Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Mentalny koszt silnej identyfikacji z grupą, ideologią

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:10, 13 Paź 2023    Temat postu: Mentalny koszt silnej identyfikacji z grupą, ideologią

Dlaczego mam swoje poważne "ale" do idei patriotyzmu?
Dlaczego, choć wierzę w Boga i ogólnie bronię swojego stanowiska w kwestii owej wiary, nie uważam się za apologetę?
Dlaczego w ogóle słabo poczuwam się do związku z jakąkolwiek wskazaną grupą ludzi, ideologią?...
- Dlatego, że postawa tego rodzaju identyfikacji w moim przekonaniu niesie ze sobą (w znacznym stopniu ukryty) gigantyczny mentalny koszt!
Ten koszt jest w mojej ocenie tak bardzo wysokiego kalibru, że niejako "wywala wszystko", sprawia że - już w dalszej perspektywie - rozumowania, odczucia, świadomość, właściwie to nawet moje osobowe jestestwo wali się w gruzy, rozpływa w bezsens, czyli chaos, w którym już kompletnie nic nie wiadomo, nic nie jest czymś spójnym z resztą ocen i odczuć.

Czym bowiem jest postawa silnej identyfikacji z czymkolwiek konkretnym, co w naszych życiach da się wskazać - z grupą ludzi (narodem, partią, grupą wyznaniową), z ideologią, w jakiejś części (choć tylko z ich niedojrzałą formą) z niektórymi światopoglądami - de facto niesie na dłuższą metę?...
- W skrócie można by to określić, że postawa bardzo silnej identyfikacji niesie wewnętrzne zakłamanie, niszcząc SPÓJNOŚĆ myśli i ocen na głębszych poziomach mentalnych.

Wyjaśnię niżej mechanizm, który za całym tym procesem stoi.
Jak w ogóle działa mentalna identyfikacja z CZYMKOLWIEK (nieważne co to będzie, bo sama funkcjonalna reakcja mentalna będzie zachodziła bardzo podobnie w każdym z przypadków)?
- Ona działa w ten sposób, że umysł identyfikującej się silnie osoby ZRZEKA SIĘ SWOJEJ ROLI w ocenie rzeczywistości na rzecz czegoś, co powstaje jako POBIEŻNA OCENA.
Oto np. decydujemy się być wierni jakiejś grupie ludzi, która będzie nam wytyczała cele życiowe, na co zapewne największy wpływ będzie miał lider owej grupy. Owa "wierność" będzie zapewne (kto się przyjrzy, jak to u niego działa, to raczej ten efekt dostrzeże) polegała na tym, że wszędzie tam, gdzie mógłby pojawić się rozdźwięk pomiędzy ocenami zupełnie własnymi, niezależnymi, a osądami pochodzącymi od grupy, czyli najczęściej od jej liderów, będziemy się starali umniejszać ten własny osąd, wciskając (wbrew bezpośrednio odczuwanej "logice" osądu) elementy sugerowane przez ideologię owej grupy. Przykładowo jeśli ktoś silnie zwiąże się mentalnie z ideą propagowania islamu, to w nawet jeśli początkowo uważał, iż każdy człowiek ma prawo swój światopogląd kształtować samodzielnie, niezależnie, to "dziwnym trafem" będzie ową "niezależność wyboru" wiązał z takimi działaniami i postawami, których efektem wyraźnie miałaby być konwersja na islam. Już taki ktoś nie będzie bezstronny w swoich osądach. Już obiektywizm zostanie w licznych sytuacjach odsunięty na bok, bo identyfikacja tego muzułmanina z jego wyznaniem zmodyfikuje mu większość osądów świata, które standardowo dopuszczałyby w większym stopniu wolność wyboru religijnego, światopoglądowego. Jednocześnie może ten człowiek (o ile się nie zradykalizuje, bo wtedy już jawnie się zacznie opowiadać za stronniczością) będzie wciąż w jakimś stopniu wyznawał ideę, że ludzie powinni być wolni, że nie należy na nich przemocą wymuszać poglądów. Ale to uznanie wolności będzie miało swoją dwoistą postać - inną, gdyby jego spodziewanym efektem było wspieranie islamu, a inną gdy to by islamowi zagrażało.

Człowiek, który się identyfikuje z grupą czy ideologią PRZESTAJE MYŚLEĆ NIEZALEŻNIE I OBIEKTYWNIE.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:23, 13 Paź 2023    Temat postu: Re: Mentalny koszt silnej identyfikacji z grupą, ideologią

Michał Dyszyński napisał:
Człowiek, który się identyfikuje z grupą czy ideologią PRZESTAJE MYŚLEĆ NIEZALEŻNIE I OBIEKTYWNIE.

A może takie w pełni obiektywne myślenie to "luksus", który w życiu się nie sprawdza?...
Starałem się nie raz rozważyć też taką opcję - pogodzenia się z byciem nieobiektywnym. Może w imię "wyższej sprawy" obiektywizm trzeba trochę poniżyć?
Może, gdy chodzi o bycie razem z jakimiś swoimi, albo o idee, które wybraliśmy, poczuwamy się do nich z mocą, które w naszych emocjach zajmują główne miejsce ten obiektywizm powinien zostać potraktowany po macoszemu, może on się przydaje tylko w sprawach mniejszej wagi, a tam gdzie rzecz idzie o bycie w zbiorowości, bycie w zgodzie z emocjami, które w nas są silne, powinno priorytet zyskać to utożsamienie z grupą, ideologią?...
Bo dlaczego właściwie tak by nie miało właśnie być?...

Tu dotykamy tej najbardziej podstawowej kwestii bytu osobowego, tożsamości, pytania: kim właściwie jestem?
Uważam, że to jest może i najważniejszą w życiu kwestią do ułożenia sobie: czy zamierzam w ogóle stawiać sobie owo pytanie, czy raczej skupić się na tym mentalnym byciu tu i teraz?...
To bycie z emocjami, bycie spontaniczne, wczuwanie się w pragnienia "jak przychodzą", nie mędrkowanie, nie szukanie "na siłę" (?) większej spójności, lecz po prostu branie tego życia jakim ono się jawi - może to właśnie o to chodzi?!...
To jest bardzo fundamentalny wybór - samookreślenie się niejako do samej głębi, ostateczne.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 12:32, 13 Paź 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:03, 13 Paź 2023    Temat postu: Re: Mentalny koszt silnej identyfikacji z grupą, ideologią

To czy ktoś się chętnie identyfikuje z grupą, w szczególności z narodem (jak nacjonaliści, czy inne osoby mocno patriotycznie nastawione) jest w znacznym stopniu powiązane z nieuświadamianymi aspektami naszej natury, z emocjami, które przychodzą poza kontrolą rozumu, biorą się z bliżej nieokreślonej mglistej historii naszych doświadczeń, odczuć, czasem przemyśleń.
Ja się boję każdej formy mojego (potencjalnego) utożsamienia z czymkolwiek, czym zarządzają inni ludzie. Za zagrożenie na poziomie już instynktownym odbieram sytuację, gdy jakiś wódz miałby mi wyznaczać bezwzględnie cele do realizacji, wskazywać wrogów, dekretować z kim mam trzymać, wspierać go, a ja miałbym się dostosowywać do jego arbitralnych decyzji. Uważam, że mając takiego nad sobą lidera musiałbym bardzo często popadać w silny konflikt z moim sumieniem, postępować wbrew sobie, wspierać coś, co skądinąd uważa za zło, a nie wspierać tego, co jest dobre. Do tego poczucia skłania mnie analiza historii ludzkich utożsamień (szczególnie tych narodowych, a już szczególnie w związku z II wojna światową i hitleryzmem). Nie uważam, abym miał w sobie samym dobrze narzędzia mentalne, które dawały mi szanse obrony przed tego rodzaju przemocą ze strony władzy, żądającej (choćby tylko potencjalnie) ode mnie abym np. szedł i zabijał ludzi z jakichś dalekich mi stron, bo dostałem taki rozkaz. Wolałbym zginąć już na początku niż zabić jakiegokolwiek człowieka na tych warunkach. Boję się tego, a wszelkie władcze utożsamienia, jakie się mi pojawiają na horyzoncie mojego życia mi taką ewentualność od razu przypominają. Bo jednak naprawdę BARDZO BARDZO BARDZO (!!!) chcę się uchronić przed tym, aby życie nie wmanewrowało mnie w bycie złym człowiekiem, a w szczególności zabójcą. Ale też bardzo bardzo bardzo nie chcę - znowu w imię jakiejś lojalności, w imię przynależności do jakichś tam "swoich" zakłamywać tego, co widzę, niespójnie traktować rozpoznania rzeczywistości, naginać moje osądy, aby wyszło np. że ci moi to nawet jak krzywdzą, to jakby nie krzywdzili, a ci obcy to nawet jak się dobrze zachowują, to są (z racji na brak przynależności do mojej grupy) są tacy "bardziej niefajni", tacy gorsi... A znowu - nie widzę w zasięgu swojej świadomości żadnych dobrych narzędzi mentalnych, które by mnie powstrzymały przed zakłamywaniem rzeczywistości w imię tego, że trzeba trzymać ze swoimi, a gorzej traktować obcych.

Ale, jak pisałem wcześniej, uważam iż gdzieś w tle jest to coś emocjonalne (we mnie, ale chyba to jest ogólnie w ludziach), może jakiś lęk, czy jakieś skrywane pragnienie, aby coś się ze mną szczególnego okazało, wszak tylko wtedy ja okaże się "tym właściwym ja".
Domyślam się, że innych ludzi te emocje będą funkcjonowały znacząco inaczej niż u mnie, czyli tam gdzie na w kontekście możliwe utożsamienia z grupą, z liderem u mnie automatycznie powstaje lęk, niepewność, silne poczucie zagrożenia, związanego z potencjalną ingerencją wrogich mi sił, to u kogoś innego powstają uczucia zupełnie odmienne - np. w rodzaju:
Ooooo, będę miał grupę swoich! Będę już w jakiejś zbiorowości, która nadaje sens mojemu działaniu i odczuwaniu. Nie będę już sam! Lider wyznaczy mi moje miejsce, które ja przyjmę z radością, bo w zbiorowości musi być porządek, bo każdy powinien to miejsce swoje mieć określone! Oto cieszę się, że ktoś ustala wspólne zasady, odróżnia naszą grupę od innych, od reszty, która jest nieokreślona, zapewne obca, z dużym prawdopodobieństwem wroga. Oto gotów jestem nawet pójść z wrogimi intencjami względem tych obcych, bo chcę aby owa naszość się wywyższyła. Grupa, która nie umie się wyróżnić, nie określi się jako ta, która wygrywa jest nijaka, nie przedstawia sobą wartości. Dlatego pójdę na rozkaz mojego wodza bronić racji swojej grupy, swojego narodu, swojego wyznania religijnego - pójdę czując obok siebie współbraci, ludzi mających ten sam cel, dających mi emocjonalne wsparcie i poczucie wspólnotowości. Tak chcę żyć, tak jestem ja. A nie jestem ja - jakiś taki rozmemłany w jałowych dociekaniach, szukając dziury w całym tam, gdzie emocje wskazują mi jasną i wyrazistą drogę.

A moja reakcja tutaj jest jakże odmienna, ja będę tu odczuwał emocje i myśli w stylu:
Oto co chwila ktoś będzie szargał moje sumienie, będzie mi wyznaczał co mam robić, depcząc moje rozumienie, odczuwanie, moją świadomość. Pod pretekstem, że mam być z jakimiś tam "swoimi", których przecież najczęściej w ogóle nie znam, nad których osobistym rozwojem nie mam żadnej kontroli, czyli też nie mając gwarancji, że nie są to ludzie źli, okrutni, fałszywi, miałbym równo "przejechać się" po głosie mojego sumienia, przyjmować owe narzucane mi tezy, cele, wartości. Ten lider, którego wyłanianie w warunkach jakie znamy, jakie historia tak dobitnie ukazała, że preferują ludzi bezwzględnych i pełnych pychy - taki lider (z dużym prawdopodobieństwem odczłowieczony psychopata) miałby po prostu zarządzać sobie moim życiem, wskazywać mi odgórnie cele do realizacji, cenzurować moje uczucia, przestawiać wszystko to, co pracowicie próbuję w moim życiu ogarnąć, aby stać się wartościowym, niezakłamanym, świadomym człowiekiem. Oto teraz mam co chwila mieć problem z każdym rozpoznaniem, jakie spotkam po drodze - problem w stylu: jak tu tak oszukiwać samego siebie, że niby oceniam to niezależnie, ale...
tak jakoś wychodzi, że jestem zgodny z tym co lider i moja grupa ode mnie zażądali... :shock: :cry:
Oto teraz już zakłamanie ma stać się moją naturą, oto dwóch panów we mnie zacznie toczyć spór - ten pan od obiektywizmu, od uznawania tego co widzę, w sposób najbliższy temu, co rozpoznaję jako słuszne, a z drugiej strony ów pan zewnętrzny, który nie dbając przecież o to, co myślę (nawet gdyby miał intencję o to dbać to przecież nie wie, co konkretnie myślę ja, czy inne osoby, które do mojej grupy należą), będzie mi mówił, bo akurat jego psychika, jego droga życiowa podpowiadają mu takie traktowanie świata. Oto teraz właściwie miałbym swoje sumienie uczynić sługą, a na piedestale postawić sumienie, rozumienie jakichś tam osób, które wykazały się tym, że najlepiej umieją zarządzać społecznymi emocjami, więc wybiły się w walce o władzę nad daną grupą ludzi. I swoją osobę miałbym teraz jakoś złożyć w ofierze na ołtarzu owego posłuszeństwa władczym jednostkom i grupie, która chce mieć wspólnotę jakichś tam celów. A przecież z doświadczenia wiem, że tłum w swojej masie jest z natury okrutny, że ma właściwie diabelską naturę - jest żądny krwi, żadnych oskarżeń i będzie zabijał w oparciu o podejrzenia, czasem o pomówienia. Bo tłum w swojej emocji pragnie się wyżyć, budzi się w nim żądza mordu - byle tylko czuć ten wspólnotowy cel, byle na chwilę zaspokoić się jak ten, który niczym nie musi się przejmować, tylko daje się porwać te wielkiej emocji. To czemuś takiemu miałbym poświęcić moje sumienie?... To zdecydowanie bardziej wolałbym pozostać samotnym aż do końca moich dni... :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:38, 13 Paź 2023    Temat postu: Re: Mentalny koszt silnej identyfikacji z grupą, ideologią

To, że pryncypialnie nie chcę uznać takiej zasady, że owa "obcość" i "naszość", którą rysują emocje i odczuwanie patriotyczne miałaby być realna, że ona miałaby być siłą, która wyznacza mój system wartości, nie jest efektem jakiejś mojej zasługi (jeśli w ogóle o czymś takim można by mówić), jakiegoś altruizmu wobec obcych mi grup. To wynika u mnie wręcz z (pseudo)"egoizmu", czy inaczej z tego, że nie chcę się czuć emocjonalnie gorzej.
Bo jednak na ile siebie znam, gdybym zaczął zakłamywać (po mojemu to jest zakłamanie) rozpoznania w ten sposób, iż to co widzę jako incydentalną, przypadkową okoliczność - czyli gdzie się ktoś urodził i w związku z tym jakie otrzymał wychowanie - miałbym uznać za coś trwałego, obiektywnego, godnego wyznaczać mój światopogląd, wartościowanie ludzi w sumieniu i intelektualnej uczciwości, to dostałbym od mojego sumienia tak potężny wpierdol, że by mi się na dobre odechciało. :cry: :shock:
Uznanie, że skoro się urodziłem w tej grupie ludzi (a przecież nie wybierałem - chyba - sobie gdzie się urodzę), to mam z nienawiścią, niechęcią, czy nawet jakąkolwiek formą niesprawiedliwego traktowania traktować kogoś z innej grupy ludzi, jawi się dla mnie jakimś wzgardzeniem prawdą jako taką, sensem w ogólności, istotą rzeczy, właściwie to nawet wzgardzeniem...
Bogiem! :shock:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 16:07, 13 Paź 2023    Temat postu:

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6618
Przeczytał: 2 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 16:18, 13 Paź 2023    Temat postu:

:rotfl:
ech Płatfołma
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:15, 13 Paź 2023    Temat postu: Re: Mentalny koszt silnej identyfikacji z grupą, ideologią

Michał Dyszyński napisał:
Bo jednak na ile siebie znam, gdybym zaczął zakłamywać (po mojemu to jest zakłamanie) rozpoznania w ten sposób, iż to co widzę jako incydentalną, przypadkową okoliczność - czyli gdzie się ktoś urodził i w związku z tym jakie otrzymał wychowanie - miałbym uznać za coś trwałego, obiektywnego, godnego wyznaczać mój światopogląd, wartościowanie ludzi w sumieniu i intelektualnej uczciwości, to dostałbym od mojego sumienia tak potężny wpierdol, że by mi się na dobre odechciało. :cry: :shock:
Uznanie, że skoro się urodziłem w tej grupie ludzi (a przecież nie wybierałem - chyba - sobie gdzie się urodzę), to mam z nienawiścią, niechęcią, czy nawet jakąkolwiek formą niesprawiedliwego traktowania traktować kogoś z innej grupy ludzi, jawi się dla mnie jakimś wzgardzeniem prawdą jako taką, sensem w ogólności, istotą rzeczy, właściwie to nawet wzgardzeniem...
Bogiem! :shock:

Tak to czuję, a nie potrafię czuć tego inaczej. Niejeden może mi zasugerować: to spróbuj się dogadać jakoś z tym swoim dziwnym sumieniem, które nie uznaje, że prymat mają zasady:
- bliższa ciału koszula
- jeśli wejdziesz między wrony, to masz krakać jak i one
- zły to ptak, co własne gniazdo kala.
i cała masa innych porzekadeł, uznanych mądrości ludowych, społecznych.
Może powinienem być "jak ludzie, jak wszyscy". Może powinienem uznać, iż "to nie jest żadne kłamstwo", gdy przyjmujemy coś, co wywyższa naszą grupę, a poniża te konkurencyjne, bo przecież na tym właśnie zasadza się logika całej przyrody. To na tym, że mamy dobór naturalny, który odsiewa jednostki niedostosowane w ogóle natura wybudowała tę zasadność przetrwania. Bo ten przetrwa, kto się obroni przed zagrożeniami - kto SIEBIE obroni, a nie wszystkich w jednakowym stopniu!
Więc - z punktu widzenia naturalistycznego, ewolucyjnego pojmowania sensu - mamy (rzekomo) wręcz obowiązek wszystkimi metodami chronić to, co lepsze, zaś może nawet dodatkowo poniżać, to co gorsze. A każdy przecież w głębi duszy czuje, że to on jest tym lepszym...
A jeśliby - z jakiejś perspektywy patrząc - nawet tym lepszym nie był, to skoro to w jego gestii jest decyzja, a nie jest ona w tej, odrębnej od człowieka "jakiejś tam perspektywie", to trzeba się trzymać tego, co się ma, co jest realne, a nie tego, co może gdzieś tam jest, choć nie wiadomo czy rzeczywiście jest.
Tak - mogę podać chyba całkiem mocne argumenty za egoizmem, za wywyższaniem siebie i swojej grupy. Mogę. Tylko czy to będzie prawda?...
Prawdą w obiektywnym sensie jest przecież to, co się spełnia możliwie najbardziej uniwersalnie, niezależnie od tego, kto patrzy, kiedy patrzy, co tam jeszcze jest jakoś inne. Prawdą będzie to, co się ostanie, pomimo tego, że będziemy zmieniać bardzo wiele elementów. Czyli prawdą jest to, co się sprawdzi zarówno z perspektywy mojej, jak i...
tego obcego! Prawda jest symetryczna. Prawdą nie może być twierdzenie, które się odwraca wraz z widzimisiami osób.

U osób o silnej identyfikacji z grupą obserwuję jako regułę wielką stronniczość osądów. Te osoby "wiedzą" już z góry, to co jest tylko domniemaniem, ku czemu nie mają często najmniejszych podstaw w faktach. "Wiedza" u tych osób definiowana jest w 99% ich uprzedzeniami, ich chciejstwem, aby swoją grupę wywyższyć, a konkurencyjną poniżyć.

Gdy spytamy tych co tak plują na inne grupy: ale jakie TWARDE PRZESŁANKI masz do aż tak bardzo wyrazistych, jednostronnych osądów, to w zdecydowanej większości przypadków okaże się, iż to danej osobie wydaje się "oczywiste", że to tak jest skoro, jest taka możliwość, że tak jest, albo wnioskuję z faktów, które są skrajnie nadinterpretowywane, które same nie wskazują na ten rodzaj ocen. W mojej ocenie taka postawa jest zakłamywaniem rzeczywistości w imię potwierdzania sobie własnych poglądów.
Ale...
Ja chyba tu ogólnie jestem jakiś inny, może dziwny...
Ja znacznie więcej wysiłku poświęcam poszukiwaniu zaprzeczeń dla swoich poglądów, niż potwierdzeń ich. I dopiero jak sprawdzę, ze te wszystkie zaprzeczenia jakie udało mi się znaleźć (muszę takie znaleźć! bo inaczej status będzie niezweryfikowany) okazały się pozorne, dziurawe, niewiarygodne - dopiero wtedy zaczynam uznawać, iż taka hipoteza, że coś należy uznać jest jako tako wiarygodna (też nie jest absolutnie wiarygodna, zawsze choć trochę będę w nią powątpiewał, będę czujny czy przy kolejnym teście czasem się ona nie wywali). Jestem "dziwny", bo zamiast filtrować rozpoznania, natychmiast ściągając je w strony potwierdzenia swoich przekonań, albo bezwiednie ignorować poglądy tym przekonaniom zaprzeczające, specjalnie się skupiam na tych zaprzeczeniach. Ci, co argumentują na zasadzie "szukam wszystkiego co mój pogląd potwierdza, a staram się ignorować to, co by mu mogło zaprzeczyć" tego zupełnie nie zrozumieją. :nie:

A skąd mi się to bierze?...
- W znacznym też stopniu z tego, że ja żaden swój pogląd nie uważam za kompletny, za zakończony. Zatem, SKORO I TAK CELEM JEST ROZWÓJ rozumienia, koncepcji, to bez sensu byłoby utwardzać to co na jakimś etapie się jako pogląd ukształtowało. To by było po prostu nielogiczne.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 17:18, 13 Paź 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin