|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 11:54, 05 Cze 2024 Temat postu: Domniemanie bycia winnym jako wstęp do ocen |
|
|
Większość ludzi zdaje się traktować poczucie winy jako swego rodzaju "gorący kartofel", czyli coś, co koniecznie trzeba od siebie odrzucić, a najlepiej przyczepić komuś innemu, jakiemuś rywalowi, oponentowi, a może tylko komuś słabszemu. Jest w tym pewien sens, bo poczucie winy w licznych sytuacjach może niszczyć osobowość aż do głębi, będąc chyba podstawowym powodem tego, że ktoś w ogóle chciałby przestać istnieć. Dlatego niektórzy (wg mnie niesłusznie, naiwnie, upraszczając sprawę) próbują poczucie winy w ogóle usunąć z układanki w świadomość, uznać ją za coś z zasady złego, nigdy do siebie nie dopuszczać. Wg mnie jest w tym fundamentalny błąd.
Wina, a na odwrotnym końcu skali ocen zasługa jest efektem OCENY CZYJEGOŚ WYBORU, jest powodem do tego, aby uznać, iż ten wybór POCHODZIŁ OD ŚWIADOMEJ, ODPOWIADAJĄCEJ ZA SWOJE MYŚLI I CZYNY OSOBY. Jeśli ktoś by w ogóle nie miał winy, to także tym samym nie mógłby mieć zasługi, a więc jego czyny wypadałyby zupełnie poza kategorię ocenialności etycznej, będąc co najwyżej działaniami obserwowanymi, ale dziejącymi się bezrozumnie - z jakiejś konieczności, czy z przypadku. Człowiek, który z założenia odrzuca sugestię, że mógł być czemuś winny odrzuca po prostu swoja odpowiedzialność, czyli zrzeka się w ogóle z uznawania go za godnego przypisania mu WARTOŚCI w osobowym sensie. Nie mam winy?... - Czyli nie było uczciwej oceny w kontekście dobra i zła... Czyli było z tobą tak, jak z wulkanem, który nie ma winy, że zabił tysiące ludzi w Pompejach, czy jak w tsunami, które zabijało ładnych parę lat temu. To były bowiem przyczyny bezmyślne, czyli nieodpowiadające za siebie. I ktoś, kto pytania o winę do siebie nie dopuszcza, stawia siebie właśnie w tej roli - kogoś, kto robi coś "bo to robi", ale "nie pytajcie o pobudki, bo tylko to robi i już". Jest tu więc brak odpowiedzialności, brak świadomości, jest sytuacja, którą w sądzie określa się "sprawca tej zbrodni jest niepoczytalny, więc nie miał świadomości znaczenia dokonywanych wyborów". Nie mogą mieć winy wyłącznie ludzie z upośledzoną świadomością - ludzie mentalnie ułomni.
Jeśli ktoś tak spojrzy na sprawę, że w ogóle samo rozważanie (przynajmniej potencjalnie) jego winy w jakiejś sprawie, jest swoistym nobilitowaniem go do statusu osoby świadomej i odpowiedzialnej za swoje decyzje, to dalej pojawi się kolejne pytanie: jak się uczciwie za kwestię potencjalnej swojej winy zabrać?...
- Ja tu proponuję strategię radykalną: jako domyślną postawę przyjąć domniemanie, iż się tę winę w sytuacjach o nią podejrzanych posiada.
Domniemanie winy jest na start - już gotowe. Choć...
dobry "mentalny adwokat" może jeszcze człowieka przed ostatecznym skazaniem wybronić. Domniemanie bowiem nie oznacza jeszcze skazania. Ważne jest, aby W OGÓLE ZAJĄĆ SIĘ SPRAWĄ W KONTEKŚCIE WŁASNEJ WINY, a nie tego "kartofla" podrzucać innym.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 12:56, 05 Cze 2024 Temat postu: Re: Domniemanie bycia winnym jako wstęp do ocen |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Większość ludzi zdaje się traktować poczucie winy jako swego rodzaju "gorący kartofel", czyli coś, co koniecznie trzeba od siebie odrzucić, a najlepiej przyczepić komuś innemu, jakiemuś rywalowi, oponentowi, a może tylko komuś słabszemu. |
Ta powszechność wciskania innym, wmawiania win jest pochodną rywalizacyjnego traktowania się przez ludzi. Wina, jeśli zostanie komuś skutecznie wimprintowana, osłabia mentalnie tego, kto się teraz winnym czuje, a więc dalej czyni go bardziej podatnym na sugestie, czyli na manipulacje. Jak się przyjrzymy analitycznie różnym patologicznym stosunkom międzyludzkim, to w większości przypadków dostrzeżemy tam domniemaną winę jako środek nacisku, jako podstawę do roszczeń, jako uniemożliwienie komuś zerwania relacji, która jej nie odpowiada. Mając w podświadomości tę właśnie rolę zagadnienia winy w różnych stosunkach międzyludzkich, wiele ludzi może ulec pokusie generalizowania całego zagadnienia do poziomu "winę mi przypisuję zawsze ludzie w złej wierze, ja winny niczego nie jestem. Kropka." Tymczasem sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana.
W rzeczywistości JAKIEKOLWIEK OCENIENIE WŁASNEJ ROLI W JAKIMKOLWIEK DZIAŁANIU, SZCZEGÓLNIE MAJĄCYM WPŁYW NA INNYCH BĘDZIE DOTYKAŁO ASPEKTU WINY. Nie można się skutecznie spytać swoich odczuć o to, czy dobrze coś robimy, jeśli nie uruchomimy jako opcji także aspektu winy.
Jeśli aspektu swojej winy nie wprowadzimy do rozważań, to nie będziemy w stanie ustalić w ogóle naszego znaczenia, wartości w relacjach międzyludzkich, czy w kontekście swojego rozwoju, swojej osobowej wartości.
Myślę, że bardzo fundamentalny problem z poczuciem winy mają osoby oceniające w większości wszystko emocjonalnie, czyli zero-jedynkowo. Jeśli ktoś czuje się myślowo w obowiązku twardo opowiedzieć za jedną ze stron "albo jestem winny, czyli jest totalnym draniem i potępiam się całkowicie", albo "jestem niewinny i tylko wtedy w ogóle mam prawo się akceptować", to oczywiście właściwie nie ma tu innego wyjścia jak uparte negowania jakiejkolwiek swojej winy. Bo opcja odwrotna (a tylko taka jest tu alternatywą) oznacza totalną katastrofę osoby.
Uwzględnienie poprawnie swojej winy w ocenach jest bowiem możliwe tylko wtedy, gdy zrezygnujemy z niedojrzałego intelektualnie, emocjonalnego traktowania zagadnienia na zasadzie albo - albo, a spróbujemy widzieć rzeczy w złożonym układzie, dodając do rozstrzygania o winie nowe elementy niż tylko opowiadanie się w trybie "totalne za" vs "totalne przeciw". Jakie to byłyby elementy?...
Tymi elementami są pewien rodzaj pokory, realizmu, dystansu do siebie, świadomości, że ideału na tym świecie nie ma, a my też z jednej strony nie musimy być idealni, choć z drugiej strony to wcale nie zwalnia nas z obowiązku doskonalenia się. W ten sposób sama idea winy ulega swoistemu rozmyciu, może i ociepleniu, stając się strawną, możliwą do zastosowania w odniesieniu do własnej osoby. W tym kontekście warto jest sobie uświadomić kilka okoliczności związanych z ideą winy:
- Co prawda czemuś winny być mogę, ale to wcale nie jest ostateczna katastrofa.
- Prędzej czy później każdemu się coś nie uda, będzie czemuś winny, więc jeśli jakąś winę w sobie dostrzegam, to jestem "w towarzystwie" praktycznie całej ludzkości.
- Jest coś takiego jak idea przebaczenia, a z nią stępienia ostrza mentalnego winy. Jeśli sam umiem przebaczać innym, to i mi się będzie należało przebaczenie.
- Winę w ostatecznym osądzie może określić jedynie Bóg - bo tylko On zna wszystkie uwarunkowania danej osoby, tylko On wie, czy miała ona szansę postąpić inaczej, niż to się zdarzyło. Roboczo ustalona wina (przez człowieka ustalona wina) nie musi zatem być tą ostatecznie człowieka obciążającą.
Mając to wszystko razem w świadomości, przypisanie sobie winy nie jest już aż takie straszne. Wtedy też rozważanie, czy tę winę mamy, nie jest takie straszne. Za to wyłania się korzyść z takiego postawienia sprawy - wtedy możemy już bez mentalnej schizofrenii zacząć oceniać swoje wybory - możemy poprawnie jest postrzegać w pełnym dualizmie "wina - zasługa".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
towarzyski.pelikan
Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:04, 05 Cze 2024 Temat postu: Re: Domniemanie bycia winnym jako wstęp do ocen |
|
|
Michał Dyszyński napisał: |
Mając to wszystko razem w świadomości, przypisanie sobie winy nie jest już aż takie straszne. Wtedy też rozważanie, czy tę winę mamy, nie jest takie straszne. Za to wyłania się korzyść z takiego postawienia sprawy - wtedy możemy już bez mentalnej schizofrenii zacząć oceniać swoje wybory - możemy poprawnie jest postrzegać w pełnym dualizmie "wina - zasługa". |
Bardzo dobry temat i bardzo mądre refleksje
Gdybym miała coś od siebie dodać to w kontekście tego postrzeganiu relacji międzyludzkich w kontekście "winny/niewinny", można zauważyć u ludzi dwie przeciwstawne tendencje, które ujawniają się w najbardziej trywialnych sytuacjach jak np. praca w zespole.
Otóż dajmy na to, że jakiś projekt, nad którym pracował zespół poniósł klęskę i odbywa się spotkanie podsumowujące, gdzie wymienia się wszystko co poszło nie tak.
I jedni w tej sytuacji będą się koncentrować na szukaniu winnego, niezależnie od tego, czy tę winę będą widzieć (przede wszystkim) w sobie czy we współpracownikach, to samo wskazanie tego winnego będzie dla nich priorytetem.
Zaś drudzy będą już na tym etapie myśleć nad rozwiązaniami, co można zrobić, żeby uniknąć tych błędów, które projekt doprowadziły do klapy, jakby pomijając w ogóle kategorię winy.
I teraz ktoś by mógł pomyśleć, że ci drudzy nie czują się winni, skoro koncentrują się nad rozwiązaniami, a kwestia winy zdaje się ich nie obchodzić. Tymczasem tak naprawdę to właśnie te osoby jako jedyne naprawdę czują się winne, w tym sensie, że to one poczuwają się do szukania rozwiązania. Wina niesie bowiem za sobą odpowiedzialność. Jeśli jestem winny, to moim obowiązkiem jest naprawianie błędu albo jeśli to niemożliwe - podjęcie pracy nad sobą, żeby tych błędów nie powtarzać.
Natomiast samo biadolenie "to moja wina" za którym nie idzie to mocne postanowienie poprawy jest tak naprawdę taką samą ucieczką od winy jak zwalanie winny na innych, a nawet jeszcze gorszą, bo udaje pokorę. Taki ktoś poprzestaje na tym biadoleniu, myśląc, że rachunek sumienia ma już odhaczony.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 18:24, 05 Cze 2024 Temat postu: Re: Domniemanie bycia winnym jako wstęp do ocen |
|
|
towarzyski.pelikan napisał: | I teraz ktoś by mógł pomyśleć, że ci drudzy nie czują się winni, skoro koncentrują się nad rozwiązaniami, a kwestia winy zdaje się ich nie obchodzić. Tymczasem tak naprawdę to właśnie te osoby jako jedyne naprawdę czują się winne, w tym sensie, że to one poczuwają się do szukania rozwiązania. Wina niesie bowiem za sobą odpowiedzialność. Jeśli jestem winny, to moim obowiązkiem jest naprawianie błędu albo jeśli to niemożliwe - podjęcie pracy nad sobą, żeby tych błędów nie powtarzać.
Natomiast samo biadolenie "to moja wina" za którym nie idzie to mocne postanowienie poprawy jest tak naprawdę taką samą ucieczką od winy jak zwalanie winny na innych, a nawet jeszcze gorszą, bo udaje pokorę. Taki ktoś poprzestaje na tym biadoleniu, myśląc, że rachunek sumienia ma już odhaczony. |
Tu poruszasz ważny aspekt problemu. Żeby uporządkować jakoś kwestie związane z winą, należałoby bowiem ROZDZIELIĆ pewne postawy i pojęcia, które niektórym się jakoś z automatu nierozdzielnie łączą, a wtedy pojawiają się różne nierozwiązywalne mentalnie konflikty traktowania spraw.
Czym innym jest:
1. Ustalanie winy (pytanie się, czy się MOŻE mieć), a stwierdzenie tej winy. To, że się choćby ZASTANOWIMY, czy czasem nie mamy winy, wcale nie oznacza (niektórym się chyba wydaje, że jednak oznacza), iż tu "przegraliśmy", bo odpuściliśmy tę wojenkę w podrzucanie sobie gorącego kartofla.
2. Biadolenie i oskarżanie jest elementem niezależnym od tego, czy wina wystąpiła, czy nie. Można oskarżać nadmiarowo niewinnych, można odpuścić sobie gadanie "twoja wina, ty...." i od razu przejść do szukania pomysłu na działanie pozytywne, może ratowanie tego, co się jeszcze ratować daje.
3. To, że ma winę, nie oznacza, że ma CAŁĄ winę. Zwykle w życiu jest tak, że wina się rozkłada. To za chwilę też będzie oznaczało, iż ci, co się tak bardzo upierają przy zrzucaniu winy na kogoś, wcale nie muszą obronić się przed pytaniem O WSPÓŁWINĘ.
4. Czym innym ostatecznie jest uznanie swojej winy, a poddanie się obwiniającemu.
Skomentuję punkt 4.
Prawdą chyba jest, że dla części osób, wskazywanie win u kogoś jest wstępem do manipulacji osobą, której winę da się przypiąć. Wtedy ta oskarżona osoba zaczyna się tłumaczyć, a wtedy dalej można ją znowu atakować, okazując swoją wyższość, czyli przewagę. Teoretycznie jest się górą. Ale...
... nie z każdym to musi tak zadzialać.
Jest taka reakcja wobec oskarżenia o winę (jest ona trudna, wymaga świadomości, kontroli emocji, precyzyjnego myślenia i diagnozowania spraw), w której obwiniony gotów jest się przyznać, że tu czy tam, coś mógł zrobić lepiej, więc jakaś formę winy można mu zasadnie przypisać. Ale za chwilę taki ktoś przedstawia PRECYZYJNY RACHUNEK ODPOWIEDZIALNOŚCI WSZYSTKICH OSOB, stawiająć sprawę na zasadzie "jeśli coś sam zaniedbałem, to przyjmę za to odpowiedzialność, ale proszę spojrzeć na fakty - tu za ten aspekty spraw odpowiedzialny był Iksiński, tam decydował Ygrekowski, a jeszcze tutaj zlecono to w ogóle firmie zewnętrznej, więc jest pytanie, kto tę decyzję podejmował." itp.
To, że się rozważa winę, a nawet to, że się ją W ADEKWATNYM UDZIALE I POSTACI uznaje, nie oznacza jeszcze, że się wywiesiło białą flagę wobec wszelkich cwaniaków, które te winę rozgrywają.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 6:35, 06 Cze 2024, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|