Tropiciel świń |
Wysłany: Sob 22:43, 30 Wrz 2006 Temat postu: A esebek niszczył dalej. |
|
Kod: | Opowiem historię, która wydarzyła się 12 lat temu. Byłem wówczas kandydatem do zakonu jezuickiego. Aby pomóc mi w skończeniu jako ekstern szkoły średniej i zrobieniu matury prowincjał zaproponował mi zamieszkanie na rok w bursie w Krakowie prowadzonej przez jezuitów. Ucieszyłem się bardzo z propozycji i z zapałem podjąłem obowiązki wychowawcy w bursie, szczęścliwy też, że miałem okazję współpracować z jezuitami we wspólnym dziele. Szefem bursy był świątobliwy staruszek, wielki moralny autorytet i wybitny jezuita. Po paru miesiącach pobytu w bursie zorientowałem się, że panuje tam dyktatura, a wychowawcy i wychowankowie – studenci i uczniowie szkół średnich – nie mają nic do powiedzenia. Wspólnie z kilkoma bystrymi wychowawcami i wychowankami wymyśleliśmy, że trzeba powołać samorząd bursy i przedsięwziąć niezbędne reformy. Przedstawiłem ten projekt o. Prezesowi. Ucieszył się i poprosił mnie, bym przedstawił nasze postulaty na piśmie. W reformatorskim zapale sporządziłem kilkustronnicowy memoriał, który podpisało 7 wybitnych młodych ludzi, w tym siostrzeniec o. Prezesa. (Jednym z nich był obecny dyrektor Centrum Jana Pawłą II w Warszawie, dr Piotr Dardziński.)Kilka dni potem w kaplicy po codziennej mszy świętej o. Prezes powiedział: „Andrzeju, dobrze, że jesteśmy tu sami z Panem Jezusem. Myślę, że nie masz powołania na jezuitę. Pozwolimy Ci jednak zostać w bursie, byś mógł ukończyć szkołę”.
Mój świat zawalił się. Od roku marzyłem o zostaniu jezuitą, miałem moralną pewność swego powołania. Z jezuitami miałem kontakt od prawie roku i zarówno prowincjał, powołaniowiec i inni twierdzili, że jestem dobrym kandydatem. A tutaj mój jezuicki przełożony, wielki autorytet mówi: „Nie masz powołania na jezuitę” i powiedział to tak, jakby wyrażał oficjalne stanowisko zakonu jezuitów. Za kilka dni o. Prezes wezwał mnie do siebie i powiedział: „Andrzeju, coś jednak śmierdzi tutaj. Masz wyprowadzić się z bursy w ciągu kilku dni”. Zadzwoniłem do ówczesnego o. Prowincjała, który wielokrotnie zapewniał mnie o swej przychylności, by zainterweniował wobec tej oczywistej niesprawiedliwości czy zaproponował jakąs alternatywę, a przede wszystkim powiedział, czy stwierdzenie o. Prezesa, iż nie mam powołania jest oficjalnym stanowiskiem zakonu jezuitów. W odpowiedzi usłyszałem jedynie: „Andrzeju, idź do pracy”. Powtórzył to kilka razy. W ciemną listopadową noc w święto Chrystusa Króla znalazłem się z plecakiem i 100 zlp na krakowskiej ulicy, bez pracy, bez domu, w środku egzaminacyjnej sesji, uznany za niegodnego bycia jezuitą.
Znalazłem skromną suterenę i dzięki pomocy rodziny i przyjaciół udało mi się przeżyć i ukończyć bardzo dobrze eksternistycznie liceum ogólnokształcące i zdać maturę. Bez kontaktu z jezuitami dzięki łasce Bożej utrzymałem w sobie moralną pewność swego jezuickiego powołania i przebaczyłem z głębi serca niesprawiedliwość jaka mnie spotkała ze strony moich przyszłych współbraci, którym tak bardzo zaufałem. W kolejnym roku zakon nie przyjął mnie podając oficjalną przyczynę stan mego zdrowia: odkryto u mnie wysokie nadciśnienie tętnicze. Przyjęto mnie po 2 latach i odtąd od 10 lat jestem jezuitą.
Dlaczego opowiadam tę historię? Otóż ówczesny o. Prezes to TW Anteusz, niedawno zmarły, „szara eminencja” prowincji krakowskiej, z jego nadania było m.in. dwóch TW prowincjałów i wspierał kilku innych. Bez poparcia TW Anteusza niewiele można było zrobić w naszej prowincji. Były duchowny TW chciał zniszczyć moje kapłańskie i zakonne powołanie już w wolnej Polsce, to [b]był rok 1994[/b]. Ile takich powołań zniszczył podczas swej służby w SB i potem? Ilu ludziom, jezuitom zaszkodził? Jak wiele ran odniósł Kościół i wierni z powodu jego esbeckich działań, hipokryzji i zwykłej podłości? Swoim działaniem TW Anteusz przez 17 lat świadomie i czynnie wspierał SB, czyli najbardziej zbrodniczą organizację PRL, ostoję totalitarnego systemu komunistycznego, a po upadku komuny dalej działał w Kościele stosując esbeckie metody (podany przeze mnie przykład jest typowy dla metod SB).
Dlaczego TW “Anteusz” chciał mnie niedopuścić do zakonu jezuickiego i utrudnić zdobycie wykształcenia? Mógł to zrobić z kilku powodów: dla b. agenta SB każdy ruch wolnościowy na jego terenie to zamach stanu. Samorząd i większa przejrzystość w bursie utrudniłaby manipulacyjne rządy TW Anteusza. Były TW mógł się też obawiać, że ja, jako człowiek opozycji demokratycznej dzięki wieloletniemu osobistemu doświadczeniu działań SB i kontaktom politycznym, mogę trafić na trop jego agenturalnej przeszłości. Ważnym powodem próby utrącenia jezuickiego powołania była dostrzeżona przez TW Anteusza moja niepodatność na manipulację, czy to przez nagrody czy zastraszanie. Dla agenta SB Anteusza oczywistym było, że dobrym jezuitą może być tylko ktoś kto będzie wykonywał polecenia TW, choćby emerytowanego. Jezuici niepodatni na manipulację przez SB, jeśli nie udało ich się niedpuścić do zakonu lub usunąć z niego, byli przez TW tolerowani jako zło konieczne i naturalni wrogowie.
Gdyby opisane doświadczenie spadło na chłopaka młodszego czy słabszego psychicznie przypuszczam, że miałby dość jezuitów do końca życia. Ja miałem już 30 lat, za sobą doświadczenia wielu lat represji SB i poniewierki. Nigdy też wówczas nie kojarzyłem działań o. Prezesa z agenturą esbecką. Po prostu uważałem, że zachował się podle i niesprawiedliwie, i zaszokowało mnie, iż w Kościele katolickim, do którego wróciłem po wielu latach niewiary, kapłan uchodzący za świątobliwego postępuję w tak niecny sposób. Wybaczyłem mu jednak szybko i po latach prawie zapomniałem o całej sprawie, gdy go potem już jako jezuita okazjonalnie spotykałem witałem go z radosnym uśmiechem, itd.
Jednocześnie na uwagę zasługuje fakt, że ostatecznie zakon jezuitów pomimo destrukcyjnych działań byłego agenta SB, Anteusza, przyjał mnie i od 10 lat potwierdza w powołaniu zakonnym i kapłańskim, wyświęcając mnie ostatnio na diakona. Świadczy to o tym, że łaska Boża działa i ostatecznie przamaga wszelkie zło wyrządzane przez agentów w sutannach. Nie zwalania to jednak byłych agentów i tych, którzy ich chronią od moralnej odpowiedzialności za realne i głębokie zło wyrządzane przez nich współbraciom, wiernym, społeczeństwu i Kościołowi.
Osobiście jestem dziś dumny, że TW „Anteusz” uznał mnie niegodnym mieszkania z nim pod jednym dachem i niezdatnym do zostania jezuitą. Dziś wstydziłbym się bardzo, gdybym stał się protegowanym agenta SB, zrobił zakonną karierę, czy tym bardziej został prowincjałem z jego nadania.
W ciągu 13 lat przebywania wśród jezuitów poznałem wielu dobrych i wybitnych zakonników, zarówno kapłanów jak i braci zakonnych. Doświadczyłem wiele autentycznego dobra od swych przełożonych i współbraci, a niektorzy z nich to moi wypróbowani najlepsi przyjaciele. Zawsze byłem – w dobrym tego sensie słowa – dumny z bycia jezuitą i uważałem to, za największe szczęście swego życia i wielki dar Boży. Uważałem też zakon jezuitów za niezwykle cenną cząstkę Kościoła katolickiego. W ciągu ostatnich dwóch miesiący przeszedłem przyspieszony kurs historii najnowszej swego zakonu i prowincji: rozmawiałem z dzisiątkami współbraci, poznałem setki historii, wydarzeń i interpretacji.
Uważam też, że zarówno o. Krzysztof Mądel i ja to są dobre, zdrowe i mocne jezuickie powołania: nie chcemy opuszczać zakonu i z całym oddaniem pragniemy jak dotąd służyć bliźnim i Kościołowi jako kapłani jezuici. Nie mam żadnego żalu do zakonu za to, co spotkało mnie 12 lat temu, ani za to, czego doświadczam w ostatnim czasie. Każdy z nas ma swoją jezuicką historię naznaczoną krzyżem. Chodzi mi o coś zupełnie innego: o elementarną prawdę, sprawiedliwość i odwagę odnośnie nas, jezuitów w zakresie ujawnienia i zadościuczynienia złu wyrządzonemu przez agenturę SB głęboko zakorzenioną w zakonie jezuickim i mającą wpływ i dziś na styl sprawowania władzy zakonnej.
Nie chcę się wstydzić, że należę do grona tchórzy ukrywających prawdę, uwikłanych w dziwne układy, niezdolnych do wejścia na drogę przejrzystości i autentycznego pojednania. Nie chcę się wstydzić, że jestem jezuitą. Należy się to i nam i ludziom, do których zostaliśmy posłani przez naszego Pana i Założyciela Jezusa Chrystusa.[quote][/quote] |
|
|