Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33760
Przeczytał: 68 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 9:21, 07 Mar 2023 Temat postu: Kto chce, a kto nie chce być odpowiedzialny? |
|
|
Gdyby ludziom zadano pytanie "czy chcesz wziąć na siebie odpowiedzialność?", to mało kto chyba byłby pewny swojej odpowiedzi, niezależnie od tego, na jaką w końcu by się zdecydował. Ja z resztą tez mam mieszane uczucia w tym względzie.
Internet zalewa anonimowość. Ludziom mało zorientowanym się wydaje, że jak nie podali swoich danych identyfikacyjnych, a opublikują komentarze, które źle o nich świadczą, czasem są sprzeczne z prawem, to nikt ich nie znajdzie, a poza tym odpowiedzialności z tego tytułu nie będzie. Większość z nich nie stosuje żadnych technik ukrywania w sieci, albo stosuje techniki naiwne, przez odpowiednie służby łatwe do złamania. Ale i tak, niezależnie od odpowiedzialności wobec prawa, jest odpowiedzialność przed sumieniem, przed (jeśli ktoś jest osobą wierzącą) Bogiem.
Choć właściwie to nawet nie o to mi chodzi, aby tu jakoś wprowadzać do dyskusji element lęku przed tą odpowiedzialnością związaną z zewnętrzną oceną naszych wyborów. Nawet gdyby pewnym było, że Bóg nam z automatu miał wszystko wybaczyć, zaś żadne prawo nie miałoby szansy się nad dobrać do tyłka, to i tak pozostanie ten problem odpowiedzialności przed swoim sumieniem.
Tu niejeden może pomyśli: ale niektórzy sumienia nie mają. Są takie osoby, zdeprawowane do cna, które robią co chcą, nie przejmując się niczyją krzywdą, albo wręcz specjalnie ludzi krzywdzą. I śmieją się w twarz tym, co im mówią, że to jest złe. Mają te osoby sumienie, czy w ogóle go nie mają?...
Otóż twierdzę, że sumienie ma każdy. Choć nie każdy o tym wie, że je ma.
To jest kto wie, czy nie najważniejszy postulat religijny - o ważności porównywalnej z uznaniem istnienia Boga. Postulat brzmi:
Każda istota świadoma istnieje poprzez związek ze swoją zdolnością do samooceny, istnieje związkiem ze swoim sumieniem, a więc sumienie jest niezbywalne.
Można by, trochę alternatywnie wobec powyższego, a trochę rozszerzająco sprawę napisać: odpowiedzialność wewnętrzna, przed sobą samym, z tytułu podjętych wyborów jest tą naszą prawdziwą tożsamością.
Ludzie w swoim życiu poszukują tożsamości. Jedni znajdują ją identyfikując się z jakimś narodem, inni z grupą społeczną. Część ludzi identyfikuje się od razu ze swoimi osiągnięciami, z tym co udało im się wobec ludzi zaprezentować. Ci są wg mnie najbliżej poprawnego pojmowania tożsamości, która właśnie wynika nie z tego, że sobie jakąś grupę swojaków weźmiemy na sztandar, ale z tego, co faktycznie w życiu zrobiliśmy, jakie były nasze wybory.
Jesteśmy w największym stopniu tym, co z nas wypłynęło, co stworzyliśmy umysłem, emocjami.
Małe dziecko od pewnego momentu swojego rozwoju chce być ważne, chce być odpowiedzialne. Dzieci chcą pomagać rodzicom w robieniu czegoś, chcą aby z ich działań wynikały te dzieła, zdarzenia, które pokazują sprawczość, pokazują znaczenie - oto coś zrobiłem, co jest, co inni ludzie widzą. Dziecko chce aby traktowano je jako odpowiedzialne za siebie, bo czuje, że wtedy w oczach otoczenia staje się kimś.
To, co czuje dziecko wynika z pewnego archetypu, z formy instynktu, z intuicyjnie nam wmontowanego schematu postrzegania siebie wobec świata. W jego ramach jesteśmy tym, czego dokonaliśmy, jak wybraliśmy w tym czy innym epizodzie życia. Zbiór tych wszystkich wyborów, spektrum tych epizodycznych dokonań tworzy po prostu nas - jako osoby. Jak pisze poetka noblistka "tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono". Z tego wynika zwrotnie wniosek: kto się nie sprawdził, ten o sobie nie wie najistotniejszego - kim jest?
Inaczej formułując myśl: kto odrzuca odpowiedzialność za swoje czyny, tym samym odrzuca samowiedzę, a także swoją najbardziej wewnętrzną, tą prawdziwą tożsamość.
Stajemy się, umacniamy się jako ludzie poprzez to, czy jesteśmy w stanie podjąć tę odpowiedzialność, jaką przyniósł nam los.
Powód główny do bycia odpowiedzialną osobą wcale nie jest taki, że coś (zewnętrznego) nam za nasze wybory zgotuje karę. Najważniejsze (czasem najgorsze) jest bowiem to, że TO MY SAMI sobie gotujemy wielki problem, gdy odpowiedzialność odrzucamy. Ten problem związany jest z grożącą nam konstatacją:
- jestem nieokreślony, jestem nikim.
- nie wiem, jak reaguję na wyzwania, to zawsze świat mną zarządzał, a tego "osobistego zarządzającego" (jakiegoś ja, jakiejś indywidualnej tożsamości) nigdy nie zaprezentowałem, czyli może go nie było.
I to to jest ten największy problem.
|
|