Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Toksyczne schematyzmy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:37, 17 Wrz 2021    Temat postu: Toksyczne schematyzmy

Przeglądając swojego bloga natrafiłem na taki własny starszy tekst
Michał Dyszyński napisał:
Trzy powiastki

Pewien mężczyzna i pewna kobieta
Poznali się, pokochali. On taki zrównoważony, ona temperamentna. Na początku było im naprawdę dobrze razem. On zrobiłby dla niej wszystko, ona pragnęła od niego emocji i energii. On pytał się, czego ona by chciała, bo myślał, że jak zaspokoi jej pragnienia, to da jej szczęście. Jednak jej pragnienia nie były stałe, chciała żeby się coś działo, choć nie wiedziała, co to miałoby być. Właściwie to miałoby być tak, aby się działo „jeszcze bardziej”. W istocie była zagubiona w sobie, nie umiała się pogodzić z własnymi pragnieniami. Chciała z nim walczyć, aby poczuć jego męską siłę i upór, podczas gdy on – właśnie z miłości do niej – umniejszył ten upór, starał się niebo rzucić jej pod stopy, starał się spełnić każde jej życzenie, siebie wycofał, aby zrobić miejsce ukochanej. Lecz jej życzenia były kapryśne, właściwie nie dało się jej zaspokoić. Chciała tego oporu, tego sporu, tej "męskości" z jego strony, aby ona mogła poczuć jego moc i upór. Choć na zewnątrz wyglądało to tak, jakby chciała czegoś dokładnie odwrotnego - jakby zależało jej na osiąganiu różnych celów, umniejszających cele mężczyzny. To trwało przez dłuższy czas. Awantury wybuchały o byle co. Była rozdrażniona, była niezadowolona, wszystko co chwila "robił nie tak". Może najbardziej chodziło o nie do końca udany seks?…
Więc on coraz częściej strofowany, coraz bardziej odpychany, oddalał się od niej w uczuciach. Wciąż dowiadywał się, że „jest nieudacznikiem”, a „Kowalski to swojej żonie zafundował lepszą wycieczkę”, że inni potrafią zadbać o swoje kobiety. Inni mężczyźni zawsze byli lepsi niż on. I trochę jej nawet przyznawał rację. Wszak rzeczywiście lepszych od niego nie brakowało. W seksie zupełnie przestało się im układać, bo on już nie umiał do niej się zbliżyć, zamiast pragnienia jej osoby, zamiast czułości, odczuwał głównie to wspomnienie wszystkich złych słów, jej złości, niezadowolenia. Już nie miał nadziei, że znowu nastanie między nimi radość i zgoda. Ona to czuła, co jeszcze bardziej ją irytowało, skłaniało do oskarżenia swojego mężczyzny o bierność, nijakość i brak uczuć.


Inny mężczyzna i inna kobieta
On był dominujący i pewny siebie; prawdziwy macho. To ją w nim pociągało. Taki mężczyzna, który „wie, czego chce”. Poczuła, że z nim będzie bezpieczna, że nie będą ją niepokoić jej niestałe uczucia. Do pewnego stopnia to się spełniło. Do pewnego stopnia…
Po jakimś czasie on zaczął żądać więcej i więcej. Najbardziej tej uległości i posłuszeństwa. Najpierw tylko krytykował, później zaczął poniżać, żądać bezwzględnego posłuszeństwa. O wszystko musiała się go pytać, o każdy drobiazg prosić, a on wciąż okazywał swoje niezadowolenie, targował się, jeśli na coś się zgodził, to z wielkiej łaski.
Ona – zagubiona – nie wiedziała, dlaczego okazuje się, że wszystko robi źle, nie mogąc zaspokoić oczekiwań swojego ukochanego. A on wciąż wymagał, wciąż znajdował nowe powody do nazwania ją - a to nieostrożną, a to niedbałą, czy w końcu głupią.
Ona ze stresu zaczęła brać tabletki, chorować na żołądek, gasła emocjonalnie z każdym miesiącem. On w końcu to zauważył. Stwierdzić, że „przestała dbać o siebie”, dodał, że „wygląda gorzej, bo się zaniedbała, a on przecież wszystko dla niej robi...”. Jeszcze bardziej ją dołował. Teraz miał w końcu „powody”.
Teraz psychosomatyczne objawy jej organizmu jeszcze bardziej się nasiliły. Była w ciężkiej depresji, w sytuacji bez wyjścia. Ostatkiem sił wstawała, aby zrobić obiad swojemu „Panu”, a robiła ten obiad oczywiście „źle”, bo była „beztalenciem i głupią kurą”. On zaś tokował, upajał się swoją możliwością poniżania tej bezbronnej, zniszczonej właśnie przez niego kobiety.
Ale też był coraz bardziej wściekły. Wokół kręciło się tyle atrakcyjnych kobiet, a on wciąż był przywiązany do „tej kury”. Zaczął ją zdradzać, ale oczywiście winną tych zdrad była „ona”, wszak nie była już „tak jak dawniej”. On nie miał innego wyjścia, jako „prawdziwy mężczyzna” musiał gdzieś zaspokoić swoje instynkty seksualne. Doszedł do wniosku, że się pomylił, wiążąc się z tą brzydką i bezmyślną kobietą (choć kiedyś, zanim on ją psychicznie nie wykończył, przecież prawie wszyscy mężczyźni za nią się oglądali).

Kobieta i jej syneczek
To był jej jedyny syneczek. Została z nim, bo „ten drań” (były mąż) odszedł do innej. Kochała swojego syna bardzo. Jednak też brakowało jej mężczyzny w domu. Takiego co by „powiedział jak jest” i rozwiązał problemy. A problemów nie brakowało – syneczek miewał kłopoty z nauką, w pracy różnie bywało. Jak się popsuła rura, to lejąca się woda zalała mieszkanie sąsiadów.
Trudno jest kobiecie żyć samotnie ze swoimi emocjami. Te emocje wypływają co chwila i domagają się osadzenia ich na czymś, czy bardziej na kimś. Jedyny w zasięgu był ten syneczek. Taki kochany, taki jedyny. Ale też… mężczyzna!
Jako mężczyzna był winny! Tego, że „tamten” mężczyzna okazał się dupkiem, tego że niestara przecież kobieta nie ma teraz z kim pójść do łóżka, jak to normalnie kobiety robią. Syneczek starał się jak mógł, zadowolić swoją mamusię, ale przecież nie mógł. Bo nie był „tym” mężczyzną, który huknie z góry „gdy trzeba”, a i przytuli „gdy trzeba”. On nie umiał naprawić kranu, był dzieckiem. To nie była jego wina, ale przecież…
… ktoś tę winą musiał na siebie wziąć! A tylko on był w pobliżu…
Więc syneczek wciąż był pod ostrzałem krytyki: „był nieposłuszny!” a do tego „nie starał się!”. Ona naprawdę syna kochała, jak ktoś jej mówił, że zatruwa dziecku życie, to atakowała oszczercę, jak rozzłoszczona kocica: kocham moje synusia nad życie! Ja nigdy mu krzywdy bym nie zrobiła!
Ale „tak wychodziło”. Tak to się „samo działo”, że jej ukochany synuś miał nerwicę i depresję właśnie z tego powodu, że był nie był w stanie uporać się ze strumieniem krytyki, żalów, pretensji, które kierowała do niego jego „kochana mamusia”. Mamusia zaś sama nie wiedziała, dlaczego tak wszystko ją złości i dlaczego przelewa tę złość, dlaczego niszczy psychicznie najbardziej kochaną przez siebie osobę.


Brakuje mi tu jakiegoś podsumowania, odpowiedzi na pytanie: DLACZEGO?
Dlaczego tak jest, że ludzie, skądinąd szczerze, zgodnie z własnymi przekonaniami, w jakiś sposób nawet ZASADNIE ostatecznie krzywdzą się?
Jak to jest, że ten nasz egoizm potrafi bardzo subtelnie, niezauważalnie spleść się z pozorami konieczności, słusznego działania i reagowania?
- Moją główną odpowiedzią tutaj byłoby chyba: brak dystansu i głębszej refleksji względem przyjętych ról, postaw życiowych.
Wydaje mi się, że najpełniej to ilustruje moja trzecia powiastka, w której mamusia kochająca przecież najbardziej swojego syneczka, jednocześnie najbardziej go niszczy. Znam takie przypadki z życia (nie jeden przypadek). Ich wspólną cechą jest BEZREFLEKSYJNE TKWIENIE W SCHEMACIE EMOCJONALNYM, brak "oddechu", brak zdolności do szerszej oceny, do spytania się uczciwie samego siebie: co ja właściwie robię, do czego prowadzi to, co czynię?

Jest taki dowcip, który fajnie ilustruje ten problem:
Na budowie pracownik jeździ z pustymi taczkami tam i z powrotem. Kierownik w końcu go pyta:
- Dlaczego jeździsz z pustymi taczkami?
- Bo szefie tu mamy taki zapierdol, że nie mam czasu nawet ich załadować!


Człowiek który jest tylko zawsze w środku swoich emocji, zawsze odpowiada na to, co emocje podsuwają, będzie niewolnikiem mentalnym, a dodatkowo będzie krzywdził siebie i innych - także najbliższe sobie osoby. Emocje zawsze są kapryśne, zawsze żądają dla siebie pełnego oddania, a także zrzucą z siebie wszelką odpowiedzialność. To co robimy w emocjach, robimy wyłącznie dla tego TERAZ, lekceważąc CAŁOŚĆ, czyli też przyszłość, szerszą sensowność.
Aby sensowność uzyskać, trzeba byłoby najpierw to co wyłącznie bieżące i incydentalne - właśnie emocje - ocenić w szerszym kontekście, czyli też jakoś zrelatywizować, odebrać im władzę. A choć przyjdą chwile, w których emocje znowu się pojawią, może nawet na jakiś czas zawładną umysłem, ale już nie będą w stanie uszkadzać nam życia.
Te emocjonalne schematy, w których ludzie tkwią, krzywdzą ich samych i krzywdzą ich najbliższych. Aby się ze schematów wyrwać, trzeba WYMUSIĆ NA SOBIE wyjście PONAD, zaprzeczyć, poszukać alternatywy. Wymuszać trzeba WBREW tym emocjom, niejako terrorem wewnętrznym, na siłę. Bo emocje swojej władzy oddać nie zamierzają. Ale jeśli tego trudu opanowania emocji (szczególnie tych najbardziej destrukcyjnych) nie podejmiemy, to nasze życie stanie się pasmem krzywd czynionych tak innym, jak i sobie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23206
Przeczytał: 54 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:05, 17 Wrz 2021    Temat postu:

Dlaczego Ty Michał wciąż postulujesz tłumienie emocji?

Nie uważam, że sposób wyrażania emocji prezentowany przez niektórych uczestników tego forum jest w porządku.
Dotyczy to jednak głównie formy a nie treści.
Nasze dyskusje bez emocji byłyby bardzo mdłe...
Życie bez emocji byłoby nudne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:13, 17 Wrz 2021    Temat postu:

Semele napisał:
Dlaczego Ty Michał wciąż postulujesz tłumienie emocji?

Nie uważam, że sposób wyrażania emocji prezentowany przez niektórych uczestników tego forum jest w porządku.
Dotyczy to jednak głównie formy a nie treści.
Nasze dyskusje bez emocji byłyby bardzo mdłe...
Życie bez emocji byłoby nudne.

Nie postuluję jakieś ogólne emocji tłumienie.
Postuluję raczej tych emocji
- zrozumienie
- dogadanie się wewnętrzne z nimi
- spowodowanie, że nie będą one nikogo raniły

Nie rozumiem dlaczego bronisz emocji tak w ogólności, jakby one zawsze były dobre.
Nie rozumiem, jak można usprawiedliwiać w ten sposób emocje Hitlera, który (emocjonalnie - a jakże!) zadekretował "rozwiązanie kwestii żydowskiej", furiata, który w emocjach zabija swoją żonę i dzieci, tłumów w emocjach dokonujących samosądów na niewinnych osobach. Nie rozumiem jak możesz to wszystko pominąć, ignorować, a widzieć tylko to, że ja te emocje krytykuję.
Czy gdyby przyszedł do Ciebie naćpany, buzujący emocjami furiat, przyłożył nóż do gardła, wykrzykując: a teraz cię, dziwko, zaszlachtuję, a potem zrobię to samo z resztą twojej rodziny, bo jestem wkurwiony na maksa! to dalej uważałabyś, że wszystkie emocje - bezrefleksyjnie i raz na zawsze - należy traktować jako pożądane?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin