Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33362
Przeczytał: 65 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 15:09, 12 Lis 2024 Temat postu: Zagadnienie jałowej nadwrażliwości moralnej |
|
|
Kolejny pomysł na ważny wg mnie temat, który może bym umieścił poza blogiem, ale brakuje mi dobrego działu - bo to jakby była trochę filozofia, trochę psychologia, trochę etyka. W sumie nie wiem, gdzie to pasuje, zatem umieszczam u siebie. Ale do rzeczy...
Przed chwilą przeczytałem wśród różnych niusów medialnych opis drastycznego zdarzenia, które wyraźnie sugeruje niemoralny charakter jego uczestników. Przyłapałem się na swojej reakcji - tak typowej, tak obserwowanej często u innych ludzi - polegającej na jakiejś chęci potępienia, moralizowania, a na koniec wywnioskowania coś w stylu "ale ten dzisiejszy świat jest zepsuty". Przyłapałem się na tym, co nieraz sam, gdy obserwuję takie zrzędzenia na zepsucie świata u innych, teraz też przejawiam. Ale ważniejsze jest tutaj coś jeszcze innego - przyłapałem się na reakcji jakiejś postaci PESYMIZMU MORALNEGO, na uruchomieniu w sobie jakiejś takiej uogólnionego pragnienia odrzucenia tego zepsutego świata. I uświadomiłem sobie, że jest to emocjonalna, małowartościowa, a wręcz destrukcyjna reakcja, bo z niej nie płynie żadna sugestia o mobilizującym pozytywnie charakterze, a jedynie jakieś wbijanie się w zrzędliwość.
Wydaje mi się, że jest pewien problem ludzi, którzy są JAŁOWO NADWRAŻLIWI MORALNIE. Sam temu podlegam, ale znam też ludzi, którzy ową cechę mają w zdecydowanie silniejszym, już patologicznym natężeniu. Tymczasem, pozbywając się emocjonalnych nastawień, a patrząc już bardziej racjonalnie na tego typu sytuacje, chyba należałoby zauważyć, że:
- takie zdarzenia występują od początku istnienia ludzkości, nic nowego się nie działo.
- statystycznie biorąc, w całym spektrum ludzkich charakterów i postaw w końcu gdzieś się podobne postawy i zdarzenia ujawnią - niejako "matematyka to nam zapewnia".
- biadolenie i zrzędzenie niczego tu nie naprawi.
- pozytywną postawą jest raczej mobilizowanie się do jakiegoś działania, a nie zrzędzenie, które dodatkowo sączy sugestię negatywną "to jest takie z natury złe, tu się nic nie da zrobić" .
W tym ogólnym odczuciu moralnego dezaprobaty zapewne uczestniczą też różne wątki mentalne:
- niektórzy mają tu silne odczucie samozadowolenia na zasadzie "to tamci są tacy źli, a ja jestem ten lepszy".
- inni mogą mieć mocny udział ogólnej apatii, w pobliżu myśli "świat jest zły, szatan nim rządzi, możemy tylko czekać, aż nas wrogie siły zniszczą", czyli przewaga bierności
- jeszcze inni mogą jednak próbować wykorzystać zewnętrzną informację do wewnętrznych sprawdzeń, do uruchomienia samokrytycyzmu, na zasadzie "czy czasem ja nie jestem, może tylko trochę, ale jednak podobny do tamtych patologicznie się zachowujących ludzi?". Jak to sprawdzić, czy się czasem nie oszukuję, czy czasem nie jestem podobny do nich?...
- bardziej aktywni ludzie będą przemyśliwali "to zróbmy coś! Może czas na inicjatywę obywatelską, która zacznie coś zmieniać w tych złych obyczajach".
- są i tacy, którzy dostrzegą w tym impuls do modlitw przebłagalnych do Boga, który przecież widzi owo zepsucie świata, a jeśli Go nie przebłagamy, to pewnie spuści na nas jakieś kataklizmy...
i inne...
Myślę, że u większości ludzi te wątki będą w jakiejś tam proporcji choć trochę występowały czy to w jawnym myśleniu, czy w tle, gdzieś w intuicjach.
Pora na wniosek bardziej praktyczny. Uważam, że można się dać zgnębić przez dopływające wiadomości złych czynach jakichś tam nieznanych ludzi. Można się od tego też wbijać w pychę, związana z przekonaniem o własnej lepszości. Można mieć wiele motywów z tytułu percepcji jakiejś tam wiadomości o jakichś tam nieznanych ludziach. Jak jednak swoją mentalność wobec tego typu wiadomości "poprowadzić z sensem"?..
Wg mnie chyba...
1. Nie przesadzać z pesymizmem
2. Nie wbijać się postawę faryzejskiej pychy
3. z jednej strony chyba uznać, iż takie rzeczy są, taki mamy świat (i klimat), ale też wartościowe byłoby zastanowienie się, CZY JESTEM W STANIE COŚ SENSOWNEGO ZROBIĆ. Pewnie najczęściej okaże się, że prawie nic nie mogę zrobić w związku z tym (a wtedy też nie ma sensu produkowanie jakichś zastępczych form aktywności, która rzekomo ma w tym kierunku coś poprawiać, choć w istocie jest tylko jałowym wydatkowaniem energii). O swoje zasoby też warto zadbać, rzucanie się na "moralną potrzebę" w chaotyczny sposób jest nierozsądne.
|
|