Semele |
Wysłany: Pon 13:04, 20 Kwi 2020 Temat postu: bajka |
|
Bajki na dobranoc - Chatka Puchatka - rozdział I
Rozdział I, w którym powstaje Chatka Puchatka
Pewnego dnia, gdy Puchatek nie miał nic do roboty, pomyślał, że warto byłoby coś zrobić. Więc postanowił pójść do Prosiaczka zobaczyć, co Prosiaczek porabia. Śnieg wciąż sypał z nieba, gdy Puchatek dreptał po białej ścieżynce leśnej i idąc wyobrażał sobie, że zastanie Prosiaczka w domu, grzejącego sobie pięty przy kominku. Ale jakże się zdziwił, gdy zobaczył, że drzwi jego mieszkania są otwarte. Im bardziej zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było.
- Wyszedł - powiedział smutno Puchatek - ot co. Nie ma go w domu. Będę więc musiał odbyć Przechadzkę Zadumy sam. Masz ci los!
Ale nim poszedł, pomyślał sobie, może by tak bardzo mocno zastukać do drzwi, żeby się całkowicie upewnić... I gdy czekał na to, żeby Prosiaczek się nie odezwał, podskakiwał sobie dla rozgrzewki i gdy tak sobie podskakiwał, przyszła mu nagle do głowy nowa mruczanka, która mu się wydawała Dobrą Mruczanką, taką, którą się mruczy ku Pokrzepieniu Serc.
Im bardziej pada śnieg, Bim-bom,
Im bardziej prószy śnieg, Bim-bom,
Tym bardziej sypie śnieg, Bim-bom,
Jak biały śnieg z poduszki.
I nie wie zwierz ni człek, Bim-bom,
Choć żyłby cały wiek, Bim-bom,
Kiedy tak pada śnieg, Bim-bom,
Jak marzną mi paluszki. - A teraz wiem, co zrobię - rzekł Puchatek. - Najpierw pójdę do domu zobaczyć, która godzina, włożę ciepły serdaczek, a potem pójdę do Kłapouchego i zaśpiewam mu nową Mruczankę.
Popędził z powrotem do domu, lecz po drodze głowę miał tak zajętą nową Mruczanką, którą miał zaśpiewać Kłapouchemu, że gdy nagle ujrzał Prosiaczka rozpartego w najwygodniejszym fotelu, jaki miał, stanął we drzwiach zdumiony. I drapiąc się w głowę, zastanawiał się , w czyim też on jest domu.
- Dzień dobry, Prosiaczku! - powiedział. - Myślałem, że wyszedłeś.
- Nie - odparł Prosiaczek. - To ty wyszedłeś, Puchatku.
- Masz rację - powiedział Puchatek. - Wiedziałem, że któryś z nas wyszedł.
To mówiąc, spojrzał na zegar, który przed kilkoma tygodniami zatrzymał się na pięć minut przed jedenastą.
- Dochodzi jedenasta - rzekł Puchatek wesoło. - Akurat nadszedł czas na małe Conieco. - I wsadził łebek do spiżarni. - A potem wyjdziemy, Prosiaczku, i zaśpiewamy Kłapouchemu moją nową Mruczankę.
- Jaką Mruczankę, Puchatku?
- Tę, którą zaśpiewamy Kłapouchemu.
Zegar wciąż jeszcze wskazywał za pięć minut jedenastą, gdy Puchatek z Prosiaczkiem ruszyli w drogę. Wiatr ustał i płatki śniegu kołowały w powietrzu, próbując schwytać się wzajemnie w locie, aż wreszcie, zmęczone, z delikatnym trzepotem opadały w dół, chcąc znaleźć miejsce, gdzie mogłyby odpocząć. I czasem tym miejscem był nos Puchatka, a czasem nie. Po krótkiej chwili Prosiaczek, opatulony w biały szalik dookoła szyi, czuł się bardziej zaśnieżony niż kiedykolwiek przedtem.
- Puchatku - odezwał się Prosiaczek trochę nieśmiało, ponieważ nie chciał, żeby Puchatek pomyślał, że mu specjalnie na tym zależy - tak sobie myślę, co by to było, gdybyśmy teraz na przykład wrócili do domu, prześpiewali sobie dla wprawy twoją Mruczankę, a Kłapouchemu zaśpiewali ją jutro - albo, albo, powiedzmy, którego innego dnia, kiedy go spotkamy.
- Prześpiewać Mruczankę dla wprawy... - zastanawiał się Puchatek. - Wiesz, Prosiaczku, że to jest dobra myśl. Możemy urządzić małą próbę teraz, po drodze, ale pójść po to do domu - co to, to nie, bo jest to zupełnie wyjątkowa Mruczanka z Nadworu, czyli taka, którą śpiewa się na dworze, kiedy pada śnieg.
- Czy jesteś tego pewien? - spytał Prosiaczek z niepokojem.
- Zresztą sam się przekonasz, Prosiaczku, kiedy ją usłyszysz. Posłuchaj tylko, jak się zaczyna: Im bardziej pada śnieg, bim-bom ... - Bim co? - spytał Prosiaczek.
- Bom - odpowiedział Puchatek. - Jest to specjalna wstawka, żeby to brzmiało bardziej mruczalnie. Im bardziej prószy śnieg, bim-bom, tym bardziej ...
- Czy nie mówiłeś: pada śnieg?
- Tak, ale to było przedtem.
- Przed bimbomem?
- To był inny bim-bom - odparł Puchatek lekko zmieszany. - Zaśpiewam ci to porządnie i wtedy zobaczysz.
Więc zaczął jeszcze raz:
Im bardziej PADA ŚNIEG, bim-bom,
Im bardziej PRÓSZY ŚNIEG, bim-bom,
Tym bardziej SYPIE ŚNIEG, bim-bom,
Jak biały puch z poduszki.
I nie wie ZWIERZ NI CZŁEK, bim-bom,
Choć żyłby CAŁY WIEK, bim-bom,
Gdy pada TAKI ŚNIEG, bim-bom,
Jak marzną mi paluszki.
Zaśpiewał to w taki sposób, co jest chyba najlepszym sposobem śpiewania tej Mruczanki, i gdy skończył, czekał, aby Prosiaczek powiedział, że ze wszystkich Mruczanek z Nadworu na Śnieżną Pogodę ta właśnie jest najlepsza. A Prosiaczek, po gruntownym przemyśleniu tej sprawy, powiedział uroczyście:
- Puchatku, tylko zamiast paluszki, powinno być uszki.
Wreszcie dotarli do Ponurej Gęstwiny, gdzie mieszkał Kłapouchy. A ponieważ Prosiaczek miał za uszami pełno śniegu i był tym bardzo zmęczony, skierowali się do małego sosnowego lasku i usiedli na płocie, który go otaczał. Teraz byli osłonięci od śniegu i wiatru, ale wciąż było bardzo zimno, więc dla rozgrzewki prześpiewali sobie Mruczankę Puchatka raz po raz sześć razy. Prosiaczek wykonywał bimbomy, a Puchatek resztę i obydwaj w odpowiednich miejscach wybijali takt patyczkami. Wkrótce zrobiło im się cieplej i znów mogli rozmawiać.
- Tak sobie myślę i myślę, i ot, co pomyślałem - odezwał się Puchatek. - Pomyślałem sobie o Kłapouchym.
- A co o Kłapouchym?
- A to, że biedny Kłapounio nie ma gdzie mieszkać.
- Oj, nie ma.
- Ty masz dom, Prosiaczku, i ja mam dom, i są to bardzo wygodne domy i Krzyś ma dom, i Sowa, i Kangurzyca, i Królik - wszyscy mają domy i nawet krewni-i-znajomi Królika też mają domy czy coś w tym rodzaju. Tylko biedny Kłapounio nie ma domu. Więc tak sobie pomyślałem: "Zbudujemy mu dom".
- To jest Wspaniała Myśl, Puchatku - powiedział Prosiaczek. - A gdzie go zbudujemy?
- Zbudujemy go tutaj, tuż pod laskiem osłoniętym od wiatru, bo tutaj sobie o tym pomyślałem. I nazwiemy to miejsce Zakątkiem Puchatka. I zbudujemy z patyków Chatkę Puchatka dla Kłapouchego w Zakątku Puchatka.
- Strasznie dużo patyków jest z tamtej strony lasku - powiedział Prosiaczek. - Widziałem je. Bardzo, bardzo dużo. Wszystkie złożone razem.
- Dziękuję ci, Prosiaczku - rzekł Puchatek. - To, coś teraz powiedział, będzie dla nas Wielką Pomocą i mógłbym nazwać to miejsce Zakątekim Prosiaczkopuchatka, gdyby Zakątek Puchatka nie brzmiało lepiej jako krótsze i bardziej zakątkowe.
Więc zeszli z płotu i poszli naokoło, na drugą stronę lasku, żeby nazbierać patyków.
Krzyś przez całe rano siedział w domu, podróżując do Afryki i z powrotem. Właśnie opuścił statek i zastanawiał się, jaka może być pogoda, gdy... kto się nagle zjawia i puka do drzwi? Kłapouchy.
- Dzień dobry, Kłapousiu! - powiedział Krzyś, gdy otworzył drzwi i Kłapouchy wszedł do pokoju. - Co słychać?
- Wciąż pada śnieg - odpowiedział Kłapouchy posępnie.
- A tak, pada.
- I mróz bierze.
- Naprawdę?
- Tak - rzekł Kłapouchy. - Jednakże - ciągnął, rozpogadzając się trochę - nie mieliśmy ostatnio trzęsienia ziemi.
- Nie rozumiem cię, Kłapouszku...
- Nic, nic, Krzysiu. Nic ważnego. Czy nie widziałeś gdzie przypadkiem chatki czy czegoś w tym rodzaju?
- Jakiej chatki?
- Po prostu chatki.
- A kto w niej mieszka?
- Ja. A przynajmniej zawało mi się, że mieszkałem. Ale już nie mieszkam. Zresztą nie każdy może mieć własną chatkę.
- Ależ Kłapousiu, nic o tym nie wiedziałem,. Zawsze mi się zdawało...
- Ach, muszę ci powiedzieć, Krzysiu, że ten śnieg i to i owo na mojej łączce, nie mówiąc już o soplach lodu, wszystko to nie sprawia, aby o trzeciej nad ranem było tam tak ciepło, jak to się niektórym zdaje. Nie jest tam ciasno - jeśli wiesz, co mam na myśli, a w każdym razie nie do tego stopnia, żeby tam było niewygodnie. Ani specjalnie duszno. Słowem, Krzysiu- mówił głośnym szeptem - niech to zostanie między nami i nie mów o tym nikomu: tam jest zimno.
- Ach, biedny Kłapousiu!
- I powiedziałem sobie: są tacy, którzy zmartwiliby się, gdybym zmarzł z zimna. Ale oni zamiast mózgów mają tylko szary puch, który przez pomyłkę został wdmuchnięty w ich głowy. Oni po prostu nie myślą. I jeśli śnieg będzie padał jeszcze przez sześć tygodni, to może któreś z nich sobie pomyśli: "Kłapouchemu nie jest tam chyba za gorąco o trzeciej nad ranem". I wtedy okaże się, co się stało. I będzie im żal.
- Ach, Kłapousiu! - zawołał Krzyś czując, że już mu jest żal.
- Nie ciebie mam na myśli, Krzysiu, ty jesteś inny. Więc chodzi o to, że zbudowałem sobie małą chatkę koło sosnowego lasku.
- Naprawdę? Ach, to cudownie!
- Najbardziej cudowne jest to - mówił Kłapouchy swym najbardziej melancholijnym głosem - że kiedy wychodziłem dziś rano, moja chatka stała sobie na miejscu, a kiedy wróciłem z powrotem, już jej nie było. Znikła z powierzchni, a przecież była to sobie tylko chatka Kłapouchego. I właśnie to mnie dziwi.
Krzyś także się zdziwił. Szybko włożył swój nieprzemakalny płaszczyk, nieprzemakalny kapelusik i wysokie buty i powiedział:
- Chodźmy zaraz, Kłapouszku, będziemy jej szukać!
A Kłapouchy ciągnął ponuro:
- Czasami, gdy ktoś już skończył rozbierać czyjś dom, zostawia jakieś dwa czy trzy patyczki, których nie warto zabierać, i jest raczej zadowolony, że ktoś je sobie weźmie, jeśli wiesz, o co mi chodzi.. Więc pomyślałem, że gdybyśmy tak poszli...
- Chodźmy - powiedział Krzyś. I popędzili co tchu. Wkrótce byli już na skraju łąki obok sosnowego lasku, gdzie chatki Kłapouchego właśnie już nie było.
- Tutaj - rzekł Kłapouchy. - Nie zostawili ani patyczka! Oczywiście - dodał gorzko - mam jeszcze spory zapas śniegu, z którym mogę zrobić, co zechcę. Nie mogę narzekać.
Ale Krzyś nie słuchał tego, co mówił Kłapouchy. Słuchał całkiem czegoś innego.
- Czy słyszysz? - zapytał.
- Co to jest? Ktoś się śmieje?
- Słuchajmy.
I obaj zaczęli nasłuchiwać... I usłyszeli czyjś głęboki, mrukliwy głos nucący o tym, że im bardziej pada śnieg, tym bardziej sypie śnieg, i wysoki głosik, bimbający między jedną a drugą strofką.
- To Puchatek - rzekł Krzyś z przejęciem.
- Możliwe - powiedział Kłapouchy.
- I Prosiaczek - rzekł Krzyś z przejęciem.
- Prawdopodobnie - powiedział Kłapouchy.
Słowa piosenki nagle się zmieniły:
- Skończyliśmy już DOM! - nucił mrukliwy głos.
- Bim - Bom - śpiewał piskliwy głosik.
- Przepiękny, nowy DOM...
- Bim - Bom.
- Gdyby to nasz był DOM...
- Bom - Bom...
- Dwaj tacy mali SĄ...
- Bim - Bom...
- Co bardzo tego CHCĄ...
- Bim - Bom... - Puchatki! - zawołał Krzyś.
Śpiewacy na płocie nagle zamilkli.
- To Krzyś! - rzekł Puchatek radośnie.
- Tak - powiedział Prosiaczek strzygąc uszkiem - to Krzyś. Słyszę jego głos z tamtej trony lasku, z tego miejsca, skąd przynieśliśmy nasze patyczki.
- Chodźmy - rzekł Puchatek.
Zleźli z płotu i popędzili brzegiem lasku dookoła, a Puchatek przez całą drogę wydawał powitalne pomruki.
- Co? I Kłapouchy też przyszedł?! - zawołał Puchatek, gdy skończył ściskać i obejmować Krzysia. I porozumiewawczo trącił Prosiaczka łokciem, a Prosiaczek jego trącił łokciem i obydwaj pomyśleli, jaką miłą niespodziankę przygotowali Kłapouchemu.
- Jak się masz, Kłapouchy?
- Jak groch przy drodze - odparł ponuro Kłapouchy.
Zanim Puchatek zdążył zapytać, dlaczego groch i dlaczego przy drodze, Krzyś zaczął opowiadać smutne dzieje zaginionej chatki Kłapouchego. A Prosiaczek z Puchatkiem słuchali i oczy ich z każdą chwilą stawały się coraz większe i większe.
- Gdzie była, powiadasz? - spytał Puchatek.
- O tu, na tym miejscu - odpowiedział Kłapouchy.
- Zrobiona z patyczków?
- Tak.
- Ach! - westchnął Prosiaczek.
- Co? - spytał Kłapouchy.
- Nic. Powiedziałem tylko "ach" - rzekł Prosiaczek niespokojnie.
I żeby się wydać zupełnie spokojnym i zrównoważonym, zanucił raz czy dwa bim-bom trochę znużonym głosem.
- Czy jesteś pewien, że to była prawdziwa chatka? - spytał Puchatek. - To znaczy, czy jesteś pewien, że twoja chatka stała właśnie tutaj?
- Naturalnie, że tak - rzekł Kłapouchy i mruknął do siebie: - Bez śladu mózgu są niektórzy z nich.
- A co takiego? O co chodzi, Puchatku? - spytał Krzyś.
- Więc, tego... - powiedział Puchatek. - Otóż... - powiedział Puchatek. - Otóż więc... - powiedział Puchatek. - Widzisz... - powiedział Puchatek. i coś zdawało mu się mówić, że nie tłumaczy się zbyt jasno, więc znów trącił łokciem Prosiaczka.
- Jest zupełnie taki sam - powiedział prędziutko Prosiaczek. - Tylko trochę cieplejszy - dodał po głębszym namyśle.
- Kto jest cieplejszy?
- Dom Kłapouchego, z tamtej strony Lasu.
- Mój dom? Moja chatka? - spytał Kłapouchy. - Moja chatka była tutaj.
- Nie - powiedział Prosiaczek stanowczo - z tamtej strony Lasu.
- Bo tam jest cieplej - wyjaśnił Puchatek.
- Ja chyba lepiej powinienem wiedzieć, gdzie jest moja chatka...
- Więc chodź i zobacz - zadecydował Prosiaczek i poprowadził wszystkich leśną dróżką. - Nie miałeś chyba dwóch chatek - mówił po drodze do Kłapouchego - i to nie jedną obok drugiej.
Okrążyli zagajnik i z drugiej strony, na skraju Lasu, stała sobie chatka Kłapouchego, jakby nigdy nic.
- Proszę - powiedział Prosiaczek - oto jest.
- Taka sama wewnątrz jak i zewnątrz - rzekł z dumą Puchatek.
Kłapouchy wszedł do środka i znowu wyszedł.
- To nie do wiary - powiedział. - Jest to moja własna chatka i to ja ją zbudowałem, więc tylko wiatr musiał ją tutaj przywiać. Frunął z nią razem ponad laskiem i w tym miejscu opuścił ją na ziemię, I właśnie dobie tu stoi tak, jakby tu zawsze stała. I naprawdę w lepszym miejscu.
- W dużo lepszym! - rzekli zgodnie Puchatek z Prosiaczkiem.
- To tylko dowodzi, co można zdobyć za cenę niewielkiego wysiłku - powiedział Kłapouchy. - Widzisz, Puchatku? Widzisz, Prosiaczku? Po pierwsze, Rozum,a po drugie, Ciężka Praca. Spójrzcie na to! Tak się buduje Domy - rzekł dumnie Kłapouchy.
I zostawili go w tym domu. A Krzyś wrócił na obiad ze swymi przyjaciółmi, Puchatkiem i Prosiaczkiem, którzy opowiedzieli mu po drodze o Okropnej Pomyłce, jaką popełnili. I gdy Krzyś przestał się śmiać, wszyscy trzej zaśpiewali Mruczankę z Nadworu specjalnie ułożoną na Śnieżną Pogodę i śpiewali ją przez resztę drogi aż do domu. A Prosiaczek, który wciąż nie był pewien swego głosu, wstawiał tylko swoje bimbomy.
- Wiem, że to się wydaje łatwe - powiedział Prosiaczek do siebie - ale nie każdy to potrafi. |
|