszego obiektywu
jak rzadko spotykane wodne owady.
Moc Jogi. Stać się niewidzialnym lub małym.
Przekształcić się w olbrzyma i dosięgać najbardziej
odległych rzeczy. Zmienić bieg natury. Umieścić się
w jakimkolwiek miejscu wczasie i przestrzeni. Wzywać umarłych.
Wychwalać zmysły i postrzegać niedostępne
obrazy wydarzeń dziejących się winnych światach,
w najgłębszych pokładach swego mózgu lub mózgu innych osób.
Karabin snajpera jest przedłużeniem jego oka
Zabija swoim śmiertelnym spojrzeniem.
Zabójca (?), podczas ucieczki, podążający
z nieświadomą, instynktowną lekkością owada, niczym ćma
w stronę strefy bezpieczeństwa, schronienia przed
ruchliwymi ulicami. Wkrótce zostaje wchłonięty
w ciepłą, cichą i mroczną otchłań cielesnego teatru.
Współczesne kręgi piekła: Oswald (?) zabija Prezydenta.
Oswald wsiada do taksówki. Oswald zatrzymuje się w pensjonacie.
Oswald wysiada z taksówki. Oswald zabija policjanta Tippitta.
Oswald zdejmuje kurtkę. Oswald zostaje schwytany.
Ucieka do kina.
W łonie jesteśmy ślepymi rybami jaskiniowymi.
Wszystko jest mgliste i przyprawia o zawroty głowy.
Skóra nabrzmiewa i nie ma już różnicy między częściami ciała.
Wdzierający się odgłos groźby,
drwiące, monotonne głosy. To jest strach i urok
bycia pochłoniętym.
Pogrążony we śnie, owiń nim swe ciało jak rękawiczką.
Jesteś teraz wolny od przestrzeni i czasu Wolny,
by rozpłynąć się w nieprzerwanym potoku lata.
Sen jest pod-oceanem, w który zanurzamy się co noc.
Rano budzimy się ociekający, bez tchu,
z piekącymi oczyma.
Oko wygląda ordynarnie
W swej brzydkiej powłoce
Wyjdź na zewnątrz
W całym swym Blasku.
Nic. Powietrze na zewnątrz
pali me oczy.
Wyrwę je
i pozbędę się tego piekącego bólu.
Krucha, gorąca biel
Południe w mieście
Mieszkańcy strefy zarazy
są wyczerpani do cna.
(Santa Ana's to wiatry pustyni.)
Zerwać kraty i pławić się w rynsztoku.
Poszukiwanie wody, wilgoci,
"mokrości" aktora, kochanka.
"Gracze" - dziecko, aktor, hazardzista. Idea trafu
nie naleźy do świata dziecka i świata człowieka
pierwotnego. Równieź hazardzista czuje się zależny
od nieznanej siły. Powodzenie jest tym, co pozostało
z religii we współczesnym mieście, tak jak teatr,
częściej kino, kult posiadania.
Jakiego poświęcenia trzeba, jakiej ceny, aby narodziło się miasto?
Nie ma już "tancerzy", opętanych. Fakt podzielenia
ludzi na aktorów i widzów jest zasadniczym
wydarzeniem naszych czasów. Naszą obsesją są
bohaterowie, którzy żyją dla nas i którym wymierzamy kary.
Gdyby wszystkie radia i telewizory zostały pozbawione
źródeł zasilania, wszystkie książki i obrazy spalone,
wszystkie przedstawienia zawieszone, kina zamknięte,
a wszystkie te sztuki zastępcze...
W poszukiwaniu wrażeń zadawalamy się tym co jest nam "dane".
Z szalonych ciał tańczących na wzgórzu
zostaliśmy przemienieni w parę oczu
wpatrzonych w ciemność
Żaden z więźniów nie odzyskał równowagi seksualnej.
Depresje, impotencja, bezsenność... erotyczne
rozproszenie w nauce języków, lekturze, grach, muzyce
i gimnastyce.
Więźniowie wybudowali swój własny teatr, który był
dowodem niewiarygodnego nadmiaru wolnego czasu.
Młody marynarz, zmuszony do występowania w rolach kobiecych,
wkrótce stał się dziewczyną "miasteczka", gdyż w tym czasie
nazywali to miejsce miasteczkiem, wybierali burmistrza,
policję, radnych.
W dawnej Rosji car co roku przyznawał - w
przebiegłości swej duszy, lub duszy jednego
ze swoich doradców - tydzień wolności dla jednego
skazanego w każdym ze swych więzień. Wybór należał
do więźniów, przeprowadzany był jednak na kilka
sposobów. Czasami było to głosowanie, czasem
losowanie, często decydowała siła. Było oczywiste,
że wybraniec musiał być człowiekiem magicznym,
męskim, doświadczonym, posiadającym być może dar
opowiadania, facetem z możliwościami, krótko mówiąc
bohaterem. Niemożliwa sytuacja
w chwili wolności, niemożliwy wybór,
definiujące nasz świat z jego wstrząsami.
Pokój porusza się nad krajobrazem, wykorzeniając myśl,
zadziwiając wzrok. Szary film topi
oczy, spływa po policzkach. Żegnam.
Współczesne życie jest przejażdżką samochodem, pasażerowie
obrzydliwie się zmieniają na swych śmierdzących siedzeniach
lub też błąkają się od samochodu do samochodu poddani nieustannym
transformacjom. Czynimy nieuniknione postępy ku początkowi
(stacje końcowe nie czynią różnicy), przecinając miasta
z ich drugą twarzą ukazującą film,
na który składa się widok okien, znaków, ulic,
budynków. Po bokach czasem pojawiają się inne jednostki,
zamknięte światy, suną wzdłuż, by po chwili
wyprzedzić lub zostać z tyłu.
Zniszczyć dachy, ściany, zajrzeć do wszystkich pomieszczeń naraz.
W powietrzu schwytaliśmy bogów, zabraliśmy im ich
wszystkowiedzące spojrzenia, ale bez ich mocy
przenikania z lotu myśli i miast.
30 czerwca. Na nasłonecznionym dachu. Zbudził się nagle.
W tej chwili odrzutowiec z bazy powietrznej wspinał się
w ciszy nad jego głową. Na plaży dzieci próbują
wskoczyć na ten szybko przesuwający się cień.
Ptak lub owad, który omyłkowo wpada do pokoju
i nie może znaleźć okna - bo one
nie znają "okien".
Osy, zawieszone na oknie
Wspan iałe tancerki ,
bezstronne, nie wchodzą
do naszego pokoju.
Pokój marniejących sieci.
Czytaj słowa miłości
W zielonej lampie
Nabrzmiałego ciała.
Kiedy ludzie wymyślili budynki
I zamknęli się w pomieszczeniach,
Najpierw były drzewa i jaskinie.
(Okna funkcjonują w obie strony, lustra tylko w jedną.)
Nigdy nie przechodzi się przez lustra,
ani nie przepływa przez okna. |
|