Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Sukcesy nauki jako przykład potęgi wiary
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauka a światopogląd
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23082
Przeczytał: 86 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:48, 14 Sty 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
blackSwan napisał:
lucek napisał:
blackSwan napisał:
Nie nazywam przekazania wiedzy wiarą. W szkole czy na studiach zdobywamy wiedzę, nie wiarę.


co z tego, że nie nazywasz ? przecież wierzysz nauczycielowi, czy wiesz, że to zawsze i na pewno na pewno nie oszust

poza tym idąc na wykład z definicji żeb sie czegoś nauczyć, z początku niczego nie rozumiesz - czyli wierzysz nauczycielowi, że coś wie mimo, że jeszcze nic nie rozumjiesz ...

mi pewnie w podobnej sytuacji odpowiedziałbyś od razu, że bredzę, a nie, że ty nie rozumiesz.


Jak dla mnie nauczyciel przekazuje wiedzę, nie wiarę.

A nauczyciel religii?...
A historyk opowiadający się za jakąś wersją oceny zdarzeń?
A polonista, który opowiada się określoną interpretacją wiersza (odrzucając interpretacje alternatywne)?
A chemik, który po macoszemu traktuje jedną partię materiału, skupiając się za to mocno na innej (podczas gdy jego kolega ma tu akurat odwrotnie)?
A matematyk, który omawia nieudowodnioną hipotezę (np. hipotezę Riemanna), głosząc, że "zapewne" w przyszłości dowód się uda skonstruować?...


Polonista ma słuchać interpretacji uczniów.

Historyk korzysta z tekstów źródłowych.
Nie da sie pominąć partii materiałów. Jesli oczywiście program jest odpowiednio zorganizowany.

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 9:06, 14 Sty 2023    Temat postu:

blackSwan napisał:
Ta zasada jest moim credo życiowym. Staram się w nic nie wierzyć. Albo sprawdzam


To podaj co ostatnio sprawdziłeś w sposób na tyle pewny, że niby wyeliminowałeś z tego wszelką wiarę. Kiedy na przykład po lekcjach poszedłeś i sprawdziłeś to co powiedział jakiś nauczyciel? Podaj miejsce i czas takiej weryfikacji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33286
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:29, 14 Sty 2023    Temat postu:

blackSwan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Nie byłeś też w stanie się przyznać, że tak sobie po prostu palnąłeś ową "zasadę", która była luźnym, nieprzemyślanym pomysłem, życzeniowym myśleniem. Jak cała z resztą ta Twoja dotychczasowa argumentacja, która jest festiwalem życzeniowych sformułowań, a nie ma właściwie nic wspólnego z poszukującym obiektywizmu osądem.
Wymyślasz argumenty zupełnie się nie zastanawiając nad nimi. Nawet jak z góry widać, że są bardzo naciągane, dziecinnie proste do obalenia, to też je stosujesz. Bo tak naprawdę, to właśnie życzeniowość rządzi Twoim myśleniem - a z nią złudzenie, że skoro Ty patrzysz tylko na tę wygodną Tobie stronę medalu, skoro pomijasz to, co pominąć byś chciał, to już tej drugiej strony nie ma. A jednak tak naprawdę rzeczy są bardziej skomplikowane, niż to Ci sugeruje Twoje chciejstwo, aby Twój pierwszy lepszy nieprzemyślany pomysł na argument, okazał się słusznym.

Ta zasada jest moim credo życiowym. Staram się w nic nie wierzyć. Albo sprawdzam, albo nie boję się przyznać do niewiedzy. A Ty jako typowy fideista boisz się tego, dlatego przykrywasz wszystko wiarą.

Bertrand Russell napisał:
Cytat:
To smutne, że głupcy są tak pewni siebie, a ludzie mądrzy, tak pełni wątpliwości

Problem w tym, że nieodpowiednio stosując zasadę, która teoretycznie może być nawet i wartościowa, zaczynasz sam sobie przeczyć. Dlatego wciąż pisuję o NAIWNOŚCI podejścia, które neguje postawę wiary.
MĄDRZE ROZUMIANA postawa w tym względzie byłaby bowiem wg mnie następująca:
Należy wystrzegać się wiara NADMIAROWYCH, wziętych zupełnie z niczego, z życzeniowego traktowania spraw, a potem jeszcze często użytych w życiu już totalnie bezkrytycznie, z postawieniem na nie ważnych aspektów naszego rozwoju, relacji z ludźmi.

Inaczej mówiąc, są złe wiary i dobre wiary. Nawet w języku, w prawodawstwie to się odróżnia właśnie w sformułowaniach typu: robić coś "w złej wierze" vs w "dobrej wierze". Ortodoksja w zakresie "to ja zawsze odrzucę aspekt wiary w moim życiu" sama jest wiarą! A do tego wiarą fanatyczną! Postawa, która pryncypialnie odrzuca element wiary w postawach życiowych jest zatem sama ze sobą sprzeczna, bo przecież jest sama przyjęciem czegoś ad hoc odgórnie, bez możliwości sprawdzenia skutków tego, jest formą INWAZYJNEGO WTRĘTU ŚWIATOPOGLĄDOWEGO.
Ja proponowałbym, aby - naiwnie ostatecznie przecież rozumianą - zasadę "nie będę w nic wierzył" (w co też należałoby uwierzyć, aby to stosować), zastąpić czymś mentalnie może i bardziej skomplikowanym (ci, co lubią prostotę za wszelką cenę mają problem...), ale też i bardziej rozsądnym. Czym?
- Zasadą ostrożności, sprawdzania, wycofywania się z przekonań, GDY POJAWIAJĄ SIĘ WYSTARCZAJĄCE PRZESŁANKI. Nie chodzi zatem o to, aby wiar żadnych w ogóle nie mieć, bo różne (robocze, aksjomatyczne, metodologiczne) wiary są po prostu SPOSOBEM FUNKCJONOWANIA UMYSŁU, ale o to, aby MIEĆ WIARY SENSOWNIE ZARZĄDZALNE, unikać wiar toksycznych, których w istocie sami nie rozumiemy, a stosujemy je "bo nam ktoś powiedział". Chodzi zatem o pewien rodzaj minimalnej samodzielności myślenia, zdrowego rozsądku, zdolności do korygowania błędów.

Jak to Einstein mawiał: teoria powinna być tak prosta, jak to jest możliwe, ALE NIE PROSTSZA!
Postulat "to ja w nic nie będę wierzył" jest właśnie uproszczeniem pewnej idei w sposób, który przekroczył granicę, za którą jest już "prościej w ten sposób" = "utrata sensowności".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
blackSwan




Dołączył: 25 Maj 2014
Posty: 2210
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 5:13, 16 Sty 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Problem w tym, że nieodpowiednio stosując zasadę, która teoretycznie może być nawet i wartościowa, zaczynasz sam sobie przeczyć. Dlatego wciąż pisuję o NAIWNOŚCI podejścia, które neguje postawę wiary.
MĄDRZE ROZUMIANA postawa w tym względzie byłaby bowiem wg mnie następująca:
Należy wystrzegać się wiara NADMIAROWYCH, wziętych zupełnie z niczego, z życzeniowego traktowania spraw, a potem jeszcze często użytych w życiu już totalnie bezkrytycznie, z postawieniem na nie ważnych aspektów naszego rozwoju, relacji z ludźmi.

Inaczej mówiąc, są złe wiary i dobre wiary. Nawet w języku, w prawodawstwie to się odróżnia właśnie w sformułowaniach typu: robić coś "w złej wierze" vs w "dobrej wierze". Ortodoksja w zakresie "to ja zawsze odrzucę aspekt wiary w moim życiu" sama jest wiarą! A do tego wiarą fanatyczną! Postawa, która pryncypialnie odrzuca element wiary w postawach życiowych jest zatem sama ze sobą sprzeczna, bo przecież jest sama przyjęciem czegoś ad hoc odgórnie, bez możliwości sprawdzenia skutków tego, jest formą INWAZYJNEGO WTRĘTU ŚWIATOPOGLĄDOWEGO.
Ja proponowałbym, aby - naiwnie ostatecznie przecież rozumianą - zasadę "nie będę w nic wierzył" (w co też należałoby uwierzyć, aby to stosować), zastąpić czymś mentalnie może i bardziej skomplikowanym (ci, co lubią prostotę za wszelką cenę mają problem...), ale też i bardziej rozsądnym. Czym?
- Zasadą ostrożności, sprawdzania, wycofywania się z przekonań, GDY POJAWIAJĄ SIĘ WYSTARCZAJĄCE PRZESŁANKI. Nie chodzi zatem o to, aby wiar żadnych w ogóle nie mieć, bo różne (robocze, aksjomatyczne, metodologiczne) wiary są po prostu SPOSOBEM FUNKCJONOWANIA UMYSŁU, ale o to, aby MIEĆ WIARY SENSOWNIE ZARZĄDZALNE, unikać wiar toksycznych, których w istocie sami nie rozumiemy, a stosujemy je "bo nam ktoś powiedział". Chodzi zatem o pewien rodzaj minimalnej samodzielności myślenia, zdrowego rozsądku, zdolności do korygowania błędów.

Jak to Einstein mawiał: teoria powinna być tak prosta, jak to jest możliwe, ALE NIE PROSTSZA!
Postulat "to ja w nic nie będę wierzył" jest właśnie uproszczeniem pewnej idei w sposób, który przekroczył granicę, za którą jest już "prościej w ten sposób" = "utrata sensowności".


Oczywiście będziesz bronił wiary do upadłego, bo rezygnacja znaczyłaby koniec twojego teizmu. Z innej strony te same rzeczy postrzegamy inaczej. Tam, gdzie widzisz wiarę, ja widzę brak pewności. Wiara zawsze coś dopowiada, gdzie nie mamy tej pewności, stąd jest czymś nadmiarowym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:15, 16 Sty 2023    Temat postu:

blackSwan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Problem w tym, że nieodpowiednio stosując zasadę, która teoretycznie może być nawet i wartościowa, zaczynasz sam sobie przeczyć. Dlatego wciąż pisuję o NAIWNOŚCI podejścia, które neguje postawę wiary.
MĄDRZE ROZUMIANA postawa w tym względzie byłaby bowiem wg mnie następująca:
Należy wystrzegać się wiara NADMIAROWYCH, wziętych zupełnie z niczego, z życzeniowego traktowania spraw, a potem jeszcze często użytych w życiu już totalnie bezkrytycznie, z postawieniem na nie ważnych aspektów naszego rozwoju, relacji z ludźmi.

Inaczej mówiąc, są złe wiary i dobre wiary. Nawet w języku, w prawodawstwie to się odróżnia właśnie w sformułowaniach typu: robić coś "w złej wierze" vs w "dobrej wierze". Ortodoksja w zakresie "to ja zawsze odrzucę aspekt wiary w moim życiu" sama jest wiarą! A do tego wiarą fanatyczną! Postawa, która pryncypialnie odrzuca element wiary w postawach życiowych jest zatem sama ze sobą sprzeczna, bo przecież jest sama przyjęciem czegoś ad hoc odgórnie, bez możliwości sprawdzenia skutków tego, jest formą INWAZYJNEGO WTRĘTU ŚWIATOPOGLĄDOWEGO.
Ja proponowałbym, aby - naiwnie ostatecznie przecież rozumianą - zasadę "nie będę w nic wierzył" (w co też należałoby uwierzyć, aby to stosować), zastąpić czymś mentalnie może i bardziej skomplikowanym (ci, co lubią prostotę za wszelką cenę mają problem...), ale też i bardziej rozsądnym. Czym?
- Zasadą ostrożności, sprawdzania, wycofywania się z przekonań, GDY POJAWIAJĄ SIĘ WYSTARCZAJĄCE PRZESŁANKI. Nie chodzi zatem o to, aby wiar żadnych w ogóle nie mieć, bo różne (robocze, aksjomatyczne, metodologiczne) wiary są po prostu SPOSOBEM FUNKCJONOWANIA UMYSŁU, ale o to, aby MIEĆ WIARY SENSOWNIE ZARZĄDZALNE, unikać wiar toksycznych, których w istocie sami nie rozumiemy, a stosujemy je "bo nam ktoś powiedział". Chodzi zatem o pewien rodzaj minimalnej samodzielności myślenia, zdrowego rozsądku, zdolności do korygowania błędów.

Jak to Einstein mawiał: teoria powinna być tak prosta, jak to jest możliwe, ALE NIE PROSTSZA!
Postulat "to ja w nic nie będę wierzył" jest właśnie uproszczeniem pewnej idei w sposób, który przekroczył granicę, za którą jest już "prościej w ten sposób" = "utrata sensowności".


Oczywiście będziesz bronił wiary do upadłego, bo rezygnacja znaczyłaby koniec twojego teizmu. Z innej strony te same rzeczy postrzegamy inaczej. Tam, gdzie widzisz wiarę, ja widzę brak pewności. Wiara zawsze coś dopowiada, gdzie nie mamy tej pewności, stąd jest czymś nadmiarowym.


Kolejny tydzień mija i nie jesteś w stanie wskazać ani jednego swojego przekonania, które nie startowałoby od wiary. Sam siebie oszukujesz wierząc w to, że w nic nie wierzysz. Choroba każdego gimboateisty, który boi się przyznać, że w coś wierzy, bo to oznaczałoby koniec jego scjentystycznego gimboateizmu
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33286
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:57, 16 Sty 2023    Temat postu:

blackSwan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Problem w tym, że nieodpowiednio stosując zasadę, która teoretycznie może być nawet i wartościowa, zaczynasz sam sobie przeczyć. Dlatego wciąż pisuję o NAIWNOŚCI podejścia, które neguje postawę wiary.
MĄDRZE ROZUMIANA postawa w tym względzie byłaby bowiem wg mnie następująca:
Należy wystrzegać się wiara NADMIAROWYCH, wziętych zupełnie z niczego, z życzeniowego traktowania spraw, a potem jeszcze często użytych w życiu już totalnie bezkrytycznie, z postawieniem na nie ważnych aspektów naszego rozwoju, relacji z ludźmi.

Inaczej mówiąc, są złe wiary i dobre wiary. Nawet w języku, w prawodawstwie to się odróżnia właśnie w sformułowaniach typu: robić coś "w złej wierze" vs w "dobrej wierze". Ortodoksja w zakresie "to ja zawsze odrzucę aspekt wiary w moim życiu" sama jest wiarą! A do tego wiarą fanatyczną! Postawa, która pryncypialnie odrzuca element wiary w postawach życiowych jest zatem sama ze sobą sprzeczna, bo przecież jest sama przyjęciem czegoś ad hoc odgórnie, bez możliwości sprawdzenia skutków tego, jest formą INWAZYJNEGO WTRĘTU ŚWIATOPOGLĄDOWEGO.
Ja proponowałbym, aby - naiwnie ostatecznie przecież rozumianą - zasadę "nie będę w nic wierzył" (w co też należałoby uwierzyć, aby to stosować), zastąpić czymś mentalnie może i bardziej skomplikowanym (ci, co lubią prostotę za wszelką cenę mają problem...), ale też i bardziej rozsądnym. Czym?
- Zasadą ostrożności, sprawdzania, wycofywania się z przekonań, GDY POJAWIAJĄ SIĘ WYSTARCZAJĄCE PRZESŁANKI. Nie chodzi zatem o to, aby wiar żadnych w ogóle nie mieć, bo różne (robocze, aksjomatyczne, metodologiczne) wiary są po prostu SPOSOBEM FUNKCJONOWANIA UMYSŁU, ale o to, aby MIEĆ WIARY SENSOWNIE ZARZĄDZALNE, unikać wiar toksycznych, których w istocie sami nie rozumiemy, a stosujemy je "bo nam ktoś powiedział". Chodzi zatem o pewien rodzaj minimalnej samodzielności myślenia, zdrowego rozsądku, zdolności do korygowania błędów.

Jak to Einstein mawiał: teoria powinna być tak prosta, jak to jest możliwe, ALE NIE PROSTSZA!
Postulat "to ja w nic nie będę wierzył" jest właśnie uproszczeniem pewnej idei w sposób, który przekroczył granicę, za którą jest już "prościej w ten sposób" = "utrata sensowności".


Oczywiście będziesz bronił wiary do upadłego, bo rezygnacja znaczyłaby koniec twojego teizmu. Z innej strony te same rzeczy postrzegamy inaczej. Tam, gdzie widzisz wiarę, ja widzę brak pewności. Wiara zawsze coś dopowiada, gdzie nie mamy tej pewności, stąd jest czymś nadmiarowym.

Moje stanowisko nie jest po prostu apologetyką i nie bierze się z uporu w obronie swego. Jest postawą, która wynika z chłodnej obserwacji i logiki, jest wzięciem pod uwagę okoliczności nie dających się zignorować. Z mojej strony patrząc to raczy Ty bronisz się do upadłego, przed zwykłym uwzględnieniem okoliczności, jakie normalnie byś dostrzegał, bo są obecne na niemal każdym kroku ludzkiego życia.
Dobrze, że przynajmniej już widzisz, że w życiu stykamy się z brakiem pewności. Dostrzeżenie tego to jest jakiś krok naprzód. Ale teraz trzeba by się było przyjrzeć CO I TAK KAŻDY Z NAS ROBI z tym brakiem pewności w licznych sytuacjach?
Czy jak mamy brak pewności, to:
1. w ogóle się nie wypowiadamy, nie dotykamy spraw, w których niepewność występuje?
2. a może, jeśli jednak trzeba zająć stanowisko, zdajemy się wtedy zawsze na ślepy los, nie próbując dochodzić, która opcja ma od nas największą szansę?
3. czy jednak ostatecznie widząc konieczność przyjęcia czegoś, opowiadamy się za czymś, co według nas jest najbardziej perspektywiczne?

Ja nie prowadzę tu agitacji w stronę wiary, a jedynie BEZ UPRZEDZEŃ STARAM SIĘ OKREŚLIĆ STAN RZECZYWISTY. Patrząc na ludzi, na ich działania, życie, dostrzegam że:
- choć może część ludzi może unikać sytuacji z wątpliwościami co do ich statusu, to jednak fakt zaistnienia takich wątpliwości nie stopuje ludziom aktywności, wyborów, określenia się.
- Ludzie nie byliby w stanie funkcjonować, gdyby stanów wątpliwości nie pokonywali jakimiś swoimi osobistymi decyzjami (a na tym polega wiara). Bo WIĘKSZOŚĆ OKOLICZNOŚCI ŻYCIOWYCH JEST WĄTPLIWA w większym, czy mniejszym stopniu. Ktoś, kto zrezygnowałby w życiu z posługiwania się wiarą, nie mógłby wykonać zdecydowanej większości życiowych czynności
- zjeść czegoś (bo nie mógłby uznać, że jedzenie nie jest zatrute)
- zatrudnić się (bo nie wiedziałby, czy pracodawca go nie oszuka)
- wyjść na przystanek autobusowy, aby dojechać gdzieś (bo stopowałaby go wątpliwość, czy gdzieś w tym pojeździe nie podłożono bomby).
itp. itd.
Ludzie racjonalnie myślący włączają aspekt wiary w niezliczonych ścieżkach rozumowania - wiary w jakiś swój pomysł, wiary w oczekiwany przebieg sytuacji, wiary w to, że nawet jeśli coś pójdzie "nie tak", to jednak damy radę to przetrwać.
Wiara jest wokół nas tak powszechna, tak obecna w praktycznie w dowolnym rozważaniu, że udawanie przed sobą, iż da się jakoś bez niej mentalnie funkcjonować, jest według mnie dziwactwem. Przecież z tymi wszystkimi niepewnymi okolicznościami COŚ TRZEBA ZROBIĆ - ZADECYDOWAĆ, jakieś stanowisko trzeba zająć w tysiącach spraw.
Można udawać, że te wątpliwości co prawda były, a potem ... jakoś tam... nagle my przez nie przeszliśmy. Można robić sobie wodę z mózgu udawaniem, że "my tu wcale nie decydujemy", tylko "tak sobie zrobiliśmy właśnie to, a nie coś innego". Można tak próbować sobie w tysiącach spraw ukrywać to, że przyjęliśmy - jako dla nas domyślne, do dalszych ustaleń, te niepewne opcje bez pewności, w oparciu o szacunkowe informacje i modele rozumienia - czyli właśnie wiarą. Tylko po co tak udawać?...
Czemu to właściwie służy?... :shock:

Czy tak trudno zadać sobie proste pytanie: jeśli wątpliwości w sprawach jednak uznajemy, a dodatkowo w licznych sytuacjach coś nam (wciąż z niepewnością), ale jednak bardziej sugeruje opcję A, a nie jakąś tam opcję B, to czy czasem nie jest naturalnym uznać, iż skłaniając się umysłem ku temu, co nas bardziej przekonuje, wierzymy w to?...
Funkcjonalnie patrząc na sprawy tak przecież właśnie działamy - wierzymy. I nie jest to żadna hańba.
Co właściwie się strasznego stanie, jak byśmy się do tego przyznali?...
Korona nam z głowy spadnie?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
blackSwan




Dołączył: 25 Maj 2014
Posty: 2210
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:44, 16 Sty 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Moje stanowisko nie jest po prostu apologetyką i nie bierze się z uporu w obronie swego. Jest postawą, która wynika z chłodnej obserwacji i logiki, jest wzięciem pod uwagę okoliczności nie dających się zignorować. Z mojej strony patrząc to raczy Ty bronisz się do upadłego, przed zwykłym uwzględnieniem okoliczności, jakie normalnie byś dostrzegał, bo są obecne na niemal każdym kroku ludzkiego życia.

Nie korzystam z wiary, bo nie wnosi nic pozytywnego.

Michał Dyszyński napisał:
Dobrze, że przynajmniej już widzisz, że w życiu stykamy się z brakiem pewności. Dostrzeżenie tego to jest jakiś krok naprzód. Ale teraz trzeba by się było przyjrzeć CO I TAK KAŻDY Z NAS ROBI z tym brakiem pewności w licznych sytuacjach?
Czy jak mamy brak pewności, to:
1. w ogóle się nie wypowiadamy, nie dotykamy spraw, w których niepewność występuje?
2. a może, jeśli jednak trzeba zająć stanowisko, zdajemy się wtedy zawsze na ślepy los, nie próbując dochodzić, która opcja ma od nas największą szansę?
3. czy jednak ostatecznie widząc konieczność przyjęcia czegoś, opowiadamy się za czymś, co według nas jest najbardziej perspektywiczne?

Ja nie prowadzę tu agitacji w stronę wiary, a jedynie BEZ UPRZEDZEŃ STARAM SIĘ OKREŚLIĆ STAN RZECZYWISTY. Patrząc na ludzi, na ich działania, życie, dostrzegam że:
- choć może część ludzi może unikać sytuacji z wątpliwościami co do ich statusu, to jednak fakt zaistnienia takich wątpliwości nie stopuje ludziom aktywności, wyborów, określenia się.
- Ludzie nie byliby w stanie funkcjonować, gdyby stanów wątpliwości nie pokonywali jakimiś swoimi osobistymi decyzjami (a na tym polega wiara). Bo WIĘKSZOŚĆ OKOLICZNOŚCI ŻYCIOWYCH JEST WĄTPLIWA w większym, czy mniejszym stopniu. Ktoś, kto zrezygnowałby w życiu z posługiwania się wiarą, nie mógłby wykonać zdecydowanej większości życiowych czynności
- zjeść czegoś (bo nie mógłby uznać, że jedzenie nie jest zatrute)
- zatrudnić się (bo nie wiedziałby, czy pracodawca go nie oszuka)
- wyjść na przystanek autobusowy, aby dojechać gdzieś (bo stopowałaby go wątpliwość, czy gdzieś w tym pojeździe nie podłożono bomby).
itp. itd.
Ludzie racjonalnie myślący włączają aspekt wiary w niezliczonych ścieżkach rozumowania - wiary w jakiś swój pomysł, wiary w oczekiwany przebieg sytuacji, wiary w to, że nawet jeśli coś pójdzie "nie tak", to jednak damy radę to przetrwać.
Wiara jest wokół nas tak powszechna, tak obecna w praktycznie w dowolnym rozważaniu, że udawanie przed sobą, iż da się jakoś bez niej mentalnie funkcjonować, jest według mnie dziwactwem. Przecież z tymi wszystkimi niepewnymi okolicznościami COŚ TRZEBA ZROBIĆ - ZADECYDOWAĆ, jakieś stanowisko trzeba zająć w tysiącach spraw.
Można udawać, że te wątpliwości co prawda były, a potem ... jakoś tam... nagle my przez nie przeszliśmy. Można robić sobie wodę z mózgu udawaniem, że "my tu wcale nie decydujemy", tylko "tak sobie zrobiliśmy właśnie to, a nie coś innego". Można tak próbować sobie w tysiącach spraw ukrywać to, że przyjęliśmy - jako dla nas domyślne, do dalszych ustaleń, te niepewne opcje bez pewności, w oparciu o szacunkowe informacje i modele rozumienia - czyli właśnie wiarą. Tylko po co tak udawać?...
Czemu to właściwie służy?... :shock:
Czy tak trudno zadać sobie proste pytanie: jeśli wątpliwości w sprawach jednak uznajemy, a dodatkowo w licznych sytuacjach coś nam (wciąż z niepewnością), ale jednak bardziej sugeruje opcję A, a nie jakąś tam opcję B, to czy czasem nie jest naturalnym uznać, iż skłaniając się umysłem ku temu, co nas bardziej przekonuje, wierzymy w to?...
Funkcjonalnie patrząc na sprawy tak przecież właśnie działamy - wierzymy. I nie jest to żadna hańba.

Jeżeli możemy czekać, to czekamy i nie zawracamy sobie głowy problemem. Jeśli nie, to intuicyjnie wybieramy najsensowniejszą opcję i sprawdzamy. Wiąże się to z ryzykiem, ale pomija się wiarę.


Michał Dyszyński napisał:
Co właściwie się strasznego stanie, jak byśmy się do tego przyznali?...
Korona nam z głowy spadnie?...

W mej filozofii życiowej nauczenie się żyć bez wiary jest wielkim krokiem na przód.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:14, 16 Sty 2023    Temat postu:

blackSwan napisał:
Jeśli nie, to intuicyjnie wybieramy najsensowniejszą opcję i sprawdzamy. Wiąże się to z ryzykiem, ale pomija się wiarę


Przecież intuicja jest właśnie oparta na wierze, a to co nazywasz sobie "sprawdzaniem" też jest zresztą oparte na wierze bo nic absolutnie nie sprawdzasz, zawsze się gdzieś trzeba zatrzymać w "sprawdzaniu" i przyjąć coś ostatecznie na wiarę. No chyba, że chcesz tego uniknąć lecz wtedy czeka cię sprawdzanie w nieskończoność, co jest nieosiągalne w twoim krótkim życiu. Tak więc w którą stronę się nie obrócisz to i tak masz dupę zbitą wiarą, której za wszelką cenę chcesz uniknąć ale i tak tego nie zrobisz bo jest to niewykonalne


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 17:15, 16 Sty 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33286
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:46, 16 Sty 2023    Temat postu:

blackSwan napisał:
Nie korzystam z wiary, bo nie wnosi nic pozytywnego.

Michał Dyszyński napisał:
Dobrze, że przynajmniej już widzisz, że w życiu stykamy się z brakiem pewności. Dostrzeżenie tego to jest jakiś krok naprzód. Ale teraz trzeba by się było przyjrzeć CO I TAK KAŻDY Z NAS ROBI z tym brakiem pewności w licznych sytuacjach?
Czy jak mamy brak pewności, to:
1. w ogóle się nie wypowiadamy, nie dotykamy spraw, w których niepewność występuje?
2. a może, jeśli jednak trzeba zająć stanowisko, zdajemy się wtedy zawsze na ślepy los, nie próbując dochodzić, która opcja ma od nas największą szansę?
3. czy jednak ostatecznie widząc konieczność przyjęcia czegoś, opowiadamy się za czymś, co według nas jest najbardziej perspektywiczne?

Ja nie prowadzę tu agitacji w stronę wiary, a jedynie BEZ UPRZEDZEŃ STARAM SIĘ OKREŚLIĆ STAN RZECZYWISTY. Patrząc na ludzi, na ich działania, życie, dostrzegam że:
- choć może część ludzi może unikać sytuacji z wątpliwościami co do ich statusu, to jednak fakt zaistnienia takich wątpliwości nie stopuje ludziom aktywności, wyborów, określenia się.
- Ludzie nie byliby w stanie funkcjonować, gdyby stanów wątpliwości nie pokonywali jakimiś swoimi osobistymi decyzjami (a na tym polega wiara). Bo WIĘKSZOŚĆ OKOLICZNOŚCI ŻYCIOWYCH JEST WĄTPLIWA w większym, czy mniejszym stopniu. Ktoś, kto zrezygnowałby w życiu z posługiwania się wiarą, nie mógłby wykonać zdecydowanej większości życiowych czynności
- zjeść czegoś (bo nie mógłby uznać, że jedzenie nie jest zatrute)
- zatrudnić się (bo nie wiedziałby, czy pracodawca go nie oszuka)
- wyjść na przystanek autobusowy, aby dojechać gdzieś (bo stopowałaby go wątpliwość, czy gdzieś w tym pojeździe nie podłożono bomby).
itp. itd.
Ludzie racjonalnie myślący włączają aspekt wiary w niezliczonych ścieżkach rozumowania - wiary w jakiś swój pomysł, wiary w oczekiwany przebieg sytuacji, wiary w to, że nawet jeśli coś pójdzie "nie tak", to jednak damy radę to przetrwać.
Wiara jest wokół nas tak powszechna, tak obecna w praktycznie w dowolnym rozważaniu, że udawanie przed sobą, iż da się jakoś bez niej mentalnie funkcjonować, jest według mnie dziwactwem. Przecież z tymi wszystkimi niepewnymi okolicznościami COŚ TRZEBA ZROBIĆ - ZADECYDOWAĆ, jakieś stanowisko trzeba zająć w tysiącach spraw.
Można udawać, że te wątpliwości co prawda były, a potem ... jakoś tam... nagle my przez nie przeszliśmy. Można robić sobie wodę z mózgu udawaniem, że "my tu wcale nie decydujemy", tylko "tak sobie zrobiliśmy właśnie to, a nie coś innego". Można tak próbować sobie w tysiącach spraw ukrywać to, że przyjęliśmy - jako dla nas domyślne, do dalszych ustaleń, te niepewne opcje bez pewności, w oparciu o szacunkowe informacje i modele rozumienia - czyli właśnie wiarą. Tylko po co tak udawać?...
Czemu to właściwie służy?... :shock:
Czy tak trudno zadać sobie proste pytanie: jeśli wątpliwości w sprawach jednak uznajemy, a dodatkowo w licznych sytuacjach coś nam (wciąż z niepewnością), ale jednak bardziej sugeruje opcję A, a nie jakąś tam opcję B, to czy czasem nie jest naturalnym uznać, iż skłaniając się umysłem ku temu, co nas bardziej przekonuje, wierzymy w to?...
Funkcjonalnie patrząc na sprawy tak przecież właśnie działamy - wierzymy. I nie jest to żadna hańba.

Jeżeli możemy czekać, to czekamy i nie zawracamy sobie głowy problemem. Jeśli nie, to intuicyjnie wybieramy najsensowniejszą opcję i sprawdzamy. Wiąże się to z ryzykiem, ale pomija się wiarę.


Michał Dyszyński napisał:
Co właściwie się strasznego stanie, jak byśmy się do tego przyznali?...
Korona nam z głowy spadnie?...

W mej filozofii życiowej nauczenie się żyć bez wiary jest wielkim krokiem na przód.


W mojej zaś filozofii życiowej niezdolność do określenia sobie CO JEST CZYM W ROZUMOWANIU, ZOSTAWIANIE NIEKONTROLOWANYCH OPCJI jest właśnie krokiem wstecz, a przynajmniej zatrzymaniem rozwoju.
Jeśli, jak to wyżej określiłeś, intuicyjnie coś wybierasz, to przyznajesz się, że tracisz nad tym rozumową kontrolę. Intuicja jest tym czymś, co daje wynik, nie pozwalając jednak na rozliczalność NA JAKICH ZASADACH rozstrzygnięcie powstaje. Być może Twoja intuicja popięła Ci rozstrzygnięcie pod wczorajszy ból brzucha, być może intuicja zadecydowała za Ciebie w jakiejś kwestii, bo masz jakiś lęk z dzieciństwa, być może ta intuicja nawet Ci podstępnie podsunęła "rozwiązanie", które w istocie jest logicznie podpięte pod odrzucany przez Ciebie światopogląd, ale Ty nie byłeś w stanie tego zdiagnozować.
Na intuicyjnych reakcjach polegają oszuści dzwoniący do starszych ludzi, aby przelali im pieniądze, bo ich rzekomy siostrzeniec uległ wypadkowi i potrzebne jest pilne finansowe wsparcie (zanim na przykład, jak to było u jednej dalszej znajomej, zorientowała się, że w ogóle nie ma siostrzeńca, choć się nadenerwowała....).
Intuicję najłatwiej jest oszukać. Intuicyjnie rozumujący najczęściej są robieni w jajo przez oszustów, bo oszuści mają właśnie te elementy naszej psychiki dobrze rozpracowane - emocje, intuicje.

Ja wybieram wiarę, co w istocie się sprowadza do uświadomienia sobie źródła niepewności, a dalej możliwość rozliczenia potencjalnych błędów.
Tam gdzie ktoś kierujący się samą intuicją, ma arbitralne rozstrzygnięcie dylematu i nic więcej, ja mam postawione przed ekranem swojego umysłu konkretne powody, źródła, nazwane kryteria. I mam też UŚWIADOMIONY stopień mojego zawierzenia owych kryteriom (wiem, czy mam wiarę silną, czy słabą). Gdy natrafiam dalej na problem z pociągnięciem rozumowania z tych podstaw, to mogę się cofnąć, zastanowić nad tym, czy moja wiara była zasadna, mogę ewentualnie zmodyfikować jakieś jej aspekty. Intuicjonista niczego nie jest w stanie poddać analizie, bo on nie ma dostępu do żadnego aspektu dającego się zanalizować, on przecież dostał wyłącznie końcowy wynik, opakowany w czarne niezniszczalne pudełko.
Mając wiarę WIEM Z CZEGO wnioskuję. Mając tylko intuicję, dostaję MAKSYMALNIE ARBITRALNE, NIEANALIZOWALNE ROZSTRZYGNIĘCIE WZIĘTE SPOZA KONTROLI UMYSŁU.
Co jest bardziej racjonalne?...
Co ma większą szansę na uchronienie się przed błędem?...
Ja tu widzę przepaść pomiędzy tymi podejściami, z rozstrzygnięcie oczywiście na korzyść tego, co uświadomione, analizowalne, formułowalne słownie - czyli na korzyść mechanizmu wiary, zamiast de facto na poły losowego rozstrzygania samą intuicją.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
blackSwan




Dołączył: 25 Maj 2014
Posty: 2210
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 4:13, 17 Sty 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
W mojej zaś filozofii życiowej niezdolność do określenia sobie CO JEST CZYM W ROZUMOWANIU, ZOSTAWIANIE NIEKONTROLOWANYCH OPCJI jest właśnie krokiem wstecz, a przynajmniej zatrzymaniem rozwoju.
Jeśli, jak to wyżej określiłeś, intuicyjnie coś wybierasz, to przyznajesz się, że tracisz nad tym rozumową kontrolę. Intuicja jest tym czymś, co daje wynik, nie pozwalając jednak na rozliczalność NA JAKICH ZASADACH rozstrzygnięcie powstaje. Być może Twoja intuicja popięła Ci rozstrzygnięcie pod wczorajszy ból brzucha, być może intuicja zadecydowała za Ciebie w jakiejś kwestii, bo masz jakiś lęk z dzieciństwa, być może ta intuicja nawet Ci podstępnie podsunęła "rozwiązanie", które w istocie jest logicznie podpięte pod odrzucany przez Ciebie światopogląd, ale Ty nie byłeś w stanie tego zdiagnozować.
Na intuicyjnych reakcjach polegają oszuści dzwoniący do starszych ludzi, aby przelali im pieniądze, bo ich rzekomy siostrzeniec uległ wypadkowi i potrzebne jest pilne finansowe wsparcie (zanim na przykład, jak to było u jednej dalszej znajomej, zorientowała się, że w ogóle nie ma siostrzeńca, choć się nadenerwowała....).
Intuicję najłatwiej jest oszukać. Intuicyjnie rozumujący najczęściej są robieni w jajo przez oszustów, bo oszuści mają właśnie te elementy naszej psychiki dobrze rozpracowane - emocje, intuicje.

Ja wybieram wiarę, co w istocie się sprowadza do uświadomienia sobie źródła niepewności, a dalej możliwość rozliczenia potencjalnych błędów.
Tam gdzie ktoś kierujący się samą intuicją, ma arbitralne rozstrzygnięcie dylematu i nic więcej, ja mam postawione przed ekranem swojego umysłu konkretne powody, źródła, nazwane kryteria. I mam też UŚWIADOMIONY stopień mojego zawierzenia owych kryteriom (wiem, czy mam wiarę silną, czy słabą). Gdy natrafiam dalej na problem z pociągnięciem rozumowania z tych podstaw, to mogę się cofnąć, zastanowić nad tym, czy moja wiara była zasadna, mogę ewentualnie zmodyfikować jakieś jej aspekty. Intuicjonista niczego nie jest w stanie poddać analizie, bo on nie ma dostępu do żadnego aspektu dającego się zanalizować, on przecież dostał wyłącznie końcowy wynik, opakowany w czarne niezniszczalne pudełko.
Mając wiarę WIEM Z CZEGO wnioskuję. Mając tylko intuicję, dostaję MAKSYMALNIE ARBITRALNE, NIEANALIZOWALNE ROZSTRZYGNIĘCIE WZIĘTE SPOZA KONTROLI UMYSŁU.
Co jest bardziej racjonalne?...
Co ma większą szansę na uchronienie się przed błędem?...
Ja tu widzę przepaść pomiędzy tymi podejściami, z rozstrzygnięcie oczywiście na korzyść tego, co uświadomione, analizowalne, formułowalne słownie - czyli na korzyść mechanizmu wiary, zamiast de facto na poły losowego rozstrzygania samą intuicją.


Przecież intuicja nie służy zapewnieniu rezultatu, tylko co najwyżej wybór opcji do sprawdzenia.
Ale ogólnie widzę, że słabo rozumiemy się, jakoś w tej sytuacji nie chce mi się ciągnąć dalej tematu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 8:14, 17 Sty 2023    Temat postu:

blackSwan napisał:
Przecież intuicja nie służy zapewnieniu rezultatu, tylko co najwyżej wybór opcji do sprawdzenia


I wiesz to skąd? Z wiary. Przecież ta prawda nie leży na ziemi i nie jest efektem weryfikacji czegokolwiek


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Wto 21:59, 17 Sty 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33286
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:51, 17 Sty 2023    Temat postu:

fedor napisał:
blackSwan napisał:
Przecież intuicja nie służy zapewnieniu rezultatu, tylko co najwyżej wybór opcji do sprawdzenia


I wiesz to skąd?.Z wiary. Przecież ta prawda nie leży na ziemi i nie jest efektem weryfikacji czegokolwiek

Intuicja zapewnia rezultat w postaci wyboru opcji - wybór opcji jest rezultatem.
Albo ten wybór jest Z CZEGOŚ, albo jest z niczego.
Teraz te przesłanki do wyboru albo SĄ UŚWIADOMIONE, albo są intuicyjne, czyli niejasne.
Wybór intuicyjny oczywiście też ma swoje miejsce, jednak jest tym najgorzej dającym się zdiagnozować pod kątem z czego wnioskujemy. Lepszą diagnostycznie opcją jest opcja z wiary, w której na przykład ktoś JASNO DEKLARUJE Z CZEGO wnioskuje. Mówi "wierzę w przesłanki X więc to właśnie z tej wiary, dalej biorą się moje rozumowania". Wtedy mamy przejrzystość, klarowność.

Jeśli już jakiś atak na wiarę miałby pewien sens, to nie atak na wiarę jako w ogóle mechanizm wyłaniania opcji wybranych, lecz może na przykład skupiający się na
- wierze, która jest słabo uświadomiona
- wierze nieracjonalnej
- wierze branej z niewłaściwych źródeł.
To miałoby sens, bo ja też nie twierdzę, że wiara jest na pewno słuszna w każdym przypadku, tylko właśnie to, że może być bardziej bądź mniej poprawna.
Natomiast atak na wiarę "tak w ogóle", atak na sam ten mechanizm myślenia, w którym coś niepewnego się przyjmuje w rozumowaniu, jest błędem. Przyjmowania na wiarę jest bowiem wg mnie niezbywalne w warunkach, gdy z niepewnymi informacjami jakoś trzeba żyć, musimy brać je pod uwagę, dając preferencję tym lepszym źródłom (wierząc w nie), a odrzucając te gorsze (w te się nie wierzy). Alternatywą jest bowiem jedynie jakieś (bliżej nawet nie dające się wyobrazić) omijanie tych niepewności w rozumowaniu, zaprzestanie szacowania szans, w ogóle niezdolność do oceny wszystkiego, co niepewność niesie, czyli praktycznie każdej okoliczności życia.

W moim przekonaniu lęk przed uczciwym przyznaniem się przed samym sobą "tezę X przyjmuję na wiarę, bo pewność wiedzy akurat tutaj nie jest dla mnie dostępna" tylko mąci rozpoznania. Przyznanie się do tego, jaki status ma w naszym umyśle teza jest bowiem kluczowe do tego, aby potem własnymi przekonaniami zarządzać świadomie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 13:58, 17 Sty 2023, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Litek




Dołączył: 16 Lis 2022
Posty: 1175
Przeczytał: 11 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 9:28, 24 Sty 2023    Temat postu:

JAKIE WNIOSKI WYCIĄGAJĄ LUDZIE NA PODSTAWIE PRAWDY NAUKOWEJ DOTYCZĄCEJ ZDOLNOŚCI DO PRZEJAWIANIA EMPATII?

Psycholodzy ludzi niezdolnych do przejawiania empatii nazywają psychopatami, a więc naukowcy zdają sobie sprawę, że jest to patologia psychiczna. Dlaczego więc w imię prawdy naukowej nie zachęcają prawników, aby w kodeksach zawierających przepisy prawne zamieścili nakaz miłowania bliźniego? Taka postawa to kolejny dowód na to, że Biblia góruje nad wszystkimi kodeksami postępowania karnego czy cywilnego, jakie kiedykolwiek napisali ludzie. Tak naprawdę, to cała ta twórczość jest jedynie karykaturą tego, co napisano w Piśmie Świętym
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33286
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:59, 24 Sty 2023    Temat postu:

Litek napisał:
JAKIE WNIOSKI WYCIĄGAJĄ LUDZIE NA PODSTAWIE PRAWDY NAUKOWEJ DOTYCZĄCEJ ZDOLNOŚCI DO PRZEJAWIANIA EMPATII?

Psycholodzy ludzi niezdolnych do przejawiania empatii nazywają psychopatami, a więc naukowcy zdają sobie sprawę, że jest to patologia psychiczna. Dlaczego więc w imię prawdy naukowej nie zachęcają prawników, aby w kodeksach zawierających przepisy prawne zamieścili nakaz miłowania bliźniego? Taka postawa to kolejny dowód na to, że Biblia góruje nad wszystkimi kodeksami postępowania karnego czy cywilnego, jakie kiedykolwiek napisali ludzie. Tak naprawdę, to cała ta twórczość jest jedynie karykaturą tego, co napisano w Piśmie Świętym

Prawnicy wg mnie mają o tyle rację. że prawo opierać się musi w znacznym stopniu na dowodach, a nie samych emocjach, przekonaniach intuicyjnych i deklaracjach. Miłości nie sposób jest dowieść w sądzie, a więc nie ma ja tego aspektu wprowadzić w obrót prawny i do wymiaru sprawiedliwości. Można luźno domniemywać o czyjejś miłości z jego zachowania, ale będzie to tylko domniemanie, bo niektórzy zachowują się zgodnie z jej wymogami, choć w istocie działają z rutyny, czasem wyrachowania, podczas gdy inni są tak wewnętrznie zaplątani, że nawet gdy kogoś kochają, to w życiu go ranią i krzywdzą.
Stanowienie i egzekwowanie prawa jest, niestety, bardzo nieudolną próbą naprawiania zła na tym świecie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Litek




Dołączył: 16 Lis 2022
Posty: 1175
Przeczytał: 11 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 10:50, 25 Sty 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Litek napisał:
JAKIE WNIOSKI WYCIĄGAJĄ LUDZIE NA PODSTAWIE PRAWDY NAUKOWEJ DOTYCZĄCEJ ZDOLNOŚCI DO PRZEJAWIANIA EMPATII?

Psycholodzy ludzi niezdolnych do przejawiania empatii nazywają psychopatami, a więc naukowcy zdają sobie sprawę, że jest to patologia psychiczna. Dlaczego więc w imię prawdy naukowej nie zachęcają prawników, aby w kodeksach zawierających przepisy prawne zamieścili nakaz miłowania bliźniego? Taka postawa to kolejny dowód na to, że Biblia góruje nad wszystkimi kodeksami postępowania karnego czy cywilnego, jakie kiedykolwiek napisali ludzie. Tak naprawdę, to cała ta twórczość jest jedynie karykaturą tego, co napisano w Piśmie Świętym

Prawnicy wg mnie mają o tyle rację. że prawo opierać się musi w znacznym stopniu na dowodach, a nie samych emocjach, przekonaniach intuicyjnych i deklaracjach. Miłości nie sposób jest dowieść w sądzie, a więc nie ma ja tego aspektu wprowadzić w obrót prawny i do wymiaru sprawiedliwości. Można luźno domniemywać o czyjejś miłości z jego zachowania, ale będzie to tylko domniemanie, bo niektórzy zachowują się zgodnie z jej wymogami, choć w istocie działają z rutyny, czasem wyrachowania, podczas gdy inni są tak wewnętrznie zaplątani, że nawet gdy kogoś kochają, to w życiu go ranią i krzywdzą.
Stanowienie i egzekwowanie prawa jest, niestety, bardzo nieudolną próbą naprawiania zła na tym świecie.


Należy się z tym zgodzić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Litek




Dołączył: 16 Lis 2022
Posty: 1175
Przeczytał: 11 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 7:10, 31 Mar 2023    Temat postu:

Tak zwani mędrcy współczesnego pokolenia: teolodzy, filozofowie, psycholodzy i naukowcy, uznają szczerą prawdę świętej Księgi Bożej, Biblii, za coś zgoła niegodnego ich uwagi, coś zbyt naiwnego, żeby w to wierzyć, natomiast jej mierniki moralne uważają za zbyt wielkie ograniczenie swych dążeń i trybu życia. W zamian za to wielbią siebie samych. Ich zdaniem człowiek to wielki wynalazca, twórca cywilizacji, od którego zależny jest wszelki postęp i wszystkie dobrodziejstwa przyszłości. Narody naprawdę zapomniały o Bogu i dlatego już wkrótce na własnej skórze poczują przepowiedziane nieszczęście. — Ps. 50:22


Wwytężone starania podejmuje się w każdym narodzie, by wszystkich obywateli skłonić do uznania wyższości państwa. A pamiętaj, że wszelkie rządy narodowe są bez wyjątku dziełem niedoskonałych i samolubnych stworzeń, przy czym wiadomo powszechnie, że są to twory przemijające. Każdy z nich ma swoje własne godło: jeden lwa, drugi orła, jeszcze inny smoka lub węża. Od każdego mieszkańca żąda się, by państwu symbolizowanemu przez nierozumne zwierzę i kierowanemu przez grzesznych ludzi oddawał hołd oraz okazywał bezwzględne posłuszeństwo, jak gdyby właśnie ono było najwyższym autorytetem.W zapomnienie poszedł fakt, że nie kto inny jak Jehowa Bóg, Stworzyciel słońca i księżyca oraz Dawca świeżego powietrza i wody — czynników wciąż na nowo ożywiających całą ziemię — jest Tym, który jako „Najwyższy panuje nad królestwem ludzkim”

W miejsce tego robi się bohaterów i dobroczyńców z niedoskonałych ludzi; wychwala się ich i składa im dziękczynienia, nie dbając o to, że takie uwielbienie słusznie należy się tylko Jehowie.


Ostatnio zmieniony przez Litek dnia Pią 7:17, 31 Mar 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23082
Przeczytał: 86 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:32, 31 Mar 2023    Temat postu:

Weź sobie litek kup ostatni Nieznany Świat. Zobaczysz ilu tam jest lekarzy, którzy maja swoja własną wykładnię.
A ilu naukowcow Wy cytujecie w Strażnicy?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33286
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:58, 31 Mar 2023    Temat postu:

Litek napisał:
...W zapomnienie poszedł fakt, że nie kto inny jak Jehowa Bóg, Stworzyciel słońca i księżyca oraz Dawca świeżego powietrza i wody — czynników wciąż na nowo ożywiających całą ziemię — jest Tym, który jako „Najwyższy panuje nad królestwem ludzkim”

W miejsce tego robi się bohaterów i dobroczyńców z niedoskonałych ludzi; wychwala się ich i składa im dziękczynienia, nie dbając o to, że takie uwielbienie słusznie należy się tylko Jehowie.

Prawdą jest też, że na co dzień Bóg nie objawia się swoim wiernym. Czyżby dlatego, że oczekuje od nich samodzielnego patrzenia, wyciągania wniosków, myślenia?... :think:
Bo ja akurat tak uważam.

Nawet "wybór" autorytetu religijnego (ludzkiego, bo bezpośrednio boskiego wciąż nie mamy) całkiem bezmyślnie dokonany jest niczym innym jak tylko zdaniem się na jakiś impuls, najczęściej pochodzący ze środowiska społecznego, w którym się wychowujemy. To nie jest zatem prawdziwy wybór, tylko tego wyboru atrapa, udawanie, bo realnie wybrał tu ktoś inny, zaś wyznawca zdał się na to, co przychodzi z zewnątrz, niczym osobistym się nie wykazując.

Chcę zadać niepopularne pytanie: czy pójście po linii najmniejszego oporu w tym sensie, że 99% decyzji będzie wynikać z tego, z kim się wychowujemy, jest aby na pewno oddaniem chwały Bogu?
Jeśli tak właśnie jest, że zasadą słuszną jest nie wybór osobisty, lecz to gdzie się urodziliśmy, z kim przestawaliśmy, zaś sami tu nie powinniśmy absolutnie decydować, to nie mają najmniejszego sensu spory religijne, bo wtedy tak samo dobry wybór jest religii islamskiej dla tego, kto wychował się w islamie, katolika dlatego, że wychował się w katolicyzmie, Świadka Jehowy dlatego, że wychował się, bądź przestawał ze współwyznawcami tej religii. To automatycznie też będzie oznaczało, że wszystkie religie są tak samo prawdziwe, bo przecież każda religia jest - z definicji - najlepsza dla tego, kto się w niej wychowuje.
Jeśli jednak jakiekolwiek ekskluzywne dla danej religii twierdzenie miałoby być obiektywne w jakimś sensie, czyli jeśli to nie jest tak, że bardziej rację ma chrześcijanin wierzący w Trójcę vs ewentualnie chrześcijanin nie wyznający dogmatu Trójcy Świętej, to automatycznie oznacza, iż ktoś jednak tu się myli! (nie wchodźmy w dyskusję "kto?", bo to i tak do niczego nie doprowadzi, jako że strony od dawna argumentują wyłącznie w trybie narracji zgodnej z własnym wyznaniem, czyli nie widać szans na uzgodnienie stanowisk)

Jeśli ktoś zakłada, że dowolne twierdzenie z jego kręgu religijnego jest jakoś obiektywnie bardziej słuszne, niż jego alternatywa uznana przez wyznawców innego kręgu religijnego, to automatycznie oznacza, że KTOŚ, aby być bliżej prawdy, MUSI WYSTĄPIĆ PRZECIW AUTORYTETOM, od których startował w swoim wyznaniu. KTOŚ TO MUSI.

Tu jest ten niuans, że wyznawcy niemal każdego wyznania w większości przyjmują, iż to ich wyznanie ma w 100% racje, a inne wyznania (i ich autorytety) zwyczajnie się mylą w każdym twierdzeniu odmiennie ujmującym sprawy. Każdy jest tym szczęściarzem, że to akurat jemu przypadły idealne autorytety do zaakceptowania ich w absolutnych 100%... :shock: Tamci zaś są poszkodowani... Tylko, że jak odwrócimy spojrzenie, to też odwracają się idealnie wnioski.
Czy Bóg tak chciał?... Bóg uznał, że dobrze będzie jakąś tam większość ludzi świata zwodzić?...
- Przyjęcie tej hipotezy wydaje się być mocno ryzykowne, będąc de facto uznaniem się za wyróżniony jakoś absolutnie byt człowieczy (łącznie z pozostałymi współwyznawcami).

Jest też i inna opcja - np. uznanie, że MAMY COŚ BOGU DO OFIAROWANIA w szczerości swojego umysłu i serca, że może może tego prawdziwego Boga POWINNIŚMY ROZPOZNAĆ W JAKIMŚ STOPNIU SAMODZIELNIE, czasem (nie wiadomo w których aspektach) nawet występując przeciw własnym autorytetom.
Specjalnie nie piszę tu, KTO ma się zbuntować przeciw własnym autorytetom, bo uważam, że nie ma na to obiektywnych kryteriów, zaś wyznania oferują tu swoje narracje i każde wyznanie po swojemu tę narrację propaguje. Chodzi mi bardziej o aspekt jednostkowy - konkretnego człowieka. Ale można wyciągnąć nieco inny wniosek, który już nie wymaga określenia się po tej, czy innej stronie sporu.

Bo nawet zakładając, że akurat nam się trafiło wyznanie z wyjątkowo najlepszą teologią, to chyba nieco irytujące, trudny do przełknięcia byłoby następujące rozumowanie:
- Oto zwolennik INNEJ NIŻ NASZA RELIGII był w stanie (miał na to szansę) dokonać następującego AKTU MIŁOŚCI I OSOBISTEJ BLISKOŚCI BOGU, polegającego na tym, że przejrzał jakiś błąd własnej religii, rozpoznał prawdę i ostatecznie przyjął jako poprawne właśnie to, co jest słuszne (co z zewnątrz patrząc, każdy niemal zakłada optymistycznie, że głosi to poprawnie właśnie jego religia). On dał Panu Bogu dowód wierności o jakim wyznawcy idealnie poprawnej religii mogą tylko pomarzyć - on okazał swą moc bycia bardziej w Bogu, niż z ludźmi, z którymi startował swoją drogę duchową - bo ROZPOZNAŁ BOGA SAMODZIELNIE. To jest dopiero DAR ŻYCIA, DAR DLA SWOJEGO BOGA!

Wyznawca religii idealnie słusznej nie ma szansy się Bogu zasłużyć w powyższy sposób, nie ma szansy na okazanie swojej wartości, a jednocześnie tego bezprecedensowego aktu wierności Bogu WBREW POCZĄTKOWYM OKOLICZNOŚCIOM. Więc pytam: to kto tutaj ma lepiej?...
- Czy lepiej ma wyznawca idealnej religii, gdzie wszystko jest słusznie przez autorytety głoszone, ale tez nie ma jak okazać Bogu, że się go ROZPOZNAŁO WŁASNYM SERCEM, OSOBIŚCIE?...
- Czy lepiej ma wyznawca religii z jakimś błędem, który właśnie będzie OKAZJĄ DO ZASŁUGI WOBEC BOGA i wykazania bezprecedensowej mocy własnego umysłu i serca?...
Którą opcję należałoby uznać za lepszą dla osoby wierzącej?... :think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 9:32, 01 Kwi 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Litek




Dołączył: 16 Lis 2022
Posty: 1175
Przeczytał: 11 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:51, 05 Maj 2023    Temat postu:

Nauka to sukces i porażka. Postęp technologiczny przyczynia się do niszczenie życia na ziemi.

Nauka nie jest w stanie wykorzenić egoizmu i zachłanności.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kruchy04
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 25 Sie 2016
Posty: 3335
Przeczytał: 9 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:06, 05 Maj 2023    Temat postu:

2x wysłany ten sam post.

Ostatnio zmieniony przez Kruchy04 dnia Pią 22:44, 05 Maj 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kruchy04
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 25 Sie 2016
Posty: 3335
Przeczytał: 9 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:07, 05 Maj 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Tu jest ten niuans, że wyznawcy niemal każdego wyznania w większości przyjmują, iż to ich wyznanie ma w 100% racje, a inne wyznania (i ich autorytety) zwyczajnie się mylą w każdym twierdzeniu odmiennie ujmującym sprawy. Każdy jest tym szczęściarzem, że to akurat jemu przypadły idealne autorytety do zaakceptowania ich w absolutnych 100%... :shock: Tamci zaś są poszkodowani... Tylko, że jak odwrócimy spojrzenie, to też odwracają się idealnie wnioski.
Czy Bóg tak chciał?... Bóg uznał, że dobrze będzie jakąś tam większość ludzi świata zwodzić?...
- Przyjęcie tej hipotezy wydaje się być mocno ryzykowne, będąc de facto uznaniem się za wyróżniony jakoś absolutnie byt człowieczy (łącznie z pozostałymi współwyznawcami).


Jeśli droga do zbawienia wiedzie tylko przez Jezusa czyli Jezus Chrystus, jest źródłem zbawienia, a misję doprowadzenia ludzkości do życia wiecznego Bóg powierzył Kościołowi, będącemu jedyną, powszechną wspólnotą Bożą to chyba wyznawcy innych religii mają problem. Zasadne jest, tak jak pisałeś wyżej, zastanowić się, czy Bóg uznał, aby zdecydowana większość ludzkości żyła w błędzie i była zwodzona?

Jeśli zaś każda religia jest tylko jedną z dróg zbawienia, istniejąca pośród wielu dróg, którymi są inne religie to powyższy problem znika, ale wtedy jest inny problem, że katolicka religia już nie jest tę jedyną właściwą. W takiej koncepcji nie ma miejsca na jedyną prawdziwą religię. W zasadzie to czemu nie?


Ostatnio zmieniony przez Kruchy04 dnia Pią 22:45, 05 Maj 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Litek




Dołączył: 16 Lis 2022
Posty: 1175
Przeczytał: 11 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 6:08, 06 Maj 2023    Temat postu:

Kruchy04 napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Tu jest ten niuans, że wyznawcy niemal każdego wyznania w większości przyjmują, iż to ich wyznanie ma w 100% racje, a inne wyznania (i ich autorytety) zwyczajnie się mylą w każdym twierdzeniu odmiennie ujmującym sprawy. Każdy jest tym szczęściarzem, że to akurat jemu przypadły idealne autorytety do zaakceptowania ich w absolutnych 100%... :shock: Tamci zaś są poszkodowani... Tylko, że jak odwrócimy spojrzenie, to też odwracają się idealnie wnioski.
Czy Bóg tak chciał?... Bóg uznał, że dobrze będzie jakąś tam większość ludzi świata zwodzić?...
- Przyjęcie tej hipotezy wydaje się być mocno ryzykowne, będąc de facto uznaniem się za wyróżniony jakoś absolutnie byt człowieczy (łącznie z pozostałymi współwyznawcami).


Jeśli droga do zbawienia wiedzie tylko przez Jezusa czyli Jezus Chrystus, jest źródłem zbawienia, a misję doprowadzenia ludzkości do życia wiecznego Bóg powierzył Kościołowi, będącemu jedyną, powszechną wspólnotą Bożą to chyba wyznawcy innych religii mają problem. Zasadne jest, tak jak pisałeś wyżej, zastanowić się, czy Bóg uznał, aby zdecydowana większość ludzkości żyła w błędzie i była zwodzona?

Jeśli zaś każda religia jest tylko jedną z dróg zbawienia, istniejąca pośród wielu dróg, którymi są inne religie to powyższy problem znika, ale wtedy jest inny problem, że katolicka religia już nie jest tę jedyną właściwą. W takiej koncepcji nie ma miejsca na jedyną prawdziwą religię. W zasadzie to czemu nie?




Od początku była religia prawdziwa. Z początku jej wyznawcami byli Adam z Ewą, potem Abel. Kain był wyznawcą religii fałszywej. Noe, Abraham, Mojżesz , hebrajscy prorocy Izajasz, Jeremiasz, Ezechiel , Daniel i inni byli wyznawcami prawdziwej religii. Służyli Bogu który wszystko stworzył . Jezus Chrystus i Jego uczniowie byli wyznawcami religii prawdziwej, ówcześni przywódcy religijni religii fałszywej. Dzisiaj istnieje prawdziwa religia i fałszywe. Wyznawcy religii prawdziwej służą Bogu którego czcił Abel, Noe,Abraham , Mojżesz , Jezus Chrystus i Jego uczniowie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Litek




Dołączył: 16 Lis 2022
Posty: 1175
Przeczytał: 11 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 6:19, 06 Maj 2023    Temat postu:

Naukowcami są niedoskonali ludzie którzy zdają sobie sprawę z swoich ograniczeń.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33286
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 9:20, 06 Maj 2023    Temat postu:

Litek napisał:
Od początku była religia prawdziwa. Z początku jej wyznawcami byli Adam z Ewą, potem Abel. Kain był wyznawcą religii fałszywej. Noe, Abraham, Mojżesz , hebrajscy prorocy Izajasz, Jeremiasz, Ezechiel , Daniel i inni byli wyznawcami prawdziwej religii. Służyli Bogu który wszystko stworzył . Jezus Chrystus i Jego uczniowie byli wyznawcami religii prawdziwej, ówcześni przywódcy religijni religii fałszywej. Dzisiaj istnieje prawdziwa religia i fałszywe. Wyznawcy religii prawdziwej służą Bogu którego czcił Abel, Noe,Abraham , Mojżesz , Jezus Chrystus i Jego uczniowie.

Ta religia Adama i Ewy, choć prawdziwa, okazała się - z jakichś powodów - NIEWYSTARCZAJĄCA. Bóg zechciał człowiekowi zlecić jakąś misję tu na Ziemi.

Gdyby ta religia "idealna", religia pierwszych ludzi była tą ostateczną, to nie byłoby potrzeby zmagania się z trudami życia, nie byłoby pytań, człowiek nie musiałby zmagać się z wątpliwościami, niewiedzą. Wtedy Bóg nie wyznaczyłby człowiekowi tej misji życia, jakiej doświadczamy.
Może właśnie owo POSZUKIWANIE jest celem ważniejszym, niż bycie w jakimś stanie ściśle zdefiniowanej religii. Może jest tak, że wraz z owym poszukiwaniem, wzrasta w nas - z racji na ubogacanie się naszego oglądu świata i nas samych - zdolność do przyjmowania coraz to wyższych form świadomości, czyli niejako też bardziej zaawansowanych religii, wzrasta w człowieku zdolność kontaktu z Bogiem i innymi istotami czującymi.
Ja przynajmniej właśnie w to wierzę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Litek




Dołączył: 16 Lis 2022
Posty: 1175
Przeczytał: 11 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 7:54, 18 Maj 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Litek napisał:
Od początku była religia prawdziwa. Z początku jej wyznawcami byli Adam z Ewą, potem Abel. Kain był wyznawcą religii fałszywej. Noe, Abraham, Mojżesz , hebrajscy prorocy Izajasz, Jeremiasz, Ezechiel , Daniel i inni byli wyznawcami prawdziwej religii. Służyli Bogu który wszystko stworzył . Jezus Chrystus i Jego uczniowie byli wyznawcami religii prawdziwej, ówcześni przywódcy religijni religii fałszywej. Dzisiaj istnieje prawdziwa religia i fałszywe. Wyznawcy religii prawdziwej służą Bogu którego czcił Abel, Noe,Abraham , Mojżesz , Jezus Chrystus i Jego uczniowie.

Ta religia Adama i Ewy, choć prawdziwa, okazała się - z jakichś powodów - NIEWYSTARCZAJĄCA. Bóg zechciał człowiekowi zlecić jakąś misję tu na Ziemi.

Gdyby ta religia "idealna", religia pierwszych ludzi była tą ostateczną, to nie byłoby potrzeby zmagania się z trudami życia, nie byłoby pytań, człowiek nie musiałby zmagać się z wątpliwościami, niewiedzą. Wtedy Bóg nie wyznaczyłby człowiekowi tej misji życia, jakiej doświadczamy.
Może właśnie owo POSZUKIWANIE jest celem ważniejszym, niż bycie w jakimś stanie ściśle zdefiniowanej religii. Może jest tak, że wraz z owym poszukiwaniem, wzrasta w nas - z racji na ubogacanie się naszego oglądu świata i nas samych - zdolność do przyjmowania coraz to wyższych form świadomości, czyli niejako też bardziej zaawansowanych religii, wzrasta w człowieku zdolność kontaktu z Bogiem i innymi istotami czującymi.
Ja przynajmniej właśnie w to wierzę.


Bóg poinformował ludzi w jakim celu zostali stworzeni. Producent zamieszcza instrukcję jak należy używać dany produkt. Oczywiście nie stworzył ich bezwolnymi zaprogramowanymi robotami bez możliwości dokonywania wyboru. Czy ludzie byliby szczęśliwi gdyby byli zaprogramowani bez możliwości podejmowania decyzji ? Adam źle wykorzystał wolną wolę podejmując opłakaną w skutkach decyzję. Dlatego borykamy się z chorobami, starością i śmiercią. Także z brakiem pokoju i sprawiedliwości.

O tym pisze ap. Paweł.

Grzech pojawił się na świecie przez jednego człowieka, a przez grzech — śmierć. I w taki sposób śmierć rozprzestrzeniła się na wszystkich ludzi, bo wszyscy stali się grzeszni ( Rzymian 5:12)

Ewa „zerwała (...) z niego owoc i zaczęła jeść”. Później Adam „również go jadł” (Rodzaju 3:6). Oboje okazali Bogu nieposłuszeństwo. Ponieważ Adam i Ewa byli doskonali, robienie tego, co dobre, przychodziło im naturalnie. Mimo to świadomie sprzeciwili się Bogu. W ten sposób zgrzeszyli i odrzucili Jego władzę. Tą decyzją sprowadzili na siebie wiele cierpień (Rodzaju 3:16-19).


Kiedy Adam i Ewa zgrzeszyli, stali się niedoskonali. Później przekazali niedoskonałość wszystkim swoim potomkom. Biblia mówi o Adamie: „Grzech pojawił się na świecie przez jednego człowieka, a przez grzech — śmierć. I w taki sposób śmierć rozprzestrzeniła się na wszystkich ludzi” (Rzymian 5:12).

Dlaczego cierpimy? Z różnych powodów. Czasami cierpimy przez swoje złe decyzje, a czasami przez złe decyzje innych. Bywa też, że cierpimy, bo znaleźliśmy się w jakimś miejscu w nieodpowiednim czasie (przeczytajcie Kaznodziei 9:11).


Ostatnio zmieniony przez Litek dnia Czw 7:56, 18 Maj 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauka a światopogląd Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 5 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin