|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 10:03, 01 Cze 2019 Temat postu: Potrzeba walki |
|
|
Patrząc na posty na sfinii, dominującym ich typem jest prowadzenie różnego rodzaju sporów, ataków personalnych, oskarżeń świata i ludzi. Posty na tematy filozoficzne, naukowe pojawiają się wyraźnie rzadziej. Od lat zastanawiam się: dlaczego ludzie CHCĄ wciąż walczyć, spierać się, atakować?
W (znanym mi) życiu codziennym jest z resztą podobnie - obserwuję ludzi, którzy wciąż chętnie zgłaszają pretensje, kłócą się, domagają. I zwykle jest to "sztuka dla sztuki" - owe domagania się są nieprzemyślane, kłótnie "o pietruszkę".
Ale też są wyjątki. Z pewnymi osobami można się nie pokłócić latami. Po prostu wystarczy nie formułować swoich potrzeb uwag w postaci pretensji, nie szukać okazji do zwady, a jeśli coś jest nie tak, to pierwszym rodzajem sformułowania może być ", może coś źle zrozumiałem, wyjaśnij mi ..." (w grzecznym, nienapastliwym tonie). I najczęściej okazuje się, że druga strona nie miała złych intencji, ze coś tam ma uzasadnienie, a w ogóle nie jest wcale powodem do zwady.
W życiu obserwuję te dwa typy ludzi - wiecznie przeszukujących horyzont swojego życia w poszukiwaniu powodu do starcia, zwady, konkurencji i (znacznie rzadsze przypadki) ludzi, którzy zajmują się swoimi sprawami, gdy trzeba o coś proszą (nie domagają się), komunikują w uprzejmy sposób.
Spotkałem się z opinią, że "nieraz trzeba się pokłócić, aby nie było nudno". Ja osobiście nie mam takich potrzeb, nie lubię się kłócić, a nudno mi się robi głównie wtedy, gdy jest właśnie atmosfera zwady i pretensji - wtedy to dopiero o nic nie chodzi, tylko o chaotyczne emocje, więc nie ma nic interesującego w takiej wymianie myśli.
Rozumiem, że inni mogą mieć inaczej - nudne dla nich jest to, co nie ma bardzo wyraźnego zabarwienia emocjonalnego, w szczególności emocji walki, starcia.
Są różne typy ludzi.
Zastanawiam się tylko nad jednym - na ile te osoby (przynajmniej ich część), które czasami chyba dość bezrefleksyjnie poddają się emocjom walki, przekalkulowały tak dogłębnie swoje potrzeby psychiczne, czy ogólnie za i przeciw wynikłych z owej walki okoliczności. Czy jest to po prostu odruch i nic więcej, czy jednak bez tych emocji walki, dla owych osób świat jawiłby się jako miałki i bez życia.
Mam hipotezę, że jest i tak, i tak - tzn. jest część ludzi, która bez posolenia sobie życia i emocji walką, rzeczywiście by się bardzo nudziła, czułaby się życiowo niespełniona. Ale też chyba są ludzie, którzy się (często z pomocą innych) wmanewrowali w tę wymianę ciosów, w której już nie wiadomo kto zaczął, w której nie honor jest się wycofać, ale tak naprawdę to ci ludzie tracą na całej tej "imprezie", bo lepiej czuliby się skupiając na zadaniach, realizując coś bez silnej otoczki sporów personalnych z otoczeniem.
To trochę też tłumaczy, dlaczego są ludzie, którzy wolą pracę od domu, od spotkania z bliskimi osobami. W pracy relacje są często całkiem nieźle poukładane - wiadomo kto ma jakie zadania, co robi X, a co Y, nie trzeba co chwila się spierać o wszystko. Tymczasem w domu człowiek nieraz ma otwartych kilka frontów walki, pojawia się tysiące roszczeń, pretensji, trwa ciągła wojna.
Trudno jest unikać starcia, jeśli w rodzinie jest przynajmniej jedna osoba o silnej potrzebie wadzenia się z innymi. Dla takiej osoby każdy pretekst jest dobry, aby wszcząć kolejną awanturę. Nawet próba ucieczki, unikanie zwady jest odbierane przez taką osobę, jako powód do kolejnej pretensji.
Co ciekawe, z moich obserwacji wynika, że osoby silnie nakierowane na walkę wcale nie są szczęśliwe z tym, co mają w swojej psychice. Czasem mam wrażenie, że cierpią. Ale z racji na roszczeniowy sposób myślenia, nie wiążą tego cierpienia z własną działalnością, tylko oczywiście "winni są" inni w ich otoczeniu. Powiedziałbym, że są to osoby funkcjonujące w trybie uzależnienia - z jednej strony bardzo łakną tej ostrości relacji, mają silną potrzebę zrzucenia z siebie negatywnych emocji, przerzucenia ich na inne osoby, a z drugiej, gdy ostatecznie to się stanie, gdy pojawi się cały ten "bajzel" wynikły z ataków i wojny personalnej, to też nie są zadowolone.
Ale że jednocześnie takie osoby najczęściej reagują właśnie bardzo instynktownie, to na jakąś analizę, refleksję z ich strony trudno jest liczyć. One mają za silne blokady przed pytaniem o sensowność owych wybuchów złości i pretensji. Więc nawet jeśli czasem im zaświta myśl "niepotrzebnie się tak ciskam o to wszystko", to nie pójdzie za nią decyzja o zmianie swojej postawy życiowej. Najczęściej tak jest.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 10:59, 01 Cze 2019 Temat postu: Re: Potrzeba walki |
|
|
Tak niezależnie w temacie przyszedł mi do głowy argument za tezą, że w ogóle walka, jako taka jest czymś wmontowanym nam biologicznie. Tym argumentem są gry komputerowe, czy sporty walki. Tutaj ewidentnie walka odbywa się dla przyjemności. A z popularności tego rodzaju rozrywek, mamy jasny wniosek, iż w ludzkiej naturze zapisana jest potrzeba uruchamiania co jakiś czas uczuć agresji, walki, ścierania się z innymi ludźmi, także z przeciwnościami losu.
To się oczywiście da uzasadnić ewolucyjnie - jak niezbędny trening jednostki, przygotowanie do możliwej walki o życie, albo rywalizacji o miejsce w grupie.
Stawiam jednak trudniejsze, bardziej filozoficzne pytanie:
czy owa ewolucyjna dostosowawczość, objawiająca się potrzebą walki na różnych frontach jest nam potrzebna także dzisiaj - w sytuacji, gdy cywilizacja ograniczyła większość tradycyjnych zagrożeń?
- Bo może owa agresja jest ogólną potrzebą ludzkiej natury?
A może jest to jeszcze bardziej skomplikowane (to jest moje stanowisko, moja główna hipoteza) - może jest tak, że PEWIEN ASPEKT zawarty w walce i starciu jest niezbywalną częścią działania umysłu (typu ludzkiego), ale niekoniecznie musi się on objawiać w postaci takiej walki, jaką ludzkość od tysięcy lat praktykuje?...
Jaki to aspekt?...
Nie tak łatwo byłoby go wymodelować myślą. Chyba nawet nie ma nań odpowiedniego słowa. Ale wg mnie coś jest na rzeczy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
towarzyski.pelikan
Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:01, 01 Cze 2019 Temat postu: |
|
|
Według mnie pod tą naturalną potrzebą rywalizacji kryje się duchowa potrzeba rozwoju. Świadomie koncentrujemy się na zwalczeniu przeciwnika/przeciwności, a podświadomie walczymy z własnymi ograniczeniami - to jest ten pozytywny efekt uboczny potyczek z innymi ludźmi, z samym sobą, ze światem. Np. bokser idzie na ring, żeby położyć rywala na łopatki, ale poza wygraną materialną/sukcesem jest jeszcze inna wygrana - umiejętności nabyte w trakcie różnych walk i przygotowywania się do walk, dyscyplina, poznanie własnych słabych i silnych punktów, pobijanie jakichś indywidualnych rekordów.
Nadrzędnym celem nigdy nie jest sama wygrana - to byłby koniec całej zabawy. Dlatego nie chcemy pojedynkować się z osobami, które są na dużo niższym poziomie np. z dziećmi, tylko szukamy sobie rywala na naszą miarę, takiego, przy którym możemy się właśnie rozwinąć. Znęcanie się nad słabszymi (pomijając przypadki patologiczne) nie przynosi satysfakcji.
W przypadku pojedynków dyskusyjnych poza tym aspektem równości partnerów biorących udział w dyskusji istotna jest też jakaś istotna różnica zdań. Prowadzenie rozmowy z kimś, z kim się w znacznym stopniu zgadzamy, na dłuższą metę zaczyna byc męczące i jałowe, o ile dyskusje traktujemy jako okazję do jakiegoś intelektualnego rozwoju, a nie spijania sobie z dzióbków (bo są również osoby, które mają taką potrzebę - nastawione bardziej na fajną atmosferę niż ścieranie poglądów).
Często spotykam się przy tym z takim zarzutem ze strony osób, które nie lubią rywalizacji, że znacznie lepszą, bardziej cywilizowaną i pożądaną forma rozmowy powinno być dążenie do współpracy, czyli jak mamy osoby o różnych poglądach, to powinny nie tyle się boksować (cios przeciw ciosowi), co starać się wypracować konsensus. Postulują coś a la burzę mózgów. Jeśli chodzi o mnie, to o ile popieram takie podejście w przypadku dyskusji pomiędzy osobami o względnie zbliżonym światopoglądzie albo które zostały wszczęte z zamiarem uzgodnienia czegoś, ponieważ przyświeca im jakiś konkretny cel (np. zespół pracowników musi przedstawić jakąś konkretną wspólną propozycje rozwiązania jakiegoś problemu w firmie), tak mam poważne wątpliwości, czy tego typu metoda dyskutowania sprawdzi sie w przypadku ścierania się poglądów osób o bardzo zróżnicowanych światopoglądach. Z mojego doświadczenia wynika, ze takie rozmowy kończą się zgniłymi kompromisami, z których człowiek wychodzi raczej głupszym niż mądrzejszym, sparaliżowanym wątpliwościami, niezdolnym do opowiedzenia się za czymś konkretnym choćby tymczasowo albo martwymi kompromisami, z kórych nic nie wynika, ponieważ każda ze stron dyskusji obstaje przy swoim zdaniu sprzed wszczęcia rozmowy, a konsensus zostaje zawarty tylko na potrzebę rozmowy jako podsumowanie uwag poszczególnych rozmówców, z którym żaden z rozmówców się całościowo nie utożsamia.
Stąd uważam, że rywalizacja jest bardziej efektywną i owocną formą dyskusji niż czysta współpraca, przy czym dostrzegam w tym toczeniu sporów również aspekt współpracy, który nie jest jednak wyrażony wprost, ale mimowolnie osoby pojedynkujące się ze sobą wspierają się wzajemnie w rozwoju, wzbogacają wzajemnie o nowe umiejętności, punkty widzenia, wiedzę o swoich słabych i mocnych stronach. Do tego dochodzi jeszcze aspekt psychologiczny. Człowiek ma tendencje do wypierania swoich własnych niepożądanych cech, wad, błędów oraz przypisywania ich innym osobom, co świadczy o tym, że człowiekowi trudno jest być całkowicie uczciwym wobec samego siebie, natomiast dużo łatwiej przychodzi mu uczciwie ocenić inne osoby. Łatwiej dostrzec źdźbło w oku brata niż belkę we własnym. W tym wypadku atakowanie innych osób może być świetną okazją do tego, by w drugiej osobie dojrzeć i zwalczyć swoje własne przywary, w tym również jakieś błędy myślowe, podczas gdy unikanie takich potyczek może nas pozbawić tej wiedzy lustra. Można powiedzieć, ze osoba, która boi się bić, obawia się w pewnym sensie odkrycia swoich słabości, a to odkrycie jest warunkiem rozwoju, pokonywania tych słabości.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 20:40, 01 Cze 2019 Temat postu: |
|
|
towarzyski.pelikan napisał: | Często spotykam się przy tym z takim zarzutem ze strony osób, które nie lubią rywalizacji, że znacznie lepszą, bardziej cywilizowaną i pożądaną forma rozmowy powinno być dążenie do współpracy, czyli jak mamy osoby o różnych poglądach, to powinny nie tyle się boksować (cios przeciw ciosowi), co starać się wypracować konsensus. Postulują coś a la burzę mózgów. Jeśli chodzi o mnie, to o ile popieram takie podejście w przypadku dyskusji pomiędzy osobami o względnie zbliżonym światopoglądzie albo które zostały wszczęte z zamiarem uzgodnienia czegoś, ponieważ przyświeca im jakiś konkretny cel (np. zespół pracowników musi przedstawić jakąś konkretną wspólną propozycje rozwiązania jakiegoś problemu w firmie), tak mam poważne wątpliwości, czy tego typu metoda dyskutowania sprawdzi sie w przypadku ścierania się poglądów osób o bardzo zróżnicowanych światopoglądach. Z mojego doświadczenia wynika, ze takie rozmowy kończą się zgniłymi kompromisami, z których człowiek wychodzi raczej głupszym niż mądrzejszym, sparaliżowanym wątpliwościami, niezdolnym do opowiedzenia się za czymś konkretnym choćby tymczasowo albo martwymi kompromisami, z których nic nie wynika, ponieważ każda ze stron dyskusji obstaje przy swoim zdaniu sprzed wszczęcia rozmowy, a konsensus zostaje zawarty tylko na potrzebę rozmowy jako podsumowanie uwag poszczególnych rozmówców, z którym żaden z rozmówców się całościowo nie utożsamia. |
Fajnie to ujęłaś.
Trudno mi się zgodzić z jakąś myślą z całego Twojego posta.
Ale myślę, że warto by coś dodać uzupełniającego. Chodzi mi o rozróżnienie przeciwnik, a wróg.
Jeśliby wziąć ten pozytywny aspekt rywalizacji, to uważam, że od negatywnego dzieli go najczęściej z grubsza to właśnie rozróżnienie. Dobra rywalizacja przypomina sport - niezbędne jest poszanowanie reguł, szacunek dla przeciwnika.
Gdy przeciwnik staje się wrogiem, wtedy reguły przestają mieć znaczenie, a aktywność ogniskuje się na zniszczeniu personalnym drugiej osoby. Co prawda również obecność wrogów jest w jakiś sposób ucząca, ważna dla rozwoju. Ale lepiej jest dla rozwoju swojej osobowości być uznanym za wroga, niż kogoś za wroga uznawać. Odczuwanie wrogości jest jak trucizna, przesłania rozwój człowieka, skupiając jego myśli na odwecie, agresji.
Z kolei dobry przeciwnik w dyskusji to skarb. On zwraca uwagę na te aspekty rozumowania, które przeoczyliśmy, uczy nas pokory, panowania nad chęcią zadekretowania swojego stanowiska, zamiast uzasadnienia go.
Głupi przeciwnik tez trochę bywa użyteczny - uczy cierpliwości, czasem wskazuje na jakieś patologiczne sposoby rozumowania, które można stosować (a które nam może by do głowy nie przyszły, z racji ich niedorzeczności) i których możliwość użycia warto gdzieś sobie zostawić na przyszłość.
Samo zgadzanie się, bez pytań, wątpliwości bywa często jałowe. Jak ktoś się z nami tylko zgadza, to poza jakąś tam satysfakcją, niewiele z tego wynika. Oczywiście, jak ktoś jest zakompleksiały, jak usilnie potrzebuje dowartościowania, to dla niego ta satysfakcja będzie najważniejsza. Ale to jest postawa słabeusza mentalnego. Choć też...
... tez trochę warto jest się nauczyć cenić szczere poparci i życzliwość. To też nie jest takie łatwe, bo nie bardzo wiadomo jak się ze sobą dogadać, aby z jednej strony nie wbijać się głupio w dumę, a z drugiej nie traktować kogoś chwalącego protekcjonalnie, czy tez odwrotnie - nie uznawać jego pochwał za coś co przesądza o akceptacji drugiej osoby. Branie za dobrą monetę głosu pochlebców jest głupotą tak względem przyszłych wyborów, jak i względem własnego rozwoju duchowego.
Ja osobiście uważam, że najlepsza dyskusja łączy elementy zgody i sporu. Zgoda powinna być prosto sygnalizowana - w stylu: tutaj nie mamy spraw do wyjaśnienia, dobrze jest wiedzieć, że się rozumiemy. "Kościom niezgody" warto jest się przyjrzeć, ale czuwając przy tym, aby aspekt uzgadniania dogadywania się, poszukiwania zrozumienia (jak i punktów niezrozumienia) nie został zepsuty przez ambicję przejmującą kontrolę emocjonalną. Oczywiście jakaś tam forma ambicji jest potrzebna. Ale to jest bardzo szczególny rodzaj ambicji, który jest łatwo pomylić z ambicją toksyczną.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 20:41, 01 Cze 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 1:10, 02 Cze 2019 Temat postu: |
|
|
Nie będę ukrywał w związku z tym tematem, że mam pewną hipotezę światopoglądową. Brzmi ona następująco - wszystko co jest dane człowiekowi na tym świecie, powinno posłużyć zrozumieniu tego czegoś, a potem przekształceniu rozumem tegoż człowieka w postać trwałego spełnienia jego uczuć i życia. W chrześcijaństwie w tym kontekście mowa jest o "Królestwie Bożym".
W każdym przypadku człowiek powinien postawić sobie pytanie: dlaczego robię to co robię, czując przy tym, to co czuję?
A potem powinno się pojawić drugie ważne pytanie: czy ja na pewno tego - tak w świadomości mojej natury - CHCĘ?
Jako ostateczny efekt powinna pojawić się konkluzja: chcę mojego życia w świadomości, a dalej zgodności z moją naturą, zatem jeśli nawet użyję tych pierwotnych postaci emocji, to zrobię to już NA MOICH ZASADACH.
Człowiek, który nie zyskał świadomości tego kim jest, jak i tego kim chciałby być, robi wiele rzeczy dlatego, że tak mu nakazują odruchy, biologiczne dziedzictwo, albo też czasem, bo narzuca mu pewne wzorce społeczeństwo. I nie ma się co dziwić, że tak robi, skoro tak naprawdę nie wie, czego chce. A jeśli nawet wydaje mu się, że wie, czego chce, to w istocie chce rzeczy sprzecznych, nieziszczalnych.
W przypadku aktów agresji, które przychodzą same, człowiek ulegający im jest niewolnikiem instynktów. Robi coś NIE DECYDUJĄC, jego świadomość nie obejmuje kontroli. Tutaj "sługa rządzi panem", bo to co stanowi istotę człowieka (świadomość) jest podporządkowane czemuś niższemu - emocjom pierwotnym, podobnych do tych spotykanych u zwierząt. To oznacza, że świadomość tego człowieka jest słaba - nie oderwała się od swojej biologicznej bazy, jest zarządzana. Świadomość - umysł - zrozumienie wtedy konstytuuje swój byt, jeśli jest w stanie przejąć kontrolę nad tym, co w istocie nie jest unikalne, indywidualne (a takie są genetycznie wmontowane nam biologiczne schematy instynktownego reagowania).
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
evaj23
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Gru 2017
Posty: 3139
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 6:43, 07 Cze 2019 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Człowiek, który nie zyskał świadomości tego kim jest, jak i tego kim chciałby być, robi wiele rzeczy dlatego,
bo narzuca mu pewne wzorce społeczeństwo. I nie ma się co dziwić, że tak robi, skoro tak naprawdę nie wie, czego chce. |
Matko boska, Panie Barycki, zdarza się Dyszyńskiemu, na szczęście, tylko niekiedy, aleć zawsze jednak, ulegać i to też dzięki bogu, tylko niektórym, a nie wszystkim, wzorcom społecznym, co tak otumania Dyszyńskiego, że trudno mu dociec, kim tak naprawdę jest i czego tak naprawdę chce. Nie możemy dalej, Panie Barycki, bezczynnie przyglądać się cierpieniu Dyszyńskiego, musimy mu powiedzieć, jak ma dotrzeć do głębi swojego jestestwa niezanieczyszczonego zanieczyszczającymi głębię ducha wzorcami społecznymi. Musimy, Panie Barycki, doradzić Dyszyńskiemu lobotomię, tylko lobotomia oczyści Dyszyńskiego z zanieczyszczających jestestwo Dyszyńskiego, wzorców społecznych. Po lobotomii pozostanie Dyszyńskiemu absolutnie czyste, niczym niezanieczyszczone, jego własne, osobiste ja.
Ostatnio zmieniony przez evaj23 dnia Pią 15:11, 07 Cze 2019, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2712
Przeczytał: 87 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 22:06, 15 Cze 2019 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Od lat zastanawiam się: dlaczego ludzie CHCĄ wciąż walczyć, spierać się, atakować? |
Kolejny bardzo ciekawy tekst z twojej strony. Gdybym nie wiedział, że jesteś fizykiem to myślałbym, że jesteś po psychologii. Ale do rzeczy. Postawiłeś ciekawe pytanie, ale nie potrafię doszukać się odpowiedzi na nie w dalszych twoich rozważaniach. Dochodzisz do wniosku, że są „różne typy ludzi”, że są tacy, co „bez posolenia sobie życia i emocji walką, rzeczywiście by się bardzo nudziła, czułaby się życiowo niespełniona”. To jakaś odpowiedź jest, ale można pociągnąć to dalej i zapytać (chyba zasadnie) dlaczego tacy są, że bez posolenia byłoby im nudno, czuliby się niespełnieni?
Piszesz tak:
Cytat: | Spotkałem się z opinią, że "nieraz trzeba się pokłócić, aby nie było nudno". Ja osobiście nie mam takich potrzeb, nie lubię się kłócić, a nudno mi się robi głównie wtedy, gdy jest właśnie atmosfera zwady i pretensji - wtedy to dopiero o nic nie chodzi, tylko o chaotyczne emocje, więc nie ma nic interesującego w takiej wymianie myśli.
Rozumiem, że inni mogą mieć inaczej - nudne dla nich jest to, co nie ma bardzo wyraźnego zabarwienia emocjonalnego, w szczególności emocji walki, starcia.
Są różne typy ludzi. |
Czy zastanawiałeś się, dlaczego ty nie masz takich potrzeb? Dlaczego nie lubisz się kłócić? Z czego to wynika? Czy nie z twojej natury? Może biologicznie należysz do grupy ludzi spokojnych, a inni są z natury bardziej kłótliwi. Gdybyś miał inny temperament, bagaż biologiczny, a może inaczej ukształtowane obszary w mózgu to uznawałbyś, że lubisz się kłócić, że taka wymiana myśli jest karmą dla twojego mózgu. Są różne typy ludzi – ale skąd się te różnice biorą? Czy nie jest tak, że dążysz do spokoju, opanowania, unikania agresji, wyrozumiałości, bo.. tak jesteś z natury predysponowany? Wiesz o tym, że niskie tętno potrafi zmienić zwykłego człowieka w zabójcę? Podłoże biologiczne jest istotniejsze niż myślimy. Są czynniki nad którymi nie ma chyba kontroli.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 10:08, 16 Cze 2019 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Cytat: | Spotkałem się z opinią, że "nieraz trzeba się pokłócić, aby nie było nudno". Ja osobiście nie mam takich potrzeb, nie lubię się kłócić, a nudno mi się robi głównie wtedy, gdy jest właśnie atmosfera zwady i pretensji - wtedy to dopiero o nic nie chodzi, tylko o chaotyczne emocje, więc nie ma nic interesującego w takiej wymianie myśli.
Rozumiem, że inni mogą mieć inaczej - nudne dla nich jest to, co nie ma bardzo wyraźnego zabarwienia emocjonalnego, w szczególności emocji walki, starcia.
Są różne typy ludzi. |
Czy zastanawiałeś się, dlaczego ty nie masz takich potrzeb? Dlaczego nie lubisz się kłócić? Z czego to wynika? Czy nie z twojej natury? Może biologicznie należysz do grupy ludzi spokojnych, a inni są z natury bardziej kłótliwi. Gdybyś miał inny temperament, bagaż biologiczny, a może inaczej ukształtowane obszary w mózgu to uznawałbyś, że lubisz się kłócić, że taka wymiana myśli jest karmą dla twojego mózgu. Są różne typy ludzi – ale skąd się te różnice biorą? Czy nie jest tak, że dążysz do spokoju, opanowania, unikania agresji, wyrozumiałości, bo.. tak jesteś z natury predysponowany? Wiesz o tym, że niskie tętno potrafi zmienić zwykłego człowieka w zabójcę? Podłoże biologiczne jest istotniejsze niż myślimy. Są czynniki nad którymi nie ma chyba kontroli. |
U mnie dostrzegam dwa elementy tego, że nie lubię się kłócić. Rzeczywiście nie mam ku temu jakiegoś silnego biologicznego "parcia". Czy nie mam go całkiem?
- Tego bym nie powiedział. W dzieciństwie byłem bardziej zaczepny, czasem trochę powodujący zwady. Ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że pakowanie się w awanturki jest takie jałowe, nic z tego nie uzyskuję. Poza tym doszedł aspekt etyczny - zorientowałem się, że mogę kogoś skrzywdzić, a nie chciałem nikogo krzywdzić.
Na koniec dotarło do mnie jak bardzo właśnie tak "biologiczne" są motywy agresji u ludzi, tak bardzo instynktowne, świadczące o po prostu braku świadomości tego, co chcemy, kim jesteśmy. Najbardziej agresywni ludzie, to zwykle tępaki. Oni są jak zwierzątka, które nie mają wyjścia, nie mogą być inne, niż są, bo są tylko własnym zbiorem instynktów, nie zdolnych do refleksji. Wtedy uznałem - taki agresywny, bezmyślny głupek, to nie mogę być ja.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MrSpock
Dołączył: 21 Kwi 2019
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 14:17, 23 Cze 2019 Temat postu: |
|
|
Na początku mały test psychologiczny jaki został przeprowadzony kiedyś. Niestety nie dam rady teraz znaleźć linka do tego badania. Otóż zadano tylko jedno pytanie grupie ludzi. Czy chcesz życ w obecnym świecie czy tez wolałbyś żyć w świecie kilkadziesiąt razy wyżej stojącym pod względem rozwoju, w którym mamy zatrzymanie starzenia dostęp do zaawansowanej technologii, czyli po prostu cudownie, ale w tym lepszym świecie każdy ma jednakowy dostęp do dóbr. Wyniki były zaskakujące. Więcej niż połowa ludzi chciała żyć w obecnym prymitywnym świecie.
Bo tak naprawdę główną radością ludzi jest walka z innymi o pozycje społeczne. Że masz jakiś przedmiot trudno dostępny, i pokazujesz że go masz a inni go nie mają. Taka chora potrzeba pokazania innym że masz więcej niepotrzebnych przedmiotów jest celem życia dla większości ludzi. Oni nie chcą stracić tej satysfakcji nawet za cenę znacznego zwiększenia standardu życia. Stąd właśnie bierze się chciwość. Jak już masz wszystkie przedmioty i nie masz gdzie ich zgromadzić, gromadzisz pieniądze, których nigdy nie wydasz, ale nie wspomożesz biednego który śpi na ławce.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33475
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 11:45, 24 Cze 2019 Temat postu: |
|
|
MrSpock napisał: | Na początku mały test psychologiczny jaki został przeprowadzony kiedyś. Niestety nie dam rady teraz znaleźć linka do tego badania. Otóż zadano tylko jedno pytanie grupie ludzi. Czy chcesz życ w obecnym świecie czy tez wolałbyś żyć w świecie kilkadziesiąt razy wyżej stojącym pod względem rozwoju, w którym mamy zatrzymanie starzenia dostęp do zaawansowanej technologii, czyli po prostu cudownie, ale w tym lepszym świecie każdy ma jednakowy dostęp do dóbr. Wyniki były zaskakujące. Więcej niż połowa ludzi chciała żyć w obecnym prymitywnym świecie.
Bo tak naprawdę główną radością ludzi jest walka z innymi o pozycje społeczne. Że masz jakiś przedmiot trudno dostępny, i pokazujesz że go masz a inni go nie mają. Taka chora potrzeba pokazania innym że masz więcej niepotrzebnych przedmiotów jest celem życia dla większości ludzi. Oni nie chcą stracić tej satysfakcji nawet za cenę znacznego zwiększenia standardu życia. Stąd właśnie bierze się chciwość. Jak już masz wszystkie przedmioty i nie masz gdzie ich zgromadzić, gromadzisz pieniądze, których nigdy nie wydasz, ale nie wspomożesz biednego który śpi na ławce. |
Ciekawe.
Ja z kolei czytałem o badaniach, w których dano ludziom do wyboru, czy chcieliby mieć dom dwa razy lepszy, niz mają, ale jednocześnie inni ludzie mieliby dom 4 razy lepszy, czy tez nic nie zmieniać i większość wolała mieć gorszy dom, byle nie czuć się tymi gorszymi wobec innych. A tu ciekawe mamy, że nawet osiągnięcie równości z innymi jest mało atrakcyjne.
Ale chce w tym kontekście postawić znacznie trudniejsze (do zaakceptowania przez większość ludzi) pytanie: czy rozliczyliśmy się wewnętrznie z tego, co naprawdę chcemy?
Bo obawiam się, że wielu ludzi chce i nie chce jednocześnie tego samego, przeżywając jednocześnie stres i frustracje z tego powodu, że mają niezrealizowane coś, co lepiej aby w ogóle zrealizowane nie było.
Jest wręcz pewien problem z atrakcyjnością, opisywanego w religiach, raju, pomyślanego w sposób najczęściej spotykany. Raj miałby być społecznością ludzi, którzy nie mają żadnych wyzwań, wszyscy zgodnie sobie prowadziliby gnuśne życie, w którym nie będzie żadnych zagrożeń, zaś głównym zadaniem będzie śpiewania pobożnych hymnów na część Boga. Taka wizja dla wielu ludzi jest wręcz nieatrakcyjna, często woleliby "choć trochę piekiełka" - czyli wyzwań, areny starcia, nawet pokłócenia się, pozłoszczenia. Dopiero takie posolenie życia emocjami (choćby tymi "złymi") buduje atrakcyjność wizji raju.
Ja osobiście uważam, że wizja raju gnuśnych, ale bezpiecznych społeczeństw jest zwyczajnie fałszywa. Uważam, że w raju (tym prawdziwym) jak najbardziej będą wyzwania, będą tez akceptowane różne postaci rywalizacji. Ale...
Ale jest jeden element, który będzie wyraźnie różny w stosunku do tego, co znamy z życia ziemskiego - miłość i poszanowanie innych będą zawsze na szczycie. Dość dobrze modeluje to sport fair play. Ludzie dojrzali emocjonalnie są w stanie rywalizować będąc jednocześnie przyjaciółmi. Tylko ludzie słabi mentalnie, rządzeni nieuświadomionymi emocjami, tracą kontrolę nad pragnieniem rywalizacji, a potem zaczynają czynić krzywdę swoim bliźnim.
Poza tym stan trwałego szczęścia wymaga też pewnej dyscypliny emocjonalnej - w szczególności zapanowania nad poczuciem bycia gorszym w czymś. Dla niektórych to, że się jest gorszym stanowi sam w sobie stres, Opanowanie mentalne zazdrości jest jednak możliwe. Ja np. uważam, że sam w sobie w większości je opanowałem tzn. często cieszę się, że inni ludzie są bogatsi ode mnie, sprawniejsi itp. Cieszę się, a z drugiej strony wiem, że sam mam tez jakieś mocne strony, dzięki czemu mogę stawać się użyteczny i atrakcyjny dla innych. Nie muszę być najlepszy we wszystkim, ani nawet w większości życiowych konkurencji. Nieraz z po prostu z radością patrzę na ludzi, którzy wyraźnie nade mną górują w czymś tam - cieszę się, że mogą mieć satysfakcję z tej swojej wartości. Choć...
...oczekuję też życzliwego uznania moich przewag, tam gdzie one realnie występują!
To jest taka podwójna radość - cieszy mnie zarówno to, że jestem lepszy (w czymś), jak i to że jestem gorszy ( w czymś innym), bo to ostatnie daje mi szansę na obserwowanie spełnionych ludzi.
Żałosne jest jednak, gdy ktoś próbuje osiągać swoją pozorną lepszość, gdy oszukuje w rywalizacji, albo stawia ten aspekt bycia lepszym w czymś tam zbyt wysoko, jakby miał on moc niszczenia wartości osoby jako takiej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MrSpock
Dołączył: 21 Kwi 2019
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 17:56, 01 Lip 2019 Temat postu: |
|
|
Z tym rajem bardzo dużo informacji jest zupełnie nieprawdziwych. Jak będziemy teoretyzować to żadnych wniosków nie wyciągniemy. Konieczne jest uzyskanie informacji z jakiegoś źródła. Przez kilka lat śledziłem czanelingi Barbary Marciniak, Carla Rueckert, Laura Knight-Jadczyk (ona dostała najdokładniejsze informacje) i kontaktowców takich jak Alex Collier. Pomogły tez badania dokonywane przez Calogero Grifasi. Ograniczę się do streszczenia wiedzy jaką zbierałem przez kilka lat. Prawdopodobieństwo prawdziwości informacji zawartych w przekazach oceniam na 60%. Czasem następują błędy w przekazie z różnych powodów.
Podobno, zgodnie z ideą panteizmu, wszechświat został znacznie przekształcony przez tak zwane "zjednoczone formy myślowe" nazywane Paa Tal. Nie była to więc jedna istota jak mówią religie, nie był to nawet byt, tylko miliardy form myślowych bardziej przypominających w działaniu komputer z ograniczoną świadomością. Przekaz głosi, żeby nie tworzyć żadnych form kultu który ma za zadanie oddawać cześć wyżej rozwiniętym istotom. Taki kult nie ma sensu i jest bardzo szkodliwy (inkwizycja itp.). Wszechświat ma siedem poziomów rozwoju duszy (poziomy pionowe) i niezliczona ilość światów równoległych (poziomy poziome). Wszystkie poziomy do szóstego rozdzielają się na pozytywne i negatywne. Jesteśmy na trzecim poziomie negatywnym. Z końcem Cyklu Majów (ma być za kilka lat, został źle obliczony przez Majów na 2012) nastąpi "odsianie ziarna od plew" i część dusz, które są wystarczająco rozwinięte, przejdzie na czwarty poziom. A teraz na temat ukrywanej historii ludzkości o której nikt wam nie opowie. Około 300 000 lat temu. Ludzkość zamieszkiwała świat pozytywny. Za namową negatywnej cywilizacji Reptilian z czwartego poziomu negatywnego, ludzkość zdecydowała się przejść do świata negatywnego na Ziemi. Głównym powodem podjęcia tej decyzji była chęć odbywania stosunków płciowych, czego ludzkość nie znała wcześniej. Od tych stosunków płciowych ludzkość uzależniła się błyskawicznie, bardziej niż od heroiny. Niestety, porozumienie wymagało tego, żeby być na Ziemi co najmniej 300 000 lat. Decyzji nie można było cofnąć. Reptilianie mają w tym interes ponieważ pobierają z ludzi negatywna energię psychiczną, którą się żywią. Wydziela się ona z ludzi w czasie seksu, wojen, różnych krzywd doznawanych (inkwizycja). Na czwartym poziomie są inne prawa fizyki i życie jest dużo łatwiejsze. Można podróżować do światów równoległych. Odnośnie reinkarnacji, na większości planet pamiętasz swojej poprzednie życie. U nas ta pamięć jest kasowana ludziom przez Reptilian, bo z tego powodu my się w ogóle nie rozwijamy, popełniamy te same błędy. Gdybyśmy pamiętali swojej poprzednie życie, prawie nikt nie zdecydowałby się ponownie inkarnować na tej więziennej planecie.
Natomiast na twoje pierwotne pytanie odpowiem. Na bardzo wysokim szóstym poziomie cywilizacja pozytywna głownie zajmuje się uczeniem istot na niższych poziomach przez czanelingi.
Niejasne jest natomiast to, że jak ten proces się przesuwa. Wydaje się że po osiągnięciu siódmego poziomu następuje powrót na poziom najniższy. Ponieważ my jednocześnie (jakby nasze kopie) istniejemy na wszystkich poziomach więc w tym samym czasie my z poziomu szóstego przesuwamy się na siódmy.
Jeszcze raz podkreślam to, co niestety jest rozpowszechnione. Ci którzy głoszą takie rzeczy, zazwyczaj roszczą sobie błędnie uprawnienia do tego żeby być traktowani jako lepsi od innych, czasem nawet chcą żeby ich czcić. Zdarza się często że przekazy podają celowo zniekształcone, ale nie informują o tym, że je zniekształcili.
Od października zaczynam studia na kierunku filozofii a poza tym interesuję się tworzeniem programów komputerowych.
Ostatnio zmieniony przez MrSpock dnia Pon 18:32, 01 Lip 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MrSpock
Dołączył: 21 Kwi 2019
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 9:02, 02 Lip 2019 Temat postu: |
|
|
Trzeba jeszcze dodać że zmiana ze środowiska pozytywnego na negatywne na Ziemi skutkowała ograniczeniem wolnej woli. Odbywa się to poprzez takie ukształtowanie mózgu, żeby generować myśli natrętne nakierowujące na dane działanie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|