Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 10:25, 16 Cze 2021 Temat postu: W warunkach niepewności informacyjnej |
|
|
Jednym z fundamentalnych błędów ludzkiego myślenia jest ignorowanie tego faktu, że żyjemy w warunkach niepewności, niekompletności informacji, a także braku jednoznacznych kryteriów oceny świata. Wiele osób ignoruje bezrefleksyjnie ten fakt niepewności, automatycznie swoje przekonania przewartościowując, nadając im wyższy status upewnienia się, wiarygodności, niż by to wynikało z jakiegoś trzeźwego osądu spraw. Krótko mówiąc, ludzie mają zwyczaj
- to co tylko przypuszczane, traktować jako faktyczne
- to co możliwe, jako pewne
- to co mające wiele alternatyw, jako jedno, oczywiste rozwiązanie, bądź jedno kryterium dla ocen
- to co uproszczone, jakby zawierało całość wiedzy
- to co pozyskane ze źródła o nieznanej wiarygodności, jako pochodzące z pewnego źródła
- to co przyjęte jako hipoteza bez potwierdzenia, jako potwierdzone w pełni
- to co sprawdzone w kilku przypadkach, jako obowiązujące ogólnie
itp.
Przyczyną główną tego stanu rzeczy wydaje mi się być konstrukcja naszej mentalności, wynikająca z biologii (z ewolucji). W praktycznych zastosowaniach działanie powinno mieć priorytet nad wątpliwością, bo wątpliwości są zawsze, można je mnożyć do każdego zagadnienia, zaś żyć trzeba. W praktycznych życiowych sytuacjach mniej ważne jest to, czy potrafimy zoptymalizować nasze poszukiwanie pożywienia, niż to, że po prostu to pożywienie znajdziemy, nawet z gorszego miejsca, nawet mniej optymalnie. Tak więc większość ludzi przewartościowuje swoją wiedzę, rozumienie, posiadane informacje. Dzięki temu mogą być aktywni, a dalej rozwijają się, poszukują czegoś w swoim życiu.
Problem w tym, że z logicznego, rygorystycznego punktu widzenia, oszukujemy się. Najczęściej nie mamy wystarczających podstaw aby być pewnym względem czegokolwiek, czego zwykle bywamy pewni. Rozczarowanie jest typowym ludzkim doświadczeniem, pomyłki się "rzeczą ludzką".
Ten niby truizm jest jednak spychany na margines świadomości, co skutkuje wieloma nieprawidłowymi reakcjami, błędami:
- miewamy skłonność do przypisywania niesłusznie winy ludziom (nieraz także sobie) w sposób niezasłużony, bo nie doceniamy przypadkowości, w którą uwikłane są nasze decyzje
- mamy skłonność do absolutyzowania wiedzy, jaką nam wpaja edukacja, czy później jaka jest ogłaszana jako "naukowa".
- mamy skłonność uznawania tego, do czego się przyzwyczailiśmy jako ogólnej zasady świata
- mamy skłonność do redukcjonizmu - szczególnie w ocenie ludzi, którym przypisujemy intencje w sposób bardzo uproszczony. Ale redukcjonizm dotyczy ogólnie chyba wszystkich dziedzin życia.
Niestety, nasze myślenie, jako uwikłane w emocje, nie bardzo sobie radzi z tymi dwoma przeciwstawnymi siłami
- koniecznością działania, czyli wybierania opcji, nawet (a tak jest zdecydowanie najczęściej) jeśli przesłanki do wyboru są niejasne, niepewne.
- potrzebą uzasadnienia, rozumowego ogarniania tego, z czego biorą się nasze wybory
Nie wiemy, jak zbilansować te przeciwieństwa. Zauważyłem, że w życiu aktywniejsi są ludzie, którzy po prostu mniej się martwią tym, że mogą popełnić jakiś błąd. Ludzie narzucający sobie bardzo wysokie normy etyczne - szczególnie w zakresie nie krzywdzenia innych ludzi - będą żyli pod nieustanną presją tego, że przecież (choć starali się jak potrafili) nie uwzględnili istotnych aspektów sprawy, a więc że być może szkodzą, być może popełniają błąd. Ten problem szczególnie dotyczy pracy lekarzy, sędziów. Tu trzeba podejmować decyzje, bardzo często w warunkach daleko posuniętej niepewności, zaś skutki owych decyzji wpływają silnie na życie ludzi, czasem wynika z tego wielkie cierpienie, śmierć. Ale nie ma jak sobie z tym poradzić...
Są ludzie (przyznam, że ja sam się do nich zaliczam), którzy na tyle nie potrafią sobie poradzić z samooceną związaną z działaniami w warunkach niepewności danych i kryteriów, że wycofują się oni z wielu przestrzeni działania, kontaktów. Przyznam, że bardzo źle znoszę kontakt z ludźmi, którzy dają mi sprzeczne sygnały. Bo sam sobie stawiam dość wyśrubowane normy, aby nie krzywdzić nikogo, aby respektować czyjeś uczucia, pragnienia. Tymczasem oto pojawia się ktoś, kto sygnalizuje jakieś tam swoje potrzeby, czasem robi to w dramatycznym stylu, z emfazą. Ja wtedy "rzucam wszystko" i próbuję temu komuś, kto "jest w wielkiej potrzebie", zapewnić to, czego mu tak bardzo brak. Czasem przy okazji podepczę inne ważne potrzeby, które wcale nie były mniejszego kalibru, ale "siedziały cicho", więc przegrały w rywalizacji z potrzebą osoby, która bardzo wyraziście ową potrzebę wyraża. A potem niejednokrotnie okazuje się, że ta osoba, która tak wielką potrzebę zgłaszała...
... rozmyśliła się. Albo że to nie o to jej chodziło...
Powstały nieraz znaczące straty, porzucono naprawdę ważne zadania, aby skupić się na tamtej "wielkiej" potrzebie kogoś, a potem okazuje się, że to wszystko nie miało sensu. Widząc taki scenariusz ja sam popadam w znaczną konfuzję, stres, przygnębienie. Jeśli z tego rodzaju osobą przychodzi mi dłużej żyć razem, to staje się ona ciągłym źródłem stresu, zagrożenia. W końcu mam ochotę z taką osobą, która bardzo silnie próbuje mnie wmanewrowywać w swoje nieuporządkowane zachcianki, zerwać kontakt na zawsze. Bo nie potrafię znieść takiej niestałości, bo ja tyle razy tutaj z sercem i wysiłkiem, a tu co chwila okazuje się, że zostałem wystrychnięty na dudka...
Więc wtedy ostatecznie myślę sobie: niech ta osoba, której ciągle nie potrafię zrozumieć znajdzie sobie kogoś, kto lepiej ją zrozumie. Ja odpadam, ja się nie sprawdziłem, uznaję swoją porażkę, niech będzie że to była moja wina, ale dalej tych moich win mnożyć się już nie zamierzam. Mówię: ciao, żegnam i bez odbioru...
Są ludzie, którzy nie stawiają sobie tego standardu uwzględniania życzeń ludzi, łatwiej odmawiają, łatwiej mówią "głupoty gadasz, ja się w to nie angażuję". I ci ludzie mają rację - przynajmniej w kontekście kontaktu z osobami, które są niestałe, które nie przemyślały swoich pragnień, a tymi - przypadkowymi w istocie - zachciankami demolują często innym emocje.
Jako tako stabilny, trwały związek dwojga ludzi, z których jedna jest emocjonalna i niestała, może mieć miejsce wg mnie tylko wtedy, gdy druga osoba z pary jest nieco opóźniona, nawet "nieczuła", trochę "ociężała emocjonalnie", a na pewno nie przejmująca się zbytnio emocjami tej pierwszej. Bo inaczej to ta druga osoba po jakimś czasie wypali się, przywalona tym rozgardiaszem, jaki czyni kontakt z tą pierwszą.
Tak to pewna nieczułość, niewrażliwość okazują się być w pewnych sytuacjach zaletą, nawet jedyną szansa na funkcjonowanie osób we wspólnocie.
|
|