|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 74 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 12:32, 02 Lip 2022 Temat postu: Negocjacje z własnymi pragnieniami, oczekiwaniami, wiarami |
|
|
To, że większość ludzi racjonalizuje, czyli w zakłamany sposób traktuje rzeczywistość, gdy ta odbiega znacząco od szczególnie istotnych pragnień i oczekiwań danej osoby, nie jest tajemnicą. Jako tako uczciwa osoba chyba (każda) jest w stanie podąć przykłady, gdy upierała się przy jakiejś naciąganej wersji rzeczywistości, w sytuacji gdy jednak większość faktów świadczyło przeciw temu, a ostatecznie rzeczywiście okazało się, że postawiła ona na błędną opcję. Czy jednak sprawa jest zawsze taka oczywista?
Nasza skłonność do upartego trzymania się jakichś tam koncepcji, założeń, często wbrew wielu przesłankom mogłaby być oceniona jako pewny błąd tylko wtedy, gdybyśmy znali absolutną postać rzeczywistości. Czasem tak jest, że rzeczywiście ktoś upiera się przy wypieraniu jawnych, dostępnych do sprawdzenia faktów. Ale w bardziej miękkich przypadkach, gdy faktów się nie zakłamuje, a jedynie silnie naciąga ich interpretacje, nie ma absolutnego argumentu, iż ktoś racjonalizuje sobie świat w sposób pozbawiony sensu. Bo jeśli jest - nawet niewielkie, ale jednak - jakieś prawdopodobieństwo, że ów ktoś ma rację, to może dobrze, iż nie daje sobie wybić z głowy danego przekonania.
Historia zna wiele przypadków sytuacji, gdy to jedna konkretna osoba, upierająca się przy swoim miała rację, a "racjonalne" otoczenie, które sugerowało coś innego, okazywało się błądzić. Dopóki nie mamy dostępu do absolutu, dopóty niejedno racjonalizowanie rzeczywistości można uznać za nie całkowicie wadliwą postawę.
Ale chyba jednak NAJCZĘŚCIEJ tak jest, że racjonalizacje są po prostu wewnętrznymi kłamstwami, które ostatecznie przyniosą tylko szkodę osobie, która się nimi posługuje. Będą wyjątki od tej reguły, ale właśnie jako wyjątki należy je traktować.
Chcę postawić pytanie: jak to jest, że w ogóle udaje nam się być zakłamanym?
A może to nie zakłamanie, tylko świadoma, a do tego racjonalna strategia?...
Myślę sobie nieraz o sytuacji Rosjanina, który jest poddany naciskowi propagandy putinowskiej. Ta propaganda rysuje przed odbiorcą obrazy typu:
- jesteś mieszkańcem wielkiego, wspaniałego kraju, dzięki (domyślnie) temu ty jesteś ważny!
- twój kraj powinien być zatem doceniony, bo inaczej byłoby to nieadekwatne do jego wielkości!
- jeśli nawet cierpisz jakieś niedostatki, to jesteś częścią wyjątkowej wspólnoty, ona tworzy twoją wartość, będziesz z tą wspólnotą wielki, niezależnie od tego, jak bardzo jesteś niedoceniony w życiu!
- spełnienie osobiste jest w tym kraju, w jakim się urodziłeś, równoważne z uznaniem swojej roli w w tej wspaniałej wspólnocie, którą zarządza wielki wódz. A ten wódz doprowadzi ostatecznie ową wspólnotę do tryumfu, który też spłynie na ciebie!
- nie buntuj się przeciw wojnie, poprzyj ją! Przecież i tak nic nie jesteś w stanie zmienić, a przynajmniej poczujesz się dowartościowany, spełniony, nie gnębiony rozdźwiękiem wartości, czy wyrzutami sumienia, że nie wystarczająco działasz w imię dobra! Poddaj się i bądź uspokojony!
itd. itp.
Z drugiej strony taki Rosjanin ma świadomość, iż niewiele może swoim buntem, że aparat przemocy ze strony władzy jest niemal wszechwładny. I tak jego bunt nic nie da. Zatem jeśli przynajmniej nie będzie musiał dźwigać tego rozdźwięku pomiędzy własną oceną świata, a tym, co wciska mu propaganda, to będzie miał większy komfort psychiczny...
Rachunek zysków i strat i jest prosty: skoro i tak jestem za słaby, aby coś zmienić, to może powinienem się dostosować i uwierzyć w to, co mi mówią. Bo to może i rzeczywiście fajnie jest czuć się członkiem takiego wspaniałego narodu, to uskrzydla emocjonalnie, daje poczucie wartości. Po co więcej kombinować?...
Dlaczego właściwie mielibyśmy bronić swojej myślowej niezależności, skoro to owocuje głównie stresem, a i tak do niczego nie jest w stanie naprawić, z uwagi na naszą słabość wobec przemożnej rzeczywistości?...
Myślę, że ten schemat negocjacyjny z własnymi emocjami i myślami, który tutaj przedstawiłem dla myśli jakiegoś mojego hipotetycznego Rosjanina ulegającego propagandzie jest w istocie dość uniwersalny. Te negocjacje, w których uczestniczą nasze lęki, pragnienie dowartościowania, chęć pozbycia się dyskomfortu emocjonalnego, brak pewności i niewiedza na temat rzeczywistości, instynkty stadne (skłonność do ulegania przewodnikowi stada, autorytetom) ostatecznie składają się na układankę mentalną, w której prawie nic nie jest oczywiste, mamy szerokie pole manewru, w swoich wyborach. I możemy sobie niby racjonalnie ostatecznie usprawiedliwić dowolną opcję, przy której będziemy obstawali. Wszystko to w dużym stopniu niezależnie od - obiektywnie pojętej - uczciwości.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 74 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 0:23, 02 Wrz 2022 Temat postu: |
|
|
Osobiście uważam, że dobrze jest uświadomić sobie, że utrzymywanie swojej psychiki w jakiej takiej równowadze przypomina w znacznym stopniu negocjacje.
Każdy z nas prowadzi takie negocjacje z własnymi intuicjami, emocjami, uznawanymi rozumowo postawami. Kto tu negocjuje?
- Negocjuje nasze poczucie wartości/godności
- Negocjuje czysta racjonalność, szacunek dla faktów
- Negocjują emocje, które nie godzą się na bycie zdołowanymi.
Typowa sytuacja - zostaliśmy przez kogoś skrytykowani. Powstaje zagadnienie: jak zinterpretować ten fakt?
- przyjąć krytykę jako prawdę?
czy
- odrzucić ją, jako na pewno czynioną w złej wierze?
a może
- coś pośredniego, może jakiś aspekt tej krytyki zechcemy uznać, lecz inny odrzucimy?
Do stołu negocjacyjnego staną z jednej strony emocje, które będą twardo domagały się: żądamy absolutnie nie uznawać żadnych negatywnych ocen! To my jesteśmy najważniejsi, to o nas i dla nas jest to wszytko. Odrzucamy to co wobec nas jest negatywne!
Ale stanie też do negocjacji jakaś forma rozumu, obiektywnego spojrzenia, która "się wypowie":
Może jednak warto przeanalizować tę krytykę, czy się za nią jakaś ważna dla nas informacja nie kryje?... Spójrzmy na fakty, zobaczmy, czy czasem nie jest tak, że choć ocena jest negatywna, to jednak ma one pewne podstawy...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|