|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33566
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 9:21, 11 Sie 2012 Temat postu: kobiece i męskie postrzeganie |
|
|
Wiele książek wskazuje na istotne różnice w postrzeganiu otoczenia przez kobiety i mężczyzn. Wydaje mi się, że zdecydowanie coś jest na rzeczy...
Przykład typowy z mojego "ogródka": kilka lat temu, kiedy jeszcze mieszkałem z teściami, teściowa próbowała mnie "wychować" pod kątem wyrzucania śmieci. Polegało to na tym, że stawiała worek ze śmieciami w bardzo widocznym miejscu w przejściu. Oczywiście "powinienem się domyślić", że gdy wracam do domu, to ochoczo należałoby schwycić ów worek i zanieść do zsypu. Problem w tym, ze to nie zadziałało. Dlaczego?
Ano ja, widząc jakaś zawalidrogę, po prostu omijałem ją i przechodziłem dalej - w myśl zasady: skoro ktoś tu coś takiego postawił, to pewnie mu to do czegoś potrzebne...
Z moich rozmów wynika, ze ja - jako facet - nie jestem wyjątkiem. Mój kolega opisuje "test krawata". Polegał on na tym, że kiedyś w jego domu (ma dość rozległą przestrzeń domową) upadł na podłogę krawat. Normalnie małżonka mojego kolegi sprząta wszystko, co jest porzucone, a na drzewo nie ucieka. Tym razem jednak, małżonka kolegi uznała, że skoro ten ostatni sam tak na bałaganił, to niech posprząta. I nie podniosła krawata z podłogi. Okazało się, ze krawat leżał na tej podłodze przez cały następny miesiąc i był z sukcesem omijany męską "myślą sprzątającą".
Przykłady można by mnożyć. Mi bardziej chodzi o wnioski. Oczywiście większość kobiet uważa, że mężczyźni "złośliwie" nie sprzątają, na pewno zauważają cały ten bałagan, ale nic nie robią z tym fantem, bo są leniwi. Ja z kolei myślę, że problem jest bardziej złożony. To znaczy nie neguję wcale lenistwa mężczyzn - to fakt, większość z nas woli poleżeć z piwkiem przed szklanym ekranem, niż rzucić się w wir sprzątania, jednak jest coś więcej na rzeczy. Czy kobiety uwierzą, czy nie, jednak wydaje mi się, że mam GENETYCZNIE inne postrzeganie otoczenia, niż kobiety. Mało tego, mam na to swoje uzasadnienie oparte o mechanizmy ewolucyjne.
Nie jest chyba wielkim odkryciem fakt, że mężczyźni, w porównaniu z kobietami więcej czasu spędzali poza domem (miejscem stałego pobytu), niż kobiety. Kobiety były uwiązane do dzieci, które przez dużą część życia były dość nieporadne, kobiety prowadziły bardziej osiadły tryb życia. Z kolei mężczyźni więcej byli gdzieś "w polu" - czy to polowali, czy coś zbierali, czy uprawiali. Czym to skutkuje dla wytworzonych mechanizmów postrzegania?
- Ano tym, że mężczyzna widząc na swojej drodze krzywe drzewo (co się często zdarzało) nie uruchamiał w mózgu pstryczka "zmienić - poprawić". To nie miałoby sensu. Mężczyzna widząc coś niewłaściwego, krzywego, niedostosowanego, omijał to i szedł dalej. Co mężczyzna poprawiał?
- Ano nie otoczenie, co raczej własny sprzęt - dzidę, wnyki, może ubranie. Jednak ze znacznie mniejszym prawdopodobieństwem zmieniał coś w otoczeniu.
A kobieta?
Kobieta, pozostająca w tym samym otoczeniu na dłużej, oczywiście była żywotnie zainteresowana, aby to otoczenie było jak najbardziej wygodne, ładne, użyteczne. Można by powiedzieć, ze w większym stopniu otoczenie kobiety było jej "sprzętem", było w obszarze myślowym, który się zmienia, modyfikuje, dostosowuje. I zauważa!
Warto jednak zwrócić uwagę na to, ze "zauważyć" dla kobiety vs dla mężczyzny znaczy w tym wypadku coś innego - dla kobiety "zauważyć w najbliższym otoczeniu" oznacza "dostrzec i ewentualnie poprawić", dla mężczyzny już będzie to oznaczało "dostrzec, nie dać sobie przeszkodzić i dalej skupić się na głównym celu". Tak mężczyźni mają, bo gdyby ich umysł pracował nad każdym przekrzywionym drzewem (czy da się je poprawić, czy może lepiej wyglądałoby postawione odwrotnie), to ucierpiałby cel główny - np. dopaść zwierza, czy wyszukać owoce leśne. Mężczyzna musiał (!) ignorować codzienne niedoskonałości otoczenia, aby przeżyć w takich warunkach. Kobieta z kolei musiała (!) dobrze sobie zorganizować bliskie otoczenie, aby przeżyć i wychować dzieci.
Wydaje mi się, ze to całkiem sporo tłumaczy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
koperta
Dołączył: 13 Mar 2012
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 11:23, 11 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Mnie się wydaje, że tymi genami to przesada. Społeczeństwo determinuje tego typu różnice w postrzeganiu. Kobiety są wychowywane na sprzątaczki i opiekuni dla dzieci. Mają dbać o siebie i swoje otoczenie.
A faceci jako mali chłopcy są opierani, oprasowywani przez swoje mamusie. W ogóle nie zauważają przez to brudu, nieładu wokół siebie. Nikt ich do tego nie trenuje.
Gwarantuję, że kobieta wychowywana w nietradycyjny sposób, czyli wyręczana na każdym kroku przez mamusię, będzie zachowywać się jak ten facet z opisu wyżej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33566
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 14:56, 11 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
koperta napisał: |
Gwarantuję, że kobieta wychowywana w nietradycyjny sposób, czyli wyręczana na każdym kroku przez mamusię, będzie zachowywać się jak ten facet z opisu wyżej. |
Będę się upierał przy swoim.
Czy kobiety bałaganiary nie są spotykane? - przecież są. W dzisiejszych czasach już tradycyjne role mocno się zatarły. Ja mojej żonie nigdy nie robię wymówek z powodu nie posprzątania (ostatnio to ja chyba sprzątam więcej, bo więcej jestem w domu...) Dziś nikt kobietom nie broni zachowywać się, jak im się zechce. Dziewczyny w domach robią co chcą - dawno już typowe matki przestały się upierać przy wychowywaniu swoich córek - nastolatek na posłusznie utrzymujące porządek (choć wyjątki oczywiście da się znaleźć). I w efekcie współczesne młode dziewczyny wcale nie są zbyt porządnickie, mają bałagan czasem gorszy, niż chłopcy. Do czasu...
Wiele zmienia się dopiero wtedy, gdy znajdują "swojego faceta" i zaczynają z nim mieszkać. I znowu - większość facetów wcale nie oczekuje od swoich dziewczyn superaśnego porządku. To tym młodym kobietom tak "się robi". Jeszcze suszą głowę swoim "menom", aby pomogli w sprzątaniu, aby pomalowali pokój, aby wymienili armaturę na nowszą.
Jeśli widzę tu jakiś wpływ środowiska to chyba bardziej rywalizacja samych kobiet - jak jedna zrobi sobie ładny ogródek, to druga jej zazdrości i zaczyna sadzić kwiatki, jak jedna sobie zafunduje nowe kafelki w łazience, to zaraz pojawia się impuls do zmian. Faceci?... Oni sa tu raczej ofiarami, bo muszą się pogodzić z przeznaczeniem pieniędzy na coś, co im "zwisa i powiewa" (większość woli mieć spokój i błogie lenistwo, niż bajerancką łazienkę). Może kiedyś wychowanie miało wpływ na te zjawiska, ale nie w dzisiejszych czasach. Uważam, ze tego rodzaju tłumaczenie różnic w zachowaniach kobiet i mężczyzn po prostu się zdezaktualizowało.
W znanych mi rodzinach kobiety wcale nie są zbyt posłuszne. Nie są też jakoś bardzo tradycyjne. Naprawdę robią te porządki DLA SIEBIE, bo znani mi faceci nie naciskają w tym kierunku. Również rodzice - zwykle mieszkający oddzielnie - nie wtrącają się.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 15:06, 11 Sie 2012, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
koperta
Dołączył: 13 Mar 2012
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 17:36, 11 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Jakoś nie mogę się zgodzić z tym mocnym zatarciem tradycyjnych ról. W moim rodzinnym domu na dziewczynkach wywierano presję do sprzątania, dbania o czystość i zachowywania dobrych manier. A nie jestem stara, stosunkowo niedawno osiągnęłam pełnoletność. Nie jestem też wyjątkiem, biorąc pod uwagę relacje moich znajomych, członków dalszej rodziny, ludzi którzy mnie otaczają.
Być może w większych miastach wygląda to inaczej, ale te mniejsze miejscowości, szczególnie wsie słyną z wydawania na świat tradycyjnie wychowywanych obywateli.
A co Pańskiej wersji- kobiety bałaganiary- owszem, istnieją nawet mimo tego, że mogą wywodzić się z rodzin hołdującym podtrzymaniu tradycyjnych ról.
Powody są różne- charakter, wpływ rówieśników, idący za tym bunt lub np. posiadanie starszego rodzeństwa. Tak było w moim przypadku. Większość "kobiecych" obowiązków spływała na moją starszą siostrę, a ja mogłam sobie bimbać do czasu...
Aż siostra się wyprowadziła z domu. Wtedy nagle poczułam, że muszę ją zastąpić w domu. Muszę, chociaż bardzo bardzo nie chcę! I zmieniłam się na kilka lat w sprzątaczkę, aż sama się wyprowadziłam z domu.
Cóż stało się później? Kiedy w domu poza mamą nie było żadnych kobiet? Rolę sprzątaczki objął mój brat. Czuł, że musiał chociaż bardzo bardzo nie chciał!
Cóż się stało z siostrą. W swoim własnymi mieszkaniu regularnie sprząta dla siebie.
Cóż się stało ze mną. U siebie mam syf i nie czuję potrzeby trzymania ładu.
Ale kiedy odwiedzam rodzinny dom, zmieniam się w sprzątaczkę. Tam czuję, że muszę to robić.
Teraz co by było, gdybym założyła własną rodzinę? Przypuszczam, że spełniłabym Pański scenariusz, zmieniłabym się w sprzątaczkę, bo na nowo czułabym się jak w swoim domu rodzinnym i to jeszcze bardziej zobowiązana do sprzątania z racji tego, że to ja byłabym wówczas żoną i mamą.
I choć gdyby mnie ktoś zapytał, czy jestem zwolenniczką tradycyjnych ról w rodzinie, bez wahania krzyknęłabym: Nie, nie, nie ! To i tak bym tę rolę wypełniała z jakiegoś przymusu.
Nie sądzę, żeby to był aż tak głęboko zakodowany genetyczny przymus.
Żeby sprawdzić, czy rzeczywiście kobiety tak po prostu chcą sprzątać dla siebie trzeba by było nie tylko wychowywać je bez narzucania żadnych tego typu wzorców,
ale całkiem odizolować je od wzorców płynących z zewnątrz- media z rodzinnymi serialami, tradycyjne rodziny rówieśników, reklamy z tradycyjną rodzinką , takie książki, takie filmy etc. etc.
Natomiast, co do kobiecej rywalizacji, zgadzam się w zupełności. Tylko ona nie musi rozrywać się na arenie sprątaczkowo- remontowej. Mogłaby równie dobrze dotyczyć gromadzenia listów od cichych wielbicieli albo sprawiania sobie coraz lepszych samochodów.
Ostatnio zmieniony przez koperta dnia Sob 17:39, 11 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33566
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 19:38, 14 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
koperta napisał: | Jakoś nie mogę się zgodzić z tym mocnym zatarciem tradycyjnych ról.
...
Cóż się stało z siostrą. W swoim własnymi mieszkaniu regularnie sprząta dla siebie.
Cóż się stało ze mną. U siebie mam syf i nie czuję potrzeby trzymania ładu.
Ale kiedy odwiedzam rodzinny dom, zmieniam się w sprzątaczkę. Tam czuję, że muszę to robić.
Teraz co by było, gdybym założyła własną rodzinę? Przypuszczam, że spełniłabym Pański scenariusz, zmieniłabym się w sprzątaczkę, bo na nowo czułabym się jak w swoim domu rodzinnym i to jeszcze bardziej zobowiązana do sprzątania z racji tego, że to ja byłabym wówczas żoną i mamą.
... |
Ciekawy jest dla mnie ten głos - odczucie. Być może nie mam racji, być może w pewnych przypadkach. Ja obracam się wśród ludzi, gdzie chyba takie narzucanie sprzątania dziewczętom nie jest częste. Ale uważam, że przyczyna może być jeszcze inna. Pamiętam moją chrześnicę, która w wieku 4 lat przynosiła rodzicom rzeczy do położenia na "swoje miejsce". Od takiego dziecka nikt nie wymagał sprzątania. A ona - zobaczywszy gdzie rzeczy być powinny - sama męczyła o to rodziców. To byłby głos za pewnym genetycznym czynnikiem. Z drugiej strony, to jest być może odosobniony przypadek, bo w innej rodzinie w ten sposób może zachować się mały chłopiec. Obserwuję jednak dość ciekawe zjawisko, że kobietom "sprzątactwo" (tak będę, jedyn słowem nazywał potrzebę posiadania perfekcyjnie wysprzątanego domu) się pogłębia. Z wiekiem. Przynajmniej ja to obserwuję w dużej częsci przypadków (nie zawsze!). U mnie w rodzinie jest tak, że to ja jestem "opornikiem", który nie chce sprzątać (i oczywiście moich dwóch synów). To moja żona nalega na sprzątanie i robi z tego powodu problem. Czy ktoś ją do tego zmusza? Jest dorosła. Po studiach. Ma swoją wolę i okazuje ją w różnych sytuacjach, sprzeciwiając się różnym nakazom i starym zwyczajom. Nie jest potulną owieczką.
Do tego sobie ostatnio mości ogródek - następny teren do zajmowania się, martwienia jego stanem, poprawiania, sprzątania. Gdyby nie chciala, to by nie poświęcała na to swojego czasu i pieniędzy. Poza tym mówi, że wielką przyjemnością dla niej jest usiaść sobie w domu wysprzątanym. A wielkim dyskomfortem siedzieć w niewysprzątanym. Dla mnie to ma niewielkie znaczenie.
Ze znanych mi kobiet i mężczyzn, o wiele więcej kobiet jest perfekcjonistkami. A jeśli nawet ktoś przymusza młode dziewczęta do sprzątania, to rzadko robią to ojcowie...
Jeśli by tak było, że to kwestia wychowania, to chyba klucz jest w rękach damskiej części populacji. Może czas przerwać ten przymus. A przynajmniej dobrze byłoby postawić sprawę na takiej płaszczyźnie - jak sobie człowieku (kobieto, mężczyzno) wybierzesz, takie życie będiesz mieć. Nikt cię do niczego nie zmusi.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 19:46, 14 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|