|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 19:03, 08 Gru 2020 Temat postu: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Ostatnio na sfinii ujawnił się wątek dyskusji nad nacjonalizmem. Mamy dyskutantów broniących nacjonalizmu, mamy też takich, którzy nacjonalizm atakują. Sam należę do tych drugich. Tutaj chciałem napisać, skąd mi się to wzięło.
Kiedyś bardziej byłem skłonny uznawać uczucia narodowe, patriotyczne
Pamiętam swoje podniosłe odczucia, przy lekturze powieści Sienkiewicza, pamiętam jak nie mogłem powstrzymać łez płynących do oczu, gdy - za czasów stanu wojennego - śpiewałem w kościele "ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie". Tak, czułem to, identyfikowałem się z narodem, szczególnie gdy zza horyzontu wyłaniała się groźba sowieckiej interwencji. To były stare czasy.
Potem komuna upadła, nastał czas wielkich nadziei, ale też i wielkich wyzwań. Obserwowałem zmiany polityczne w Polsce, dyskurs nowych kierunków, partii politycznych. To, co kiedyś było proste, nagle się skomplikowało. Naprzeciw siebie stanęły dwie przeciwstawne koncepcje - ideologie:
- ideologia bardziej otwarta na świat, czasem wręcz kosmopolityczna
- ideologia narodowa, skupiona na historii, podkreślaniu znaczenia własnego narodu, ale też i wyraźnie rewanżystowska, doszukująca się zła wszędzie na zewnątrz, a skrzywdzenia u siebie.
Bardzo szybko dotarło do mnie, co jest mi mentalnie wstrętne, a co chciałbym uszanować. W obu tych kierunkach ideologicznych dostrzegałem aspekty mentalnie mi wstrętne, choć i jakoś tam pozytywne.
- u kosmopolitów odrzuciłem postawę bezkrytycznego podążania za obcymi wzorcami (sporo tego było w okresie po upadku komuny)
- u nacjonalistów dostrzegłem z kolei z zaskoczeniem, jak wielu ludzi gotowych jest widzieć w innych zło tylko dlatego, ze mówią innym językiem, mieszkają za granicą, należą do innego narodu.
Dodam, że priorytetem dla mnie są ideały chrześcijańskie. Naprawdę uważam przykazanie miłości za najważniejsze przykazanie. Naprawdę - oznacza dla mnie, że to w świetle tego przykazania oceniam praktycznie wszystko, nad czym się zastanawiam w życiu. Dokonałem serii wewnętrznych testów na swoich własnych odczuciach, emocjach - zadając sobie pytanie: co mnie przybliża do tego ideału kochania ludzi, a co oddala?
To nie był jeden moment. To nie była jakaś prosta decyzja. Przymierzałem się do różnych aspektów sprawy. Jako chrześcijanin wierzę, że to co we mnie wzbudza pozytywne, akceptujące uczucia do ludzi jest dla mnie drogą do zbawienia, do Boga. Za to wszystko to, co mi w uczuciach przedstawia moich bliźnich jako wrogich, złych, godnych pogardy, czy nawet tylko niechęci, jest czymś co niszczy we mnie dobre uczucia, a ostatecznie jest przeciwne chrześcijańskim ideałom.
Był czas, że próbowałem jakoś połączyć uczucia patriotyczno - nacjonalistyczne z tym postulatem miłości bliźniego. Nie udawało mi się. Zawsze gdy tylko zaczynam myśleć o swoim narodzie jako tym wyróżnionym, lepszym, wtedy ludzie z innych narodów "robią się" w moim postrzeganiu wrodzy, źli. Próbowałem aby tych powiązań emocjonalnych w sobie nie uruchamiać. Nie potrafiłem tego zwalczyć. Wtedy też zacząłem patrzeć na innych ludzi, szczególnie nacjonalistów - czy da się w nich dostrzec miłość bliźniego?
- Próbowałem to dostrzegać. Czasem rzeczywiście w konkretnym działaniu okazywali się to dobrzy, skłonni do pomocy ludzie. Raczej nie byli źli, a niektórzy ewidentnie są dobrzy, ja zawdzięczam im dobre rzeczy. Ale ta ich mowa...
... tej nacjonalistycznej mowy słuchać już po prostu nie mam siły i nerwów. W szczególności to ciągłe doszukiwanie się złych intencji u ludzi innych narodowości, to wybielanie ewidentnych grzechów (czasem zbrodni) narodu własnego. W końcu musiałem uznać, że jest to jawnie i ewidentnie sprzeczne z tymi ideałami, jakie wyznaję, w szczególności z ideałami chrześcijaństwa.
W imię czego mam wywyższać ten własny naród, a poniżać inne?
- W imię jakiegoś odwiecznego paradygmatu wojny, starcia?...
Cóż, dzięki temu osiągam? Co na tym buduję? Jakie dobro w tym mógłbym dostrzec?
- Sorry, ale nie potrafię tu dostrzec ŻADNEGO dobra. Nic, co mi mi się z dobrem kojarzy, nie podpada mi pod ten schemat: mój naród wywyższać, inne poniżać. Nic!
Nie chcę w ogóle wywyższać nikogo mocą swojej decyzji - ani mojego narodu, ani mojej rodziny, ani mnie samego.
Wywyższyć - mnie, moją rodzinę, mój naród, czy cokolwiek mojego, albo i nie mojego - może ewentualnie jedynie Bóg. Tylko na Jego zasadach. Innej opcji w ogóle nie widzę.
Jeśli dołożyć do tego pamięć historyczną, w szczególności doświadczenie hitleryzmu, wręcz wiedzę o tym, że ludzi da się zmanipulować w stronę uczynienia ich mordercami w imię wywyższenia swojego narodu, to właściwie nie mam czym nacjonalizmu bronić. W moim odbiorze jest to coś bliskiego zaprzedania duszy diabłu.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 3:41, 09 Gru 2020, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 14:29, 10 Gru 2020 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Jest jeszcze jeden ważny powód, dla którego odrzucam nacjonalizm. Związany jest ten powód ze stylem myślenia, jaki uważam za właściwy - z MYŚLENIEM FUNKCJONALNYM, SYSTEMOWYM.
Ten rodzaj myślenie preferuje rozważanie spraw na zasadzie BRAKU WYRÓŻNIONEGO UKŁADU ODNIESIENIA. Uważam, że moim obowiązkiem w myśleniu jest traktowanie swojego stanowiska i stanowiska kogoś przeciwnego mi na równi. W kontekście nacjonalizmu oznaczałoby to, że powinienem widzieć sprawą następująco:
- Jako przedstawiciel narodu A wywyższam naród A nad naród B
- Z kolei przedstawiciel narodu B, na tej samej zasadzie wywyższa naród B na naród A, czyli nad mój naród.
Tych dwóch wywyższeń nie da się pogodzić, bo wywyższanie nie jest relacją symetryczną. Jako systemowiec w myśleniu, muszę uznać, iż dopiero niezależny, obiektywny czynnik mógłby rozstrzygnąć dylemat wywyższania. Powstaje pytanie: czy taki obiektywny czynnik posiadamy?
- W moim odczuciu NIE posiadamy go. Tzn. oczywiście możemy wskazywać WIELE RÓŻNYCH czynników, które ARBITRALNIE ten czy ów uzna za wywyższające, jednak już prosta analiza reakcji nacjonalistów pokazuje, iż nie są w stanie w tym utrzymać spójności podejścia. Najczęściej też nacjonaliści mają problem z uczciwością potraktowania argumentów, dorzucając do argumentacji bardzo wysoką dawkę arbitralnego uznawania rzeczy tak, jak chciałoby się to uznać nacjonaliście.
Przykładowo - biorąc np. polski grunt - czy ktokolwiek może wskazać jakiś aspekt narodu polskiego, który byłby tak absolutnie unikalny, a do tego jawnie wyróżniający ów naród, że nie da się wskazać nań przykładów wśród innych nacji?...
1. wielkość narodu?... - cóż, mamy narody i większe, i mniejsze
2. lata historii narodu?... - mamy narody o historiach dłuższych i krótszych
3. liczba ofiar?... - mamy narody, które miały więcej ofiar i takie, które miały ich mniej, zarówno procentowo, jak i w liczbach bezwzględnych (niektóre narody wręcz wyginęły)
4. siła militarna?... - są narody o większej i mniejszej sile militarnej
5. ilość uznanych w świecie wybitnych ludzi (np. noblistów, znanych pisarzy, czy wynalazców) - są tu zarówno narody nas, Polaków przewyższające, jak i od nas niższe pod tym względem.
6. uznanie ogólne, estyma narodu w świecie - cóż, nie cieszymy się jakąś szczególną estymą, ale może nie jesteśmy też na samym końcu tego uznania.
Co by nie wziąć jako kryterium, to nasz naród uplasuje się gdzieś w pobliżu środka - ani jako szczególnie wybitny, ani też jako najgorszy. Ja nie potrafię wskazać takiego kryterium, w ramach którego polski naród byłby jawnie wyróżniony. Dlatego odrzucam w ogóle tezę o wyróżnieniu mojego narodu, jak i nawet odrzucam SAMĄ POTRZEBĘ TWORZENIA WYRÓŻNIEŃ - WYWYŻSZEŃ. Tak jak się staram nie wywyższać osobiście w relacjach z ludźmi, tak też i nie wywyższam mojego narodu w relacjach narodowych.
Nawet nieraz się dziwię, jak tego wywyższenie ludziska potrzebują. Po co im ono właściwie?...
- najedzą się nim, napiją?...
- więcej zarobią?...
- będą obiektywnie wyżsi, piękniejsi?...
Emocjonalnie zwyczajnie KOMPLETNIE NIE WIEM PO CO byłoby mi owo wywyższanie. Poniżanie z resztą tak samo do niczego nie jest. Ani się nie wywyższam, ani się nie poniżam. Po prostu żyję sobie rozwiązując bieżące problemy życiowe, zostawiając tematykę wywyższenia czy poniżenia nacji jako nieistotną.
Chociaż oczywiście pewien SENTYMENT CZUJĘ.
Jest mi tak milej, cieplej na sercu, gdy dowiaduję się, że ktoś z mojej nacji okazał się wybitną osobowością. Może nawet czuję wtedy rodzaj dumy...
Ale...
Gdy ktoś z innej nacji wykazuje się wielkością, człowieczeństwem na niezwykłym poziomie to...
też trochę czuję dumę i radość - jako człowiek, jako solidarny z gatunkiem, którego jestem osobnikiem. Sentymenty tu posiadam, choć nie dążę do wywyższania nikogo.
Z resztą, samo wywyższenie czegoś, według mnie jest poprawne, ma sens tylko wtedy, gdy ZACHODZI NIEZALEŻNYM MECHANIZMEM, NA OBIEKTYWNYCH ZASADACH, a nie wynika z presji, z chciejstw tych, którzy wywyższenie chcą zakwalifikować. Dobrym przykładem jest sport - tam ostatecznie mamy wywyższenie zwycięzcy. Ale reguły są określone, za ich złamanie grozi wykluczenie. Wywyższenie tutaj jest więc tym prawdziwym, opartym o coś mającego podstawę w zdarzeniu wywyższeniem, a nie czymś narzuconym chciejstwem wywyższającego. Choć oczywiście sport to tylko zabawa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 17:39, 10 Gru 2020 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Powinienem tu dopisać pewną ważną rzecz dodatkową: to, że odrzucam nacjonalizm, a także odrzucam w ogóle wywyższanie własnej osoby, rodziny ponad innych, nie oznacza wcale, iż traktuję wszystkich tak samo.
Jest podstawowa różnica pomiędzy dwoma trybami określania stosunku do czegoś:
1. stwierdzenie, że owo coś jest jakoś obiektywnie, ogólnie wyżej (bądź niżej) od czegoś innego.
2. wyrażenie PRYWATNEJ OPINII O WŁASNYM STOSUNKU do danej rzeczy.
Może wyjaśnią to przykłady:
Akceptuję określenie: kocham swoje dzieci bardziej niż inne dzieci, a w szczególności te, których nie znam.
Nie akceptuję stwierdzenia: moje dzieci są lepsze (niejako obiektywnie) od wszystkich innych dzieci.
Akceptuję określenie: jestem bardziej emocjonalnie związany z polskością, niż np. z narodem birmańskim.
Nie akceptuję jednak (przynajmniej dla siebie) stwierdzenia: naród polski jest lepszy (sugestia obiektywnego ustalenia) niż naród birmański.
Jak najbardziej uważam, że posiadanie upodobań, opinii, osobistych preferencji i przekonań jest ok. Chodzi o to, aby nie mieszać jednego z drugim, nie wynosić prywatnej formy orzekania o czymś do rangi obiektywnego stwierdzenia o czymś. Dodatkowo uważam, że totalną głupotą jest uruchamianie w związku ze swoimi upodobaniami i uczuciami do własnej rodziny, narodu, czy nawet siebie samego, emocji wrogości, rewanżyzmu, nienawiści do owych obcych względem innych niż ci najbardziej lubiani, kochani ludzi.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 18:06, 10 Gru 2020, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 1:19, 13 Gru 2020 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Nacjonalizm odrzucam w dużym stopniu też i dlatego, że nawet gdy próbuję - jakoś testowo, w symulacjach psychicznych - go przyjąć, to zupełnie nie potrafię postawić granicy, jawnie określić kto jest moim "narodem", a kto nie, a także co by właściwie z tego miało wynikać?
- czy moim narodem jest każdy Polak z matki Polki i ojca Polaka? (a może wystarczy 50% polactwa u rodziców, choć nie wiem, jak by to było z uwzględnieniem narodowości dziadków i pradziadków)
- czy może moim narodem są ci mówiący po Polsku?
- a może moim narodem są ci, co natywnie mówią po polsku?
- a może odpowiednio długo zasiedziały w Polsce człowiek, mający obywatelstwo i przyznający się do polskości jest Polakiem?
Co powiedzieć o tych, którzy mówią po polsku, urodzili się Polsce w rodzinach Polaków, ale wyrzekli się polskości?...
A co z tymi, co zdradzili się jakoś polskość? (czym by owa zdrada nie miała być)
Na czym polega owo nacjonalistyczne identyfikowanie się ze swoją nacją (np. z polskością)?
- czy mam głosić hasło "Polska dla Polaków?"
- czy mam sprzeciwiać się pobytowi tutaj obcokrajowców?
- czy mam sobie flagę narodową wozić w samochodzie i zawsze popierać Polaków?
- czy mam upierać się, że w historii Polski byli sami wspaniali i dobrzy Polacy, a wszystko co złe było z zagranicy? (niektórzy chyba tak mają)
- czy mam osoby innych nacji traktować z niechęcią?
- czy mam żądać, gdzie tylko się da, usunięcia krytyki polskości i Polaków?
- czy mam wychwalać Polskę i Polaków?
... co tak właściwie miałbym konkretnie robić?...
Dodam przy tym, że w ogóle wychwalanie siebie traktuję jako coś, w kategorii ujmy i wady. Wstyd mi za wszystkie przypadki, gdy sam się wychwalałem, nie chciałbym ich powtórzyć. Samochwalstwo ma więc u mnie wewnętrzny atrybut bliski mentalnemu obrzydzeniu. I mam teraz ten atrybut zastosować do swojej nacji, jako coś pozytywnego, choć tak w ogóle czuję go negatywnie?...
- To jak to ostatecznie wewnętrznie odbiorę? - czy jako coś pozytywnego, czy jako ujmę (chyba tak spontanicznie, bez przymuszania się, to byłaby ujma).
I jeszcze inne problemy: jak zakwalifikować te przypadki, w których Polakom udzielono w przeszłości pomocy. Inne narody jej nam udzieliły..
1. traktować ich jako zdrajców własnego narodu (bo wedle nacjonalistycznych reguł, to ci zamiast dać coś swojej nacji, dali obcemu potrzebującemu)?...
2. a może traktować ich jako frajerów? - na zasadzie, oni nam pomogli, bo głupi byli, ale jak by przyjechali do nas, to by dostali wpierdol i byśmy ich wyrzucili z naszego kraju.
3. pozytywnie to potraktować, bo my jesteśmy najlepsi, więc nam się należy. Więc niech panów - Polaków chronią, ze świadomością, że na wzajemność liczyć nie mogą...
A były liczne przypadki, np. podczas II wojny światowej, gdzie Polaków uciekających z zawieruchy wojennej przyjęto i ochroniono - na Węgrzech, w Wielkiej Brytanii, czasem nawet u Sowietów (o zwykłych dobrych przyjmujących ludziach myślę, bo oczywiście nie o przypadku łagrów), a nawet w Iranie (tych ostatnich muzułmanów, to oczywiście byśmy nie wpuścili dzisiaj bo to "terroryści i w ogóle wszelkie zło"). W wielu innych krajach Polacy znajdowali schronienie, więc co nacjonalista o tym myśli - chyba, że on taki mądry cwaniak jest, że sam by chętnie skorzystał, ale tego dobra by nie odwzajemnił...
A może być nacjonalistą - Polakiem oznacza, aby w ogóle o tym, co wyżej piszę, nie myśleć, tylko jakoś tam w sobie po prostu pielęgnować myślenie o bliżej nieokreślonemu uznaniu swojemu narodu "za najwyższą wartość"?
Co to jest ta najwyższa wartość (jak to nawet piszą w definicji)?
- Wszystko należy poświęcać dla swojego narodu?
- prawdę
- sprawiedliwość
- uczciwość
- chrześcijanin własne zbawienie?...
To by oznaczało, że nacjonaliście wszystko jest wolno, bo on uznał swój naród za wartość ponad wszystko. Zatem i mordować mu wolno, i krzywdzić na wszystkie inne sposoby. Taka idea...
Jak wartość najwyższa, to najwyższa...
W czym pozytywnym miałby zawierać pozytywnie rozumiany nacjonalizm?...
Tak myślę i nic mi kompletnie nie przychodzi do głowy.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 2:47, 13 Gru 2020, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 13:53, 13 Gru 2020 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Dzisiaj do mnie dotarło, że gdzieś w swoim odczuwaniu mam ukryty dodatkowy powód odrzucania przeze mnie nacjonalizmu. Uświadomił mi to bardzo drobny epizod - link na FB, gdzie grupa młodych ludzi śpiewa spontaniczne urodzinowe "100 lat" swojej koleżance Wietnamce. Uśmiechnąłem się, ale też zrobiło mi się jakoś ciepło na sercu, gdy zobaczyłem ludzi tak życzliwych wobec jakiejś osoby z Wietnamu, która tu w Polsce się osiedliła. Ja osobiście przyznam, że do Wietnamczyków mam sporo sympatii. Ale w ogóle jak widzę, że tu w nadwiślańskim kraju są osoby, które przybyły z innych stron świata i dobrze się mają, to czuję radość, nawet rodzaj dumy, że jednak mam rodaków na tyle życzliwych, na tyle dobrych by dać tutaj dom ludziom, którzy - z różnych powodów - mają problem z funkcjonowaniem w ojczystym kraju. Zdolność do życzliwości wobec ludzi (czy ogólnie istot, a szczególnie istot świadomych) traktuję jako dowód wielkości człowieczeństwa w człowieku.
Może to dla części ludzi być niezrozumiałe, ale ja naprawdę życzliwość do ludzi, gotowość do pomocy, traktuję jako wielkość człowieka, zaś programową niechęć do ludzi (z dowolnego powodu, ale także z powodu tego, że ktoś jest innej nacji) traktują jako małość i słabość duchową. Jest mi cieplej na sercu, gdy ludzie są gotowi sobie pomagać, są dla siebie mili, serdeczni.
Jak w to miałby wpisać nacjonalizm?...
- Chyba tylko jako niechęć do ludności napływowej, jako hasło "Polska dla Polaków", jako postulat "niech każdy się otorbi we własnej społeczności i zamyka drzwi przed obcymi". Bo jak inaczej tu rozumieć nacjonalizm?...
To mi też uświadomiło, że w jakimś tam znaczeniu, jestem patriotą. Patriotą, a nie nacjonalistą. Przynajmniej według mojego rozumienia tych pojęć. Bo ja je definiuję z grubsza następująco:
nacjonalizm - postawa, ideologia, która postuluje konieczność wyraźnie niesymetrycznego traktowania ludzi z nacji własnej, w stosunku do innych nacji, co dodatkowo wiąże się z podkreślaniem różnic, jakie mogłyby ludzi dzielić i powodów, dla których każdy powinien zamknąć się we własnej nacji, w swojej społeczności, unikając otwartości i ogólnie życzliwych relacji z nacjami innymi, niż własna.
patriotyzm - to uczucie sympatyzowania z tym, co znane i zakorzenione w emocjach swojskości w kontekście społecznym, Tak - przyznaję, że w ograniczony, minimalny sposób- rozumiany patriotyzm nie jest wywyższaniem własnej nacji, nie zawiera programu oddzielania się od obcych, występowania przeciw komukolwiek programowo, lecz stanowi proste zaakceptowanie faktu, iż z jakąś tam grupą życie związało nas bardziej, że nasze uczucia są tej grupie ulokowane. Akceptujemy ten większy związek ze swoimi, choć - przynajmniej dla mnie - ten związek nie oznacza żadnej formy zamknięcia się, czy postulatów agresji wobec kogokolwiek, a wręcz byłby postawą swoistego przytulania skrzywdzonych, jeśli tylko istnieje taka potrzeba.
Nie będę ukrywał, że pozytywnie traktuję patriotyzm, który nie przekroczy pewnych granic sympatyzowania z tym co własne. Tak jak widząc ludzi, którzy przesadnie wszystko robią dla siebie, albo tylko dla własnej rodziny i nie są w stanie myśleć w kontekście szerszym, tak postawa ograniczania swojego człowieczeństwa, swojej życzliwości do ludzi przypięta do jednej nacji, do jednego ugrupowania, klubu, czy czego tam jeszcze powinna być traktowana jako rodzaj niedojrzałości w ramach rozwoju naszego człowieczeństwa.
To z resztą czuje się i rozumie w kontekście wielkich ludzi w historii ludzkości - najbardziej podziwiamy przecież nie tych, którzy byli największymi egoistami, czy nawet największymi egoistami grupowymi, lecz stali się dobroczyńcami całej ludzkości. Taką postacią jest np. Albert Schweitzer, który poświęcił się ratowaniu życia ludzi z zupełnie innego kręgu kulturowego, gdzieś tam daleko w Afryce, a nie w rodzinnym kraju.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 14:40, 13 Gru 2020, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:58, 13 Gru 2020 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Z nacjonalizmu zeszło na głęboko na filozofię i osobiste wartości - jak np. w tym wątku
Michał Dyszyński, w wątku Z której strony nadciąga nowy faszyzm? napisał: | towarzyski.pelikan napisał: | Michał Dyszyński napisał: | towarzyski.pelikan napisał: | Cytat: | Piszę szczerze - NIE WIEM CZYM jest nacjonalizm. Chwytam po omacku różne ujęcia i patrzę co mi tam a rękach zostaje. Patrzę i widzę, że zwykle zostaje pomieszanie zawiści z agresją i brakiem krytycyzmu wobec tego, co ktoś uznał za swoje (swój naród). |
Tak więc nie wymawiaj się, Michale, swoimi ograniczeniami, gdyż ograniczenia są po to, by je przełamywać, szczególnie że (jak przyznałeś w innym wątku) zależy Ci na utrzymaniu pozytywnego wizerunku, a wykazywanie się ignorancją w tak elementarnych kwestiach raczej nie działa na jego korzyść |
Zaczynasz wykręcać moje słowa. Wybacz, ale uważam się za większy autorytet w zakresie tego, co sam uważam i myślę, niż Ty. Niczym się nie wymawiam, tylko piszę, jak czuję. |
Zaszło jakieś nieporozumienie. Nie było moją intencją przekręcać Twoje słowa, ani wmawiać Ci co myślisz albo czujesz. W poprzednim poście odpowiedziałam na moją interpretację Twojej wypowiedzi. Jeśli mylnie ją zinterpretowałam, najmocniej przepraszam. Na przyszłość proszę, żebyś telepatycznie nie przypisywał mi z góry niecnych intencji, tylko jeśli coś nie tak źle zrozumiałam, proszę, abyś zwrócił mi na to uwagę, w którym miejscu się mylę. Dla mnie pewną oczywistością w dyskusji jest to, że siłą rzeczy będzie dochodzić do nieporozumień, bo dyskutanci nie siedzą sobie w głowach. Pozdrawiam cieplutko
|
Piszesz o moim "wymawianiu się". Teraz się zastanawiam, czy o tym samym znaczeniu słowa "wymawiać się" myślimy, ale ja odebrałem Twoją wypowiedź tak, jakbyś mi zarzucała, że moje ograniczenia mają mnie rzekomo jakoś chronić przed czymś w moim rozumieniu i odczuwaniu. Jeśli o to znaczenie słowo "wymawiać się" Ci chodziło, to spieszę sprostować, że nie mam najmniejszej potrzeby chronić się przed jakąkolwiek krytyką, czy zarzutem. Może źle opisałem ten aspekt ochrony mojego wizerunku, więc stąd zrodziło się nieporozumienie. Ale mam swoją nieprzekraczalną osobistą zasadę, którą jest SZCZEROŚĆ WZGLĘDEM SIEBIE. Nie względem kogoś, nie w oczach tego, czy innego, a względem samego siebie!
Dla tej zasady szczerości względem siebie, uczciwości w przyznawaniu się do wszystkiego co mogłoby być kłopotliwe do przyjęcia od strony emocjonalnej, prestiżowej, wizerunkowej nie dopuszczam sobie wyjątków. Żeby nie wiem jak mnie bolało emocjonalnie to, co wobec siebie bym miał, MAM OBOWIĄZEK SIĘ Z TYM ZMIERZYĆ. To jest moja zasada życiowa.
Ale uwaga: ten obowiązek jest WZGLĘDEM MNIE SAMEGO. Niekoniecznie jest względem innych ludzi. Z wyzwaniami, które ludzie mi rzucają, mierzyć się nie muszę. Mogę, ale nie muszę. Akurat mam wieloletnie doświadczenie kontaktu z osobą mocno prowokacyjną, ciągle stawiającą mi jakieś tam swoje wymagania, oskarżenia, oceny, które rzekomo miałbym spełniać. Po jakimś czasie zrozumiałem, że najgłupsze co mogę zrobić, to przejmować się tego rodzaju wyzwaniami. Dlatego od jakiegoś czasu, jeśli ktoś próbuje wobec mnie tworzyć jakieś prowokacje, jeśli coś mi zarzuca, to MOIM (PSIM) OSOBISTYM OBOWIĄZKIEM jest zacząć rozważanie tych prowokacji od opcji zdystansowanej i neutralnej, czyli od prostego pytania: czy ta konkurencja, ten problem, jaki dana osoba mi stawia, aby na pewno jest MOIM problemem?
Często się okazuje, że ja akurat mam w nosie (czy w jeszcze mnie poważanych jamach ciała) to, co mi się zarzuca, co rzekomo miałbym spełniać, co jakoby miałoby być moją ujmą. MOIM OSOBISTYM OBOWIĄZKIEM (względem samego siebie) jest przejrzeć manipulacje wszelkich możliwych prowokatorów, którzy próbują narzucić mi postrzegania świata, wedle swoich wzorców. Mam mój osobisty psi obowiązek sprowadzić owe prowokacje do pozycji neutralnej (ani na plus, ani na minus, bo reakcja w drugą stronę oznaczałaby też poddanie się manipulacji) i rozpatrzenie danej sprawy jeszcze raz - ale w oparciu o moje założenia, standardy, zasady.
W ten sposób traktuję w ogóle MOC OSOBOWĄ, to jest clou mojego IDEAŁU CZŁOWIECZEŃSTWA - bycie tym, który UMIE OCENIĆ SAMODZIELNIE I NIE ULEGA MANIPULACJOM. Tak to mam, taki ideał sobie zakładam (nie wymuszając na nikim naśladownictwa w tym względzie).
Tak więc nie wymawiam się w tym znaczeniu (nie wiem, o które znacznie konkretnie Ci chodziło, gdy o "wymawianiu się" pisałaś), że oto próbuję przed kimś rozgrywać siebie, jako tego, który na temat nacjonalizmu miałby być autorytetem, albo nawet nim nie być...
Piszę co czuję, podaję OSOBISTE OCENY, nie pozuję tu na bycia autorytetem. W związku z tym, w ogóle nie tyczy się do mnie zarzut, że coś tu może umiem, czy nie umiem, posiadam wiedzę lepszą, albo gorszą. To w moim ujęciu w ogóle nie jest kwestia wiedzy, nie jest kwestia obiektywnych rozstrzygnięć (!) lecz ODCZUWANIA. Piszę o SWOICH ODCZUCIACH. Piszę szczerze, czyli piszę to, co czuję, bez upiększania, ani bez lansowania się na cokolwiek i kogokolwiek. Moim wizerunkiem, jaki przez to przebija, jest wizerunek osoby, która pisze co czuje, a nie osoby, które wie, jak jest, czym miałaby kogokolwiek przekonywać. Proszę tak potraktować całą moją wypowiedź w tym temacie - minimum wiedzy (z wyjątkiem pewnych faktów, które podawałem jako ilustrację, ale wiadomo, że z każdego faktu wyciągać wnioski można praktycznie w dowolną stronę), a maksimum OSOBISTEGO OPINIOWANIA, OPARTEGO O PRÓBĘ DOGADANIA SIĘ Z WŁASNYMI MYŚLAMI I EMOCJAMI. Nie potrzebuję się tu "wymawiać", bo od początku nie stawiam swojego stanowiska jako takiego, które kiedykolwiek w przyszłości wymawiania się by mogło potrzebować. No... chyba że "wymawianiem się" nazywasz po prostu stwierdzanie tego, iż od początku nie aspiruję w tej dyskusji od prezentowania tu jakiejś wiedzy, czy bycia autorytetem. Ale to chyba byłaby mocno nietypowa interpretacja.
Jak się komuś moje odczucia nie podobają, to oczywiście uznaję do tego odbioru prawo, wszak mi też nie podobają się nieraz postawy innych ludzi. Ale to nie oznacza, że tym zamierzam się jakoś specjalnie przejmować, czy rwać włosy z głowy, że kogoś tam nie przekonałem. Mi wystarczy to, że ktoś ewentualnie zapoznał się z taką opcją myślenia, przypasował ją do swoich odczuć i podjął taką decyzję, jako uznał za słuszną. |
W związku z tym co wyżej napisałem w odpowiedzi, warto jest dodać kto wie, czy nie główny powód, dla którego przyznawanie się zbytnie do JAKIEJKOLWIEK NIE PRZEZE MNIE ZARZĄDZANEJ IDEOLOGII mi nie pasuje.
Prawem osobistym, zasadą której jest wyznawcą jest to, co wyżej opisałem, a co można by nazwać ZASADĄ AUTONOMII MENTALNEJ. Zasada jest prosta: żadna ideologia nie ma panować nade mną, to ja wybieram co jest właściwe, kierując się swoim SUMIENIEM.
Odrzucam ideologię nacjonalistyczną, bo chcę z góry się zadeklarować jako ten, który nie zamierzam poświęcać mojego sumienia, mojego rozumu, odczuwania, tego, co dla mnie istotne, dla słabo określonej wartości jak "moja nacja". Nie - nie poświęcę tych ważniejszych, BO OSOBISTYCH wartości, bo
- ani tak do końca nie wiem, kto konkretnie do mojej nacji należy
- ani mi nie jest blisko emocjonalnie np. do polskiego bandziora, czy złodzieja tylko dlatego, że jest Polakiem w porównaniu do uczciwego człowieka dowolnej innej nacji
- ani w ogóle nie widzę w tym dla siebie ani interesu, ani nawet jakiejś etycznej wartości.
Czy to oznacza, że nie lubię swojej nacji?
- Też nie. Mam do niej SENTYMENT. To może nie za wiele, ale trochę pozytywu w tym jest. Z tego sentymentu nie wynika jednak w najmniejszym stopniu jakaś deklaracja w stylu (jak to było w jednej z definicji nacjonalizmu), że miałbym uważać swój naród za "najwyższą wartość". W żadnym wypadku!
Najwyższe wartości to dla mnie coś o wiele większego niż sentyment do ludzi i historii, z którymi akurat związał mnie ten przypadek, że tutaj się urodziłem i wychowałem. Jako chrześcijanin w ogóle za najwyższą wartość uważam Boga, a z Nim miłość, w tym miłość bliźniego. Powiedzenie, że mój naród miałby być dla mnie "wartością najwyższą" traktuję jako bałwochwalstwo, bluźnierstwo, ale i zdradę nawet samego siebie. Uważam, że kto za najwyższą wartość uznaje coś tak przypadkowego i mało precyzyjnie określonego jak naród (którego granic nie potrafi ściśle określić, który nawet do końca nie wiadomo, czym jest) ten stawia na bardzo "kiepskiego konia" w kontekście swojego człowieczeństwa. Uważam to za błąd światopoglądowy bardzo wysokiego kalibru.
Jako chrześcijanin uznaję zasadę: jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko będzie na właściwym miejscu.
Odwrócenie owej zasady, postawienie w miejscu przeznaczonym Boga czegokolwiek innego, a w szczególności narodu, oznacza dla mnie postawienie na głowie wszystkiego co w życiu jest ważne i cenne.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 22:38, 13 Gru 2020, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 1:32, 14 Gru 2020 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Odrzucam nacjonalizm bo
nikt mi nie będzie mówił!...
Nie zamierzam poddawać się dyktatowi tłumu, grupy, którzy za chwilę zażądają:
- mamy tu swojego lidera, który nakazuje w obronie naszej nacji zemścić się na ludziach (albo ich potomkach), którzy coś złego zrobili naszym dziadom. Jak się nie posłuchasz, to okrzykniemy cię zdrajcą! A karą za zdradę jest śmierć!
I co - mam uwierzyć temu liderowi (wodzowi, po niemiecku: fuhrerowi), że on właściwie wybrał te osoby, które trzeba wymordować, że słuszna jest owa wendeta.
Jak widzę rozgorączkowane głowy nacjonalistów maści wszelakiej, nacjonalistów wmawiającym innym konieczność jakichś tam rewanży za stare zdarzenia, czy konieczność wykazania innym, jacy to my kozacy i twarde typy jesteśmy, to ja myślę sobie: sorry panowie, ale to nie moja sprawa!
Dlaczego narzucacie mi swoje postrzeganie historii, dlaczego miałbym akurat postawić prawo zemsty nad prawem przebaczenia, a w ogóle to dlaczego to ja mam się słuchać tego waszego wodza, a nie on mnie?...
To, że akurat wam frajdę sprawia nienawiść, pranie się po mordach, wypominanie prawdziwych, czy urojonych win, to wasz problem, a nie mój. Moim wrogiem prędzej zostanie ten, kto próbuje mnie do czegoś zmuszać, bo akurat tak mu się to podoba, bo on się uważa za wodza, niż ktoś, kogo mi wskażą jako "nie z twojej nacji".
Nie życzę sobie, aby mi cokolwiek narzucano w kwestii światopoglądowej, w kwestii rozliczeń, zemst, traktowania tych, czy innej ludzi lepiej, albo i gorzej. Jak koło mnie zamieszka Chińczyk, to JA OCENIĘ, czy go lubię, czy nie, czy zechcę się z nim przyjaźnić, pożyczać mu sprzęty domowe, czy zechcę z nim wypić wódkę. Nie widzę potrzeby dostawiania do tego żadnej ideologii, która by to określała. Jak Chińczyk okaże się fajnym gościem, to będę z nim trzymał. A jak drugi sąsiad okaże się świnią i wrednym rodakiem, to będę go nielubił i trzymał się od niego z daleka. Bo to ja zamierzam decydować, nie chcę, aby mi ideologicznie narzucano to, czy tamto.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 11:03, 22 Gru 2020 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Gdyby prostym zdaniem jakoś spuentować, dlaczego odrzucam nacjonalizm w warstwie emocjonalnej, intuicyjnej, to byłoby chyba takie sformułowanie: im bardziej kieruję się mentalnie, czyli połączoną myślą, intuicją i odczuwaniem w stronę zgodności z ideą jakiegoś wyróżnienia, postawienia na piedestale swojego narodu, tym bardziej czuję, jak, wskutek tego skierowania się, karleje we mnie ogólna życzliwość do ludzi, zaś wzrastają uczucia egoistyczne, sugerujące aby wycofać swoją empatię, pragnienie pomocy bliźnim, postrzeganie ich jako osoby emocjonalnie mi bliskie.
Totalnie zatem nie potrafię pogodzić nacjonalizmu z ideami chrześcijaństwa. Nie mam zielonego pojęcia, jak miałbym być jednocześnie nacjonalistą i człowiekiem, który żyje wedle wskazań Jezusa. Przynajmniej ja tego nie ogarniam.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 11:06, 22 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 12:53, 25 Gru 2020 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Gdyby prostym zdaniem jakoś spuentować, dlaczego odrzucam nacjonalizm w warstwie emocjonalnej, intuicyjnej, to byłoby chyba takie sformułowanie: im bardziej kieruję się mentalnie, czyli połączoną myślą, intuicją i odczuwaniem w stronę zgodności z ideą jakiegoś wyróżnienia, postawienia na piedestale swojego narodu, tym bardziej czuję, jak, wskutek tego skierowania się, karleje we mnie ogólna życzliwość do ludzi, zaś wzrastają uczucia egoistyczne, sugerujące aby wycofać swoją empatię, pragnienie pomocy bliźnim, postrzeganie ich jako osoby emocjonalnie mi bliskie. |
W tym sformułowaniu jest też zawarte uogólnienie. Właściwie to nie chodzi mi tylko o to, że nie chcę znacząco wyróżniać swojego narodu przeciw innemu narodowi, ale też wszystkich innych mojości względem inności. Nie chcę stawiać osób o innej religii (także o światopoglądzie ateistycznym) sobie wewnętrznie na konfliktowej płaszczyźnie. Nie chcę - żadnym programem mentalnym - spychać innej płci na jakieś gorsze pozycje. Nie chcę wyróżniać mojego miejsca zamieszkania, zawodu, inteligencji, wiedzy, czy pieniędzy jakie posiadam (akurat bogaczem to chyba nie jestem, choć dla niejednego mieszkańca biednych krajów Afryki, czy Azji pewnie byłbym zamożnym człowiekiem). Chciałbym w człowieku, który naprzeciw mnie stanął widzieć najpierw i przede wszystkim CZŁOWIEKA - bliźniego, brata.
Nie podoba mi się wszystko to, we mnie jakoś mentalnie ustawia na pozycji wymuszającej doszukiwanie się różnic między mną, a tym kimś. I to obojętnie z powodu jakiego pretekstu miałbym się tego doszukiwać. Różnice w kontekście nacji są jednymi z wielu możliwych, ale to nie tylko o te właśnie różnice chodzi.
Choć chyba te różnice narodowe są jakoś najbardziej wyrazistym przykładem tego, jak często PROGRAM RÓŻNIENIA SIĘ ludzi nawzajem jest czysto arbitralny!
Gdyby mi tylko pokazano zdjęcie jakiejś osoby, to w większości przypadków nie odróżniłbym, czy mam do czynienia z Polakiem, czy też z Niemcem, Francuzem, czy Grekiem.
Gdyby noworodka narodzonego w Niemczech wykradziono do Polski i tam wychowywano, bez wiedzy o tym, że miał rodziców Niemców, to ten zapewne wyrósłby na Polaka, a może nawet Polaka nacjonalistę. Podobnie byłoby oczywiście, gdyby wywieźć noworodka polskiego do innego kraju europejskiego, amerykańskiego, czy ogólnie tam gdzie jest dużo białych ludzi i tam go wychowywać w lokalnej kulturze.
Gdyby wychowywać kogoś z wyraźnym naciskiem do kultywowania jakichś narodowych tradycji na terenie obcego kraju, to taki człowiek też będzie się zapewne poczuwał, do tego, co go wyuczono.
Narodowość to w ponad 90% nic innego tylko PROGRAM WYCHOWAWCZY, związany z kultywowaniem tego, co jakaś grupa uznaje za swoje. Nie jest to nic na twardo, jednoznacznie, materialnie przypisanego do osoby.
Ale może nie czepiam się tego, że ktoś ma tam sentyment do jakiejś tradycji, czy do kawałka historii jakiejś grupy ludzi. Ma oczywiście prawo do takich uczuć, do kultywowania tego, co sobie uznał. Nie podoba mi się to, gdy dochodzi tu ASPEKT WROGOŚCI, czy nawet tylko niechęci do kogoś, do najczęściej nieznanej zupełnie osoby. Nie chcę wdrażać się do - dla mnie jakiejś totalnie dziwacznej i obiektywnie nieuzasadnionej - wrogości, opartej o to, że jakaś grupa chce stawiać bardzo silne granice na linii swój - obcy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 17:34, 05 Sty 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Zdaję sobie sprawę, że nacjonalizm być musi obecny w przestrzeni publicznej. Każdy się rodzi jako osobowość nieukończona, nieuporządkowana. Dopiero w życiu, jakie mamy, jakie jest nam dane, a także z emocji pierwotnych, jakie dostaliśmy z genów i kultury, będziemy musieli złożyć siebie. A że instynkt zdobywania hierarchii w stadzie, jak i sam instynkt stada, plemienność są w tym zestawie bardzo mocne, to co niektórych te instynkty zdominują na maksa.
Osobowości słabe podlegają instynktom bez zdolności przeciwstawienia, bez szansy na refleksję. Czasem będzie tak, że słaby umysł, nieuporządkowana osobowość połączy się z silnym ciałem, albo swoistym talentem manipulowania innymi. Powstanie z tego jakiś wódz, lider grupy, pociągający tak samo słabych, nieuporządkowanych w stronę jakiejś idei, która rzekomo miałaby być czymś niezwykle ważnym i cennym. I plemienny tłumek za takim wodzem podąży. I wszystko się wszystkim połączy w całość - ten brak głębszej refleksji i krytycyzmu, połączony z instynktownym pragnieniem dominowania nad innymi, a także ze szczytną (?) ideą wywyższania swoich nad obcych i oddaniem się pod opiekę swojemu wodzowi, który zapewnia opiekę i daje ważny cel - ustala komu należy dać w mordę, a z kim trzymać.
Zdaje sobie sprawę, że płynę na jednej "łódce" z ludźmi, którzy bardzo bardzo pragną tej identyfikacji z grupą, może z wodzem, dla których być ze swoimi, chronić naszość, bić wrogów znaczy dużo dużo więcej w emocjach, niż żyć w pokoju, czynić dobro, chronić słabszych, szukać prawdy. Zdaję sobie sprawę, że człowiek utrzymywany na smyczy przez pierwotne emocje, ma małe szanse na wolność myślenia, że nawet tę wolność często uznaje za zdradę ważnej i szlachetnej - bo przecież wspólnej (w wąskim, wybiórczym, partykularnym rozumieniu, ale jednak wspólnej) - sprawy. Taki człowiek nie wypływa myślą dalej, widzi to, co mu się objawia na skutek jego pierwotnych emocji, zatem nie zada sobie pytanie: czy aby na pewno tak wielki priorytet ma ta konkretna jedna grupa ludzi, z którymi trzyma?...
Taki człowiek nie jest wystarczająco spostrzegawczy, aby dostrzec, że sposób w jaki zakreśla się ową naszość jest tak uznaniowy, że właściwie niemal przypadkowy. Bo naszość można ograniczyć do samego siebie - będąc totalnym sobkiem i egoistą. Można naszość i oddanie całej ważności ulokować w najbliższej rodzinie - i tak się da, i wielu tak funkcjonuje. Można za swoich uznać grupę znajomych, albo mieszkańców własnej wioski. Wtedy ci, których kiedyś jakiś geodeta (może po pijaku) zapisał do wioski pod inną nazwą, staną się już wrogami, za pobicie których warto będzie samemu się narazić, ale przynajmniej spróbować zyskać chwalę tego, który mordę "tamtym" obił. Można też naszość ograniczyć tych, co najbardziej po naszemu gadają - np. Kaszubi do Kaszubów, a Ślązacy do Ślązaków. Wtedy będzie jasne i "szlachetne", aby Ślązak skuł mordę Kaszubowi, albo komuś z Wielkopolski. Oczywiście najwięcej zwolenników znajdzie idea, że Polak powinien trzymać z Polakiem, czyli tak jak w Jałcie ustalili ci z wielkiej trójki, ten co tej stronie Odry, czy Buga zrobi szlachetnie, jak skuje mordę temu, co po drugiej stronie owej rzeki. Tak to jednocześnie ci, co tak psioczą na "jałtańską zdradę" Polaków staną się jej faktycznymi propagatorami i zwolennikami, utwierdzając powstałe podziały swoimi emocjami i decyzjami.
Można tę grupę naszych, nację, z którą się ludzie identyfikują tworzyć na wiele sposobów, może nawet innych, niż te opisane wyżej. Można nienawidzić jakichś ludzi z powodu przynależności do innego klubu sportowego, czy też z powodu innego koloru skóry. Wszystko to, w umyśle i emocjach podległych instynktom pierwotnym, stadnym wyda się zapewne szlachetne i wzniosłe. Jak ktoś ma bardzo wielką potrzebę identyfikowania się z jakąś grupą swoich, to z niesmakiem i może nawet wzgardą będzie spoglądał na tego, który nie widzi żadnego powodu, aby zakreślać jakieś granice naszości - obcości i po prostu gotów jest z życzliwością traktować ludzi tak w ogóle. Taki ktoś może wydać się nawet "bezideowym", albo i nienaturalnie myślącym i reagującym. Bo dla plemiennego umysłu na szczycie rozumienia i odczuwania jest ten paradygmat - określić kto swój, kto obcy, a potem obcemu dać w mordę. Plemienny zapewne nie zrozumie kogoś, kto poświęciłby się dla zupełnie innych idei - np. walki z cierpieniem, krzywdą, chorobami. Plemienny nie poczuje potrzeby, aby kochać ludzi tak w ogóle, bo w jego umyśle zakorzenił się paradygmat o konieczności podzielenia owej puli ludzi na tych do wspierania tych do wrogości. Plemienny w ogóle nie specjalnie rozważa, nie wątpi w żadne swoje odczucia, zdziwi się więc, gdy ktoś zada pytanie: dlaczego mam w sobie rozwijać niechęć i wrogość do kogokolwiek na tym świecie?
Plemienny tego nie zrozumie, bo dla niego owe podziały JUŻ SĄ. To one są dla niego faktem. A że nie jest w stanie zrelatywizować tych swoich, tak pewnych i "oczywistych", podziałów, zestawiając je z innymi możliwymi (może wcale nie mniej zasadnymi), to mu się owe podziały będą jawiły jako matematycznie niepodważalne prawdy. I dla utrzymania znaczenia owych podziałów taki plemienny poświęci wszystko co ma indywidualnego - swoje serce, uczciwość, sumienie, całą swoją duszą postawi na to, aby nasi okazali się tymi, którzy obcych pogromili.
Jako teista wierzę, że nadejdzie czas sądu nad naszym życiem. Uważam, iż sąd w głównej swojej mierze będzie polegał na tym ŻE SAMI PRZED SOBĄ będziemy musieli się wytłumaczyć z własnych decyzji, osądów, postaw. Różnica pomiędzy osądem teraz w życiu, a tym życie w całości podsumowującym będzie taka, że w tym drugim przypadku NIE BĘDZIE MOŻNA OSZUKIWAĆ I IGNOROWAĆ TEGO, CO NIEWYGODNE. Wtedy każdy OSOBIŚCIE POCZUJE co się działo, jak się stało, co było tym rzeczywistym skutkiem dokonywanych wyborów. Poczuje tę krzywdę, to cierpienie, które zadał, jeszcze raz je poczuje i jeszcze raz. A z drugiej strony zobaczy też W JAKIM CELU te krzywdy zadawał - w imię tego, że "nasi górą". Bliżej nieokreślone poczucie wyższości, ten nienasycony nigdy paradygmat "ja jeszcze wyżej i z naszymi, co jeszcze wyżej", który nawet nie ma ostatecznej postaci dla swojego spełnienia, który trudno jest ostatecznie ocenić inaczej niż jako iluzję i wielkie, wielkie nic, zderzy się z tym co niewątpliwie realne - wielki ból i krzywda niewinnych, tych którzy często nawet nie słyszeli i nie rozumieli, że tu jakiekolwiek "strony" występują, że tu ktokolwiek jest z naszych, a ktoś inny z obcych, lecz po prostu chciał żyć. Tylko, że mu tego życia odmówiono, bo jakiś pełen "ideałów" wywyższenia naszości nad waszością morderca, postawił wszystko na jedną kartę - niech nasi wygrywają, a wrogowie giną...
I ten, kto postawił bliżej nieokreśloną "naszość" ponad krzywdę jakichś tam niewinnych ludzi, poczuje ból, bezradność, cierpienie tych ludzi. I będzie spoglądał na szalę tej wagi - z jednej strony ogrom krzywd, których się dopuścił, także cierpienia bliskich sobie, którzy zetknęli się - nieuniknionych w czasie wojen - aktów odwetu, a z drugiej ową potrzebą wygrywania, zdominowania, bycia pierwszym, bycia tym, który dawał w mordę wrogom. I staną ci plemienni jako zwycięzcy, przyzna się nawet im rację - zostaną uznani za tych, co są mocni w biciu, krzywdzeniu, mordowaniu, poniżaniu, wyszukiwaniu sobie wrogów. Zostaną uznani za LUDZI DESTRUKCJI, za tych "lepszych", ale jedynie kategorii wywyższania pychy własnej przeciw pysze cudzej (bo z drugiej strony wojennych barykad oczywiście będą tacy sami w mentalności i "wrogowie - bracia", ci co poniżać pragnęli zawsze, tylko w przeciwną stronę). Przyzna się słuszność, że są to ludzie niezdolni do życia w pokoju, zgodzie i życzliwości. Niech więc żyją tak, jak potrafią - w tej żądzy dominacji, w wywyższaniu się, w ciągłym pytaniu "kto - kogo?", w walce o większą pychę i więcej wywyższenia dla siebie. I będą się nawzajem krzywdzić, zwyciężać i przegrywać, zadawać ból i cierpienie. I znowu będą o tę swojość - naszość walczyć, i znowu, i znowu... W wiecznym boju, w wiecznym krzywdzeniu się nawzajem. Bo do innego odczuwania siebie i świata nie są zdolni...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 22:59, 09 Sty 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Jest jeszcze jeden ważny powód, dla którego odrzucam nacjonalizm. Związany jest ten powód ze stylem myślenia, jaki uważam za właściwy - z MYŚLENIEM FUNKCJONALNYM, SYSTEMOWYM.
Ten rodzaj myślenie preferuje rozważanie spraw na zasadzie BRAKU WYRÓŻNIONEGO UKŁADU ODNIESIENIA. Uważam, że moim obowiązkiem w myśleniu jest traktowanie swojego stanowiska i stanowiska kogoś przeciwnego mi na równi. W kontekście nacjonalizmu oznaczałoby to, że powinienem widzieć sprawą następująco:
- Jako przedstawiciel narodu A wywyższam naród A nad naród B
- Z kolei przedstawiciel narodu B, na tej samej zasadzie wywyższa naród B na naród A, czyli nad mój naród. |
Ten aspekt braku przypisywania sobie wyróżnionej pozycji chcę jeszcze omówić w kontekście nacjonalizmu.
Uważam to za swoiste PRAWO UMYSŁU, za regułę obowiązującą na poziomie wysokim, ogólnofilozoficznym, za POSTULAT POPRAWNOŚCI MYŚLENIA.
W przypadku nacjonalizmu ma to też swój wymiar społeczny i emocjonalny.
O jakim człowieku raczej pomyślę sobie w stylu "głupek", "prostak"?
- Ano o takim, który widzi tylko czubek własnego nosa, który nie dostrzega złożoności spraw, który nie weryfikuje swoich przekonań w żaden sposób, który NIE MA POKORY. W wymiarze społecznym ten brak pokory, prostactwo według mnie osiąga przekonanie na poziomie: my jesteśmy lepsi, tamci są gorsi. Albo: my mamy większe prawa niż inni. Albo: nasze błędy to są albo nieistotne błędy, albo w ogóle ich nie ma, a błędy to popełniają inni. Itp. - pyszałkowatość, przypisywanie sobie wyższych uprawnień, przekonanie o swojej "lepszości".
W etyce mamy coś takiego jak złota zasada: [link widoczny dla zalogowanych]
Wikipedia, ink wyżej napisał: | Złota reguła etyczna (zasada wzajemności) — zasada etyczna „traktuj innych tak, jak ty byś chciał być traktowany”; może być również określana w wersji negatywnej: „nie czyń innym tego, czego nie chcesz, by czynili tobie”[1]. |
Ktoś kto programowo łamie tę zasadę jest według mnie człowiekiem nieetycznym.
Z resztą podobny, niemal identyczny wydźwięk ma najważniejsze przykazanie religii judeochrześcijańskiej w części poświęconej bliźnieńskiemu "miłuj bliźniego swego, jak siebie samego". Różnica jest tutaj taka, że mówi się o uczuciu, emocji, a nie o traktowaniu, lecz w praktyce na to samo przecież wyjdzie.
Ktoś, kto się wywyższa, kto wywyższa także jakąś własną grupę - klub sportowy, grupę znajomych, mieszkańców miejscowości,czy okręgu, naród - ten jest sprzeczny ze złotą zasadą. Taki ktoś odrzucił NAJWAŻNIEJSZY DROGOWSKAZ POPRAWNOŚCI ROZUMIENIA innych istot i swojego miejsca w świecie. Taki ktoś będzie ostatecznie myślał, odczuwał, reagował, działał wadliwie.
Oczywiście mamy też pewne wyróżnienia jakoś naturalne - np. pracujemy najpierw dla dobra własnej rodziny, a nie wszystkich innych rodzin na świecie. Tego nie neguję. Ale ważne jest tu to, że uznając zasadność owego wyróżnienia, nadaję mu wymiar praktyczny, nie jako postulat wywyższania. Nie wywyższam własnej rodziny, choć uznaję, iż moim obowiązkiem jest o nią dbać w pierwszym rzędzie. Gdy okaże się, że moja rodzina ma zapewniony byt, a ktoś z innej rodziny jest w wielkiej potrzebie, to raczej dam moje zasoby teraz temu potrzebującemu, a nie własnej rodzinie, która radę sobie da.
Jak reagujemy na cudze przechwalanie się?
Jak reagujemy na pyszałka, który się wywyższa?
- Ja nie biorę wywyższania się innych za dobrą monetę. Raczej myślę sobie - ale nadęty bałwan, widać że pycha go rozsadza.
Czy zatem miałbym przyjąć za zasadę wywyższanie siebie w tym kontekście?
- Przecież inni zapewne będą postrzegali mnie jak ja tamtego pyszałka, wcale nie wzbudzę ich szacunku. I mam udawać, ze jest inaczej?...
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 23:02, 09 Sty 2021, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 17:54, 10 Sty 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Nie przepadam też za nacjonalizmem z powodu tego, że napotykani przez mnie nacjonaliści zwykle lubią częściej to, czego ja nie lubię.
Nacjonaliści lubią zwykle wojskowość. Ja jej nie cierpię.
Nacjonaliści lubują się też we wspominaniu chwały oręża swojej nacji, pielęgnują pamięć wojennych zdarzeń. Mi zaś jakiekolwiek wspomnienie wojny sprawia psychiczny ból, przykrość.
Nacjonaliści częściej statystycznie będą godzili się na kult wodza. Ja zaś unikam wszelkich form zwierzchności, jak tylko mogę. Z wszystkich sił będę próbował się wykręcić spod jakiejkolwiek władzy, czy próba narzucania mi czegokolwiek, bo komuś się narzucać spodobało.
Nacjonaliści lubią stadność, plemienność, podczas gdy ja z natury jest raczej typem samotnika, który najlepiej czuje się w niewielkich grupach osób, niezobowiązujących układach. Lubię mięć dużo czasu po prostu dla siebie, bez konieczności kontaktu z kimkolwiek.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:18, 19 Sty 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Natrafiłem na ciekawy tekst dotyczący konfliktu narodowościowego w Górnym Karabachu
[link widoczny dla zalogowanych]
serwis onet, link wyżej napisał: | Ta reakcja była taką samą, jaką prawie wiek wcześniej opisał Gustave Le Bon w "Psychologii tłumu", przytłoczony sprawą Dreyfussa i nasilającym się we Francji antysemityzmem. Taką samą, jak pół wieku wcześniej opisał Elias Canetti, próbując ująć w logicznych kategoriach to, co Hannah Arendt zaobserwowała w czasie procesu Adolfa Eichmanna w Jerozolimie. W działaniu tłumu zawsze dostrzegalne jest poczucie prześladowania własnej grupy, brak indywidualnej świadomości, brak własnej woli i chęć jak najszybszego urzeczywistnienia ideologicznych marzeń – w tym przypadku o jednolitym etnicznie państwie. Grupa jest w pełni przekonana do własnych racji, a dyskryminując, sama uważa się za dyskryminowaną. To swego rodzaju kompleks, gdyż przekonanie to opiera się na niespełnionym oczekiwaniu zewnętrznego uznania wyjątkowości i uprzywilejowania.
Przez rozbudzenie tych mechanizmów rozpoczęła się współczesna faza azerbejdżańsko-ormiańskiej rywalizacji. W przypadku etnopolitycznego i terytorialnego konfliktu w Górskim Karabachu narcyzm jest podstawą wszelkich narracji, które mają na celu wskazanie światu przewagi własnych racji nad przekonaniami przeciwnika. Bo racje są tylko po jednej stronie, po drugiej – wyłącznie mity i nadużycia. W efekcie Azerbejdżanie i Ormianie nie rozmawiają ze sobą, utwierdzając się we własnych przekonaniach. Rozmawiają o sobie i o wrogu z zewnętrznymi obserwatorami, ale wyłącznie po to, aby znaleźć jak największy posłuch dla własnego przekonania o wyjątkowości. To samo, co stało się zarzewiem odnowienia konfliktu w końcu lat 80., jest nadal jego siłą napędową, i nic nie wskazuje, że w najbliższej przyszłości miałoby się to zmienić. |
Jakoś ten tekst do mnie trafił, bo dość dobrze odpowiada on moim odczuciom, związanym z kontaktami z osobami o nacjonalistycznym nastawieniu. Jest to cecha myślenia i odczuwania, z którą - właściwie jak z bliskim największego duchowym złem - walczę przez całe moje życie, przeświadczony o tym, że uleganie jej jest czymś w rodzaju podpisania cyrografu na diabelskim kontrakcie. Chodzi o - wyżej podkolorowane - "poczucie prześladowania własnej grupy, brak indywidualnej świadomości, brak własnej woli i chęć jak najszybszego urzeczywistnienia ideologicznych marzeń – w tym przypadku o jednolitym etnicznie państwie. Grupa jest w pełni przekonana do własnych racji, a dyskryminując, sama uważa się za dyskryminowaną. "
Spotykam właśnie takich ludzi, dla których świat jakoś dzieli się w sposób absolutny, niemal "matematycznie niepodważalny" na dobrych swoich i złych obcych. Autor artykułu ładnie to spuentował - jako narcyzm, pełne przekonanie do własnych racji, a do tego oczekiwanie jakiegoś zewnętrznego uznania wyjątkowości i uprzywilejowania.
Ja bym to określił jako rodzaj totalnej blokady przed ujrzeniem w tym drugim człowieku po prostu człowieka.
Dla ludzi o tej mentalności po prostu ten drugi - wrogi - człowiek jakby człowiekiem nie był. Nie był i już! Bo tak jest! Bo... i tu długa litania, perora w cały świat z listą prawdziwych albo i urojonych roszczeń, pretensji, oskarżeń.
Ja po prostu nie chcę być taki!
Nie chcę wyrzec się dostrzegania człowieka w człowieku. Jeśli miałbym ulec tej presji odczłowieczania wrogów, to lepiej abym został jakoś sprawnie unicestwiony już na początku owego mojego mentalnego staczania się.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 23:45, 02 Lut 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Właściwie to trochę uważam, że przyjęcie ideologii narodowej obrażałoby moją inteligencję.
Jak widzę tę ideologię?
Ano tak, że grupa ludzi, która uznała na jakiejś zasadzie swoją przynależność do narodu A, uważa się z tego tytułu za lepszą, od tych, których przyporządkowuje do narodu innego, powiedzmy B. Oczywiście zachodzi zależność identyczna w narodzie B - ci od ideologii narodowej z kolei uważają, iż ich przynależność do narodu B, czyni ich lepszymi ludźmi od tych z narodu A. Każdy mógł się urodzić w innym miejscu na Ziemi, czyli ten co teraz się wywyższa bo jest w narodzie A, a poniża naród B, czyniłby dokładnie odwrotnie, gdyby zdarzyło mu się urodzić w nardzie B.
Zwolennicy idei narodowej zarówno z narodu A, jak i narodu B uznają za stosowne dawać do zrozumienia ludziom wokoło jak to gorsi są ci z innego narodu, a lepsi są z narodu własnego. Dla mnie jest to czyste samochwalstwo.
Z racji tego, że samochwalstwo właściwie od dziecka uważam za coś przynoszącego ujmę temu, co się sam chwali, to cała owa narodowa zabawa w wywyższanie się, w moim odbiorze przynosi jedynie ujmę tym, co się chwalą.
Skromność i życzliwość uważam za cnotę.
Niechęć bezinteresowną do innych ludzi (powód typu: bo tamtego traktuję jako obcego, nie uważam za wystarczającą wymówkę) traktuję jako ujmę, wadę.
Wywyższanie się jest dla mnie formą samochwalstwa, więc traktuję je jako ujmę.
Nie wywyższanie siebie, a dowartościowywanie innych traktuję jako cnotę.
Naiwne to?...
- Dla niektórych pewnie i naiwne.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 14:17, 12 Lut 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Nacjonalizm uwiera mnie mentalnie z powodu odrzucenia czegoś, co ja sam uważam za chyba najważniejszą zasadę rozumu - zasadą unikania arbitralności i podwójnych standardów.
Nacjonalizm już w samej swojej konstrukcji, ale też i swojej mentalności, emocjonalności stawia sprawę dokładnie odwrotnie od powyższej zasady - tu obowiązuje: po prostu my jesteśmy lepsi, nas się powinno wywyższyć, bo to jesteśmy my, bo jesteśmy z naszych.
Reszta de facto jest mydleniem oczu. Istotą nacjonalizmu jest wywyższenie swego ponad obce, inne.
To, jak się do owego celu dochodzi, jakie się wymyśli uzasadnienia, co się zlekceważy, a co uwydatni, to wszystko jest kwestią drugorzędną. Bo jak obserwujemy dyskusje z nacjonalistami, ich wypowiedzi, to zauważymy, że tendencja zmierzania do jakiejś formy neutralnego punktu startowego, godzenia stanowisk, wyważania rzeczy w duchu obiektywizmu, jest zwyczajnie nieobecna. Jest za to silnie obecna tendencja przeciwna - wykazywania, że niezbędne jest asymetryczne traktowanie ludzi, historii, pojmowania spraw, że właśnie wielką zaletą i wartością nacjonalizmu jest dokładnie to, iż on jest stronniczy. I to owa stronniczość na plus wobec swojego narodu jest właściwie celem i sensem nacjonalizmu.
Jeśli nawet gdzieś nacjonalista odwołuje się do ogólnych, obiektywnych standardów, jeśli nawet nawiązuje do czegoś, co uważa się za obiektywizm w traktowaniu rzeczy to i tak w zdecydowanej większości przypadków robi to na chwilę, okazjonalnie, aby za chwilę wykazać to, co jest jego celem - wywyższenie własnego narodu, plemienia, nigdy potraktowania sprawy na równi, szukając jakiegoś obiektywnego balansu w osądach. W ogóle, przyjmowanie przez nacjonalistów jakichś obiektywnych standardów jest pozą, jest udawaniem. Bo nie wypada swojej tezy zgłosić jako takiej absolutnej arbitralności w rodzaju: ogłaszam, ze my nasz naród jesteśmy najlepsi na świecie, niezależnie od tego, co by ktoś sobie na ten temat myślał i tego się trzymajmy. Tak wprost powiedzieć nie wypada, bo to oznacza jawne odrzucenie odwołania się do jakichkolwiek POWODÓW uznania czegoś, jest ogłoszeniem na zasadzie "tak jest, bo ja tak mówię". Takie wprost ogłoszenie swego, nie odwołujące się do niczego co to uzasadnia, jest jednak odbierane jako po prostu jako skrajne chciejstwo i pobożne życzenie. Więc trzeba trochę poudawać, że to wywyższenie narodu własnego z czegoś tam niby wynika, trzeba się na coś tam powołać, bo to rzekomo ma jakoś dowieść głoszonej tezy. Problem w tym, że jak się zagłębimy w zdecydowaną większość uzasadnień nacjonalistów, jak już zajrzymy do tego co tam ma być podstawa ich stwierdzeń, to szybko ujrzymy tam taką skrajna uznaniowość, wybiórczość, traktowanie rzeczy kompletnie wedle własnych chciejstw, że każdy jako tako ogarnięty zorientuje się, iż mamy do czynienia z taktyką: biorę wyłącznie to co wspiera moje przekonania, a z góry odrzucam wszystko, co by te przekonania podważało. Jest to zatem jawnie używana zasada podwójnych standardów, nieobiektywnego, a wręcz intelektualnie nieuczciwego traktowania ocen.
I nawet w tych wypowiedziach, w których nie jest jakoś kładziony nacisk na bezstronne spojrzenie nacjonaliści się co do tego przyznają - jawnie deklarują, iż tego właśnie chcą, to jest ich celem - wywyższyć po prostu własny naród, a nie rozkminiać jak to z tymi narodami jest obiektywnie.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 14:47, 12 Lut 2021, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 17:20, 21 Lut 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Odrzucam nacjonalizm jeszcze z jednego, dość ogólnofilozoficznego powodu. Jest tym powodem zdystansowane podejście do tworzenia jakichkolwiek podziałów.
Nacjonalizm postuluje podział ludzi na ziemi w oparciu o koncepcję nacji - narodu. To, że w ogóle jakieś ścisłe wyłonienie owej koncepcji narodu we w miarę jednoznacznej definicji jest trudne (mamy wiele definicji narodu), jest jedną sprawą. Ale inną, w kontekście tego posta zasadniczą, jest pytanie: czy w ogóle warto szukać sobie powodu do podziałów JAKICHKOLWIEK?
Pytanie jest o tyle ważkie, że podziały i tak będą, jak że różnimy się pod wieloma względami - np. płcią, wiekiem, majątkiem, inteligencją i wykształceniem, pozycją społeczną, miejscem zamieszkania, urodą, wyznawaną religią, typem osobowości, kolorem skóry, doborem przyjaciół, posiadanymi wrogami, zapatrywaniami politycznymi, artystycznymi itd. itp.
Każdy z tych podziałów, jak się ktoś chce do niego czepić, może być podstawą do różnego rodzaju działań separujących od siebie ludzi. Ludzie separowali się np. kolorem skóry (były osobne miejsca w pojazdach komunikacji zbiorowej dla białych i czarnych), pozycją społeczną (nie zapraszano chłopstwa, innych biedaków na przyjęcia feudałów), dzieci maja inne prawa iż dorośli, wykształceni i inteligentni zwykle trzymają się raczej osobno od tych mało bystrych i słabo wykształconych. Czasem w państwach tworzy się nawet prawa sankcjonujące segregację, czasem jest to tylko w sferze obyczajów, zachowań towarzyskich.
Nie sądzę, aby wszystkie podziały miały kiedykolwiek zupełnie zniknąć. Ale też nie uważam, aby warto je było eskalować. W tym także uważam, że nie warto jest eskalować podziałów narodowych. Raczej warto jest je wyciszać, czynić mniej ostrymi, odejmować im znaczenia. Dzięki temu, że ogólnie podziałów w społeczeństwie jest mniej, ludzie są sobie bardziej życzliwi, chętni do współpracy, a ogólnie szczęśliwsi.
Może nie wszyscy czują się z małą ilością podziałów komfortowo. Są osobnicy, którzy z powodów charakterologicznych, może wychowania, może genów dzielić ludzi lubią (niektórzy chcą dzielić i rządzić). Ci będą robili wiele, aby po pierwsze samemu postrzegać innych pod katem różnic, a pod drugie chętnie skłaniają pozostałych członków społeczności, przyjaciół, znajomych do podzielania z nimi potrzeby dzielenia się, separowana w różny sposób. Myślę, że dla niektórych, skrajnie pragnących podziałów nie ma innej rady, jak po prostu pozwolić im się oddzielić. Niech siedzą w odseparowaniu od innych, skoro to lubią. Niech tam tkwią w samotności, którą sami sobie wybrali.
Tym, którzy czują, że taki pęd do dzielenia się jest bez sensu, warto powiedzieć, aby się nie dali zainfekować myśleniem separatystycznym. Bo wielu jest gdzieś na granicy - do końca nie są pewni, czy raczej separowanie się jest ich naturą, czy wspólnota, łączenie się. W środowisku, które separatyzmu raczej wycisza owi ludzie będą, na zasadzie dobrego konformizmu, też bardziej zgodni, mniej skłonni do konfliktów. Ale na tych skrajnych rady nie będzie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 10:53, 15 Kwi 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Moja rezerwa do nacjonalizmu wzięła się też z pewnej obserwacji ludzi. Związane jest to z pytaniem: na ile nacjonalizm jest kwestią osobistego wyboru?
A może nacjonalizm to atawizm stadny?
Dość podstawową obserwacją tutaj jest zachowanie grup kiboli. Oto dla pewnej części osób w jakiś sposób "emocjonalnie oczywiste" jest to, że warto jest silnie związać się z jakimś klubem sportowym, a potem rywalizować, traktować jako wrogów, nawet bić fanów innego klubu. Tak to sporej części ludzi jakoś "naturalnie" w głowach się układa, że tak warto, tak należy, o to w życiu chodzi.
Mi akurat taki pomysł, żeby gdzieś tam lać się po mordach na ustawce tylko dlatego, że ja jestem fanem klubu A, a ktoś z przeciwka fanem klubu B, wydaje się absurdalny. Po co miałbym to robić?
Zastanawiam się zatem PO CO KOMUŚ TE EMOCJE ZWIĄZANIA SIĘ Z JAKĄŚ GRUPĄ?
Najwyraźniej ci ludzie mają taką potrzebę. Tak czują. Może nie ma powodu stawiać pytania "po co?" w tym przypadku.
Ale też płynie z tego i wniosek: ludzie mają, czasem silnie na nich działające, potrzeby identyfikowania się z jakaś grupą.
Owa grupa może być - jak pokazują obserwacje - dość dowolna. Może to być klub sportowy, rasa do której się należy (kolor skóry), państwowość jaką się posiada, narodowość do jakiej się ktoś poczuwa, dzielnica, w której się mieszka, nawet płeć.
Nacjonaliści są, jak zauważyłem, przekonani i tym, że narodowość jest czymś obiektywnym. Ale zestawiając to stwierdzenie z całą tą ogromna masą alternatyw identyfikowania się z grupami maści wszelakiej, a także z problemem samego zdefiniowania narodu w sposób, który nie będzie budził żadnych wątpliwości, raczej skłaniam się ku tezie, że nacjonalizm napędzany jest pewną potrzebą wrodzoną, atawizmem stadnym. Czyli nie tyle został przez kogoś wybrany (jak ktoś zostanie adoptowany w dzieciństwie i mieszka wśród ludzi o innym narodzie, niż ten genetyczny - o ile coś takiego jak genetyczny naród istnieje - to przejmuje identyfikację z tym narodem, w którym się wychował, a nie narodem rodziców), co wynika z tego w jakim środowisku się wychowywał.
Ja w życiu staram się dawać priorytet raczej temu co obiektywne, niż temu co arbitralne uznaniowe, umowne. Przynależność do grupy postrzegam jako w wysokim stopniu nie wynikającą z obiektywnych powodów. Dlatego traktuję wybór o "trzymaniu z" tymi a nie tamtymi jako mający dość niski priorytet w przyznawaniu temu znaczenia. Oczywiście mam prawo być fanem zespołu rockowego, klubu sportowego, płci, czy nawet narodu. Jednak nie zamierzam sobie roić, iż to moje bycie fanem jest jakąś wyjątkową wartością. Ja wybieram, nie mną się tutaj wybiera.
Ale też przykład kiboli jakoś mnie zniechęca do "zbytniej" przynależności. Skoro widzę absurdalność lania się po mordach z tego powodu, że się nosi inny szalik, niż mam go ja, a właśnie dlatego miałbym sprać tego drugiego na kwaśne jabłko, to widzę też wielka umowność poczucia przynależności do wszelkich innych "klubów" - już nie tylko sportowych, ale dowolnych. I tak jak tę potrzebę lania po mordzie osobnika z innym szalikiem traktuję jako rodzaj atawizmu, jako instynkt, czyli coś niższego niż świadomy wybór i przemyślenie, tak też z bardzo dużą ostrożnością i wręcz podejrzliwością traktuję podobne emocjonalne zaangażowanie się (szczególnie jakieś zaangażowanie się bez reszty) w mój naród. Bo mogło być nawet tak, że niejeden zaangażowany nacjonalistycznie został podmieniony w szpitalu i nie wie, iż tym genetycznie "jego" narodem, jest ten naród, z którym akurat jest w nieprzyjaźni.
A tak w ogóle, to - choć jakoś wybory ludzkie w kwestii przynależności różnych uznaję - to jednak znacznie wyżej od nich traktuję świadomość indywidualną.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 13:28, 16 Kwi 2021, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 12:45, 08 Maj 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Nie wiem, czy właściwie nie najbardziej istotnym powodem odrzucania przeze mnie nacjonalizmu jest OBSERWACJA JAK NA MNIE DZIAŁAJĄ ODCZUCIA związane z nacjonalizmem. Bo nie będę ukrywał, że nie są mi całkiem obce te uczucia. Nieraz je w sobie miałem, mogłem im się przyjrzeć, mogłem też przeanalizować jakie skutki daje kultywowanie owego przekonania o jakiejś niezwykłej ważności identyfikowania się z narodem, do którego się miałbym poczuwać. I co spostrzegłem?
- z pewną formą mentalnego przerażenia dostrzegłem, że im bardziej pozwalam swojemu umysłowi i uczuciom "żeglować" bo emocjach i ideach "jaki wspaniały jest mój naród", "jak piękny jest ten związek moich emocji z moim narodem", "jak wielkie rzeczy mój naród w sobie nosi, jak bardzo jest ważny" itp. tym bardziej ZACZYNAM DOZWALAĆ SOBIE MA MYŚLOWE ABSURDY I FAŁSZE. Próbowałem, ale nie byłem w stanie zapanować nad tym jawnym zakłamywaniem rzeczywistości, jakie pojawiało się, gdy mentalnie kierowałem się w stronę nacjonalizmu. Z pewnym przerażeniem obserwowałem jak rozwijają się we mnie absurdalne postawy w stylu:
- oskarżanie niczego nie winnych ludzi o złe intencje, przypisywanie cech zupełnie bez obiektywnych podstaw, tylko na zasadzie "skoro obcy, to znaczy że gorszy, głupszy".
- żałosny sentymentalizm i myślenie życzeniowe względem tego co z mojego narodu - jaki to ten naród bardzo uciśniony, a jaki szlachetny, jaki poszkodowany, a jaki nieskazitelny
- tendencja do stosowania jawnie podwójnych standardów - ten sam czyn, jeśli go postrzegałem w kontekście wywyższenia własnego narodu magicznie stawał się dobrym, a jeśliby miał działać w przeciwną stronę, nagle robił się zły.
- tendencja do przeinaczania faktów, koloryzowana historii, ignorowania niewygodnych dla własnego narodu zdarzeń i okoliczności
itp. itd.
Dla mnie obiektywizm był zawsze niezwykle istotną wartością. Wewnątrz siebie czuję, że niejako "obiektywizm to ja". Gdy stają naprzeciw siebie obiektywizm, a w nim bezstronność rozumowania, czyli uczciwość intelektualna a z drugiej strony jakieś emocje utrzymywania czegoś na życzeniową stronę, bo uważam za rodzaj obowiązku wobec siebie (choć chyba także też formą oddania chwały Bogu, w szczególności Duchowi Świętemu) opowiedzenie się po stronie obiektywizmu, uczciwości intelektualnej, usuwania z mojego myślenia podwójnych standardów. W moich emocjach sprawa jest prosta - jeśli miałbym udzielać sobie jakiejś pełnej, czy nawet daleko posuniętej zgody na zakłamywanie rzeczywistości, a alternatywą byłoby nie żyć, zniknąć, zginąć - to wybieram zdecydowanie unicestwienie swoje osoby. Czuję trudny do opisania wstręt do kogoś takiego jak "Michał zakłamany".
Przy czym, pewnie niejeden tu chętnie odparuje - ty, Michale, już jesteś zakłamany! Co myślisz o sobie, że taki obiektywny jesteś?!!! Na pewno masz w sobie pokłady kłamstwa, z których się nie rozliczyłeś, które na ciebie działają. Nie jesteś wcale święty pod tym względem!
- I tacy ludzie będą mieli rację! (w jednym znaczeniu, bo w powyższych zarzutach zwykle też zawiera się forma ukrytego fałszu). Tak rzeczywiście jest, iż ja mam świadomość tego, że nie jestem święty, nie jestem doskonały pod kątem rozliczenia się z kłamstwem we mnie. Ale tu nie chodzi o to, że ja twierdzę, iż już teraz spełniam swój ideał obiektywizmu. Takiego stwierdzenia nie wysuwam i nie zamierzam wysuwać. Twierdzenie moje jest zupełnie inne: nie chcę akceptować w sobie fałszu, podwójnych standardów, myślenia życzeniowego!
To oznacza, że DEKLARUJĘ BEZPARDONOWĄ WALKĘ z zakłamaniem we mnie, a nie że w tej walce jestem już zwycięzcą. Nie, nie jestem zwycięzcą, mam liczne przegrane bitwy, mam świadomość tego, że czego mnie mozolny bój z mentalnymi słabościami. Chodzi jednak O NIE UDZIELENIE SOBIE ZGODY NA ZAKŁAMANIE. Chodzi o aspekt wewnętrznej zgody, a nie o jakiejś deklarowanie co mi się tu udało, a co nie. Być może - patrząc z jakiegoś zewnętrznego absolutnego punktu widzenia (o ile coś takiego w ogóle miałoby mieć sens) jestem bardzo bardzo na początku drogi tej walki o obiektywizm myśli. Może... Tego nie potrafię sam stwierdzić. Ale stwierdzić mogę, że CHCĘ o ten obiektywizm zawalczyć, że się z nim identyfikuję bardzo mocno. Nie wiem, czy tę walkę wygram. Ale pewne rzeczy można stwierdzić dopiero wtedy, gdy się spróbuje, a nie z góry.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 10:17, 28 Maj 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Solidaryzuję się z myślą A Einsteina:
A Einstein napisał: | Nacjonalizm nie jest niczym innym jak próbą usprawiedliwienia, za pomocą idei, militaryzmu i agresji. |
Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 14:17, 16 Wrz 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Dziś uświadomiłem, a właściwie przypomniałem sobie, co było moim osobistym punktem przełomowym, który spowodował, że odrzuciłem nacjonalizm. Był to pewien proces, swoiste przewartościowanie wewnętrzne moich poglądów. Nie stało się to z dnia na dzień.
Gdybym to miał jakoś opisać względnie prostym sformułowaniem, to mogłoby ono przyjąć następującą postać:
uświadomiłem sobie, że zdecydowana większość tego, co buduje postawę nacjonalistyczną jest skrajnie subiektywnym chciejstwem, jest de facto odrzuceniem postulatu równości stron i obiektywizmu rozumowania.
Kiedy to do mnie dotarło, zrozumiałem że nie byłbym w stanie obronić racjonalności swojego rozumowania, godząc je z postawami nacjonalistycznymi. Sam nacjonalizm bowiem, jeśli miałby jakoś wyróżniać OBIEKTYWNIE ten mój/nasz naród musiałby, wskazywać cokolwiek, co jest spoza osobistych emocji, walki o wywyższenie ego, arbitralnego uznania, że to moje tu i teraz, to AKURAT MOJE, z nie wiadomych powodów jest inne od tych miliardów "akurat moich" wszystkich innych narodów i ludów świata. Nie potrafię wskazać takie obiektywnego wskaźnika - powodu dla wywyższenia właśnie tej grupy ludzi, z jaką teraz się identyfikuję.
Mój umysł domaga się obiektywizmu, domaga się go żywotnie, wręcz "histerycznie", to takie moje "być, albo nie być". Tak silna akceptacja wszystkiego tego, co subiektywne, uznaniowe, co z chciejstwa pochodzi, jak to ma miejsce w przypadku uznania arbitralnego określonej jako "mój naród" grupy ludzi - taka akceptacja jest dla mnie DOZWOLENIEM CHAOSU POZNAWCZEGO.
Jeśli "wolno mi jest" (dałem sobie na to przyzwolenie mentalne) godzić się na to, że oto naprawdę (!) uznałbym tę "naszość" (która ewidentnie jest subiektywna, którą każdy dostaje tylko z miejscem urodzenia i wychowania) jako coś zasadnego epistemicznie, jako możliwą podstawę dla dalszych decyzji, to...
to znaczy, że w ogóle idea prawdy obiektywnej obróciła się u mnie w proch!
Krótko mówiąc, dla mnie jest albo - albo:
albo nacjonalizm,
albo
obiektywizm i prawda rozróżnialna od chaosu
albo mam prawo wyróżniać tak przypadkowy aspekt sprawy jak moje miejsce i środowisko wychowania, uznając to za coś, czemu poświęcam moją osobę,
albo
możliwość budowania zasadności innej, niż ludzkie chciejstwa.
Nacjonalizm jest według mnie od początku niemal czystym chciejstwem i instynktowną decyzją, która nadpisuje swoją mocą mechanizmy obiektywnej prawdy. Po prostu tu nie widzę szansy na pogodzenie - albo prawda obiektywna, albo nacjonalizm (i podobne mu identyfikowanie się z dowolnie wybraną grupą, dowolnie wybranym arbitralnym aspektem życia społecznego).
Ewangelia Mateusza 6 napisał: | (24) Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie. |
Nacjonalizm postrzegam jako "Mamonę grupowych emocji", jako władcę (ostatecznie władcę despotycznego), który swoimi rozkazami (tak ze świadomości, jak i podświadomości) ostatecznie zniszczy mój rozum, spowoduje że zamiast zasadności przyjmowania przekonań, dostanę chaos - brak stabilnych reguł.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 20:29, 18 Wrz 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Jako symetrysta z przekonania próbowałem sobie znaleźć jakiś rozumowy argument za nacjonalizmem. Ale powtórzę: ROZUMOWY. Nie byłem w stanie podać żadnego, który nie byłby jakoś jawnie naciągany.
Potrafię oczywiście podać argumenty emocjonalne, bądź związane z czysto arbitralnymi chciejstwami w rodzaju:
- "trzeba być zakorzenionym w jakiejś grupie" - ale niby dlaczego właściwie "trzeba"? Może nie trzeba...
- trzeba się bronić przed wrogami, a najlepiej czynić to w gronie swoich - ale znowu tu się pojawia pytanie: a niby dlaczego z góry mam zakładać podział wrogości po linii narodowej?
- czy może "Bóg stworzył narody" - ale znowu... stworzył ludzi, którzy potem na narody się podzielili, ten podział nie jest od Boga, tylko od człowieka (można by co najwyżej zrobić wyjątek dla Narodu Wybranego).
- "kto nie jest ze swoim narodem, ten jest zagubiony" - ja tam takiego zagubienia nie czuję, a wręcz wciskanie mnie w przynależności różne (na siłę) wzbudza we mnie poczucie zagrożenia, że może za chwilę jakiś idiota - wódz (w typie Hitlera) wymyśli wojnę w imię "interesów narodowych" i ja zostaną do niej na siłę zaangażowany.
Jest jeszcze parę podobnych - jak dla mnie całkowicie gołosłownych, wynikających z subiektywnych odczuć osób, która potrzebę przynależności narodowej czują - o rzekomej "konieczności" posiadania identyfikacji z jakimś narodem.
Czy jednak całkiem odrzucam aspekt narodowy?...
- Cóż, co to, to nie.
Mam przecież pewien emocjonalny związek z ludźmi mi bliskimi akurat z tego narodu, z historią tego narodu (którą znam lepiej, niż historię innych narodów), posługuję się najlepiej językiem narodowym, czuję pewien rodzaj satysfakcji, gdy przedstawiciele mojego narodu okazują się - już na forum międzynarodowym - ludźmi godnymi szacunku i podziwu. Jest tu jakiś sentyment, także rodzaj pewnej więzi; także do symboli narodowych. Ale daleko mi jest od potrzeby eskalowania owej więzi, czy uczuć narodowych. Trzymam je na kontrolowanym, dalekim od przesadnego angażowania się poziomie. A przede wszystkim staram się być życzliwym dla całej ludzkości - bez względu na narodowość. Raczej chcę szukać zgody i bliskości, niż eskalować różnice i wzajemne narodowe urazy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:38, 22 Paź 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Sama idea walki, konfliktu różnicowania się w imię wywyższenia i w imię tego, że tu są nasi, a tam gdzieś jacyś nie nasi, tylko "obcy"...
- Cóż to za idea?...
Tam gdzie w ogóle są różni ludzie, bo nie robi się ludzi z jednej formy na taśmie produkcyjnej, jest oczywiste, że będą różnice. Ten fakt jest nie do uniknięcia, nie do przełamania - zawsze będziemy mieli jakieś spektrum podobieństwa ludzi, czy to do tych, czy do innych.
I teraz oto z faktu, iż te - powtórzę nieuniknione - różnice wystąpiły, ktoś wysnuwa wniosek o konieczności konfliktowego, rywalizacyjnego, opartego o kwestię "kto - kogo?" ustawianie relacji między owymi ludźmi. Skoro tych różnic uniknąć się nie da, to konflikt mamy jak banku. Wiedząc to, od razu możemy zdiagnozować ideę walki i rywalizacji pomiędzy odmiennymi grupami ludzi (w tym narodami) jako od początku zaprojektowaną, aby konflikt osiągnąć.
Zdemaskujmy to udawanie - tu wcale nie chodzi o to, aby osiągnąć coś innego, jak tylko pretekst do skonfliktowania się, a dalej do jakiejś walki. Nie ma jak zmyć z siebie tej okoliczności, że urodziliśmy się JACYŚ, a zapewne inni względem innych jakichś. Nie ma ucieczki przed okolicznością stawianą tak, że różnica występująca między ludźmi ma stanowić postawę do jakiegoś konfliktu. W tym stawianiu sprawy już od początku jest zaszyta - mniejsza bądź większa - wojenka, czy w ogóle wojna.
Samo podkreślanie to, że my jesteśmy tak inni niż tamci, w warunkach gdy postrzegamy tę różnicę rywalizacyjnie, w kontekście jakichś tam możliwych krzywd z przeszłości, czy jakichś tam terytoriów, które - jak to w historii bywało - zmieniały swoje przynależności, ma w sobie zaszyte zarzewie konfliktu. Nie ma jak być inaczej!
Nawet gdyby ktoś z tamtej strony najbardziej chciał pójść nacjonaliście na rękę, nawet jakby bardzo chciał uniknąć konfliktu, to i tak będzie inny, a także zostanie arbitralnie przypisany do historycznych zaszłości poczynionych przez przodków ludzi, z terenów, z których się wywodzi. To co taki ktoś ma robić, kto chciałby owych konfliktów nie prowokować? - Od razu sam sobie w łeb palnąć?...
Tu zapewne typowy nacjonalista nam odpowie: no nie! Powinien też bronić swego narodu! Powinien dzielnie stanąć do walki.
Taka zapewne będzie reakcja nacjonalisty, który z resztą czuje szacunek dla nacjonalisty z drugiej strony. Dla nacjonalisty ten drugi nacjonalista - niby wróg - ale tak naprawdę niezbędny element jego konstrukcji mentalnej, jest niezbędny. W końcu - rozwiejmy tę ułudę - to właśnie o to chodzi, aby ten konflikt był!
Nacjonalista konfliktu pragnie, dla niego żyje. Nacjonalista będzie śpiewał pieśni o tych, którzy się bili, których zabijano, a którzy sami zabijali. On tego po prostu chce, to jest jego cel.
Jakby nacjonalista konfliktu nie chciał, to by nie ustawiał całej tej misternej układanki w swoje wartości tak, aby konflikt mu nieuchronnie wynikł. Szybko, po zorientowaniu się do czego to prowadzi, wycofałby się z eskalowania aspektu różnic, z podsycania antagonizmów, ze wspominków rzewnych walk z historii, z "chwały oręża". Ale nacjonalista tego nie zrobi, bo po prostu nie jest zainteresowany, aby zwracać uwagę na to, co prowadzi do pokoju, lecz jest zainteresowany tym, co konstruuje konflikt.
Nie ma co udawać, że jest inaczej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 12:30, 16 Lis 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Trochę też chyba dlatego odrzucam nacjonalizm, że jestem na bakier z uczuciem DUMY. Właściwie to chyba wręcz gardzę dumą. Nie dopuszczam dumy do swoich emocji, jeśli się pojawia, to ją "gonię", traktując ją jako rodzaj destrukcyjnego wirusa w mojej mentalnej konstrukcji. Nie jestem zatem dumny z niczego - ani z siebie, ani z tego co może czasem osiągnąłem, ani z rodziny, ani miejsca, ani czasu, ani też tej czy innej grupy ludzi, do których przynależność jakoś by mi przypisano.
Nie jestem dumny, bo uważam dumę za wadliwą emocję, za coś, co tylko psuje mi cel podstawowy: mieć krystalicznie niezmącony emocjami i chciejstwami ogląd rzeczywistości. A nacjonalizm, który nie zawiera w sobie poczucia dumy z własnego narodu, to przecież żaden nacjonalizm...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 19:30, 04 Gru 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
Odrzucam nacjonalizm, bo uważam postawę nacjonalistyczną za rodzaj patologicznego potraktowania pewnego aspektu różnicującego ludzi (chodzi oczywiście o aspekt narodowy).
Ludzie różnią się na wiele sposobów - np.
- mamy grubych i chudych, ale prawie nikomu nie przychodzi do głowy, aby z powodu tego, ze się jest chudym, uznać IDEĘ niechęci do grubych (i vice versa przeciw chudym)
- mamy owłosionych na głowie i łysych, ale za dziwną postawę uznano by, gdyby frakcja owłosionych nagle uznała za niezwykle cenną i nobilitującą IDEĘ separowania się od łysych, wykrzykiwania "łysi do łysolandii!!!", albo nawet żądać ekskluzywnego miejsca wyłącznie dla owłosionych. Bo nawet jeśli gdzieś klub gości obdarzonych szczególnie dużym owłosieniem powstaje, to zwykle ma on charakter bardzo hobbystyczno - humorystyczny, nieagresywny,
- mamy wysokich i niskich, która to różnica oczywiście też mogłaby się stać powodem podziału ludzi, a dalej wielkiej solidarności tych niskich, z IDEĄ patrzenia spode łba na wysokich, jako tych gorszych, czy jako tych, którzy prześladują niskich.
- można się różnić jeszcze na wiele innych sposobów...
I każdy z tych sposobów, teoretycznie można uczynić powodem podziału i niechęci wzajemnych, a także uznawania za wielką i wspaniałą IDEĘ pielęgnowanie owych podziałów i niechęci, wykrzykiwania aby ci z drugiej strony owego podziału gdzieś się od nas oddalili, aby ich traktować gorzej, niechętnie, nawet wrogo. To oczywiście MOŻNA czynić.
W przypadku idei narodowej mamy o tyle ciekawą sytuację, że w większości przypadków nawet mamy OBIEKTYWNIE MNIEJSZE RÓŻNICE pomiędzy ludźmi, niż np. w przypadku podziałów gruby - chudy, wysoki - niski, itd. Bo w tych ostatnich przypadkach mamy PRZYNAJMNIEJ MIERZALNE OBIEKTYWNIE różnice. Tymczasem gdyby tylko postawić obok siebie np. Polaka i Ukraińca, Polaka i Niemca, Polaka i Białorusina, Polaka i Litwina, to zapewne (dopóki nie zaczniemy z tymi ludźmi rozmawiać) to nie będziemy w stanie pomiędzy narodowościami rozróżnić. Nawet eksperci naukowcy najczęściej będą mieli z tym gigantyczny problem, co najwyżej będąc w stanie nieco zbliżać się w stronę tylko zwiększenia PRAWDOPODOBIEŃSTWA (dalekiego od pewności), z przedstawicielem jakiego narodu mamy do czynienia. Jeśli Pan Bóg, mając duszę, którą miałby umieścić w jakiej zapłodnionej komórce jajowej, czy zarodku, zmieniłby swoją decyzję o 500 metrów, przeskakując granicę państwa, to zamiast Polaka z tej samej duszy powstałby Niemiec, Ukrainiec, Białorusin, Litwin. My mogliśmy być przedstawicielem każdej z tych nacji, gdyby tylko Panu Bogu zachciało się tę duszę, czy jej pierwociny umieścić w organizmie kobiety, mieszkającej ileś tam kilometrów dalej, niż to się stało.
Teraz nacjonalista polski ma "wielką ideę wspaniałości narodu polskiego". Gdyby się urodził po drugiej stronie granicy, to może miałby tak samo "wspaniałą ideę wielkości narodu ...", a jednocześnie patrzyłby niechętnie na naród polski, jako obcych, w identyczny sposób, jak teraz jako Polak traktuje obcych względem narodu, w którym się urodził, bądź właściwie tylko wychował.
Ale choć różnice wzrostu czy wagi - przecież o wiele bardziej obiektywne - wydają się być nikomu (prawie, ale wtedy pewnie będziemy mówili o oszołomach) nie wystarczające, aby na nich budować jakieś wielkie chęci i niechęci, to ta NAJMNIEJ OBIEKTYWNA, najbardziej de facto przypadkowo powstająca różnica skłania takie rzesze ludzi do wyznawania wspaniałej idei wywyższenia narodu własnego nad inne narody.
Nie potrafię tego odebrać inaczej, jako jakiś absurd...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 14:14, 08 Gru 2021 Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm? |
|
|
W swoje istocie nacjonalistyczna niechęć do ludzi innej nacji, sprowadza się do postawy: daję sobie prawo do niechęci, nieżyczliwości (w skrajnych przypadkach nawet pogardy i nienawiści) względem ludzi, TYLKO DLATEGO, że są w pewien sposób inni, niż ja.
Warto zwrócić na to uwagę, że jest to PROGRAMOWO zainputowana do uczuć niechęć w oparciu o ABSOLUTNIE NIEZAWINIONE (przynajmniej niezawinione w znacznej ilości przypadków) okoliczności!
Tego rodzaju niechęć jest po prostu niechęcią dla samej niechęci!
Zawsze będziemy się czymś różnili od siebie (jako ludzie) o ile nie jesteśmy swoimi klonami. Czyli dozwolenie na nieżyczliwość z powodu odmienności kogokolwiek jest właściwie uhonorowaniem bezinteresownej niechęci.
Nie czepiam się nacjonalizmu (o ile taki występuje, może...), który by nie zawierał w sobie aspektu niechęci do innych nacji. Jeśli ktoś nacjonalizm rozumiałby na zasadzie: wszystkich szanuję, staram się lubić, być życzliwym wobec nich, nie zamierzam doszukiwać się w nich złych cech i powodów do konfliktu, ale ten własny naród pragnę innym zaprezentować jako wartościowy - taki nacjonalizm uznaję i go nie odrzucam.
Ale czy taki ktoś jest w ogóle nacjonalistą?
Czy da się być nacjonalistą bez wzmacniania w sobie uczuć niechęci do innych nacji?...
Może...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|