Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34091
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 17:02, 26 Gru 2024 Temat postu: Żalosne żebry słabej osobowości o wywyższenie i docenienie |
|
|
Od jakiegoś czasu, pewne "naturalne" kiedyś dla mnie w młodości postawy, po wdrożeniu sobie w jakimś stopniu postawy samokrytycyzmu, postrzegam zupełnie inaczej. Dziś często to, co kiedyś uważałem za wywyższające moją osobę, widzę jako coś dokładnie odwrotnego - jako żałosne żebranie o wywyższenie, kierowane do świata i własnych niekontrolowanych obszarów osobowości. Spróbuję tu omówić jakąś część tych postaw mentalnych, które dzisiaj jednoznacznie w sobie potępiam, traktując je jako oznakę słabości, głupoty, małości.
Na początek opiszę postawę WYNIOSŁEGO KRYTYKANCTWA.
Kiedyś ochoczo krytykowałem bardzo wiele ludzkich dokonań, postaw. Dzisiaj to mi się odmieniło, choć... odmieniło się w sposób wcale nieoczywisty.
Dalej jestem krytyczny, dalej "szukam dziur" tak w postawach cudzych, jak i swoich. Różnica jest bardziej subtelna niż wybór pomiędzy "krytykować, czy nie krytykować". Tu zatem nie o to chodzi, aby nie krytykować innych, lecz o to, aby krytyka nie nosiła znamion wywyższania mojej osoby. Ta subtelność jest bardzo ważna!
Sam fakt krytykowania uważam za niezbywalny - krytykowanie, to nic innego tylko myślenie. Myślenie polega na tym, że się stawia krytycznie jakiś aspekt sprawy przed mentalne "oczy" i rozważa się za i przeciw jakiejś tam koncepcji, szuka się jakiegoś punktu równowagi, tworzy bilanse korzyści itp. Nie ma myślenia, które jest "tylko w jedną stronę", czyli np. tylko za czymś, bo najczęściej każde "za" wynika z tego, iż jakiś problem z jego użyciem jest do pokonania, a więc owo "za" jest formą zwalczania jakiegoś "przeciw". Jeśli ktoś chciałby myśleniem tylko akceptować, to nawet akceptacja mu się nie uda, bo nie owo "coś pozytywnego", co by miało być podstawą pozytywnej oceny, nie będzie miało powodu swojego powstania, ujawnienia się. Tak więc nie ma pozytywów bez negatywów.
Powyższą dygresję zostawiam i wracam do sprawy z tematu wątku...
Przypominając, o co chodziło, to opisywałem postawę, że świadomie jestem krytycznym, ale staram się nie być krytykanckim. Różnica jest subtelna, bo polega głównie na tym, że
pryncypialnie blokuję uznanie wynikania: "skoro kogoś skrytykowałem, to oczywiście sam jestem tu lepszy, mnie ów błędny, wadliwy aspekt nie dotyczy". Z góry sobie dekretuję, że każda krytyka odnosi się w mniej więcej tym samym stopniu do innych, co i do mnie. Tak jest przynajmniej na start, a więc JESTEM ZOBOWIĄZANY ROZWAŻYĆ KRYTYCZNĄ SUGESTIĘ JAKO SKIEROWANĄ DO MNIE. Poza tym do tego, aby nie być krytykantem dorzucam drugi aspekt oceny - że NIE MAM PRAWA CAŁOŚCIOWO NIKOGO WARTOŚCIOWAĆ. Nie wiem przecież, z jakich poziomów startował, co do stał od ludzi, jakie obiektywne trudności w życiu napotkał. Zatem nie mam prawa się uważać za lepszego.
Z takim nastawieniem, że moja krytyka ma charakter bardziej techniczny, konkretnie skupiony na rozważaniu opcji, a nie na porównywaniu wartościującym osób, godzę się na to, ze będę tak ludzi, jak i siebie krytykował. Ta krytyka nie mająca charakteru wywyższającego nie jest wtedy żałosnym żebraniem o uznanie, lecz po prostu analizą techniczną różnych mechanizmów myślenia i działania, w celu udoskonalenia swojego postrzegania świata i osiągania wyższych poziomów sprawczości.
|
|