|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33428
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 20:19, 08 Wrz 2022 Temat postu: |
|
|
Jest jedna rzecz, o której jakby się nie pisało, a to przecież ma kluczowe znaczenie w atrakcyjności, w tym, że się kogoś pragnie, albo nie. Twierdzę, że w erotyce, miłości, związkach szczególną rolę pełni WRAŻLIWOŚĆ, rozumiana jako reagowanie emocjami na to co się dzieje w relacji z drugą osobą. Ta wrażliwość, to poczucie że z drugiej strony nie mamy do czynienia z lalą, czy manekinem, a żywą czującą istotą, czyni owa osobę atrakcyjną, ważną, wartą zdobywania. Liczy się to bardzo mocno w seksie, ale liczy się po prostu w relacjach - w tym, że ktoś okazuje emocje, zainteresowanie, reaguje na to, jak my się zachowujemy. Jest w tym i empatia, ale tez i jej zaprzeczenie, czyli zablokowanie sobie otwartości na relację z kimś. Oto zranieni często powiemy, że ta druga osoba "już nas nic nie obchodzi". Nieraz jest to na wyrost, nieraz taka deklaracja jest grą, prowokacją, ale tę bywa tak, że rzeczywiście już nie chcemy mieć z owa osobą z jakichś powodów do czynienia. Blokując percepcję tej osoby, jakoś powstrzymując się od empatycznych odczuć względem niej, stopując to co czyni nas wrażliwych na tej osoby cechy, zachowanie staramy się emocjonalnie od niej odgrodzić.
Wrażliwość wzajemna na siebie jest tą osią, wokół której krąży zakochanie, miłość. Pewne osoby też są atrakcyjne właśnie tą swoja wrażliwością, tym, że "nie są jak z drewna", a gotowe do uczuć, emocji, przeżywania związku. Myślę, że często się o tym zapomina, skupiając na zewnętrznych atrybutach, na tym co się dzieje. Często nie umiemy też zdiagnozować co nas w drugiej osobie tak kręci. A to może być właśnie jej wrażliwość i wynikające z niej przeświadczenie, że jakoś jesteśmy obdarowani szczerością jej uczuć do nas.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MaluśnaOwieczka
Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 6538
Przeczytał: 5 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 20:38, 08 Wrz 2022 Temat postu: |
|
|
...
Ostatnio zmieniony przez MaluśnaOwieczka dnia Nie 8:04, 26 Maj 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23133
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 13:15, 09 Wrz 2022 Temat postu: |
|
|
MaluśnaOwieczka napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Ta wrażliwość, to poczucie że z drugiej strony nie mamy do czynienia z lalą, czy manekinem, a żywą czującą istotą, czyni owa osobę atrakcyjną, ważną, wartą zdobywania. |
To dlatego nigdy nie byłem pewny, czy ją kocham. |
Smutne.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33428
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 20:23, 12 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
MaluśnaOwieczka napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Ta wrażliwość, to poczucie że z drugiej strony nie mamy do czynienia z lalą, czy manekinem, a żywą czującą istotą, czyni owa osobę atrakcyjną, ważną, wartą zdobywania. |
To dlatego nigdy nie byłem pewny, czy ją kocham. |
Zastanawiam się nieraz na ile są właściwie podobne do siebie te uczucia miłości, zakochania u różnych ludzi. Mam wrażenie, że jest grupa ludzi o szczególnie prostackich, "grubych" wrażliwościach, która nigdy nie będzie w stanie odczuć miłości pełnej tkliwości i oddania.
Uczucie, jakie czujemy do kogoś, a szczególnie do osoby, którą kochamy jest silnie uwikłane w to, jak odczuwamy rzeczywistość w ogóle. Niektórzy mają na przykład w sobie bardzo silne pokłady negacji, złości na świat, potrzeby z jednej strony akceptacji bezwarunkowej, a z drugiej niszczenia podstaw dla tej akceptacji, mają pragnienie nieustannego próbowania tej drugiej osoby "co jeszcze mi może dać, aby udowodnić swoje uczucia".
Osoby z osobowością borderline wciąż wystawiają uczucia swoich bliskich na próbę, chaotycznie przechodzą od pozytywnego, do odrzucającego nastawienia. Patrząc na nie, trudno jest często się zorientować, czy one kogokolwiek kochają, skoro tak chętnie ranią uczucia owych "kochanych" osób. Silnie nakładają się na ich odbiór świata takie elementy jak poczucie skrzywdzenia i tendencja do zachowań zaczepnych, konfliktów.
Czy one umieją kochać?...
Może kochają, tylko "jakoś tak bardzo po swojemu", tak trudno, tak zawsze z domieszką negatywnej emocji?...
Borderlinowcy odczuwają pustkę emocjonalną, a jednocześnie są nadwrażliwi. Trudno jest z takimi wytrzymać, bo nigdy się ich nie zadowoli, jako że oni do wszystkiego w relacji z drugą osobą dorzucą szybko tę swoją frustrację, rozczarowanie, złość. Borderlinowcy sami nie wiedzą, czy pragną aby im ulegano, czy przeciwnie - aby wobec nich stosowano twarde zasady, które zapewniają poczucie trwałości, a więc i bezpieczeństwa.
Czym właściwie jest miłość?...
Ja ją na swój użytek jakoś utrzymuję blisko właśnie tkliwości i pragnienia, aby kochana osoba rozwijała się, była spełniona, szczęśliwa. Czasem chyba to pragnienie nie ma jak się zrealizować - szczególnie gdy kochana osoba ma tak silne problemy ze sobą, że nie odbiera darów serca, jakie się jej ofiarowuje. Ona te dary serca odrzuca, lekceważy, uznaje za "nie takie, jakie być powinny". Ale sama nie umie powiedzieć, jakie dary serca byłaby gotowa zaakceptować. Jej się nie podoba wszystko, łącznie z nią samą...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23133
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:27, 12 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Kiedy do świadomości ofiary dotrze wreszcie, że nagroda w postaci partnera nigdy nie nadejdzie, wytwarzające dopaminę komórki śródmózgowia – które uaktywniły się w fazie protestu – zmniejszają swoją aktywność. Obniżenie poziomu dopaminy wiąże się z letargiem, przygnębieniem i depresją. Wyczerpany odtrącony kochanek poddaje się. Ogarnia go poczucie beznadziei, apatia, melancholia. Połowa opuszczonych osób cierpi na kliniczną depresję.
Rozpacz jest tak destrukcyjna, że musiała się wykształcić z określonych powodów. Innymi słowy – jest potrzebna. Być może miała pomóc zachować energię w chwilach wielkiego stresu. A może w czasach, gdy nie mieliśmy jeszcze słownego kontaktu z innymi ludźmi, depresja sygnalizowała potrzebę wsparcia i pomagała je uzyskać. Zrozpaczeni kochankowie mogli zgromadzić wokół siebie współczującą i kochającą rodzinę, która zapewniała konkretną pomoc. Dziś wiemy, że depresja daje zrozumienie po rozstaniu.
Pomaga pogodzić się z przykrymi faktami, podjąć pewne decyzje. Cierpienie ma zapewnić bezpieczeństwo w przyszłości – strach przed ponownym bólem może odwieść od dokonania podobnego/złego wyboru w przyszłości. W każdym związku można nabrać mądrości – przekonuje McKenna – niezależnie od tego, jak jest trudny i bolesny. Najważniejsze, aby twój ból po rozstaniu nie poszedł na marne.
[link widoczny dla zalogowanych]
Może komuś się przyda.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33428
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 13:35, 13 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Miłość, a przelotne zauroczenie...
Nad tym się nieraz zastanawiam. I nie bardzo bym chciał to od siebie separować, na przekór wielu "mędrcom" od uczuć. Miłość, która zupełnie by się pozbyła, która w najmniejszym nawet stopniu nie zawiera w sobie jakiegoś tam zauroczenia, jakiegoś niewyrozumowanego, a całkowicie spontanicznego aspektu przyciągania, bezwiednego ukłucia, może poruszania w sercu - czy to w ogóle jest miłość?...
Czy miłość w całości sobie narzucona, powstała w 100% z obowiązku, wymodelowana zewnętrznymi koniecznościami powinna być zasadnie uznana jako prawdziwa miłość?...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23133
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:07, 13 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Miłość, a przelotne zauroczenie...
Nad tym się nieraz zastanawiam. I nie bardzo bym chciał to od siebie separować, na przekór wielu "mędrcom" od uczuć. Miłość, która zupełnie by się pozbyła, która w najmniejszym nawet stopniu nie zawiera w sobie jakiegoś tam zauroczenia, jakiegoś niewyrozumowanego, a całkowicie spontanicznego aspektu przyciągania, bezwiednego ukłucia, może poruszania w sercu - czy to w ogóle jest miłość?...
Czy miłość w całości sobie narzucona, powstała w 100% z obowiązku, wymodelowana zewnętrznymi koniecznościami powinna być zasadnie uznana jako prawdziwa miłość?... |
Tutaj trochę zahaczasz o mój temat. Czy miłość zwycięży religię.
To religia wtłacza ludzi w te związki z rozsądku, często nawet bez przyjaźni.
Te małżeństwa planowane przez rodziny. Na szczęście zdarza się, że te pary się w sobie zakochują.
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Czw 17:13, 13 Paź 2022, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33428
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 20:34, 13 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Semele napisał: | Tutaj trochę zahaczasz o mój temat. Czy miłość zwycięży religię.
To religia wtłacza ludzi w te związki z rozsądku, często nawet bez przyjaźni. |
Mnie akurat ten aspekt sprawy tu relatywnie mało obchodzi. Religia, obyczaje, konwenanse, układy biznesowe oczywiście wpływają na związki, ale to jest zupełnie inny poziom, który akurat tu najbardziej mnie interesuje. Oprócz religii, na to czy związki będą trwały wpływa wiele czynników - np. odczucia ze strony członków rodziny, różnice majątkowe, różnice wykształcenia, różnice językowe. Religia też tu dochodzi, ale dla mnie nie jest tu specjalnie wyróżniona pod tym względem, że jest w całym tym pakiecie oczekiwań społecznych, które są związane z obyczajowością ludzką.
Interesuje mnie poziom OSOBISTEGO ODCZUWANIA. Wręcz chodzi mi o ten NAJBARDZIEJ OSOBISTY, PRYWATNY, EMOCJONALNY poziom. To, czy w ogóle dalej związek się jakoś w społeczności zrealizuje, czy taka, albo inna społeczność go zaakceptuje, to dla mnie jest zupełnie osobne zagadnienie.
Ciekawi mnie tu trochę też moje własne odczuwanie. Dlaczego to tak jest, że pewne osoby, które spotykam w życiu tak od pierwszego spojrzenia odbieram jako atrakcyjne, miłe mi, a inne jako zdecydowanie mało atrakcyjne. Nieraz nawet jest mi przykro, że kogoś nie za bardzo lubię, bo z drugiej strony nie mam nic przeciw niemu, bo ten ktoś może być dla innych wartościowy, może dobry. A tutaj ja odbieram tę osobę jako tak strasznie nudną, tak mi mentalnie obcą, że chciałbym przy niej nie być, chciałbym aby kontakt z nią skrócić. A z inną osobą chciałbym być i być, chciałbym patrzeć na nią - jaka jest, jak się porusza, słuchać, gdy coś mówi. Co to powoduje?
To jest dla mnie zagadka.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23133
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:19, 14 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
To sie nazywa potocznie chemia. I nie chodzi tu tylko o zwiazki miłosne.
To jest ciekawe zagadnienie.
Zaczyna się od podwyższenia poziomu fenyloetyloaminy (PEA) i dopaminy w mózgu. Te dwie substancje są odpowiedzialne za pobudzanie ośrodka przyjemności, czyli za odczuwanie szczęścia. Są one stale obecne w naszym mózgu, ale w niewielkich ilościach. To pozwala nam na normalne funkcjonowanie. Gdy się zakochamy, mózg dostaje ogromną ich dawkę. A każdy bodziec związany z ukochaną osobą, powoduje dodatkowe wydzielanie ich.
[link widoczny dla zalogowanych]
Neurolodzy uważają, że powoduje to tworzenie się nowych połączeń, pomiędzy komórkami mózgu. Jest ich coraz więcej, więc bodźce są coraz silniejsze. Zakochani chcą jak najczęściej się spotykać, aby zafundować sobie kolejną dawkę hormonów szczęścia. A kolejne spotkania, powodują tworzenie się następnych połączeń w mózgu. Zakochanie wkracza w fazę miłości, gdy potrzebujemy ukochanej osoby, jak narkotyku. Po prostu musimy dostać kolejną dawkę, bo czujemy się jak narkoman na głodzie, gdy nie mamy kontaktu z ukochaną osobą.
- Jako lekarz zgodzę się z tezą, że miłość to po prostu chemia - mówi neurolog, Piotr Rajewski z Katedry i Klinki Neurologii Collegium Medium w Bydgoszczy. - Zmiany chemiczne w mózgu, zachodzą pod wpływem tzw. przekaźników. Ale istnieje przecież coś jeszcze innego, nieuchwytnego, czego na pewno nie można zbadać. Może to jest właśnie to, co różni zakochanie od miłości? - zastanawia się Rajewski.
- Zakochanie się to etap, w czasie którego następuje wyrzut tzw. hormonów szczęścia do mózgu - mówi Rajewski. - Na przykład dopaminy. Ale zakochanie nie trwa wiecznie. Potem powinna przyjść miłość. Na pewno również zależna od chemii, ale bardziej nieuchwytna. Czy to nadal tylko chemia - zastanawia się Rajewski? Tego nie wiem.
Dopamina, endorfina i inne używki
- Jeśli jednym z czynników wywołujących uczucie szczęścia jest dopamina, to może można ten stan wywołać sztucznie? - zastanawiam się. - Są przecież leki, które powodują wydzielanie się dopaminy w mózgu, stosowane w chorobach, gdy dopaminy brakuje.
Rajewski jednak szybko rozwiewa moje fantazje.
- To, że w mózgu jest dopamina, nie oznacza jeszcze, że jesteśmy zakochani. Musi się ona wydzielić w określonym miejscu i w określony sposób. Nawet, jeśli zakochanie się jest procesem chemicznym, to na pewno nie można go wywołać lekami.
Chcę to zobaczyć!
Czy można "zobaczyć" miłość? Zbadać, czy naprawdę istnieje w naszym mózgu?
Bogdan Małkowski, kierownik zakładu Medycyny Nuklearnej Centrum Onkologii w Bydgoszczy uważa, że istnieje szansa, aby to sprawdzić.
- Jesteśmy w trakcie uruchamiania sprzętu do badań tzw. perfuzji mózgu. Będziemy mogli bardzo dokładnie badać obszary mózgu zaangażowane w określone procesy. Wiemy, że są ośrodki bezpośrednio związane z emocjami. Jeśli przyjmiemy, że miłość wyzwala w mózgu zapewne będzie można zaobserwować wzrost przepływu krwi w takim obszarze.
Małkowski zastanawia się jednak, jak przeprowadzić takie badanie.
- Trzeba by najpierw zmusić kogoś, aby przestał myśleć o ukochanej osobie. Zbadać pacjenta. A potem spowodować, aby myślał o ukochanej i zbadać go ponownie. Wtedy być może zobaczylibyśmy, że pewna część jego mózgu stała się bardzo aktywna na samą myśl o ukochanej kobiecie. Ale jak zmusić zakochanego, aby przestał o niej myśleć? To chyba niemożliwe - śmieje się Małkowski.
Postęp w medycynie jest ogromny. I może któregoś dnia będziemy mogli zbadać, gdzie znalazła sobie miejsce w naszym mózgu wielka miłość.
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pią 15:24, 14 Paź 2022, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33428
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 17:47, 14 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Semele napisał: | - Jesteśmy w trakcie uruchamiania sprzętu do badań tzw. perfuzji mózgu. Będziemy mogli bardzo dokładnie badać obszary mózgu zaangażowane w określone procesy. Wiemy, że są ośrodki bezpośrednio związane z emocjami. Jeśli przyjmiemy, że miłość wyzwala w mózgu zapewne będzie można zaobserwować wzrost przepływu krwi w takim obszarze. |
Takie podejście, jak wyżej opisane przypomina mi analizę poezję za pomocą wykonania statystyki ilości wystąpienia liter alfabetu w zapisie wiersza. Oto Pan Tadeusz Mickiewicza będzie miał jedną statystykę liter, Iliada Homera inną, a wiersz Leśmiana "W malinowym chruśniaku" jeszcze inną. I wszystko już wiemy na temat poezji! Już wszystko sobie wyjaśniliśmy... Jakie proste to było!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23133
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:43, 14 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Semele napisał: | - Jesteśmy w trakcie uruchamiania sprzętu do badań tzw. perfuzji mózgu. Będziemy mogli bardzo dokładnie badać obszary mózgu zaangażowane w określone procesy. Wiemy, że są ośrodki bezpośrednio związane z emocjami. Jeśli przyjmiemy, że miłość wyzwala w mózgu zapewne będzie można zaobserwować wzrost przepływu krwi w takim obszarze. |
Takie podejście, jak wyżej opisane przypomina mi analizę poezję za pomocą wykonania statystyki ilości wystąpienia liter alfabetu w zapisie wiersza. Oto Pan Tadeusz Mickiewicza będzie miał jedną statystykę liter, Iliada Homera inną, a wiersz Leśmiana "W malinowym chruśniaku" jeszcze inną. I wszystko już wiemy na temat poezji! Już wszystko sobie wyjaśniliśmy... Jakie proste to było! |
Zgoda. Do wszystkiego warto podchodzic od różnych stron.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33428
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 11:33, 16 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Temat też warto ugryźć, podchodząc od dokładnie odwrotnej strony - stawiając sobie przed oczy mentalnie sytuację, w której jakaś para funkcjonuje w relacji przymusu, będąc ze sobą, ale nie czując do siebie żadnych spontanicznych pozytywnych emocji. Tak chyba funkcjonują niektóre małżeństwa - już w 100% z rozsądku i konformizmu.
To też stawia inne pytanie - jeśli jedna osoba w danej relacji czuje coś do partnera, a druga reaguje na owego partnera obojętnie, czasem nawet negatywnie, to co zrobić z takim związkiem?...
Jak długo można razem funkcjonować w układzie, w którym jedna ze stron tylko się przymusza, przymusza, przymusza do bycia razem?...
W pewnym momencie może być tak, że ta osoba, która chce związku zaczynałaby się orientować, że stała się (już tylko) źródłem cierpienia dla tej drugiej, przecież kochanej...\
I co z tym fantem?...
Jaki jest sens trwania w związku, w którym ktoś wie, że tej osobie, którą najbardziej kocha sprawia cierpienie przez to, że się pęta w jej otoczeniu?... Jaki byłby sens z trwania takiego związku?...
Z drugiej strony skakanie z kwiatka na kwiatek aby jeszcze raz poczuć motyle w brzuchu i ekscytację zakochania, też wydaje się jakieś takie jałowe, puste, daleki od ideału człowieczeństwa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23133
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:58, 16 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Jak przysiegaleś w kościele musisz się przemęczyć.
Ciekawie sprawa wygląda w przypadku małżeństwa mieszanego.
Moim zdaniem takie małżeństwo jest bez sensu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33428
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:21, 16 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Semele napisał: | Jak przysiegaleś w kościele musisz się przemęczyć.
Ciekawie sprawa wygląda w przypadku małżeństwa mieszanego.
Moim zdaniem takie małżeństwo jest bez sensu. |
Ja się na swoje małżeństwo nie skarzę. Teoretyzuję, choć w dość specjalny sposób. Rozpatruję to zagadnienie właśnie zupełnie poza przynależnościami i obyczajami, tak czysto od strony samych uczuć. Dlaczego od strony uczuć?
Bo uważam, że NA NIE WŁAŚCIWIE MAM JEDYNIE WPŁYW. Na obyczaje takie czy inne mogę sobie ponarzekać, ale nic tu nie zmienię. Więc te obyczaje co prawda wezmę jako aspekt do analizy, jednak jest będzie to raczej stała, a nie zmienna.
Ja teoretyzuję z, wbrew pozorom, dość praktycznym celem, bo SZUKAM SZANS NA TO, JAK MOŻE BYĆ LEPIEJ. Skoro zwyczaje i konwenanse są na poziomie całych społeczeństw i populacji, a narzekanie uważam za czynność jałową, za stratę czasu, to kieruję się silniej w stronę tego, co potrafię zmieniać, bo to zależy ode mnie - moje nastawienia do ludzi, moje oceny uczuć, których doznaję. W szczególności chciałbym W SOBIE odnaleźć takie aspekty, które - gdy na nie świadomie zadziałam - na przykład przybliżyłyby mi stan osobistego szczęścia, satysfakcji. Albo niech przynajmniej przybliżą kogoś innego do owego szczęścia. Pytam więc (w perspektywie, czyli celując w to w mojej analizie) o to: co mógłbym zmienić w sobie?
Odpowiedź na to ostatnie pytanie znajdę dopiero jak w pewnym minimalnym stopniu ZROZUMIEM SIEBIE.
Teraz mam pewne podstawy do przypuszczeń, że relacja z innymi osobami daje szanse na uszczęśliwianie mnie, a może i innych osób.
Jednocześnie wiem, że to uszczęśliwienie jest dość ulotne, łatwo się psuje, a trudno jest je utrzymać.
Więc próbuję znaleźć te kluczowe aspekty relacji z osobami kochanymi, które decydują o tym, że związek jest spełniony. I chodzi mi niemal wyłącznie o te aspekty, na które mogę zadziałać, które podlegają MOJEJ DECYZJI, a nie które narzuca mi jakiś tam układ społeczny, który od moich decyzji nie zależy.
Dlaczego zatem - o to pytam - tak się robi, że niektóre związki trwają długo, a inne rozwalają się po tygodniach, może paru latach, ale nie są w stanie przetrwać na przykład kilkudziesięciu lat?
Czego zabrakło w związku maluśnego baranka z naszego forum, że jego wybranka wolała sobie pójść?
Pytam się o takie rzeczy nie po to, aby kogoś oskarżać, szukać winnych, ale ZROZUMIEĆ. Jak zrozumiem tę naturę ludzką - trochę na cudzych przykładach, trochę na własnych - to może będę w stanie wymodelować sobie jakoś te UKŁAD MIŁOŚCI I SZCZĘŚCIA. Może wtedy będę miał większe szanse zareagować adekwatnie jak się zacznie psuć mój związek, albo komuś doradzić w takiej kwestii.. Może czasem coś w tym stylu da się naprawić?...
Ja wierzę w zrozumienie. I wysoko cenię ZROZUMIENIE SIEBIE - SWOICH EMOCJI I MYŚLI. Jeśli po coś właściwie żyję w swojej najbardziej prywatnej sferze, to chyba najbardziej dla tego zrozumienia. Nie widzę sensu w narzekaniu na obyczaje ogólne ludzi. Czasem poddam je analizie, może ocenię krótko ten, czy inny aspekt, ale nie zamierzam się temu dłużej poświęcać, bo nie uważam, aby to cokolwiek mi dało.
Pytam więc po raz kolejny: dlaczego tak to jest, że oto pojawia się niekiedy taki stan, że samo patrzenie na osobę, która nas zauroczyła, staje się źródłem szczęścia?
A dlaczego nieraz później tak się robi, że od patrzenia na tę osobę, (po iluś tam latach, albo po określonych zdarzeniach) co niektórzy mają ochotę w łeb sobie strzelić na myśl, że jeszcze się mają z tą osobą przez ileś tam lat przemęczyć?...
Oczywiście można na to spojrzeć statystycznie i naukowo. I nawet czytałem o takich analizach, w których się stwierdza, jakie to fazy zakochania i miłości są typowe w ludzkiej populacji, jakie okresy związku są szczególnie sprzyjające rozpadowi, że ludzie już nie czują owych motyli w brzuchu po tylu to a tylu latach... Ale dla mnie takie statystyczne ujęcie może być co najwyżej punktem wyjścia do dalszej analizy, lecz NIE JEST WYJAŚNIENIEM. To jest tylko uporządkowane podanie danych wejściowych, a nie teoria, która by cokolwiek modelowała, naprowadzała na rozwiązania, które dadzą się zastosować na tyle sprawnie, by jakaś korzyść z nich wynikła.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|