Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

NIetypowo o Markscie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6692
Przeczytał: 97 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:35, 22 Gru 2024    Temat postu: NIetypowo o Markscie

Postmodernizm nie jest marksizmem! - prof. Adam Wielomski
https://www.youtube.com/watch?v=sfEnG0VYIdw

Semele się pewnie spodoba :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23215
Przeczytał: 57 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:19, 22 Gru 2024    Temat postu: Re: NIetypowo o Markscie

Andy72 napisał:
Postmodernizm nie jest marksizmem! - prof. Adam Wielomski
https://www.youtube.com/watch?v=sfEnG0VYIdw

Semele się pewnie spodoba :)


Jak odsłucham, co może nastąpić nieprędko to się ustosunkuję.
Bez Wielomskiego sądzę że Marks nie był postmodernistą.

Czerwony Front

PRZEŁĄCZ NAWIGACJĘ
Marksizm kontra postmodernizm
Opublikowane przez Revolutionary Communist International w dniu 19 grudnia 2021
postmo
Postmodernizm jest amorficzną szkołą filozoficzną, która zyskała na popularności w okresie powojennym. Początkowo jako marginalny nurt, z czasem urósł do rangi jednej z dominujących szkół filozofii burżuazyjnej, przenikającej do dużej części, jeśli nie do większości dzisiejszego środowiska akademickiego. Poniżej publikujemy artykuł Daniela Morley’a i Hamida Alizadeha, pierwszy z serii artykułów, które z marksistowskiej perspektywy będą analizować różne aspekty postmodernizmu.

Zabawa w chowanego z prawdą
Historia filozofii zna szeroki wachlarz szkół, podszkół i nurtów obejmujących różnorodne światopoglądy i zasady. W obrębie tych niezliczonych tendencji, wśród których jedne były racjonalne i materialistyczne, a inne idealistyczne i szalenie mistyczne, zgadzano się przynajmniej co do tego, że cechą charakterystyczną wszelkiej teorii jest konsekwencja, precyzja i dbałość o szczegóły. W jakikolwiek sposób filozofia by się nie wyrażała, w ostateczności była ona walką o prawdę i nawet najbardziej reakcyjni filozofowie musieli to przyznać. Ludzie tacy, jak Augustyn z Hippony, którego teoria boskiej iluminacji stanowiła ideologiczny kręgosłup średniowiecznej reakcji w Wiekach Ciemnych, przynajmniej próbowali przedstawiać swoje argumenty jako spójne i rozsądne.

Jakże zmieniły się czasy. W okresie schyłku kapitalizmu również filozofia przeszła proces regresji. Najjaskrawszym przejawem tej tendencji jest postmodernizm. Przez ostatnie pół wieku lub dłużej nurt ten rozprzestrzeniał się niczym wirus po całym świecie, przenosząc się z kraju do kraju, nieustannie mutując w nowe i coraz to bardziej dziwaczne warianty. Wytworzył on pomniejsze tendencje, takie jak postkolonializm, teoria queer, kilka odłamów feminizmu oraz wiele innych idei, które w bardziej lub mniej jawnych formach dominują w dzisiejszych naukach społecznych i środowisku akademickim.

W dziedzinie filozofii postmodernizmu na największe umysły w historii patrzy się z pogardą i bezceremonialnie odrzuca. Potępia się rozum, a irracjonalność i nierozumność podnosi się do rangi naczelnej zasady. Teoretyczna uczciwość i dążenie do prawdy toną w niekończących się zastrzeżeniach, dwuznacznościach i niezrozumiałym języku. Poniższy cytat jest doskonałym przykładem na to:

Ważniejszy niż polityczna lewicowość, bliższy zbiegu intensywności: rozległy ruch podziemny, chwiejny, w gruncie rzeczy bardziej rozedrgany, z którego powodu prawo wartości ulega dezintegracji. Wstrzymanie produkcji, nierekompensowane konfiskaty jako sposoby konsumpcji, odmowa „pracy” (iluzoryczna?), wspólnoty, happeningi, wyzwolenie seksualne, ruchy, okupacje, squotowanie, porwania, produkcja dźwięków, kolorów, bez intencji artystycznych. Oto „ludzie produkcji”, „dzisiejsi mistrzowie”: margines społeczny, malarze eksperymentalni, hippisi i yippies, pasożyty, szaleńcy, wariaci. Jedna godzina ich życia oferuje więcej intensywności i mniej intencji niż 300 tysięcy słów zawodowego filozofa.1

Nie wiemy, czy godzina z życia marginesu społecznego, malarzy eksperymentalnych, hippisów i yippies, pasożytów, szaleńców czy wariatów może zaoferować więcej intensywności niż słowa nieokreślonego „profesjonalnego filozofa”, ale z pewnością nawet z tego krótkiego fragmentu jasno wynika, że zaledwie pięć minut czyjegokolwiek życia jest warte znacznie więcej niż 300 tysięcy słów konkretnego filozofa.

Bez choćby cienia uśmiechu na twarzy, postmoderniści wysuwają najbardziej śmieszne i absurdalne twierdzenia oraz propozycje. Jean Baudrillard, dla przykładu twierdził, że rzeczywistość zniknęła, a wraz z nią wszelkie znaczenie. Aby zilustrować swój punkt widzenia, z widoczną aprobatą parafrazuje (i wyolbrzymia) słowa Eliasa Canettiego: itp itd


czerwonyfront.org


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Nie 21:28, 22 Gru 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23215
Przeczytał: 57 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 2:40, 23 Gru 2024    Temat postu:

Marksizm kontra postmodernizm
tow. Damian Morley, tow. Hamid Alizadeh30 January 2022

Postmodernizm jest amorficzną szkołą filozoficzną, która zyskała na popularności w okresie powojennym. Początkowo jako marginalny nurt, z czasem urósł do rangi jednej z dominujących szkół filozofii burżuazyjnej, przenikającej do dużej części, jeśli nie do większości dzisiejszego środowiska akademickiego. Poniżej publikujemy artykuł Daniela Morley’a i Hamida Alizadeh, pierwszy z serii artykułów, które z marksistowskiej perspektywy będą analizować różne aspekty postmodernizmu.



Historia filozofii zna szeroki wachlarz szkół, podszkół i nurtów obejmujących różnorodne światopoglądy i zasady. W obrębie tych niezliczonych tendencji, wśród których jedne były racjonalne i materialistyczne, a inne idealistyczne i szalenie mistyczne, zgadzano się przynajmniej co do tego, że cechą charakterystyczną wszelkiej teorii jest konsekwencja, precyzja i dbałość o szczegóły. W jakikolwiek sposób filozofia by się nie wyrażała, w ostateczności była ona walką o prawdę i nawet najbardziej reakcyjni filozofowie musieli to przyznać. Ludzie tacy, jak Augustyn z Hippony, którego teoria boskiej iluminacji stanowiła ideologiczny kręgosłup średniowiecznej reakcji w Wiekach Ciemnych, przynajmniej próbowali przedstawiać swoje argumenty jako spójne i rozsądne.

Jakże zmieniły się czasy. W okresie schyłku kapitalizmu również filozofia przeszła proces regresji. Najjaskrawszym przejawem tej tendencji jest postmodernizm. Przez ostatnie pół wieku lub dłużej nurt ten rozprzestrzeniał się niczym wirus po całym świecie, przenosząc się z kraju do kraju, nieustannie mutując w nowe i coraz to bardziej dziwaczne warianty. Wytworzył on pomniejsze tendencje, takie jak postkolonializm, teoria queer, kilka odłamów feminizmu oraz wiele innych idei, które w bardziej lub mniej jawnych formach dominują w dzisiejszych naukach społecznych i środowisku akademickim.

W dziedzinie filozofii postmodernizmu na największe umysły w historii patrzy się z pogardą i bezceremonialnie odrzuca. Potępia się rozum, a irracjonalność i nierozumność podnosi się do rangi naczelnej zasady. Teoretyczna uczciwość i dążenie do prawdy toną w niekończących się zastrzeżeniach, dwuznacznościach i niezrozumiałym języku. Poniższy cytat jest doskonałym przykładem na to:

Ważniejszy niż polityczna lewicowość, bliższy zbiegu intensywności: rozległy ruch podziemny, chwiejny, w gruncie rzeczy bardziej rozedrgany, z którego powodu prawo wartości ulega dezintegracji. Wstrzymanie produkcji, nierekompensowane konfiskaty jako sposoby konsumpcji, odmowa „pracy” (iluzoryczna?), wspólnoty, happeningi, wyzwolenie seksualne, ruchy, okupacje, squotowanie, porwania, produkcja dźwięków, kolorów, bez intencji artystycznych. Oto „ludzie produkcji”, „dzisiejsi mistrzowie”: margines społeczny, malarze eksperymentalni, hippisi i yippies, pasożyty, szaleńcy, wariaci. Jedna godzina ich życia oferuje więcej intensywności i mniej intencji niż 300 tysięcy słów zawodowego filozofa.1

Nie wiemy, czy godzina z życia marginesu społecznego, malarzy eksperymentalnych, hippisów i yippies, pasożytów, szaleńców czy wariatów może zaoferować więcej intensywności niż słowa nieokreślonego „profesjonalnego filozofa”, ale z pewnością nawet z tego krótkiego fragmentu jasno wynika, że zaledwie pięć minut czyjegokolwiek życia jest warte znacznie więcej niż 300 tysięcy słów konkretnego filozofa.

Bez choćby cienia uśmiechu na twarzy, postmoderniści wysuwają najbardziej śmieszne i absurdalne twierdzenia oraz propozycje. Jean Baudrillard, dla przykładu twierdził, że rzeczywistość zniknęła, a wraz z nią wszelkie znaczenie. Aby zilustrować swój punkt widzenia, z widoczną aprobatą parafrazuje (i wyolbrzymia) słowa Eliasa Canettiego:

Po przekroczeniu pewnego precyzyjnego momentu w czasie historia przestaje być prawdziwa. Nie zdając sobie z tego sprawy, cała rasa ludzka nagle porzuciła rzeczywistość. Nic, co wydarzyło się od tamtego czasu, nie jest prawdą, ale nie potrafimy sobie tego uświadomić. Naszym zadaniem i obowiązkiem w tym momencie jest odkrycie tego punktu, tak długo, jak nie uda nam się go uchwycić, będziemy skazani na kontynuowanie naszego obecnego destrukcyjnego kursu. 2

Czytelnik może czuć się uprawniony do zadania pytania: Co to znaczy? Ale odpowiedź na to pytanie została udzielona już wcześniej. Ponieważ rzeczywistość zniknęła, a wraz z nią wszelkie znaczenie, nie ma sensu pytać o jakiekolwiek znaczenie. Jest to metoda, której niewątpliwą zaletą jest to, że z góry wyklucza wszelkie kłopotliwe pytania. Ma to na celu wyciszenie możliwej krytyki i w istocie likwiduje podstawy racjonalnego myślenia w ogóle.

Ta linia argumentacji, która jest nam podawana jako coś świeżego, nie jest – jak każdy inny aspekt postmodernizmu – ani nowa, ani oryginalna. Stanowi jedynie powtórzenie starego argumentu Tertuliana z III wieku, który usprawiedliwiał absurdy chrześcijańskich dogmatów stwierdzeniem Credo quia absurdum est: „Wierzę, bo to absurdalne”.

W istocie to zamiłowanie do absurdu prowadzi nas w samo serce myśli postmodernistycznej, która odrzuca wszelkie racjonalne myślenie. Deleuze i Guattari, często przedstawiani jako „lewe skrzydło” postmodernizmu, wynoszą te absurdy na zupełnie nowy poziom:

…Ludzka istota natury i naturalna istota człowieka stają się jednością w przyrodzie w formie produkcji lub przemysłu, tak jak to się dzieje w życiu człowieka jako gatunku. Przemysł nie jest już wtedy rozpatrywany z zewnętrznego punktu widzenia użyteczności, ale raczej z punktu widzenia jego fundamentalnej tożsamości z naturą jako produkcja człowieka i dokonywana przez człowieka. Nie człowiek jako król stworzenia, ale raczej jako istota, która pozostaje w intymnym kontakcie z głębią życia wszystkich form lub wszystkich rodzajów. Istota, która jest odpowiedzialna nawet za gwiazdy i życie zwierząt, która nieustannie podłącza organ-maszynę do energii-maszyny, drzewo do swojego ciała, pierś do swoich ust, słońce do swojego odbytu: wieczny opiekun maszyn wszechświata. Jest to drugie znaczenie procesu, tak jak używamy określenia: człowiek i natura nie są przeciwieństwem…3

Michel Foucault, bliski przyjaciel Deleuze’a i Guattari’ego pośpieszył, by pochwalić ten nonsens: „Powstała burza z piorunami, która będzie nosić imię Deleuze’a; nowa myśl jest możliwa, myśl jest znowu możliwa”.4

Więc teraz już wiemy! Najwyraźniej nie dało się nawet myśleć, dopóki pan Deleuze nie raczył oświecić nas swoimi mądrościami.

Cała literatura postmodernistyczna przepełniona jest pompatyczną, samozwańczą, prymitywną retoryką, która stanowi przykrywkę dla jej nieprzemyślanych teorii. Jednak myśl Deleuze’a i Guattari’ego w szczególności zasługuje na wyróżnienie. Teraz, po przeczytaniu powyższego fragmentu ich rozważań, cała ludzkość może odetchnąć z ulgą. W końcu wszyscy możemy zacząć myśleć.

Ale tutaj pojawia się problem: O czym tak właściwie mamy myśleć?

Definiowanie tego, co niedefiniowalne
Filozofia, która stawia wobec siebie tak wielkie wymagania, z pewnością jest warta uwagi. Uzbrójmy się zatem w cierpliwość i dołóżmy wszelkich starań, aby uchwycić znaczenie, jakie można w niej odnaleźć. Czym właściwie jest postmodernizm i co się za nim kryje? W momencie postawienia tego pytania od razu zderzamy się z pierwszym problemem. Mówi się, że postmodernizm jest niedefiniowalny. Jest ideą, która z definicji sprzeciwia się definicji. Jest to jak dotąd dosyć mgliste wytłumaczenie.

Termin „postmodernizm” został po raz pierwszy użyty przez Jean-François’a Lyotarda w 1979 roku, który zdefiniował go jako: „upraszczając do skrajności” – „niedowierzanie wobec metanarracji”.5 Słownik Języka Angielskiego Oxford definiuje „metanarracje” jako: „nadrzędna relacja lub interpretacja wydarzeń i okoliczności, która dostarcza wzór lub strukturę dla przekonań ludzi oraz nadaje znaczenie ich doświadczeniom.”

Ale chwileczkę! Czyżby definicja samego Lyotarda także nie była… metanarracją? Naturalnie, dokładnie tym jest. Gdy informuje nas, że musimy za wszelką cenę unikać sposobu myślenia, którego on nie aprobuje, czyż nie przedstawia nam ogólnej teorii – „nadrzędnego rachunku interpretacji zdarzeń i okoliczności”? A kiedy mówi nam, że pewnych idei należy się wystrzegać czy nie dostarcza nam jednocześnie „wzoru lub struktury dla przekonań ludzi oraz nadaje znaczenie ich doświadczeniom”?

Odpowiedź na oba pytania jest jednoznacznie twierdząca. W związku z tym Lyotard jest oskarżany o albo o zakrawającą o absurd samokrytykę, albo o jawne oszustwo. Mamy więc do czynienia albo z głupcem, albo z łotrem. A może z jednym i drugim. Trudno powiedzieć.

„Brak postępu”?
Postmoderniści są również znani z odrzucenia postępu w historii. Twierdzą, że rozwój nauki i filozofii nie zna pojęcia postępu, istnieją tylko różne sposoby interpretowania świata. Co więcej, jest to świat, który nie odpowiada nawet naszym interpretacjom. Pomimo tego, postmoderniści przedstawiają swoją szkołę myślenia jako jedyną, która może wyjaśnić tę sytuację. Jeśli przyjmiemy ten punkt widzenia, to każda idea jest tak samo dobra, jak inna niezależnie od tego, czy pochodzi z umysłu szamana z epoki kamienia łupanego, Arystotelesa, Einsteina czy Marksa. W żadnym momencie rozumienie natury i społeczeństwa przez ludzkość nie posunęło się ani o krok naprzód – w istocie dla postmodernisty nie ma żadnego „na przód”. Nic nie jest postępowe, z wyjątkiem oczywiście postmodernizmu, który dopiero teraz wyłonił się triumfalnie, by zdemaskować ten odwieczny fałsz wiary w postęp!

Co do jednego możemy się zgodzić. Prawdą jest to, że w systemie kapitalistycznym, w okresie jego starczego rozkładu, nie jest możliwy żaden poważny postęp rasy ludzkiej. Ale czy mamy prawo wyciągnąć z tego wniosek, że postęp w ogóle nie istnieje, albo że historia nie doświadczyła czasów, w których zostały uczynione gigantyczne kroki naprzód? Nie, nie mamy prawa robić czegoś takiego. Każdy, kto bada przeszłość, natychmiast dostrzega, że społeczeństwo ludzkie zna okresy wielkiego postępu charakteryzujące się szybkim rozwojem sił wytwórczych, nauki i techniki oraz rozkwitem sztuki i kultury.

W historii pojawiały się także czasy stagnacji, rozkładu, a nawet powrotu do barbarzyństwa. Upadek Cesarstwa Rzymskiego zapoczątkował w Europie trwający setki lat regres, który słusznie określono „wiekami ciemnymi”. Renesans natomiast stanowił punkt zwrotny w rozwoju kultury we wszystkich jej sferach. Sztuka, nauka, literatura: wszystkie przeżyły niezwykłe odrodzenie (dosłowne znaczenie terminu „renesans”). Był to wiek powstania burżuazji, będącej prekursorem nowego, wyższego stadium społeczeństwa, wiek odkryć, które wraz z irracjonalnym obskurantyzmem Kościoła i ogniem inkwizycji wybawiły ludzkość z kajdan feudalizmu.

W późniejszym czasie rewolucyjna burżuazja francuska stworzyła oświecenie, które postmoderniści traktują ze szczególną odrazą właśnie dlatego, że było ono orędownikiem racjonalnej myśli i nauki. Jak sama nazwa wskazuje, postmodernizm zakłada, że modernizm musi być czymś, co jest już skończone, dobiegło końca. Modernizm natomiast to zespół idei, które wyłoniły się z oświecenia. Była to heroiczna epoka kapitalizmu, kiedy burżuazja była jeszcze zdolna do odegrania postępowej roli. Niestety w dzisiejszych czasach jesteśmy świadkami społecznego, gospodarczego, politycznego i ideologicznego rozkładu. Postęp ludzkości rzeczywiście stanął w miejscu. Siły wytwórcze są sparaliżowane najgłębszym od trzystu lat kryzysem. Kultura pogrąża się w marazmie. Badania naukowe nie wróżą szans na wyzwolenie ludzkości, w zamian za to grożą masowym bezrobociem i katastrofą ekologiczną. Klasa kapitalistów stała się kolosalną przeszkodą dla postępu.

W ramach obecnego systemu perspektywy dla ludzkości są rzeczywiście ponure. Postmoderniści jednak, zamiast dojść do wniosku, że to kapitalizm hamuje postęp, uważają, że sam postęp jest wykluczony, ponieważ nigdy tak naprawdę nie istniał. Klasa rządząca i jej drobnomieszczańscy poplecznicy na uniwersytetach są przesiąknięci duchem pesymizmu. Jęczą o zatrważającym stanie społeczeństwa, ale odrzucając naukę, racjonalną myśl i postęp w ogóle, odzwierciedlają jedynie poglądy zdegenerowanej i podupadłej klasy decydentów politycznych.

Nieuczciwość
Joseph Dietzgen powiedział kiedyś, że oficjalna filozofia nie jest nauką, lecz „zabezpieczeniem przed socjalizmem” – a przez socjalizm Dietzgen rozumiał rewolucyjny ruch klasy robotniczej. Zadaniem wiodących aktualnie idei jest zasypywanie przepaści między interesami mas a status quo kapitalizmu. Jest to podstawą sztuczek, fałszerstw, przekłamań i skrajnej nieuczciwości, które charakteryzują filozofię burżuazyjną w ogóle, a postmodernizm w szczególności. Jedną z takich sztuczek jest ciągłe wygłaszanie sprzecznych oświadczeń dla niepoznaki. W wywiadzie z 1977 roku opublikowanym pod tytułem „więzienna rozmowa”, Foucault został skonfrontowany z niezręcznie wręcz prostym pytaniem dotyczącym odrzucenia przez niego koncepcji „postępu”. Oto fragment tej rozmowy:



W Pańskiej książce „Madness and Civilisation” natknąłem się na zdanie, w którym mówi Pan, że musimy „uwolnić historyczne chronologie i sukcesywne porządki od wszelkich form progresywnej perspektywy”.


Foucault odpowiedział w następujący sposób:



Jest to rzecz, którą zawdzięczam historykom nauki. Przyjmuję metodyczną ostrożność i radykalny, lecz nieagresywny sceptycyzm, który sprawia, że zasadą jest nieuznawanie punktu w czasie, w którym się znajdujemy, za wynik postępu teleologicznego, którego historyczna rekonstrukcja byłaby naszym zadaniem: ten sceptycyzm wobec nas samych i tego, czym jesteśmy, naszego tu i teraz, który nie pozwala zakładać, że to co mamy jest lepsze, niż to co było w przeszłości. Nie oznacza to, że nie należy podejmować prób rekonstrukcji procesów generatywnych, ale że należy robić to bez narzucania im pozytywności czy waloryzacji.”


Jeśli zadamy sobie trud, by przeniknąć do niejasnego świata foucaultowskiego języka, zobaczymy, że jego odrzucenie nałożenia „waloryzacji” na „procesy generatywne” historii jest niczym innym jak odrzuceniem postępu. W akcie cynicznego oszustwa wywleka termin „teleologiczny”, aby zagmatwać sprawę.

Każdy, kto posiada nawet najmniejszą wiedzę na temat filozofii, wie, że istnieje ogromna różnica między teleologią – słowem o konotacji religijnej, oznaczającym z góry ustalony cel, którego Marks nigdy nie popierał – a ideą, że historia ludzkości nie jest serią bezsensownych wypadków, lecz rządzą nią pewne prawa, które obowiązują niezależnie od subiektywnej woli poszczególnych ludzi.

Prowadzący wywiad, nie dając łatwo zbić się z tropu, zadał Foucaultowi jeszcze jedno pytanie: „mimo tego, że nauka od dawna podziela postulat postępu człowieka?”

Foucault odpowiedział zatem:



To nie nauka tak mówi, a raczej historia nauki. Nie twierdzę też, że ludzkość nie idzie do przodu. Za błędną natomiast uważam taką metodę stawiana problemów: „jak to się stało, że się rozwinęliśmy?” Akcent powinien być postawiony na: jak to się dzieje? Oraz to, że coś co dzieje się teraz, nie jest z konieczności lepsze, bardziej zaawansowane, lepiej zrozumiane niż to co działo się w przeszłości.


Mamy tutaj do czynienia z klasycznym przypadkiem próby stawienia czoła wobec wszystkich zarzutów jednocześnie. Foucault wyraźnie powiedział (na tyle wyraźnie na ile pozwala na to jego specyficzny język), że zaprzecza historycznemu postępowi po to, aby chwilę później stwierdzić coś zupełnie przeciwnego, mianowicie: iż nie uważa, że „ludzkość nie posuwa się na przód”. Następnie dodaje, że „coś, co dzieje się teraz, nie jest z konieczności lepsze, bardziej zaawansowane, lepiej zrozumiane niż to co działo się w przeszłości”. W związku z czym naprawdę nigdy nie miał miejsca żaden postęp. Czy jest to wystarczająco jasne i zrozumiałe?

Jest to bardzo dobry przykład tego, jak postmoderniści lawirują, kręcą, bawiąc się słowami tak, aby ukryć ich znaczenie, zupełnie jak kałamarnica rozsiewa chmurę atramentu, żeby zmylić swoich wrogów. Tak więc jeśli ktokolwiek oskarży Foucaulta o zaprzeczanie postępowi, co jest centralnym punktem większości jego prac, może on zawsze wytłumaczyć się: „o nie, kiedyś zdarzyło mi się coś takiego powiedzieć, ale nie twierdzę wcale, że ludzkość nie idzie do przodu”.

Intelektualna nieuczciwość i tchórzostwo jest istotnym elementem postmodernizmu. W ramach tej szkoły filozoficznej podejmowany jest cały szereg manewrów, mających na celu zmylenie i dezorientację czytelnika oraz odwrócenie uwagi od jej prawdziwie reakcyjnego charakteru. Zdumiewająca jest bezwstydna arogancja i zuchwałość, z jaką to oszustwo jest prezentowane
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23215
Przeczytał: 57 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 2:40, 23 Gru 2024    Temat postu:

Marksizm kontra postmodernizm
tow. Damian Morley, tow. Hamid Alizadeh30 January 2022

Postmodernizm jest amorficzną szkołą filozoficzną, która zyskała na popularności w okresie powojennym. Początkowo jako marginalny nurt, z czasem urósł do rangi jednej z dominujących szkół filozofii burżuazyjnej, przenikającej do dużej części, jeśli nie do większości dzisiejszego środowiska akademickiego. Poniżej publikujemy artykuł Daniela Morley’a i Hamida Alizadeh, pierwszy z serii artykułów, które z marksistowskiej perspektywy będą analizować różne aspekty postmodernizmu.



Historia filozofii zna szeroki wachlarz szkół, podszkół i nurtów obejmujących różnorodne światopoglądy i zasady. W obrębie tych niezliczonych tendencji, wśród których jedne były racjonalne i materialistyczne, a inne idealistyczne i szalenie mistyczne, zgadzano się przynajmniej co do tego, że cechą charakterystyczną wszelkiej teorii jest konsekwencja, precyzja i dbałość o szczegóły. W jakikolwiek sposób filozofia by się nie wyrażała, w ostateczności była ona walką o prawdę i nawet najbardziej reakcyjni filozofowie musieli to przyznać. Ludzie tacy, jak Augustyn z Hippony, którego teoria boskiej iluminacji stanowiła ideologiczny kręgosłup średniowiecznej reakcji w Wiekach Ciemnych, przynajmniej próbowali przedstawiać swoje argumenty jako spójne i rozsądne.

Jakże zmieniły się czasy. W okresie schyłku kapitalizmu również filozofia przeszła proces regresji. Najjaskrawszym przejawem tej tendencji jest postmodernizm. Przez ostatnie pół wieku lub dłużej nurt ten rozprzestrzeniał się niczym wirus po całym świecie, przenosząc się z kraju do kraju, nieustannie mutując w nowe i coraz to bardziej dziwaczne warianty. Wytworzył on pomniejsze tendencje, takie jak postkolonializm, teoria queer, kilka odłamów feminizmu oraz wiele innych idei, które w bardziej lub mniej jawnych formach dominują w dzisiejszych naukach społecznych i środowisku akademickim.

W dziedzinie filozofii postmodernizmu na największe umysły w historii patrzy się z pogardą i bezceremonialnie odrzuca. Potępia się rozum, a irracjonalność i nierozumność podnosi się do rangi naczelnej zasady. Teoretyczna uczciwość i dążenie do prawdy toną w niekończących się zastrzeżeniach, dwuznacznościach i niezrozumiałym języku. Poniższy cytat jest doskonałym przykładem na to:

Ważniejszy niż polityczna lewicowość, bliższy zbiegu intensywności: rozległy ruch podziemny, chwiejny, w gruncie rzeczy bardziej rozedrgany, z którego powodu prawo wartości ulega dezintegracji. Wstrzymanie produkcji, nierekompensowane konfiskaty jako sposoby konsumpcji, odmowa „pracy” (iluzoryczna?), wspólnoty, happeningi, wyzwolenie seksualne, ruchy, okupacje, squotowanie, porwania, produkcja dźwięków, kolorów, bez intencji artystycznych. Oto „ludzie produkcji”, „dzisiejsi mistrzowie”: margines społeczny, malarze eksperymentalni, hippisi i yippies, pasożyty, szaleńcy, wariaci. Jedna godzina ich życia oferuje więcej intensywności i mniej intencji niż 300 tysięcy słów zawodowego filozofa.1

Nie wiemy, czy godzina z życia marginesu społecznego, malarzy eksperymentalnych, hippisów i yippies, pasożytów, szaleńców czy wariatów może zaoferować więcej intensywności niż słowa nieokreślonego „profesjonalnego filozofa”, ale z pewnością nawet z tego krótkiego fragmentu jasno wynika, że zaledwie pięć minut czyjegokolwiek życia jest warte znacznie więcej niż 300 tysięcy słów konkretnego filozofa.

Bez choćby cienia uśmiechu na twarzy, postmoderniści wysuwają najbardziej śmieszne i absurdalne twierdzenia oraz propozycje. Jean Baudrillard, dla przykładu twierdził, że rzeczywistość zniknęła, a wraz z nią wszelkie znaczenie. Aby zilustrować swój punkt widzenia, z widoczną aprobatą parafrazuje (i wyolbrzymia) słowa Eliasa Canettiego:

Po przekroczeniu pewnego precyzyjnego momentu w czasie historia przestaje być prawdziwa. Nie zdając sobie z tego sprawy, cała rasa ludzka nagle porzuciła rzeczywistość. Nic, co wydarzyło się od tamtego czasu, nie jest prawdą, ale nie potrafimy sobie tego uświadomić. Naszym zadaniem i obowiązkiem w tym momencie jest odkrycie tego punktu, tak długo, jak nie uda nam się go uchwycić, będziemy skazani na kontynuowanie naszego obecnego destrukcyjnego kursu. 2

Czytelnik może czuć się uprawniony do zadania pytania: Co to znaczy? Ale odpowiedź na to pytanie została udzielona już wcześniej. Ponieważ rzeczywistość zniknęła, a wraz z nią wszelkie znaczenie, nie ma sensu pytać o jakiekolwiek znaczenie. Jest to metoda, której niewątpliwą zaletą jest to, że z góry wyklucza wszelkie kłopotliwe pytania. Ma to na celu wyciszenie możliwej krytyki i w istocie likwiduje podstawy racjonalnego myślenia w ogóle.

Ta linia argumentacji, która jest nam podawana jako coś świeżego, nie jest – jak każdy inny aspekt postmodernizmu – ani nowa, ani oryginalna. Stanowi jedynie powtórzenie starego argumentu Tertuliana z III wieku, który usprawiedliwiał absurdy chrześcijańskich dogmatów stwierdzeniem Credo quia absurdum est: „Wierzę, bo to absurdalne”.

W istocie to zamiłowanie do absurdu prowadzi nas w samo serce myśli postmodernistycznej, która odrzuca wszelkie racjonalne myślenie. Deleuze i Guattari, często przedstawiani jako „lewe skrzydło” postmodernizmu, wynoszą te absurdy na zupełnie nowy poziom:

…Ludzka istota natury i naturalna istota człowieka stają się jednością w przyrodzie w formie produkcji lub przemysłu, tak jak to się dzieje w życiu człowieka jako gatunku. Przemysł nie jest już wtedy rozpatrywany z zewnętrznego punktu widzenia użyteczności, ale raczej z punktu widzenia jego fundamentalnej tożsamości z naturą jako produkcja człowieka i dokonywana przez człowieka. Nie człowiek jako król stworzenia, ale raczej jako istota, która pozostaje w intymnym kontakcie z głębią życia wszystkich form lub wszystkich rodzajów. Istota, która jest odpowiedzialna nawet za gwiazdy i życie zwierząt, która nieustannie podłącza organ-maszynę do energii-maszyny, drzewo do swojego ciała, pierś do swoich ust, słońce do swojego odbytu: wieczny opiekun maszyn wszechświata. Jest to drugie znaczenie procesu, tak jak używamy określenia: człowiek i natura nie są przeciwieństwem…3

Michel Foucault, bliski przyjaciel Deleuze’a i Guattari’ego pośpieszył, by pochwalić ten nonsens: „Powstała burza z piorunami, która będzie nosić imię Deleuze’a; nowa myśl jest możliwa, myśl jest znowu możliwa”.4

Więc teraz już wiemy! Najwyraźniej nie dało się nawet myśleć, dopóki pan Deleuze nie raczył oświecić nas swoimi mądrościami.

Cała literatura postmodernistyczna przepełniona jest pompatyczną, samozwańczą, prymitywną retoryką, która stanowi przykrywkę dla jej nieprzemyślanych teorii. Jednak myśl Deleuze’a i Guattari’ego w szczególności zasługuje na wyróżnienie. Teraz, po przeczytaniu powyższego fragmentu ich rozważań, cała ludzkość może odetchnąć z ulgą. W końcu wszyscy możemy zacząć myśleć.

Ale tutaj pojawia się problem: O czym tak właściwie mamy myśleć?

Definiowanie tego, co niedefiniowalne
Filozofia, która stawia wobec siebie tak wielkie wymagania, z pewnością jest warta uwagi. Uzbrójmy się zatem w cierpliwość i dołóżmy wszelkich starań, aby uchwycić znaczenie, jakie można w niej odnaleźć. Czym właściwie jest postmodernizm i co się za nim kryje? W momencie postawienia tego pytania od razu zderzamy się z pierwszym problemem. Mówi się, że postmodernizm jest niedefiniowalny. Jest ideą, która z definicji sprzeciwia się definicji. Jest to jak dotąd dosyć mgliste wytłumaczenie.

Termin „postmodernizm” został po raz pierwszy użyty przez Jean-François’a Lyotarda w 1979 roku, który zdefiniował go jako: „upraszczając do skrajności” – „niedowierzanie wobec metanarracji”.5 Słownik Języka Angielskiego Oxford definiuje „metanarracje” jako: „nadrzędna relacja lub interpretacja wydarzeń i okoliczności, która dostarcza wzór lub strukturę dla przekonań ludzi oraz nadaje znaczenie ich doświadczeniom.”

Ale chwileczkę! Czyżby definicja samego Lyotarda także nie była… metanarracją? Naturalnie, dokładnie tym jest. Gdy informuje nas, że musimy za wszelką cenę unikać sposobu myślenia, którego on nie aprobuje, czyż nie przedstawia nam ogólnej teorii – „nadrzędnego rachunku interpretacji zdarzeń i okoliczności”? A kiedy mówi nam, że pewnych idei należy się wystrzegać czy nie dostarcza nam jednocześnie „wzoru lub struktury dla przekonań ludzi oraz nadaje znaczenie ich doświadczeniom”?

Odpowiedź na oba pytania jest jednoznacznie twierdząca. W związku z tym Lyotard jest oskarżany o albo o zakrawającą o absurd samokrytykę, albo o jawne oszustwo. Mamy więc do czynienia albo z głupcem, albo z łotrem. A może z jednym i drugim. Trudno powiedzieć.

„Brak postępu”?
Postmoderniści są również znani z odrzucenia postępu w historii. Twierdzą, że rozwój nauki i filozofii nie zna pojęcia postępu, istnieją tylko różne sposoby interpretowania świata. Co więcej, jest to świat, który nie odpowiada nawet naszym interpretacjom. Pomimo tego, postmoderniści przedstawiają swoją szkołę myślenia jako jedyną, która może wyjaśnić tę sytuację. Jeśli przyjmiemy ten punkt widzenia, to każda idea jest tak samo dobra, jak inna niezależnie od tego, czy pochodzi z umysłu szamana z epoki kamienia łupanego, Arystotelesa, Einsteina czy Marksa. W żadnym momencie rozumienie natury i społeczeństwa przez ludzkość nie posunęło się ani o krok naprzód – w istocie dla postmodernisty nie ma żadnego „na przód”. Nic nie jest postępowe, z wyjątkiem oczywiście postmodernizmu, który dopiero teraz wyłonił się triumfalnie, by zdemaskować ten odwieczny fałsz wiary w postęp!

Co do jednego możemy się zgodzić. Prawdą jest to, że w systemie kapitalistycznym, w okresie jego starczego rozkładu, nie jest możliwy żaden poważny postęp rasy ludzkiej. Ale czy mamy prawo wyciągnąć z tego wniosek, że postęp w ogóle nie istnieje, albo że historia nie doświadczyła czasów, w których zostały uczynione gigantyczne kroki naprzód? Nie, nie mamy prawa robić czegoś takiego. Każdy, kto bada przeszłość, natychmiast dostrzega, że społeczeństwo ludzkie zna okresy wielkiego postępu charakteryzujące się szybkim rozwojem sił wytwórczych, nauki i techniki oraz rozkwitem sztuki i kultury.

W historii pojawiały się także czasy stagnacji, rozkładu, a nawet powrotu do barbarzyństwa. Upadek Cesarstwa Rzymskiego zapoczątkował w Europie trwający setki lat regres, który słusznie określono „wiekami ciemnymi”. Renesans natomiast stanowił punkt zwrotny w rozwoju kultury we wszystkich jej sferach. Sztuka, nauka, literatura: wszystkie przeżyły niezwykłe odrodzenie (dosłowne znaczenie terminu „renesans”). Był to wiek powstania burżuazji, będącej prekursorem nowego, wyższego stadium społeczeństwa, wiek odkryć, które wraz z irracjonalnym obskurantyzmem Kościoła i ogniem inkwizycji wybawiły ludzkość z kajdan feudalizmu.

W późniejszym czasie rewolucyjna burżuazja francuska stworzyła oświecenie, które postmoderniści traktują ze szczególną odrazą właśnie dlatego, że było ono orędownikiem racjonalnej myśli i nauki. Jak sama nazwa wskazuje, postmodernizm zakłada, że modernizm musi być czymś, co jest już skończone, dobiegło końca. Modernizm natomiast to zespół idei, które wyłoniły się z oświecenia. Była to heroiczna epoka kapitalizmu, kiedy burżuazja była jeszcze zdolna do odegrania postępowej roli. Niestety w dzisiejszych czasach jesteśmy świadkami społecznego, gospodarczego, politycznego i ideologicznego rozkładu. Postęp ludzkości rzeczywiście stanął w miejscu. Siły wytwórcze są sparaliżowane najgłębszym od trzystu lat kryzysem. Kultura pogrąża się w marazmie. Badania naukowe nie wróżą szans na wyzwolenie ludzkości, w zamian za to grożą masowym bezrobociem i katastrofą ekologiczną. Klasa kapitalistów stała się kolosalną przeszkodą dla postępu.

W ramach obecnego systemu perspektywy dla ludzkości są rzeczywiście ponure. Postmoderniści jednak, zamiast dojść do wniosku, że to kapitalizm hamuje postęp, uważają, że sam postęp jest wykluczony, ponieważ nigdy tak naprawdę nie istniał. Klasa rządząca i jej drobnomieszczańscy poplecznicy na uniwersytetach są przesiąknięci duchem pesymizmu. Jęczą o zatrważającym stanie społeczeństwa, ale odrzucając naukę, racjonalną myśl i postęp w ogóle, odzwierciedlają jedynie poglądy zdegenerowanej i podupadłej klasy decydentów politycznych.

Nieuczciwość
Joseph Dietzgen powiedział kiedyś, że oficjalna filozofia nie jest nauką, lecz „zabezpieczeniem przed socjalizmem” – a przez socjalizm Dietzgen rozumiał rewolucyjny ruch klasy robotniczej. Zadaniem wiodących aktualnie idei jest zasypywanie przepaści między interesami mas a status quo kapitalizmu. Jest to podstawą sztuczek, fałszerstw, przekłamań i skrajnej nieuczciwości, które charakteryzują filozofię burżuazyjną w ogóle, a postmodernizm w szczególności. Jedną z takich sztuczek jest ciągłe wygłaszanie sprzecznych oświadczeń dla niepoznaki. W wywiadzie z 1977 roku opublikowanym pod tytułem „więzienna rozmowa”, Foucault został skonfrontowany z niezręcznie wręcz prostym pytaniem dotyczącym odrzucenia przez niego koncepcji „postępu”. Oto fragment tej rozmowy:



W Pańskiej książce „Madness and Civilisation” natknąłem się na zdanie, w którym mówi Pan, że musimy „uwolnić historyczne chronologie i sukcesywne porządki od wszelkich form progresywnej perspektywy”.


Foucault odpowiedział w następujący sposób:



Jest to rzecz, którą zawdzięczam historykom nauki. Przyjmuję metodyczną ostrożność i radykalny, lecz nieagresywny sceptycyzm, który sprawia, że zasadą jest nieuznawanie punktu w czasie, w którym się znajdujemy, za wynik postępu teleologicznego, którego historyczna rekonstrukcja byłaby naszym zadaniem: ten sceptycyzm wobec nas samych i tego, czym jesteśmy, naszego tu i teraz, który nie pozwala zakładać, że to co mamy jest lepsze, niż to co było w przeszłości. Nie oznacza to, że nie należy podejmować prób rekonstrukcji procesów generatywnych, ale że należy robić to bez narzucania im pozytywności czy waloryzacji.”


Jeśli zadamy sobie trud, by przeniknąć do niejasnego świata foucaultowskiego języka, zobaczymy, że jego odrzucenie nałożenia „waloryzacji” na „procesy generatywne” historii jest niczym innym jak odrzuceniem postępu. W akcie cynicznego oszustwa wywleka termin „teleologiczny”, aby zagmatwać sprawę.

Każdy, kto posiada nawet najmniejszą wiedzę na temat filozofii, wie, że istnieje ogromna różnica między teleologią – słowem o konotacji religijnej, oznaczającym z góry ustalony cel, którego Marks nigdy nie popierał – a ideą, że historia ludzkości nie jest serią bezsensownych wypadków, lecz rządzą nią pewne prawa, które obowiązują niezależnie od subiektywnej woli poszczególnych ludzi.

Prowadzący wywiad, nie dając łatwo zbić się z tropu, zadał Foucaultowi jeszcze jedno pytanie: „mimo tego, że nauka od dawna podziela postulat postępu człowieka?”

Foucault odpowiedział zatem:



To nie nauka tak mówi, a raczej historia nauki. Nie twierdzę też, że ludzkość nie idzie do przodu. Za błędną natomiast uważam taką metodę stawiana problemów: „jak to się stało, że się rozwinęliśmy?” Akcent powinien być postawiony na: jak to się dzieje? Oraz to, że coś co dzieje się teraz, nie jest z konieczności lepsze, bardziej zaawansowane, lepiej zrozumiane niż to co działo się w przeszłości.


Mamy tutaj do czynienia z klasycznym przypadkiem próby stawienia czoła wobec wszystkich zarzutów jednocześnie. Foucault wyraźnie powiedział (na tyle wyraźnie na ile pozwala na to jego specyficzny język), że zaprzecza historycznemu postępowi po to, aby chwilę później stwierdzić coś zupełnie przeciwnego, mianowicie: iż nie uważa, że „ludzkość nie posuwa się na przód”. Następnie dodaje, że „coś, co dzieje się teraz, nie jest z konieczności lepsze, bardziej zaawansowane, lepiej zrozumiane niż to co działo się w przeszłości”. W związku z czym naprawdę nigdy nie miał miejsca żaden postęp. Czy jest to wystarczająco jasne i zrozumiałe?

Jest to bardzo dobry przykład tego, jak postmoderniści lawirują, kręcą, bawiąc się słowami tak, aby ukryć ich znaczenie, zupełnie jak kałamarnica rozsiewa chmurę atramentu, żeby zmylić swoich wrogów. Tak więc jeśli ktokolwiek oskarży Foucaulta o zaprzeczanie postępowi, co jest centralnym punktem większości jego prac, może on zawsze wytłumaczyć się: „o nie, kiedyś zdarzyło mi się coś takiego powiedzieć, ale nie twierdzę wcale, że ludzkość nie idzie do przodu”.

Intelektualna nieuczciwość i tchórzostwo jest istotnym elementem postmodernizmu. W ramach tej szkoły filozoficznej podejmowany jest cały szereg manewrów, mających na celu zmylenie i dezorientację czytelnika oraz odwrócenie uwagi od jej prawdziwie reakcyjnego charakteru. Zdumiewająca jest bezwstydna arogancja i zuchwałość, z jaką to oszustwo jest prezentowane
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23215
Przeczytał: 57 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 2:40, 23 Gru 2024    Temat postu:

Marksizm kontra postmodernizm
tow. Damian Morley, tow. Hamid Alizadeh30 January 2022

Postmodernizm jest amorficzną szkołą filozoficzną, która zyskała na popularności w okresie powojennym. Początkowo jako marginalny nurt, z czasem urósł do rangi jednej z dominujących szkół filozofii burżuazyjnej, przenikającej do dużej części, jeśli nie do większości dzisiejszego środowiska akademickiego. Poniżej publikujemy artykuł Daniela Morley’a i Hamida Alizadeh, pierwszy z serii artykułów, które z marksistowskiej perspektywy będą analizować różne aspekty postmodernizmu.



Historia filozofii zna szeroki wachlarz szkół, podszkół i nurtów obejmujących różnorodne światopoglądy i zasady. W obrębie tych niezliczonych tendencji, wśród których jedne były racjonalne i materialistyczne, a inne idealistyczne i szalenie mistyczne, zgadzano się przynajmniej co do tego, że cechą charakterystyczną wszelkiej teorii jest konsekwencja, precyzja i dbałość o szczegóły. W jakikolwiek sposób filozofia by się nie wyrażała, w ostateczności była ona walką o prawdę i nawet najbardziej reakcyjni filozofowie musieli to przyznać. Ludzie tacy, jak Augustyn z Hippony, którego teoria boskiej iluminacji stanowiła ideologiczny kręgosłup średniowiecznej reakcji w Wiekach Ciemnych, przynajmniej próbowali przedstawiać swoje argumenty jako spójne i rozsądne.

Jakże zmieniły się czasy. W okresie schyłku kapitalizmu również filozofia przeszła proces regresji. Najjaskrawszym przejawem tej tendencji jest postmodernizm. Przez ostatnie pół wieku lub dłużej nurt ten rozprzestrzeniał się niczym wirus po całym świecie, przenosząc się z kraju do kraju, nieustannie mutując w nowe i coraz to bardziej dziwaczne warianty. Wytworzył on pomniejsze tendencje, takie jak postkolonializm, teoria queer, kilka odłamów feminizmu oraz wiele innych idei, które w bardziej lub mniej jawnych formach dominują w dzisiejszych naukach społecznych i środowisku akademickim.

W dziedzinie filozofii postmodernizmu na największe umysły w historii patrzy się z pogardą i bezceremonialnie odrzuca. Potępia się rozum, a irracjonalność i nierozumność podnosi się do rangi naczelnej zasady. Teoretyczna uczciwość i dążenie do prawdy toną w niekończących się zastrzeżeniach, dwuznacznościach i niezrozumiałym języku. Poniższy cytat jest doskonałym przykładem na to:

Ważniejszy niż polityczna lewicowość, bliższy zbiegu intensywności: rozległy ruch podziemny, chwiejny, w gruncie rzeczy bardziej rozedrgany, z którego powodu prawo wartości ulega dezintegracji. Wstrzymanie produkcji, nierekompensowane konfiskaty jako sposoby konsumpcji, odmowa „pracy” (iluzoryczna?), wspólnoty, happeningi, wyzwolenie seksualne, ruchy, okupacje, squotowanie, porwania, produkcja dźwięków, kolorów, bez intencji artystycznych. Oto „ludzie produkcji”, „dzisiejsi mistrzowie”: margines społeczny, malarze eksperymentalni, hippisi i yippies, pasożyty, szaleńcy, wariaci. Jedna godzina ich życia oferuje więcej intensywności i mniej intencji niż 300 tysięcy słów zawodowego filozofa.1

Nie wiemy, czy godzina z życia marginesu społecznego, malarzy eksperymentalnych, hippisów i yippies, pasożytów, szaleńców czy wariatów może zaoferować więcej intensywności niż słowa nieokreślonego „profesjonalnego filozofa”, ale z pewnością nawet z tego krótkiego fragmentu jasno wynika, że zaledwie pięć minut czyjegokolwiek życia jest warte znacznie więcej niż 300 tysięcy słów konkretnego filozofa.

Bez choćby cienia uśmiechu na twarzy, postmoderniści wysuwają najbardziej śmieszne i absurdalne twierdzenia oraz propozycje. Jean Baudrillard, dla przykładu twierdził, że rzeczywistość zniknęła, a wraz z nią wszelkie znaczenie. Aby zilustrować swój punkt widzenia, z widoczną aprobatą parafrazuje (i wyolbrzymia) słowa Eliasa Canettiego:

Po przekroczeniu pewnego precyzyjnego momentu w czasie historia przestaje być prawdziwa. Nie zdając sobie z tego sprawy, cała rasa ludzka nagle porzuciła rzeczywistość. Nic, co wydarzyło się od tamtego czasu, nie jest prawdą, ale nie potrafimy sobie tego uświadomić. Naszym zadaniem i obowiązkiem w tym momencie jest odkrycie tego punktu, tak długo, jak nie uda nam się go uchwycić, będziemy skazani na kontynuowanie naszego obecnego destrukcyjnego kursu. 2

Czytelnik może czuć się uprawniony do zadania pytania: Co to znaczy? Ale odpowiedź na to pytanie została udzielona już wcześniej. Ponieważ rzeczywistość zniknęła, a wraz z nią wszelkie znaczenie, nie ma sensu pytać o jakiekolwiek znaczenie. Jest to metoda, której niewątpliwą zaletą jest to, że z góry wyklucza wszelkie kłopotliwe pytania. Ma to na celu wyciszenie możliwej krytyki i w istocie likwiduje podstawy racjonalnego myślenia w ogóle.

Ta linia argumentacji, która jest nam podawana jako coś świeżego, nie jest – jak każdy inny aspekt postmodernizmu – ani nowa, ani oryginalna. Stanowi jedynie powtórzenie starego argumentu Tertuliana z III wieku, który usprawiedliwiał absurdy chrześcijańskich dogmatów stwierdzeniem Credo quia absurdum est: „Wierzę, bo to absurdalne”.

W istocie to zamiłowanie do absurdu prowadzi nas w samo serce myśli postmodernistycznej, która odrzuca wszelkie racjonalne myślenie. Deleuze i Guattari, często przedstawiani jako „lewe skrzydło” postmodernizmu, wynoszą te absurdy na zupełnie nowy poziom:

…Ludzka istota natury i naturalna istota człowieka stają się jednością w przyrodzie w formie produkcji lub przemysłu, tak jak to się dzieje w życiu człowieka jako gatunku. Przemysł nie jest już wtedy rozpatrywany z zewnętrznego punktu widzenia użyteczności, ale raczej z punktu widzenia jego fundamentalnej tożsamości z naturą jako produkcja człowieka i dokonywana przez człowieka. Nie człowiek jako król stworzenia, ale raczej jako istota, która pozostaje w intymnym kontakcie z głębią życia wszystkich form lub wszystkich rodzajów. Istota, która jest odpowiedzialna nawet za gwiazdy i życie zwierząt, która nieustannie podłącza organ-maszynę do energii-maszyny, drzewo do swojego ciała, pierś do swoich ust, słońce do swojego odbytu: wieczny opiekun maszyn wszechświata. Jest to drugie znaczenie procesu, tak jak używamy określenia: człowiek i natura nie są przeciwieństwem…3

Michel Foucault, bliski przyjaciel Deleuze’a i Guattari’ego pośpieszył, by pochwalić ten nonsens: „Powstała burza z piorunami, która będzie nosić imię Deleuze’a; nowa myśl jest możliwa, myśl jest znowu możliwa”.4

Więc teraz już wiemy! Najwyraźniej nie dało się nawet myśleć, dopóki pan Deleuze nie raczył oświecić nas swoimi mądrościami.

Cała literatura postmodernistyczna przepełniona jest pompatyczną, samozwańczą, prymitywną retoryką, która stanowi przykrywkę dla jej nieprzemyślanych teorii. Jednak myśl Deleuze’a i Guattari’ego w szczególności zasługuje na wyróżnienie. Teraz, po przeczytaniu powyższego fragmentu ich rozważań, cała ludzkość może odetchnąć z ulgą. W końcu wszyscy możemy zacząć myśleć.

Ale tutaj pojawia się problem: O czym tak właściwie mamy myśleć?

Definiowanie tego, co niedefiniowalne
Filozofia, która stawia wobec siebie tak wielkie wymagania, z pewnością jest warta uwagi. Uzbrójmy się zatem w cierpliwość i dołóżmy wszelkich starań, aby uchwycić znaczenie, jakie można w niej odnaleźć. Czym właściwie jest postmodernizm i co się za nim kryje? W momencie postawienia tego pytania od razu zderzamy się z pierwszym problemem. Mówi się, że postmodernizm jest niedefiniowalny. Jest ideą, która z definicji sprzeciwia się definicji. Jest to jak dotąd dosyć mgliste wytłumaczenie.

Termin „postmodernizm” został po raz pierwszy użyty przez Jean-François’a Lyotarda w 1979 roku, który zdefiniował go jako: „upraszczając do skrajności” – „niedowierzanie wobec metanarracji”.5 Słownik Języka Angielskiego Oxford definiuje „metanarracje” jako: „nadrzędna relacja lub interpretacja wydarzeń i okoliczności, która dostarcza wzór lub strukturę dla przekonań ludzi oraz nadaje znaczenie ich doświadczeniom.”

Ale chwileczkę! Czyżby definicja samego Lyotarda także nie była… metanarracją? Naturalnie, dokładnie tym jest. Gdy informuje nas, że musimy za wszelką cenę unikać sposobu myślenia, którego on nie aprobuje, czyż nie przedstawia nam ogólnej teorii – „nadrzędnego rachunku interpretacji zdarzeń i okoliczności”? A kiedy mówi nam, że pewnych idei należy się wystrzegać czy nie dostarcza nam jednocześnie „wzoru lub struktury dla przekonań ludzi oraz nadaje znaczenie ich doświadczeniom”?

Odpowiedź na oba pytania jest jednoznacznie twierdząca. W związku z tym Lyotard jest oskarżany o albo o zakrawającą o absurd samokrytykę, albo o jawne oszustwo. Mamy więc do czynienia albo z głupcem, albo z łotrem. A może z jednym i drugim. Trudno powiedzieć.

„Brak postępu”?
Postmoderniści są również znani z odrzucenia postępu w historii. Twierdzą, że rozwój nauki i filozofii nie zna pojęcia postępu, istnieją tylko różne sposoby interpretowania świata. Co więcej, jest to świat, który nie odpowiada nawet naszym interpretacjom. Pomimo tego, postmoderniści przedstawiają swoją szkołę myślenia jako jedyną, która może wyjaśnić tę sytuację. Jeśli przyjmiemy ten punkt widzenia, to każda idea jest tak samo dobra, jak inna niezależnie od tego, czy pochodzi z umysłu szamana z epoki kamienia łupanego, Arystotelesa, Einsteina czy Marksa. W żadnym momencie rozumienie natury i społeczeństwa przez ludzkość nie posunęło się ani o krok naprzód – w istocie dla postmodernisty nie ma żadnego „na przód”. Nic nie jest postępowe, z wyjątkiem oczywiście postmodernizmu, który dopiero teraz wyłonił się triumfalnie, by zdemaskować ten odwieczny fałsz wiary w postęp!

Co do jednego możemy się zgodzić. Prawdą jest to, że w systemie kapitalistycznym, w okresie jego starczego rozkładu, nie jest możliwy żaden poważny postęp rasy ludzkiej. Ale czy mamy prawo wyciągnąć z tego wniosek, że postęp w ogóle nie istnieje, albo że historia nie doświadczyła czasów, w których zostały uczynione gigantyczne kroki naprzód? Nie, nie mamy prawa robić czegoś takiego. Każdy, kto bada przeszłość, natychmiast dostrzega, że społeczeństwo ludzkie zna okresy wielkiego postępu charakteryzujące się szybkim rozwojem sił wytwórczych, nauki i techniki oraz rozkwitem sztuki i kultury.

W historii pojawiały się także czasy stagnacji, rozkładu, a nawet powrotu do barbarzyństwa. Upadek Cesarstwa Rzymskiego zapoczątkował w Europie trwający setki lat regres, który słusznie określono „wiekami ciemnymi”. Renesans natomiast stanowił punkt zwrotny w rozwoju kultury we wszystkich jej sferach. Sztuka, nauka, literatura: wszystkie przeżyły niezwykłe odrodzenie (dosłowne znaczenie terminu „renesans”). Był to wiek powstania burżuazji, będącej prekursorem nowego, wyższego stadium społeczeństwa, wiek odkryć, które wraz z irracjonalnym obskurantyzmem Kościoła i ogniem inkwizycji wybawiły ludzkość z kajdan feudalizmu.

W późniejszym czasie rewolucyjna burżuazja francuska stworzyła oświecenie, które postmoderniści traktują ze szczególną odrazą właśnie dlatego, że było ono orędownikiem racjonalnej myśli i nauki. Jak sama nazwa wskazuje, postmodernizm zakłada, że modernizm musi być czymś, co jest już skończone, dobiegło końca. Modernizm natomiast to zespół idei, które wyłoniły się z oświecenia. Była to heroiczna epoka kapitalizmu, kiedy burżuazja była jeszcze zdolna do odegrania postępowej roli. Niestety w dzisiejszych czasach jesteśmy świadkami społecznego, gospodarczego, politycznego i ideologicznego rozkładu. Postęp ludzkości rzeczywiście stanął w miejscu. Siły wytwórcze są sparaliżowane najgłębszym od trzystu lat kryzysem. Kultura pogrąża się w marazmie. Badania naukowe nie wróżą szans na wyzwolenie ludzkości, w zamian za to grożą masowym bezrobociem i katastrofą ekologiczną. Klasa kapitalistów stała się kolosalną przeszkodą dla postępu.

W ramach obecnego systemu perspektywy dla ludzkości są rzeczywiście ponure. Postmoderniści jednak, zamiast dojść do wniosku, że to kapitalizm hamuje postęp, uważają, że sam postęp jest wykluczony, ponieważ nigdy tak naprawdę nie istniał. Klasa rządząca i jej drobnomieszczańscy poplecznicy na uniwersytetach są przesiąknięci duchem pesymizmu. Jęczą o zatrważającym stanie społeczeństwa, ale odrzucając naukę, racjonalną myśl i postęp w ogóle, odzwierciedlają jedynie poglądy zdegenerowanej i podupadłej klasy decydentów politycznych.

Nieuczciwość
Joseph Dietzgen powiedział kiedyś, że oficjalna filozofia nie jest nauką, lecz „zabezpieczeniem przed socjalizmem” – a przez socjalizm Dietzgen rozumiał rewolucyjny ruch klasy robotniczej. Zadaniem wiodących aktualnie idei jest zasypywanie przepaści między interesami mas a status quo kapitalizmu. Jest to podstawą sztuczek, fałszerstw, przekłamań i skrajnej nieuczciwości, które charakteryzują filozofię burżuazyjną w ogóle, a postmodernizm w szczególności. Jedną z takich sztuczek jest ciągłe wygłaszanie sprzecznych oświadczeń dla niepoznaki. W wywiadzie z 1977 roku opublikowanym pod tytułem „więzienna rozmowa”, Foucault został skonfrontowany z niezręcznie wręcz prostym pytaniem dotyczącym odrzucenia przez niego koncepcji „postępu”. Oto fragment tej rozmowy:



W Pańskiej książce „Madness and Civilisation” natknąłem się na zdanie, w którym mówi Pan, że musimy „uwolnić historyczne chronologie i sukcesywne porządki od wszelkich form progresywnej perspektywy”.


Foucault odpowiedział w następujący sposób:



Jest to rzecz, którą zawdzięczam historykom nauki. Przyjmuję metodyczną ostrożność i radykalny, lecz nieagresywny sceptycyzm, który sprawia, że zasadą jest nieuznawanie punktu w czasie, w którym się znajdujemy, za wynik postępu teleologicznego, którego historyczna rekonstrukcja byłaby naszym zadaniem: ten sceptycyzm wobec nas samych i tego, czym jesteśmy, naszego tu i teraz, który nie pozwala zakładać, że to co mamy jest lepsze, niż to co było w przeszłości. Nie oznacza to, że nie należy podejmować prób rekonstrukcji procesów generatywnych, ale że należy robić to bez narzucania im pozytywności czy waloryzacji.”


Jeśli zadamy sobie trud, by przeniknąć do niejasnego świata foucaultowskiego języka, zobaczymy, że jego odrzucenie nałożenia „waloryzacji” na „procesy generatywne” historii jest niczym innym jak odrzuceniem postępu. W akcie cynicznego oszustwa wywleka termin „teleologiczny”, aby zagmatwać sprawę.

Każdy, kto posiada nawet najmniejszą wiedzę na temat filozofii, wie, że istnieje ogromna różnica między teleologią – słowem o konotacji religijnej, oznaczającym z góry ustalony cel, którego Marks nigdy nie popierał – a ideą, że historia ludzkości nie jest serią bezsensownych wypadków, lecz rządzą nią pewne prawa, które obowiązują niezależnie od subiektywnej woli poszczególnych ludzi.

Prowadzący wywiad, nie dając łatwo zbić się z tropu, zadał Foucaultowi jeszcze jedno pytanie: „mimo tego, że nauka od dawna podziela postulat postępu człowieka?”

Foucault odpowiedział zatem:



To nie nauka tak mówi, a raczej historia nauki. Nie twierdzę też, że ludzkość nie idzie do przodu. Za błędną natomiast uważam taką metodę stawiana problemów: „jak to się stało, że się rozwinęliśmy?” Akcent powinien być postawiony na: jak to się dzieje? Oraz to, że coś co dzieje się teraz, nie jest z konieczności lepsze, bardziej zaawansowane, lepiej zrozumiane niż to co działo się w przeszłości.


Mamy tutaj do czynienia z klasycznym przypadkiem próby stawienia czoła wobec wszystkich zarzutów jednocześnie. Foucault wyraźnie powiedział (na tyle wyraźnie na ile pozwala na to jego specyficzny język), że zaprzecza historycznemu postępowi po to, aby chwilę później stwierdzić coś zupełnie przeciwnego, mianowicie: iż nie uważa, że „ludzkość nie posuwa się na przód”. Następnie dodaje, że „coś, co dzieje się teraz, nie jest z konieczności lepsze, bardziej zaawansowane, lepiej zrozumiane niż to co działo się w przeszłości”. W związku z czym naprawdę nigdy nie miał miejsca żaden postęp. Czy jest to wystarczająco jasne i zrozumiałe?

Jest to bardzo dobry przykład tego, jak postmoderniści lawirują, kręcą, bawiąc się słowami tak, aby ukryć ich znaczenie, zupełnie jak kałamarnica rozsiewa chmurę atramentu, żeby zmylić swoich wrogów. Tak więc jeśli ktokolwiek oskarży Foucaulta o zaprzeczanie postępowi, co jest centralnym punktem większości jego prac, może on zawsze wytłumaczyć się: „o nie, kiedyś zdarzyło mi się coś takiego powiedzieć, ale nie twierdzę wcale, że ludzkość nie idzie do przodu”.

Intelektualna nieuczciwość i tchórzostwo jest istotnym elementem postmodernizmu. W ramach tej szkoły filozoficznej podejmowany jest cały szereg manewrów, mających na celu zmylenie i dezorientację czytelnika oraz odwrócenie uwagi od jej prawdziwie reakcyjnego charakteru. Zdumiewająca jest bezwstydna arogancja i zuchwałość, z jaką to oszustwo jest prezentowane
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin