Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 74 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 17:50, 03 Sie 2022 Temat postu: Dlaczego tak trudno jest nam rozwiązać swoje problemy? |
|
|
Każdy człowiek w życiu miewa coś, co mu się nie podoba w nim, czy w tym, w co w życiu wdepnął. Przy czym różnie ludzie oceniają przyczyny tych życiowych niepowodzeń.
Frakcja wiecznie zadowolonych z siebie składa się z ludzi, którzy będą oskarżali o te problemy inne osoby.
Frakcja patrzących krytycznie na siebie, w sobie szuka przyczyn tego, że sprawy nie układają się najlepiej.
Można oczywiście przesadzić w każdą stronę - zarówno oskarżając kogoś o własne błędy, jak i nadmiernie się obwiniać za coś. W miarę racjonalni ludzie środka starają się przyporządkowywać przyczyny, pojawiających się problemów raz do własnych decyzji (i potencjalnych w nich błędów), a z kolei w innych przypadkach widzą rolę świata.
Chcę tu przedstawić hipotezę, że jeśli w życiu idzie nam jak po grudzie, wciąż się coś nie udaje, to mocno prawdopodobną tego przyczyną jest właśnie zachwianie racjonalności w ocenie tego, czy mamy na coś wpływ, czy nie, a także w zdolności do krytycznego spojrzenia na siebie.
Pod słowem "krytyczne spojrzenie na siebie" nie rozumiem jednak jakiegoś z zasady krytykanctwa siebie, lecz właśnie spojrzenie racjonalne - "oddające sprawiedliwość" temu, co sprawiedliwe. Oczywiście będzie tu dodatkowy PROBLEM DIAGNOZY - co właściwie zależy od nas, a co od świata?...
Czyli trzecim elementem układanki w skuteczność działania byłaby po prostu wiedza, doświadczenie. To jest bardzo szeroki problem, dlatego tutaj skupię się na tym, o czym pisałem na początku - czyli na zdolności do ustalenia, co jest, a co nie jest naszą gestią.
Nie ma chyba jednej reguły poznawania tego. Jedno wydaje mi się tu jednak wspólne - nie ustali się prawdy w tym zakresie, jeśli się przyjmuje nastawienie neurotyczne, skrajnie przewartościowujące udział własny, jak też i skrajnie go nie dowartościowujące. W pierwszym przypadku będziemy bezskutecznie atakowali problemy, na które obiektywnie nie mamy wpływu, czyli stracimy bezproduktywnie czas i energię. W drugim przypadku zapewne powstrzymamy się od działania tam, gdzie przyniosłoby ono dobry skutek.
Podsumuję te wywody tezą: skuteczność działania jest (statystycznie, bo przypadki nietypowe nieraz złamią tę regułę) bliska optymalnej tylko wtedy, gdy rozpoznamy obszary, w których jesteśmy w stanie działać skutecznie i na nich się skupimy, próbując jakoś obejść, czy w inny sposób zniwelować negatywny wpływ tych obszarów, w których nasza sprawczość jest mała.
Ktoś pewnie powie: Michał nie odkrył Ameryki, to co tu napisał jest oczywiste i każdy tę zasadę automatycznie stosuje.
Ja jednak chciałbym na koniec wskazać to, co jest trochę mniej oczywiste w tym kontekście: jakże niewielu ludzi stara się weryfikować swoje założenia w zakresie tego, na ile są w stanie wpływać na rzeczywistość.
I dalej: jakże niewiele osób IGNORUJE JAWNE OZNAKI, iż coś jest na przykład poza ich gestią i z uporem maniaka atakują te obszary, w których nie mają szans na skuteczność działania.
Postulatem skuteczności, który zatem tutaj bym zgłosił byłoby: co jakiś czas warto jest spojrzeć na to, co robimy z dystansu, spróbować przeanalizować MIMOWOLNIE CZYNIONE ZAŁOŻENIA, które wpływają na to, że działamy nieskutecznie. Uważam, że bardzo dużym problemem ludzi jest NIEŚWIADOMOŚĆ ZAŁOŻEŃ, które tak naprawdę czynią, postępują według nich, a w ogóle nie mają świadomości, iż są to założenia niekonieczne, że MAJĄ DODATKOWY STOPIEŃ SWOBODY, który - gdyby go wykorzystać - pozwoliłby niejednokrotnie znacząco zwiększyć skuteczność działania.
|
|