Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Przynależność do - sprzedaż wiązana dla naszej tożsamości
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33566
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 7:50, 07 Mar 2021    Temat postu: Przynależność do - sprzedaż wiązana dla naszej tożsamości

W ostatnich czasach sporo się mówi o apostazji. Jest znacząca grupa ludzi, która chciałaby nie być uznawana za polskich katolików. Znam też ludzi, którym mocno przeszkadza automatyzm przynależności narodowej - np. czują się obywatelami świata, a o swojej narodowości chcieliby nie wspominać i aby o tym nie wspominano. Ciekawym aspektem przynależnościowym jest brak identyfikowania ze swoją płcią - całkiem znacząca grupa ludzi kontestuje konieczność opowiadania się po stronie tej, czy innej płci.

Przyznam, że rozumiem od strony emocjonalnej dylematy tego typu. Przynależności - szczególnie jeśli zostaliśmy w nie wciśnięci przez społeczność, kulturę, czyli bez pytania się o naszą zgodę - potrafią uwierać naszą potrzebę bycia wolnym, decydowania o sobie. Wielu ludzi nie chce się identyfikować z żadną grupą ludzi, bo to prowadzi do różnego rodzaju konfliktów wewnętrznych - np. w kwestii opowiedzenia się po jednej ze stron, w sytuacji, gdy nie jesteśmy pewni, jaka forma opowiedzenia się jest zgodna z naszym sumieniem.
W tym kontekście np. apostazja byłaby demonstracją niezależności osoby od lojalności, identyfikowania się z hierarchią religijną, nie przyznawanie się do swojej narodowości, mogłoby być formą buntu przeciwko wciąganiu nas w jakieś tam historyczne rozliczenia, co do których dana osoba się nie poczuwa. W przypadku identyfikowania się z płcią (biologiczną) sytuacja wydaje mi się szczególna. Tutaj sprawa nie dotyczy tylko idei, ale jest związana z pewnymi obiektywnymi cechami - formą genitaliów. Rezygnacja z płci biologicznej jest wyrazem jakiegoś buntu przeciwko naturze, która została genetycznie uwarunkowana.
Tak czy siak, faktem obserwowanym jest to, że wielu ludzi nie chce się identyfikować z czymś, co dla innych ludzi może być ważne, nawet jest wartością. Dla katolika praktykującego zwykle jego katolicyzm jest ważny, dla narodowca identyfikacja z narodem też jest emocjonalnie ważna. Wokół identyfikacji z płcią rozgrywa się nasze emocjonalne życie, budują się wartości, jakie przypisujemy kontaktom międzyludzkim. Wielu ludzi chciałoby w tym zakresie identyfikowania się mieć to wszystko po swojemu, nie być wciskanymi w jakieś domyślne schematy, nie chcieć podlegać ocenianiu w ramach systemu ocen właściwego danej przynależności.
Myślę, że to jest najważniejszy powód, dla którego ludzie kontestują domyślne przynależności - że drażni ich wciskanie ich osoby w jakieś tam schematy, narzucanie kryteriów ocen. Bo przynależąc do jakiejś grupy zwykle dostajemy coś w rodzaju sprzedaży wiązanej - będziemy oceniani, będzie się od nas wymagać nie tylko to, z czym się wewnętrznie zgadzamy, ale też różne dodatki, których być może nie chcemy. Oto ktoś nie identyfikujący się z biologiczną płcią chce się ubierać, czesać, zachowywać niestandardowo w kontekście typowych oczekiwań. Ktoś wynarodowiony wewnętrznie nie chce, aby mu wciskano propagandę jak to ten jego naród jest najlepszy na świecie. Apostata katolicki nie życzy sobie, aby go łączono z wartościami światopoglądowymi religii katolickiej.
Z wyjątkiem przykładu z płcią to kontestowanie przynależności dotyka też problemu WŁADZY. Apostata zwykle nie chce, aby mu jacyś tam biskupi mówili, co ma robić, np. jak prowadzić swoje życie seksualne. Dla wielu odrzucenie identyfikowania się z własnym narodem może być związane z obawą przed tym, że jakiś lider narodowy (typu Adolf Hitler) zacznie wymuszać na nich różne powinności (nawet wyśle ludzi na wojnę). Ludzie chcą czuć się wolni.
Choć z drugiej strony inni chcą właśnie czuć się związani ze swoją grupą. To jest skomplikowane, te ludzkie potrzeby emocjonalne są tak różne... :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:55, 07 Mar 2021    Temat postu:

Odrzucenie przynależności omawianej w tym wątku jest ściśle związane z odrzuceniem realizmu, rzeczywistości obiektywnej.

Dzisiaj, w dobie postmodernizmu, jest to szczególnie modne, każdy chce kształtować indywidualnie, subiektywnie swoją tożsamość. Nie mieć z góry narzuconej tożsamości, która jest do odkrycia, tylko ją sobie stworzyć ex nihilo, kierując się własnym widzimisię. Na płaszczyźnie teologicznej jest to lucyferianizm, wyrażający się w haśle "Non serviam". To świat ma się do mnie dostosować, a nie ja do niego.

Muszę przyznać, że z przykrością obserwuje postępujące wykorzenianie ludzi, ponieważ wiąże się to z upadkiem człowieczeństwa. Człowiek zrywając z rzeczywistością obiektywną, z fundamentami, stacza się w otchłań, chaos. Jest pogubiony, bezdomny. Nie wie, kim jest i dokąd zmierza. Nie mając żadnego zewnętrznego wobec siebie punktu odniesienia, sam staje się sędzią we własnej sprawie. Nie ocenia się względem obiektywnych kryteriów, tylko własnych, które naturalnie będą obliczone na ochronę jego ego. Wybierze sobie takie kryteria, które będą go stawiać w najlepszym świetle. Stąd ostatnio taki wysyp bufonów i narcyzów.


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Nie 8:56, 07 Mar 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33566
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 9:20, 07 Mar 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Odrzucenie przynależności omawianej w tym wątku jest ściśle związane z odrzuceniem realizmu, rzeczywistości obiektywnej.

Dzisiaj, w dobie postmodernizmu, jest to szczególnie modne, każdy chce kształtować indywidualnie, subiektywnie swoją tożsamość. Nie mieć z góry narzuconej tożsamości, która jest do odkrycia, tylko ją sobie stworzyć ex nihilo, kierując się własnym widzimisię. Na płaszczyźnie teologicznej jest to lucyferianizm, wyrażający się w haśle "Non serviam". To świat ma się do mnie dostosować, a nie ja do niego.

Muszę przyznać, że z przykrością obserwuje postępujące wykorzenianie ludzi, ponieważ wiąże się to z upadkiem człowieczeństwa. Człowiek zrywając z rzeczywistością obiektywną, z fundamentami, stacza się w otchłań, chaos. Jest pogubiony, bezdomny. Nie wie, kim jest i dokąd zmierza. Nie mając żadnego zewnętrznego wobec siebie punktu odniesienia, sam staje się sędzią we własnej sprawie. Nie ocenia się względem obiektywnych kryteriów, tylko własnych, które naturalnie będą obliczone na ochronę jego ego. Wybierze sobie takie kryteria, które będą go stawiać w najlepszym świetle. Stąd ostatnio taki wysyp bufonów i narcyzów.

Pozwolę sobie nie zgodzić się z tą diagnozą. Nie zgadzam się przede wszystkim z powiązaniem tego wykorzeniania - braku poczucia tożsamości z lucyferianizmem, jak i "non serviam". Ani jedno, ani drugie nie jest według mnie konieczne w tym układzie. W szczególności brak identyfikowanie się z KONKRETNĄ grupą nie oznacza, iż osoba nie identyfikująca się będzie wykorzeniona w ogólności. Taka osoba może czuć się związana z
- całą ludzkością
- z całą rzeczywistością istot czujących.
Ta osoba może jak najbardziej pragnąć służyć (jednak "serviam") tej szerokiej grupie - służyć ludzkości, służyć ogólnemu dobru. I są ludzie, którzy tak właśnie czują, którzy np. tworzą jakieś ważne dzieła, a potem ofiarowują je całej ludzkości, nie ograniczając się do jakiejś wybranej grupy. I chyba trzeba przyznać, że tacy ludzie cieszą się znaczną dozą uznania ze strony ludzi ogólnie, są cenieni i szanowani chyba wręcz bardziej od tych, którzy robili coś dobrego wyłącznie dla jednej, wybranej grupy ludzi.

Tu dotykamy problemu WYBORU I ODRZUCENIA kogoś. Identyfikowanie się z KONKRETNĄ grupą, oznacza bowiem wywyższenie jednej grupy ludzi względem innej grupy. Jak to mówią, szklanka jest do połowy pusta, a do połowy pełna. Patrząc na pozytywną stronę identyfikowania się, powiemy "dobrze, jest bo wywyższamy, dowartościowujemy ludzi". Patrząc na tę negatywną stronę jednak wyjdzie nam, że "źle, bo poniżamy, dyskryminujemy ludzi". Ja w jakiś sposób solidaryzuję się w dużym stopniu z tymi, którzy stawiają sobie twardy wymóg: NIKOGO NIE TRAKTUJĘ GORZEJ, nikogo nie poniżam (nawet jeśliby to miało oznaczać, że nikogo też nie wywyższę).
Ten dylemat wywyższania - poniżania, jest nieusuwalnie związany z wyróżnieniem jednej grupy. Dla mnie osobiście jest bardzo bolesne, trudne od strony emocjonalnej, czy ogólnomentalnej postawienie się w roli tego, który uczynił się sędzią ludzi na tyle, iż kogokolwiek miałby poniżyć. Stąd mój dystans wobec identyfikowana się (choć nie jakieś absolutne odrzucenie identyfikowania się, ale to już jest bardziej złożone zagadnienie...).

Jeśliby udało się opracować formułę, która ludzi wywyższa, nie poniżając innej (najczęściej przypadkowej, nie winnej niczemu) grupy, to prawdopodobnie usunęłoby główną wadliwość identyfikowania się. W kontekście nauki chrześcijańskiej, gdzie w kontekście bliźniego mamy NAJWAŻNIEJSZE przykazanie "miłuj bliźniego JAK SIEBIE SAMEGO", robienie jawnych podziałów, wyróżnień, nie wygląda na zgodne z tą nauką. I to chyba jest bardzo podstawowym problemem od strony etyczno - moralnej w kontekście identyfikowania się z jakąś grupą. Dlatego to nie zgodzę się z tym sytuowaniem owego braku utożsamień po stronie lucyferianizmu, zła. Uważam że przynajmniej z równą mocą (choć chyba raczej mocą większą) lucyferianizm można raczej związać z egoizmem - także w postaci egoizmu grupowego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:02, 07 Mar 2021    Temat postu:

MD napisał:
Pozwolę sobie nie zgodzić się z tą diagnozą. Nie zgadzam się przede wszystkim z powiązaniem tego wykorzeniania - braku poczucia tożsamości z lucyferianizmem, jak i "non serviam". Ani jedno, ani drugie nie jest według mnie konieczne w tym układzie. W szczególności brak identyfikowanie się z KONKRETNĄ grupą nie oznacza, iż osoba nie identyfikująca się będzie wykorzeniona w ogólności. Taka osoba może czuć się związana z
- całą ludzkością
- z całą rzeczywistością istot czujących.
Ta osoba może jak najbardziej pragnąć służyć (jednak "serviam") tej szerokiej grupie - służyć ludzkości, służyć ogólnemu dobru. I są ludzie, którzy tak właśnie czują, którzy np. tworzą jakieś ważne dzieła, a potem ofiarowują je całej ludzkości, nie ograniczając się do jakiejś wybranej grupy. I chyba trzeba przyznać, że tacy ludzie cieszą się znaczną dozą uznania ze strony ludzi ogólnie, są cenieni i szanowani chyba wręcz bardziej od tych, którzy robili coś dobrego wyłącznie dla jednej, wybranej grupy ludzi.

Jednak w naszym świecie tak to jest, że nie ma ludzi ogólnych, ani nie ma ogólnych istot czujących, tylko konkretny człowiek albo konkretna istota czująca ma jakąś płeć, jakiś background. Takie są fakty.

Więc człowiek odrzucający wszystko co konkretne odrzuca przynajmniej część rzeczywistości obiektywnej, a idąc konsekwentnie tą logiką, zacierając wszystkie różnice, dojdzie do punktu w którym zostanie już tylko "czysty byt", o którym już przynajmniej od czasów Hegla wiemy, że jest "niebytem".
Tylko 'niebyt" nie pociąga za sobą dyskryminacji, bo w "niebycie" różnice nie istnieją.

Gdyby Bóg życzył sobie, żeby między ludźmi nie było żadnych różnic, nie stwarzałby człowieka mężczyzną i kobietą, nie podzieliłby ludzi na różne rasy, narody, religie, tylko stworzyłby same jednakowe klony, a kierując się zasadą ekonomii ograniczyłby się do jednej sztuki, bo po co mnożyć byty ponad potrzebę?
Cytat:
Tu dotykamy problemu WYBORU I ODRZUCENIA kogoś. Identyfikowanie się z KONKRETNĄ grupą, oznacza bowiem wywyższenie jednej grupy ludzi względem innej grupy. Jak to mówią, szklanka jest do połowy pusta, a do połowy pełna. Patrząc na pozytywną stronę identyfikowania się, powiemy "dobrze, jest bo wywyższamy, dowartościowujemy ludzi". Patrząc na tę negatywną stronę jednak wyjdzie nam, że "źle, bo poniżamy, dyskryminujemy ludzi". Ja w jakiś sposób solidaryzuję się w dużym stopniu z tymi, którzy stawiają sobie twardy wymóg: NIKOGO NIE TRAKTUJĘ GORZEJ, nikogo nie poniżam (nawet jeśliby to miało oznaczać, że nikogo też nie wywyższę).
Ten dylemat wywyższania - poniżania, jest nieusuwalnie związany z wyróżnieniem jednej grupy. Dla mnie osobiście jest bardzo bolesne, trudne od strony emocjonalnej, czy ogólnomentalnej postawienie się w roli tego, który uczynił się sędzią ludzi na tyle, iż kogokolwiek miałby poniżyć. Stąd mój dystans wobec identyfikowana się (choć nie jakieś absolutne odrzucenie identyfikowania się, ale to już jest bardziej złożone zagadnienie...).

Dlaczego wywyższasz grupę mężczyzn, ustawiając sobie w profilu płeć "mężczyzna" i pisząc w formie męskiej? Nie zauważyłam, żebyś jakoś się ukrywał ze swoją płciową identyfikacją. Wielokrotnie też pisałeś na forum, że jesteś katolikiem albo chrześcijaninem. Ładnie tak dyskryminować wszystkie inne grupy, wywyższając swoje własne? A jeśli akurat z identyfikacją płciową i religijną nie masz problemu, to na jakiej podstawie ustanawiasz granice pomiędzy tymi tolerowanymi identyfikacjami, a tymi nietolerowanymi? Na podstawie swojego widzimisię?
Cytat:
Jeśliby udało się opracować formułę, która ludzi wywyższa, nie poniżając innej (najczęściej przypadkowej, nie winnej niczemu) grupy, to prawdopodobnie usunęłoby główną wadliwość identyfikowania się. W kontekście nauki chrześcijańskiej, gdzie w kontekście bliźniego mamy NAJWAŻNIEJSZE przykazanie "miłuj bliźniego JAK SIEBIE SAMEGO", robienie jawnych podziałów, wyróżnień, nie wygląda na zgodne z tą nauką. I to chyba jest bardzo podstawowym problemem od strony etyczno - moralnej w kontekście identyfikowania się z jakąś grupą. Dlatego to nie zgodzę się z tym sytuowaniem owego braku utożsamień po stronie lucyferianizmu, zła. Uważam że przynajmniej z równą mocą (choć chyba raczej mocą większą) lucyferianizm można raczej związać z egoizmem - także w postaci egoizmu grupowego.

To znaczy jak chrześcijanin kochasz mnie tak samo jak swoją żonę?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
blackSwan




Dołączył: 25 Maj 2014
Posty: 2210
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 10:14, 07 Mar 2021    Temat postu:

Aby dokonać apostazji wystarczy wytrzeć głowę ręcznikiem. Zabieganie o pozwolenie jest tylko nobilitacją zmyślonych poglądów tej instytucji.

Co do wszelkich przynależności, to warto zdać sprawę z hierarchii jaką tworzą i nie dekonstruować fundamentów, gdyż inaczej wszystko się zawali.

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33566
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 10:47, 07 Mar 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
MD napisał:
Pozwolę sobie nie zgodzić się z tą diagnozą. Nie zgadzam się przede wszystkim z powiązaniem tego wykorzeniania - braku poczucia tożsamości z lucyferianizmem, jak i "non serviam". Ani jedno, ani drugie nie jest według mnie konieczne w tym układzie. W szczególności brak identyfikowanie się z KONKRETNĄ grupą nie oznacza, iż osoba nie identyfikująca się będzie wykorzeniona w ogólności. Taka osoba może czuć się związana z
- całą ludzkością
- z całą rzeczywistością istot czujących.
Ta osoba może jak najbardziej pragnąć służyć (jednak "serviam") tej szerokiej grupie - służyć ludzkości, służyć ogólnemu dobru. I są ludzie, którzy tak właśnie czują, którzy np. tworzą jakieś ważne dzieła, a potem ofiarowują je całej ludzkości, nie ograniczając się do jakiejś wybranej grupy. I chyba trzeba przyznać, że tacy ludzie cieszą się znaczną dozą uznania ze strony ludzi ogólnie, są cenieni i szanowani chyba wręcz bardziej od tych, którzy robili coś dobrego wyłącznie dla jednej, wybranej grupy ludzi.

Jednak w naszym świecie tak to jest, że nie ma ludzi ogólnych, ani nie ma ogólnych istot czujących, tylko konkretny człowiek albo konkretna istota czująca ma jakąś płeć, jakiś background. Takie są fakty.

Więc człowiek odrzucający wszystko co konkretne odrzuca przynajmniej część rzeczywistości obiektywnej, a idąc konsekwentnie tą logiką, zacierając wszystkie różnice, dojdzie do punktu w którym zostanie już tylko "czysty byt", o którym już przynajmniej od czasów Hegla wiemy, że jest "niebytem".
Tylko 'niebyt" nie pociąga za sobą dyskryminacji, bo w "niebycie" różnice nie istnieją.

Gdyby Bóg życzył sobie, żeby między ludźmi nie było żadnych różnic, nie stwarzałby człowieka mężczyzną i kobietą, nie podzieliłby ludzi na różne rasy, narody, religie, tylko stworzyłby same jednakowe klony, a kierując się zasadą ekonomii ograniczyłby się do jednej sztuki, bo po co mnożyć byty ponad potrzebę?

Już z tego co tu wyżej napisałaś, widać jak trudno jest poradzić sobie z zawikłaniem sprawy. Z jednej strony podajesz przykład konkretnej OSOBY (na koniec pytanie o moją żonę), a z drugiej jest kwestia wyróżnienia GRUPY osób. Zwróć uwagę, że naturalne granice są
ja - pierwszy krąg
osoba mi bliska - drugi krąg
grupa osób mi bliskich - trzeci krąg.
Ale gdzie postawię granicę dla tej grupy?...
- To już jest wysoce uznaniowe. Jedni stawiają tę granicę głównie na swojej wiosce, inni na państwie (jeśli wielonarodowym, to z wieloma narodami), jeszcze inni na narodzie, jeszcze inni na kontynencie bądź organizacji typu UE, a jeszcze inni na całej ludzkości (są oczywiście jeszcze inne granice - np. wszyscy z mojego wyznania). O ile granice pomiędzy kręgami wyżej są względnie wyraziste, o tyle purysta w zakresie bycia zgodnym z zasadami wyznaczonymi NIEARBITRALNIE ma problem z wyznaczeniem sobie tej grupy. Dlatego naturalnym jest postawienie owej granicy skrajnie - na całą ludzkość, aby "nie musieć kombinować", nie mieć dylematów, czy zasadnie kogoś wywyższyłem, a kogoś pominąłem.
Piszę o tym ostatnim, bo akurat dla mnie to jest istotny aspekt myślenia - próbuję ograniczać arbitralność moich rozstrzygnięć (w pewnym stopniu ją dopuszczam, ale też jakoś próbuję to kontrolować). Nie odpowiadają mi rozwiązania, w których tę arbitralność mam w wysokim stopniu, szczególnie gdy jest ona mocno chaotyczna. W przypadku wyboru swojej grupy do identyfikowania się - z racji na potencjalną wielość możliwych wyborów - problem jest znaczący. Dlatego naturalnym jest wybranie opcji skrajnej - cała ludzkość. To najskuteczniej ucina dylematy.

towarzyski.pelikan napisał:
Dlaczego wywyższasz grupę mężczyzn, ustawiając sobie w profilu płeć "mężczyzna" i pisząc w formie męskiej? Nie zauważyłam, żebyś jakoś się ukrywał ze swoją płciową identyfikacją. Wielokrotnie też pisałeś na forum, że jesteś katolikiem albo chrześcijaninem. Ładnie tak dyskryminować wszystkie inne grupy, wywyższając swoje własne? A jeśli akurat z identyfikacją płciową i religijną nie masz problemu, to na jakiej podstawie ustanawiasz granice pomiędzy tymi tolerowanymi identyfikacjami, a tymi nietolerowanymi? Na podstawie swojego widzimisię?
Cytat:
Jeśliby udało się opracować formułę, która ludzi wywyższa, nie poniżając innej (najczęściej przypadkowej, nie winnej niczemu) grupy, to prawdopodobnie usunęłoby główną wadliwość identyfikowania się. W kontekście nauki chrześcijańskiej, gdzie w kontekście bliźniego mamy NAJWAŻNIEJSZE przykazanie "miłuj bliźniego JAK SIEBIE SAMEGO", robienie jawnych podziałów, wyróżnień, nie wygląda na zgodne z tą nauką. I to chyba jest bardzo podstawowym problemem od strony etyczno - moralnej w kontekście identyfikowania się z jakąś grupą. Dlatego to nie zgodzę się z tym sytuowaniem owego braku utożsamień po stronie lucyferianizmu, zła. Uważam że przynajmniej z równą mocą (choć chyba raczej mocą większą) lucyferianizm można raczej związać z egoizmem - także w postaci egoizmu grupowego.

To znaczy jak chrześcijanin kochasz mnie tak samo jak swoją żonę?

Praktycznie w pewne podziały zostałem WMANEWROWANY. Mam do rozważenia - mogę z tym walczyć, mogę zaakceptować. Nie mogę powiedzieć, iż realizuję jakąś purystyczną opcję. Rzeczywiście, niektóre podziały - narzucone mi albo biologią, albo kulturą - przyjmuję. Ale też przyjmuję w różnej postaci, z różną siłą róznicowania moje vs nie moje. Wybieram.
Czy Ciebie kocham tak samo jak moją żonę?
- Nie. Na pewno inaczej.
Granice dla płci zaakceptowałem. Ale trochę staram się zrozumieć tych, którzy tego nie akceptują. W sumie - wolno im. Z drugiej strony też uważam, że ostatni powinni też zaakceptować prawa tej większości, która ową identyfikacją z płcią czuje i jest dla nich ważna. Czy dla mnie moja płeć jest ważna?...
- Właściwie to nie wiem. Nie potrafię sobie wyobrazić swojego życia, które startowałoby od innej płci. Dlatego nie przesądzam tu sprawy. Gotów jestem zaakceptować czyjeś prawo do kwestionowania tego, jak to biologia i kultura wciska ich w ramy jakiejś tam płciowej tożsamości. Co jednocześnie wcale nie znaczy, że popieram ten cały transentuzjazm, jaki nam serwuje współczesna lewica światopoglądowa.
Moje stanowisko jest zatem PRAGMATYCZNE. Tam gdzie podziały już są poza mną, to aż tak wiele wysiłku w ich burzenie nie zamierzam wkładać. Ale z dokładaniem własnych podziałów jestem ostrożny. Nie lubię się wikłać w konflikty lojalności, w etyczne dylematy związane z wzięciem na siebie jakichś dodatkowych roszczeń wymyślonych przez liderów grup, z którymi miałbym solidaryzować. Trochę chyba ma to związek z tym, że bardzo nie lubię czuć nad sobą władzy. Władzy nie ufam, uważam że bardzo często (jeśli nie z reguły) pchają się do niej jednostki mało odpowiedzialne, czasem wręcz psychopatyczne. Dlatego unikam identyfikacji z czymkolwiek co by w przyszłości mogło zaowocować sytuacją, w której ktoś czuje się liderem grupy, władzę swoją umocnił, a teraz ja będę musiał (a przynajmniej będę silnie do tego skłaniany) się go słuchać. To chyba jednak wolę być sam, niż pod tą władzą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:02, 07 Mar 2021    Temat postu:

MD napisał:
Już z tego co tu wyżej napisałaś, widać jak trudno jest poradzić sobie z zawikłaniem sprawy. Z jednej strony podajesz przykład konkretnej OSOBY (na koniec pytanie o moją żonę), a z drugiej jest kwestia wyróżnienia GRUPY osób. Zwróć uwagę, że naturalne granice są
ja - pierwszy krąg
osoba mi bliska - drugi krąg
grupa osób mi bliskich - trzeci krąg.
Ale gdzie postawię granicę dla tej grupy?...
- To już jest wysoce uznaniowe. Jedni stawiają tę granicę głównie na swojej wiosce, inni na państwie (jeśli wielonarodowym, to z wieloma narodami), jeszcze inni na narodzie, jeszcze inni na kontynencie bądź organizacji typu UE, a jeszcze inni na całej ludzkości (są oczywiście jeszcze inne granice - np. wszyscy z mojego wyznania). O ile granice pomiędzy kręgami wyżej są względnie wyraziste, o tyle purysta w zakresie bycia zgodnym z zasadami wyznaczonymi NIEARBITRALNIE ma problem z wyznaczeniem sobie tej grupy. Dlatego naturalnym jest postawienie owej granicy skrajnie - na całą ludzkość, aby "nie musieć kombinować", nie mieć dylematów, czy zasadnie kogoś wywyższyłem, a kogoś pominąłem.
Piszę o tym ostatnim, bo akurat dla mnie to jest istotny aspekt myślenia - próbuję ograniczać arbitralność moich rozstrzygnięć (w pewnym stopniu ją dopuszczam, ale też jakoś próbuję to kontrolować). Nie odpowiadają mi rozwiązania, w których tę arbitralność mam w wysokim stopniu, szczególnie gdy jest ona mocno chaotyczna. W przypadku wyboru swojej grupy do identyfikowania się - z racji na potencjalną wielość możliwych wyborów - problem jest znaczący. Dlatego naturalnym jest wybranie opcji skrajnej - cała ludzkość. To najskuteczniej ucina dylematy.

No ale sam w to nie wierzysz, że wszystkich ludzi traktujesz jednakowo, swoją żonę wywyższasz ponad mnie, swoje dzieci ponad cudze dzieci, swoich przyjaciół ponad ludzi obcych. W teorii możesz nie tworzyć żadnych podziałów, ale w praktyce będziesz to robił. To jest kwestia wewnętrznej uczciwości. Nie jesteś w stanie wszystkich tak samo kochać, tak samo wspierać.

U współczesnych ludzi można zauważyć taką tendencję, że rozczulają się nad Murzynkami w Afryce, bo to też są ludzie, a ludzkość jest najważniejsza, ale już ze znacznie mniejszym zapałem pomagają osobom, które mają wokół siebie. Z czysto pragmatycznego powodu łatwiej jest tak zorganizować pomoc, wparcie na poziomie społecznym, żeby ludzie w pierwszej kolejności pomagali tym, którzy są najbliżej. Wtedy też ew. wsparcie nie przechodzi przez żadnych pośredników, fundacje, tylko trafia prosto do grupy docelowej i można na własne oczy widzieć owoce swojej pomocy.
Cytat:
Granice dla płci zaakceptowałem. Ale trochę staram się zrozumieć tych, którzy tego nie akceptują. W sumie - wolno im. Z drugiej strony też uważam, że ostatni powinni też zaakceptować prawa tej większości, która ową identyfikacją z płcią czuje i jest dla nich ważna. Czy dla mnie moja płeć jest ważna?...
- Właściwie to nie wiem. Nie potrafię sobie wyobrazić swojego życia, które startowałoby od innej płci. Dlatego nie przesądzam tu sprawy. Gotów jestem zaakceptować czyjeś prawo do kwestionowania tego, jak to biologia i kultura wciska ich w ramy jakiejś tam płciowej tożsamości. Co jednocześnie wcale nie znaczy, że popieram ten cały transentuzjazm, jaki nam serwuje współczesna lewica światopoglądowa.

Tak samo im wolno jak wolno osobom grubym kwestionować swoją nadwagę/otyłość. Można to tolerować, ale akceptacja moim zdaniem to przegięcie. Ludzi zaprzeczających rzeczywistości należy upominać, dla ich dobra.
Cytat:
Moje stanowisko jest zatem PRAGMATYCZNE. Tam gdzie podziały już są poza mną, to aż tak wiele wysiłku w ich burzenie nie zamierzam wkładać. Ale z dokładaniem własnych podziałów jestem ostrożny.

Akurat te przykłady, które podałeś dotycza takich naturalnych podziałów, które człowiek zastaje. Rodzimy się z określoną płcią, wzrastamy w określonej narodowości czy religii, czy ogólnie - kulturze.

Natomiast warto w tym kontekście przytoczyć dodatkowe, sztuczne podziały promowane co ciekawe przez tych, którym oficjalnie podziały przeszkadzają, np. pięćdziesiąt parę płci zamiast dwóch. Dwie płcie to już jest jakiś podział, ale te szufladki "kobieta" i "mężczyzna" są bardzo pojemne, bo kobiety mieszczące się w ramach szufladki "kobieta" będą bardzo różne, to samo dotyczy mężczyzn. Tymczasem ekstremiści lewicowi chcą te elastyczne, pojemne szuflady, w których jest miejsce na dużą różnorodność, zamienić na ciasne przegródki. Czyli rzekomo wskazują na to, że płeć to jakieś więzienie, a w ramach walki z tym wzięzieniem budują coraz ciaśniejsze tożsamościowe klatki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33566
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 2:56, 08 Mar 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
No ale sam w to nie wierzysz, że wszystkich ludzi traktujesz jednakowo, swoją żonę wywyższasz ponad mnie, swoje dzieci ponad cudze dzieci, swoich przyjaciół ponad ludzi obcych. W teorii możesz nie tworzyć żadnych podziałów, ale w praktyce będziesz to robił. To jest kwestia wewnętrznej uczciwości. Nie jesteś w stanie wszystkich tak samo kochać, tak samo wspierać.

Pewnie idealnie jednakowo ludzi nie traktuję. Jest jakaś tam granica pragmatyzmu, sensowności życia, poza którą nie wyskoczę.
Warto jednak zwrócić uwagę na to, że argument w stylu: albo jakaś upiorna totalna ortodoksja równości, albo w ogóle mielibyśmy pojęcie równości skasować, uznać że hulaj dusza, piekła nie ma, robimy co chcemy, taki argument ogólnie nie jest poprawny.
Pytanie, które stawiam jest w istocie inne: czy należy podziały POWIĘKSZAĆ, ESKALOWAĆ, czy raczej je pomniejszać?
Podziały będą. Niektóre są naturalne, niektóre są nie do zmiany, albo ich zmiana wiązałaby się z bardzo wysokimi kosztami innego rodzaju, więc rozsądek nam mówi, że tej zmiany nie ma co wprowadzać. Jednak w sytuacji, w której jesteśmy z dala od ortodoksji, gdzie wybór jest w granicach rozsądku, będę stawiał pytanie, który kierunek jest bardziej humanitarny, etyczny - czy kierunek zamykania się w tym co swoje, czy jednak kierunek otwierania się na bliźnich.
Więzy lojalnościowe bywają poza tym mocno niebezpieczne od strony etycznej. Czy to, że ktoś jest z grupy owych swoich (swój naród, swoja rodzina, swój klub) z automatu oznacza, iż mam traktować go jakoś totalnie odmiennie od innych ludzi? Może nie dbać o to, czy jest draniem, czy krzywdzi innych?
- Chyba każdy rozsądny człowiek odpowie, że i tak trzeba każdego traktować zgodnie z ogólnymi zasadami. Więc teraz porównując dwóch ludzi - jednego z tej naszej grupy, drugiego z spoza niej, to co właściwie miałoby się zmienić w traktowaniu człowieka?...
- Powiedzmy ktoś jest draniem, a ktoś jest życzliwym pomocnym człowiekiem. To teraz
- skoro drań jest akurat z naszych, to mamy udawać, że to nie drań?...
- czy może jednak - jak drań, to drań - czyli lojalność nic tu nie zmienia, bo jest nadpisywana etyką ogólną?... (ja tak uważam)\
Podobnie jak ktoś jest ewidentnie dobrym człowiekiem, a spoza mojej grupy lojalnościowej, to jak mam go traktować?
- Czy udawać, że on jednak zły jest, nie lubić go?
- Chyba też jednak rozsądek nam powie, że istnienie tych grup nie specjalnie cokolwiek tu zmienia. To co właściwie zmienia?...

towarzyski.pelikan napisał:
Natomiast warto w tym kontekście przytoczyć dodatkowe, sztuczne podziały promowane co ciekawe przez tych, którym oficjalnie podziały przeszkadzają, np. pięćdziesiąt parę płci zamiast dwóch. Dwie płcie to już jest jakiś podział, ale te szufladki "kobieta" i "mężczyzna" są bardzo pojemne, bo kobiety mieszczące się w ramach szufladki "kobieta" będą bardzo różne, to samo dotyczy mężczyzn. Tymczasem ekstremiści lewicowi chcą te elastyczne, pojemne szuflady, w których jest miejsce na dużą różnorodność, zamienić na ciasne przegródki. Czyli rzekomo wskazują na to, że płeć to jakieś więzienie, a w ramach walki z tym wzięzieniem budują coraz ciaśniejsze tożsamościowe klatki.

Nie popieram lewicowych kombinacji z płciami, a ogólnie jestem raczej na nie wobec tego hurra LGBT-entuzjazmu. Uważam, że tak jak ktoś oczekuje, że ja zaakceptuję jego (dla mnie dziwaczne) traktowanie przez niego sprawy płci, tak też i działa to w drugą stronę, że on z kolei zaakceptuje, iż ja (przez niego odbierane jako niepotrzebnie tradycyjną postawę) mam zamiar definiować płcie tak jak to od tysiącleci było w większości społeczeństw świata traktowane. Ja mogę się zgodzić na to, ze nie będę agresywny wobec LGBT, ale z kolei sam oczekuję, że nie będę indoktrynowany namolnie na stronę LGBT. Możemy się trzymać na pewien dystans, to chyba obu stronom może służyć. Nie zamierzam podejmować wrogich aktywności przeciw tym nowoczesnym seksualnym udziwnieniom, ale też zostawiam sobie prawo mówić, iż uważam za bardziej właściwe, naturalne, czy ogólnie zgodne z tym, co mi podpowiada moja intuicja jako sensowność, iż pojęcie płci tradycyjnie rozumiane powinno zostać utrzymane. Jeśli zaś ktoś w ramach tego podziału czuje się bardzo źle, to nie mam nic przeciwko temu, aby jakoś - z innymi podobnymi sobie - wiódł swoje życie w jakiejś formie enklawy, czy inaczej bardziej we własnym gronie. Bo to nie jest tak, że dostosować się mam koniecznie ja. Raczej zasadą jest, że to mniejszości dostosowują się do większości, choć są przez większość TOLEROWANE. Tolerancja jednak wcale nie oznacza, iż zmieniamy własne poglądy, czy godzimy się ze wszystkim, co ktoś tam nam wyznaczy. Jakiś zdrowy rozsądek tu powinien obowiązywać, czyli z jednej strony tolerancja będzie oznaczać brak agresji, brak poniżania kogokolwiek, to jednak dalej tolerujący swoje zdanie zachowuje i dalej uznaje za lepsze, bardziej właściwe to, co tak uznaje.
Niestety, niektórym chyba myli się pojęcie tolerancji z pojęciem wyrzeczenia się własnych poglądów, czy całkowitym zaniechaniem ich głoszenia. To nie tak.
Toleruję, oznacza że nie podejmuję działań wrogich, POMIMO że czasem mam nawet na to ochotę, bo coś tam w czyimś zachowaniu, postawie, głoszonych wartościach może mnie drażnić, nie odpowiada mi. I dalej mi nie odpowiada, dalej mam zdanie na ten temat, jakie miałem wcześniej, tyle że te agresywne, najbardziej aktywnie zwalczające swoje postawy tonuję, staram się nie rozniecać konfliktu. Jednak jeśli ten, którego się toleruje (jest to jakaś forma wysiłku, jest to pewien dar ze strony mojej i innych ludzi, zakładając że akurat to my jesteśmy tą większością) nie doceni tej tolerancji, jeśli zacznie jej nadużywać, to może się spotkać z oznakami utraty cierpliwości przez tolerującego. Wtedy wzajemna relacja może się popsuć, bo tolerancję zwyczajnie diabli wezmą. A wtedy też większość ma przewagę...
Tak więc w interesie tych, których się toleruje (a nie są w większości) jest raczej nie eskalowanie owych różnic, bo mogą się obudzić w sytuacji, gdy zbytni napór w stronę przeforsowania stanowiska mniejszościowego, spowoduje sytuacje konfliktowe, w których mniejszość może nagle przestać być tolerowana. Tolerancja ma swoje granice.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:28, 10 Mar 2021    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Pytanie, które stawiam jest w istocie inne: czy należy podziały POWIĘKSZAĆ, ESKALOWAĆ, czy raczej je pomniejszać?

Ani jedno, ani drugie. Należy trzymać się złotego środka.
Cytat:

Podziały będą. Niektóre są naturalne, niektóre są nie do zmiany, albo ich zmiana wiązałaby się z bardzo wysokimi kosztami innego rodzaju, więc rozsądek nam mówi, że tej zmiany nie ma co wprowadzać. Jednak w sytuacji, w której jesteśmy z dala od ortodoksji, gdzie wybór jest w granicach rozsądku, będę stawiał pytanie, który kierunek jest bardziej humanitarny, etyczny - czy kierunek zamykania się w tym co swoje, czy jednak kierunek otwierania się na bliźnich.

Złoty środek. Zarówno nadmierna podejrzliwość wobec tego co obce, jak i nadmierna ufność wobec tego co obce są szkodliwe. I nie ma w tym żadnej wymyślnej filozofii. Człowiek ma ten balans wbudowany w naturę.

Cytat:

Więzy lojalnościowe bywają poza tym mocno niebezpieczne od strony etycznej. Czy to, że ktoś jest z grupy owych swoich (swój naród, swoja rodzina, swój klub) z automatu oznacza, iż mam traktować go jakoś totalnie odmiennie od innych ludzi? Może nie dbać o to, czy jest draniem, czy krzywdzi innych?

- Chyba każdy rozsądny człowiek odpowie, że i tak trzeba każdego traktować zgodnie z ogólnymi zasadami. Więc teraz porównując dwóch ludzi - jednego z tej naszej grupy, drugiego z spoza niej, to co właściwie miałoby się zmienić w traktowaniu człowieka?...
- Powiedzmy ktoś jest draniem, a ktoś jest życzliwym pomocnym człowiekiem. To teraz
- skoro drań jest akurat z naszych, to mamy udawać, że to nie drań?...
- czy może jednak - jak drań, to drań - czyli lojalność nic tu nie zmienia, bo jest nadpisywana etyką ogólną?... (ja tak uważam)\
Podobnie jak ktoś jest ewidentnie dobrym człowiekiem, a spoza mojej grupy lojalnościowej, to jak mam go traktować?
- Czy udawać, że on jednak zły jest, nie lubić go?
- Chyba też jednak rozsądek nam powie, że istnienie tych grup nie specjalnie cokolwiek tu zmienia. To co właściwie zmienia?...

Więzy lojalnościowe wskazują na to, wobec kogo masz większe zobowiązania. Jeśli Twój bliski jest draniem, to więzy lojalnościowe powinny uruchomić w Tobie większą odpowiedzialność za dobro tego drania niż jakiegoś obcego drania, a więc szczególnie powinieneś zadbać o to, że taki ktoś jest draniem i należy mu się nauczka.
Cytat:
Nie popieram lewicowych kombinacji z płciami, a ogólnie jestem raczej na nie wobec tego hurra LGBT-entuzjazmu. Uważam, że tak jak ktoś oczekuje, że ja zaakceptuję jego (dla mnie dziwaczne) traktowanie przez niego sprawy płci, tak też i działa to w drugą stronę, że on z kolei zaakceptuje, iż ja (przez niego odbierane jako niepotrzebnie tradycyjną postawę) mam zamiar definiować płcie tak jak to od tysiącleci było w większości społeczeństw świata traktowane. Ja mogę się zgodzić na to, ze nie będę agresywny wobec LGBT, ale z kolei sam oczekuję, że nie będę indoktrynowany namolnie na stronę LGBT. Możemy się trzymać na pewien dystans, to chyba obu stronom może służyć.

Problem w tym, że żyjecie na terenie tego samego państwa i macie inne pomysły na to, jak ma wyglądać porządek społeczny. Prywatnie możecie sobie mieć własne zdanie, ale publicznie albo w dowodzie masz do wyboru dwie płcie albo 56. Dla Ciebie namolną indoktrynacją będzie narracja LGBT, a dla nich Twój konserwatyzm w tym zakresie.
Cytat:
Nie zamierzam podejmować wrogich aktywności przeciw tym nowoczesnym seksualnym udziwnieniom, ale też zostawiam sobie prawo mówić, iż uważam za bardziej właściwe, naturalne, czy ogólnie zgodne z tym, co mi podpowiada moja intuicja jako sensowność, iż pojęcie płci tradycyjnie rozumiane powinno zostać utrzymane. Jeśli zaś ktoś w ramach tego podziału czuje się bardzo źle, to nie mam nic przeciwko temu, aby jakoś - z innymi podobnymi sobie - wiódł swoje życie w jakiejś formie enklawy, czy inaczej bardziej we własnym gronie. Bo to nie jest tak, że dostosować się mam koniecznie ja. Raczej zasadą jest, że to mniejszości dostosowują się do większości, choć są przez większość TOLEROWANE.

W społeczeństwie inkluzywnym nie ma pozwolenia na to, by ktoś czuł się gorszy tylko przez to, że jest w mniejszości, odbiega od normy. Wszyscy mają być równo traktowani.
Cytat:

Tolerancja jednak wcale nie oznacza, iż zmieniamy własne poglądy, czy godzimy się ze wszystkim, co ktoś tam nam wyznaczy. Jakiś zdrowy rozsądek tu powinien obowiązywać, czyli z jednej strony tolerancja będzie oznaczać brak agresji, brak poniżania kogokolwiek, to jednak dalej tolerujący swoje zdanie zachowuje i dalej uznaje za lepsze, bardziej właściwe to, co tak uznaje.
Niestety, niektórym chyba myli się pojęcie tolerancji z pojęciem wyrzeczenia się własnych poglądów, czy całkowitym zaniechaniem ich głoszenia. To nie tak.
Toleruję, oznacza że nie podejmuję działań wrogich, POMIMO że czasem mam nawet na to ochotę, bo coś tam w czyimś zachowaniu, postawie, głoszonych wartościach może mnie drażnić, nie odpowiada mi. I dalej mi nie odpowiada, dalej mam zdanie na ten temat, jakie miałem wcześniej, tyle że te agresywne, najbardziej aktywnie zwalczające swoje postawy tonuję, staram się nie rozniecać konfliktu. Jednak jeśli ten, którego się toleruje (jest to jakaś forma wysiłku, jest to pewien dar ze strony mojej i innych ludzi, zakładając że akurat to my jesteśmy tą większością) nie doceni tej tolerancji, jeśli zacznie jej nadużywać, to może się spotkać z oznakami utraty cierpliwości przez tolerującego. Wtedy wzajemna relacja może się popsuć, bo tolerancję zwyczajnie diabli wezmą. A wtedy też większość ma przewagę...
Tak więc w interesie tych, których się toleruje (a nie są w większości) jest raczej nie eskalowanie owych różnic, bo mogą się obudzić w sytuacji, gdy zbytni napór w stronę przeforsowania stanowiska mniejszościowego, spowoduje sytuacje konfliktowe, w których mniejszość może nagle przestać być tolerowana. Tolerancja ma swoje granice.

Tak jak i Tobie zależy na tym, aby narzucić swoje zdanie wszystkim poprzez domaganie się, aby grupy mniejszościowe dostosowały się do większości, tak tym grupom mniejszościowym zależy na tym, by narzucić swoje zdanie wszystkim poprzez domaganie się, aby większość dostosowała się do postulatów mniejszości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33566
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 0:07, 11 Mar 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Pytanie, które stawiam jest w istocie inne: czy należy podziały POWIĘKSZAĆ, ESKALOWAĆ, czy raczej je pomniejszać?

Ani jedno, ani drugie. Należy trzymać się złotego środka.

To na ile ów środek jest złoty, czy innego koloru jest kwestią wyboru - wiary osoby, która ma jakieś widzimisię w tym względzie. Ja uważam, że faktycznie nie ma sensu ludzi do siebie przekonywać na siłę, jednak delikatną perswazją raczej bym skłaniał ludzi w stronę życzliwości i zgody, niż czegoś przeciwnego.
towarzyski.pelikan napisał:
Problem w tym, że żyjecie na terenie tego samego państwa i macie inne pomysły na to, jak ma wyglądać porządek społeczny. Prywatnie możecie sobie mieć własne zdanie, ale publicznie albo w dowodzie masz do wyboru dwie płcie albo 56. Dla Ciebie namolną indoktrynacją będzie narracja LGBT, a dla nich Twój konserwatyzm w tym zakresie.

Zgoda. Sytuację należy traktować jako symetryczną.
towarzyski.pelikan napisał:
W społeczeństwie inkluzywnym nie ma pozwolenia na to, by ktoś czuł się gorszy tylko przez to, że jest w mniejszości, odbiega od normy. Wszyscy mają być równo traktowani.

Teorię taką można mieć. Ale to, czy ktoś się czuje gorszy nie jest obiektywne. Można się czuć gorszym niezależnie od tego, jaką się ma sytuację, albo powody do tej sytuacji. Każdy czuje tak, jak potrafi.

towarzyski.pelikan napisał:
Tak jak i Tobie zależy na tym, aby narzucić swoje zdanie wszystkim poprzez domaganie się, aby grupy mniejszościowe dostosowały się do większości, tak tym grupom mniejszościowym zależy na tym, by narzucić swoje zdanie wszystkim poprzez domaganie się, aby większość dostosowała się do postulatów mniejszości.

Ano takie motywacje się ze sobą ścierają.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:29, 11 Mar 2021    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Pytanie, które stawiam jest w istocie inne: czy należy podziały POWIĘKSZAĆ, ESKALOWAĆ, czy raczej je pomniejszać?

Ani jedno, ani drugie. Należy trzymać się złotego środka.

To na ile ów środek jest złoty, czy innego koloru jest kwestią wyboru - wiary osoby, która ma jakieś widzimisię w tym względzie. Ja uważam, że faktycznie nie ma sensu ludzi do siebie przekonywać na siłę, jednak delikatną perswazją raczej bym skłaniał ludzi w stronę życzliwości i zgody, niż czegoś przeciwnego.

A ja bym uwzględniła kontekst. Naiwnego frajera, którego wszyscy dymają akurat bym skłaniała do większej podejrzliwości i asertywności. To w którą stronę ktoś ma przechył jest kwestią osobowości, doświadczeń i pewnych nawyków, nie zawsze zdrowych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33566
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:57, 11 Mar 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Pytanie, które stawiam jest w istocie inne: czy należy podziały POWIĘKSZAĆ, ESKALOWAĆ, czy raczej je pomniejszać?

Ani jedno, ani drugie. Należy trzymać się złotego środka.

To na ile ów środek jest złoty, czy innego koloru jest kwestią wyboru - wiary osoby, która ma jakieś widzimisię w tym względzie. Ja uważam, że faktycznie nie ma sensu ludzi do siebie przekonywać na siłę, jednak delikatną perswazją raczej bym skłaniał ludzi w stronę życzliwości i zgody, niż czegoś przeciwnego.

A ja bym uwzględniła kontekst. Naiwnego frajera, którego wszyscy dymają akurat bym skłaniała do większej podejrzliwości i asertywności. To w którą stronę ktoś ma przechył jest kwestią osobowości, doświadczeń i pewnych nawyków, nie zawsze zdrowych.

Jestem za "przechyłem" w stronę życzliwości i zgody, choć nie w naiwny sposób.
Oto moje zasady:
1. Gdy mamy jakiejś informacje traktujemy je bez dodatkowych nastawień, ale też bez eskalacji, aby np. z czegoś złego nie robić w umyśle, jeszcze większego zła, zaś z czegoś dobrego nie robić od razu świętości.
2. Gdy nie mamy żadnych danych, nie zakładamy złego, a raczej - łagodnie, choć czujnie - dobro w danej sprawie.
3. ogólnie obowiązuje zasada: traktuj innych tak, jak sam chciałbyś być potraktowany. Czy oczekujesz np. jednak pewnego kredytu zaufania, gdy coś mówisz, czy chcesz aby traktowano cię z tak, jakby zaufanie był na poziomie zerowym?

Istnieje taka reguła w kontaktach społecznych, że ludzie raczej kopiują to, co im się daje - na życzliwość raczej (oczywiście nie wszyscy) odpowiedzą życzliwością, na wrogość, wrogością. To przesunięcie ze strony każdej osoby (nie przeczę, jest w tym element ryzyka) w stronę dobra, życzliwości, zaufania jest takim darem dla ludzkości, daniną do budowania dobra. Chyba jednak większość z nas ludzi chce raczej zgody niż wrogości, zaufania, niż nieufności. Więc już przynajmniej w chęciach nasze człowieczeństwo wskazuje na stronę dobra. Można oczywiście się temu sprzeciwić. Ale ja uważam, że jest sens utrzymania tej tendencji.
Oczywiście nie zalecam też jakiegoś głupiego frajerstwa, a już szczególnie frajerstwa, gdy wszystko wskazuje na to, że druga strona ma nieczyste intencje. Jednak jestem za tym, aby uruchamiać postawę nieufności nie jako domyślną, tylko jako odzew na nieprawidłowości w kontaktach, zaś domyślnie pewien kredyt zaufania dawać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:51, 13 Mar 2021    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Ciekawy przykład w kontekście tego wątku. Przedszkolanek opublikował film, w którym kopuluje z psem, za co zgodnie z prawem zostanie ukarany.

Jednak osoby skazujące przedszkolanka z góry zakładają, że jest on człowiekiem. A przecież jeśli przedszkolanek czuje się psem, a ma do tego prawo, wszak nie musi akceptować narzuconej mu biologią tożsamości, to może legalnie uprawiać seks z psem tak jak setki innych psów. Samego psa też nikt nie pytał o to, czy czuje się psem, tylko zaszufladkowano go jako psa po pozorach. A może ten pies jest człowiekiem?

Świnie można zabijać w rzeźni, a co by było jakby ktoś zarznął człowieka tłumacząc, ze zabity osobnik czuł się świnią?

Oczywiście, ktoś powie, że przesadzam, ale gdzie postawić granicę, jeśli kryterium ustalania tożsamości uczynimy czyjeś widzimisię?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23150
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:22, 13 Mar 2021    Temat postu:

blackSun napisał:
Aby dokonać apostazji wystarczy wytrzeć głowę ręcznikiem. Zabieganie o pozwolenie jest tylko nobilitacją zmyślonych poglądów tej instytucji.

Co do wszelkich przynależności, to warto zdać sprawę z hierarchii jaką tworzą i nie dekonstruować fundamentów, gdyż inaczej wszystko się zawali.



Ten schemat to Twoj pomysł?
Bezwyznaniowiec, źle czy dobrze?

Przynależność rasowa?
W przypadku Polaków jakie opcje przewidujesz?


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Sob 21:24, 13 Mar 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
blackSwan




Dołączył: 25 Maj 2014
Posty: 2210
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:25, 13 Mar 2021    Temat postu:

Semele napisał:
blackSun napisał:
Co do wszelkich przynależności, to warto zdać sprawę z hierarchii jaką tworzą i nie dekonstruować fundamentów, gdyż inaczej wszystko się zawali.



Ten schemat to Twoj pomysł?

Tak.

Semele napisał:
Bezwyznaniowiec, źle czy dobrze?

Jak już wysłałem obrazek, to pomyślałem, że zamiast wyznania powinien być światopogląd (lub filozofia życiowa).

Semele napisał:
Przynależność rasowa?
W przypadku Polaków jakie opcje przewidujesz?

To chyba oczywiste?
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23150
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:47, 14 Mar 2021    Temat postu:

Światopogląd, podoba mi się. Gdzieś nawet Jet taki wątek.

Co sprawy rasy panów. Czyli białej, ciekawe ....

Warto zacząć od sięgnięcia do odległej polskiej historii i zastanowić się nad jednym z podstawowych podziałów społecznych, który wyrażany był w kategoriach rasowych: nad podziałem na szlachtę i chłopów. Tutaj kluczowa jest mityczna opowieść o osobnej sarmackiej rasie, z której miała wywodzić się szlachta, w przeciwieństwie do reszty społeczeństwa, to znaczy przede wszystkim chłopów. Sarmatyzm mocno akcentował różnicę pochodzenia, różnicę krwi oraz naturalną wyższość szlachty. Był w gruncie rzeczy formą przednowoczesnego proto-rasizmu. Trzeba jednak pamiętać, że nie wpisuje się on łatwo w nowoczesne hierarchie rasowe tworzące się na zachodzie Europy i posługujące się kategorią białości, m.in. dlatego, że wyobrażone kulturowe źródła sarmatyzmu leżą na Wschodzie a nie w tamtym regionie.


[link widoczny dla zalogowanych]

Liga Morska i Kolonialna miała w okresie międzywojennym blisko milion członków, prowadziła intensywną działalność publikacyjną, potrafiła organizować wielotysięczne demonstracje pod hasłami “żądamy kolonii dla Polski”. To się wiązało z określonymi wyobrażeniami na temat rasowej tożsamości Polaków oraz ich wyższości wobec potencjalnych kolonialnych poddanych.


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Nie 1:55, 14 Mar 2021, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23150
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 7:23, 14 Mar 2021    Temat postu:

Wcięło mi cały post przed chwilą.
Było do Michała o Sienkiewiczu i sarmatyzmie.
[link widoczny dla zalogowanych]



Było też o tym, że szkoła za PRL wcieliła w nas patriotyzm.

Zastanawiam się też dlaczego katolikom tak zależy na apostazji formalnej.
Ja zostałam ochrzczona ale od Kościóła trzymam się z dala.🙂
Nikt nie wie , w której to parafi a babcia już nie żyje i tez właściwie nie pamiętała...


Tylko szlachta jest wyłącznym potomkiem Sarmatów, ona jest „narodem”, do którego należeć powinno wyłączne kierownictwo w państwie. Sarmatyzm już w samym założeniu zawierał tendencje separatystyczne, odśrodkowe w stosunku do kultury ogólnoeuropejskiej, której wspólnym mianownikiem był humanizm. Idealizowanie przeszłości sarmackiej przez szlachtę skutkowało konserwatyzmem, który przejawiał się we wszystkich dziedzinach życia


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Nie 15:10, 14 Mar 2021, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33566
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:07, 14 Mar 2021    Temat postu:

Semele napisał:
Tylko szlachta jest wyłącznym potomkiem Sarmatów, ona jest „narodem”, do którego należeć powinno wyłączne kierownictwo w państwie. Sarmatyzm już w samym założeniu zawierał tendencje separatystyczne, odśrodkowe w stosunku do kultury ogólnoeuropejskiej, której wspólnym mianownikiem był humanizm. Idealizowanie przeszłości sarmackiej przez szlachtę skutkowało konserwatyzmem, który przejawiał się we wszystkich dziedzinach życia

Dobry przykład z tymi Sarmatami - inne rozumienie, zbliżone do podejścia w stylu narodu. Ze wszystkimi konsekwencjami, o których pisałem wcześniej. To z czym się identyfikujemy, choć może wielu osobom pozwala jakoś ukoić tożsamościowe pytania i dylematy, stawia chyba więcej problemów, niż daje odpowiedzi. Np. z dzisiejszego punktu widzenia będziemy traktowali zapewne Sarmatów jako tych, którzy korzystali z niesprawiedliwego systemu, którzy sobie zapewnili więcej praw, dostęp do zasobów niż kmieciom i rzemieślnikom. Nacjonalista - patriota sarmacki pewnie byłby tym, który stara się jeszcze bardziej wywyższać swój stan w stosunku do chłopstwa. Czy wolno byłoby mu być po prostu człowiekiem - tym, który nikogo nie wykorzystuje, który sam rozumuje, a nie jest zmuszony solidaryzować się z jakaś tam grupą, do której - z racji urodzenia (nie żadnych zasług) został zaliczony?...

Osobiście uważam, że pasowany na człowieka, urodzony do wolności jest ten, kto ostatecznie jest zdolny do samodzielnego wybierania, który nie będzie niesprawiedliwym dlatego, że musi trzymać z jakimiś swoimi, a uprzywilejowanymi. Ale jesteś SOBĄ, albo jesteś (przynajmniej w jakiejś części) KLONEM CZYIMŚ, albo dostosowujesz się, naginasz (tracąc własne prawo do decydowania).
I "żeby nie było"...
To co piszę, nie oznacza iż uważam, iż nie mam sobie nic do zarzucenia w kwestii wolności osobistej, bycia w pełni człowiekiem. Właściwie to wręcz przeciwnie - mam wiele do siebie pretensji o to, że nie wiedziałem jak tę kwestię rozwiązać. Wciąż gubię się w tej gmatwaninie ludzkich emocji, oczekiwań. dążeń. Wciąż popełniam błędy, albo ulegając,albo innym razem bez sensu upierając się przy swoim. Nie wiem właściwie, kiedy powinienem być tym upartym, twardym, nawet dominującym, a kiedy dostosowującym się, spolegliwym, szukającym kompromisu. Ten świat jest bardzo skomplikowany. W nim ani ortodoksja, ani jej zaprzeczenie, czyli traktowanie wszystkiego bez uznawania żadnych odgórnych wzorców, nie dają gwarancji sensowności postaw. Nie wiadomo, jako wybierać, aby było dobrze. W każdym razie ja przyznaję się, że najczęściej nie wiem, że zwykle - przynajmniej do pewnego stopnia - działam po omacku, a na pewno bez pewności co jest dobrem w tej konkretnej sytuacji.

Jednym z negatywnych dla mnie aspektów katolickiego nauczania, jest według mnie silna sugestia, iż nasze sumienie jakoś miałoby nam podpowiadać to, co jest dobre, a nawet że ta podpowiedź jest poprawna. W moim życiu to się nie sprawdziło - bardzo często chciałem dobrze, a wychodziło źle. Dlatego dzisiaj uważam, że sumienie nie jest raczej tym, co daje pewne wskazania, lecz raczej czymś co dopiero przez życie musimy sobie w poprawnej postaci skonstruować, skorygować błędy, ustalić reguły. Bo liczenie na to, że sumienia jakoś samo, bez wymogu zdobywania wiedzy, rozumienia, pracy nad sobą (a w niej stawianiem sobie pytań, wątpliwości, uznawaniem złożoności spraw), podpowie nam co jest dobre - taka postawa jest naiwnością, a nawet jest wg mnie nieetyczna. Dziś zatem nie tyle liczę na sumienie w podpowiadaniu mi dobra, co na NIEZBYWALNĄ CZUJNOŚĆ w rozpoznawaniu rzeczy, ABSOLUTNY WYMÓG ROZWOJU, DOSKONALENIA SIĘ, KORYGOWANIA BŁĘDÓW, aby modelowanie rzeczywistości było spójne i dawało poprawne wyniki, a na koniec rzeczywiście pewien ASPEKTU INTUICYJNY DOBRA, który chyba właśnie jest najbliższy rozumienia pojęcia sumienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Netlis




Dołączył: 18 Maj 2020
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:56, 15 Mar 2021    Temat postu:

Warto pamiętać, że tożsamość to dynamiczny często kompulsywny proces aktualizowania przekształcania i wczuwania się w pewne stroje, które się zakłada.
Myślę, że lepiej aby każdy ubierał się sam wg swoich rozmiarów i tego w czym mu wygodnie.

Tożsamość z tym czy tamtym zawsze jest względna i uwarunkowana, duchowe wyzwolenie polega na przejrzeniu iluzji takiej tożsamości i jej przesunięciu na "to" co nieuwarunkowane (shift in identity) 😊
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23150
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 2:39, 15 Mar 2021    Temat postu:

Netlis napisał:
Warto pamiętać, że tożsamość to dynamiczny często kompulsywny proces aktualizowania przekształcania i wczuwania się w pewne stroje, które się zakłada.
Myślę, że lepiej aby każdy ubierał się sam wg swoich rozmiarów i tego w czym mu wygodnie.

Tożsamość z tym czy tamtym zawsze jest względna i uwarunkowana, duchowe wyzwolenie polega na przejrzeniu iluzji takiej tożsamości i jej przesunięciu na "to" co nieuwarunkowane (shift in identity) 😊


Myślę, że lepiej mieć tożsamość niż jej nie mieć :wink:
Nie wiem co oznacza w tym zdaniu iluzja

Czy pozór? Brak jej w istocie. Bo wg mnie autentyczną tożsamość to nie przebranie.

Postmoderna tożsamość to transformacja. Nie chodzi tu już o poznanie siebie, ile raczej o buddyjskie otwarcie na siebie zanurzonego w świecie, może i unicestwionego siebie na gruncie myśli o iluzoryczności, niepewności, zatarciu granic A. Kunce

W tej chwili odłożyłam tę lekturę Ale jest w niej także opis osoby, która "odbyła" konwersję na buddyzm.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pon 2:55, 15 Mar 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Netlis




Dołączył: 18 Maj 2020
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:04, 15 Mar 2021    Temat postu:

Semele
Cytat:

Bo wg mnie autentyczną tożsamość to nie przebranie.


Dokładnie, ale trzeba te przebrania przejrzeć.
Można je nosić, ale warto pamiętać, że tak naprawdę jest się nagim.

Ile kobiety by zaoszczędziły na ciuchach gdyby wiedziały, że tak naprawdę są nagie? 🤔
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33566
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:32, 15 Mar 2021    Temat postu:

Netlis napisał:
Warto pamiętać, że tożsamość to dynamiczny często kompulsywny proces aktualizowania przekształcania i wczuwania się w pewne stroje, które się zakłada.
Myślę, że lepiej aby każdy ubierał się sam wg swoich rozmiarów i tego w czym mu wygodnie.

Tożsamość z tym czy tamtym zawsze jest względna i uwarunkowana, duchowe wyzwolenie polega na przejrzeniu iluzji takiej tożsamości i jej przesunięciu na "to" co nieuwarunkowane (shift in identity) 😊

Tu mamy pewien dylemat z wyborem, w którym obie opcje są problematyczne.
Z jednej strony bez pewnej postaci utożsamień, w ogóle nie ma jak zapoznać się ze światem i sobą samym. Z czym - przynajmniej roboczo - utożsamiać się powinniśmy, aby zajmować w ogóle jakieś stanowiska w sprawach, w które rzucą nas okoliczności.
Z drugiej jednak strony jeśli utożsamienie robi się jakoś zbytnio na całość, jeśli traci się kontrolę nad tym, że jakiś tam JA niezależny i tak owe utożsamienia wybiera, ocenia, to taki przesadnie się utożsamiający zatraca siebie, ale też i rodzaje sensu w działaniu bieżącym.
Postawa dojrzała chyba polegałaby na tym, aby status utożsamień utrzymywać jako ROBOCZY, aby te stroje przymierzać, zmieniać, robić w nich przeróbki. To głębokie ja wewnętrzne (GJW) nie da się nazwać, nie da się związać z niczym konkretnym. Ono jest we wszystkim, ale w niczym nie jest jako całość i nic go nie wyczerpuje w całości. To GJW nie jest egoistyczne, bo wszystkie postacie egoizmu są właśnie utożsamieniami z jakimiś prostymi potrzebami, ocenami. Według mnie owo GJW składa się przede wszystkim z pokory, która tkwi u podstaw świadomości, że nasz związek ze światem jest jakoś incydentalny, niejedyny konieczny, że prawdy jakie formułujemy są zawsze związane z jakąś redukcją obrazu rzeczywistości. Ale mimo to, że otoczenie mentalne w jakim GJW funkcjonuje jest rozmyte, to to, co zarządza, co przejawia wolę jest już ponadczasowe.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6618
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:46, 15 Mar 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Muszę przyznać, że z przykrością obserwuje postępujące wykorzenianie ludzi, ponieważ wiąże się to z upadkiem człowieczeństwa. Człowiek zrywając z rzeczywistością obiektywną, z fundamentami, stacza się w otchłań, chaos. Jest pogubiony, bezdomny. Nie wie, kim jest i dokąd zmierza. Nie mając żadnego zewnętrznego wobec siebie punktu odniesienia, sam staje się sędzią we własnej sprawie. Nie ocenia się względem obiektywnych kryteriów, tylko własnych, które naturalnie będą obliczone na ochronę jego ego. Wybierze sobie takie kryteria, które będą go stawiać w najlepszym świetle. Stąd ostatnio taki wysyp bufonów i narcyzów.

W imię fałszywie pojętej wolności chce się zamienić wszystko w błoto, "Wszystko płynie", nie ma nic pewnego , nic obiektywnego, nic twardego, nawet twierdzi się że stałe matematyczne są wynikiem umowy społecznej, opresyjnej kultury.
Z tym kojarzy mi się gender - to nie Bóg zdecydował jaką mam płeć, ale ja wybieram, na przykład jestem średnim biegaczem na 100 metrów, powiem że jestem kobietą i wygram z prawdziwymi kobietami. Albo złapano gwałciciela, powiedział że czuje się kobietą lesbijką i poszedł siedzieć do żeńskiego więzienia.
Jest wiele takich rzeczy, inna jest to co lansował Fedor odnośnie herezji preegzystencji, to nie Bóg uznał że mamy żyć, ale my widzieliśmy plan swego życia i zgodziliśmy się na niego, choć nie pamiętamy ;-)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33566
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:52, 15 Mar 2021    Temat postu:

Andy72 napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Muszę przyznać, że z przykrością obserwuje postępujące wykorzenianie ludzi, ponieważ wiąże się to z upadkiem człowieczeństwa. Człowiek zrywając z rzeczywistością obiektywną, z fundamentami, stacza się w otchłań, chaos. Jest pogubiony, bezdomny. Nie wie, kim jest i dokąd zmierza. Nie mając żadnego zewnętrznego wobec siebie punktu odniesienia, sam staje się sędzią we własnej sprawie. Nie ocenia się względem obiektywnych kryteriów, tylko własnych, które naturalnie będą obliczone na ochronę jego ego. Wybierze sobie takie kryteria, które będą go stawiać w najlepszym świetle. Stąd ostatnio taki wysyp bufonów i narcyzów.

W imię fałszywie pojętej wolności chce się zamienić wszystko w błoto, "Wszystko płynie", nie ma nic pewnego , nic obiektywnego, nic twardego, nawet twierdzi się że stałe matematyczne są wynikiem umowy społecznej, opresyjnej kultury.

Niewątpliwie ludzka pomysłowość wyprodukowała liczne przegięcia. Postmodernistyczne z ducha kontestowanie oczywistości (jakie mogą się okazać iluzją) może posadowić się w różnych obszarach - tych rozsądniejszych i tych już skrajnie udziwnionych.
Podajesz przykłady tych udziwnionych, lewackich aberracji, ale czy to miałby być argument za tym, że dobry jest postulat realizmu, czy jakiego obiektywizmu w zakresie, do którego nie mamy dostępu?
Weźmy dość chyba oczywisty postulat, który sformułowałbym następująco: to co uznajemy, powinno być oparte o jakąś niezależną od czystego widzimisię podstawę.

Teraz zadajmy "niedyskretne" pytanie: czy to jest postulat na stronę realizmu, obiektywnej rzeczywistości czy wręcz przeciwnie?
Negacja owego postulatu wydaje się drogą w szaleństwo - brak uzasadnień dla uznawania stwierdzeń, będzie oznaczał też możliwość głoszenia dowolnych, może całkiem wydumanych, może schizofrenicznych treści.
Problem jest jednak w tym, CO UZNAJEMY ZA UZASADNIENIE?
Czy czyjeś stwierdzenie "materia jest realna", można uznać z (wystarczające) uzasadnienie?
Czy stwierdzenie "świat jest obiektywny" ma uzasadnienie?
Jeśliby ktoś tak uznał, to oczywiście zaraz pada riposta: sprawdzam! Podaj owo uzasadnienie!
A z tym jest problem...
Skoro nie można uzasadnić realności, obiektywizmu świata inaczej jak tylko odwołując się do przekonań ludzi, inaczej jak apelowaniem do bliżej nieokreślonego "tak musi być", to twarda logika nakazuje nam uznać owe stwierdzenia o realności świata, czy "obiektywności rzeczywistości", jako NIEUZASADNIALNE MNIEMANIA. Bo tak właśnie jest, że te stwierdzenia nie spełniają owej reguły z początku, że uzasadnienie musi oprzeć na czymś więcej niż mniemania. Niestety, ale twarda logika zrównuje nam stwierdzenie o realności rzeczywistości z dowolnym stwierdzeniem wydziwaczonego postmodernizmu - nawet tego, że płeć zamiast być uwarunkowana biologicznie, miałaby być definiowana czyimiś utożsamieniowymi emocjami. W obu przypadkach mamy to samo - "machanie rękami", przekonywanie, pokrzykiwanie "jak to bez sensu, aby było inaczej", jak to świat się zawali, gdy ktoś tego określenia "obiektywna rzeczywistość" nie zastosuje, a także wszelkie inne formy apeli do umysłu odbiorcy, aby zechciał rozumieć tę kwestię dokładnie tak, jak ją widzi nadawca. Ale nie będzie tu nic decydującego, nic ostatecznego.
I chyba w pokorze musimy ten fakt uznać. Bo im bardziej ktoś przekonuje, jak to niedobrze jest nie uznawać obiektywności rzeczywistości, tym bardziej posługuje się wyłącznie mniemaniami, czyli de facto potwierdza swoja postawą tezę przeciwną do głoszonej.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 18:57, 15 Mar 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6618
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:10, 15 Mar 2021    Temat postu:

Jest sobie Subiektywista. Obcy z Aldebarana zrobili mu psikus: zamienili jego żonę na robota wyglądającego tak samo. Robot jak to robot, nie ma świadomości (uściślijmy: nie mam świadomości realnej a behawioralnie zachowuje się jak człowiek)
Co na to Subiektywista?
- to bez różnicy. Skoro robot wygląda jak żona i tak się zachowuje to jaka różnica?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin