Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 11:25, 12 Lip 2011 Temat postu: Kiedy konkurencja działa? |
|
|
W wielu publikacjach wolnorynkowych jako pewnik przyjmuje się twierdzenie, że konkurencja jest czymś pozytywnym, że będzie zawsze prowadzić do poprawy funkcjonowania firm, instytucji. Czy jednak jest to taki stuprocentowy pewnik? - ja od dawna mam wątpliwości...
Od razu chciałbym się zastrzec, że z drugiej strony widzę zalety konkurencji i uważam, że faktycznie w typowych przypadkach jakaś jej forma jest korzystna. Ale nie zawsze.
Kiedy - moim zdaniem - pomysł z wprowadzaniem (zwiększaniem) konkurencji jest chybiony?
1. Mamy - często z natury - tylko jeden zasób. Jeśli na jakim obszarze jest jedna studnia, którą ma w swojej pieczy Kowalski, a z jakichś powodów nie da się wykopać innej, to konkurencji nie ma z przyczyn oczywistych. Tam też nie będzie wolnego rynku. Co robić wtedy? Ano trzeba sobie RADZIĆ BEZ KONKURENCJI - czyli np. zawrzeć z Kowalskim jakąś umowę, aby nie nadużywał pozycji monopolisty, opracować mechanizmy zastępcze itp. W przypadku wielkich monopoli telekomunikacyjnych wymyślono ciekawe mechanizmy nacisku państwa w celu utrudnienia monopoliście czerpania nadmiernych zysków ze swojej uprzywilejowanej pozycji.
2. Mamy wielkie rozdrobnienie podmiotów i nadmiar konkurencji, a do tego brak widoków na szybszy postęp branży. Okazuje się, że istnienie na rynku liderów (ale jeszcze nie monopolistów) daje wiele pozytywnych efektów - to liderzy ustanawiają pewne standardy, które są później przyjmowane przez branżę, to liderzy mają więcej pieniędzy na rozwój, więc pchają do przodu warstwę technologiczną, czy marketingową. Dlatego przy bardzo dużym rozdrobnieniu rynku dość często na długie lata stabilizuje się sytuacja mało korzystna - duża ilość podmiotów działa na granicy kosztów, konkurencyjna walka psuje krew, a zyski są na tyle niskie, że nikt nie ma pieniędzy na rozwój, a później wybicie się. Wtedy nieraz pozytywne jest zakłócenie naturalnej konkurencji poprzez wprowadzenie (nawet sztuczne) lidera.
3. Naturalna niekonkurencyjność branży. Niektóre branże są ze swojej natury niekonkurencyjne. Jeśli gdzieś społeczność wybudowała sobie wspólnymi siłami wodociąg, czy oczyszczalnię ścieków, to oczywistym jest, że nie będzie on miał konkurencji. W końcu trudno będzie znaleźć desperata finansowego, który zechce za ciężkie pieniądze wybudować drugi nadmiarowy wodociąg, a potem skaże się na wieloletnią walkę konkurencyjną z już istniejącym, wybudowanym z resztą za "darmowe", bo składkowe pieniądze...
4. Koszty konkurencji są wyższe niż korzyści. W ogólnym rozrachunku konkurencja kosztuje. Kosztuje, bo stanowi dodatkowy narzut pracy, nakładów pieniężnych, czasowych. Ktoś musi monitorować rynek, ktoś musi kalkulować akcje promocyjne, ktoś musi walczyć w sądach o swoje, odpowiadać na zagrania konkurencji. Tymczasem w wielu przypadkach sam towar jest prosty, nie ma dla niego wielkich obszarów rozwoju. I może być tak, że koszt utrzymywania się w konkurencyjności wielokrotnie przekracza koszt produkcji podstawowego towaru. Cenę ostatecznie płaci nie tylko wytwórca, ale przede wszystkim konsument. Jako przykład podam usługi transportowe przewozu ludzi. Łatwo daje się obliczyć ile kosztuje autobus, pensja kierowców, budowa przystanków itp. Jeśli zyski z grubsza to pokrywają z niewielką marżą, zaś popyt jest zaspokojony, to ewentualna bardzo aktywna konkurencja musiałaby raczej zepsuć funkcjonowanie całości - bo albo zaczęto by oszczędzać na bezpieczeństwie, albo zaniedbano remonty przystanków, albo pensje kierowców (wtedy pracowaliby po godzinach i jeździli niewyspani) ostatecznie zysk były relatywnie niewielki, a kłopotów i stresu dużo). Oczywiście dotyczy to tylko sytuacji, gdy zyski nie są zbyt duże, a pole do poprawy sytuacji na gruncie technologicznym, wąskie.
5. Sam towar nie jest wart bycia rozwijanym. Tutaj najlepszym przykładem są papierosy. Ostatnio parlamenty wielu krajów sztucznie ograniczają konkurencję tego wyrobu, dodatkowo naciskając na ogólne zmniejszenie produkcji. Bo choć ów towar daje się dobrze promować, a branża mogłaby się rozwijać, to jednak wcale owego rozwoju nie chcemy. A takich towarów można by znaleźć więcej - choćby związanych z epidemią otyłości, lekomanii, zanieczyszczania środowiska itd. itp. Po co tęgi głowy mają wymyślać slogany reklamowe i tworzyć mechanizmy promocji czegoś, o czym z góry wiadomo, że przynosi więcej szkód niż korzyści?...
6. Istnieje konieczność drastycznej oszczędności zasobów. Nie ma sensu rozwijać konkurencji tam, gdzie w ogóle trzeba ściśle limitować działalność. Jeśli mamy unikalne jezioro, w którym żyją endemiczne gatunki, to bez sensu byłoby rozbudowywanie tam ogromnej i konkurencyjnej bazy turystycznej. Być może by się to nawet udało, ale po paru latach turyści zniszczyliby środowisko naturalne, a potem cały region by i tak podupadł, bo do zniszczonego rejonu turyści nie przyjeżdżaliby tak chętnie.
- Są i inne powody, dla których konkurencja nie zawsze jest najlepszym pomysłem. Piszę ten krótki esej, bo kiedyś w rozmowie wspomniałem o tym, że z owym niezaprzeczalnym dobrodziejstwem konkurowania sprawa nie jest tak prosta. Po prostu świat jest bardzo skomplikowany.
PS
Dobrym przykładem problemów z wprowadzaniem mechanizmów konkurencyjności jest wprowadzenie liczników ciepła w bloku mojej cioci. Tam uznano, że sensownie jest aby każdy płacił za siebie (skądinąd przecież słuszna zasada). Zakupiono liczniki ciepła, zainstalowano, podpisano stosowne umowy. A teraz właściwie wszyscy płacą kilkakrotnie więcej, niż przed zmianami. Bo cały system monitorowania, utrzymywania sprawności technicznej, dogadania się z dostawcą ciepła jest na tyle złożony, że podnosi to koszty w stopniu znacząco wyższym, aby pokryły to oszczędności związane z niższym zużyciem ciepła przez nieliczne osoby.
Albo wyobraźmy sobie jeszcze jeden przykład. Mamy miasto, które rozłożyło się po dwóch stronach rzeki. Nie ma tam mostu, funkcjonują tylko promy. Wreszcie ktoś postanawia: zróbmy sobie most. Ale żeby była konkurencja należałoby wybudować od razu przynajmniej dwa mosty. A jak już będą dwa mosty to jak miałyby konkurować - opłatami? To chyba lepiej zbudować jeden most - składkowy z podatków - niż bawić się konkurencję, komercję (dodatkowo musi jeszcze kosztować sam system poboru opłat).
Tu mam jeszcze dygresję na temat systemu budowy autostrad w Polsce. W moim przekonaniu taki system, w którym budujemy za ciężkie pieniądze autostrady na których ktoś musi jeszcze cięższe pieniądze prywatnie zarobić, jest mocno dyskusyjny. Faktem jest, że tutaj zarzut wolnorynkowców wobec państwa chyba akurat byłby słuszny. Bo zasady udzielania koncesji i budowy tych dróg mogłyby chyba służyć jako podręcznikowy przykład nieprzejrzystości, tajemniczych układów, tajnych klauzul i nie wiadomo czego jeszcze. Ale nawet gdyby miało to być jakoś naprawdę uczciwie, to i tak trudno jest wyobrazić sobie sensownie działający mechanizm, a którym różne odcinki tej samej drogi są opłacane różnym podmiotom. Trzeba wtedy dodatkowo budować zjazdy i osobne drogi (aby kierowcy mogli się ratować przed wjechaniem na autostradę wyjątkowego zdziercy). Akurat eksploatacja infrastruktury jest dość szczególnym przykładem sytuacji, gdzie konkurencja wydaje się mało sensowna, bo przecież nie ma sensu budować nadmiarowej drogi tylko w celu konkurowania.
Faktem jest, że budowa i eksploatacja dróg jest korupcjogenna nie tylko w Polsce. Ale to już inna para kaloszy...
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 11:45, 12 Lip 2011, w całości zmieniany 6 razy
|
|