Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33358
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 14:18, 22 Lip 2021 Temat postu: Konsument w okowach polityk producentów |
|
|
Taki przypadek opisano: [link widoczny dla zalogowanych]
W skrócie: okazuje się, że "dziwnym trafem" tuż po okresie gwarancji samochód marki Tesla nie skokowo przestał ładować akumulatory do typowej dla tego samochodu pojemności, ładuje je w znacznie mniejszym stopniu, drastycznie ograniczając zasięg samochodu. W serwisie zaproponowano jedynie wymianę akumulatorów na nowe w cenie 20 tys. dolarów (było nie było, jest to kwota, za którą można już kupić całkiem nie najgorszy nowy samochód).
Autor artykułu porównuje ten przypadek do sytuacji, z którą borykali się użytkownicy niektórych drukarek "psujących się" wkrótce po okresie gwarancji, zaś naprawy miały kosztować z grubsza tyle, co nowa drukarka. Jednocześnie w wielu przypadkach okazywało się, że owo "psucie się" daje się zhakować za pomocą programu, który resetuje zaszyty w urządzeniu licznik wydruków, czyli wystarczy przestawić softwarowo jeden parametr, a drukarka zaczyna drukować jak nowa...
Teraz mój komentarz
W obliczu zanieczyszczenia planety zarówno gazami, jak i innymi odpadowymi substancjami powstającymi podczas produkcji, jak też i tego, że powyższa polityka producentów oznacza niszczenie (produkcję odpadów) całkiem jeszcze zdatnych do działania urządzeń, trudno znaleźć tu słowa potępienia.
Skala nieodpowiedzialności za wspólne dobro, antykonsumeckich praktyk i ogólnie nieodpowiedzialności, czy wręcz chyba zwyczajnie zła, wydaje mi się tu dość porażająca.
Przez decydentów stosujących właśnie tego rodzaju politykę niszczymy nasza planetę, stajemy katami dla przyszłych pokoleń ludzi.
Zdaje sobie sprawę, że z punktu widzenia artodoksyjnego wolnorynkowca, jakiekolwiek zabranianie tutaj czegokolwiek przez państwo byłoby karygodne. Problem "powinien się rozwiązać" metodami wyboru konsumenckiego. A to, że jakoś się nie rozwiązuje?...
- Cóż wolnorynkowcom to nie przemówi do głów i sumień, bo dla nich najważniejsze jest, aby takie rzeczy działy się wyłącznie w oparciu o mechanizmy rynkowe. I nawet jeśli efektem będzie katastrofa ekologiczna, to nie jest wystarczający argument, aby jakąś interwencją tutaj zadziałać. Bo wolnorynkowców ortodoksja wolnorynkowa jest najświętszym prawem świata... Niechby świat zginął, życie w cierpieniu się zdegradowało, ale nie zadziałamy w kierunku przymuszenia jakichś psychopatów i czy innych ludzi nieodpowiedzialnych we władzach firm do działań chroniących większe dobro.
Tu wolnorynkowiec oczywiście zaprzeczy, że do katastrofy dojdzie. Wolnorynkowiec tutaj będzie wpierał, że ostatecznie jakoś sprawa, dzięki mechanizmom wolnorynkowym, pójdzie w dobrą stronę - bo np. klienci firm wymuszą na producentach większą dbałość o ekologię. Problem w tym, że tu już mogłoby się dziać! A się nie dzieje, albo się dzieje w zdecydowanie niewystarczającym stopniu. Oczywiście zawsze można wpierać, że to w końcu się stanie, że na pewno ten mechanizm ostatecznie zadziała, albo że szkody związane z wykroczeniem poza prymat wyboru konsumenckiego "na pewno będą większe", niż to, co się stanie, gdy np. zabronimy praktyk, które wyżej opisałem. Można tak twierdzić, można w to wierzyć. Podobnie co niektórzy wierzą w wielką moc samoleczenia, że to organizm sam powinien pokonać każdą chorobę. Można w to wierzyć i do końca nie wziąć antybiotyku, czy innego leku, który by uratował życie. Można tak uważać i umrzeć, czy dać umrzeć komuś ze swojej rodziny. W imię ortodoksji, w imię wiary, że to "samo powinno się rozwiązać". Tylko czy ta wiara może być nazwana rozumną? Czy taka wiara nie jest czasem rodzajem grzechu (choćby grzechu przeciw rozumowi)?
|
|