|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 13:29, 14 Gru 2016 Temat postu: Fałszywe dowartościowywanie kobiet |
|
|
Feminizm, jaki "panoszy się" ;) w ostatnich latach odniósł chyba wiele sukcesów. Albo i "sukcesów". Czasami trudno jest odróżnić jedno od drugiego.
W jakiś sposób chyba cenię feminizm. Może nie za rozsądek retoryki, ale za pewne realne dokonania - w wielu dziedzinach udało mi się wzmocnić rolę kobiet. To jest sukces prawdziwy.
Ale ja tutaj bardziej chciałem się rozpisać o pewnych "sukcesach", czyli tym, co feministki wywalczyły "dla" kobiet, a ostatecznie okazało się iście niedźwiedzią przysługą.
Na początek chcę zastrzec, że moja ocena nie jest jakaś ostateczna, czy definitywnie "miażdżąca". Nie myli się tylko ten, co nic nie robi. Więc nawet jeśli to co napiszę dalej jest jakoś słuszne, to jest słuszne w pewien ograniczony, względny sposób.
Co kobietom przyniósł feminizm?
- Niewątpliwie dał im większy udział w zarządzaniu, obsadzaniu stanowisk menedżerskich, zarządczych. Kobiety już nie są traktowane jako głupsze, co kiedyś było normą (nota bene w Biblii używa się określenia "niewiasta" - czyli ta, które "nie wie", jest więc jakoś głupsza od mężczyzny). Dobrze, że wiele kobiet obsadza zawody kiedyś tylko męskie. Tzn. dobrze pod jednym warunkiem...
... że naprawdę czują się w takim zawodzie dobrze!
Czy tak jest?
- Myślę, że w sporej części tak jest. Ale w sporej innej części - już niekoniecznie.
W sporcie kobiety też wdarły się w męskie domeny - mamy kobiety bokserki, kulturystki, zapaśniczki. Coraz większe znaczenie ma kobieca piłka nożna.
No i ta popkultura. Prawdę mówiąc od tego się wziął mój ten post. Oglądałem zwiastun do nowego odcinka sagi "Gwiezdne wojny". Znowu mamy dzielną kobietę, która wszystkiemu daje radę, kopie wszystkim tyłki. Chyba ma to służyć promocji kobiecości na - po staremu - męską modłę. Kobieta jest silna, wszystkiemu podoła, dominuje i zwycięża.
Mam pewną refleksję z boku. Wiele dokonań zaczyna się od kompleksu (niższości). Mali ludzie chcą pokazać, że są wielcy. Ci co sa od początku wielcy, jeśli przy okazji rozumują samodzielnie, często przebywają odwrotną drogę - przestają walczyć o jeszcze większe zwycięstwa. Głód zwycięstw jest najsilniejszy u osób, które tych zwycięstw nie doświadczyły - te zwycięstwa jawią im się jako największy sens i cel istnienia. Ktoś, kto już wygrał wiele razy zada sobie pytanie: to ile razy jeszcze mam wygrywać, aby czuć się spełnionym?... Milion, miliard?...
- Czy moim życiowym powołaniem jest wdrożenia się w kierat zwyciężania?
- Z jakich powodów? Może... za jakie grzechy?...
Mamy więc kobiety zwyciężające - wszystko i wszystkich, twardsze niż mężczyźni, niezłomne, uderzające pięścią tak mocno, jak głową rozpędzonego byka. Kobieca mała piąstka, która uderza w przeciwnika, powoduje że ten leci parę metrów i rozsmarowuje się na ścianie. Prawa fizyki ugięły się pod chceniem twórców filmowych, bo takie rzeczy w realu się po prostu nie mogą zdarzyć.
A jak to widza zwykłe kobiety?
Te rozsądne się uśmiechną i powiedzą: bajka, fikcja. Te mniej rozsądne będą chciały być takie jak bohaterka filmów. Z facetami jest z resztą podobnie. Jak miałem lat 12 to stawałem się co chwila jak jakaś postać z filmu - raz byłem Zorro, innym razem szarmanckim Arsenem Lupin, potem Rogerem Moorem - Świętym. Jak dorosłem, to mi przeszło. Kobietom też może się "zachcieć" być jak superbohaterka, jeśli "uwierzą w siebie" (jak chce hollywoodzka fikcja) to pewnie "mogą wszystko". Ano NIE MOGĄ. Niestety - SĄ JESZCZE REALIA.
Statystyki wykazują że przeciętnie silny mężczyzna jest silniejszy od 90% kobiet. W starciu fizycznym kobieta z facetem (nawet słabym) nie ma praktycznie szans. Oczywiście wyjątki się zdarzają - można trenować sztuki walki, chodzić na siłownię, a wtedy kobieta może i jest w stanie dorównać mężczyźnie. Tyle, że WYJĄTKOWA kobieta, ogromnym wysiłkiem. Jak spojrzymy na wyniki sportowców mężczyzn i kobiet, to widać po prostu tę kolosalną różnicę, tę niesprawiedliwość natury, która jednak kobiety upośledza w osiągach fizycznych. TAK PO PROSTU JEST. Udawanie czegoś innego ma znacznie więcej skutków negatywnych, niż pozytywnych. Przede wszystkim rozbudza nadzieje, które nie mogą być spełnione, co kończy się rozczarowaniem. Po drugie może pojawić się pokusa, że kobieta uzna, iż "dokopie facetowi". Zapewne nie dokopie (w sensie fizycznym), to on dokopie jej (jak będzie świnia i damski bokser). Kobieta zapatrzona w fikcję NIE ROZWINIE TYCH UMIEJĘTNOŚCI, KTÓRE DAJĄ JEJ REALNE PRZEWAGI.
Ten ostatni czynnik jest bodaj czy nie najważniejszy. Rozsądnym podejściem nie jest ściganie się na polu, gdzie szanse mamy znikome. Jak ktoś ma krótkie nogi, to raczej mało rozsądnym sportem dla niego jest sprint. Za to może będzie dobrym zapaśnikiem, bo tam długość nóg nie pomaga. Kobieta posiada przewagi nad mężczyzną - lepsze wyczucie relacji społecznych, unikanie samobójczej brawury, spostrzegawczość (przynajmniej pewien jej typ jest bardziej rozpowszechniony u kobiet). Rozsądna strategia życiowa polega na bazowaniu na swoich naturalnych mocnych stronach, a nie tych najsłabszych. Ze swoja słabością warto się rozliczyć. Zaklinanie rzeczywistości w tym względzie nie jest mądrym podejściem.
Rozsądna kobieta, czując instynktownie że jednak jest realnie słabsza fizycznie, nie pcha się w niebezpieczne miejsca. Faceci mają z resztą dość podobnie - jak mają olej w głowie, to nie łażą tam, gdzie można dostać w zęby.
W moim przekonaniu feminizm dzisiejszych czasów się zagalopował. Zamiast wzmacniać te obszary, w których kobiety są mocno, promuje rywalizowanie kobiet tam, gdzie ich szanse są znikome. I choć może co dziesiąta kobieta osiągnie również w tych obszarach sukces, to pozostałe dziewięć tylko na tym straci - kobieta widząc, że nie jest w stanie podołać "ideałowi" poczuje się niepełnowartościowa, nie taka, jak być powinna. To jest ta niedźwiedzia przysługa, jaka oddał kobietom feminizm.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
istota
Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 19:26, 17 Gru 2016 Temat postu: Re: Fałszywe dowartościowywanie kobiet |
|
|
Michał Dyszyński napisał: |
Mamy więc kobiety zwyciężające - wszystko i wszystkich, twardsze niż mężczyźni, niezłomne, uderzające pięścią tak mocno, jak głową rozpędzonego byka. Kobieca mała piąstka, która uderza w przeciwnika, powoduje że ten leci parę metrów i rozsmarowuje się na ścianie. Prawa fizyki ugięły się pod chceniem twórców filmowych, bo takie rzeczy w realu się po prostu nie mogą zdarzyć.
A jak to widza zwykłe kobiety?
Te rozsądne się uśmiechną i powiedzą: bajka, fikcja. Te mniej rozsądne będą chciały być takie jak bohaterka filmów. Z facetami jest z resztą podobnie. Jak miałem lat 12 to stawałem się co chwila jak jakaś postać z filmu - raz byłem Zorro, innym razem szarmanckim Arsenem Lupin, potem Rogerem Moorem - Świętym. Jak dorosłem, to mi przeszło. Kobietom też może się "zachcieć" być jak superbohaterka, jeśli "uwierzą w siebie" (jak chce hollywoodzka fikcja) to pewnie "mogą wszystko". Ano NIE MOGĄ. Niestety - SĄ JESZCZE REALIA.
|
Zastanawia mnie jedno, Panie Dyszyński, skąd u Pana przekonanie, że nawet średnio czy mało rozsądna kobieta umysłowością odpowiada 12-latkowi?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 0:59, 18 Gru 2016 Temat postu: Re: Fałszywe dowartościowywanie kobiet |
|
|
istota napisał: | Zastanawia mnie jedno, Panie Dyszyński, skąd u Pana przekonanie, że nawet średnio czy mało rozsądna kobieta umysłowością odpowiada 12-latkowi? |
Skądinąd Pani zarzut przeciw mojemu postowi wydaje się słuszny. Gdy ktoś przeciw mnie podobny stosuje, to się buntuję. Pewnie więc raczej tak jest, że NORMĄ jest odbiór filmów, w których kobieta okłada facetów na lewo i prawo, a oni padają jak muchy, trochę na zasadzie fantazji, czy dzieł ogólnie dalekich od realiów. Choć pewnie jakiś margines kobiet gdzieś tam pozostaje mentalnie na poziomie nastoletnim. Tyle, że rzeczywiście niezbyt duży margines.
Choć druga część mojego wywodu dałaby się bardziej obronić - chodzi o rozliczenie się z własną słabością. Ja coś takiego traktuję jako dojrzałość - jako samookreślenie, w którym człowiek wie, kim jest. Ktoś, kto już wie, kim jest, nie musi zdobywać "samego siebie jeszcze bardziej".
Wychowuje się ludzi trochę do dojrzałości, ale trochę do jej przeciwieństwa. Z jednej strony niby celem jest odpowiedzialność, rozumne podejście do życia, ale z drugiej kultura podsuwa nam wzorce w jakiś sposób fanatyczne, naiwne. Trochę jest w tym jakaś licentia poetica, bo przesadzony sposób wyrażania się jest właściwy artystycznej wypowiedzi, która zwraca na coś szczególną uwagę. Jednak gdzieś z boku świat nam mówi, że powinniśmy być niedojrzali - gonić za tym, co mainstream ustalił, trzymać się lojalności, a nie uczciwości względem siebie, udawać lepszych, niż się jest. Dopiero to rozliczenie ze swoją słabością, pogodzenie się z tym, że nie muszę skopać kolejnych tyłków, aby czuć się wartościową osobą, buduje nam pancerz psychiczny przed manipulacją. Gdy ktoś jest pogodzony z tym, że jest jakoś tam słaby (choć może w czym innym silny), wtedy taki ktoś na wyzwanie: co, słaby jesteś, nie zrobisz tego ...? - zaśmieje się lekceważąco z myślą: może ja i słaby jestem, może nie, ale nie muszę nikomu niczego udowadniać, a tym bardziej nie będę udowadniał czegoś tylko dlatego, że ktoś mną manipuluje, rzucając mi jakieś wyzwania.
Pogodzenie się z własną słabością jest takim plastrem na ból ambicji, na natrętne rozpamiętywanie własnej pozycji w społeczeństwie: czy jestem wystarczająco dobry/a, co powinienem jeszcze udowadniać sobie i innym?...
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 0:59, 18 Gru 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
istota
Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 9:47, 18 Gru 2016 Temat postu: Re: Fałszywe dowartościowywanie kobiet |
|
|
Michał Dyszyński napisał: |
Wychowuje się ludzi trochę do dojrzałości, ale trochę do jej przeciwieństwa. Z jednej strony niby celem jest odpowiedzialność, rozumne podejście do życia, ale z drugiej kultura podsuwa nam wzorce w jakiś sposób fanatyczne, naiwne. Trochę jest w tym jakaś licentia poetica, bo przesadzony sposób wyrażania się jest właściwy artystycznej wypowiedzi, która zwraca na coś szczególną uwagę. Jednak gdzieś z boku świat nam mówi, że powinniśmy być niedojrzali - gonić za tym, co mainstream ustalił, trzymać się lojalności, a nie uczciwości względem siebie, udawać lepszych, niż się jest. |
A ja myślę, że tak naprawdę to od właściwości psychicznych odbiorcy zależy, jak będzie na niego działać taka promocja superbohatera. Propozycja odbioru, którą Pan podał jest marginalna nawet wśród dzieci. Dziecko naśladując Supermana czy Odlotową Agentkę, będzie się na te postaci charakteryzować wizualnie i gadżetowo - skończy się na przedniej zabawie z gronem rówieśników. Taką uniwersalną funkcją będzie tutaj próba przekonania dzieci i dorosłych, że dobro zwycięża zło, że jeśli się wierzy w siebie, to można zmienić świat na lepsze, że każdy z nas może być takim superbohaterem. Przeciętny człowiek nie ma żadnego problemu z rozróżnieniem fikcji od rzeczywistości. To co ew. taki film z superbohaterem w nim zmieni - to podejście do życia, może go zmotywować (choćby przez chwilę) powalczyć z jakąś ze swoich słabości.
Ja osobiście nie lubuję się specjalnie w amerykańskiej wizji świata, jaka płynie z tamtejszych tworów kultury, gdyż w sztuce bardziej cenię umiejętne ukazywania świata jakim jest - (dobro nie zwycięża zła, możliwość zmiany świata jest bardzo ograniczona, niemal każdy donkiszot prędzej czy później stanie się sceptykiem), ale nie mogę jej odmówić tej funkcji motywująco-terapeutycznej. Jakaś doza tej amerykańskiej naiwności jest potrzebna, żeby ludzie w ogóle mogli funkcjonować.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 13:56, 20 Gru 2016 Temat postu: Re: Fałszywe dowartościowywanie kobiet |
|
|
istota napisał: | Ja osobiście nie lubuję się specjalnie w amerykańskiej wizji świata, jaka płynie z tamtejszych tworów kultury, gdyż w sztuce bardziej cenię umiejętne ukazywania świata jakim jest - (dobro nie zwycięża zła, możliwość zmiany świata jest bardzo ograniczona, niemal każdy donkiszot prędzej czy później stanie się sceptykiem), ale nie mogę jej odmówić tej funkcji motywująco-terapeutycznej. Jakaś doza tej amerykańskiej naiwności jest potrzebna, żeby ludzie w ogóle mogli funkcjonować. |
Chyba czuję to podobnie, choć nie do końca mam ochotę oglądać zbyt realistyczne kino. Po co się katować psychicznie wizjami świata jaki jest, skoro i tak on już na co dzień daje w kość?...
Jednak wrócę do swojej osobistej ambicji życiowej - rozliczenia się ze swoimi słabościami. Od lat uważam to za swego rodzaju życiowy cel. Gdzieś w środku marzę sobie, aby być tak silnym psychicznie, emocjonalnie, że żadna poniżająca mnie, niszcząca emocje wiadomość/ocena nie powinna mi zrobić większej krzywdy. Dodatkowo mam swoją wizję ADEKWATNOŚCI - czyli takiego ideału reakcji psychicznej, która nie rozpędza się, ani nie hamuje zbytnio przy żadnej sytuacji. Związane to jest m.in. z obserwowaniem jak reagują ludzie. Weźmy taką sytuację, jak spory na temat tego, czy (na ile?) my - Polacy powinniśmy zwalczać negatywne opinie o naszym narodzie. Jest nawet chyba ustawa (nie wiem, czy weszła w życie), że nie można szkalować polskiego narodu. Dla mnie w ogóle tego rodzaju podejście jakiegoś chronienia się dodatkowymi narzędziami, ustawami, jest formą przyznania się do słabości. To stwierdzenie w stylu: boję się krytyki, nie radzę sobie z nią na co dzień, muszę więc zagrozić wszystkim tym, którzy przeciw mnie występują, bądź wystąpić chcą. Ktoś naprawdę silny nie musi grozić, bo wszyscy wiedzą, ze jest silny - wystarczy, że taki ktoś zawiesi głos, spojrzy z dezaprobatą. Tworzenie barier zawczasu, umacnianie zasieków jest sygnałem o słabości. Straszą ci, co są słabi, bo wiedzą, że mogą co najwyżej uprzedzać agresję, potem sobie nie poradzą.
Oznaką mocy jest adekwatność do sytuacji. Jeśli reaguję naturalnie, bez przesady w żadną stronę, to znaczy, że mam trzeźwy osąd - ani się nie boję, ani nie próbuję grać czymkolwiek, ani nie muszę się przedstawiać jako ktoś lepszy, czy mocniejszy. Trzymam emocje na wodzy, bo mam moc je tak trzymać, nie jestem spanikowany. Jestem, jaki jestem - nie tworzę barier i zasadzek, bo i tak mam na tyle siły w zanadrzu, że poradzę sobie ze wszystkim. Taka jest postawa silnego. A na pewno nie jest oznaką siły postawa ujadacza i trola, który wciąż atakuje, wciąż kąsa, wciąż szarpie, wciąż coś eskaluje poza granice rozsądku - jak by nie miał nic lepszego do zrobienia.
Dzisiejsze postawy ludzkie, ostatnio chyba z reguły oparte właśnie o skrajności, o pokrzykiwanie, o udawanie wielkich cwaniaków, są postawami słabeuszy, farbowanych gierojów, blefujących, bo poza blefem nie mających szans. Dlatego ja osobiście uważam POBŁAŻLIWOŚĆ ZA OZNAKĘ MOCY. Tylko ten, który się nie boi, może być naprawdę pobłażliwy. Tylko ten, który zna swoją wartość, ze spokojem przyjmuje krytykę. Właściwie to czasem nawet rzuca tej krytyce wyzwanie - mówcie co chcecie, jestem tak silny, że każda próba obrzucenia mnie błotem będzie nieskuteczna, bo to błoto się odbije, albo spłynie bez śladu, a moje patrzenie na świat też nie ulegnie zachwianiu - dalej będzie trzeźwe, wyważone, bez niepotrzebnej agresji, bez prób ciągłego odpierania ataków.
Bo z silnymi reakcjami na atak jest jeden problem - jeśli odbijam atak na mnie zdecydowaną, wyraźną agresją, to daję do zrozumienia, że ów atak był skuteczny! Jeśli ten sam atak kwituję lekko, lekceważąco, pobłażliwie, to ustawiam odniesienia na zasadzie: wiadomo, kto tutaj od początku i na zawsze jest wyżej, kto jest niepokonany - ten, któremu ataki nie szkodzą, który widzi je jako na tyle nieporadne i żałosne, że nawet zbytnio się nie wysila, aby je odpierać. Niech sobie agresor myśli, że wygrał - to przecież i tak nie ma większego znaczenia...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|