Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moja ANTYnieomylność

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:25, 30 Paź 2021    Temat postu: Moja ANTYnieomylność

Deklaruję swoje stwierdzenia jako antynieomylne.
Na czym to polega?
Definicja antynieomylności, którą tu chcę zaproponować nie jest prostym stwierdzeniem typu "w ogóle zawsze się mylę". Nie, to nie tak.
Antynieomylność jest prostym wnioskiem z takiej konstrukcji epistemicznej, w której ideałem jest wyłącznie obraz rzeczywistości PEŁNY. Taki ideał jest nieosiągalny w żadnym systemie/rozumowaniu, które nie jest z gatunku nieskończonego. Poznając rzeczywistość sekwencyjnie, budując na poprzednich wyobrażeniach, możemy co najwyżej wyrażać treści, które jakoś wzięły się z poprzednich doświadczeń i modeli językowych. Jednocześnie nie ujmujemy w ten sposób całości, bo ta objawia się dopiero nieco przybliżona za kolejną odsłoną konstruowania naszej wiedzy o świecie, lecz nigdy w całkowitej pełności.
To, że ludzkie poznanie jest niepełne, oznacza dla mnie automatycznie, że nie może być nieomylne, bo dla każdego sformułowania, choćby nie wiem jak poprawnego względem zadanego problemu, którego się tyczy, istnieje stwierdzenie, które go zawrze w sobie, a dodatkowo uwzględni jakiś nowy aspekt sprawy.
Tak więc żaden skończony, ograniczony znaczeniami aktualnego języka opis, nie może być doskonały, a co za tym idzie, ja odmawiam mu atrybutu "nieomylność". Za to każdy opis na pewno da się rozszerzyć, uzupełnić o jakieś pominięte (z przyczyn choćby braku miejsca na jego umieszczenie) aspekty. Stąd traktuję każdy opis jak z zasady antynieomylny, co jest równoważne, iż jest on zawsze otwarty na poprawy, na zbliżanie się do (niedościgłego) ideału.;
Ja jestem antynieomylny, w każdym swoim stwierdzeniu. W każdym!
W każdym moim stwierdzeniu SAM MOGĘ WSKAZAĆ JAKIŚ NIEDOSTATEK. Wiedząc o tym, z góry deklaruję, iż dla każdego mojego stwierdzenia, poglądu, opisu istnieje lepsza (pod jakimś tam względem) instancja.

W tym świecie, w rzeczywistości dyskusji między ludźmi, paradygmat konkurencji wprowadza aspekt GRY NA PONIŻANIE - WYWYŻSZANIE. Zatem zdaję sobie sprawę, iż każdy może teraz wziąć tę moją deklarację i obrócić ją przeciw mnie, stwierdzić: skoro ogłaszasz się omylnym, to... pozamiatane, to znaczy, że nawet to co teraz mówisz jest błędna, a także to, co dalej powiesz będzie błędne. I ktoś, kto tak zadeklaruje w ten sposób wygra ową grę na poniżanie - wywyższanie. Cel swój osiągnie.
Mi to nie przeszkadza. :)
Ja nie pisałem się w ogóle na tę grę. Więc wygrywającemu odpowiem: gratuluję ci twojego zwycięstwa. :pidu:
Jeśli ów cel - zwycięstwa w grze na wzajemne poniżanie i wywyższanie poglądów - osiągnąłeś, to fajnie. Weź sobie ten sukces i ciesz się nim. Mi nic do tego.

Moje stwierdzenia bowiem były formułowane NIEZALEŻNE OD CELU WYGRYWANIA W GRZE NA PONIŻENIE - WYWYŻSZENIE. Jeśli komuś potrzebne jest przekonanie o jego wyższości, w szczególności wywyższenia w sposób, który uznał za właściwy, to niech to zwycięstwo sobie będzie, niech zostanie przy tym, który do niego dążył. Mnie ono nie obchodzi. Moim celem było raczej UPORZĄDKOWANIE TEGO CO POSTRZEGAM. Rywalizację czasem nawet dodam do tej układanki - jako rodzaj rozrywki, czy jeden z pobocznych aspektów sprawy - ale ona W MOIM SYSTEMIE WARTOŚCIOWANIA o niczym nie decyduje.
Nie wypowiadam się na temat tego, czy mój system wartościowania jest lepszy od systemu wartościowania opartego o rywalizację. Nie wypowiadam się, bo uważam, że odpowiedź na pytanie o ową lepszość sama jest WYNIKIEM PRZYJĘTYCH ZAŁOŻEŃ. Więc - w świetle założeń, w których rywalizacja jest ważna - wygrana w grze na poniżanie jest czymś wartościowym. I ja tego nie neguję. W świetle moich założeń światopoglądowych, w których rywalizacja jest raczej formą rozrywki, czy też pobocznym epizodem epistemicznym, owa wygrana ma z grubsza wartość medalu z kartofla - niby jest, ale...
Ja wygrywam w moim świecie wartości, gdy LEPIEJ UPORZĄDKUJĘ SWÓJ OBRAZ RZECZYWISTOŚCI. Ten obraz rzeczywistości - do czego jest głęboko przekonany - może być porządkowany coraz to lepiej w nieskończoność. Czyli w swoich stwierdzeniach jestem zawsze niedoskonały, zawsze "w drodze". Jestem antynieomylny.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 22:34, 30 Paź 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:45, 30 Paź 2021    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Michał Dyszyński napisał:
Poznając rzeczywistość sekwencyjnie, budując na poprzednich wyobrażeniach, możemy co najwyżej wyrażać treści, które jakoś wzięły się z poprzednich doświadczeń i modeli językowych. Jednocześnie nie ujmujemy w ten sposób całości, bo ta objawia się dopiero nieco przybliżona za kolejną odsłoną konstruowania naszej wiedzy o świecie, lecz nigdy w całkowitej pełności.
...
Jestem antynieomylny.

Będąc antynieomylnym nie deklaruję jednak swoich stwierdzeń jako wadliwych tak w ogólności.
Stwierdzenia - swoja mocą poprawności - i tak nie przeskoczą nigdy tego, że są konstruowane z elementów niedoskonałych, będących rzutowaniem doznań z rzeczywistości na ludzką świadomość. Więc nawet jeśli ktoś na to powie: skoro tak, to ja uznaję cię za niewiarygodnego.
Co ja mu na to odpowiem?
Moja odpowiedź tu będzie: Twoje prawo uznawać mnie za cokolwiek tam zechcesz, jednak i tak nie sądzę, abyś łatwo przeskoczył moc sensowności tego, co tak ułomnie, tak antynieomylnie głoszę.
Krótko mówiąc, powiem: (zapewne) nie masz nic lepszego niż ja!

Możesz się łudzić, że deklarując się jako lepszego, a nawet wskazując jako podstawę tę moją deklarację antynieomylności, jako potwierdzenie dla swojej lepszości coś osiągnąłeś. Ale według mnie nie osiągnąłeś niczego poza lansem i pustosłowiem. Dalej bowiem poza owymi deklaracjami nie masz nic więcej, nie masz niczego ponad. Jeśli się zatem będziesz teraz rozpływał nad tym, jak to z powodu iż ja nie uznałem się za nieomylnego, lepszego, mądrzejszego, to zapewne Ty jesteś tym mądrzejszy, lepszym, czy nieomylnym, ale znowu - będą to tylko twoje deklaracje.
Być może w tym świecie, w którym lans jest tak powszechny nawet on kogoś przekona. Ale w moim przekonaniu przekona raczej tych, którzy na podstawy i merytoryczne powody w ogóle nie patrzą. Oni biorą lans za dobrą monetę, ale też i ich ocenom rozsądni ludzie raczej nie będą zbytnio dowierzali.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 22:45, 30 Paź 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:36, 11 Lis 2021    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Jestem antynieomylny, co oznacza też, że właściwie to na każdym kroku chciałbym jakoś zaznaczyć, iż wszystko co piszę, mówię, czy inaczej komunikuję NOSI ZNAMIĘ MOJEJ NIEDOSKONAŁOŚCI. Ale też nie tylko mojej niedoskonałości, lecz również
- niedoskonałości języka, którym się posługuję
- niedoskonałości mojego rozeznania, co mój odbiorca rozumie, czyli jak powinienem dostosować do niego mój przekaz
- niedoskonałości dopasowania naszych umysłów - nadawcy i odbiorcy do siebie pod każdym innym względem.
- i czego tam jeszcze nie wymieniłem, bo... jestem zbyt niedoskonały, aby stworzyć tu kompletną listę.

Jestem antynieomylny, a z tego też są pewne konsekwencje - moje oczekiwanie, że odbiorca nie odbierze moich słów jako ogłaszanie czegokolwiek absolutnego. Chciałbym, aby każdy odbiorca zaakceptował to, iż ja z góry zakładam subiektywizm (w mniejszym czy większym stopniu) moich wypowiedzi. Ten mój subiektywizm jednak nie wynika z tego, że się starałem być jak najbardziej subiektywny, lecz ze świadomości, iż nie dysponuję dostępem bezpośrednim do absolutnie obiektywnej postaci rzeczy, lecz mówię i myślę SOBĄ. Uważam też, że inni ludzie też takim dostępem nie dysponują, choć chyba chcą sprawiać wrażenie jakby nim dysponowali...
Tak więc, jeśli coś komunikuję, to ważny jest TRYB w jakim to robię:
- jako MOJA SUBIEKTYWNA OPINIA
- jako moje STARANIE SIĘ, aby zobiektywizować swoje przemyślenia (staranie się nie gwarantuje jednak sukcesu)
- jako ŚWIADOMOŚĆ WIELU KOMPROMISÓW związanych ze sposobem komunikowania się - np. z konieczności ograniczenia się do nie za dużej ilości słów, unikania sztucznej naukowości, przesadnej precyzji. Muszę pominąć wiele trudnych zagadnień, które czasem rozważam, bo wiem, że mój odbiorca i tak nie będzie miał czasu, ochoty, czasem przygotowania, aby je przeanalizować i zrozumieć. Więc muszę skracać, upraszczać przekaz, który przez to robi się zredukowany i niepełny.

Jestem antynieomylny także w tym sensie, że nawet określenie błędu, który popełniam zależy od założeń, które przyjąłem i od rozumowania, które jestem w stanie zastosować - tak więc nawet samego błędu nie mam jak w pełni precyzyjnie oszacować. Czyli właściwie to nawet...
nie potrafię określić na ile się mylę, w czym się mylę. Nie mam do tego absolutnych kryteriów.

Jedno mnie w tym wszystkim mocno uwiera, męczy mentalnie - to, że dla sporej części osób nawet to, że podkreślam swoją omylność, że prezentuję się jako ten "od wygłaszania opinii", kto mówi o niepewności wszystkiego, o czym piszę, to nawet takie podkreślanie może jawić się jako...
lansowanie się na tego, który "jest takim mądralą, co to nawet podkreślaniem swojej omylności próbuje zabłysnąć?! :shock:
Na to właściwie chyba nie ma rady. Nawet pisząc sto razy, że "tutaj TYLKO WYDAJE MI SIĘ to, a to", wielu pomyśli, albo też i powie: co ty, Michale sobie myślisz, że mądrzejszy jesteś z tego powodu, że napisałeś o tym swoim wydawaniu się?!...". Może ktoś postawić mi zarzut: gdybyś naprawdę wierzył, że piszesz tylko swoje opinie, to byś w ogóle się zamknął...
I nawet miałem nie jeden raz taką myśl: zamknąć się, zdać się już tylko na własne myśli, spędzić resztę życia w jakiejś pustelni...
Ale wtedy coś tak wewnątrz mnie jakby powiedziało mi: nie wolno ci tak postąpić, to byłaby ucieczka i tchórzostwo.
Nie wolno mi tak postąpić z dwóch głównych powodów:
1. Po pierwsze tak naprawdę to nikt nie jest tu względem mnie na uprzywilejowanej pozycji. Inni też są subiektywni, może czasem nawet bardziej subiektywni niż ja (i to nawet jeśli nie mają tego świadomości). Skoro inni się komunikują, nie przejmując tym, że nie wszystko w pełni sprawdzili, nie wszystko co mówią ma walor bezbłędności czy absolutu, to moja decyzja o wycofaniu się byłaby asymetryczna, anachroniczna, niepoprawna.
2. Po drugie skoro na ten świat wdepnąłem (a jako teista wierzę, że pchnął mnie na ten świat Bóg, a zapewne też z jakimś swoim celem, nie godząc się na to, abym zakopał jakikolwiek swój potencjalny choćby talent), to muszę na nim wytrwać. I - czy mi się to podoba, czy nie (różnie z tym bywa, czasem się podoba, a czasem nie) - człowiek, również taki jak ja, ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek wystąpić po stronie tego, co uważa za słuszne. Więc milczeć też nie powinienem.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 0:53, 12 Lis 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:11, 12 Lis 2021    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Moja antynieomylność ma jedną fajną właściwość... :)

I muszę przyznać, że za tę właściwość bardzo moją antynieomylność lubię, trochę też szczycę się nią. Tą właściwością jest automatyczne torpedowanie arbitralnego trybu dyskusji.
W dyskusjach, w których ścierają się narracje i licytacje coraz wyżej i wyżej w stylu "ja mam rację!", "ja ważniejszy!", "moje bardziej absolutne!" tryb, w którym z góry uznajemy omylność pod najróżniejszymi względami z góry jest wyłączeniem się z owej dyskusji. Tu nie ma przeciwnika, nie ma o co się - w trybie walki na arbitralność - bić!
Tryb, który mam do zaproponowania potencjalnemu dyskutantowi to tryb: wiemy, że błędy, nieadekwatności, niedopasowania narracji są zawsze, więc i tak jedyne co mamy do zrobienia to jakaś próba "nastrojenia zegarka", jakim jest poznanie, rozumienie. Nie chodzi tu o wygraną, lecz o KONSTRUKCJĘ MYŚLOWĄ O WIELORAKICH POSTACIACH POPRAWNOŚCI.

W trybie antynieomylności prawie każde, jako tako zrozumiałe twierdzenie ma przyznaną jakąś formę sensu. Więc od biedy można się właśnie tego sensu uczepić, postawić na piedestał, a potem bronić na zabój, w celu uznania tym głównym i jedynym. Potem...
... można jednak wybrać sobie inny sens i tak samo się go uczepić...

Antynieomylność w tym rozumieniu, o którym tu piszę jest ŚCIEŻKĄ WOLNOŚCI MYŚLI, bo brak jedyności, bo uznanie słuszności zawsze W KONTEKŚCIE POZNAWCZEGO CELU daje tę przestrzeń do stawiania nowych pytań, czyli do wyboru drogi poznania. Świadomość tego, że poznanie jest celowe, zaś cele poznania są wolnym wyborem obserwatora, utrąca owo rywalizacyjne skupianie się na "kto - kogo?".

Tu niejeden dyskutant może ulec konfuzji - ale właściwie w takim razie to co jest tym głównym celem? Bo jak wszystko zrobiło się celem, to tak jakby celem nie było już nic...
Problem jest, będzie dźgał wszystkich tych, którzy chcą mieć w myśleniu jeden konkretny cel, właściwie to cel absolutny. Rywalizacja w dyskusji jest bowiem w istocie trochę takim celem absolutnym - celem zastępczym powstającym z powodu pojawienia się tego problemu, że nie potrafimy inaczej owego jedynego celu wyłonić. Tu powstaje jednak problem, czy cel rywalizacyjny nie jest tak naprawdę PORZUCENIEM w jakimś stopniu celów poznawczych dyskusji. Według mnie w znacznym stopniu takim porzuceniem jest.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:37, 12 Lis 2021    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Ja rozumienie utożsamiam ze zdolnością odnajdowania kontekstów dla danej sprawy.
Każde nowe pytanie w kontekście sprawy, ubogaca rozumienie owej sprawy. Każda próba uzyskania odpowiedzi na pytanie, ubogaca rozumienie sprawy.
Z kolei zamknięcie kwestii, jako absolutnie rozstrzygniętej zamyka wątek rozważań w tym kierunku, automatycznie BLOKUJĄC POTENCJALNE NOWE ROZUMIENIA sprawy, potencjalnie blokując rozwój świadomości, jest działaniem dla rozumowania destrukcyjnym.

Pojęcie błędu, omylności wyrosłe na prostej dychotomii - tutaj pełna prawda, a tam pełna nieprawda, czyli właśnie błąd - jest wg mnie wadliwym, zubażającym rozumienie. Rozumienie poprawne nie polega na samym rozstrzyganiu.
Rozstrzyganie bowiem ma szansę zaistnieć dopiero wtedy, gdy ktoś postawi pytanie, gdy skądś weźmiemy dla niego kontekst, który ustawi sprawę: jest tak, czy odwrotnie?
To postawienie sprawy jest najczęściej ważniejsze, niż samo rozstrzygnięcie, bo ono zawiera w sobie całą "materię" rozumowania. Rozstrzygnięcie jest tylko efektem końcowym. Uczepienie się mentalne tego końcowego efektu, pominięcie tego, iż w ogóle sprawę możemy też stawiać w całości na innej płaszczyźnie, zubaża rozumienie. A owo zubożenie rozumienia jest wg mnie samo błędem, samo jest omylnym postawieniem sprawy. Inaczej mówiąc - w obrazie, który tu rysuję...
wmontowana w rozumowanie idea nieomylności sama jest omylna w znaczeniu blokowania lepszych postaci rozumienia spraw.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:42, 08 Sty 2022    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

W dyskusjach, które prowadzę, moja antynieomylność chyba myli ludzi...
Bo ja podchodzę do dyskusji z celem dowiedzenia się W CZYM POPEŁNIAM BŁĄD!
To jest moim celem, nie wpieranie mojej racji, nie wykazywanie, że jestem "jakoś bardzo mądry" :rotfl: (czym by owo coś nie miało być...), nie po to aby wypromować poglądy jakiejś grupy, z którą się utożsamiam. Interesuje mnie dyskusja, która pomoże mi poznać niedostatki mojego aktualnego rozumienia, aby to rozumienie udoskonalić.

Dzisiaj sobie uświadomiłem, jak bardzo może być dla ludzi mylna ta moje intencja. :think:
Bo chyba wielu dyskutantów zdaje się być przekonanymi, że jak mi wykaże jakiś mój błąd, to ja się z tego powodu poczuję pokonany, że oni wykażą swoją wyższość nade mną. Potem jest zdziwienie, że nawet jak mi błąd wykażą, to dla mnie z tego tytułu nic, ale to kompletnie nic negatywnego nie będzie wynikało. Ucieszę się tylko!
Bo sam nieustannie szukam, gdzie w moim rozumowaniu może kryć się błąd!
Sam podważam własne rozumowanie na niezliczone sposoby. A jak ktoś by tu się mi przysłużył, to tylko będę mu winien wdzięczność. :brawo: :*

Tu niejeden pomyśli: ale jak widzę z tego, co Michał pisze, to dość rzadko przyznaje się on do błędów. Czasem może się przyzna, ale nieczęsto. I tak rzeczywiście jest.
Bo z drugiej strony, skoro tak uparcie szukam słabych stron mojego rozumowania, to te najprostsze sposoby zaatakowania go, już sobie przemyślałem, a zapewne odrzuciłem. Bo nie toleruję niespójności rozumowania. Wiec to, co ktoś wskazuje mi jako błąd - z powodów, które sobie przemyślałem - zwykle za błąd nie uważam. Dopiero gdy okaże się, że coś przeoczyłem, to wtedy do błędu muszę się przyznać, więc dopiero wtedy jest fajnie :) .

Z kolei jest jeszcze i taki problem, że wiele osób, przekonanych, że wytykając mi jakieś tam "błędy" (rzeczy, która ja za błędy nie uważam), coś w dyskusji zyskuje, że wygrywają, więc rzucają mi w dyskusji różne kłody pod nogi, aby potem zaliczyć sobie satysfakcję z tego tytułu, że ja się na tych kłodach czasem jakoś tam wyłożę.
Z mojej strony wygląda to jednak tak, że jak ktoś rzuca kłody, aby sobie zaliczać jakieś punkty z tytułu moich potknięć, zamiast docierać w dyskusji do istoty sprawy, to dla mnie taki cel jest w ogóle śmieszny, nieistotny, obojętny. Przyznaję się wtedy do owych błędów i...
... no problem!
Sam też wybaczam całą masę błędów ludziom, a owo wybaczanie nie jest żadną łaską z mojej strony, ale wręcz uważam to za mój psi obowiązek!
Bo w moim rozumieniu poprawnej dyskusji
- np. czepianie się pierdół jest żałosne jest i poniżające tego, kto się czepia, a nie tego, kogo nawet zarzut - może on być nawet formalnie słuszny - miałby dotyczyć.
- np. ukrywanie intencji, aby potem kogoś skontrować "mi nie o to chodziło, popełniasz błąd!" też jest winą nie tego, kto się nie zorientował w takim ukrywaniu, lecz tego, kto - zamiast klarownie tłumaczyć sprawę - ukrywa istotne aspekty sprawy, aby potem tryumfować, gdy druga strona nie zorientowała się co ów ktoś ma na myśli
- np. ataki personalne, które w opinii tych, co atakuję chętnie stanowić miałyby objaw mocy atakującego, dla mnie są przyznaniem się do stronniczości w poglądach i generalnie uznaję je za wywieszenie białej flagi w kwestiach merytorycznych.

Poprawna dyskusja polega na tym, że STRONY SĄ CHĘTNE DO UZNAWANIA SWOICH POMYŁEK, DO WYJAŚNIANIA TEGO, CO KTOŚ MOŻE NIE ZROZUMIAŁ W ICH STANOWISKU. Dyskutant "na poziomie" to ktoś, kto przejawia postawy następującego np. rodzaju - wedle deklaracji:
- ojej, tutaj chyba zrobiłem błąd niejasno coś opisałem. Moja wina, przepraszam... Teraz spróbuję to może lepiej ując, może od innej strony, może to pomoże,
- nie zrozumiałeś tego, co piszę? - To pewnie jest tu winna mętność moich tłumaczeń - spytaj może co jest niejasne, naprowadź mnie na pomysł, co powinienem lepiej wyklarować w tej sprawie. Bo czuję, że się nie spisałem...
- widzisz tu mój błąd?!... :shock: Cieszę się, że go znalazłeś. :brawo: :* Spróbuję się wytłumaczyć, bo może ten błąd jest tylko pozorny, ale jeśli nie dam rady, to będę ci bardzo wdzięczny za tego błędu znalezienie. Wtedy będę miał powód, aby lepiej przemyśleć moje rozumowanie. Jeszcze raz dzięki! :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 1:34, 09 Sty 2022    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Michał Dyszyński napisał:
W dyskusjach, które prowadzę, moja antynieomylność chyba myli ludzi...
Bo ja podchodzę do dyskusji z celem dowiedzenia się W CZYM POPEŁNIAM BŁĄD!

Ja poglądów, którym nie zaprzeczyłem ani razu w żaden sposób, zwyczajnie NIE ROZUMIEM.
Nie wiem, co by miało znaczyć sformułowanie "jest ślisko", jeśli nie mam do dyspozycji zaprzeczenia tej tezy, czyli nie modeluję sytuacji "nie jest ślisko". Jedno mi zawsze wyjaśnia drugie.
Także prawdę postrzegam jako coś, co z przeciwnej strony ma
- brak informacji
- niejasność informacji
- brak poprawnych interpretacji
- brak totalny zrozumieniu
- jawne przeczenie kluczowym postulatom czy faktom (najczęściej wiązane z ideą fałszu i kłamstwa)

Nic co twierdzę nie jest poznawczo idealne.
Zakładam z góry, że każde moje ujęcie sprawy, ma - przynajmniej potencjalnie - swoją ulepszoną wersję.
Z drugiej strony nawet ta lepsza wersja będzie lepsza - POD KONKRETNYM WZGLĘDEM. Pod innym względem lepsza okaże się może i ta stara. Np. lepsza wersja oferuje dokładniejszy opis, lecz ta stara jest bardziej zwięzła, wygodniejsza w przekazie. I tylko od PREFERENCJI, od celów poznawczych, jakie chcemy realizować zależy to, która wygrywa w tym sensie, o którym akurat myślimy.
Nie jestem nieomylny, bo nie mam szansy jednocześnie pogodzić wszystkich sprzeczności
- największej dokładności opisu
- największej zwięzłości
- najlepszego uwzględnienia standardów na eksperckim poziomie wiedzy
- najlepszego uwzględnienia standardów na potocznym poziomie rozumienia
- najlepszego uwzględnienia standardów na naiwnym poziomie
- największej intuicyjności
- największej przenośności pod względem tłumaczeń na różne języki świata
i wiele innych.
Wszystko co mogę sformułować zawsze będzie niedoskonałe - pod jakimś kątem, w związku ze spełnieniem tego, a nie innego celu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:58, 09 Sty 2022    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Rzadko który post, który tutaj tworzę na sfinii nie wymaga mojej późniejszej edycji - jakichś poprawek. Najczęściej poprawiam literówki, czasem uderzy mnie brak precyzji, jak coś sformułowałem, niejednoznaczość wyrażonej myśli. Najczęściej post poprawiam po kilka razy.
Gdy pisałem swój podręcznik z fizyki, to wychodziło mi, że dopiero średnio po ósmej edycji rozdziału, przyjmował on postać, której nie chciałem już poprawiać. Co prawda też nie była to postać idealna, ale była jako tako do przyjęcia.

Tutaj na sfinii spotykam dyskutantów, którzy polują na jakieś moje pomyłki. Gdy je znajdą, to próbują z nich upichcić sobie jakąś postać wygranej, satysfakcji, jakiś powód do poniżenia mnie, czy zdyskredytowania tego, co piszę. Ta strategia dla mnie osobiście jest w zasadzie tylko śmieszna. Dla kogoś, kto z góry zakłada, że wszystko podlega doskonaleniu, wszystko domaga się poprawek - mniejszych bądź większych - wykazanie mi, że akurat tu, czy tam zrobiłem błąd, nie buduje niczego, co by mi sprawiło kłopot, albo wpływało istotnie na ocenę dyskusji. Ja wtedy przyznam: tak, pomyliłem się! Jak to zwykle bywa...
Ściganie kogoś za pomyłkę ma sens i moc wyłącznie wtedy, gdy ów ktoś lansuje się na nieomylnego. Wtedy rzeczywiście ze wskazania błędu powstaje zarzut, bo mamy rozdźwięk pomiędzy deklaracją "nie mylę się", a rzeczywistością. Ale jak ktoś swoją omylność jawnie głosi, to wykazywanie błędu nie ma mocy względem niego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:01, 20 Sty 2022    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Michał Dyszyński napisał:
Rzadko który post, który tutaj tworzę na sfinii nie wymaga mojej późniejszej edycji - jakichś poprawek. Najczęściej poprawiam literówki, czasem uderzy mnie brak precyzji, jak coś sformułowałem, niejednoznaczość wyrażonej myśli. Najczęściej post poprawiam po kilka razy.
Gdy pisałem swój podręcznik z fizyki, to wychodziło mi, że dopiero średnio po ósmej edycji rozdziału, przyjmował on postać, której nie chciałem już poprawiać. Co prawda też nie była to postać idealna, ale była jako tako do przyjęcia.


Staram się uczciwie przyznawać do błędów - tu, jak piszę, jak dyskutuję. A jest to ŚWIADOMA POSTAWA. Jest ona umotywowana na kilka sposobów:
1. bo gardzę lansem na bycie supermądralą, autorytetem. Bo chcę sam sobie wybić z głowy jakąkolwiek w tą stronę sugestię mentalną.
2. bo chcę się zabezpieczyć przed zarzutami, że gdzieś coś napisałem, a potem okazuje się, że jest inaczej. A to się może zdarzyć, bo popełniam pomyłki, bo nie jestem doskonały. Zaś wstyd z tytułu, że się przy czymś upierałem, rzucałem to na szalę, a okazało się to głupotą, uważam za większy problem dla mnie, niż to, że w ramach dyskusji mam obniżoną autorytatywność wypowiedzi.
3. bo uważam, że wciąż wzrastam w myśleniu, rozwijam się, a więc to co stare kiedyś tworzyłem i tak w końcu będę musiał udoskonalić. Więc gdybym się lansował na bezbłędność moich starych sformułowań, to nie miałbym prawa ich poprawiać.
4. BOJĘ SIĘ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA POTENCJALNE UWIERZENIE MI ZBYT MOCNO, a potem mogłyby powstać z tego skutki, które obciążą moje sumienie.

O tym 4 punkcie gdzieś już pisałem. Ale skomentuję to jeszcze raz.
Uważam, zę błędem jest stawianie swoich myśli, wskazówek, opinii jako czegoś z dołączonym silnym nakazem realizacji, uznania przez innych. W szczególności błędne to jest np. już przy wychowywaniu dzieci. Taka banalna sugestia "zawsze słuchaj się starszych", może być powodem, dla którego dziecko łatwiej stanie się ofiarą drapieżcy seksualnego. Każda rada, każda ocena funkcjonuje w jakimś UKŁADZIE ZA I PRZECIW. Nie znam właściwie rad absolutnych, stwierdzeń (myślę tu o zagadnieniach życia, a nie o modelach matematycznych) słusznych bezwzględnie. Każdy, kto dostaje ode mnie radę, jeśli miałby ją w ogóle przyjąć, to powinien ZOSTAĆ ZACHĘCONY DO ZADAWANIA PYTAŃ O GRANICE STOSOWALNOŚCI. Podkreślę jeszcze raz: powinien do tego zostać ZACHĘCONY!
Tylko wtedy ktoś zrozumie o co w jakiejś radzie chodzi, gdy zorientuje się dokąd sięga zakres owej rady, gdzie już pojęcia użyte w sformułowaniu przestają obowiązywać, albo przynajmniej silnie rozmywają się, co grozi błędnym odczytem ich znaczenia.
Wierzę, że w umyśle dobrze funkcjonują POJĘCIA PRZETESTOWANE.
Pojęcia testujemy zadając im pytania, wpuszczając je w formę GRY UMYSŁU, wątpiąc i poszukując dla nich granic, przypadków wyjątkowych. Bez owej gry pojęcia pozostają sformułowaniami, które nie konstruują w umyśle ZNACZEŃ, a co za tym idzie, stają się bezużyteczne w stosowaniu.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 19:02, 20 Sty 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:54, 11 Kwi 2022    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Z mojej antynieomylności wynika też jeszcze jedna postawa w kontekście tego, co się głosi tak w grupie moich jak i obcych. Przyjąłem za zasadę podstawową, że PRAWDA MA PRIORYTET. W szczególności prawdą jest to, czy coś rozumiem, czy nie rozumiem.
Jak coś rozumiem, to gdy się mnie o to pytają, mówię, że to rozumiem, a nawet JAK to rozumiem - na jakich zasadach coś przyjąłem.
Jak czegoś NIE rozumiem, to zasadą jest, że nie mam prawa wspierać tego swoją deklaracją.

Dlatego też żaden ze mnie katolicki apologeta - bo wielu zagadnień teologii katolickiej NIE ZROZUMIAŁEM, mam wątpliwości. Czy je neguję?
- Czasem, przy już drastycznych wątpliwościach, zbliżam się do jakiejś tam postaci negacji, którą chyba powinienem wyrażać co najwyżej słowami: w moim - przyznaję, że OMYLNYM - osądzie nie jestem w stanie dostrzec nawet małej szansy na to, aby dane stwierdzenie dało się uzasadnić.
Nie mam prawa twierdzić, że - całkiem sensowne - uzasadnienie nie da się przedstawić. Ale mówię wtedy to, co jest stanem faktycznym mojego rozumienia - że akurat ja NIE ZNAM takiego uzasadnienia, ani nawet nie znam minimalnie sensownej ścieżki myśli, która by się zbliżała do jego zdobycia. Ale przecież nie wiem, jak jest obiektywnie. Nie twierdzę, że "mówię jak jest obiektywnie", lecz co najwyżej "jak potrafię sobie daną rzecz ułożyć we własnym - niedoskonałym - rozumieniu". Jednak - póki co - w tym to rozumieniu stan jest taki, a nie inny i ten właśnie stan deklaruję. No i mogę też wyjaśnić co mnie przywiodło do takiego właśnie stanu rozumienia. Ocenę moich wyjaśnień pozostawiam odbiorcy.

W ogóle bardzo unikam mówienia za kogoś!
Nie jestem niczyją tubą. Właściwie to z nikim nie trzymam. Tylko z moim POSZUKIWANIEM PRAWDY TRZYMAM.
Ważne, że trzymam z owej prawdy POSZUKIWANIEM, STARANIAMI, a nie nią samą. Bo sam tej ostatecznej postaci prawdy nie znam (a przynajmniej tak uważam, że wciąż mi jest do niej daleko). Mogę tylko deklarować, że jej poszukuję, staram się. A na ile te starania są skuteczne?...
- To jest osobna sprawa. Przypuszczam, że często są nieskuteczne.
Ale nie wiem, w którym miejscu moje poszukiwania prawdy są nieskuteczne.
A skoro tego nie wiem, to nie mogę niczego ani wykluczyć, ani jako coś ostatecznego przyjąć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:27, 22 Kwi 2022    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Tak sobie niedawno uświadomiłem, że moja epistemologia nie za bardzo jest w stanie obsłużyć ideę "jestem pewien że...".
Nie mogę powiedzieć, abym CZEGOKOLWIEK był tak do końca pewien. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:33, 22 Kwi 2022    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Wszystko co wiem, rozumiem KONSTRUUJĘ.
Nie potrafię podać ani jednego przykładu na coś, co bym wiedział tak na 100% obiektywnie.
Wiedzę matematyczną konstruuję z postulatów, definicji.
Przekonania o świecie materialnym konstruuję z PAMIĘCI (ulotnej, niepewnej) wcześniejszych doznań, doświadczeń, koncepcji.
Przekonania o swojej świadomości konstruuję też z doświadczeń, rozważań (tak jak je zapamiętałem, tak jak mi się w głowie poukładały).
Nie ma tu nic absolutnego, nic pewnego na 100%.

Nawet to, czy błądzę, czy nie jest konstrukcją, jest też EFEKTEM MOJEGO ZDEFINIOWANIA. Idea błędu bowiem zakłada porównanie jakiegoś stanu wzorcowego z rozpatrywanym. Żaden wzorzec jaki mogę rozpatrywać nie jest brany z czego innego, niż z mojej pamięci. Czyli zawsze będzie ulotny.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 13:33, 22 Kwi 2022, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 1:49, 15 Sty 2023    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Myślę, że pasuje tu też ten mój komentarz:
Michał Dyszyński w wątku Absurdalny argument z porównywania pewności napisał:
syndirel napisał:
M.D. napisał:
... nie zamierzam...
Dlaczego uważasz, że informacja czego nie zamierzasz kogoś zainteresuje!? :think:
Czyżbyś jeszcze wszystkiego nie opisał - tak z głowy...? :shock:

PS
Cytat:
... w sumie potrafię, a jeśli potrafię nie do końca...
:fuj:
Winno być: ... a jeśli nie potrafię do końca... :)

Normalnie bym Ci nic nie odpowiedział. Powód?
- Bo nie napisałeś niczego dla mnie ciekawego, nie podjąłeś kwestii argumentu z porównywania pewności, czy choćby czegoś zbliżonego do filozofii. Więc dla mnie dyskutowanie z Tobą, o tym co tu zacząłeś, byłoby męczeniem z nuuuuuudy.

Tak! - z nudy, co może wielu osobom się wyda pewnie dziwne, nawet nienormalne, że ja - postawiony przed personalnym zarzutem, zamiast się zaperzyć, zacząć bronić swojej godności, dobrego imienia, czy czego tam jeszcze, uznaję tę zaczepkę za...
właściwie to jakby za nic.
Może i nikogo mój tekst nie zainteresuje, a może kogoś tak. Nie wiem jak będzie, nie umiem podjąć poruszonej kwestii. Nie liczyłem na jakieś szczególne zainteresowanie. Co będzie, to będzie. Może nawet jakiś inny przytyk mi się należy, albo ktoś mi zechce napisać - do mnie, do mojego tekstu, taki personalny. Ale nie chce mi się na to odpowiadać, bo to wg mnie kompletnie niczemu nie służy. Z podobnych z resztą względów raczej nie odpowiadam Semele, która dość często dopytuje się o jakieś moje prywatne sprawy, fakty. Myślę sobie rzeczywiście: moja prywatna osoba?... - kogo ona interesuje?... Uważam pisanie tylko o tym samym sobie za zanudzanie ludzi.
Z drugiej strony - jak tutaj wyżej - nieraz piszę o czymś od siebie, podkreślając coś jako MOJE STANOWISKO. Sprzeczność?...
Może ktoś uznać to za sprzeczność, ale w moich intencjach nie jest to sprzeczność. Jest subtelna różnica pomiędzy:
- pisaniem o mnie, jako o MOIM STANOWISKU W SPRAWIE
a
- pisaniem o mnie, jako o mnie - jakie mam dzieci, czy lubię gruszki, czy mam w ogóle te, albo inne upodobania. Ten Michał sam w sobie - to nuda, nie chcę go wprowadzać do swoich tekstów, bo to nie jest ciekawe, niech ludzie nie tracą na to swojego czasu (z wyjątkiem sytuacji, gdy podanie tych informacji COŚ CIEKAWEGO, OGÓLNIEJSZEGO ILUSTRUJE).

Z drugiej strony właśnie podkreślam często coś w stylu "moim zdaniem", "moją intencją, gdy pisałem ...". Dlatego, że tu akurat ta moja osoba jest ważnym aspektem PRZEKAZU, ilustruje KONTEKST SAMEJ IDEI. Napisałem więc "na siłę nie zamierzam swojej opcji forsować" (to ja nie zamierzam, a nie jest jakoś bezosobowo nie zamierzane), bo to rzeczywiście jest ważne, iż POWODEM TEGO STANOWISKA JEST MÓJ WYBÓR.
Dlaczego to jest ważne?
Mam taką swoją zasadę, którą wiążę z wymogiem uczciwości i klarowności, jakie sobie stawiam, że staram się PODAWAĆ PODSTAWĘ, z której biorą się moje tezy, uwagi, oceny. Zwykle owa podstawa będzie zaliczała się do jednej z następujących kategorii:
1. Wniosek ścisły logicznie z czegoś przyjętego wcześniej (z założeń) - coś czasem wręcz zbliżającego się do możliwości udowodnienia wynikania tezy z założeń (to jest z resztą jedyna opcja, w której uważam za sensowne mówienie o "dowodach"). Do takiego wniosku wymagane jest, aby był tu konkretny model, może teoria, coś co sprawia, że więzy funkcjonalne pomiędzy założeniami a tezą, są logicznie ROZLICZALNE. Jest to opcja, której chciałbym użyć jak najczęściej, a jednocześnie jest to opcja, która najlepiej odpersonalizowuje przekaz, usuwa mnie - jego nadawcę - z horyzontu, bo tutaj wszystko wyjaśnia się samym rozumowaniem, a nie wyborami osoby to rozumowanie przedstawiającej.
2. Wniosek LUŹNO biorący się z jakichś przesłanek, często z istotną domieszką intuicji, często potoczny. Potocznie niektórzy też tu mówią o "dowodach" jednak są to nie tyle dowody w ścisłym sensie, co może jakieś mocne przesłanki, domyślne ścieżki wnioskowania, które wydają się dość wyraźnie świadczyć za tym, że z danych przesłanek powinien brać się dany wniosek. Tutaj jest jeszcze sporo obiektywnych przesłanek, ale też dochodzą subiektywne.
3. Czysta moja OPINIA, której nie potrafię powiązać już mocno z żadnymi konkretami, z mocnymi podstawami. Jest to opcja z natury SUBIEKTYWNEGO ŹRÓDŁA dla tezy. Normalnie może nie chciałbym jej stosować, jednak to moje chcenie niewiele zmienia w zakresie tych niepodważalnych faktów, że istnieje cała grupa tez, których nie sposób jest udowodnić, a nawet quasiobiektywizowalnie uzasadnić z braku modeli, teorii, ewidencji, wiedzy i innych odpowiednio obiektywnych przesłanek. Wtedy można albo w ogóle zaprzestać rozważań - dyskusji, albo pogodzić się z tym, iż będą stosowane kryteria subiektywne.

W życiu ludzie swoje opinie bardzo często próbują utożsamiać z jakimiś prawdami pewnymi, stwierdzonymi. Robią tak z powodów wizerunkowych, propagandowych. Uważają, że lepiej prezentuje się przedstawienie swojego stanowiska jako rzekomej "wiedzy", niż w postaci zgodnej z tym, jak ktoś w rzeczywistości daną tezę powziął - po prostu TAK MU SIĘ WYDAWAŁO luźno i ogólnie. Więc ludziska cisną do tego, aby status "opinia" w ogóle w kontekście ich przekazu się nie pojawiał, a jeśli już to możliwie rzadko. Niektórzy nawet swoje upodobania kulinarne, muzyczne, czy inne artystyczny próbują "sprzedawać" jako obiektywne prawdy. Ja staram się tego unikać. W tych sytuacjach, gdy nie potrafię przedstawić jakichś wyrazistych więzów wynikania, próbuję od razu przedstawiać STATUS mojej tezy, jako właśnie "moja opinia". I nie ma to związku z chęcią promowania swojej osoby, lansowania jej tylko właściwie z czymś wręcz odwrotnym, czyli ZWRÓCENIE UWAGI NA SUBIEKTYWNY, OSOBISTY CHARAKTER danej tezy.

Ponieważ taka postawa jak moja, w świecie gdzie ludzie lansują się na przekazicieli prawd absolutnych, jest najczęściej zupełnie niezrozumiała, wręcz nienormalna, to wiele ludzi nawet nie bierze pod uwagę takiej intencji, jak wyżej ją opisałem. Przyjmują, iż niemożliwe jest, że "Michał sam chce zasugerować nieobiektywny status przedstawianej tezy", bo przecież "wszyscy zawsze chcą się promować na tych obiektywnych, bo przecież wszyscy chcą przekonać innych do swojego stanowiska". To, że jakiś tam Michał CHCE Z GÓRY OSTRZEC swoich odbiorców "tego stwierdzenia nie bierzcie jako obiektywnego, bo ich twórca wciąż uważa, że nie sprawdził tego wystarczająco dokładnie, więc nie bierze tu odpowiedzialności za obiektywizm", po prostu nie jest brane pod uwagę. Raczej będzie tu doszukiwanie się ukrytych intencji, że może jak coś sformułował "moim zdaniem", to zapewne chciałby może aby na przykład "świat zapiał z zachwytu, nad tym cudownym zdaniem Michała, i lansował go pod niebiosa, za posiadanie opinii". I nie mam tu jakichś wielkich złudzeń, że przekonam wszystkich, którzy już sobie mnie zaszufladkowali, że ja na pewno się tu kreuję na nie wiadomo jakiego mędrca, który nawet subiektywne własne opinie wywyższa do rangi nie wiadomo jakiej... Wiem, że nie przekonam, bo jeszcze dochodzi u części odbiorców jakiś rodzaj osobistej niechęci do mnie, czy w ogóle pewnej irytacji moją osobą (co nawet rozumiem, bo nieraz sam się sobą irytuję...).

Jednak dla tej (nie wiem na ile wąskiej, a na ile trochę szerszej) grupy odbiorców, którzy gotowi są uwierzyć w deklaracje moich intencji chcę tu wyjaśnić, iż gdy właśnie akcentuję aspekt własnej osoby w związku z jakąś tam przedstawianą tezą, czy argumentacją, to domyślną intencją jest raczej POKORA, a nie chęć wywarcia presji, czy innej formy sugerującej uznanie moich słów za jakieś szczególnie ważne, bądź niepodważalne. Intencja jest zatem dokładnie odwrotna od odbioru wielu osób.
Gdy piszę "moim zdaniem", albo "według mojej opinii" itp. to zatem sugeruję najczęściej (domyślnie), że:
- nie mogę przedstawić twardych dowodów na dane stwierdzenie i uważam dalej ZA NATURALNE I SŁUSZNE, że ktoś z tego tytułu nie uzna mojego stwierdzenia
- nie potrafię przedstawić nawet bardziej potocznie, społecznie rozpoznawanych dobrych przesłanek względem mojej tezy. Czasem to wynika z tego, że stosuję od początku bardzo mój osobisty system oceny danej sprawy, czasem dlatego, że owe przesłanki są za trudne do sformułowania, czasem mi się też...
zwyczajnie nie chce szukać ewidencji za czymś. Więc nieraz też i z lenistwa głoszę: albo przyjmiesz na wiarę to, co tu twierdzę, albo - jeśli nie podzielasz mojego doświadczenia w tej sprawie - odrzuć moją tezę, a ja nie będę miał o to do ciebie pretensji, bo sam z góry zaznaczyłem, iż domyślnym trybem uznania tutaj jest tryb zaufania do mnie, jakiejś osobistej wiary.
- bo czasem coś bierze się tutaj z moich STRICTE OSOBISTYCH doświadczeń, czy sposobu odczuwania, rozumowania. A więc też zrozumiałe jest, iż ktoś nie zechce tego przyjąć, bo może ma inne doświadczenia i odczuwanie spraw. I to też - co z góry chcę zasygnalizować - będę rozumiał jako naturalną reakcję na przedstawienie tezy, do której nie ma się własnych przesłanek.

Absolutnie nie mam intencji, aby ktokolwiek cokolwiek przyjmował z moich słów jakoś wbrew WŁASNEJ UCZCIWOŚCI.
Dlatego tak się nieraz rozpisuję, dwoję i troję przedstawiając dodatkowe moje motywy, ABY KAŻDY BYŁ W STANIE OSOBIŚCIE OCENIĆ, czy mu ten mój sposób rozumowania pasuje, czy nie. Bo jeśli moje tezy miałyby zostać uznane, to nie dlatego, że tak sprytnie manipulowałem, nie dlatego, ze taki mocarz osobistej presji jestem, ale dlatego, że ów ktoś OSOBIŚCIE SZCZERZE DOSTRZEGŁ W SWOICH MYŚLACH wystarczające przesłanki do uznania mojego stanowiska. I do tego jest mu niezbędne informacja Z CZEGO WNIOSKUJĘ to, co przedstawiam, jaki status ma moja teza.
Jestem przeciwny stosowaniu nawet najmniejszej formy presji osobowej w przekonywaniu osób dorosłych, psychicznie zdrowych (z dziećmi i zaburzonymi będą wyjątki), a także nie próbujących dokonywać jawnych przestępstw. Oczekuję przyjęcia moich słów W MAKSYMALNEJ OSOBISTEJ WOLNOŚCI ODBIORCY, bez nacisku z mojej strony, bez sugerowania, że należy zignorować jakieś własne "mentalne zabezpieczenia" przed manipulacją, czy agresją mentalną. Sam takie zabezpieczenia mam i je stosuję, sam też nie przyjmuję uznawania czegoś za prawdę jeśli stwierdzający próbuje wywierać presję.
Dlatego zaznaczam najczęściej status moich stwierdzeń, dlatego gdy piszę "moim zdaniem", to proszę to uznawać za formę mojego tłumaczenia się (prawie przeprosin, z poczuciem osobistego nieusatysfakcjonowania), że nie jestem w stanie dla danej tezy przedstawić mocnych przesłanek, czy logicznie niepodważalnych dowodów. Ja się tak przed ludźmi TŁUMACZĘ i ostrzegam, aby nie przyszło im czasem do głowy przyjąć owych tez bez osobistego sprawdzenia.
Bo ja po prostu nie walczę o to, aby kogokolwiek zmanipulować, przymusić do uznania mnie, czy moich przekonań. Nie jest to moim celem, a wręcz celem jest zasugerowanie coś w stylu: ja Michał deklaruję niniejszym omylność, niepełny charakter przesłanek, z których wnioskuję, nie sprawdzone do końca reguły wnioskowania. Proszę zatem NIE WIERZYĆ MICHAŁOWI za bardzo...
Co znaczy "nie wierzyć za bardzo"?...
Oczekiwałbym, że ktoś jednak zechce uznać, iż pisałem SZCZERZE. Ale to, że błędy się mogą w moich tłumaczeniach pojawić?... - To proszę uznać za oczywistość!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 2:02, 15 Sty 2023    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Niewiele jest wg mnie takich prawd, które warto jest głosić jako w pełni obiektywne, zbliżone do absolutu. Warto za to jest głosić prawdy jako zrozumiewalne i interpretowane.

Prawdy są po to, aby się umysł na nich doskonalił, a nie po to, aby temu umysłowi zamykać ścieżki wiązania danego stwierdzenia z resztą rozumienia. Prawdy zbyt twarde, silnie jednoznaczne są prawdami w istocie do zignorowania i zapomnienia, bo nie wiadomo jest co z nimi dalej robić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:01, 16 Sty 2023    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Moja antynieomylność mogłaby być właściwie uznana za antypresję w stwierdzaniu czegokolwiek.
Ogłoszenie nieomylności przez kogoś jest właściwie z intencji wywarciem presji na potencjalnych odbiorcach, jest postawieniem sprawy na zasadzie: jakbyś chciał uznać coś innego, niż ja głoszę, to na pewno to Ty się mylisz. Ale co wtedy?...
Teoretycznie, jeśli przyjmiemy, że ktoś się w swoim stanowisku myli, to wystarczyłoby zaprzeczyć temu czemuś, wybierając teraz opcję przeciwną. Ale to jest naiwne przekonanie. Skuteczne zaprzeczenie stwierdzeniu jest bowiem, poza bardzo wyraźnie binarnymi układami, związane z koniecznością ustalenia: czym właściwie jest przeciwieństwo danej opcji?
Co zaprzeczeniem wygranej?
- może przegrana...
- a może (też) brak zwycięstwa, brak gry?
- jak wpiąć tu stagnację?
Co jest przeciwieństwem dobra?...
- Ktoś powie - zło. Ale na czym zło polega?
Dopóki nie mamy wyrazistej i oczywistej definicji dobra, to i przeczenie temu pojęciu będzie nieskuteczne.
Ludzie sobie "rozwiązują" liczne problemy rozumowania, w sposób pozorny - przywołując jako "rozwiązanie" domyślne językowo idee przeczące. Nieprawda że coś jest "sprawiedliwe"? - To znaczy, że już ustaliliśmy - jest niesprawiedliwe... Wystarczy - rzekomo - dopisać "nie" przed poprzednim słowem... Tylko, że to jest zabieg wyłącznie formalny, bo tak jak nie mieliśmy najpierw skonstruowanej REALNIE idei sprawiedliwości, tak po zaprzeczeniu jej nie wiemy, na co wskazujemy teraz.

Idea w większości zastosowań w rozumowaniach nieomylności bazuje na iluzji.
Tą iluzją jest przekonanie, że błąd - pomyłka (podstawa mylenia się) jest czymś wyłonionym, zobiektywizowanym, dającym się ująć w rozumowaniach. Tymczasem przecież mylić się można jedynie coś twierdząc, mylić się można jedynie W CZYMŚ.
Jest przysłowie "nie myli się ten, kto nic nie robi". A może to właśnie on NAJBARDZIEJ SIĘ MYLI?
- Może właśnie brak aktywności, lękliwe wycofanie się jest tą gigapomyłką świadomości?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:24, 16 Sty 2023    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Moja antynieomylność jest właściwie podstawą mojej osobistej epistemologii, związanej z edukacyjną koncepcją prawdy. http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/edukacyjna-koncepcja-prawdy,22001.html

Pojęcie nieomylności jest wadliwe epistemiczne dlatego, że kieruje domyślnie uwagę na jakieś tam sformułowanie, które umysł będzie traktował jako absolut. A absolut jest jednocześnie czymś, co fiksuje umysł na sformułowaniu - na wyróżnionej instancji. Tu jest sugestia: to nie jest nieomylne, więc tego nie zmieniamy, tutaj poprawne może być jedynie blokowanie zmian od tego, co jest, czyli tu już rozwojowi myśli w danym zakresie mówimy nasze twarde "stop".
Ja wyznaję zasadę nieskończonego rozwoju, związaną z ideą, że żadne sformułowanie nie jest absolutem, że rozwija się zarówno język (system pojęć), którym wyrażamy idee, jak tez i sama umiejętność człowieka posługiwania się owym językiem dla idei wyrażenia też wciąż może się doskonalić. Fiksowanie się umysłu na jakichś tam wybranych sformułowaniach, z sugestią blokowania dyskusji nad nimi (bo skoro są nieomylne, to nie ma tu nic do rozważania, to jedyne co zostaje, to przyjąć je w dokładnie tej formie, w jakiej zostały zaprezentowane) przeczy idei rozwoju. Dlatego kontestuję ideę nieomylności jakichkolwiek ludzkich sformułowań, deklaracji, przekazów słownych (czy ogólnie symbolicznych).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:53, 17 Sty 2023    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Antynieomylność, którą deklaruję jest celowo w pewien sposób demonstracyjna. Co pragnę zademonstrować?
- Przede wszystkim to, że poganianie kogokolwiek do uznawania jakichkolwiek racji raczej destrukcyjnie niż twórczo wpływa na poznanie.
Na to, że ktoś zrozumie prawdę, zwykle TRZEBA POCZEKAĆ. Jeśli ktoś działać miałby epistemicznie pod presją, to zamiast naprawdę uznać tę prawdę, jaką (zakładając nawet, że rzeczywiście to co mu się przedstawia jest prawdą) ktoś nam przedstawia, złoży jedynie pustą deklarację swojej zgodności. Będzie to jednak zgodność nie z samym przekazem, ale z presją na zgodę, którą na tą osobę wywarto.

I nawet się trochę zastanawiam, czy te osoby, które taką presję często wywierają nie są czasem przekonane, że to tak ma być... :think:
Mam wrażenie, że wiele z owych osób stosujących presję na innych także we własnych przekonaniach właściwie nie zaprowadziła porządku myślowego, że bardziej swoje "prawdy" deklarują, niż je rozumieją, niż nimi żyją, niż potrafią stosować w rozpoznaniach świata. Wygląda to trochę tak, jakby te osoby już pogodziły się z tym, że tak naprawdę to nie o rozumienie chodzi, tylko o wzajemne oszukiwanie się, iż czysto werbalna akceptacja jakichś tam sloganów jest akceptacją prawdy jako takiej.
Przypuszczam, że wielu osobom właśnie taka opcja najbardziej pasuje - gdy już nie mówi się o tych ideach, o ich duchu, o powiązaniu z życiem i działaniem, lecz się zalewa otoczenia tymi wyuczonymi sformułowaniami, co do których umysł tak naprawdę wewnętrznie właściwie nie ma zdania na temat ich znaczeń. Znaczenia są tu nieistotne, bo liczy się tylko ta społeczna zgoda, to że ktoś się przyznaje do "naszej grupy", czyli jest swojakiem.
Wręcz oczekiwane jest, że tacy ludzie, przedłożą tę lojalność względem grupy ponad osobistą prawdę. Wręcz co niektórzy zechcą zafundować owym wyznawcom prawd narzuconych rodzaj testu, w którym wyznawca będzie musiał wybrać pomiędzy jawnym kłamstwem, ale dając tym wyraz lojalności, a zdradą swoich w imię prawdy. I będą chcieli, aby to lojalność kosztem prawdy wygrała. Bo wtedy wiadomo, że taki kłamca jest "bardziej nasz, niż taki niezależny, taki samodzielnie myślący, taki niepewny...".
Ci by chcieli, aby było jasne: jesteś z nami, to masz być lojalny, a coś takiego jak prawda, uczciwość ma się ugiąć przed ową lojalnością, bo inaczej oznaczałoby to, że nie możemy na tobie polegać. Wtedy nie będziemy ciebie lubić...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 0:59, 19 Sty 2023    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Michał Dyszyński napisał:
Antynieomylność, którą deklaruję jest celowo w pewien sposób demonstracyjna.

Jest w moim uznawaniu własnych błędów wręcz aspekt demonstracji...
siły!

Tak - wiem, że to brzmi dla wielu paradoksalnie. Przecież ktoś, kto się przyznaje do błędu, daje przeciwnikom narzędzie do ataku, można kogoś o błąd oskarżać! I można się powoływać na to, że ów ktoś sam się do błędu przyznał, tak że nawet nie ma jak się bronić. A jednak...
A jednak ja uważam, że jest to całkiem niezła demonstracja siły. Jest bowiem w przyznaniu się do błędu również i zaszyty zestaw całkiem niezły zestaw sugestii:
- oto skoro uznaję sam, że błąd popełniłem - to znaczy, że mam moc dostrzegania tego co słabe we mnie. Nie zaskoczy mnie łatwo wróg wskazując na słabość, o której nie mam pojęcia. Nie jestem neurotycznym płaksą, który reaguje niekontrolowaną złością i rozpaczą na samą myśl, że może być obiektem krytyki.
- oto skoro sam podsuwam przeciwnikom argumenty, to jakbym...
nie specjalnie się bał ewentualności ich użycia! Chcecie je wykorzystać? Proszę! Próbujcie... :)
- oto nie bronię się desperacko, nie walę na oślep. Jeśli ktoś chce się na mnie porywać, a jest wystarczająco rozsądny, to już rozumie, że będzie miał przeciwnika, który kalkuluje zarówno mocne jak i słabe swoje strony. Takiego znacznie trudniej jest zmanipulować, bo jest to samoświadomy przeciwnik.
- a tak w ogóle to najwyraźniej ogólnie ten argument "Michale, słaby w czymś jesteś!" słabo na mnie działa. Już jest to argument spalony, bo zdaje się być sprawnie obsługiwany przez tego, który go jawnie wobec siebie podał za przykład. Trzeba się będzie zadowolić pozostałymi argumentami. Wielu to sprawi duży kłopot. Wszak kto wie, czy nie większość ataków personalnych zasadza się na przekonaniu, iż jak się komuś wskaże słusznie błąd, to ów ktoś na tyle się tym stropi, na tyle da się zepchnąć do defensywy, że spór mamy wygrany. A tutaj widać, że jest "gracz", który wskazywaniem błędów w swoim rozumowaniu świadomie zarządza, zapewne radząc sobie z tym efektem zepchnięcia do defensywy.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 1:24, 22 Sty 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:08, 21 Paź 2023    Temat postu: Re: Moja ANTYnieomylność

Istotą poprawnej antynieomylności jest świadomość ograniczoności, niekompletności dowolnego opisu rzeczywistości.
Podam przykład. Weźmy stwierdzenie: jabłka są zdrowe.
Czy jest ono słuszne? Czy ktoś głoszący tego rodzaju tezę myli się, czy nie?...
Z grubsza wiadomo, że jabłko zawiera cenne składniki, które mogą być dla zdrowia dobre. Ale nie każdemu to będzie służyć, nie w każdej ilości zjedzone jabłka dadzą korzystny efekt zdrowotny, nie w każdych warunkach.
Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie: czy myli się ten, kto twierdzi, że jabłka są zdrowe?

Natomiast jedno jest pewne — można mieć większą, albo mniejszą wiedzę, zrozumienie aspektu zdrowotności jabłek. Każde stwierdzenie o jabłkach można uzupełnić o dodatkowe aspekty, coś uszczegółowić, coś doprecyzować.
Każdy komunikat ogranicza przekaz do tego, co da się zakomunikować w formie danej dostępną przestrzenią, czasem, miejscem. Jest zatem taki komunikat pod jakimś względem mniej dokładny, od potencjalnego innego komunikatu, który jest obszerniejszy, ujmujący więcej aspektów sprawy.
Głoszę swoją antynieomylność, która zawiera jako bardzo istotny aspekt sprawy to, że doskonalenie wszelkich słownych komunikatów jest nieskończone, bo i sama wiedza o świecie jest potencjalnie nieskończona.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin