Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Poezja zaangażowana ideowo
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SEKS




Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:22, 12 Lut 2014    Temat postu:

Problem jest z warunkami fizycznymi
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SEKS




Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:59, 12 Lut 2014    Temat postu:

Problemem są jednak warunki fizyczne.

A kto znajduje sens w tym strumieniu świadomości:
[link widoczny dla zalogowanych]*2c+artyku*c5*82y/Irigaray+Luce/luce+irigaray+kiedy+nasze+wargi+rozmawiaj*c4*85+z+sob*c4*85,1224234778.pdf

??
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33545
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:47, 13 Lut 2014    Temat postu:

SEKS napisał:
Problemem są jednak warunki fizyczne.

Na pewno.
Mamy też jednak problem z sama definicją dyskryminacji. Co jest, a co nie jest dyskryminacją?
Podam przykład. Wyobraźmy sobie, że pracodawca chce mieć atrakcyjną recepcjonistkę. Ma w tym swój powód, bo uważa, że ladna kobieta witająca klientów, gości jego firmy przyniesie korzyść dla jego działalności. W związku z tym ów pracodawca ewidentnie odrzuca zarówno kobiety mniej atrakcyjne wizualne, jak i mężczyzn, bo w jego mniemaniu mężczyzna tu się nie sprawdzi. Czy on DYSKRYMINUJE kandydatów do pracy?...
Moim zdaniem odpowiedź nie jest tu prosta. Bo to nastawienie wynika z pewnego konkretnego planu biznesowego. Nie jest wynikiem jakichś uprzedzeń, poglądów religijnych, rasowych, płciowych. Pod tym względem nasz pracodawca jest w porządku - w tym sensie, ze na wszystkich pozostałych stanowiskach w swojej firmie naprawdę jednakowo traktuje pracowników. Ale w tym jednym przypadku ma powód do róznicowania swoich oczekiwań dotyczących urody i płci.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 18:50, 13 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SEKS




Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:55, 15 Lut 2014    Temat postu:

Umacnia ten przykład samczą dominację. Ergo dyskryminacja
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SEKS




Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 0:06, 21 Lut 2014    Temat postu:

Kazała mężowi recytować Pismo Święte. Potem zabiła tłuczkiem do mięsa:

[link widoczny dla zalogowanych]

Przyczynek do refleksji na temat walki z przemocą w rodzinie. że jednokierunkowa ta walka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33545
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:16, 07 Maj 2014    Temat postu:

A tak na marginesie, to wg mnie w istocie całe to gender NIE służy w istocie żadnemu wyrównywaniu szans płci. Służyłoby, gdyby jakoś starało się uwzględnić predyspozycje różnych osób do różnych zawodów, zadań społecznych itp. Potem można byłoby, już na bazie rzetelnej wiedzy, skonstruować jakiś model działania, w którym elementy słabsze byłyby wspierane, a silne strony - być może - podkreślane jako atut.
W aktualnej - ślepo ideologicznej - postaci możemy podejście genderowców porównać do wmawiania każdemu facetowi, że jest równy każdemu innemu i że z pewnością uda mu się sprać na kwaśne jabłko mistrza MMA (KSW), posiadacza czarnego pasa w judo, czy też boksera - medalistę olimpijskiego. Jeśli ktoś by w to uwierzył, a potem wyzwał do walki ww. osoby, to zapewne skutki byłyby opłakane. Nie ma równości ludzi na starcie - nie tylko przy podziale na płcie, ale ogólnie - nie rodzimy się wszyscy tego samego wzrostu, wagi, wytrzymałości, inteligencji, odporności psychicznej itp. Wmawianie sobie, że wszystko jest kwestią kultury i wychowania, to nic innego tylko wciskanie gigantycznego kitu.
Ważniejsze w tym wszystkim jest jednak co innego - podejście do różnic, jakie dzielą ludzi, nie tylko kobiety i mężczyzn. Przy poprawnym, dojrzałym podejściu różnice w predyspozycjach nie są żadnym wstydem! Nie jestem dobrym sprinterem i to wiem, nie potrzebuję "wsparcia" osób, które będą mi udowadniały, że jestem tak samo szybki, jak sportowcy. Wiem, że mam swoje dobre i gorsze strony i CHCĘ JE POZNAĆ! Nie chcę, aby ktoś przychodził i wciskał mi ciemnotę, jak to jestem poszkodowany, że biegam nie za szybko, ale on - mój "przyjaciel i zbawca" - uważa, że jednak między mną i sprinterem nie ma żadnej różnicy. Nie potrzebuję naciągania rzeczywistości do (kompletnie niezgodnej z badaniami) dziwacznej koncepcji, że większość różnic, słabości ludzi pochodzi z kultury i wychowania. I że teraz - w imię sprawiedliwości i równości - ten błąd zostanie naprawiony w ten sposób, ze np. wszyscy ludzie zostaną ogłoszeni tak samo szybko biegającymi, a w szkołach zabronią mówić o różnicach w tym zakresie. Bo to tylko kultura sprawia, że jedni biegają szybciej, a inni wolniej.
Dojrzałość człowieka nie polega na udawaniu, że wszyscy jesteśmy identyczni, ale na poznawaniu różnic - takimi jakie one są - AKCEPTOWANIU tych różnic, a nawet WYKORZYSTYWANIU. Bo choć wiem, że niezbyt szybko biegam, to jednocześnie wiem, że nieźle gram w szachy. Nie czuję się więc "ogólnie gorszy". Nie mam kompleksów z powodu posiadania większości słabości i mam nadzieję, że tych kompleksów nie muszą mieć ani kobiety, ani mężczyźni. Różnice w predyspozycjach nie muszą być od razu wartościowane, uznawane za powód do dumy, albo ujmę. W dojrzałym, mądrym społeczeństwie ludzie potrafią zaakceptować różnice między sobą - więcej, bo nie tylko zaakceptować, ale docenić, uznać za atut. Dzięki temu, że ktoś jest bardziej wielozadaniowy, a ktoś inny się potrafi skupić na wybranym zakresie pracy, mamy możliwość lepszego wykorzystania ludzi - jedni będą znacznie bardziej użyteczni w zawodach jednego typu, inni drugiego.
Ta prosta prawda jakoś najwyraźniej nie dociera do głów zwolenników gender, którym jakoś nie zaświta, że "kobiecość" nie jest niczym gorszym i nie trzeba ją upiornie reklamować jako "nie gorszą męskość". I myślę tu o owej kobiecości w tradycyjnym (po genderowemu "kulturowym" sensie). Można kochać, szanować i doceniać kobiety za bycie kobietami innymi niż mężczyźni, a mężczyzna za to, że są mężczyznami działającymi średnio (!) w sposób odmienny od kobiet.
A to, że zarówno wśród kobiet będą typy (po genderowemu "kulturowo") męskie, a wśród mężczyzn typy kobiece, też nie powinno stanowić problemu - szczególnie w dostępności do zawodów (z bardzo nielicznymi, wynikającymi ze wskazań medycznych, wyjątkami).

Podsumowując:
Jak wyglądałaby wg mnie polityka "mądrego gender"? - Czyli polityka przeciwstawiająca się dyskryminacji ludzi...
Właściwie to chyba dość dokładnie odwrotnie, niż robi to aktualny gender - bo chodziłoby nie o tuszowanie różnic, rozmydlanie ich i udawanie, że każdy może stać się innym, niż biologia mu przypisała (bo wystarczy chłopca ubrać jak dziewczynkę, aby już pałał chęcią do zabawy lalkami i zawodów tradycyjnie kobiecych...), ale podejściu wychowawcze w stylu: Twoje uczucia dotyczące płci, zawodów, ról społecznych są ważne i cenne, ale jednocześnie (!) tak samo ważne i cenne (!) są podobne uczucia u innych osób. Czyli nie ma gorszych zawodów (bo kobiecych, albo bo męskich), nie ma gorszych ról społecznych (choć uważajmy, czy czasem nie jest tak, że jedna osoba haruje za dwoje, a druga w tym samym gospodarstwie domowym się obija, co byłoby niesprawiedliwością), nie ma potrzeby aspirowania kobiet do ról tradycyjnie męskich (ani odwrotnie). Jeśli jednak jakaś kobieta dobrze się czuje w roli bardziej męskiej, to w zdecydowanej większości przypadków nie powinno być problemu z uprawianiem odpowiedniego zawodu, rolą w rodzinie itp.
Czyli lekiem na dyskryminację jest nie gender, a wzajemny szacunek dla ról, zawodów, czy innych atrybutów płci. Bo zły zawód, to nie ten, który jest bardziej kobiecy, czy bardziej męski, ale taki, który nie daje korzyści społeczeństwu.
W moich oczach sto razy więcej warta jest osoba zatrudniona w relatywnie prostym, nie jakoś szczególnie prestiżowym zawodzie (ochroniarz, pielęgniarka, robotnik, sprzątaczka), niż bankier, który się wzbogacił na oszukiwaniu swoich klientów i innych partnerów w biznesie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 11:48, 20 Maj 2014, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
malaavi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 06 Sie 2011
Posty: 930
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 10:48, 14 Sie 2014    Temat postu:

Szowiniści i zwolennicy gwałtów, Dyszyński, o gender wiedzą na tyle niewiele, że powinni się douczyć, zanim zaczną pisać.

Predyspozycje różnych osób to cecha indywidualna. Zawód nie jest męski lub kobiecy przez to, że statystycznie mężczyzna ma lepsze predyspozycje lub kobieta je ma. Niezależnie od statystyki, jeśli konkretna kobieta nadaje się lepiej od konkretnego mężczyzny, to szowiniści tego nie uznają, a genderowcy, że sobie pozwolę takiego słowa użyć, uznają. Więc jeśli ktoś nie uwzględnia predyspozycji różnych osób, to ty. Zwłaszcza swojego braku predyspozycji nie byłeś w stanie ocenić, jak dotąd, w tej rzeczywistości.

Jeśli chodzi o "wmawianie równości", to nie jest to kwestia genderowa.

Przeciwnie. Uogólnienia typu "każdy facet" są charakterystyczne dla ciebie i twojej parafii. Dla przykładu wierzycie tam, że "każdy facet od każdej kobiety" i już potem dodajecie co chcecie, że się mniej nadaje do czegoś, więcej do czegoś.
Natomiast gender to dyscyplina naukowa, która bada właśnie takie teorie na temat płci, rozkłada je i naukowo analizuje, stąd i tylko stąd sprzeciw środowisk szowinistyczno-nacjonalistyczno-katolickich.

W gender nie ma udawania, że wszyscy jesteśmy identyczni.
Omawiając gender nie zbliżasz się nawet do pisania, czym jest naprawdę. Kłamiesz w każdym zdaniu swojej wypowiedzi, co wskazuje na znaczne zamotanie ideologiczne. Prawdopodobnie nie jesteś w stanie swojego szowinizmu i ksenofobii uzasadniać bez kłamstw, stąd stosowanie na każdym kroku argumentów nie tylko naciąganych, ale sprzecznych z wiedzą, zdrowym rozsądkiem, logiką i uczciwością tak bardzo, jak tylko się da.

Dyscyplina gender nie formułuje postulatu, że kobiecość to nie gorsza męskość. To kolejne kłamstwo, w szczególności polegające na odwróceniu kota ogonem. :) Otóż wyróżnienie stereotypowej męskości i stereotypowej kobiecości jest dziełem twojej parafii, czyli osób ograniczonych intelektualnie. Gender to dyscyplina socjologiczna, bada nie tyle płeć w jakimś ujęciu transcendentalnym an sich, ale właśnie przeróżne schematy, tendencje, presupozycje, stereotypy, zabobony i co tam jeszcze reprezentujesz ty i twoi ziomkowie, odnośnie płci.
Gender jest zatem analizą bełkotu, jaki z powodów religijnych, politycznych i czystej chęci dominacji środowiska katolickie (w naszym rejonie) wytworzyły w ciągu wieków. Jako że analiza bełkotu uwidacznia, jak bardzo bełkot jest bełkotem, jak bardzo ustalenia ducha świętego są umowne i nieracjonalne, gender budzi ogromny sprzeciw środowisk, które byśmy nazwali konserwatywnymi, gdyby były bardziej cywilizowane.

Polityka gender jest tym, co nazywasz nieistniejącą polityką mądrego gender. Nie jest natomiast tym, co sobie wyobraziliście w czasie kazania w kościółku, bowiem tam się kłamie. Jest kwestią zwyczajnej manipulacji (bardzo podłej z uwagi na skalę) nieustanne przedstawianie gender w formie ideologii (gdy jest ideologią przede wszystkim stanowisko anty-gender, bo gender jest dyscypliną naukową), przypisywanie gender jakiegoś wymuszania identyczności (gdy jednocześnie krytykuje się w gender akceptację inności, którą katoskurwielstwo dyszyńskie uznaje za zboczenia i patologie)(ponadto wymaganie ujednolicania, akurat ujednolicania kobiet strojem, mężczyzn strojem, jest działaniem boga katolików i samych katolików, także mówimy o ujednolicaniu ról społecznych, ujednolicaniu modeli na życie).

Nie mam wątpliwości, Dyszyński, że żona twoja haruje, gdy ty udajesz pracę.

Wzajemny szacunek dla ról, dla inności, dla modeli życia, to wszystko jest od dawna wykluczane przez katolicyzm, nieobecne w katolicyzmie. Mówi się w katolicyzmie o miłości bliźniego, a potem idzie się tego bliźniego okraść lub pobić. Analogicznie zresztą jak mówisz o uczciwości, by zaraz kłamać. Jest zatem pewna katolicka narracja, która polega na zapewnieniu katolików o ich moralności, wyższości, szacunku, miłości, a obok tego jest działanie, które właśnie wyższością się usprawiedliwia.
Przykładem jest nazwanie (przez ciebie też katoskurwielu dyszyński, nic dziwnego że się ciebie dzieci wstydzą) osób dyskryminowanych terrorystami, ich działalności propagandą. W tej retoryce za normę uznaje się, że osoby dyskryminowane POWINNY mieć mniejsze prawa, natomiast niewłaściwe jest, że walczą o prawa równe. I tak można obsrać cały kraj krzyżami i symbolami jednej religii, ale już nie może stać nigdzie symboliczna tęcza, bo od razu chcesz ją spalić. Normą jest dla ciebie dominacja twojej religii i twojego światopoglądu, a odstaje od normy, wyraźnie w kierunku przestępstwa, czyjaś próba uzyskania praw równych twoim.
Wypowiedzi stwierdzające, że tęcza obraża uczucia religijne, jest atakiem na czyjeś poglądy, są śmieszne, gdy każda dzielnica ma przydrożne krzyże, kapliczki, gdy symbole jednej religii, religii szowinistów dręczących innych od wieków, obecne są w urzędach, szkołach, wszędzie.

Skądinąd słuchałem niedawno przemówienia Wielgusa, mówił o świętych niosących dobro, miłość, szacunek, Chrystusa, a potem wymieniał imiona tych, którzy palili książki, ludzi, którzy się przyczynili nawet do zniszczenia całych kultur w imię jednorodności, w imię Jezusa Chrystusa, w imię miłości, nie mówiąc o tym, że wszędzie, gdziekolwiek szli, dyskryminowali innowierców, szerzyli nienawiść i powodowali konflikty.

Gender nie jest ideologią, która ma być lekiem. Gender jest dyscypliną naukową, która bada i ujawnia brak szacunku i niesprawiedliwość. Która formułuje wnioski krytyczne pod adresem tych, którzy od wieków używali różnicy płci w celu dyskryminowania płci odmiennej. I którzy chcą zaprzeczyć badaniom naukowym, by móc nadal dyskryminować.

Jeśli proponujesz szacunek niezależny od gender - zacznij szanować. Póki co reprezentujesz w internecie poglądy homofoniczne, seksistowskie, szowinistyczne i ksenofobiczne, co jest poczwórnym zaprzeczeniem szacunku. Niezależnie od tego, jak dużo byś o tym szacunku mówił.

Przedstawiasz, kłamiąc, gender w formie ideologii proponującej rozwiązania oczywiście nieracjonalne, tylko zauważ, że to nie gender wierzy w gwałt boga na dziewicy. Nie gender wierzy w świętość siusiaków. To twoja zacofana, niemożliwie głupia, prymitywna i zakłamana religia jest ideologią, którą należy zwalczać. Stąd i tylko stąd twój sprzeciw przeciwko gender.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 2:20, 15 Sie 2014    Temat postu:

malaavi, przemyj swój mozg w wodzie królewskiej, bo zarósł ci bagnem intelektualnym. :mrgreen:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33545
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:00, 04 Lut 2015    Temat postu:

A tak jeszcze temacie jeden link: [link widoczny dla zalogowanych]

Pokrótce wyjaśnię, że jest to artykuł, w którym autorzy opisują, że dzieci z płcią psychologiczną inną niż biologiczna, zachowują się mają upodobania nieodróżnialne od dzieci nie mających rozdźwięku między płciami. Przy czym tendencja jest na korzyść płci psychologicznej, czyli dziecko z siusiakiem uważające się za dziewczynkę, faktycznie reaguje jak dziewczynka. Nawet na poziomie podświadomym. Zrobiono jakąś serię badań w tym zakresie.
Od razu chcę się zastrzec, że dla mnie cały ten lewacko feministyczny "wynalazek" płci psychologicznej odrębnej od biologicznej, a także cała ta afera transeksualna i poparcie dla konieczności zmiany płci, bo komuś się jakoś tak uwidziało, że nie to ma między nogami, co "czuje", wydaje się dość podejrzana. Choć ostatecznie nie mówię nie. Nie sprawdziłem, może faktycznie jakoś to funkcjonuje czasem dziwnie, że np. osoby z chromosomami XY zaczynają przejawiać cechy psychologiczne dziewczynek. Chciałbym tylko, aby zbyt pochopnie zbyt szybko, nie wierzyć takim transgenderycznym deklaracjom. Tak więc nawet trochę "łykam" ten transeksualizm jako pewną rzeczywistość (w końcu psychika ludzka naprawdę potrafi płatać niezłe figle).
Ale "trąca mnie" nieco inna kwestia - tzn. samo podniesienie takiego aspektu, jak ISTNIENIE PŁCI PSYCHOLOGICZNEJ!
Bo z kolei inna lewacka ideologia - genderyzm - uparcie zaprzecza, że dziewczynki i chłopcy różnią się jakoś istotnie psychologicznie, że to jest tylko efekty "kulturowy". Jeśliby tak było, że to tylko kultura sprawia, że chcemy się płciowo ubierać, zachowywać, reagować, to przecież żaden problem takiemu rozchwianemu pod wzgledem tożsamości płci dziecku, po prostu zaaplikować nieco inną kulturę otoczenia. A wtedy na pewno się zmieni w to, co byśmy chcieli...
No więc jak jest?
Albo płciowe zachowania, preferencje, upodobania ludzi są niemal wyłącznie ukształtowane kulturowo, a wtedy po prostu kulturą da się zmienić przypisanie do płci (i wtedy jakoś trudno jest w ogóle mówić o konieczności zmiany płci, skoro to jest tylko narzucone, a nie od środka sterowane), albo jednak...
może płciowe zachowania są jakoś głębiej wpisane w ciało i osobowość człowieka. Ale wtedy z kolei to całe genderowe przekonywanie jak to tylko kultura nas kształtuje (i zniewala) okazuje się bzdurą.
To jak w końcu nasza lewicowo postępowa brać tu zadecyduje?...
Gender, czy realnie istniejące wewnętrzne powody dla transseksualistów?

A może nasza światła lewicowa inteligencja tu nie zadecyduje, bo właściwie komu miałaby przeszkadzać tak "głupotka" jak ewidentna sprzeczność w rozumowaniu. W końcu nie musi jej przeszkadzać - czyli racja jest jednocześnie w obu, wzajemnie sprzecznych logicznie opcjach... :think: :rotfl: :rotfl: :rotfl:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 23:15, 04 Lut 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 9:40, 05 Lut 2015    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Od razu chcę się zastrzec, że dla mnie cały ten lewacko feministyczny "wynalazek" płci psychologicznej...


Rozumiem, że bez labelowania wszystkiego jak leci w kategoriach 'lewackie', 'feministyczne', 'prawackie" nie da się już o takich sprawach dyskutować...

Najgorsze jest to, że Pan jest dumny z siebie, że odkrył sprzeczność, ponieważ wmówił sobie, że koncept "płci psychologicznej"/"płci mózgu" jest lewacki czy feministyczny.

Podczas gdy każdy, kto jest po lekturze 'kultowej' wręcz w tym zakresie "Płeć mózgu" (Anne Moir, David Jessel), musi zdawać sobie sprawę, że cały koncept potwierdza to, co twierdzą tradycjonaliści. Z jedną różnicą - badacze zdają sobie sprawę z wyjątkowych sytuacji, kiedy biologiczny chłopczyk naprawdę ma mózg dziewczynki, a przeciętni tradycjonaliści nawet to odrzucają. Dla nich tylko i wyłącznie narządy rodne determinują tożsamość człowieka.

Michał Dyszyński napisał:

Choć ostatecznie nie mówię nie. Nie sprawdziłem, może faktycznie jakoś to funkcjonuje czasem dziwnie, że np. osoby z chromosomami XY zaczynają przejawiać cechy psychologiczne dziewczynek. Chciałbym tylko, aby zbyt pochopnie zbyt szybko, nie wierzyć takim transgenderycznym deklaracjom.


Uhm. Przy okazji innej rozmowy ze mną użył Pan filmiku, w którym uwierzył Pan bez reszty naukowcom deklarującym ścisłe różnice między płciami, a już naukowcom, którzy uzasadniają wybory "transowców" wierzy Pan z ograniczonym zaufaniem.

Pański brak obiektywizmu aż razi.

Michał Dyszyński napisał:

Bo z kolei inna lewacka ideologia - genderyzm - uparcie zaprzecza, że dziewczynki i chłopcy różnią się jakoś istotnie psychologicznie, że to jest tylko efekty "kulturowy". Jeśliby tak było, że to tylko kultura sprawia, że chcemy się płciowo ubierać, zachowywać, reagować, to przecież żaden problem takiemu rozchwianemu pod wzgledem tożsamości płci dziecku, po prostu zaaplikować nieco inną kulturę otoczenia. A wtedy na pewno się zmieni w to, co byśmy chcieli...


Czym innym jest posiadanie cech stereotypowo przypisanych płci przeciwnej, a czym innym wewnętrzne przekonanie, że się jest biologicznym mężczyzną, mimo że się jest biologicznie kobietą.

Niech mi Pan wierzy, że jakaś kobieta nie zechce zmieniać sobie płci tylko dlatego, że lubi matematykę, a wedle tradycyjnego przepisu na kobiecość powinna kochać pielęgniarstwo. Tu chodzi o coś dużo głębszego.


Michał Dyszyński napisał:

No więc jak jest?
Albo płciowe zachowania, preferencje, upodobania ludzi są niemal wyłącznie ukształtowane kulturowo, a wtedy po prostu kulturą da się zmienić przypisanie do płci (i wtedy jakoś trudno jest w ogóle mówić o konieczności zmiany płci, skoro to jest tylko narzucone, a nie od środka sterowane), albo jednak...
może płciowe zachowania są jakoś głębiej wpisane w ciało i osobowość człowieka. Ale wtedy z kolei to całe genderowe przekonywanie jak to tylko kultura nas kształtuje (i zniewala) okazuje się bzdurą.


A jednak wbrew oczekiwaniom fan(atyk)ów prostych odpowiedzi racja leży po środku. Trochę racji mają zwolennicy "płci mózgu", trochę racji mają genderyści.

Cieszę się, że obie frakcje dostrzegają realny problem osób, które czują się przedstawicielami odmiennej płci.

Michał Dyszyński napisał:

To jak w końcu nasza lewicowo postępowa brać tu zadecyduje?...
Gender, czy realnie istniejące wewnętrzne powody dla transseksualistów?


Ja ze swojej strony proponuję Panu się trochę dokształcić. Bo póki co żongluje Pan pojęciami, których Pan nie rozumie. Zdaje się, że Pan nawet nie widzi różnicy między transgenderyzmem a transseksualizmem. Więc o czym tu dłużej dyskutować...


Ostatnio zmieniony przez istota dnia Czw 9:41, 05 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33545
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 10:46, 05 Lut 2015    Temat postu:

istota napisał:
Michał Dyszyński napisał:

No więc jak jest?
Albo płciowe zachowania, preferencje, upodobania ludzi są niemal wyłącznie ukształtowane kulturowo, a wtedy po prostu kulturą da się zmienić przypisanie do płci (i wtedy jakoś trudno jest w ogóle mówić o konieczności zmiany płci, skoro to jest tylko narzucone, a nie od środka sterowane), albo jednak...
może płciowe zachowania są jakoś głębiej wpisane w ciało i osobowość człowieka. Ale wtedy z kolei to całe genderowe przekonywanie jak to tylko kultura nas kształtuje (i zniewala) okazuje się bzdurą.


A jednak wbrew oczekiwaniom fan(atyk)ów prostych odpowiedzi racja leży po środku. Trochę racji mają zwolennicy "płci mózgu", trochę racji mają genderyści.

Cieszę się, że obie frakcje dostrzegają realny problem osób, które czują się przedstawicielami odmiennej płci.

Michał Dyszyński napisał:

To jak w końcu nasza lewicowo postępowa brać tu zadecyduje?...
Gender, czy realnie istniejące wewnętrzne powody dla transseksualistów?


Ja ze swojej strony proponuję Panu się trochę dokształcić. Bo póki co żongluje Pan pojęciami, których Pan nie rozumie. Zdaje się, że Pan nawet nie widzi różnicy między transgenderyzmem a transseksualizmem. Więc o czym tu dłużej dyskutować...

Hehe. Fajnie, że jestem niedokształcony w tych terminach. To pozwala od razu odrzucić wszystko co pisze w kwestii logicznej. Faktycznie, trochę wrzucam transseksualizm i transgenderyzm do jednego worka, bo choć różnice między tymi można wynaleźć, to jednak ich zakres pojęciowy jest bardzo bliski.
Powiem szczerze - mało mnie interesują niuanse, czy ktoś tylko pragnie być postrzegany jako inna płeć, czy tez aż chce sobie zrobić operację narządów płciowych. Piszę o aspekcie ujawniającym się na etapie wcześniejszym - płci psychologicznej. I interesuje mnie aspekt LOGICZNY. Konkretnie zasada niesprzeczności - albo pojęcie płci psychologicznej ma potwierdzenie w rzeczywistości (w badaniach naukowych), albo nie ma. Prosta piłka.
Oczywiście można jeszcze napisać w poście do mnie jako "argument", że jestem taki, czy owaki, może wredny, może brzydki. Moze mam jeszcze parę innych wad. I moze nawet będzie to prawda. I może nawet przyznam tu rację, bo nie uważam się za doskonałego. Ale ja o tej logice...
Albo płeć psychologiczna jest, albo jej nie ma...
Czy może być i nie być jednocześnie?...
Czy może być pośrodku, że płeć psychologiczna jest (jeśli chcą ją użyć jako argumentu piewcy zmian płci), a nie ma jej, gdy robi się niewygodna (czyli gdy wypowiada się gender, który wszystko wywodzi wyłącznie od kultury)?
Dla niektórych to może tak być. Niektórzy zasadę logiczną niesprzeczności traktują na zasadzie politycznej - tam gdzie jest wygodna, tam jest, gdzie jest niewygodna, jej nie ma.
No to tu się (ja z tymi osobami) nie zgadzamy. :nie:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 12:39, 05 Lut 2015    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Faktycznie, trochę wrzucam transseksualizm i transgenderyzm do jednego worka, bo choć różnice między tymi można wynaleźć, to jednak ich zakres pojęciowy jest bardzo bliski.


Nie można trochę wrzucać, tak jak nie można być trochę w ciąży. Pańskie wyważenie, dystans, czy jak to nazwać, jest niestety tylko deklaratywne.

Jeśli się bierze pod uwagę oryginalne znaczenie transgenderyzmu i transseksualizmu, to oba terminy odnoszą się do odmiennych przedmiotów, mianowicie płci biologicznej (sex) i płci kulturowej (gender). To, że języku polskim operujemy tylko pojęciem "płeć", nie upoważnia nas Polaków do znoszenia tej różnicy.

Michał Dyszyński napisał:

Powiem szczerze - mało mnie interesują niuanse, czy ktoś tylko pragnie być postrzegany jako inna płeć, czy tez aż chce sobie zrobić operację narządów płciowych. Piszę o aspekcie ujawniającym się na etapie wcześniejszym - płci psychologicznej.
I interesuje mnie aspekt LOGICZNY. Konkretnie zasada niesprzeczności - albo pojęcie płci psychologicznej ma potwierdzenie w rzeczywistości (w badaniach naukowych), albo nie ma. Prosta piłka.


A co to jest wg Pana ta cała płeć psychologiczna? Identyfikacja z własną biologiczną płcią? Zestaw cech psychicznych ściśle niezmiennie związanych z konkretną płcią biologiczną? Czy co?

Mnie nie potrzeba badań naukowych, żeby odrzucić drug tezę w jej "absolutności". Wystarczy, że widzę jak Pan - przedstawiciel płci męskiej - interesuje się tematami "kobiecymi" (sprawy społeczne, psychologiczne to działka kobieca). I niech Pan sam oceni, czy to rzeczywiście płeć biologiczna odpowiada za Pana zainteresowania, jak chcą tego obrońcy "płci mózgu".

Zatem stawia Pan złe pytanie. Prawidłowe brzmi - czym jest płeć psychologiczna, w czym się przejawia?

Michał Dyszyński napisał:

Dla niektórych to może tak być. Niektórzy zasadę logiczną niesprzeczności traktują na zasadzie politycznej - tam gdzie jest wygodna, tam jest, gdzie jest niewygodna, jej nie ma.


Tak to jest, jak się z góry deklaruje brak zainteresowania niuansami. Diabeł tkwi w szczegółach.

Płeć psychologiczna niejedną ma twarz, niektóre źródła stosują ją wymiennie z płcią kulturową [proszę zwrócić na to uwagę]. Niech Pan się zastanowi, co się rozumie przez płeć psychologiczną, kiedy się mówi o transseksualistach.
Czy naprawdę chodzi o to, że się lubi matematykę albo kocha pielęgniarstwo, woli samochody niż dzieci...czy jednak chodzi o coś innego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33545
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:18, 05 Lut 2015    Temat postu:

istota napisał:
Wystarczy, że widzę jak Pan - przedstawiciel płci męskiej - interesuje się tematami "kobiecymi" (sprawy społeczne, psychologiczne to działka kobieca). I niech Pan sam oceni, czy to rzeczywiście płeć biologiczna odpowiada za Pana zainteresowania, jak chcą tego obrońcy "płci mózgu".

Zatem stawia Pan złe pytanie. Prawidłowe brzmi - czym jest płeć psychologiczna, w czym się przejawia?


Ustalmy pewne podstawy dla dyskusji. Może wtedy będzie łatwiej.
Nie jestem łatwym dyskutantem, bo mam dość nietypowe podejście. Tak nietypowe, że dla niektórych kompletnie niezrozumiałe. Nawet swoją stopkę w podpisie nie tak dawno zmieniłem - tylko po to, aby uświadomić innym dyskutantom, że zupełnie o co innego mi chodzi, niż normalnie...
Tą podstawową różnicą mnie osobiście jest zupełnie nietypowy CEL DYSKUSJI. Naprawdę nie dyskutuję po to, aby wygrać! Przynajmniej wygrać w normalnym sensie tego słowa - czyli jakoś tam pogrążyć przeciwdyskutanta. To się w głowach większości trolli internetowych w ogóle nie mieści, a nawet "normalni" dyskutanci nie biorą zbyt serio takiej ewentualności pod uwagę. Ale - przynajmniej wg mojej oceny - tak właśnie jest: chodzi mi o wyrażanie pewnych opinii, wysłuchiwanie opinii, może o "prawdę" (ale tutaj bym nie przesadzał z interpretacją tego wielkiego słowa, bo rozumiem je nieco inaczej, niż ogół).
Z tego co napisałem wyżej, wynika pewien wniosek - zwykle w dyskusji najważniejsze dla mnie jest SAMO PORZĄDKOWANIE POJĘĆ! Nie upieranie się "jak jest", bo i tak 99% dyskusji wg mnie posiada błędny model rzeczywistości, więc co by w tym modelu nie stwierdzono, to i tak będzie źle...
Tak jest również w przypadku płci psychologicznej, biologicznej, kulturowej czy jakiej tam jeszcze. Te pojęcia są NIEUPORZĄDKOWANE, w typowym rozumieniu zachodzą na siebie w dość chaotyczny sposób, krążąc wokół pewnych sporów ideologicznych, celów politycznych na linii lewica-prawica, ignorując logikę problemu (bo ważniejszym jest, aby np. udowodnić wredność "czarnych", albo głupotę lewicowców).
W modelu językowym, jaki "proponuje nam" dzisiejszy świat nie ma więc wg mnie dobrej odpowiedzi na pytanie "czym jest płeć psychologiczna?". To chyba jest najbardziej zbitek oczekiwań różnych grup lobbingowych.
Aby podejść rzetelnie do tego tematu należałoby najpierw ustalić parę absolutnych podstaw rozumowania, sięgających gdzieś głęboko w wiedzę i światopogląd:
- na ile pojęcie "psychologiczny" wiążemy z ciałem, na ile z duchowością...
- na ile modele społeczne płci (tu mój ukłon w stronę genderowców, którzy fajnie, ze ruszyli temat, choć go poźniej tak paskudnie spaprali) są możliwe do modelowania językowego, naukowego.

To jest nieco złożone więc podam przykład prostego problemu:
Czy opiekuńczość jest cechą męską, czy kobiecą?...
Sporów przy rozważaniu tego pytania widać na horyzoncie ogrom niezmierzony. Jedni podniosą jak to kobiety opiekują się dziećmi (i to głównie one), albo jak to mężczyźni jednak (tradycyjnie) opiekują się dziećmi, a do tego swoimi kobietami... Ale za chwilę genderowcy powiedzą, że przecież nie ma różnic pomiędzy kobietami i mężczyznami (z wyjątkiem czysto biologicznych) i to tylko kultura tutaj wprowadza formę dyskryminacji kobiet... (najczęściej nie odpowiadając na samo pytanie - tzn. czy opiekuńczość jednak przypisać bardziej mężczyznom, czy kobietom).
Ja też nie chcę tutaj stawiać ze swojej strony tez na ten temat. Jak bym zaczął pertraktacje z mądrymi ludźmi, to pewnie byłbym w stanie zaakceptować modele myślowe, w których raz jedna, raz druga opcja byłaby przyjęta (a także, że opiekuńczość nie ma płci).
Na razie dla mnie płeć psychologiczna jest nie zdefiniowana poprawnie. Można by to zrobić robiąc jakieś potężne badania socjologiczne, które przeskanowałyby jakąś reprezentatywną próbę z całej populacji ludzkiej i ustaliło jakieś korelacje i rozrzut cech w powiązaniu z płcią (powiedzmy płcią w znaczeniu posiadanego garnituru chromosomów). Wtedy moglibyśmy - prawdopodobnie - pewne cechy psychologiczne (co? - to odrębny temat: deklarowane pragnienia/realne reakcje/schematy zachowań?) uznać jako występujące bardziej wśród kobiet, albo bardziej wśród mężczyzn (jeszcze pytanie w jakim wieku). Czy zestaw takich cech byłby już płcią psychologiczną?
- chyba jeszcze nie. Ale na początek pewnie dałoby się z tego zbudować dobrego kandydata.
Ale odejdźmy od definicji, bo to trudna sprawa...
Ciekawsze jednak w tej dyskusji jest to, że podlinkowanych badaniach, badacze posłużyli się pojęciem "płci psychologicznej", jak by była w pełni określona i zdefiniowana. Takie podejście - już samo w sobie - od razu wrzuca kamyczek do sporów w tematach genderowo - transseksualnych.

istota napisał:
Wystarczy, że widzę jak Pan - przedstawiciel płci męskiej - interesuje się tematami "kobiecymi" (sprawy społeczne, psychologiczne to działka kobieca). I niech Pan sam oceni, czy to rzeczywiście płeć biologiczna odpowiada za Pana zainteresowania, jak chcą tego obrońcy "płci mózgu".

Zatem stawia Pan złe pytanie. Prawidłowe brzmi - czym jest płeć psychologiczna, w czym się przejawia?

Płeć psychologiczna niejedną ma twarz, niektóre źródła stosują ją wymiennie z płcią kulturową [proszę zwrócić na to uwagę]. Niech Pan się zastanowi, co się rozumie przez płeć psychologiczną, kiedy się mówi o transseksualistach.
Czy naprawdę chodzi o to, że się lubi matematykę albo kocha pielęgniarstwo, woli samochody niż dzieci...czy jednak chodzi o coś innego.

Po napisaniu swojego i przeczytaniu jeszcze raz Pana/i powyższego cytatu, dochodzę do wniosku, że może nie jesteśmy tak daleko od siebie. Bo ten cytat właśnie zwraca uwagę na to samo, co i ja podkreślam - SKOMPLIKOWANIE SPRAWY. :)


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 11:08, 27 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 9:42, 09 Lut 2015    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Nie jestem łatwym dyskutantem, bo mam dość nietypowe podejście. Tak nietypowe, że dla niektórych kompletnie niezrozumiałe. Nawet swoją stopkę w podpisie nie tak dawno zmieniłem - tylko po to, aby uświadomić innym dyskutantom, że zupełnie o co innego mi chodzi, niż normalnie...
Tą podstawową różnicą mnie osobiście jest zupełnie nietypowy CEL DYSKUSJI. Naprawdę nie dyskutuję po to, aby wygrać! Przynajmniej wygrać w normalnym sensie tego słowa - czyli jakoś tam pogrążyć przeciwdyskutanta. To się w głowach większości trolli internetowych w ogóle nie mieści, a nawet "normalni" dyskutanci nie biorą zbyt serio takiej ewentualności pod uwagę.


Rzeczywiście Pana podejście jest nietypowe. Gdyby Pan był trollem, nie byłoby sensu zwracać Panu uwagi na brak wyważenia w dyskusji, obsesyjne atakowanie tego biednego gender etc. Więc jeśli to nie trollerska prowokacja, tym bardziej mnie smuci Pańskie zachowanie. Wynika bowiem z tego, że Pan naprawdę wierzy w to, co pisze...w takiej formie, w jakiej Pan to Pisze.

Michał Dyszyński napisał:

Ale - przynajmniej wg mojej oceny - tak właśnie jest: chodzi mi o wyrażanie pewnych opinii, wysłuchiwanie opinii, może o "prawdę" (ale tutaj bym nie przesadzał z interpretacją tego wielkiego słowa, bo rozumiem je nieco inaczej, niż ogół).


Aha, czyli Pan sobie ponarzeka na gender w ramach własnej opinii, jakiś dyskutant gender pogłaszcze i zrobi się z tego mixu jakaś prawda czy 'prawda', w którą nikt nie wierzy, która stanowi tylko "złoty środek" niezamieszkany przez nikogo.

Michał Dyszyński napisał:

Z tego co napisałem wyżej, wynika pewien wniosek - zwykle w dyskusji najważniejsze dla mnie jest SAMO PORZĄDKOWANIE POJĘĆ! Nie upieranie się "jak jest", bo i tak 99% dyskusji wg mnie posiada błędny model rzeczywistości, więc co by w tym modelu nie stwierdzono, to i tak będzie źle...


A co Panu daje to sprzątanie, skoro to ani o krok nie zbliża Pana do tego, jak jest?

Chce Pan dyskusji, której celem jest ustalenie czegoś, co powinno stanowić tylko jej pożyteczne narzędzie. Ustalenie pojęć to tylko pierwszy etap prawdziwej dyskusji.

Michał Dyszyński napisał:

Tak jest również w przypadku płci psychologicznej, biologicznej, kulturowej czy jakiej tam jeszcze. Te pojęcia są NIEUPORZĄDKOWANE, w typowym rozumieniu zachodzą na siebie w dość chaotyczny sposób, krążąc wokół pewnych sporów ideologicznych, celów politycznych na linii lewica-prawica, ignorując logikę problemu (bo ważniejszym jest, aby np. udowodnić wredność "czarnych", albo głupotę lewicowców).


Jeśli jest się świadomym tego bałaganu, to jeden kłopot z głowy. Można na starcie zasygnalizować problem, może podać własne propozycje i uniknie się szarpaniny wynikającej ze wzajemnego niezrozumienia.

Michał Dyszyński napisał:

W modelu językowym, jaki "proponuje nam" dzisiejszy świat nie ma więc wg mnie dobrej odpowiedzi na pytanie "czym jest płeć psychologiczna?". To chyba jest najbardziej zbitek oczekiwań różnych grup lobbingowych.
Aby podejść rzetelnie do tego tematu należałoby najpierw ustalić parę absolutnych podstaw rozumowania, sięgających gdzieś głęboko w wiedzę i światopogląd:
- na ile pojęcie "psychologiczny" wiążemy z ciałem, na ile z duchowością...
- na ile modele społeczne płci (tu mój ukłon w stronę genderowców, którzy fajnie, ze ruszyli temat, choć go poźniej tak paskudnie spaprali) są możliwe do modelowania językowego, naukowego.


Czyli chce Pan porządkować język, nad którym Pan nie ma żadnej kontroli. Co z tego, że Pan sobie uporządkuje, poustala to i owo dajmy na to na śfini, trafi Pan w innym miejscu na osobę, która ma inną wizję i zamiast przejść do rzeczy (jak dwie osoby chcą, to się dogadają, nawet będąc wobec siebie obcojęzycznymi), będziecie prowadzić spór o słowa. Formę.

Michał Dyszyński napisał:

To jest nieco złożone więc podam przykład prostego problemu:
Czy opiekuńczość jest cechą męską, czy kobiecą?...
Sporów przy rozważaniu tego pytania widać na horyzoncie ogrom niezmierzony. Jedni podniosą jak to kobiety opiekują się dziećmi (i to głównie one), albo jak to mężczyźni jednak (tradycyjnie) opiekują się dziećmi, a do tego swoimi kobietami...


Rozsądny człowiek powie, że opiekuńczość jest cechą ludzką. Występuje u obu płci, z tym, że zwykle istnieją pewne różnice w jej okazywaniu, czy w kontekstach, w których się ujawnia. To samo jest z agresją czy wrażliwością.

Michał Dyszyński napisał:

Ale za chwilę genderowcy powiedzą, że przecież nie ma różnic pomiędzy kobietami i mężczyznami (z wyjątkiem czysto biologicznych)


Widzę, że Pan z uporem maniaka robi z genderowców wariatów zaklinających rzeczywistość.

Niedawno udało mi się zobaczyć filmik z debatą o gender, wypowiadali się fachowcy różnych dziedzin, niezwiązani ze środowiskiem gender.

Linkuję, bo to świetny przykład bezstronnej dyskusji, politycznie neutralnej:
https://www.youtube.com/watch?v=ydxVozr-dHE

I jeden z fachowców zapytany o to, czy są różnice w budowie mózgu kobiecego i męskiego, odpowiedział - zgodnie z prawdą - że są. Te różnice decydują nie tyle o jakości, efektach pracy mózgu, co o sposobie do nich dochodzenia, osiągania. Czasem też o stopniu trudności. Powiedział, że z potencjału nie ma różnicy między tymi mózgami. Nie można odmówić mężczyźnie zdolności do nauczenia się języków lub kobiecie opanowania skomplikowanych operacji matematycznych. Oboje są równi w szansach.

Przeciwnicy gender chyba nie rozumieją, że gdy genderyści mówią o braku różnic, to niekoniecznie mają na myśli zaprzeczanie temu, że mózgi kobiet i mężczyzn są różne, inaczej funkcjonują. Podobnie jak ten fachowiec z debaty nie robią z tych różnic jakiegoś fatum, które ma skazywać czy to mężczyzn, czy to kobiety na jakieś nieprzezwyciężalne szufladki.


Michał Dyszyński napisał:

Na razie dla mnie płeć psychologiczna jest nie zdefiniowana poprawnie. Można by to zrobić robiąc jakieś potężne badania socjologiczne, które przeskanowałyby jakąś reprezentatywną próbę z całej populacji ludzkiej i ustaliło jakieś korelacje i rozrzut cech w powiązaniu z płcią (powiedzmy płcią w znaczeniu posiadanego garnituru chromosomów). Wtedy moglibyśmy - prawdopodobnie - pewne cechy psychologiczne (co? - to odrębny temat: deklarowane pragnienia/realne reakcje/schematy zachowań?) uznać jako występujące bardziej wśród kobiet, albo bardziej wśród mężczyzn (jeszcze pytanie w jakim wieku). Czy zestaw takich cech byłby już płcią psychologiczną?


Nawet, gdyby coś takiego udało się zrobić, to doszedłby Pan do wartości statystycznej, a nie jakieś wartości immanentnie związanej z konkretną płcią. Większość kobiet blabla, większość mężczyzn blabla. To już dziś wiemy, intuicyjnie, stereotypowo, z obserwacji rzeczywistości na własną rękę.

Gdyby Pan chciał w ten sposób upłciowić poszczególne cechy, wyszłyby Panu takie potworki - Kasia nie jest opiekuńcza, jest agresywna, lubi rywalizować etc. (wg badań), więc jest mężczyzną (jeśli wyszłoby w badaniu, że mężczyźni nie są opiekuńczy, są agresywni, lubią rywalizować, a u kobiet jest na odwrót), mimo że czuje się kobietą.

Uważam, że w złą stronę Pan idzie. Płeć psychologiczna to nie tyle posiadanie jakichś cech statystycznie częściej występujących u kobiet/mężczyzn, tylko utożsamianie się z konkretną płcią, co oczywiście może mieć związek z tymi cechami, ale to powinna być sprawa drugorzędna.

Dlatego genderyści stoją po stronie takich osób jak Anna Grodzka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33545
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:27, 12 Lut 2015    Temat postu:

istota napisał:
Widzę, że Pan z uporem maniaka robi z genderowców wariatów zaklinających rzeczywistość.

Niedawno udało mi się zobaczyć filmik z debatą o gender, wypowiadali się fachowcy różnych dziedzin, niezwiązani ze środowiskiem gender.

Linkuję, bo to świetny przykład bezstronnej dyskusji, politycznie neutralnej:
https://www.youtube.com/watch?v=ydxVozr-dHE

I jeden z fachowców zapytany o to, czy są różnice w budowie mózgu kobiecego i męskiego, odpowiedział - zgodnie z prawdą - że są. Te różnice decydują nie tyle o jakości, efektach pracy mózgu, co o sposobie do nich dochodzenia, osiągania. Czasem też o stopniu trudności. Powiedział, że z potencjału nie ma różnicy między tymi mózgami. Nie można odmówić mężczyźnie zdolności do nauczenia się języków lub kobiecie opanowania skomplikowanych operacji matematycznych. Oboje są równi w szansach.

Bardzo dziękuję za linka - nareszcie zobaczyłem dyskusję, którą da się zaakceptować, bo uczestnicy nie brną w udowadnianie nieudowadnialnego.

Ale...
Znowu widzę nieścisłość sformułowań. Co by miało znaczyć: "nie ma różnicy między tymi mózgami. Nie można odmówić mężczyźnie zdolności do nauczenia się języków lub kobiecie opanowania skomplikowanych operacji matematycznych. Oboje są równi w szansach."
Dla mnie, jeśli różnice są, to jednak muszą one objawić się także w szansach. I chyba objawiają się, bo profesor w tej debacie mówił o tym, że kobiety mają werbalne umiejętności na wyższym poziomie. Czyli szanse w wypowiadaniu się statystycznie będą miały większe.
Chyba że uściślimy... - czyli w jakim wypowiadaniu ujawni się lepszość typu męskiego, a w jakim typu żeńskiego.
To jest problem z OGÓLNYM typem klasyfikacji - jak mówimy "coś się różni, ale jest równe", to wg mnie mówimy gniot intelektualny. To trochę takie "tak, czyli nie", albo "puste, ale pełne". Bo w tym co się różni - będzie różnica i nie ma co pisać, że tam jest równość. A w tym co jest równe, będzie równość. Jeślibyśmy statystycznie przeskanowali wszystkie możliwe ludzkie cechy, to w części z nich będzie statystyczne odchylenie w stronę mężczyzn, innych w stronę kobiet, a jeszcze w jakiejś części różnice będą niewykrywalne, albo bardzo małe.
Bo zapewne chodzi o to, aby przekazać inną treść: są różnice, ale ostatecznie nie maja one charakteru GLOBALNIE WARTOŚCIUJĄCEGO - tzn. nie określają co jest "lepsze", a co "gorsze". Czyli należałoby uściślić - równość odnosi się do jakiejś formy wartościowania (ludzkiego?), a różność do konkretnych cech.
Ale znowu jednak...
Jeśli różnica występuje, to gdzieś się na pewno musi objawić, czyli np. słabsza fizycznie kobieta gorzej sprawdzi się w noszeniu ciężarów (są inne normy pracy magazynowej dla kobiet i mężczyzn). I to jest fakt, czyli w tej kategorii (!) nie ma równości. To jednak, że kobiety gorzej sprawdzą się w noszeniu ciężarów nie oznacza jednak, że "są ogólnie gorsze", ale że są słabsze w jakimś konkretnym zastosowaniu. A moze są lepsze w innym zastosowaniu - np. w wielozadaniowości, czyli np. w pracy sekretarskiej, przy organizowaniu imprez, pracy opiekuńczej z dużą grupą podopiecznych itp. Nie ma lepszy gorszy OGÓLNIE, jest lepszy tu, a słabszy tam, a znowu lepsza tam, a słabsza tu.

istota napisał:
Przeciwnicy gender chyba nie rozumieją, że gdy genderyści mówią o braku różnic, to niekoniecznie mają na myśli zaprzeczanie temu, że mózgi kobiet i mężczyzn są różne, inaczej funkcjonują. Podobnie jak ten fachowiec z debaty nie robią z tych różnic jakiegoś fatum, które ma skazywać czy to mężczyzn, czy to kobiety na jakieś nieprzezwyciężalne szufladki.

Tu się nie zgodzę. Tzn. pewnie są jacyś światli genderyści, którzy zdają sobie z tych różnic sprawę. Ale są też i genderyści (jak w tym podlinkowanym wcześniej filmie norweskiego komika), którzy faktu istnienia tych różnic nie chcą zaakceptować. Tak - wg mnie znacząca cześć genderystów nosi znamiona "wariatów zaklinających rzeczywistość". I to o tych wariatach głównie piszę, gdy myślę o gender.
Bo co właściwie twierdzi gender nie wariat?
To, że nie powinno być formalnych barier w zatrudnianiu kobiet i mężczyzn?
- To chyba jest oczywiste dla wszystkich, nie ma tu żadnych wątpliwości.
To wróćmy do wątku dokumentu "równościowe przedszkole"
Czy gender proponuje, aby dziewczynkom pozwalać (może nakazać?) bardziej się brudzić (takie wątki są w podlinkowanym na początku tematu dokumencie)?

Dopowiem jeszcze jedno od siebie.
Genderyści głoszą z pełnym przekonaniem teze, jak to wszędzie właściwie kultura promuje mężczyzn, a poniża kobiety. I to od przedszkola (wracam do tych dziecięcych konotacji, bo to akurat tak wystartował wątek). Ja z przedszkola pamiętam bardzo mało, ale już ze szkolnego okresu jakby więcej. I też pamiętam jak to w 1,2,3 klasie podstawówki odczuwałem, że te dziewczynki wszędzie były przedstawiane jako lepsze - one były gospodyniami klasy, one częściej były chwalone - generalnie nauczycielki wyraźniej widziały te "wredne chłopaczyska" i "grzeczne, porządne dziewczynki". Dziś jakaś genderystka obraca to w stronę, jak to źle, że dziewczynki są właśnie tłamszone, że muszą być grzeczne. Że bardziej ich się zmusza do grzeczności. Z punktu widzenia chłopaka z tamtych czasów percepcja była akurat odwrotna - chłopcy byli dyskryminowani, wciąż krytykowani, na cenzurowanym.
Dziś - z perspektywy - w ogóle bym już nie wartościował. I wartościowanie tych metod wychowawczych, które tak na siłę próbują przeforsować genderyści, ogólnie uważam za fatalny błąd metodologiczny, skażanie nieuczciwością podejścia, tendencyjnością (ang. cherry picking). Genderyści każdy fakt obracają na "potwierdzenie" swojej tezy. Fakt w gruncie rzeczy neutralny.
Grzeczność, opiekuńczość, brudzenie się, uległość. W jakiś dziwny sposób twórcy "równościowego przedszkola" widza jednoznacznie te elementy jako szykanę wobec dziewczynek. A równie dobrze można je uznać za szykanę wobec chłopców. Wystarczy tylko odblokować bezstronność, zwykłe współodczuwania.
Chłopak poddany tym metodom wychowawczym nieraz myśli:
Dlaczego wciąż na mnie krzyczą, ze jestem wredny chłopak, bo się ubrudziłem i ciągle mi stawia za przykład dziewczyny, które akurat mniej biegały i się nie przewróciły?...
Dlaczego wciąż mi wmawiają, że mam się opiekować słabszymi, dziewczynkami? A ja może chciałbym się z nimi pobić, jak z chłopakami... Kto tym dziewczynkom daje jakieś takie fory, że nie mogą stawać do normalnej rywalizacji na kopniaki i przepychanki?...
Dlaczego ciągle jestem ten gorszy, a dziewczynki lepsze?...

Można napisać publikację typu "Równościowe przedszkole B", gdzie podobne wnioski, jak autorki omawianej publikacji, da się wysnuć i uzasadnić, tylko odwracając role poszkodowanych - teraz chłopcy będą tutaj tłamszeni. I faktycznie - wielu chłopców naprawdę tak to odczuwa. Tak naprawdę to większość owego gender opiera się na założeniach - owej "podstawie teoretycznej", a nie na bezstronnym podejściu do sprawy.
Powtarzam - nie zamierzam głosić teraz ideologii o gnębieniu chłopców przez przedszkolanki. Wiem, że jakoś tak tradycyjnie różne uwagi do dzieci w stylu "bądź grzeczny" podkreśla się CZYM SIĘ DA!
A to, ze jesteś "dobrą" (!) dziewczynką, więc bądź grzeczna, a to że "nie bądź złym chlopaczyskiem" więc masz być grzeczny. A to to, a to tamto. Nie ma w tym jakiejś globalnej zmowy walki z tą, czy inną płcią, tylko proste próby wzmocnienia przekazu wychowawczyń. W większości przypadków z rsztą to nie wpływa w istotny sposób na rozwój psychiczny dzieci, bo potem i tak się to zapomina.
Choć może jakieś szczególnie wrażliwe jednostki odbiorą to mocniej i rzeczywiście poczują się bardzo dyskryminowane. One to założą jakiś kolejny "gender", głosząc całemu światu wątpliwe tezy o spiskowej globalnej dyskryminacji płci, koloru włosów, czy numeru noszonego obuwia...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 22:14, 12 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 15:53, 17 Lut 2015    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Co by miało znaczyć: "nie ma różnicy między tymi mózgami. Nie można odmówić mężczyźnie zdolności do nauczenia się języków lub kobiecie opanowania skomplikowanych operacji matematycznych. Oboje są równi w szansach."
Dla mnie, jeśli różnice są, to jednak muszą one objawić się także w szansach. I chyba objawiają się, bo profesor w tej debacie mówił o tym, że kobiety mają werbalne umiejętności na wyższym poziomie. Czyli szanse w wypowiadaniu się statystycznie będą miały większe.


Profesor mówił też, że mimo wrodzonej wyższości kobiet czy mężczyzn w danej działce (umiejętności werbalne/matematyka etc), szanse są równe w takim sensie, że chłopiec może nadrobić ten defekt wkładając wysiłek w rozwijanie zdolności werbalnych a dziewczynka trenując myślenie matematyczne.

To tak jak z równością szans między ubogimi i bogatymi. Mimo, że bogaty ma łatwiejszy start, nie jest powiedziane, że biedny swoim wysiłkiem i samozaparciem bogatemu nie dorówna, czy nawet przegoni.

Michał Dyszyński napisał:

To jest problem z OGÓLNYM typem klasyfikacji - jak mówimy "coś się różni, ale jest równe", to wg mnie mówimy gniot intelektualny.


Gniot jeśli ktoś się upiera przy jedynej słusznej definicji równości, jako odpowiedniości 1:1, identyczności.
A jednak nawet w słownikowej definicji tego słowa jest mowa m.in. o równej wartości, jakości:

równość. 1. «całkowite podobieństwo w stosunku do kogoś lub czegoś pod względem ilości, jakości, wartości, wielkości itp.»

Zresztą sam Pan sobie to uświadamia niżej:

Michał Dyszyński napisał:

Bo zapewne chodzi o to, aby przekazać inną treść: są różnice, ale ostatecznie nie maja one charakteru GLOBALNIE WARTOŚCIUJĄCEGO - tzn. nie określają co jest "lepsze", a co "gorsze". Czyli należałoby uściślić - równość odnosi się do jakiejś formy wartościowania (ludzkiego?), a różność do konkretnych cech.


Michał Dyszyński napisał:

Ale znowu jednak...
Jeśli różnica występuje, to gdzieś się na pewno musi objawić, czyli np. słabsza fizycznie kobieta gorzej sprawdzi się w noszeniu ciężarów (są inne normy pracy magazynowej dla kobiet i mężczyzn). I to jest fakt, czyli w tej kategorii (!) nie ma równości. To jednak, że kobiety gorzej sprawdzą się w noszeniu ciężarów nie oznacza jednak, że "są ogólnie gorsze", ale że są słabsze w jakimś konkretnym zastosowaniu. A moze są lepsze w innym zastosowaniu - np. w wielozadaniowości, czyli np. w pracy sekretarskiej, przy organizowaniu imprez, pracy opiekuńczej z dużą grupą podopiecznych itp. Nie ma lepszy gorszy OGÓLNIE, jest lepszy tu, a słabszy tam, a znowu lepsza tam, a słabsza tu.


Zgadza się, ale jeszcze do tego dochodzi otwartość na wyjątki, mniejszości, które te generalizacje łamią. Stąd pewne niebezpieczeństwo epatowania tymi różnicami, które po pewnym czasie stają się dogmatami ważniejszymi niż empiria.

Mamy więc kobietę będącą uzdolnioną w niepopularnej wśród kobiet dziedzinie, którą z góry się odrzuca jako przecież obiektywnie (czytaj: statystycznie, wg badan naukowych słabszą w tej dziedzinie).

Michał Dyszyński napisał:

Tu się nie zgodzę. Tzn. pewnie są jacyś światli genderyści, którzy zdają sobie z tych różnic sprawę. Ale są też i genderyści (jak w tym podlinkowanym wcześniej filmie norweskiego komika), którzy faktu istnienia tych różnic nie chcą zaakceptować. Tak - wg mnie znacząca cześć genderystów nosi znamiona "wariatów zaklinających rzeczywistość". I to o tych wariatach głównie piszę, gdy myślę o gender.


Z tego co Pan tu napisał nie wynika, jak to się proporcjonalnie rozkłada. To ile jest wg Pana tych "wariatów"? Zdecydowana większość? I doszedł Pan do tego na podstawie tego filmiku czy może wskutek sprowadzenia badań genderowych do zwalczania biologicznie zdeterminowanych różnic między płciami, wówczas genderyzm z definicji byłby wariactwem?

Michał Dyszyński napisał:

To, że nie powinno być formalnych barier w zatrudnianiu kobiet i mężczyzn?
- To chyba jest oczywiste dla wszystkich, nie ma tu żadnych wątpliwości.


Niestety, nie jest to oczywiste dla wszystkich. Już padły z mojej strony przykłady dyskryminacji. Niech no przypomnę przypadek kobiety, której szef nie zatrudnił tylko dlatego, że jest kobietą, więc jego pracownicy płci męskiej się jej nie podporządkują.

Antyfeminiści z nurtu wolnościowego powiedzą - jego firma, jego sprawa, kogo dyskryminuje. Ma do tego pełne prawo, żeby nie lubić Murzynów, Żydów czy kobiet.

Antyfeminiści z nurtu naturalistycznego powiedzą - kobieta jest równie obiektywnie słabsza fizycznie co słabsza pod względem np. zarządzania, wzbudzania autorytetu. I nie ma co z biologicznymi różnicami walczyć.

Gdyby każdy sobie zdawał sprawę, że do takich incydentów nie powinno dochodzić, to by do nich nie dochodziło. A więc feminiści (żeby już nie nadużywać tego gender) mają ręce pełne roboty już w obrębie takich "oczywistości".

Można oczywiście formalne bariery sprowadzić do samych tylko nakazów idących z góry, z państwa. Widzimy jednak, że dyskryminacja to problem siedzący bardzo głęboko i zwalczenie tego zjawiska wymaga świadomościowej (r)ewolucji.

Cytat:

Genderyści głoszą z pełnym przekonaniem teze, jak to wszędzie właściwie kultura promuje mężczyzn, a poniża kobiety.


O tym już mieliśmy okazję rozmawiać. Ja osobiście problem tutaj poruszany widzę wszędzie tylko nie w przedszkolu czy szkole.

Poniżanie kobiet odbywa się gł. w domach (z naciskiem na wiejskie chałupy) i pracy.

I powtórzę, co padło już z mojej klawiatury w innym wątku - programy równościowe wprowadzane do przedszkoli mają na celu (tak jak ja to widzę) nie walkę z dyskryminacją przedszkolną, tylko z dyskrymianacją domową plus uświadamianie problemu, który może się pojawić później w życiu zawodowym.
Cytat:

Genderyści każdy fakt obracają na "potwierdzenie" swojej tezy. Fakt w gruncie rzeczy neutralny.


Jak dla Pana wszystkie one są z góry neutralne, to nic dziwnego, że takie interpretacje bierze Pan za dowód oszołomstwa genderystów.

Pytanie podstawowe - czemu Pana interpretacja (neutralne) ma być bardziej obiektywna niż interpretacja genderysty (dyskryminujące)? Dlatego, że Pan uważa genderyste za osobę uwięzioną w swojej ideologii? Pozbawioną możliwości widzenia rzeczy takimi jakimi są w istocie?

Co jeśli w Pana stronę wytoczyć zarzut, że Pan nie widzi tego "gruntu rzeczy" z powodu braku odpowiedniego poziomu wrażliwości czy nawet wiedzy/świadomości?

Michał Dyszyński napisał:

Grzeczność, opiekuńczość, brudzenie się, uległość. W jakiś dziwny sposób twórcy "równościowego przedszkola" widza jednoznacznie te elementy jako szykanę wobec dziewczynek. A równie dobrze można je uznać za szykanę wobec chłopców. Wystarczy tylko odblokować bezstronność, zwykłe współodczuwania. .


O tym też już była mowa. Jeśli się deprecjonuję grzeczność, uległość czy opiekuńczość u dziewczynek to tylko jako narzucone normy. Z tej samej przyczyny tępi się narzucaną agresję, chłód emocjonalny u chłopców. Wszystko po to, by pomóc dziecku odkryć bądź stworzyć swoją niekłamaną, prawdziwą tożsamość. Bez społecznego urabiania na jeden właściwy model.

Michał Dyszyński napisał:

Chłopak poddany tym metodom wychowawczym nieraz myśli:
Dlaczego wciąż na mnie krzyczą, ze jestem wredny chłopak, bo się ubrudziłem i ciągle mi stawia za przykład dziewczyny, które akurat mniej biegały i się nie przewróciły?...
Dlaczego wciąż mi wmawiają, że mam się opiekować słabszymi, dziewczynkami? A ja może chciałbym się z nimi pobić, jak z chłopakami... Kto tym dziewczynkom daje jakieś takie fory, że nie mogą stawać do normalnej rywalizacji na kopniaki i przepychanki?...
Dlaczego ciągle jestem ten gorszy, a dziewczynki lepsze?...


To jest akurat inny problem, który polega na ujednoliceniu sposobu wychowywania dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Nie uwzględnia się różnic w temperamentach, inteligencjach, zapotrzebowaniu na ruch.

Wszystkie dzieci mają grzecznie siedzieć w ławkach, posłusznie i bezgłośnie wysiedzieć te 45 minut.

Może jest prawdą, że taka metoda może dotykać w negatywny sposób gł. chłopców, którym z naturalnych przyczyn trudniej spełniać wymagania nauczycieli, czy właściwie nauczycielek. Bo to kolejny problem - mężczyźni nie garną się do nauczania dzieciaków.

Przydałyby się parytety w szkołach, męska i kobieca ręka, które by się wspierały w wychowywaniu młodzieży szkolnej.

No ale przecież mężczyźni w większości śmieją sie z parytetów, więc sami sobie gotują ten los. :mrgreen:


Ostatnio zmieniony przez istota dnia Wto 15:54, 17 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33545
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:33, 18 Lut 2015    Temat postu:

istota napisał:

Poniżanie kobiet odbywa się gł. w domach (z naciskiem na wiejskie chałupy) i pracy.
...
No ale przecież mężczyźni w większości śmieją sie z parytetów, więc sami sobie gotują ten los. :mrgreen:

W pozostałem części Pana/i tekstu widzę względne zbliżenie stanowisk (choć różnice dalej są widoczne), więc nie będę tamtych rzeczy (na razie) komentował.
Ale co do parytetów i poniżania, to się odniosę.
Po pierwsze - nie tylko mężczyźni śmieją się z parytetów. Jest wiele kobiet, które doskonale sobie poradziły w życiu, nie spotykały się z dyskryminacją, odniosły sukces i do nikogo nie mają pretensji.
Z kolei jeśli chodzi o poniżanie, to feministki i genderystki nie zdają sobie sprawy z poziomu poniżania mężczyzn przez mężczyzn (a chyba też mocno przymykają oczy na problem poniżania kobiet przez kobiety). Gdyby tak kobiecie-feministce na parę miesięcy dano możliwość pobycia mężczyzną, to zapewne szybko zmieniłaby zdanie, jak to kobiety są w gorszej, w tym aspekcie, sytuacji. Ja oceniam, że pewnie z 70% poniżających męskich zachowań (średnio, bo oczywiście bywają wyjątki) kierowane jest wobec własnej płci. Oczywiście - bywają też mizogini - i tutaj może być znaczne odchylenie od średniej. Ale generalnie kobiety w większości nie zdają sobie sprawy za jaką barierą ochronną - przeciw męskiej agresji - się znajdują.
Co do tego pracodawcy, który nie chciał zatrudnić kobiety, to widzę tutaj nie dyskryminację, a zdrowy rozsądek. On wie, jaką ekipę posiada. Może akurat złożoną z ludzi prostych, o dość mizoginicznym podejściu do życia. Pewnie mógłby zatrudnić tę kobietę, a potem okazałoby się, że naraził ją na taki stres i cierpienia, że miałby duże wyrzuty sumienia. Oczywiście nasz pracodawca mógłby też zostać walczącym propagatorem równości płci - np. zacząć zwalniać nieposłusznych robotników, na siłę przeforsowywać autorytet przełożonej, której podwładni nie szanują. Może jak by był dobrym menedżerem w tym zakresie, to by i coś ugrał - zwolnił by z pracy za niesubordynację z 2ch niepokornych (może i z 5ciu), a reszta przestraszyłaby się na tyle, że zaczęłaby się słuchać przełożonej. Jakby taką walkę rozpoczął, to może by ją wygrał. Ale może i by ją przegrał, bo oto jakiś kluczowy fachowiec - specjalista okazałby się mizoginem i trzeba by go zwolnić, po czym firma by się wyłożyła na kluczowych zadaniach i ostatecznie padła. Wtedy oczywiście genderystki mogłyby temu pracodawcy wystawić piękny pomnik poświęcenia dla idei równości płci. Ale, poza tą laurką, efekt byłby taki, że ileś osób poszłoby na bruk (łącznie z ową przełożoną). Koledzy biznesmena zapewne mieliby mniej szacunku dla niego - tzn. kiwając głowami nad ideowością równościową, skwitowali by: ale to był idiota!
Ale a propos - znajomy opowiadał mi "w temacie" zabawną historię. Oto w podobnej sytuacji do zarządzania grupą mężczyzn (prostych - bodaj drwali, czy innych pracowników fizycznych) zatrudniono młodziutką dziewczynę - stażystkę. Efekt był taki, że dziewczyna przychodziła zapłakana do brygadzisty (chłop już bardziej na poziomie, nie prostak) i skarżyła się: ja im mówić co oni mają robić, a oni to wszystko ignorują. W ogóle mnie nie słuchają. Po namyśle brygadzista pojawił się u stażystki z kartką zapisaną dość dokładnie tekstem. Powiedział stażystce, aby dokładnie - słowo w słowo, na pamięć - nauczyła się treści owej kartki. A cóż to była za treść?... Ano w stylu "wy ch..je niedomyte, pierdlne skwsny, pojbne kutsy itd..." a na koniec "zaraz mi robić to...". Dziewczę po przeczytaniu treści kartki było mocno zaczerwienione, totalnie zszokowana. Nie chciała oczywiście wypowiadać się w tak wulgarny sposób. Ale brygadzista był nieugięty: proszę tego się nauczyć SŁOWO W SŁOWO i wygłosić pełnym mocnym głosem do swoich podwładnych! Podobno zadziałało. :oops: :shock:
Odnoszę wrażenie, że pewne kręgi mają jakiś wewnętrzny problem z uznaniem po prostu realiów. Oto ludzie jacyś są i pewnie w krótkiej perspektywie czasu się nie zmienią. Zwykle nie mamy środków, możliwości aby zmienić ich na jakiś idealistyczny wzorzec. Choć na pewno by się przydało.
Parytety - ja sam się trochę z nich śmieję - bo dla mnie, gdyby ktoś mi zaproponował parytet w jakiejś mojej dziedzinie, to bym to uznał za naigrawanie się ze mnie i poniżanie.
Weźmy np. jakiś hipotetyczny parytet w biegach. Ja nie biegam zbyt szybko - to może zróbmy parytet i skróćmy bieżnię dla mnie, a pozostawmy normalną dla dobrych biegaczy. A potem liczmy wyniki, jak by to wszyscy biegli ten sam dystans. Przecież to poniżanie - poniżanie mojej świadomości. Ja nie potrzebuję żadnej dodatkowej pomocy w "wyrównywaniu szans". Jestem na tyle świadomy, że wiem w czym jestem słabszy od innych ludzi, a w czym mocniejszy. Z resztą, ludzie wokół nie są głupi i widzą, czy ktoś zdobywa coś zgodnie ze swoimi zdolnościami i zasługami, czy też uzyskuje to gratis. Dawanie mi takiego "prezentu" uznałbym za policzek, za naigrawanie się.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 13:58, 18 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 20:05, 18 Lut 2015    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Ale co do parytetów i poniżania, to się odniosę.
Po pierwsze - nie tylko mężczyźni śmieją się z parytetów. Jest wiele kobiet, które doskonale sobie poradziły w życiu, nie spotykały się z dyskryminacją, odniosły sukces i do nikogo nie mają pretensji.


Z tej wypowiedzi wynika, że z parytetów nie śmieją się tylko kobiety, które sobie w życiu nie poradziły.
Obawiam się, że to nie takie proste.

Michał Dyszyński napisał:
Gdyby tak kobiecie-feministce na parę miesięcy dano możliwość pobycia mężczyzną, to zapewne szybko zmieniłaby zdanie, jak to kobiety są w gorszej, w tym aspekcie, sytuacji. Ja oceniam, że pewnie z 70% poniżających męskich zachowań (średnio, bo oczywiście bywają wyjątki) kierowane jest wobec własnej płci.


Z tym że te "poniżające" zachowania są w oczach mężczyzn dowodem szacunku, który polega na traktowaniu drugiego mężczyzny po partnersku. Kurtuazja, dżetelmenizm w stosunku do kobiet choć formalnie mają być rodzajem specjalnego szacunku okazywanego kobietom, w istocie są wyrazem pobłażliwości, lekceważenia.

Kobiety traktuje się jak dzieci, które zbyt ostre słowo czy gest może skrzywdzić, więc trzeba im serwować polukrowaną wersję rzeczywistości.

Michał Dyszyński napisał:

Oczywiście - bywają też mizogini - i tutaj może być znaczne odchylenie od średniej. Ale generalnie kobiety w większości nie zdają sobie sprawy za jaką barierą ochronną - przeciw męskiej agresji - się znajdują.


Akurat wedle moich spostrzeżeń najwięcej mizoginów jest wśród dżentelmenów. Większość kobiet oczywiście nie jest tego świadoma, sądząc, że facet, który nienagannie zachowuje się w ich towarzystwie, równie grzeczny jest w innych kontekstach.

W naszej kulturze, która dżentelmenów promuje ta męska wielolicowość, która objawia się m.in. używaniem przez mężczyzn innego rejestru języka w zależności od płci osoby, z którą rozmawiają, to standard.

Obawiam się, że wraz z udelikaceniem rejestru idzie mniejsza szczerość przekazu, większe aktorzenie.

Można to nawet próbować odbierać jako plus dla kobiet, jeśli wierzyć tym, którzy twierdzą, że kobiety POTRZEBUJĄ pięknych kłamstw.

Michał Dyszyński napisał:

Co do tego pracodawcy, który nie chciał zatrudnić kobiety, to widzę tutaj nie dyskryminację, a zdrowy rozsądek.


Dyskryminacja w tym wypadku to problem tkwiący w świadomości tych zatrudnionych. Niestety, ten przykład potwierdza, że często dyskryminacja bardziej się opłaca.

Michał Dyszyński napisał:

Odnoszę wrażenie, że pewne kręgi mają jakiś wewnętrzny problem z uznaniem po prostu realiów. Oto ludzie jacyś są i pewnie w krótkiej perspektywie czasu się nie zmienią.


To, że nie zmienią się hop siup nie znaczy, że zmiana w ogóle nie nastąpi. Zatem zwracanie na to uwagi, tępienie takich zachowań to malutkie kroczki ku przemianie realiów.

Michał Dyszyński napisał:

Parytety - ja sam się trochę z nich śmieję - bo dla mnie, gdyby ktoś mi zaproponował parytet w jakiejś mojej dziedzinie, to bym to uznał za naigrawanie się ze mnie i poniżanie.


Na pierwszy rzut oka, a właściwie ego, to takie właśnie poniżanie.
A jednak jak już się odsunie swoje urażone ego na bok, można dostrzec w parytetach nie przywilej, pomoc dla przedstawicieli jakiejś grupy, lecz przede wszystkim

- odebranie przywileju innej grupie
- pomoc udzieloną samej dziedzinie

Sam przykład z deficytem mężczyzn w środowisku nauczycieli dzieci to dobrze obrazuje. Ile by zyskali chłopcy na tym, gdyby mężczyźni włączali się w proces ich nauczania? Ile by zyskała nauka na tym, że chłopcy mieliby lepsze warunki do intelektualnego rozwoju?

A to już absurd, który ma ośmieszyć parytety:

Cytat:
Weźmy np. jakiś hipotetyczny parytet w biegach. Ja nie biegam zbyt szybko - to może zróbmy parytet i skróćmy bieżnię dla mnie, a pozostawmy normalną dla dobrych biegaczy.


Michał Dyszyński napisał:

Jestem na tyle świadomy, że wiem w czym jestem słabszy od innych ludzi, a w czym mocniejszy. Z resztą, ludzie wokół nie są głupi i widzą, czy ktoś zdobywa coś zgodnie ze swoimi zdolnościami i zasługami, czy też uzyskuje to gratis. Dawanie mi takiego "prezentu" uznałbym za policzek, za naigrawanie się.


Ten argument ad ego niestety nieźle się sprzedaje.
Ludzie nie rozumieją, że parytety to środek, który się stosuje tam, gdzie obecny rozkład sił jest niesprawiedliwy.
Bo jak np. polityka przez wieki była rzeczą męską, to tworzy to sytuację, która na stracie tworzy barierę dla kobiet i to nie tylko tych, które chcą startować do polityki, ale też każdej innej. Bo w systemie budowanym przez mężczyzn brakuje kobiecego punktu widzenia, co generalnie nie sprzyja sytuacji kobiet. Dopiero po sztucznym wspomożeniu parytetowym, można szanse wyrównać.

Powtórzę:
To nie kobiety mają przywileje dzięki parytetom, tylko dzięki nim (parytetom) odbierają je (przywileje) mężczyznom.

Więc teraz ja ad ego:
Faceci powinni w obronie przed poniżeniem być za parytetami dla kobiet w polityce. :)


Ostatnio zmieniony przez istota dnia Śro 20:08, 18 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33545
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:19, 19 Lut 2015    Temat postu:

istota napisał:
Z tym że te "poniżające" zachowania są w oczach mężczyzn dowodem szacunku, który polega na traktowaniu drugiego mężczyzny po partnersku. Kurtuazja, dżetelmenizm w stosunku do kobiet choć formalnie mają być rodzajem specjalnego szacunku okazywanego kobietom, w istocie są wyrazem pobłażliwości, lekceważenia.

Kobiety traktuje się jak dzieci, które zbyt ostre słowo czy gest może skrzywdzić, więc trzeba im serwować polukrowaną wersję rzeczywistości.

Hehe. Zastanawiałem się, czy pisać te posty Pan czy Pani. Po tym tekście mam już 90% pewności, że piszę do kobiety. Ta Pani ciekawa kreacja internetowa- osoby niepłciowej - nawet trochę mnie intrygowała. Stawiałem na kobietę, ale nie byłem pewien. Teraz raczej nie mam już wątpliwości. Tak dalekiej nieznajomości męskich zasad, psychologii nie mógłby mieć mężczyzna (chyba, że byłby to mężczyzna spędzający młodość, a potem żyjący w bardzo kobiecym, pozbawionym męskich "sytuacji" środowisku). :)
Dlatego wyjaśnię Pani, że w męskich odczuciach absolutnie (w większości, bo znowu nie piszę o wyjątkach) jest to inaczej. Mówiąc wprost motywy, które feministki tu dostrzegają tak wyraziście w zdecydowanej większości męskich umysłów nigdy nie powstają. To jest niezgodne z "działaniem"męskiego typu myślenia. Więc to jedynie kobieta mogła wpaść na pomysł, że mężczyzna miałby powód uknuć taka intrygę poniżania kobiet uprzejmością. Tak - u kobiet jest to możliwe, bardziej naturalne - one sobie nawzajem pichcą skomplikowane struktury emocjonalnych zależności, ukrytych motywów, ocen domniemanych i stwierdzonych (z resztą swoich facetów też jakże często dręczą taką postawą - żądając domyślania się niewypowiedzianego, odwrotnego interpretowania słów, odczytywania intencji z czegoś niewypowiedzianego itp.). Feministki są tu rzeczywiście o tyle kobietami, że nie widzą jak bardzo - z punktu widzenia męskiego umysłu - jest to absurd. Typowy mężczyzna (oczywiście - wyjątki oczywiście da się wskazać) nie będzie prowadził takiej gry w uczucia. To nie jest mu do niczego emocjonalnie potrzebne. Jego potrzeby emocjonalne działają innymi ścieżkami - raczej kierując się w stronę uproszczeń, niż nawarstwiania aluzji. Krótko mówiąc - mężczyzna raczej woli dać w mordę, skląć kogoś itp. niż oczekiwać, że oto druga strona zechce odczytać jego uprzejmość jako aluzję.

W gruncie rzeczy geneza męskiego dżentelmeństwa jest zupełnie inna...
Mężczyźni są dżentelmenami nie tylko w stosunku do kobiet, ale i do własnej płci (ten fakt kompletnie feministkom umyka, a może nie chcą go widzieć i z premedytacją o tym "zapominają"). I właściwie chyba ta męsko - męska część tworzenia mechanizmów uprzejmości jest tu jakoś ważniejsza. Widać to wyraźnie w tradycji japońskich samurajów - gdzie uprzejmość gentelmeńska i grzeczność zdaje się sięgać absurdu. A skąd się to wzięło?...
- Z poczucia i koncepcji HONORU , powiązanego z mechanizmami walki i wyzwania do niej. Ewolucyjnie patrząc na sprawę widać, jak wiele samców ze sobą walczy. I co ciekawe - nie walczą zawsze, w każdej sytuacji. Zwykle przed walką dochodzi do etapu wyzwania - np. gdy lwy na siebie ryczą, bawoły tupią i prychają itp. Samiec wobec drugiego samca uległy bardzo rzadko jest atakowany.
Mężczyźni dziedziczą cały ów psychologiczny samczy bagaż ewolucji. Niewiele wystarczy, aby mężczyznę sprowokować do walki - nawet na śmierć i życie. W pojedynkach zginęły tysiące (może miliony) mężczyzn (choćby Puszkin). Bo faktycznie w męskiej świadomości coś takiego jest, że - jesteś wyzwany do walki - musisz stanąć i sprostać temu wyzwaniu, bo jak nie to jesteś zerem, przegranym już na starcie. Do tego dochodzi to, że mężczyźni sa wyczuleni na nawet drobne oznaki agresji, które mogą być odczytane jako wyzwanie. Pani tego nie rozumie, bo zapewme nie wychowywała się jako chłopiec wśród chłopców - gdzie "solówka", czy inne powody do bicia się są absolutnie powszechne, oczywiste - odczuwane niejako przez skórę młodziutkiego samca. Wystarczy, że jeden na drugiego krzywo spojrzy, rzuci nieostrożne słowo, czasem rzeczywiście bez złej intencji. A wśród dorosłych jest jeszcze gorzej, bo dochodzi kwestia zagrożenia życia. Dlatego jeden mężczyzna - samiec (szczególnie młody, albo w towarzystwie kobiety), będący obok mężczyzny rywala (czyli obcego, nie zaprzyjaźnionego) właściwie do pewnego stopnia ma "duszę na ramieniu", jest pod presją, czy nie przyjdzie mu za chwilę stoczyć walki. On czuje wewnętrzny imperatyw, że nawet jeśliby nie miał wielkich szans, to jego obowiązkiem jest stanąć (może zginąć) w obronie owej kobiety, czy własnego honoru.
Niedawno prasa opisywała przypadek studenta zadźganego przez bandziora - sprawa wynikła, bo bandzior obraził dziewczynę. Student nie miał wyjścia - musiał jej bronić. A sam noża nie miał (może z resztą nigdy się nim w taki sposób nie posługiwał. To jest oczywiście tylko jeden z wielu przykładów, który pokazuje rzecz dla kobiet właściwie niezrozumiałą, a dla mężczyzn mających życiowe znaczenie - HONOR.
--- drobna dygresja - piszę tu nieco skrajnie - o elemencie, który choć występuje i jest odczuwalny, to faktycznie cywilizowanym społeczeństwie znacząco stępiał, ale jako podświadomy straszak i powód powstania, w przeszłości, pewnych zwyczajów, wciąż oddziaływuje.---
Warto dodać, że zgodnie z logiką męskiego honoru nawet samo nie zareagowanie na jakieś wyzwanie może zostać odczytane jako tchórzostwo! To też jest porażka. Mężczyzna ma "genetyczny obowiązek" być hardy i nieustraszony.
Ale oczywiście i samiec zwierzę i mężczyzna boją się walki. Boją się, że stracą życie, albo zdrowie. Dlatego są zainteresowani w tym, aby przynajmniej przypadkowo do owych groźnych starć nie dochodziło.
Gdyby tu żadnych "zabezpieczeń" nie było, to mężczyźni traciliby życie o wiele częściej, niż to miało miejsce w rzeczywistości. Bo jest tu jeden sprytny wynalazek ochronny - właśnie uprzedzająca grzeczność, dżentelmeństwo. Samuraj jest wobec drugiego samuraja grzeczny po prostu dlatego, aby ten drugi w najmniejszym stopniu nie poczuł się uznany za wyzwanego do walki, aby zminimalizować zagrożenie z jego strony (on z resztą czuje i zachowuje się podobnie, co obie strony solidarnie rozumieją i akceptują). Jeśliby bowiem któryś z nich uznał się za obrażonego, to z dużym prawdopodobieństwem jeden z nich straciłby życie, a już na pewno poczucie godności, szacunek otoczenia, status społeczny (gdyby się od razu poddał, czy uciekł) - właściwie wszystko - czyli dla niektórych coś gorszego, niż śmierć. Ten świat męskiego honoru, to naprawdę "nie przelewki". Pani tego nie rozumie, bo tego trzeba dotknąć, przeżyć - po to trzeba po prostu być mężczyzną, wychowującym się wśród mężczyzn.
Feministki na męskie uczucia i zachowania nakładają własny - kobiecy schemat, gdzie sobie można przygadywać, szturchać aluzjami i intrygami, prowadząc taką walkę latami. Bo tu będą tylko słowa, bo zwykle fizycznie nikt nie jest eliminowany. U mężczyzn kiedyś (właściwie często dość szybko) słowa sie kończą, a zaczyna się po prostu walka - być może kończąca się śmiercią, bądź kalectwem.
Tu warto dodać o jeszcze jednym ważnym aspekcie dżentelmeństwa - ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA SŁOWO. Dotyczy ona tych nieco bardziej "prawdziwych" dżentelmenów, osób którym zarzucenie kłamstwa jest bardzo poważnym despektem. Ktoś odpowiedzialny za słowo staje się automatycznie w stylu wypowiedzi dyplomatą - tam, gdzie pojawiałyby się kwestie drażniące, agresywne, będzie ich unikał. Ale do czasu!!! Dżentelmen nie rzuca na wiatr groźbami, a jeśli już komuś zagrozi, to znaczy, że jest gotów na najgorsze, bo właśnie honor, pozycja społeczna, wszystko co posiada są na szali jego słów.
I jeszcze jedno - dżentelmen nie poniża słabszych. Jest dla nich tak samo uprzejmy, jak dla tych silnych. Ale to nie działa po postawieniu zaprzeczenia - tzn. nie należy z tego wnioskować, że jeśli jeśli ktoś jest uprzejmy, to znaczy że stawia się na silniejszej pozycji, że uważa kogoś za słabszego (takie niepoprawne logicznie wynikanie być może świtało feministkom). Po prostu dżentelmen jest uprzejmy w zasadzie WOBEC KAŻDEGO i nie wynika stąd żaden wniosek na temat jego wyobrażeń kto jest słabszy, a kto silniejszy.
Ciekawe jest jednak wyjaśnienie DLACZEGO dżentelmen nie walczy ze słabszymi. Są na to trzy powody - pierwszy to po prostu prywatne uczucie to żadna frajda i honor pokonać słabszego, po drugie - w sensie społecznym korzyść z tego żądna. Ale to co najważniejsze, to... robienie sobie w plebejskim środowisku opinii zabijaki, który przyjmuje wyzwania i z którym można się bić. Kobiety nie zdają sobie sprawy jak wielu prymitywnych facetów gotowych jest dać nawet sprać się po mordzie, tylko po to, aby jeszcze z jednym kolejnym gościem spróbować się w bitce. Sam się temu dziwię, ale doświadczenie przekonało mnie o słuszności tego spostrzeżenia.
Na kobiety uprzejmość (dżentelmeństwo) przechodzi trochę jakby awansem z męskich stosunków, ale też jest tu dodatek nowy. Po prostu mężczyzna musi się nieco "trenować" w opanowywaniu swojej agresji, w byciu uprzejmym, nawet tam, gdzie teoretycznie nie boi się wyzwania. Ale nie do końca - w końcu znieważona kobieta może mieć męża, bądź braci....
Z moich obserwacji wynika, że jest tu w męskich umysłach prowadzona pewna dość skomplikowana gra z samym sobą - z własnymi instynktami, emocjami. Istotną rolę gra tu ten element, że chyba jest jakiś (ewolucyjny) przełącznik w mózgu, że jednak kobiety się nie atakuje. Tak ma chyba większość zwierząt, bo gdyby takich przełączników w mózgach samców zabrakło, to spora część z nich rozgrzana walką z innymi samcami zabijała by swoje partnerki podczas kopulacji (co mimo to czasem jednak się zdarza u niektórych gatunków). Bycie uprzejmym wobec kobiet, to takie męskie trenowanie się - nie szukam zwady, nie wykorzystuję sytuacji, gdy ktoś jest słabszy (tutaj fizycznie, ale to już dla wielu mężczyzn wystarczy).

Podsumowując - feministyczne koncepcje, że mężczyźni za pomocą dżentelmeństwa chcieliby jakoś poniżać kobiety są całkowicie błędne. Męska psychika tak po prostu nie działa - to jest niejako wbrew jej logice...


I na koniec drobna refleksja
Gdyby feministki miały więcej wyobraźni, gdyby do końca były w stanie zrozumieć znaczenia, jakie funkcjonują w męskim świecie, to ze swoimi wieloma "równościowymi" postulatami mocno by się zmitygowały. To jest świat znacznie bardziej mroczny od strony psychicznej (w Polsce samobójstw mężczyzn jest bodaj aktualnie 5-6 razy więcej niż kobiet), bardziej niebezpieczny i narażony na destrukcję. On nie jest fajny. Nie warto się do niego pchać (ja sam też unikam typowo "męskich w stylu" okoliczności, bo ani mnie one bawią, ani nie specjalnie je cenię - uważam się bardziej za człowiek środka, który stara się widzieć możliwie wiele, ale się mało angażuje w pierwotne emocje i instynktowną stronę życia). Co prawda statystyki pokazują, że choroby psychiczne częściej dotykają kobiet, ale moim zdaniem ta różnica bierze się nie z realnego stanu, tylko z tego, że mężczyzn w ogóle trudniej się diagnozuje, a mężczyźni - wariaci częściej lądują w więzieniu, niż kobiety bo po prostu genetycznie mają skłonność do ukrywania uczuć, więc są słabiej diagnozowani przez psychiatrów.
W każdym razie - feministki nie wiedzą w jaką ciemność wchodzą, próbują wdzierać się - do tego co przez lata było zarezerwowane dla mężczyzn (np. kobiety żołnierki, kobiety w agresywnych sportach walki). To chyba nic dobrego...

I na (drugi już...) koniec przydałoby się drobne sprostowanie - dopowiedzenie.
Chociaż geneza owej męskiej uprzejmości jest taka, jak opisałem, to nie oznacza, iż w dzisiejszych - cywilizowanych - czasach nie doszły tu inne elementy - po prostu wychowania, często zwykłej ludzkiej życzliwości i sympatii. Ja na przykład najczęściej staram się być miły i uprzejmy (wobec kobiet i mężczyzn - to nie robi różnicy) chyba głownie właśnie z dobrych uczuć, potrzeby serca. Nie z jakich ukrytych motywów.
I jakoś przykro jest mi, że pewna grupa kobiet (feministki) tę moją postawę interpretuje dokładnie odwrotnie - jako objaw uczuć negatywnych, jako poniżanie. Cóż, w dzisiejszym feminizmie jest po prostu spora doza oszołomstwa i elementy spiskowego widzenia świata, gdzie wszystko co da się zaobserwować dotąd wykręca się w te i we wte, aż będzie potwierdzało z góry założoną tezę...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 3:05, 20 Lut 2015, w całości zmieniany 11 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 14:52, 20 Lut 2015    Temat postu:

Cytat:
Tak dalekiej nieznajomości męskich zasad, psychologii nie mógłby mieć mężczyzna (chyba, że byłby to mężczyzna spędzający młodość, a potem żyjący w bardzo kobiecym, pozbawionym męskich "sytuacji" środowisku).


Cytat:
Mężczyźni dziedziczą cały ów psychologiczny samczy bagaż ewolucji.


Cytat:
Mężczyzna ma "genetyczny obowiązek" być hardy i nieustraszony.


Jest Pan niezdecydowany. Ta rzeczona męska logika to dzieło genów czy kultury? Skoro genów to czemu ja jako mężczyzna wychowany w „kobiecym” środowisku miałbym tych genetycznych imperatywów nie realizować, a tym samym ich nie rozumieć?
Cytat:

Niewiele wystarczy, aby mężczyznę sprowokować do walki…

Cytat:
Wystarczy, że jeden na drugiego krzywo spojrzy, rzuci nieostrożne słowo, czasem rzeczywiście bez złej intencji…


No, proszę, zupełnie jak feministki :mrgreen: :
Cytat:
I jakoś przykro jest mi, że pewna grupa kobiet (feministki) tę moją postawę interpretuje dokładnie odwrotnie - jako objaw uczuć negatywnych, jako poniżanie.


Cytat:
Feministki na męskie uczucia i zachowania nakładają własny - kobiecy schemat, gdzie sobie można przygadywać, szturchać aluzjami i intrygami, prowadząc taką walkę latami. Bo tu będą tylko słowa, bo zwykle fizycznie nikt nie jest eliminowany. U mężczyzn kiedyś (właściwie często dość szybko) słowa sie kończą, a zaczyna się po prostu walka - być może kończąca się śmiercią, bądź kalectwem.


O intryganctwo jak Pan słusznie zauważył, nie ma co przeciętnych mężczyzn podejrzewać i ja też w żaden sposób tego nie robię.
Poniżanie, o którym piszę, jest właśnie najczęściej nieuświadamiane.
A kobieca słabość nie ogranicza się w męskiej podświadomości nie tylko do ich fizyczności czy nawet wrażliwości, a obejmuje całą kobiecą podmiotowość.
Kobietę osłabia jej zamanifestowana kobiecość. Jej ciało, jej powierzchowność, głos, postawa, stereotypowa rola matki.
Pan, który przeprowadza wywiad ze sławną aktorką, oczywiście nie ma na celu obrażenia jej tym, że zadaje jej tak płytkie pytanie, jakie do głowy by mu nie przyszyło, jeśliby rozmawiał z aktorem.
Komentator internetowy broń Boże nie chce poniżyć kobiety ciągle zwracając uwagę na to, jak wspaniale wygląda, a zupełnie ignorując jej wkład umysłowy.
To co Pan tu próbuje przeforsować to przekonanie, że prawda tkwi w intencjach, a nie w faktach, sytuacji zaistniałej. A sytuacja istnieje tak, ja odbierają ją jej uczestnicy, którzy (choć może się to Panu nie podobać) nie ograniczają się do mężczyzn.
Więc może Pan nie jest tego świadomy, ale pisząc...:
Cytat:
Cóż, w dzisiejszym feminizmie jest po prostu spora doza oszołomstwa i elementy spiskowego widzenia świata, gdzie wszystko co da się zaobserwować dotąd wykręca się w te i we wte, aż będzie potwierdzało z góry założoną tezę...


...znieważa Pan kobiecy punkt widzenia, bo ja Pan wcześniej zauważył, nie z feminizmu, a z kobiecości w ogóle wynika doszukiwanie się drugiego dna.
A to, że to dno sięga głębiej niż do męskiej świadomości niczego nie zmienia.
Pan chce, żeby męski punkt widzenia zdominował ten kobiecy, oszołomski, mniej wartościowy w Pana oczach (a taki najwidoczniej jest, biorąc pod uwagę język, jakim Pan go opisuje).
Chce Pan, żeby kobiety podporządkowały się męskiej prostocie.

Udowodnił mi Pan tym postem, że jest Pan mizoginem. I ani moja domniemana płeć żeńska, ani nawet ewidentny feminizm nie czynią mojej oceny mniej zgodnej z rzeczywistością, niż gdybym to napisał z pozycji białego heteroseksualnego i stereotypowego mężczyzny.
Przy okazji udało mi się dowieść po raz kolejny, że dżentelmenizm idzie w parze z mizoginią. Bo nie śmiem wątpić w Pana dżentelmenizm po powyższym wywodzie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33545
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:46, 20 Lut 2015    Temat postu:

istota napisał:
...znieważa Pan kobiecy punkt widzenia, bo ja Pan wcześniej zauważył, nie z feminizmu, a z kobiecości w ogóle wynika doszukiwanie się drugiego dna.
A to, że to dno sięga głębiej niż do męskiej świadomości niczego nie zmienia.
Pan chce, żeby męski punkt widzenia zdominował ten kobiecy, oszołomski, mniej wartościowy w Pana oczach (a taki najwidoczniej jest, biorąc pod uwagę język, jakim Pan go opisuje).
Chce Pan, żeby kobiety podporządkowały się męskiej prostocie.

Niczego takiego nie postulowałem. I nie chcę, aby jakikolwiek punkt widzenia dominował jakiś inny. Skąd takie domniemania?
... pewnie z samego feminizmu (bo przecież nie z mojego tekstu).
Właściwie to trochę zaczynam dostrzegać znaczące podobieństwa pomiędzy feminizmem, a zaawansowanym trollowaniem. Oba działają na takiej zasadzie, że najpierw próbuję jakiś absurd wcisnąć drugiej stronie - jaki by nie był. Może kupi, może się złapie. Jak się złapie, to mamy przyczółek, na którym można się "obudować" eskalując absurd do większej wartości.
Dżentelmeństwo - uprzejmość jako poniżanie.
Gdyby facet wepchnął się pierwszy przed kobietę feministkę drzwiach ta pewnie odczułaby: ale się wywyższa, pierwszy włazi, myśli, że jest lepszy. Jak w podobnej sytuacji facet przepuści grzecznie kobietę feministkę w drzwiach, ta skonkluduje: ale się wywyższa, chce mnie specjalnie poniżyć swoją grzecznością!
Co takiego miałby mężczyzna (nie)robić, aby kobiet nie poniżać, aby nie być mizoginem?...
Jest takie coś?...
Ja wątpię, że wobec wojującej feministki dałoby się znaleźć zadowalający ją, w miare sensowny zestaw satysfakcjonujących męskich zachowań. Tu po prostu wszystko jest męską dominacją i męskiej dominacji służy i tylko kwestia czasu i rozwoju samej debaty zdeterminuje, czy objawem męskiego mizoginizmu nie będzie to, że świeci słońce, albo że wyginęły dinozaury.
Dla mnie ten najbardziej zaawansowany feminizm, to kapitalny trolling, czyli po prostu irytowanie innych oskarżeniami, pomówieniami, domysłami, mniemaniami dla samej przyjemności tegoż irytowania. Tu już dawno rozsądek zawieszono na kołku, już dawno dążenie do zachowania przez pojęcia i myśli spójności uległo jedynemu celowi, który jest stał się bogiem - celem samym w sobie - udowadniać, na wszelkie możliwe sposoby, że mężczyźni chcą poniżać kobiety.

istota napisał:
...Udowodnił mi Pan tym postem, że jest Pan mizoginem. I ani moja domniemana płeć żeńska, ani nawet ewidentny feminizm nie czynią mojej oceny mniej zgodnej z rzeczywistością, niż gdybym to napisał z pozycji białego heteroseksualnego i stereotypowego mężczyzny.
Przy okazji udało mi się dowieść po raz kolejny, że dżentelmenizm idzie w parze z mizoginią. Bo nie śmiem wątpić w Pana dżentelmenizm po powyższym wywodzie.

Ta część wydaje mi się ciekawa o tyle, że jest już z ducha na tyle w feministyczno - trollingowym stylu, iż znowu zaczynam wątpić, w moją diagnozę, że jest Pani realnie kobietą. Może i nie...
---- tu dygresja - piszę i będę - konsekwentnie - pisał "Pani", bo mi tak wygodnie, nawet jeśli jest Pani w mężczyzną (w jakimś sensie?... - genetycznym - chromosomalnym, kulturowym, psychicznym, somatycznym?....). Wygodnie jest mi zatem przyjąć w tym miejscu kolejny koncept lewicowy, tzn. że płeć jest zależna od tego co się chce, a nie tego co w chromosomach, czy wyglądzie narządów płciowych - więc w takiej sytuacji mam pełne prawo przyjąć płeć psychologiczną, po mojemu nie wnikając już w jakieś ewentualne dodatkowe "realia" - to będzie w pełni w zgodzie z tym, że płeć sobie wybieramy, jak chcemy. Jak nie ma dodatkowych twardych danych, to najlepsza jest tu moja decyzja, moja władza, MÓJ WYBÓR :) ---
Faktycznie jednak, gdyby na Pani teksty nałożyć schemat trolla, kogoś z premedytacją udającego feministkę, to mielibyśmy pewnie podobny styl wypowiedzi. Ale powtarzam - to mnie nawet mało interesuje - w tej sytuacji - MOJĄ decyzją jest tu dla mnie Pani kobietą :)

Ale mam jeszcze jedną refleksję, związaną z wypowiedzią "jest Pan mizoginem". Znowu NAZWA. Nazwą łatwo jest rzucać, bo to prawie nic nie kosztuje. To, na ile z nazwą da się powiązać ideę, która jest tej nazwy desygnatem, jest sprawą osobną. Ludzie o to nie dbają. Zwykle poprzestają na zabawie w emocje - jeśli nazwa emocje ma szanse wzbudzić, to chętnie jej użyją. Przerzucają się w mediach owymi nazwami przypisaniami - ktoś krzyczy "zdrajca", inny "hańba", ktoś skanduje "zło dzie je".
Czy umie Pani nadać sens swoim słowom?
- Niby dlaczego jestem mizoginem?
- Pewnie dlatego, że tak, tak uznaję.
Już od dłuższego czasu większość (ponad 90%) epitetów wobec ludzi, jakie spotykam w dyskusjach traktuję jako PUSTE, jako znaczeniowe śmieci. Ot zabawa emocjami, bez poparcia w spójności rozumowania. Ale... może się bawmy...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 17:27, 20 Lut 2015    Temat postu:

Cytat:
Niczego takiego nie postulowałem. I nie chcę, aby jakikolwiek punkt widzenia dominował jakiś inny. Skąd takie domniemania?
... pewnie z samego feminizmu (bo przecież nie z mojego tekstu).


Jeśli ktoś nazywa czyjś punt widzenia oszołomstwem, trollingiem, dopatrywaniem się rzeczy, których nie ma etc., to oczywistym jest, że takiego puntu widzenia nie poważa.
A ponieważ ta feministyczna perspektywa, która tak Panu bardzo nie pasuje jest przede wszystkim perspektywą kobiecą, to oczywistym jest, że jedynymi godnymi uwagi spostrzeżeniami są w Pana oczach te, które wynikają z przyjęcia męskiego (bądź przynajmniej niekobiecego) punktu widzenia.

Zabawne, że Pan potrafi w jednym i tym samym poście wyrazić zdumienie tym, co Pański interlokutor Panu wytyka oraz wręczyć mu kolejny argument:
Cytat:
Dla mnie ten najbardziej zaawansowany feminizm, to kapitalny trolling, czyli po prostu irytowanie innych oskarżeniami, pomówieniami, domysłami, mniemaniami dla samej przyjemności tegoż irytowania.
Właściwie to trochę zaczynam dostrzegać znaczące podobieństwa pomiędzy feminizmem, a zaawansowanym trollowaniem. Oba działają na takiej zasadzie, że najpierw próbuję jakiś absurd wcisnąć drugiej stronie - jaki by nie był. Może kupi, może się złapie. Jak się złapie, to mamy przyczółek, na którym można się "obudować" eskalując absurd do większej wartości.


Cechą znamienną trolla jest nagminne ośmieszanie przez sprowadzenie do absurdu. Przyganiał kocioł garnkowi?:
Cytat:
Gdyby facet wepchnął się pierwszy przed kobietę feministkę drzwiach ta pewnie odczułaby: ale się wywyższa, pierwszy włazi, myśli, że jest lepszy. Jak w podobnej sytuacji facet przepuści grzecznie kobietę feministkę w drzwiach, ta skonkluduje: ale się wywyższa, chce mnie specjalnie poniżyć swoją grzecznością!
Ja wątpię, że wobec wojującej feministki dałoby się znaleźć zadowalający ją, w miare sensowny zestaw satysfakcjonujących męskich zachowań. Tu po prostu wszystko jest męską dominacją i męskiej dominacji służy i tylko kwestia czasu i rozwoju samej debaty zdeterminuje, czy objawem męskiego mizoginizmu nie będzie to, że świeci słońce, albo że wyginęły dinozaury.


I mnie najbardziej zaciekawiła ta część:

Cytat:
Ta część wydaje mi się ciekawa o tyle, że jest już z ducha na tyle w feministyczno - trollingowym stylu, iż znowu zaczynam wątpić, w moją diagnozę, że jest Pani realnie kobietą. Może i nie...


Cytat:
Faktycznie jednak, gdyby na Pani teksty nałożyć schemat trolla, kogoś z premedytacją udającego feministkę, to mielibyśmy pewnie podobny styl wypowiedzi. Ale powtarzam - to mnie nawet mało interesuje - w tej sytuacji - MOJĄ decyzją jest tu dla mnie Pani kobietą :)


Innymi słowy twierdzi Pan, że chyba tylko kobieta może coś takiego pisać poważnie? A facet ( i tylko facet) już tylko w duchu trollerskim?
Nie będę tym razem Pana wyręczać. Niech Pan sam zgadnie, o czym to świadczy.

Moja decyzja o hermafrodyckim sposobie wypowiadania się była podyktowana m.in. tym, żeby pewne utajone rzeczy pokazać. Póki co świetnie Pan się spisuje.

Cytat:
Czy umie Pani nadać sens swoim słowom?
- Niby dlaczego jestem mizoginem?
- Pewnie dlatego, że tak, tak uznaję.


Pyta Pan i sam sobie odpowiada? Podpowiada? Pyta, czy w ogóle umiem nadać sens swoim słowom? Czy naprawdę potrafię swoim małym kobiecym (jak Pan założył) móżdżkiem podołać temu jakże karkołomnemu zadaniu? A kończąc ten feminibełkot, przypomnę definicję mizoginii, która wynika z mojej wcześniejszej wypowiedzi, a która Panu nie wiedzieć czemu umknęła:

Mizogin – mężczyzna, który nie nie szanuje kobiecości (kobiecego punktu widzenia).
Cytat:

Już od dłuższego czasu większość (ponad 90%) epitetów wobec ludzi, jakie spotykam w dyskusjach traktuję jako PUSTE, jako znaczeniowe śmieci. Ot zabawa emocjami, bez poparcia w spójności rozumowania. Ale... może się bawmy...


Mam nadzieję, że równie krytyczny jest Pan co do własnych etykietek, od których Pan bynajmniej nie stroni.


Ostatnio zmieniony przez istota dnia Pią 17:30, 20 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33545
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:20, 20 Lut 2015    Temat postu:

istota napisał:
Cytat:
Niczego takiego nie postulowałem. I nie chcę, aby jakikolwiek punkt widzenia dominował jakiś inny. Skąd takie domniemania?
... pewnie z samego feminizmu (bo przecież nie z mojego tekstu).


Jeśli ktoś nazywa czyjś punt widzenia oszołomstwem, trollingiem, dopatrywaniem się rzeczy, których nie ma etc., to oczywistym jest, że takiego puntu widzenia nie poważa.
A ponieważ ta feministyczna perspektywa, która tak Panu bardzo nie pasuje jest przede wszystkim perspektywą kobiecą, to oczywistym jest, że jedynymi godnymi uwagi spostrzeżeniami są w Pana oczach te, które wynikają z przyjęcia męskiego (bądź przynajmniej niekobiecego) punktu widzenia.

Ustalmy pewne podstawowe okoliczności, bo tutaj mamy tak dużo nieporozumień i manipulacji, że aż w oczy kłuje.
Nie nazywam oszołomem Pani osobiście. Szanuję Panią i ogólnie wszystkie kobiety. Powiem więcej właściwie od lat uważam kobiecość za, hmmm, lepszą (!) stronę człowieczeństwa. Ale tę prawdziwą kobiecość (!), a nie jakieś urojone fobie na temat męsko - damskich ambicji, czy walki płci, które jakoby mają kobiecości służyć (choć w gruncie rzeczy ją deprecjonują). W jakimś sensie nie tylko kobiecość szanuję, ale ma ona dla mnie wręcz święty (!) wymiar. I chyba właśnie dlatego ZA PONIŻAJĄCE DLA OWEJ ŚWIĘTOŚCI uważam robienie się przez niektóre kobiety na mężczyzn (tych złych, a nie tych wartych naśladowania), deptanie kobiecych wartości z powodu ambicji ścigania się z mężczyznami tam, gdzie akurat nie warto się ścigać, gdzie zwycięstwo będzie porażką (umysłu). Jestem chrześcijaninem, a z tego wynika szczególnie wysokie posadowienie w mojej hierachii takich cech idei, jak MIŁOŚĆ, POŚWIĘCENIE, BYCIE DOBRYM, RACZEJ POKORNYM, NIŻ DOMINUJĄCYM. Te cechy tradycyjnie były przypisane kobietom, ale też chrześcijaństwo podniosło je do rangi ideałów ogólnych - dla wszystkich - szczególnie dla mężczyzn, aby do nich dorośli. Tak już mam, że te wartości wyjatkowo cenię, a kobiecość z nimi związaną - tym bardziej. Uważam że to w tych dobrych cechach ludzkość powinna się "ścigać" - szczególnie mężczyźni - którzy tak wiele w historii grzechów brutalności mają na sumieniu.
Tymczasem feministki postawiły na piedestał wartości kobiety właściwie dokładnie przeciwnej moim ideałom - wielbią osobowość twardej, zajadłej wojowniczki, która niczym samiec goniący inne samce wokół samicy w rui, będzie lała w mordę każdego, kto na nią krzywo spojrzy, kto być może ma wobec niej (prawdziwy, czy domniemany despekt). Feministki - niczym ta pojedynkująca się z powodu męskiego ego kibolska tłuszcza z czasów i wieków - też propagują teraz ideał kobiety w stylu: walcz, bij, szukaj w czym może znajdzie się pretekst do walki o twoje ego, o więcej dla ciebie; bądź egoistką, bo ci się należy, bo inne kobiety były gnębione...
Dla mnie feministki depczą to co piękne w kobiecości, co mnie chwyta za serce zostawiając bezradnym, ale też zachwyca w najwyższym stopniu - depczą po prostu dobroć, poświęcenie, ciepło i miłość. Ostatecznie feministki próbują to co w kobietach piękne, przerobić przeciwieństwo - czyli coś ala agresywna męska zajadłość (której ani nie lubię, ani nie szanuję), która tak wiele zła spowodowała w historii świata.

I ta feministyczna perspektywa NIE JEST PRAWDZIWĄ KOBIECĄ PERSPEKTYWĄ. Dla mnie to jest raczej perspektywa zajadłego szaleńca, który o wszystko chce mieć pretensje, o wszystko chciałby się bić, wszystko miec za złe, nie szanuje tego co piękne, wielbiąc to, co brutalne. Pytałem wiele kobiet o ich stosunek do współczesnego feminizmu - praktycznie wszystkie dystansują sie od niego. Kobiety które znam, są znacznie mądrzejsze od feministek. Są rozsądne, nie agresywane, nie doszukują się ataku, czy chęci obrażenia za każdym kierowanym do nich słowem, gestem, potrafią cieszyć się z tego, co im daje związek z mężczyznami (oczywiście nie tylko z nimi), z dziećmi, z tym co po dobremu ludzkie.
Stawianie równości pomiędzy perspektywą feministyczną (w nazwie feminizm ma "kobiecość", ale w ideałach jej się zaparł, więc nie ulegajmy złudzaniom) a rzeczywistą kobiecością jest wielkim zafałszowaniem.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 18:24, 20 Lut 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33545
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:40, 20 Lut 2015    Temat postu:

istota napisał:
Moja decyzja o hermafrodyckim sposobie wypowiadania się była podyktowana m.in. tym, żeby pewne utajone rzeczy pokazać. Póki co świetnie Pan się spisuje.

Oczywiście. Ale zobaczymy co tego wyjdzie na koniec.
Walnę moją twardą tezę prosto na stół: W feministycznych twierdzeniach jest w istocie 80% fobii i samego odgórnego (czyli antyobiektywnego, blokującego bezstronność) nastawienia, a może z 20% pozostałych procentów ma jakieś potwierdzenie w realnych zależnościach. Po prostu istotą feminizmu jest widzieć wszędzie zagrożenie ze strony mężczyzn. To założenie zupełnie ignoruje, na ile w ogóle dla owej tezy jest pokrycie w realiach.
Pewien podróżnik napisał o małym, nieważnym na arenie państewku w Azji tekst, który mi się spodobał. Brzmiał on z grubsza tak: w tym państwie panuję od lat bezprzykładna szpiegomania, poszukiwanie wrogich służb wszędzie, gdzie tylko się - postawa właściwa wszystkim państwom, w których nie ma nic do wyszpiegowania...
Analogicznie jest z feminizmem - osoby nim zauroczone widzą męskie poniżanie i agresję wszędzie i co by się nie działo. Jak mężczyzna powie "dzień dobry", to tak, żeby poniżyć kobietę, jak dzień dobry nie powie, to znaczy że poniżał kobietę brakiem przywitania... Feministki ze swoim podejściem zawędrowały w opary obłędu - widzą rzeczy, których nie ma i nigdy nie było. Niczym staruszkowie, którzy dopatrują się intryg wrednej rodziny, która chowa im pamiątki i klucze, albo na złość przestawia przedmioty (choć po prostu sami to robią, a potem nie pamiętają). Jak zaprzeczysz, jak próbujesz wytłumaczyć, że przecież fakty sa inne, to stajesz się wrogiem - "i ty też jesteś z nimi!!!".
Tak wiem, że nawet to moje zdanie (to w szczególności), jak i inne jeszcze raz POTWIERDZI, jak to mężczyźni atakują kobiety i są mizoginami.
Bo w ramach feminizmu Nie istnieją zjawiska i symptomy, które nie potwierdzałyby głównych feministycznych tez. Po prostu wszystko będzie potwierdzeniem, bez względu na to jak się wydarzy - na prawo, czy na lewo, na plus, czy na minus. Wszystko feministyczna myśl zinterpretuje jako potwierdzenie dla siebie. Współczesny feminizm w swojej najbardziej roszczeniowej postaci jest więc poglądem idealnie niefalsyfikowalnym. :) I musi tak być, bo opiera się mechanizmie błędnego koła, czyli potwierdzaniu swoich tez za pomocą własnych założeń, a nie czerpania z obiektywnych faktów zewnętrznych.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 19:11, 20 Lut 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 20:04, 20 Lut 2015    Temat postu:

Cytat:
Ustalmy pewne podstawowe okoliczności, bo tutaj mamy tak dużo nieporozumień i manipulacji, że aż w oczy kłuje.
Nie nazywam oszołomem Pani osobiście.


Nazywa Pan oszołomami feministki. Jeśli jestem feministką, to tym samym, nazywa mnie Pan oszołomem. Logika.
Jest Pan jednym z licznych przykładów mężczyzn, którzy swój szacunek do kobiet niestety tylko deklarują.

Cytat:
Szanuję Panią i ogólnie wszystkie kobiety.


W to, że Pan szanuje stereotypowo rozumianą kobiecość nie wątpię. Najwięksi mizogini ją szanują, np. dobrze znany szowinista Janusz Korwin Mikke.
Pan Janusz Korwin Mikke i Pan Michał Dyszyński mają jedną cechę wspólną. Oddam to metaforycznie.
Panowie twierdzą, że lubią kawę, bo smakuje im Cappuccino. Wszystkie inne kawy odsądzają od kawości, bo nie smakują jak Cappuccino.

Gratuluję megalomanii płynącej z przekonania o byciu ekspertem od rozstrzygania tego, co jest prawdziwie kobiece…:
Cytat:
Powiem więcej właściwie od lat uważam kobiecość za, hmmm, lepszą (!) stronę człowieczeństwa. Ale tę prawdziwą kobiecość (!), a nie jakieś urojone fobie na temat męsko - damskich ambicji [...]


Cytat:
Tymczasem feministki postawiły na piedestał wartości kobiety właściwie dokładnie przeciwnej moim ideałom –


Bardzo mi przykro, że kobieta będąca ideałem feministek nie jest w Pana guście. Tak jak bardzo mi przykro, że w moim guście nie jest muzyka nadawana z większości stacji radiowych. W przeciwieństwie do Pana jednak ani tym feministycznym kobietom, ani tej współczesnej muzyce nie ośmielę się odbierać prawdziwości, tylko dlatego, że nie pasują do czyichś ideałów.

Cytat:

Dla mnie feministki depczą to co piękne w kobiecości, co mnie chwyta za serce zostawiając bezradnym, ale też zachwyca w najwyższym stopniu - depczą po prostu dobroć, poświęcenie, ciepło i miłość. Ostatecznie feministki próbują to co w kobietach piękne, przerobić przeciwieństwo - czyli coś ala agresywna męska zajadłość (której ani nie lubię, ani nie szanuję), która tak wiele zła spowodowała w historii świata.


Innymi słowy lubi Pan tylko część kobiecości. Kobieca natura nie jest (na Pana nieszczęście) tak płaska, jak Pan to w swoim ideale dostrzega.
Prawdziwa (a więc autentyczna) kobieta najczęściej będzie mieszanką tej anielskiej dobroci i ciepła oraz zajadłości i waleczności. A wszystkie te cechy są dobre i potrzebne w odpowiednich kontekstach.
Tutaj mi się przypomina przykład pewnej kobiety znanej mi z czasów licealnych – uosobienie dobroci, wzór do naśladowania, pacyfizm absolutny. Miała tylko jedną wadę – dawała się wykorzystywać innym ludziom. I choć źle się z tym czuła, nie umiała tego zmienić, bo była za dobra.
Niech Pan przemyśli, czy aby słusznie Pan tak na piedestał te anielskie superlatywy kobiece stawia

Cytat:
Pytałem wiele kobiet o ich stosunek do współczesnego feminizmu - praktycznie wszystkie dystansują sie od niego. Kobiety które znam, są znacznie mądrzejsze od feministek. Są rozsądne, nie agresywane, nie doszukują się ataku, czy chęci obrażenia za każdym kierowanym do nich słowem, gestem, potrafią cieszyć się z tego, co im daje związek z mężczyznami (oczywiście nie tylko z nimi), z dziećmi, z tym co po dobremu ludzkie.


Nic dziwnego, że kobiety (nie będące z Pana definicji) feministkami nie zgadzają się z tym, co twierdzą feministki. :mrgreen:
Nic dziwnego, że są w Pana oczach mądrzejsze i bardziej kobiece, skoro Pan ma takie ideały jakie ma. O gustach się nie dyskutuje.

Cytat:
Stawianie równości pomiędzy perspektywą feministyczną (w nazwie feminizm ma "kobiecość", ale w ideałach jej się zaparł, więc nie ulegajmy złudzaniom) a rzeczywistą kobiecością jest wielkim zafałszowaniem.


Niektórzy, widać, nie wyrastają z bajek.

Cytat:
Wszystko feministyczna myśl zinterpretuje jako potwierdzenie dla siebie. Współczesny feminizm w swojej najbardziej roszczeniowej postaci jest więc poglądem idealnie niefalsyfikowalnym. :) I musi tak być, bo opiera się mechanizmie błędnego koła, czyli potwierdzaniu swoich tez za pomocą własnych założeń, a nie czerpania z obiektywnych faktów zewnętrznych.


Niech Pan zauważy, że sam Pan padł ofiarą tego mechanizmu, bo cokolwiek feministka Panu zarzuci, weźmie Pan to za objaw jej obłędu, pozbawiony wartości poznawczych. Nawet nie będzie Pan podejrzewać, że feministka choćby przypadkiem może mieć rację...

Pozostałości nie komentuje, bo to w koło (o)błędne to samo :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin