Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 12:10, 19 Sty 2016 Temat postu: Idea małżeństwa, a filozofia |
|
|
Dzisiejsze czasy nie sprzyjają idei NIEROZERWALNOŚCI małżeństwa. Ateizm się "rozpanoszył", z czym związane jest między innymi to, że bledną stare kulturowe więzy, wspierające postawy w stylu robić coś, bo trzeba, bo "się robi". Panuje prymat ideologii użycia świata, "realizacji siebie", chwytania z życia tego, co za chwilę nam umknie, bo życie jest jedno.
Niezależnie od tego jest jeszcze pewien filozoficzny cios w ideę nierozerwalności małżeństwa. Tym ciosem jest kwestia: jak ważna jest decyzja/słowo dane przez jednego człowieka drugiemu człowiekowi. W świecie upatrującym prawdziwość w tym co materialne, złamanie obietnicy jest właściwie niczym. W końcu obietnica nie jest z atomów, nie ma masy, ani innych obiektywizowalnych atrybutów; czyli jest właściwie... niczym. A jak coś jest niczym, to co za problem z tego zrezygnować, zmienić to w jego przeciwieństwo?...
Aby jakoś uznać ważność obietnicy złożonej przez jednego człowieka drugiemu człowiekowi, trzeba UWIERZYĆ w jakiś rodzaj trwałości owego aktu obiecywania, powołać (swoją decyzją, a potem upartością, determinacją utrzymywania jej przy życiu) do życia coś, co stało się w umyśle, a dalej jest w umyśle. W pewnym sensie obietnica (w tym małżeńska) jest takim boskim aktem, powołania czegoś aktem umysłu i tyle wartym, na ile ów umysł jest w stanie dany stan utrzymywać.
Ale chrześcijanie mają powód wierzyć, że "na początku było SŁOWO, a słowo było u Boga i Bogiem było SŁOWO". Takie Słowo, będące wyrażeniem pewnej świadomości, wiary, woli nosi w sobie znamię obietnicy znaczenia. Bo znaczenie słowo może mieć, albo go nie mieć. Słowa bez znaczenia znikają, słowa dla których znaczenia się ostały, trwają - także pomimo przeciwności, pomimo wszelkich impulsów, które mogłyby odebrać im sens. Jeśli umiemy utrzymać znaczenie naszych słów, to niejako utrwalamy naszą duchową tkankę istnienia, stajemy się naprawdę KIMŚ.
Nie chrześcijanie oczywiście też mogą uwierzyć, że ich słowa, ich obietnicy znaczą więcej, niż chwilowe "chciałem wtedy coś obiecać, ale dzisiaj już jest to nieaktualne, bo mi się odwidziało". W końcu nic nie stoi na przeszkodzie, aby zbudować jakąś formę duchowości ateistycznej - opartej na pewnej wierze, iż to co się mówi, obiecuje JEST TRWAŁE, JEST EMANACJĄ MOCY JA. Ale wejście przez ateistę w taką formę duchowości jest już jakimś minimalnym aktem ateistycznej apostazji...
|
|