Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 14:52, 17 Cze 2011 Temat postu: Zasada odpowiedzialności, a ryzykanci |
|
|
W życiu społecznym tworzone są różne normy ograniczające wolność. Czasem są one bardziej udolnie skonstruowane, czasem mniej. Dlatego niejednokrotnie słychać głosy za tym, aby ograniczyć ograniczanie do minimum, aby dać ludziom maksimum wolności, zaś ewentualne problemy rozwiązywać zasadą odpowiedzialności za czyny - zrobiłeś coś źle, to będzie za to kara. Takie podejście ma jednak jedną podstawową wadę - jest nią rozkład statystyczny skłonności do ryzyka wśród populacji ludzi. Krótko mówiąc, w tejże populacji, jest (całkiem niemała) grupa osób, która nie szanuje życia ani cudzego, ani swojego, dla których groźba karą jest nie tyle hamulcem, co wyzwaniem do przeciwstawienia się. Jeśli dodać do tego rosnące możliwości techniczne, to dość prawdopodobna staje się sytuacja, w której jeden nieodpowiedzialny ryzykant doprowadzi do tragedii milionów ludzi.
Z resztą zasada "płać za swoje postępki" okazuje liczne wady nie tylko w kontekście desperatów, samobójców, motocyklistów ;) i innych podobnych. Karanie, bo ktoś coś zrobił źle, pomylił się, okazał się głupcem, nie jest metodą doskonałą nawet w odniesieniu do zwykłych ludzi, bo w tym przypadku to co najgorsze już się stało. Więc chyba lepiej byłoby zapobiegać, niż odgrywać się za to co się nieszczęśliwie stało. Właściwie to nie jest nawet metodą zadawalającą. Jest "jakąś", bo innej nie potrafimy wymyślić na tym etapie rozwoju społeczeństwa.
Czasem zbieg okoliczności, ułamek sekundy nieuwagi, a już osoba skądinąd rozsądna staje się przestępcą. Ot, nie zauważyliśmy znaku drogowego, zasugerowaliśmy się mylnie jakąś okolicznością, a potem pojawia się straszna konsekwencja - czyjaś śmierć, wielkie straty, ludzki dramat. I sędzia nie znajduje okoliczności łagodzących, bo przecież chwilowe zaślepienie, atak głupoty, nikogo nie tłumaczy.
Dlatego ludzie utrudniają sobie życie burząc wolność. Wymuszają jakieś upierdliwe procedury, certyfikaty, kursy przymusowe do zaliczenia. Tworzą dodatkowa biurokrację. I często robią to też bez sensu, albo z jakąś przesadą. Jednak w większości przypadków ten sens ograniczania wolności jednak jest - żeby chociaż dać szansę przemyśleć możliwe konsekwencje. Choćby szansę i nawet przymusowo, choć wielu nawet z tego nie skorzysta w stopniu wystarczającym.
W życiu społecznym prawdziwych ryzykantów nie jest wielu. Może kilka procent. Do tego dochodzi kilkanaście procent ryzykantów średniego poziomu. Jednak wszystko to powoduje, że dojeżdżając samotnie samochodem do szczytu wzniesienia nie mamy gwarancji, że oto dwóch młodzików nie ściga się z drugiej strony górki i na twoim pasie za chwilę nie pojawi się rozpędzone do 180 na godzinę BMW. On zginie, ty zginiesz. On okaże się winny, ale nie będzie już kogo za to ścigać.
Podobnie jest w gospodarce. Dla wielu menedżerów biznes to adrenalina. Ściganie się, dążenie do więcej. Jak mówią "bez ryzyka nie ma dużych zysków". Jak często jednak można ryzykować wyłącznie własnym życiem, pieniędzmi?... Zwykle jest tak, że w ryzyko wciągnięte są inne osoby. Sieć powiązań w przypadku ryzykownej inwestycji sięga często milionów osób. Ot budowa elektrowni atomowej w Fukushimie. Wiadomo, że zabezpieczanie musi zakładać jakiś realny poziom zagrożenia. Nie sposób zabezpieczyć się przed wszystkim. Nie wszystko da się przewidzieć.
Ale może warto było jeszcze lepiej owo ryzyko oszacować, zminimalizować.
Ryzykanci - szaleńcy są wśród nas. Wywołują wojny, niszczą cywilizacje. Gdy im się noga podwinie, mogą popełnić samobójstwo. To samobójstwo mogą też popełnić ich milionowe ofiary...
W moim przekonaniu społeczeństwo musi bronić się przed dużymi zagrożeniami ze strony ryzykantów, głupców, czymś więcej niż tylko groźbą kary. Gdyby jakiś kretyn spowodował wypadek z udziałem moich dzieci (śmiertelny), to czy ileś tam lat w kiciu zasądzonych na rozprawie "załatwi" kwestię odpowiedzialności za to zdarzenie?... Jak dla mnie, to jeśli sprawca by naprawdę żałował, nie byłoby sensu trzymać go w zamknięciu. Co, ja mam jeszcze płacić za owo siedzenie z moich podatków?...
Jest sens w upierdliwych ograniczeniach wielu naszych wolności. Szczególnie tam, gdzie dotykają one nie tylko nas osobiście, ale również innych ludzi. Bo ryzykując własnym życiem, ryzykujemy nie tylko własnym życiem...
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 11:00, 20 Cze 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|