Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33386
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 18:45, 21 Mar 2023 Temat postu: Konsekwencje ocen zawsze globalnych, nie różnicujących |
|
|
Przed chwilą sobie uświadomiłem jedną rzecz, która ma ścisły związek z wieloma nieporozumieniami jakie mogą wywoływać niektóre moje komentarze. Rzecz uważam za ważną, a do tego bardzo ciekawą.
Są ludzie, którzy jak coś/kogoś oceniają, to właściwie zawsze "po całości", czyli dążąc do uznania za "w pełni dobre" vs "w pełni złe". Tacy ludzie nie powiedzą nigdy nic dobrego o swoim przeciwniku, ani nie uznają nic złego w tych osobach, z którymi sympatyzują. Podobnie traktują idee, organizacje, czasem tez przedmioty - wszystko jest "tak w ogóle dobre", albo "tak w ogóle złe".
Ja powyższą postawę traktuję jako błąd myślenia. Sam stosuję podejście odwrotne - polegające na RÓŻNICOWANIU ASPEKTÓW. W tym moim podejściu, każdy człowiek (oczywiście nie wyłączając mnie) ma zarówno zalety, jak i wady, ma chwile tryumfu, sukcesy, ale też i życiowe wpadki. I to jest normalne, to jest dla mnie oczywiste, że nie jesteśmy "w całości jacyś na jedno kopyto". Jeśli kogoś krytykuję, to krytykuję ewentualnie TĘ wypowiedź, TĘ cechę, TĘ postawę a nie jakoś całościowo osobę.
Do tego posiadanie TEJ słabości, cechy, postawy nie czyni jeszcze ostatecznego potępienia.
Sam siebie też w ten sposób staram się traktować - oceniam swoje działania, dokonania, umiejętności na zasadzie TA moja właściwość jest pozytywna, zaś TAMTA inna z kolei jest problematyczna, przynosząca mi ujmę. Efektem takiej mojej postawy jest też i to, że nie mam jakiegoś fundamentalnego problemu z byciem skrytykowanym (pewien problem nieraz mam, tego się nie wypieram), bo przecież choć w tym czy owym mogłem zawieść, to ogólnie jako człowiek mam jeszcze mnóstwo innych cech i dokonań, które dopiero w całościowym bilansie jakoś dają obraz sprawy.
Gotów jestem swobodnie rozmawiać to KONKRETNEJ mojej wadzie, wypowiedzi, krytykowanej postawie, bo i tak z góry zakładam, iż to mnie jako całość nie przekreśla. Tak zyskuję dystans. Wręcz nieraz z premedytacją brnę w rozważanie swoich słabości - bo uważam to za cenne w samodoskonaleniu, a jednocześnie nie boję się, iż przez to jakoś globalnie zostanę poniżony.
Traktuję zatem kwestię krytyki tak samo - niezależnie czy dotyczy ona mnie, czy innych - jako ASPEKTOWĄ. Jeden aspekt jest taki, a inny jest już inny - tak u mnie, jak i u tych, o których mówię, czy myślę. To zaś oznacza, że nie czuję się winnym jakiegoś poniżania kogokolwiek ogólnie, tylko dlatego, że skrytykowałem jakąś konkretną jego postawę.
Widzę, że z częścią ludzi nie daje się dogadać tego mojego podejścia. Niektórzy jakoś nie są w stanie oderwać się od oceniania siebie i innych zawsze globalnie, czyli jeśli kogoś skrytykuje się (zasadnie, słusznie), to się (w mniemaniu tych osób), rzekomo w ogóle skreśliło, nienawidzi się ich, jest się przeciw nim. A jeśli się kogoś by pochwaliło, to już zapewne nic złego w nich nie mielibyśmy widzieć. Efektem jest nieporozumienie - np. odczytywanie moich krytycznych uwag, jako ostatecznej krytyki osoby, czy osób, podczas gdy ja zawsze odnoszę się do jakiegoś konkretnego aspektu.
Innym efektem tej sprawy jest, wspominana już większa bądź mniejsza gotowość do uznawania krytyki pod własnym adresem, a więc i ochota do zajęcia się czymś kontrowersyjnym. Czasem mam wrażenie, że niektórzy ludzie jakby dziwili się, dlaczego bez większego problemu mogę dyskutować na temat jakichś moich słabości, a czasem wręcz takie dyskusje mogę nawet prowokować. Dla mnie to "no problem", ani też nie jest żadna kokieteria. Zwyczajnie jestem ciekawy, co ktoś może mieć przeciw mnie w jakiejś kwestii, a także czy jest w stanie to przekonująco uargumentować.
|
|