Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34032
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 15:52, 30 Gru 2024 Temat postu: Fundamentalny problem z negacją i akceptacją osoby |
|
|
Chrześcijaństwo stawia zagadnienie negacji osoby. Jeden z najtrudniejszych (jeśli nie w ogóle najtrudniejszy) fragment Biblii to wg mnie chyba ten:
(38) Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. (39) Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. (40) (Ewangelia Mateusza 10)
Wg mnie jest to coś w rodzaju mentalnej "bomby atomowej", problem fundamentalny. Nie bardzo wiadomo, co z taką sugestią robić.
Stracić swoje życie?...
- To może po prostu od razu kupić sobie sznur i powiesić się na żyrandolu. Będzie skutecznie i dokładnie wypełnione...
Z perspektywy mojego życia chrześcijanina widzę gigantyczny problem z tym cytatem. Jak go spełnić? Co właściwie robić?...
Nie chcę tutaj przejawić reakcji mentalnego słabeusza, który ukrywa problemy w oszukiwaniu siebie i innych. A to jest chyba właściwie najczęstsza reakcja - wyparcie, połączone z udawaniem, że się spełniło to, co uznane za niezbędne do spełnienia. Właśnie takiej postawy nie chcę u siebie, choć zdaję sobie sprawę, że pokusa, aby ją przejawiać będzie silna. I pewnie tu będzie wręcz pierwszy poziom...
... wypełnienia owego postulatu. Tutaj bowiem pierwszy odczyt "zyskania" jakiegoś kawałka swojego życia polegał będzie na postawie "to ja teraz stworzę sobie pretekst, że coś straciłem, jak mi przykazano, a dodatkowo skupię uwagę na krytykanctwie innych osób, albo wygłaszaniu komunałów o moralności i religii". Mogę taką postawę przyjąć, skoro (jak widzę po ludzkich reakcjach) jest ona bardzo typowa.
Zyskać życie i stracić je... Jeszcze raz stawiam pytanie: o co tu chodzi?...
Jeśli nie chodzi o to, aby się od razu zabić (co byłoby literalnym wypełnieniem sugestii), to już samo w sobie znaczy, że musimy tej idei POSTAWIĆ GRANICĘ. Tu ortodoksja wywaliłaby rozumowanie... Chcesz być ortodoksem? Chcesz literalnie postąpić?... - to się zabij, wtedy stracisz życie! To by było literalnie! To by było "bez interpretowania". A jeśli się nie zamierzasz jednak zabić, to nie oszukuj za chwilę, że "wprost, niczego nie interpretując, postępujesz wedle tego, co Jezus nakazał". Nie! Będziesz interpretował! Będziesz interpretował, niezależnie od tego, jak bardzo chcesz tu sobie zyskać już załatwienie problemu, bo ogłosisz, że to "inni interpretują, a ja jestem posłuszny Biblii". To będzie oszustwo, bo najbardziej bezpośrednim odczytem byłoby zabicie siebie, więc jeśli tego nie zrobiłeś, to ZINTERPRETOWAŁEŚ (wg mnie oczywiście słusznie to zrobiłeś), czyli już zamykamy "wygranie" potencjalnego sporu z kimkolwiek, kto w danej sprawie ma tu inną opinię na zasadzie "bo ty interpretujesz, a ja jestem posłuszny". Jeśli ktoś to wpiera, to właśnie wg mnie zrobił dokładnie to, co w owym nakazie "nie zyskać" Jezus sugeruje - bo tutaj "nie zyskać" oznacza "nie ułatwić sobie zinterpretowania całej sprawy wygodnym oszustwem", tutaj postawą poprawną jest "wzięcie krzyża" polegającego na ZMIERZENIU SIĘ NIEJASNOŚCIĄ CAŁEJ SPRAWY I DOPRACOWANIU SIĘ ROZWIĄZANIA OPTYMALNEGO.
To jest wg mnie ten pierwszy fundamentalny sposób na to właściwe "wzięcie krzyża" - polegające na tym, że odrzucimy pokusę mnożenia różnych pozorów wypełnienia sugestii w wygodny dla swoich emocji, swojego ego sposób. Sugestia Jezusowa mówi, żeby "stracić życie", ale jeśli nie zamierzamy jednak stracić go od razu dokonując aktu samobójstwa, to znaczy, że JUŻ MY BĘDZIEMY STAWIAĆ GRANICĘ, ZINTERPRETUJEMY ten nakaz, jak potrafimy, jak nam się to będzie wydawało słuszne.
Tak, wiem tu występuję przeciw chyba najbardziej powszechnej praktyce udawania wypełnienia trudnych biblijnych sugestii metodą "to ja zrobię coś tak w ogóle mało przyjemnego dla mnie, a do tego wedle sugestii poza mną". Tu dochodzimy do pozoru, którym najczęściej posługują się integryści - pozór na posłuszeństwo autorytetom. Dopóki nie wnikniemy głębiej w istotę sprawy, to wyjście "skoro mam stracić swoje życie, to zrezygnuję ze swoich osądów, będę posłuszny autorytetom, więc tak chyba postulat wypełnię..." - takie wyjście wydawać się może skutecznie wypełniające postulat "utraty życia dla siebie". Bo mamy tu sporo "za" - oto możemy się lansować na tych "pokornych", co to "nie po swojemu" coś robią, a więc "to swoje" zostało zanegowane, czyli "straciliśmy życie". Ale przecież... (!)
- Przed chwilą, rezygnacją z najbardziej narzucającego się rozwiązania, polegającego na samobójstwie, odrzuciliśmy ideę realizacji postulatu JAKKOLWIEK. Jeśli już nie ma owego jakkolwiek, jeśli nie jest wszystko jedno jak to życie tracimy, to wychodzi na to, że powinniśmy mieć SENSOWNY POWÓD, to utraty swojego życia na ten sposób, a nie inny. Ten powód trzeba wskazać, a nie robić coś, co z emocji nas popchnęło w daną stronę, a my nie wiemy nawet dlaczego. Bo już i tak zrezygnowaliśmy z najbardziej literalnego i oczywistego podejścia, bo odrzuciliśmy "rozwiązanie" za pomocą samobójstwa. Czyli interpretujemy (!), a skoro interpretujemy, to zróbmy to porządnie, a nie cofajmy się znowu w emocjonalne bezwiedności w decyzjach.
|
|