|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 22:35, 03 Cze 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Gdy ktoś przedstawia mi pogląd przeciwny mojemu, gdy krytykuje to co ja uznaję, wtedy jedną z reguł traktowania takiego krytykanta z mojej strony jest narzucenie sobie intencji...
jakby się tu z nim ZGODZIĆ?...
Staram się - z założenia, z zasady traktowanej jako wymóg uczciwości dyskusyjnej przeze mnie - znaleźć powody, dla których mój oponent mógłby mieć rację. Szukam tych powodów, staram się je analizować. Taką postawę traktuję jako swój intelektualny obowiązek wobec dyskusji, samego oponenta, ale chyba najbardziej...
mnie samego! Bo gdybym przeoczył coś, co pozwala mi rozwinąć moje rozumienie (a tylko to co nowe, nieznane, a więc odmienne od dotychczas wyznawanego jest rozwinięciem, zamiast być pozostawaniem w stagnacji), to poniósłbym stratę. A nie chcę być (intelektualnie) stratny.
Tak więc domyślnym sposobem potraktowania krytyki wobec mnie jest jej uznanie.
Z drugiej strony jednak, niech sobie dowolny dyskutant nie myśli, że tak łatwo uznam ostatecznie jego krytykę. Łatwo nie jest, bo powyższa zasada jest modyfikowana mają osobistą ZASADĄ EKONOMII ROZWOJU INTELEKTUALNEGO.
Czym jest owa zasada ekonomii?
- Przede wszystkim można by ją rozumieć jako nie poświęcanie czasu komunikatom, poglądom jawnie nieperspektywicznym, czyli "nie rokującym".
Jakie stwierdzenia dość szybko, czasem wręcz prawie automatycznie traktuję jako nie rokujące?
1. Powtórki tego samego, co ktoś głosił wcześniej. Wszak skoro to wcześniej poznałem, a więc już zdążyłem rozważyć, a w międzyczasie nic się nie zmieniło, to nie ma sensu poświęcać czasu na to samo jeszcze raz. Tym samym odrzucam z góry strategię "zdartej płyty", traktując ją z bardzo nieprzychylnie, jako rodzaj agresywnej kradzieży mojego czasu i moich sił intelektualnych.
2. Komunikaty niosące same emocje, bez treści intelektualnej (oczywiście tam gdzie mój stosunek emocjonalny mógłby coś dołożyć do sprawy, to także i emocje gotów jestem wziąć pod uwagę, lecz nie dotyczy to dyskusji stricte intelektualnych, o których tu myślę). Generalnie też duży wkład emocji wpleciony nawet w jakąś intelektualną treść traktuję jako coś znacznie obniżającego wiarygodność dostarczyciela owej treści, a dalej jako sugestię, aby nie zajmować się danym komunikatem od strony dyskursywnej.
3. Demagogiczny ton, a w szczególności skrajnie wywyższający, czy arbitralny tryb wypowiedzi. To silnie obniża mi wiarygodność, czy moje oczekiwania mocy intelektualnych dyskutanta. A już przemawianie ex catedra z pozycji mędrca, geniusza i absolutnego sędziego są dla mnie czasem powodem wystarczającym, aby zlekceważyć to, co ktoś głosi (czasem zezwalam sobie na wyjątki od tej reguły, ale muszą wtedy wystąpić dodatkowe powody). Ogólnie osobnicy wypowiadający się w trybie apodyktycznym, nie znoszącym sprzeciwu, kreujący się na mędrców, którzy są od głoszenia innym absolutnych prawd są przeze mnie domyślnie traktowani jak głupcy, którym nie warto jest poświęcać czasu.
4. Nie poświęcam raczej czasu poglądom sformułowanym skrajnie niejasno, w sposób gmatwający. Być może czasem na tym stracę, ale mój czas i wysiłek nie jest z gumy, więc jako ktoś totalnie nie potrafi się wysłowić, to spada mocno w hierarchii inwestowania czasu w rozumienie tego, co ma mi do powiedzenia.
5. Dość szybko rezygnuję z analizowania koncepcji, których autorzy nie próbują poszukiwać dla nich żadnej formy uzasadnienia. Nie, nie żądam dowodów (jak koledzy ateiści na forum, którzy o dowody się dopominają, sami praktycznie nigdy niczego nie dowodząc, a tylko stwierdzając arbitralnie swoje tezy). Ale nie żądanie dowodu nie oznacza odstąpienia od oczekiwania uzasadnienia, argumentacji, POWIĄZANIA z koncepcjami, czy faktami. Uzasadnienie, jako coś słabszego od dowodu, daje uzasadniającemu spore pole manewru do przedstawienia czegoś, co wyrwie stwierdzenia z czystej arbitralności. I PRZYNAJMNIEJ DĄŻENIE w tym kierunku jest u mnie czymś oczekiwanym. Może nie zawsze owo dążenie będzie w pełni owocne, może się coś nie udać, ale zupełna rezygnacja z uzasadnień na rzecz pełnej arbitralności jest u mnie zdecydowanym powodem do poniżenia danych koncepcji.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 22:37, 03 Cze 2021, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 21:37, 11 Cze 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Mam od dawien dawna głęboką wewnętrzną niechęć do pewnych deklaracji, zachowań, które nieraz obserwuję w filmach, czy u ludzi.
- nikomu niczego nie obiecuję (bo mogę przecież nie dotrzymać)
- nie mówię dla pocieszenia "będzie dobrze" (bo przecież nie mogę zagwarantować, że będzie dobrze)
- unikam mówienia o sprawie inaczej, jak przedstawiając to jako własny (a nie obiektywny) ogląd sprawy, często własną opinię (bo nie uważam, abym dysponował systemem interpretacji obiektywnym, niezależnym od mojego subiektywnego oglądu)
- w ogóle niechętnie używam określeń w stylu "tak jest". Bo nie dysponuję obiektywną wiedzą jak jest. W zamian PRZEDSTAWIAM OPIS, który uważam za najbardziej wiarygodny, pozostawiając odbiorcy samodzielne zadecydowanie, na ile on też podziela mój pogląd o wartości owego opisu.
- nie naciskam na przyjęcie mojego stanowiska, bo nie uważam, abym miał jakieś powody do absolutyzowania mojego stanowiska, czyli uznaję sytuację, w której KAŻDY PRZEDSTAWIA SWOJĄ wizję rzeczy, ewentualnie biorąc pod uwagę zmianę tej wizji po usłyszeniu argumentów drugiej strony.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 14:47, 13 Cze 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Czasem Panu Bogu dziękuję, że nie urodziłem się arystokratą, a już szczególnie arystokratą w czasach, gdy urodzenie miało bardzo wielkie znaczenie (dzisiaj pewnie ten problem jest, na szczęście, znacznie mniejszego kalibru). Dzięki temu, że arystokratą nie jestem, to nie muszę wygrzebywać się mentalnie z przeświadczenia, że moja osobowa wartość wynika z zasług jakiegoś mojego dziada, czy pradziada, a nie z tego, co rozumiem, czuję, jak wybieram w życiu - wolno jest mi być sobą, oceniać siebie, jako siebie, a nie z powodu moich przodków i jakichś społecznych zaszłości.
Z drugiej strony mogę też dziękować Panu Bogu, że mnie nie postawił w miejscu jakiegoś pariasa w drabinie społecznej, bo wtedy musiałbym się jeszcze bardziej wygrzebywać mentalnie z poczucia poniżenia. W sumie to nie wiem, co z dwojga tego jest gorsze...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 7:23, 15 Cze 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Głęboko brzydzę się przemocą. Nawet samo pragnienie wywyższenia się, dominacji budzi we mnie rodzaj wstrętu. Przy czym nie czuję (a przynajmniej bardzo staram się, aby do tego nie doszło) wstrętu do ludzi, którzy poniżają innych, lecz raczej staram się skumulować ów wstręt w stronę samego siebie - jeśli miałbym kiedyś w stronę wywyższania się kierować.
Ludzi wywyższających się uważam za słabych i godnych litości. Siebie, gdybym zaczął się wywyższać uznałbym za godnego pogardy słabeusza. Przy czym owa słabość, o której myślę, jest dość szczególnego rodzaju. Bo oczywiście niejeden wywyższający się (może większość) ma jakiś rodzaj (małej) siły - np. siły fizycznej, przebiegłości, zdolności do manipulowania ludźmi, zasobów finansowych. To jest realna siła, czego nie neguję. Jednak owa siła w sensie możliwości narzucania swojej woli innym jest u osób wywyższających się ściśle związana z cechą, którą można jednoznacznie uznać za słabość. I to na owej cesze się skupiam. Co to za cecha?
- Jest nią mentalna NIEZDOLNOŚĆ DO ODDANIA OCENY SWOJEJ OSOBY PRAWDZIE.
To, jakie coś jest - np. ile waży torebka z cukrem, albo ile woltów ma bateryjka na zaciskach, gdy nie czerpiemy z niej prądu jest CECHĄ DO WYZNACZENIA. Torebka z cukrem ma właściwość takiej to a takiej wagi, napięcie bateryjki jest jakąś tam wartością. Sensem tego pojęcia - wagi i napięcia - jest ZEWNĘTRZNE NIEZALEŻNE SPRAWDZENIE - niezbędny jest tutaj uczciwy test. Jeśli ktoś by nie zważył torebki z cukrem, tylko arbitralnie stwierdzał "tu jest pół kilo", to - przy założeniu, że rzeczywiście nie miał informacji o sprawie pochodzących np. z innego pomiaru - takie deklarowanie nie ma sensu. Cecha jest cechą, o której myślimy, tylko wtedy gdy się ją OKREŚLA, nie dekretuje czyimś widzimisiem.
Jeśli coś ma mieć jakąkolwiek prawdziwą wartość, to tylko dzięki temu, że zostało niezależnie od czyjegokolwiek chciejstwa WYZNACZONE.
To oczywiście nie oznacza, że spekulacje, fantazje, zastanawianie się nad wartościami, których nie zmierzono nie ma sensu. Nie - fantazjować też jest fajnie, naturalnie i pewnie często dobrze. Jednak cały czas trzeba pamiętać o jednym: owe fantazje NIE OKREŚLAJĄ jakie coś jest. To, jakie coś jest może określić tylko test - pomiar. Status "może torebka z cukrem waży pół kilo" jest zatem jakościowo inny od statusu "zważono torebkę z cukrem, co dało wynik pół kilo".
Do tego, aby postrzegać świat w prawdzie TRZEBA MIEĆ MOC. Tej mocy brakuje wywyższającym się, dominatorom, tyranom. Oni - właśnie swoją postawą deklarowania własnej wartości, zamiast poddania się testowi - wykazują brak owej mocy, wykazują słabość.
Nie mam wątpliwości, że w głębszym sensie ten fakt jest istotą poprawnej religii. Tu chodzi o prawdę. Jest bardzo ciekawy pod tym względem fragment Biblii:
Ewangelia Mateusza 12:32 napisał: | (32) Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym. |
Mam własną (chyba nie tylko ja tak tę rzecz widzę) interpretację sensu tego fragmentu.
Owo sformułowanie "powie słowo" jeśli by je wziąć wprost nie za bardzo ma sens. Cóż to za "słowo" miałoby być? W innych tłumaczeniach jest tu użyte sformułowanie mocniejsze "zbluźni". Ale też nie bardzo widać sensu w tym rozróżnieniu bluźnierstwa względem Syna Człowieczego, a Ducha Świętego. Wszystko "wskakuje na swoje miejsca w układance", gdy założymy, że nie tyle chodzi o jakieś tam powiedzenie jakiegoś słowa (w końcu nieraz się gada coś tam nieco nieostrożnie, więc każdy sobie to czy tamto chlapnie w różnych sprawach), lecz owo "powie słowo" należałoby rozumieć jako "wystąpi w swoich wyborach", bądź może "opowie się". W michałowym tłumaczeniu ów fragment Biblii należałoby sformułować jako:
Jeśli ktoś opowie się przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli opowie się przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym.
Polskie sformułowanie "opowiedzieć się" jest chyba idealne w tym kontekście, bo z jednej strony zawiera jawnie źródłosłów od "mówić", "powiedzieć słowo", a jednocześnie wyłania tę treść, którą można zinterpretować głęboko filozoficznie. Myślę też, że chodzi tu o jakieś opowiedzenie się trwałe, u utrzymywanie się w postawie jakiegoś typu, a nie o jakieś testowe, próbne opowiadanie się przy czymś, aby później ostatecznie się wycofać.
Przy takim założeniu, a także dodając tu tę informację, iż Duch Święty jest utożsamiany z prawdą, jest "duchem prawdy", sens powyższego fragmentu Biblii byłby z grubsza następujący:
- Prawda jest absolutnie niezbywalnym aspektem duchowości i istoty myśli.
- Nigdy nikomu nie zostanie "odpuszczone", czyli zapomniane, zlekceważone, zignorowane odstąpienie od prawdy (rozumiem odstąpienie trwałe, upieranie się przy jawnym fałszu).
Ostatecznie na prawdzie opiera się niejako konstrukcja wszystkiego.
To co "jest", jest dlatego, iż jest prawdziwe. I nie ma jak obejść tego ograniczenia. Zatem ktoś, kto nie jest mentalnie zdolny do udźwignięcia prawdy, nawet bardzo trudnej dla siebie prawdy, nie może liczyć na to, że ten stan zostanie mu jakoś darowany, że się zapomni o tym, pozwoli takiej osobie fałszować postrzeganie rzeczywistości. Nie - odstąpienie od prawdy zawsze będzie słabością, czymś do zmiany w postawie człowieka, czymś nieakceptowanym. Nie będzie nam dane cieszyć się naiwnością dziecka, któremu mówi się wszystko tak, aby nie zranić jego słabych emocji. Fałszowanie rzeczywistości jest i pozostanie na zawsze skazą na obrazie mentalnym osoby.
Kim jest w tym kontekście ten, który się wywyższa?
- Kimś, kto lekceważy sposób w jaki o rzeczach uzyskujemy poprawność informacji, czyli testem, uczciwym sprawdzeniem jak to jest, a próbuje zastąpić tę poprawność CZCZĄ DEKLARACJĄ, BĄDŹ WYMUSZONYM PRZEMOCĄ NA KIMŚ STWIERDZANIU.
Wywyższający się nie poddaje się testowi, tylko go omija, próbuje podmienić wynik, jakiego oczekuje się poprawnie (jako rodzaj sprawdzenia, pomiaru) na to, co z chciejstwa wywyższającej się osoby.
Wywyższający się okazał zatem słabość na polu zmierzenia się z samą materią prawdy, na polu ustalania jak jest. W tym sensie wywyższający się nie ma mocy, jest przegranym. I, co ciekawe, jest przegranym tym większym, im bardziej na otoczeniu wymuszał deklaracje swojej wielkości. Bo każda taka wymuszona deklaracja jest tylko dowodem słabości wywyższającego się, jest wobec niego kolejnym: popatrz, znowu okazałeś się zbyt mały, aby stanąć uczciwie do testu i tchórzliwie podstawiłeś jako wynik własne chciejstwo! Oto jest dowód twojej słabości!
Postawa czysta polega na tym, że nie określamy sami siebie, nie chwalimy siebie, bo rozumiemy, że wartość ma jedynie niezależne od naszych chciejstw określenie tych cech, jakie są przedmiotem sprawy. Zastępowanie tej niezależności testu jakąkolwiek postacią wymuszania, jest epistemicznym tchórzostwem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 12:07, 16 Cze 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Chyba powinienem swój styl myślenia określić jako syntetyzm epistemiczny.
Cóż to za dziwny twór?
Syntetyzmem epistemicznym nazwę tendencję do traktowania wszystkiego, co obrabia myśl w ramach WSPÓLNYCH ZASAD.
Fizycy od wielu dziesięcioleci poszukują teorii wszystkiego, opisującej jedną zasada wszystkie znane oddziaływania. Ja stawiam sobie zadanie jeszcze bardziej ogólne - widzieć nie tylko fizykę, ale i myślenie, filozofię w ramach jednej wizji - obrazu koncepcyjnego. Muszę przyznać, że sporą część owego uwspólniania idei udało mi się dokonać. Widzę wzajemne wynikania w filozofii, religii, logice, matematyce, psychologii, teorii sygnałów. W pewnym sensie widzę rzeczywistość jak różne odsłony tego samego - obróbki doznań, powiązanej z konstrukcją celów owej obróbki. Z takich jednostkowych epizodów obróbki chaotycznych doznań i ad hoc tworzony celów na wyższym etapie konstruuje się i wyłania świadomość, czyli zdolność do rozróżniania aspektów indywidualnych przetwarzającego od aspektów zewnętrznych wobec przetwarzającego dochodzące docierające do niego sygnały.
Całość opisu rzeczywistości powinna dziedziczyć ten schemat - tzn. wyłaniać byty, poprzez wskazanie w jaki sposób wyznaczana jest granica: byt - reszta.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 12:08, 16 Cze 2021, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 15:14, 23 Cze 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Duża cześć moich rozumowań jest niewerbalna. Dopiero opisuję - niejako tłumaczę - pewne zagadnienia z "mojego wewnętrznego" na polski. Pewnych rzeczy, które zdaję się jakoś po swojemu modelować, nie potrafię wytłumaczyć, bo brakuje mi pojęć.
Czasem próbuję te pojęcia tworząc - odwołując się jakichś analogii. Ale z analogiami jest ten problem, że zawierają one mieszaninę podobieństwo i różnic z tym, co chce się przekazać. Więc niezbędne się robi mozolne obrysowywanie owych podobieństw i różnic, blokowanie jednych, wzmacnianie innych. To jest trudne. Często nie sposób jest się porozumieć, bo mój przekaz robi się nieczytelny z racji na dużą ilość zastrzeżeń do tego, co komunikuje domyślna postać pojęcia - analogii. I nie ma na to rady.
A w takich warunkach bez pewnej dobrej woli, cierpliwości, wysiłku kogoś, kto by miał się z takim - analogią rysowanym - poglądem zaznajomić, sprawa porozumienia robi się beznadziejna.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 11:07, 02 Lip 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Gdy byłem młodszy, atrakcyjnym wydawało mi się być w centrum uwagi, może nawet osobą charyzmatyczną, taką której się ludzie słuchają, która rządzi. Choć chyba prawdziwego instynktu władzy nie miałem nigdy. Ale do pewnego stopnia byłbym w stanie się odnaleźć jako lider, czy ktoś bardziej "ze świecznika".
Od jakiegoś czasu żyję z przeświadczeniem, że akurat bycia na świeczniku nie chcę, że właściwie to jedną z gorszych rzeczy, jakie by mi los zgotował byłoby gdybym
- został prezydentem
- przypadła mi rola sędziego, czy inaczej osądzającego ludzi
- miałbym być w roli charyzmatycznego lidera.
Ja tego, co się z powyższymi rolami wiążę po prostu nie chcę, nie lubię, mierzi mnie to. Jeśli na kogoś miałbym oddziaływać w zgodzie z sobą, to jedynie w trybie partnera do luźnej dyskusji, zwracającego uwagi na być może przeoczone przez kogoś aspekty spraw.
Na pewno zupełnie bym nie chciał, aby brano moje słowa bezkrytycznie. Na pewno nie chciałbym, aby mi czapkowano z powodu mojego znaczenia (choć traktowania z szacunkiem oczekuję). Nie chciałbym, aby z moją osobą ktoś wiązał jakieś swoje wielkie nadzieje - przytłaczałoby to mnie, było obciążeniem emocjonalnym.
I nie chcę też reprezentować nikogo ani nic, poza samym sobą. Wynika to z tego, że mam dość mocno wyśrubowane kryteria odpowiedzialności. Uważam, że "średnio" radzę sobie z reprezentowaniem samego siebie - tzn. nieraz zdarza mi się robić coś, co potem uważam za niereprezentatywne dla tego prawdziwego ja. A co tu mówić o reprezentowaniu czegoś, co jest zewnętrzne, nad czym nie panuję w stopniu zbliżonym do panowania nad własną osobą. Reprezentowanie kogoś wywoływałoby u mnie nieustanne wątpliwości, czy robię to właściwie, czy moja jakaś tam decyzja odpowiada rzeczywiście owemu "czemuś", a więc czy czasem nie okazuję się wadliwym reprezentantem. Nawet reprezentując samego siebie mam te wątpliwości, a co powiedzieć o wątpliwościach w kwestii świata, który dopiero poznaję.
Wszystko to ma jeden mianownik, związane jest z pewnym moim paradygmatem światopoglądowym. Paradygmat ten brzmi: unikaj pustych deklaracji!
Przyznaję sobie prawo do wypowiadania się wyłącznie w dwóch trybach
1. Tryb wypowiedzi bez istotnych wątpliwości - możliwy wyłącznie wtedy, gdy znam daną dziedzinę w sposób bliski absolutnemu, gdy opanowałem rzecz idealnie. Ten tryb u mnie prawie nie występuje, bo prawie niczego nie opanowałem idealnie.
2. Tryb wątpliwościowy, z zarzekaniem się, że mogę się mylić, że dana rzecz zależy od tego, jak na nią patrzymy, jak sprawę definiujemy, jak łączymy z doznaniami, w jakim modelu jest traktowana i wiele wiele innych pytań do rozstrzygnięcia. Ten tryb użytkuję standardowo.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 14:44, 22 Lip 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Moje osobiste zasady uznawania wiarygodności dla źródeł informacji zdegradowały mi aktualne media to poziomu "wiarygodności śmieciowej" (użyłem tego określenia na podobieństwo rekomendacji ekonomicznych - np. jest mowa o "śmieciowym" ratingu państwa, czy firmy).
Stacje PiSowskie (TVP i spółka) postrzegam jako wiarygodne na poziomie propagadny PRLowskiej.
Ale i TVN niewiele jest od tych stacji lepszy. Może jeszcze czasem "próbuje" zachowywać pozory (bo takie TVPinfo to nawet już nie udaje, że pozory pragnie zachować), ale jakoś słabo to im wychodzi i na pierwszy rzut oka widać, że są to wyłącznie pozory.
Niby Polsat próbuje się bronić ze swoja wiarygodnością, jednak dobrze widać, że zamiast rzetelnie informować, po prostu lawiruje z jednej strony próbując nie narażać się władzy, a z drugiej często nie tyle o czymś informuje, co udaje, że informuje.
Trochę też próbuję zrozumieć trudną pozycję redaktorów naczelnych tych mediów - wokół same potężne grupy interesu, samy lobby i naciski. Więc czego miałbym się spodziewać?..
- Cóż, można zrozumieć, że w takich warunkach rzetelnie informować, po prostu się "nie da". Powstał świat, w którym prawda tak spsiała, tak uległa oportunizmowi i stała się narzędziem walki politycznej i ideologicznej, że może po prostu trzeba się z tym pogodzić. Ja już przestaję od mediów prawdy oczekiwać. Gdy dostaję komunikat, to go odczytuję w trybie "nie, że poinformowano jak jest", lecz że "poinformowano o tym, co chciałby twórca owej informacji, co aby pomyśleli odbiorcy komunikatu".
I tak właściwie przede wszystkim odbieram komunikaty medialne - jako poinformowanie o celach polityki informacyjnej twórców informacji, a nie jako informacje o samych zdarzeniach i okolicznościach. Krótko mówiąc media głównie informują publikę o chciejstwach i celach politycznych wybranych ludzi. Taki świat nastał...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 14:58, 27 Lip 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Już dawno temu sformułowałem sobie pewną własną zasadę etyczną: unikać manipulowania ludźmi!
Piszę "unikać manipulowania", a nie "nigdy nie manipulować" wcale nie dlatego, że chcę zostawić sobie jakąś furtkę do manipulowania (a przynajmniej nie jest to główny powód, bo rzeczywiście wyznaję zasadę "nigdy nie mów nigdy"), ale dlatego, że właściwie każdy rodzaj interakcji z drugim człowiekiem według mnie nosi znamiona manipulacji.
Kiedyś próbowałem nawet wdrożyć zasadę nie manipulowania w rygorystycznej postaci. Wyszło na to, że nie wiem, co właściwie wolno mi powiedzieć. Bo jakkolwiek bym się nie odezwał, to coś tym wskazuję, jakieś stanowisko zajmuję, co niejeden może odebrać jako manipulację. Nawet milczenie nie jest tu rozwiązaniem, bo ktoś może je uznać za "znaczące milczenie", które z kolei powiąże z próbą manipulowania emocjami drugiej strony.
Ostatecznie zrezygnowałem z mrzonki nie manipulowania w ogóle, zastępując ją paradygmatem ZOSTAWIANIA DRUGIEJ STRONIE DECYZJI. Postulat nie manipulowania został zatem zastąpiony takim prowadzeniem komunikacji, w ramach której:
- staram się nie ukrywać istotnych informacji
- tam, gdzie coś przekazuję na poważnie, ograniczam jak tylko się da, emocjonalny aspekt (emocje przymuszają, manipulują) przekazu. Oczywiście w żartach, czy w trybie porozumiewania się w jawnie emocjonalnej domenie od tego wymogu odstępuję.
- staram się nie naciskać na swoje rozwiązanie
- nie zagrywam poczuciem winy, autorytetem (nawet gdybym go posiadał... ), koniecznością uznawania moich poglądów w stopniu wyższym, niż jakiekolwiek inne
- zastrzegam się, że nie mam prawa przemawiać w trybie obiektywnym, lecz że przedstawiam swoje OPINIE.
- w poważnych wywodach unikam jednostronności spojrzenia
- staram się zachęcać moich rozmówców do samodzielnego podejmowania decyzji, zachęcam ich do krytycznego spojrzenia na to, co piszę, staram się przyznawać do błędów i słabości, aby tym bardziej sugerować moim rozmówcom, że decyzja w danej sprawie ma być ich, a nie moja.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 11:11, 10 Sie 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Jest takie uczucie, którego osobiście właściwie nie rozumiem - uczucie dumy.
Ja z niczego tak w ogóle nie czuję się dumny. Z niczego, ani z nikogo. Ale odwrotnie - nie czuję się też przez nikogo poniżony, nie czuję się "antydumny" (skonstruuję tu jakieś takie pojęcie, które też dla mnie jest dość abstrakcyjne, ale opisuje mój stan rozumienia, który jest niemal dokładnie - ani wte, ani we wte). Tzn. można oczywiście mnie poniżyć jakimś słowem, posądzeniem, ale z perspektywy mojego odbioru tego aktu poniżenia nie zachodzi tu "nic merytorycznego", nic co by niszczył coś, do czego aspirowałem, a ktoś mi to niszczy.
Ja po prostu CHCĘ STAWIAĆ SIEBIE ZAWSZE W RÓWNOŚCI. W równości - ani wyżej, ani niżej. W równości mentalnie postawionej dobrze się czuję, a w skrajnościach odczuwania swojej wartości względem innych ludzi po prostu czuję się źle. I mam tak od kiedy to pamiętam, że ile razy np. zdarzało mi się zbliżać do bycia "na świeczniku", osiągania jakiejś wyższej pozycji w mojej społeczności, ja "uciekałem", starałem się wymiksować z tego układu, gdzie się mnie wywyższa. Oczywiście też unikałem sytuacji, gdy się mnie notorycznie poniża. Przy czym domyślnym dla mnie potraktowaniem poniżenia mnie jest z grubsza taka postawa:
- OGÓLNIE uważam każde wywyższanie się jako pychę i zło duchowe, zaś osobę, która z własnej woli się wywyższa, jako duchowo niedojrzałą
- osoby duchowo niedojrzałe nie powinny być traktowane jako wygłaszające zasadne, mądre sądy
- co za tym idzie, ktoś wywyższający się (czy to ja wobec innych, czy inni wobec mnie) owym wywyższaniem się dają PRZEDE WSZYSTKIM DOWÓD SWOJEJ NIEDOJRZAŁOŚCI I BRAKU POWODU UZNANIA ICH OSĄDÓW (w szczególności tych osądów poniżających inne osoby).
Kolokwialnie można by to skwitować, że uważam wywyższających się za głupich, a zatem jeśli głupiec coś na mój temat głosi (samym owym wywyższaniem się), to jest to z góry przeznaczone do zignorowania przeze mnie.
Sam, jeśli się wywyższać zacznę, dowiodę oczywiście własnej głupoty. To nie oznacza co prawda, że unikając wywyższania się, od razu stanę się mądry. Nie, tylko tyle, że nie okażę się jako głupiec. Bo mądrość jest w moim odczuciu czymś znacząco bardziej złożonym niż przeciwieństwo głupoty. Głupota może być bierna, jest formą zaniechania poprawności myślenia. Mądrość - odwrotnie jest kreacją i konstrukcją, którą realizuje każdy człowiek jakoś indywidualnie, bazując na historii swojego życia. Mądrość jest objawem mocy, która DZIAŁA, która posiada konkretne efekty w postaci wyposażenia mądrej osoby W NARZĘDZIA UMYSŁU I UCZUĆ. A owa mądrość będzie tym większa, im bardziej precyzyjne, bogatsze, subtelniejsze, zintegrowane ze sobą, obejmujące szerszy zakres decyzji będą owe narzędzia.
Piszę, że uczucia dumy nie rozumiem, bo kilka razy - tak na próbę - chciałem sobie wyobrazić, jak to by było być z czegoś tak naprawdę dumnym. I nie bardzo potrafiłem!
Wyobrażałem sobie to tak:
- biorę coś, co mi się udało w życiu, co uważam za swoją zasługę (zawsze mogę coś z mojej historii życia do czegoś takiego zaliczyć)
- no i teraz CO?...
teraz miałbym siedzieć i myśleć "ależ to ja fajny jestem, bo tamto zrobiłem?...", albo "ależ mi się należy od świata hołd, że akurat to mi się udało?..." Kurczę! To jakieś dziwne mi się wydaje. Takie myślenie jest dziwne... Nie klei mi się do emocji, bo od razu odczytuję je jako formę niedojrzałości, jako śmieszną dla mnie postawę.
Moim ideałem jest skupienie się na warstwie merytorycznej. Jeśli coś zrobiłem, to jest to zrobione, przyjmuję tego fakt. Jeśli interpretacja jest jakaś, to uznaję, że tak to właśnie daje się zinterpretować. Dołączanie tu emocji dumy, kompletnie niczego w tym ukłądzie nie poprawia, nie konstruuje żadnej wartości. Tylko odwraca uwagę od tego, co fajne - od kontemplowania samej natury rzeczy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 11:47, 10 Sie 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Jest takie uczucie, którego osobiście właściwie nie rozumiem - uczucie dumy.
Ja z niczego tak w ogóle nie czuję się dumny. Z niczego, ani z nikogo.
...kilka razy - tak na próbę - chciałem sobie wyobrazić, jak to by było być z czegoś tak naprawdę dumnym. I nie bardzo potrafiłem!
Wyobrażałem sobie to tak:
- biorę coś, co mi się udało w życiu, co uważam za swoją zasługę (zawsze mogę coś z mojej historii życia do czegoś takiego zaliczyć)
- no i teraz CO?...
teraz miałbym siedzieć i myśleć "ależ to ja fajny jestem, bo tamto zrobiłem?...", albo "ależ mi się należy od świata hołd, że akurat to mi się udało?..." Kurczę! To jakieś dziwne mi się wydaje. Takie myślenie jest dziwne... Nie klei mi się do emocji, bo od razu odczytuję je jako formę niedojrzałości, jako śmieszną dla mnie postawę. |
Przed chwilę w artykule natrafiłem na sformułowanie o "godności". Godność jest dość ciekawym pojęciem - trochę w stronę dumy, ale jakby nie do końca. Zastanawiam się, czy choć dumy czuć nie za bardzo potrafię, to czy mam poczucie godności?...
- Cóż, na pewno byłbym bliżej mentalnie owego określenia - godność. Tak, chyba jakąś formę godności czuję w odniesieniu do swojej osoby.
Czym owa godność różni się od dumy?...
- W moim wydaniu i odczuwaniu główną różnicą jest to, że godność jest (a przynajmniej może być) nierywalizacyjna. Mogę czuć godność nie poniżając nikogo, nie wywyższając siebie, nie walcząc o uznanie ludzi, NIE PORÓWNUJĄC SIĘ.
To w aspekcie porównania jest chyba ten klucz do mojego nierozumienia dumy, a jakiegoś tam akceptowania godności.
Bo ja przyjmuję zasadę, że oceniając siebie, ludzi, sukcesy i porażki ZAWSZE OCENIAMY WYIZOLOWANE ASPEKTY. Jeśli jestem w czymś dobrym, to jestem dobry właśnie W TYM CZYMŚ, a nie jestem dobry jakoś ogólnie, czy lepszy jakoś ogólnie.
Godność można chyba skonfigurować także jako rodzaj antydumy - wtedy byłaby ona kompletnie niezależna od tego, jak cię widzą i jak cię piszą, czy też jak my sami sytuujemy siebie w układzie z ludźmi. Uznaję swoją godność, zatem w nosie mogę mieć to, czy ktoś ma kaprys mnie poniżyć, czy wywyższyć. Godność oparta jest o przeświadczenie, że człowiek jest wartością wykraczającą poza jednostkowe sukcesy i kapryśne ludzkie mniemania.
Choć chyba warto dodać, że w dyskursie politycznym słowo "godność" bywa nadużywane i zmieniane właściwie na sposoby zbliżone do wręcz do pychy, roszczeniowości, domagania się dla siebie nie wiadomo jakich splendorów. Takie pojmowanie godności jest jednak dla mnie właściwie antygodnością.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 11:50, 02 Wrz 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Uświadomiłem sobie, że właściwie to trochę jest tak, jakbym nie miał instynktu stadnego (jeśli go mam, to w jakiejś szczątkowej formie). Gdy sobie wspominam różne moje sytuacje z lat młodzieńczych, to jest tam jedna reguła - Michał zwykle jest trochę na uboczu, poza sojuszami. Znamienne było to, że jeśli była jakaś forma rywalizacji, walki - np. walczyliśmy z kolegą jeden na jeden - to w przypadku gdy pojawiał się nowy uczestnik takiej walki, to dołączał on do kolegi, a nie do mnie. Czyli była już gra: ich dwóch przeciw mnie samotnemu. Bo instynktownie chyba wyczuwał, że ja nie za bardzo nadaję się na sojusznika.
I muszę przyznać, że tak chyba mam w ogólności - mam większy lęk przed pozbawieniem mnie mojej indywidualności poprzez różne mechanizmy przynależności do grupy, niż lęk przed samotnością.
Choć może trochę nie doceniam destrukcyjnej mocy samotności. Bo z drugiej strony nigdy nie byłem tak bardzo samotny. Miałem ten luksus, że znacznie częściej to o mnie ludzie zabiegali, niż ja o kogoś zabiegałem. Więc takiej dojmującej samotności nigdy nie przeżyłem, a więc teraz się jej nie boję. A może powinienem się bać?...
- Przeżyłem różne postacie odrzucenia przez ludzi. To było bolesne. Lecz właściwie nigdy przy tym problemem nie była samotność.
Dzisiaj najczęściej mi żal tego, że nie byłem w stanie rozpraszać skutecznie samotności innych ludzi. Wiele osób chciało mojego towarzystwa (także miłości), którego ja nie potrafiłem im dać. A z drugiej strony przecież życzyłem im wszystkiego co dobre, gdybym mógł się rozdwoić i oddać im jakąś cząstkę siebie, to bym to chętnie uczynił. Ale życie stwarza bariery, dzieli, czyni mnóstwo rzeczy niemożliwymi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 16:22, 20 Wrz 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Pod wieloma względami chyba jestem "nienormalny", albo odwrotny do standardu. W szczególności zupełnie odwrotnie niż to ludzie najczęściej mają odbieram postawę pewności i mówienia zdecydowanie, bez śladu wątpliwości. Dla większości ludzi taka - autorytarna w stylu - postawa będzie objawem kompetencji. Dla mnie ci przemawiający z niezachwianą pewnością siebie jawią się jako kandydaci na debili, a przynajmniej na osoby mające klapki na oczach, pozbawione głębszych zdolności rozumowania.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 11:01, 26 Paź 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
W kwestii tego, co gotów byłbym poświęcić dla bycia w grupie, posiadania jakichś swoich, czy akceptacji przez kogoś tam, to jestem mocno nakierowany na samodzielność i akceptację samotności. Obserwuję ludzi o przeciwnej do mojej konstrukcji psychicznej pod tym względem - oni bardzo chcą być z innymi, być w grupie, chcą być członkami jakiejś społeczności. Ja wolę trzymać się na dystans, a różne grupowe (w szczególności z ową grupą mnie silniej wiążące) zachowania, sytuacje, reakcje postrzegam z poczuciem dyskomfortu, nawet zagrożenia.
A już szczególnie alergicznie reaguję na próby manipulowania mną, prowokowania. Mam zasadę wobec potencjalnych życiowych partnerów "albo jesteś wobec mnie mocno uczciwy/a, unikasz manipulacji, albo powiedzmy sobie: do widzenia, dziękujemy, chyba nam razem jest nie po drodze".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 22:52, 11 Lis 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Właściwie to kombinuję sobie jak tu JAK NAJMNIEJ STWIERDZAĆ.
W zamian, w zastępstwie stwierdzania, ogłaszania jak jest raczej próbuję
- stawiać pytania
- rozważać opcje
- zastanawiać się nad uwarunkowaniami
- analizować intuicje powiązane ze słowami
- prześwietlać narzucające się znaczenia, pytając przy tym: czy aby na pewno wiem, o co mi tu właściwie chodzi?
Ale nie chcę stwierdzać, nie chcę wydawać się arbitralnym, a już szczególnie nie chcę wdawać się w potyczki na arbitralność. Bo ja - Michał D - jestem raczej osobnikiem pytającym i poszukującym, a nie tym, który wszystko już ostatecznie wie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 17:37, 17 Lis 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Dziś uświadomiłem sobie pewien rys mojej osobowości, który sporo tłumaczy wiele aspektów mojego światopoglądu. Tym rysem jest: skupienie się na analizowaniu własnych słabości.
Ja po prostu każdego dnia często myślę, co zrobiłem źle, jak miałbym swoje działania i oceny poprawić. Właściwie to jest to prawie główny cel mojego życia.
Wcześniej to odkrycie już nieco mi pobrzmiewało, więc może nie jest takie absolutnie nowe, ale dopiero dzisiaj uświadomiłem sobie, że to jest kto wie, czy nie główny powód, dla którego np. kompletnie się nie poczuwam do postaw typu godnościowego, a w związku z tym do jakichś bardziej patriotycznych, czy podobnych uczuć. Skoro dla mnie celem jest wyszukiwanie co było źle (u mnie, ale tez u wszystkiego co uznam za swoje - także swoim ziomów), to poczucie dumy narodowej, czy w ogóle jakiejkolwiek dumy jest głęboko obce mojemu spontanicznemu myśleniu i odczuwaniu. W ten sposób - wywyższająco, poszukując na wypromowanie siebie mentalne względem innych - nie myślę tak w ogóle o niczym, co mnie dotyczy. Wręcz odczuwam takie myślenie jako coś niebezpiecznego, jako rodzaj głupoty, która zadziała tak, że uśpi moją czujność, a ja wtedy przegapię jakiś rodzaj wiedzy o błędach swoich, czy o błędach tego, z czym się identyfikuję, a potem ten brak wiedzy (maksymalnie obiektywnej, jak to się tylko da, abstrahującej od wszelkich moich pragnień i nastawień nieuświadamianych) zemści się w postaci nieprawidłowych moich wyborów.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 17:41, 17 Lis 2021, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 15:17, 30 Lis 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Zdaję sobie sprawę, że dla osób o rywalizacyjnym typie osobowości kontakt ze mną może być irytujący. Przyczyną tutaj jest moje odzieranie dyskusji, sporów z wplecionych w nie aspektów rywalizacji, wykazywania wyższości swojego ego itp. Tak robię to zupełnie świadomie, a nawet programowo.
Po pierwsze mocno pilnuję się ABY MI NIE ZALEŻAŁO na tym, czy wygram w dyskusji, czy też nie. Jeśli dostrzegam w swoich postawach zbyt silne pragnienie wygrywania z kimś (oczywiście pomijając ewidentne przypadki jawnej rywalizacji, czyli np. grę w szachy), to "przywołuję się do porządku" pod tym względem. Owo przywoływanie się do porządku najczęściej polega na wymuszeniu sobie następującego myślenia:
1. Twarde postawienie sobie pytania o cel - do czego dążę? Czy bliżej nieokreślone uznanie mnie, wygranie COKOLWIEK ZMIENI w tym, jaka będzie moja wartość, nawet to, jak się czuję?
- I muszę przyznać, że to na moje emocje dość dobrze działa, tzn. uświadomienie sobie, że cel "niech mnie uznają za zwycięzcę" nagle robi się taki mały, taki wirtualny, bardzo bardzo ulotny i subiektywny. Bo właściwie to co konkretnego od tego zależy?
Najczęściej nic. A poza tym o czym to świadczy? - Praktycznie też prawie o niczym.
2. Rozliczenie się pod kątem TRWAŁYCH KORZYŚCI, a w szczególności porównanie korzyści polegającej na tym, że ktoś mnie uznał za zwycięzcę w jakimś tam sporze, względem sytuacji, gdy coś ustaliłem, na czym mogę polegać, doszedłem do jakichś tam rzetelnych wniosków. Wtedy oczywistym się dla mnie staje, że bez względu na to, czy mnie za zwycięzcę ktokolwiek uzna, czy też nie, to dla mnie to będzie "pikuś" w porównaniu z ty, że np. rzetelnie sobie przeanalizowałem dany problem i teraz już mam prawo uważać, że wiem, jak sprawy traktować, mamy wskazówki do postępowania na przyszłość. Ten ostatni cel jest dla mnie tym jedynym naprawdę wartościowym. Walka zaś o zwycięstwa z tej perspektywy jawi się bardziej jako strata czasu i energii.
3. Uświadomienie sobie, że skupianie się na tym, czy wygrywam, czy przegrywam de facto jest OZNAKĄ MOJEJ ZALEŻNOŚCI od ludzkiej opinii. Czyli - jak dla mnie - jest po prostu słabością. Ja nie lubię być zależnym od kogokolwiek (co ciekawe, obserwuję, że są ludzie, którzy dobrze się czują w jakiejś sieci zależności, oni mają dokładnie przeciwne potrzeby mentalne), pragnę mieć możliwie jednoznaczny, nie mieszający zbyt wielu wpływów (w szczególności wpływu kwestii merytorycznych i wizerunkowych w jednym "pakiecie") obraz rzeczy.
Mocą, którą ja sobie cenię, jest moc osoby o krystalicznym mentalnie spojrzeniu, widzącą rzeczy z grubsza najbliżej tego, jakie one są w sobie, a jak najdalej od incydentalności chciejstw z tej chwili, gdy coś postrzegam. Moc w zmanipulowaniu innych uczestników dyskusji, czy działania w przestrzeni społecznej jest dla mnie mało wartościowa. Nie aspiruję do tego, aby manipulować ludźmi. I jak sobie to uświadomię, to mi ochota na traktowanie dyskusji w duchu rywalizacji, po prostu przechodzi.
Ale dla ludzi dyskutujących ze mną, mających silną potrzebę rywalizowania, to jest właśnie irytujące, że oto "Michał reaguje niezgodnie z logiką spraw, nie wiadomo o co mu chodzi". Bo dla rywalizującego paradygmatem niezbywalnym jest właśnie ta rywalizacja, a wszystkie moje - czasem dość ostentacyjne - torpedowania aspektu rywalizacyjnego, będą odbierane jako działanie dziwne, emocjonalnie absurdalne. Myślę, że w głowie rywalizującego ze mną, będzie się sadowił jakiś taki stały "zgrzyt", skaza na systemie oceny dyskusji. W zasadzie rywalizujący będzie w tle miał stałą zagwozdkę emocjonalną i rozumową.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 23:57, 02 Gru 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Im bardziej kategorycznie ktoś się wypowiada, tym w większym stopniu jako moją odpowiedź otrzyma zapewne coś w rodzaju...
grzecznego odseparowania się.
Dlaczego grzecznego?
1. Dlatego, że w ogóle raczej grzeczny ze mnie gość...
2. Dlatego też, że postawę mniej ugrzecznioną rezerwuję raczej dla
- przyjaciół
- ludzi, których oceniam jako RESPONSYWNYCH INTELEKTUALNIE (czyli właśnie cechujących się postawą przeciwną do kategoryczności stwierdzania).
Tak właśnie jest - moja (lekka, bo oczywiście mówię tu o normalnych relacjach, a nie jakimś ewidentnym konflikcie) niegrzeczność jest objawem pewnej nobilitacji, z którą się nie zgadzam. Co prawda ta niegrzeczność nie specjalnie się skaluje wraz ze wzrostem szacunku i uznania dla danej osoby. To nie jest tak, że wobec osób, które darzę najwyższym szacunkiem, robię się chamski...
Nie - robię się mniej grzeczny dla przyjaciół i osób zdolnych udźwignąć moje sprzeciwy, wątpliwości i rozkminiania tylko do pewnego poziomu. Ten poziom jest jeszcze daleki od chamstwa. Ale na tym poziomie już
- nie dobieram specjalnie słów pod kątem uprzejmości (wszak mam zaufanie, że zwykła forma wypowiedzi nie zostanie odebrana jako objaw złych intencji z mojej strony, bo będę uważam, że dany człowiek wierzy, że takich złych intencji nie mam)
- jeśli coś mam do kogoś, to "walę z mostu bez owijania w bawełnę"
- ogólnie mało dbam o formy i obyczaje, lecz priorytetem staje się sama treść do przekazania - ma być przekazana jak najsprawniej.
Nieco bardziej skaluje się moja grzeczność wobec osób, które cenię mało, które tak właściwie najchętniej bym od swojej osoby trzymał możliwie daleko. Wobec takich osób moja grzeczność może być wręcz wyszukana, słowa dobierane pieczołowicie, aby nie dały najmniejszych powodów do...
uznania ich za zachętę do przedłużania stanu kontaktu ze mną.
Osoba, której nie chcę w swoim otoczeniu, ma mnie uznać za osobnika, który:
- jest nudny i jest sztywniakiem
- nie ma nic do zaoferowania
a w szczególności
- nie nadaje się na rywala w grach w konflikty towarzyskie, bo zupełnie nie ma serca bo walki. Bo nawet jakby jakikolwiek konflikt, czy inną relację ze mną ktoś miałby zacząć, to skończy się ona zapewne moim wymiganiem się z walk, odejściem gdzieś na bok, nawet z oddaniem walkowerem całej tej potyczki. Poza tym ma tu się okazać, że w ogóle jestem osobnikiem nieambitnym, mało ciekawym, nawet nie nadającym się do potrenowania towarzyskiego "boksowania", więc po co komuś byłoby utrzymywanie ze mną kontaktu?..
Za to z kimś, komu jako tako ufam, prędzej się pospieram, wyrażę swoje odmienne zdanie. Bo ufam też, że akurat jemu nie "odbije" z tego tytułu, że spotkał się ze sprzeciwem, lecz będzie w stanie:
- znieść w ogóle to, że ktoś się z nim nie zgadza (dla niektórych w ogóle jest to coś ponad ich mentalne siły, bo oni nie są w stanie wyjść poza schemat walki o presję swojego ego - to jest ten rodzaj dyskutanta, który najbardziej u mnie zasługuje na ocenę "kontakt z nim to czysta strata czasu i energii")
- nie zareaguje agresją, nie obrazi się
- będzie rozumiał, że relacja między nami jest ciągle Ok. Bo nie musimy się zgadzać we wszystkim, bo rozumiemy, że każdy ma swoją indywidualność.
Tak to u mnie jest to jakby poodwracane w stosunku do intuicyjnych reakcji i oczekiwań, czy także zachowań ludzi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 21:28, 04 Gru 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Nie lubię, nie oglądam filmów, które skupione są głównie na detalach, twarzach, zbliżeniach na coś. Po paru klatkach filmu orientuję się, czy w ogóle będę miał ochotę go obejrzeć.
Dopiero dzisiaj uświadomiłem sobie w pełni, że ma to ścisły związek z tego, jak w ogóle traktuję rzeczywistość. Ja ogólnie mam podejście do życia, rozumienia, odczuwania takie, że interesują mnie niemal wyłącznie pary: rzecz + jej kontekst. Rzecz wyjęta z kontekstu jest dla mnie bezwartościowa. Gdy widzę na filmie twarz, a nie jestem w stanie dostrzec tła, sytuacji, w której owa twarz się znajduję, odczuwam dyskomfort psychiczny, irytację. Oczywiście jeśli za chwile spraw się rozwiązuje, to irytacja mi przechodzi, ale jak po jednej irytacji, gdy mam rzecz bez kontekstu, przychodzi druga i trzecia podobna, to nawarstwiające się moje irytacje skutkuję rezygnacją z oglądania filmu.
Podobnie jest w życiu - zwykle skreślam z góry każdy jednostronny przekaz, każdą silnie stronniczą narrację, większość informacji, w których nie umiem dostrzec balansu za i przeciw. Jest tak niezależnie od tematyki, dziedziny - i w kontekście polityki, społeczeństwa, nauki, towarzystwa, nawet w odniesieniu do samego siebie.
Nawet sam siebie ani nie chwalę, ani nie ganię jednostronnie, bo nie wiedziałbym w takich przypadkach, czym jest ta ocena, którą bym tak próbował na siebie zaaplikować. Oczywiście nie tylko na siebie, ale też i na inne osoby. Nic u mnie nie jest całkowicie jednostronne, ani absolutnie jednoznaczne.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 17:07, 12 Gru 2021 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Pewnie około połowy wysiłku w zakresie mojego intelektu wkładam w krytykowanie samego siebie, zaprzeczanie własnym przekonaniom.
Drugą połową jest krytykowanie tego, co wokoło.
To gdzie tu jest akceptacja? - ktoś by spytał.
Ona, jeśli się pojawia, to jako efekt...
ostatecznego skrytykowania krytyki, którą przeprowadzam. Czyli u mnie akceptacja też stanowi formę krytyki...
Ale to tak na gruncie intelektualnym.
Bo na gruncie uczuć, emocji krytykanctwo staram się trzymać na dystans. Co prawda spada ono na mnie dość często, ale wtedy z nim walczę.
To, że tak krytykuję się sam ma swój uboczny efekt w postaci uodpornienia się na krytykę ze strony innych ludzi. Najczęściej jak ktoś mnie skrytykuje, uważając przy tym, jak to mnie "trafił", to mam ochotę gdzieś w środku parsknąć śmiechem i w duchu skwitować: człowieku! Zdaje ci się, że coś tam spostrzegłeś u mnie, podczas gdy (w zdecydowanej większości przypadków) ja tego rodzaju krytykę sam przeprowadziłem dziesiątki razy, w różnych aspektach, na wiele sposobów. Zauważyłeś coś, o czym mógłbym się dalej rozpisać w szczegółach jak to może i rację masz, ale z innej perspektywy patrząc jej nie masz. Mógłbym Ci pomóc w tej tendencji, którą rysujesz, dodać parę nowych oskarżeń do tego, które sformułowałeś. Może nawet mocniejszych oskarżeń. Ale też mogę do każdego z nich przedstawić coś przeciwnego do niego. Bo w krytykanctwie Michała raczej trudno jest mi dorównać.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 16:30, 11 Sty 2022 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Co niektórzy zarzucają mi, że za dużo tu mnie na sfinii.
Zastanawiałem się nad ograniczeniem mojej aktywności pisarskiej tutaj. Na początek nawet postanowiłem sobie nie angażować się w wątki, które mnie słabo mogłyby interesować. Niech tak będzie - jest za dużo Michała na sfinii - to będzie go mniej przynajmniej tam, gdzie to nie jest wyraźnie jego wątek, albo coś rzeczywiście ciekawego z osobistego punktu widzenia.
Ale może w ogóle czas dać odpocząć ludziom od siebie?....
Mam wrażenie, że już się często powtarzam w swoich komentarzach. Więc chyba szkoda czasu i wysiłku na powielanie tego samego.
Choć czasem jakaś nowa myśl mi do głowy przychodzi i wtedy mam ochotę się nią podzielić.
Choć może powinienem się skupić na tym, co dla mnie bardziej osobiste. Nie za bardzo jest już z kim tu dyskutować, mało osób udziela się w moich wątkach.
Przypuszczam, że nieco z moim stylem się "oderwałem". Jak analizuję powody, dla których wiele rzeczy naświetlam właśnie w ten, a nie inny sposób, to wynikają one z dość długiej sekwencji życiowych odkryć, wewnętrznego doskonalenia się. To na przykład, że nie chcę toczyć jałowych sporów, jest słabo rozumiane przez większość ludzi. Najlepiej chyba by to rozumiał wuj, ale on ostatnio mało się udziela w dyskusjach. Najbardziej aktywni dyskutanci chcą rywalizować, chcą toczyć bój personalny w tych dyskusjach. A ja akurat te personalne starcia najchętniej bym ominął (ewentualnie zostawiając jakieś drobne ślady indywidualizmu i personalizmu w jakichś humorystycznych wstawkach). A te moje próby ominięcia z kolei są przez osoby rywalizujące odbierane jako właśnie próba rywalizacji. Występuje niedogadanie.
Czy bez rywalizowania dałoby się dyskutować?
- Pewnie tak. Ale trzeba by sobie skądś skombinować dość wybraną grupę dyskutantów. O takich niełatwo. Poza tym większość obserwatorów też działa w trybie rywalizowania. Dyskusje zupełnie pozbawione aspektu rywalizacji są dla nich trudno strawne, w jakimś stopniu niezrozumiałe.
Prawdopodobnie, gdybym miał konstruować świat myśli po mojemu, to musiałbym pogodzić się z tym, że byłby to świat samotniczy.
Nawet próbuję już wejść silniej w samotność intelektualną. To jest trochę trudne, bo gdzieś w środku tkwi chyba w mojej naturze jakiś atawizm, że to co myślę, powinno być DLA KOGOŚ. I jak tego kogoś brakuje, nie jest on na celowniku, to motywacja do myślenia jakby grzęźnie. Ale może da się ten problem pokonać.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 16:34, 11 Sty 2022, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 18:06, 20 Sty 2022 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Nie lubię rozmów o emocjach.
A jednocześnie...
lubię pewien rodzaj rozmów o emocjach.
Nie lubię, nudzą mnie bardzo czyjeś informowanie "oj, smutno mi", "nie lubię Kaśki", "chce mi się jeść", "mam dzisiaj zły nastój", czy "chyba mi się chce kupę" itp. Nudzą mnie osoby, które ciągle komunikują otoczeniu, co aktualnie czują. Sam zaś też prawie nie komunikuję tego, co aktualnie czuję, właściwie to pod tym względem jest mocno skryty.
Dlaczego tak?
- Chyba dlatego, że właściwie tak zastałem wychowany, iż jakaś skarga z mojej strony nie mogła liczyć na pocieszenie, zrozumienia, lecz na reprymendę, ochrzan właśnie za to, co powiedziałem. Później życie jeszcze wzmocniło mi ten efekt wychowania, bo naprawdę rzadko miałem okazję spotkać się z osobami, które by okazywały mi jakąś chęć wysłuchania w życzliwości tego, co tam leży na sercu.
Z drugiej strony dzisiaj może i jestem wdzięczny tym ludziom co mnie tak obcesowo traktowali. Dzięki temu "nie wiszę" emocjonalnie na ludziach, nie opowiadam im co chwila o sobie (na spotkaniach towarzyskich częściej milczę, niż zabieram głos). I dziś uważam takie wieszanie się za objaw słabości, niedojrzałości. Więc cieszę się, że ową potrzebę w znacznym stopniu (nie powiem, że całkowicie, bo gdzieś w głębi miewam jeszcze potrzebę jakiegoś wyżalenia się) stłumiłem.
Ale też o emocjach lubię rozmawiać, tylko W SZCZEGÓLNY SPOSÓB. Lubię ANALIZOWAĆ EMOCJE MODELOWO, zastanawiać się jak one funkcjonują w osobowości, jaki jest ich wpływ OGÓLNY na psychikę. I chodzi mi właśnie ogólnie o emocje, a ne jakoś szczególnie o moje osobiste emocje. Te swoje emocje traktuję jedynie jako jakiś przypadek szczególny - jeden z wielu - do uwzględnienia w ogólnym obrazie funkcjonowania emocji w całej populacji ludzkiej. Bo - w tym takim nieco "naukowym sensie" - uważam emocje ludzkie za fascynujące.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 22:48, 19 Lut 2022 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Od jakiegoś czasu powoli wdrażam się do ignorowania wielu wpisów dyskusyjnych, także tych będących odpowiedzią na moje posty, czy wprost do mnie skierowanych.
Powodem do nie odniesienia się do czyjegoś wpisu może (nie musi) być m.in.
1. Obraźliwy, nieuprzejmy, a już szczególnie obelżywy ton, jawnie niekulturalne sformułowania
2. Zbyt arbitralny styl wypowiedzi, czyli sugerowanie, że ktoś głosi prawdy niepodważalne, nie potrzebując ich uzasadniać. Dla mnie, jeśli ktoś nie jest w stanie uzasadniać swoich tez, to jest to wystarczający powód, aby odstąpić od dyskusji z nim.
3. Troling - np. objawiający się stawianiem bardzo odbiegających od tematyki zagadnień, skrajne czepianie się słówek, w celu wymuszenia na dyskutancie (na mnie) jakiejkolwiek reakcji. Nie chcę dostarczać jakiejś takiej pustej satysfakcji osobom, które merytorycznie do sprawy nic nie wnoszą, a tylko zagadują mnie o jakieś pierdoły, czy pragną wzbudzać we mnie emocje.
4. Totalne olewanie tego co piszę, totalne mijanie się z intencjami moje i oponenta.
5. Wyraźny, powtarzający się BRAK ZROZUMIENIA ZNACZEŃ tego, co się pisze danej osobie. Jak ktoś nie rozumie tak zupełnie tych zagadnień jakie stawiam (ja to oceniam, czyli owo "nie rozumienie" należy uznać jako subiektywną moją ocenę), to szkoda tracić czasu na dyskusję, która i tak będzie polegała na mijaniu się w rozumowaniach.
6. Postawa nakierowana na wygrywanie dyskusji (czymkolwiek by ten koncept wygrywania był), przy skrajnym nieposzanowaniu postulatu POSZUKIWANIA WZAJEMNEGO ZROZUMIENIA. Z "wygrywaczami" programowo nie dyskutuję, dlatego że - jak wynika z mojego doświadczenia - wygrywacze nie są w stanie utrzymać się w dyskusji o sprawie, wekslując co chwila dyskusję na kwestie personalne, czepianie się słówek, próby wykorzystywania jakichś pierdół formalnych.
Zdaję sobie sprawę, że moje odstępowanie od dyskusji z osobami przejawiającymi powyższe postawy może zostać odczytane jako ucieczka. Muszę się z tym pogodzić, że dla wielu taki wniosek będzie uznany za zasadny. Ja jednak uważam, że PRIORYTET MA PERSPEKTYWICZNOŚĆ, TWÓRCZY CHARAKTER DYSKUSJI. Dyskusje prowadzone wyłącznie po to, aby mieć ostatnie w nich słowo, traktuję jako obrazę rozsądku dyskutanta (tutaj też mojego). Zatem po prostu mam nadzieję, że jeśli jakaś zewnętrzna ocena mojego odstąpienia od dyskusji przyjdzie, to rozsądny oceniający będzie w stanie wychwycić z owej dyskusji rzeczywisty powód mojego odstąpienia. On zrozumie, że miałem wybór
- albo tracić mój cenny czas na przekomarzanie się z jakimś dyskusyjnym pieniaczem.
- albo uznać, że poziom dyskusji (z winy oponenta) obniżył się na tyle, że w takich dyskusjach "się nie bierze udziału", podobnie jak nie bierze się udziału w dyskusjach z ludźmi o drastycznie niższym (choć także często wyższym) poziomie niż ten, który reprezentujemy. W dyskusji powinno być jakieś tam dopasowanie się mentalności stron. Więc tak jak naukowiec nie dyskutuje zwykle o swoich dziedzinach z przedszkolakami, lecz raczej z kimś bliższym bycie mu równym w wiedzy i rozumieniu, tak samo nie dyskutuje się nawet z osobą dorosłą, która jednak wciąż na poziomie przedszkolaka w jakimś tam zakresie pozostaje.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 22:55, 19 Lut 2022, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 16:20, 20 Lut 2022 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Nieraz kombinuję jak tu umniejszyć wymowę tego co piszę.
Bo sam się na tym łapię, że właściwie to to moje pisanie wychodzi nieraz jakoś "za bardzo", jakoś tak jakby ten gość się miał za nie wiadomo kogo. A jakoś tak wychodzi...
Próbuję wciskać te różne "moim zdaniem", "wierzę że ...", "Wydaje mi się" itp. Próbuję podkreślać, że tu czy tam popełniłem błąd, piszę że ludzie ze mną w dyskusji wygrali, a ja przegrałem. Jeszcze na parę innych sposobów kombinuję, jakby tu nie wyjść na tego, co coś pisze jakby jakimś prorokiem był, albo nie wiadomo czym...
Paru błędów w moim pisaniu specjalnie nie poprawiłem, aby było jawne, że te błędy zrobiłem, żeby świadczyły przeciw mnie. Czasem mam ochotę pójść z tym bardziej na żywioł, jakoś tak samego siebie w tym wyraziściej poniżyć. Tylko mi coś mówi wewnętrznie, abym tego już tak nie robił.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33546
Przeczytał: 80 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 12:36, 25 Lut 2022 Temat postu: Re: Michał o sobie |
|
|
Dla większości ludzi chyba, gdyby mnie trochę lepiej znali, to powiedzieliby, że jestem totalnie nieambitnym człowiekiem. Jest tak dlatego, że nie mam zupełnie ambicji bycie lepszym od innych posiadaniu dóbr, we władzy, we wpływie manipulacyjnym na innych. Nie mam tych ambicji do tego stopnia, że szczerze cieszę się, gdy mogę komuś coś zawdzięczać, bo sam tego nie mam. Do wszystkich darczyńców, wszystkich ludzi, którzy coś dobrego mi zrobili (co automatycznie znaczy, że ja sam niewiele mogłem, że trzeba było mi pomagać, bo się słaby w jakimś sensie okazałem), mam jakieś takie uczucie tkliwej wdzięczności, pragnienie jakiegoś uhonorowania ich, wywyższenia. Niestety, skoro tak niewiele mogę i tego wywyższenia nie za bardzo mam jak dać...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|