Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35006
Przeczytał: 63 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 18:46, 07 Kwi 2025 Temat postu: Zmęczenie psychiki człowieka stałym straszeniem go |
|
|
Jestem wyznawcą hipotezy, że ten wyjątkowo silny w ostatnich czasach "wysyp" tendencji konserwatywno - populistycznych może mieć swój pewien subtelny powód w tym, jak społeczeństwa były w ostatnich kilkudziesięciu latach wychowywane przez media i instytucje państwowe. Ściślej, chodzi mi o to, że nastąpiła jakaś forma zmęczenia psychiki swoistą nawałą straszenia nas różnymi "pierdołami", zagrożeniami niby realnymi, ale często tak mało istotnymi, tak wydumanymi, jeśli się spojrzy na nie z perspektywy zdrowego rozsądku, że aż chciałoby się zakrzyknąć: ludzie! Czy na głowy wam padło?! O co wy się tak czepiacie? Dlaczego o takie pierdoły?!...
Przypominam sobie jedną audycje w TV, gdzie jakiś nawiedzony dziennikarz strasznie się natrząsał z tego, ze jakiś kierowca nie zapiął pasów. Co prawda kierowca jechał na uliczce osiedlowej, gdzie nie było ruchu, gdzie zagrożenie wypadkiem było naprawdę małe, ale ów dziennikarz unosił się wielce, jak to kierowca "zlekceważył zagrożenie", jak to nie wiadomo co z tego tytułu miałoby się (rzekomo) stać. Ten program widziałem pewnie z kilkanaście lat temu (może nawet ponad 20), ale do dziś pamiętam swój jego odbiór, gdy chciałem wziąć tego dziennikarza "na rozmowę", aby mu powiedzieć: człowieku! Ja jeszcze byłem kierowcą, gdy w samochodach w ogóle nie instalowano pasów, potem gdy ich zapinanie było nieobowiązkowe, a jeszcze dopiero potem stały się obowiązkiem, za który zaczęto karać mandatami. I wtedy też ludzie jeździli, wypadki się zdarzały, ale to niezapinanie pasów nie było ich przyczyną, a jeśli nawet wpływało to na przeżywalność uczestników kolizji, to też był to efekt na poziomie drobnego odsetka. I choć rzeczywiście nie chcę nikogo zniechęcać do zapinania pasów, bo wierzę, że ci, co doszli do wniosku o ich użyteczności, uczynili to na bazie rozsądnych przesłanek, to też popadanie w przesadę w drugą stronę, czyli robienie z niezapięcia pasów w banalnej, bezpiecznej sytuacji jakiejś afery świadczy o rażącym braku rozsądku tego, co taką aferę rozkręca. Wtedy, w obliczu takiej nieadekwatności i przesady, "aż by się chciało" zrobić dokladnie odwrotnie, czyli jawnie i ostentacyjnie zacząć jeździć bez pasów. I to tylko po to, aby zademonstrować jakić sprzeciw wobec owej idiotycznej ortodoksji w obszarze przepisów ruchu drogowego, które przecież w tym obszarze mogłyby być tylko zaleceniami, a jest wiele innych, większych zagrożeń, z którymi jakoś się nie walczy.
Ten opisywany przeze mnie przykład jest jednym z wielu przypadków jakiegoś wydelikacenia się cywilizacji w zakresie straszenia zagrożeniami, stosowania przepisów bezpieczeństwa, roztkliwiania się do nie wiadomo jakiego poziomu najdrobniejszymi uchybieniami, czy zagrożeniami. Widać to też w komentarzach, które są powielane w różnego rodzaju serwisach informacyjnych - że jakiś polityk użył tego, a nie innego słowa, że się skrzywił, że nie odpowiedział, albo odpowiedział dopiero po jakimś czasie, że przyszedł bez krawata i jedząc hamburgera. Chciałoby się zakrzyknąć: ludzie! Czyście już na głowy poupadali, że tak się rotkliwiacie nad drobiazgami w sytucji, gdy tylko prawdziwych problemów ludzie mają, a o tym nikt publicznie nie mówi, nie pisze.
Nie ukrywam, że w obliczu tego wydelikacenia dzisiejszych mediów na drobne uchybienia, na pierdoły, które się zdarzają, aż mnie kusi poprzeć kogoś, kto to wszystko wyśmieje, kto właśnie zacznie jeździć bez pasów, chodzić bez krawata, kto sobie golnie lufke alkoholu na imprezie syna (nie przejmując się tym, że jakby coś się stało, to przyjdzie prokurat, zabierze mu tego syna, a jego wsadzi do więzienia, zaś potem przez tydzień w mediach będą się natrząsali jak to "pijany ojciec sprawował opiekę nad niepełnoletnim synem"). Choć z zasady prawicowy sposób myślenia zupełnie mi nie leży w obszarze tego uwielbienia dla naszości, stadności, militariów i tradycji, to się jednak solidaryzuję z jakąś formą odrzucenia, wyśmiania tej przewrażliwionej do granic lękliwości wobec przepisów, możliwości uchybienie jakiemuś towarzystwu wielce chronionemu przed jakąkolwiek krytyką z tytułu ich wylobbowanej wrażliwości na krytykę. Oj, jak chciałoby się, aby to życie było mniej zalęknione, wydelikacone, nieszczere, jakoś "po babsku" skupione na tym, ktoś powiedział i jak się skrzywił, a żeby tu było bardziej po męsku, czyli bez epatowania zastraszaniem się ludzi z tytułu każdej możliwej neatywnej pierdoły, czy czyjegoś obrażenia się, jak się sformułuje mniej poprawnie polityczną opinię.
Sam się czuję już mocno zmęczony tymi absurdami wiecznie sie na coś obrażających polityków, którzy wykrzykują "Skandal! Jak on mógł!" w sytuacji, gdy ktoś zachował się jak by się tysiące normalnych ludzi zachowało na jego miejscu. Nie mam zamiaru się dawać zastraszyć tym ciągłym przypominaniem mi o przepisach, zaleceniach, dziwnych regułach, których realne znaczenie jest bliskie zeru.
|
|