Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kluczowy aspekt osobowości, który umyka moralizatorom

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:55, 12 Sie 2024    Temat postu: Kluczowy aspekt osobowości, który umyka moralizatorom

Moralizatorzy w zdecydowanej większości przypadków stawiają sprawę etycznych postaw na zasadzie "rób to, a nie rób tamtego". Jeśli coś dzieje się źle, to moralizatorzy tryumfują "nie posłuchali się nas! Zrobili to, a tamtego nie zrobili! To jest ich wina!". I w zasadzie dla moralizatorów jest "po sprawie" - wina wskazana, sprawca potępiony...

Niestety, niewielu moralizatorów próbuje podejść do zagadnienia odpowiedzialności za czyny, wychodząc poza prosty schemat: zrobił - nie zrobił czegoś, co było zalecane, albo zabronione. Niewielu pyta o STAN ŚWIADOMOŚCI, a dalej też o aspekt ROZWOJU ROZUMIENIA.
Tymczasem szerzej patrząc na zagadnienie, problem odpowiedzialności należałoby powiązać z możliwościami danej osoby, jej rozwojem, warunkami początkowymi. Truizmem jest stwierdzenie, że nie wszyscy są tacy sami pod względem tego, co dostali od życia na start, albo jak im się układały dalej losy - co w ich życiu było łatwe, co trudne, a co wręcz ponad ich siły.
Przyglądając się moralizatorskim intencjom, nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że bardzo często jest w nich obecny, jakiś rodzaj pierwotnej złości, chęci potępienia dla samego potępienia, powiązanej najczęściej chyba z poczuciem wywyższenia samego siebie, powiązanej z tryumfującą emocją: oto jest ten ktoś, kto spełnił wymagań, ten ktoś gorszy, a więc też i gorszy niż ja, czyli ja tym lepszym jestem...
Pewnie też w tym pragnieniu potępiania jest inny motyw - bardziej atawistyczny - zwiazany z instynktowną potrzebą dbania o spójność i "zdrowie" stada. Jeśli w stadzie jest osobnik, który wyraźnie mógłby obciążać to stado swoją niepełnosprawnością (także niepełnosprawnością mentalną), to odruchem wrodzonym jest decyzja o wyeliminowaniu takiego osobnika, odrzuceniu go, czyli najpierw potępieniu. I to potępienie, aby było skuteczne choćby w przełamywaniu więzów nawiązywanych sympatii, przyjaźni, powinno być odpowiednio mocne, powinno zawierać w sobie aspekt jednoznacznego potępienia ze złością i pogardą. Wtedy taki wadliwy z punktu widzenia stada osobnik, nie znajdzie już szans na zlitowanie się nad nim i będzie ostatecznie wydalony ze stada, na czym to ostatnie zyska.
I to jest powód, dla którego instynktownie myślący ludzie, jeśli oceniają innych, to będą podlegali wyrazistej emocji w stronę negacji i pogardy dla tych niedostosowanych, niepasujących, czyli - -przynajmniej w pierwotnej ocenie - wadliwych. Aby ta emocja spełniła swoja rolę, nie może być za bardzo negowana dyskursywnym myśleniem. I to widać wyraźnie w ocenności - ludzie emocjonalni, a już szczególnie silnie stadni w tych emocjach i myśleniu, zwykle mają większą łatwość potępiania wszelkiej maści odstępców, a mniejszą tendencję do postawy usprawiedliwiania, przebaczania, włączania do społeczności także tych, którzy mają problemy, albo są jakoś inni, mniej (przynajmniej z pozoru) dopasowani do grupy. I to się przejawi właśnie w moralizatorstwie, które będzie ostre, uproszczone, powiązane ze skrajnością ocen, czyli szybkim migrowaniu ocen do jednoznacznego albo - albo...
Osoby o stadnym typie myślenia z reguły są jednocześnie tymi chętnie potępiającymi, wykluczającymi niedostosowanych, bo cały ich system oceniania jest właśnie głęboko przesiąknięty potrzebą jednoznaczności i wsparcia dla głównego celu - zachowania spójności stada, czyli już w ludzkich społeczeństwach jakiejś zbiorowości, społeczności, którą raz będzie naród, innym razem organizacja, do której ktoś przynależy, jeszcze innym sympatyzowanie z klubem sportowym. Niezależnie od tego, czym jest owo stado dla takiej osoby, wspólne będą mechanizmy oceny - szukające jednoznaczności w obszarze uznania, bądź potępienia osoby, która w wyobrażeniu oceniającego kandyduje do bycia członkiem ich stada, bądź też miałaby się kwalifikować potencjalnie do stada nawet konkurencyjnego, czy wręcz całkiem wrogiego.

Na drugim biegunie podejść do oceniania czyichś czynów mielibyśmy oceniających, którzy już nie są tak mocno motywowani emocjami, wynikającymi z atawistycznej tendencji do zachowania silnego stada. Do takiego spojrzenia na kwestię oceny etyczno - moralnej trzeba jednak dorosnąć, "przegryźć się" przez swoje instynktowne emocje, przemyśleć niejedno, a w efekcie też i przewalczyć w sobie naturalny odruch upraszczania spojrzenia na świat i ludzi, w celu zaspokojenia jakiejś głównej atawistycznej emocji. Podstawowym pytaniem w tym nowym spojrzeniu na etykę będzie nie "za co potępiać?", ale "jak pomóc w naprawie, rozwoju świadomości, aby w przyszłości nie objawiło się zło, a zamiast niego rozkwitało dobro?".
W sformułowaniu wyżej zawarty jest pewien istotny element, który można łatwo przeoczyć - o ile uproszczone, emocjonalne spojrzenie na moralność jest skupione na jednej emocji, z zasady raczej tej potępiającej, o tyle przy podejściu dojrzałym od samego początku spojrzenie obejmuje oba aspekty razem - nie chodzi o samą walkę ze złem, ale (kto wie, czy nie bardziej) chodzi o BUDOWANIE ZDOLNOŚCI DO ROZPOZNAWANIA I CZYNIENIA DOBRA.
Tu jest clou sprawy! Aby pokonać zło skutecznie, trzeba go od samego początku niejako "wypychać" dobrem!

Skupiając się na samym potępianiu, negacji, na procedowaniu poczucia winy, nie uruchamia się mechanizmów trwałej poprawy osobowości. Sama negacja, nawet jeśli powstrzyma niekiedy wadliwe zachowanie w pewnym momencie, to nie spowoduje trwałej zmiany nastawień emocjonalnych, postaw. Przyczyny, które powodowały, że ktoś ma tendencję do czynienia zła, pozostaną, bo nie zostały w żaden sposób ruszone.

Aby zmienić się na lepsze, osobowość powinna dostać ku tej zmianie powody - pozytywne motywy, nie samą negację tego, czym aktualnie jest!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:02, 15 Sie 2024    Temat postu: Re: Kluczowy aspekt osobowości, który umyka moralizatorom

Pozytywny powód do istnienia...
Czy nie mając pozytywnego powodu do istnienia, w ogóle warto żyć?...
A jeśli ktoś czuje w sobie, że jest mu totalnie wszystko jedno, jeśli życie go nie interesuje, bo już nic dla niego osobiście (!) wartościowego ma się w nim nie zdarzyć, jeśli wszystko, co robi jest czynione z obowiązku, albo jakiejś dostosowawczości do oczekiwań innych, to taki człowiek będzie w życiu słaby mentalnie. Tym, co nas energetycznie napędza, jest pewien rodzaj wewnętrznej nadziei, że JEST SENS. Ale nie chodzi o jakiś abstrakcyjny sens, który się wskazuje, "bo tak wynika z teorii", lecz sens, z którym CZUJEMY WEWNĘTRZNĄ IDENTYFIKACJĘ.
Moralizatorzy w stylu mentorskim o tej nadziei prawie nigdy nie mówią. Oni jakby się lubowali w tym, żeby wytykać ludziom błędy, których powstanie przedstawiają jako brak dostosowania się do wymagań przez nich stawianych, jako niewystarczające okazanie poczucie postawy obowiązkowości i uległości.

Jedni ulegają innym, ale ci, którzy żądają, aby im ulegać - kim są?
Czy ci, którzy żądają uległości i posłuszeństwa są, aby na pewno godni tego, aby to właśnie ich oczekiwania spełniano?...
Czymże niezwykłym się okazali, że to ich wola ma się spełniać bardziej, niż wola innych?
- Wielką mądrością i odpowiedzialnością się okazali?...
- A może wspaniałą postawą etyczną okazują się ci, którzy bardzo pragną sobie podporządkowywać innych?...
Obserwujemy taką właśnie regułę?...
- Bo jeśli jednak jej nie obserwujemy, to może należy stawiać pytania o tę hierarchię KOMU BARDZIEJ mamy wierzyć, a prośbom ulegać?...

Jeśłi nie chcemy być ulegli władzom, to może jest to odruch całkiem zdrowy?... Przynajmniej dopóki owe władze się nie okazały wobec nas atrybutami wyróżniającej je odpowiedzialności i mądrości...
Ale też żądanie podległości nie tylko władzom, konkretnym ludziom, lecz i jakimś regułom podlega chyba pewnej weryfikacji.
- może nie każdy zwyczaj należy kultywować?
- może jakieś reguły, mające zastosowanie sto lat temu, dzisiaj są nam zbędne?
- może lepiej będzie, jeśli w jakimś obszarze zadziałamy bardziej "na wyczucie", niż na siłę naginając się do jakichś tam sformułowanych wzorców, których twórca przecież też był tylko człowiekiem!?...
Tak naprawdę to reguły, którymi się społeczeństwa karmi, nawet jeśli gdzieś w natchnieniu miałyby mieć boską intencję, są przeciez realnie tworzone przez ludzi.

W Biblii jest taki cytat (Ewangelia Marka 7):
(6) Odpowiedział im: Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. (7) Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi. (8) Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, /dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie/. (9) I mówił do nich: Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. (10) Mojżesz tak powiedział: Czcij ojca swego i matkę swoją oraz: Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie. (11) A wy mówicie: Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem /złożonym w ofierze/ jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie - (12) to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki. (13) I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie. (14) Potem przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: Słuchajcie Mnie, wszyscy, i zrozumiejcie! (15) Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym.
Sens tego cytatu jest wg mnie jasny - chodzi bardziej o ducha prawa, a nie o literę!
Ale, aby ducha rozpoznać, aby go stosować, sam człowiek musi stawać sie bardziej uduchowiony, wewnętrznie spójny.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 11:13, 15 Sie 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:32, 15 Sie 2024    Temat postu: Re: Kluczowy aspekt osobowości, który umyka moralizatorom

Jest pewien motyw zła, który sformułowałbym myślą:
Z własnej inicjatywy robię złe rzeczy zwykle wtedy, gdy nie umiem czerpać osobistej satysfakcji z czynienia dobra.

W życiu są momenty, w których świat nas zmusza do czegoś, ale pomiędzy nimi są takie, gdy możemy wybierać, a część z nich jest też związana z doświadczeniem pustki. I bynajmniej nie myślę o jakiejś buddyjskiej pustce (siunjata), która ma konotację pozytywną, ale pustce, która drenuje świadomość poczuciem niespełnienia, straconego czasu, braku celu, egzystencjalnej nudy, braku pozytywnych uczuć, doznań.
Niektórzy "mądrzy" (...?), gdy ktoś wspomina o nudzie, doradzają "no to zajmij się czymś!". Część z nich powie dodatkowo "jest tyle rzeczy do zrobienia". A gdyby ktoś dalej drązył, to zawsze mogą wykpić się radą: posprzątaj mieszkanie, naucz się języka obcego, poczytaj coś ciekawego...
Rady niby dobre, tylko nieuwzględniające tego kluczowego problematycznego elementu - człowiek tylko wtedy czuje sens robienia czegoś, gdy ma ku temu osobistą motywację, widzi celowość, wiąże działania z oczekiwaniem jakichś pozytywnych doznań. Jak tego nie ma, to zajmowanie się "czymś" (w znaczeniu: czymkolwiek) tylko człowieka męczy psychicznie, dręczy, powiększa wrażenie nudy i bezsensu, czyli nie jest żadnym rozwiązaniem problemu.
Za to do części ludzi w tym stanie zaczyna przemawiać do emocji i wyobraźni pomysł zrobienia czegoś złego. W czym się zawiera owa kusząca atrakcyjność zła?
- Trochę w tym, że jest przeciw ludziom, a więc zdaje się być okazaniem swojej sprawczości w większym stopniu, niż gdy się z kimś zgadzamy.
- Trochę dlatego, że zwykle zło gdzieś krąży wokół instynktu dominacji, narzucania innym swojej woli, co skutkuje (też instynktownym, automatycznym) pobudzeniem ośrodka nagrody.
- Trochę dlatego, że jest bardziej drastyczną zmianą - jeśli ktoś na co dzień złych rzeczy nie robi, to zrobienie czegoś złego jawi się jako "szalone" ale w pozytywnym sensie - jest zmianą odwracającą schematy, a to właśnie komuś w stanie frustracji o znaczącą zmianę najbardziej chodzi.
- Ale chyba najbardziej dlatego, że takiemu człowiekowi BRAKUJE ALTERNATYWY POD POSTACIĄ CZERPANIA SATYSFAKCJI Z DOBRA.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 20:47, 15 Sie 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin