Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34444
Przeczytał: 82 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 13:51, 05 Sty 2012 Temat postu: Zabawa i cierpienie.. |
|
|
Nieraz w publikacjach ekonomiści zastanawiają się, czy dla gospodarki jest lepiej, aby było rozwarstwienie dochodów, czy raczej aby w społeczeństwie panował egalitaryzm. Zwykle jest tak, że wyniki tych badań podawane są w okrojonej formie - np. korzystne dla gospodarki jest, aby było/nie było rozwarstwienia. Świadczy to najbardziej o tym, że zapewne samo badanie było sponsorowane przez jakichś lobbystów, bo dopóki nie poznamy kryteriów jakie były zastosowane dla oceny wyników, dopóty nie będziemy np. wiedzieli, co badacze traktują jako "lepszy stan gospodarki".
Osobiście uważam, że rozwarstwienie (jego wzrost) faktycznie może działać zarówno w stronę zwiększenia aktywności gospodarczej, jak i odwrotnie. Negatywne działanie polega na tym, że jeśli w społeczeństwie wzrośnie grupa wykluczonych, całkowitych biedaków, to stają się oni obciążeniem, z racji na niemożność ich włączenia się w normalny obieg ekonomiczny - nie są w stanie zdobyć wykształcenia, pewnych "manier", nie mają środków na start legalnego biznesu, więc zwykle powiększają strefy szare, czarne, przestępcze.
Z drugiej strony pełny, daleko posunięty egalitaryzm zniechęca do większego wysiłku, powoduje brak motywacji do podjęcia wyzwań. Myślę, że istnieje gdzieś optymalny dla gospodarki poziom nierówności, który z jednej strony daje impulsy do wybijania się, a z drugiej nie degraduje najsłabszych do poziomu nędzy i wykluczenia.
Wielkie nierówności w dochodach są jednak w moim przekonaniu złe z bardziej etycznych względów. Gdy z jednej strony mamy osoby dysponujące ogromnymi możliwościami spełniania wszelkich zachcianek, a z drugiej osoby walczące o przeżycie, to widać ogromne marnotrawstwo "materii ludzkiego dobra". Z jednej strony ogromne środki są przeznaczane na zabawę, na minimalne powiększenie komfortu nielicznych osób, a z drugiej często znacznie mniejsze nakłady wyciągnęłyby całe rodziny z nędzy, z beznadziei, z upadku. Czyli w sensie ludzkim (tworzenia pozytywnych emocji, poprawy życia) te pieniędzy "pracują" słabo, są marnowane. To trochę tak, jakby przeznaczyć pieniądze na fajerwerki w sytuacji gdy wielka tama nad miastem groziła destrukcją, ale na ten ostatni cel środków poskąpiono.
Każdy bogacz, który bawi się, wydaje wielkie pieniądze na zbytek, grę w otoczeniu ludzi ciężko walczących o przetrwanie stawia się w sytuacji osoby POSTAWIONEJ POZA SOLIDARNOŚCIĄ SPOŁECZNĄ. To swoiste etyczno - moralne jego wykluczenie ze wspólnoty. Właściwie to samowykluczenie, bo taki człowiek nie może już - w zgodzie z prawdą - uważać się za kogoś wzmacniającego tę wspólnotę, lecz pasożyta na niej żerującego. Do tego, aby zabawę przedłożyć ponad ludzkie cierpienie, trzeba coś w sobie (w sercu i umyśle) zabić, trzeba odciąć te naturalne więzy współczucia, solidarności jakie mają wszystkie istoty społeczne.
Jest się decydentem, który wielkie środki przeznacza na zabawę, gdy często znacznie mniejszych brakuje na zwalczenie cierpienia wielu osób. To nie jest naturalne.
|
|