|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 2:20, 15 Wrz 2019 Temat postu: Czy powinniśmy sami sobie wszystko wybaczać? |
|
|
Takie proste pytanie.
Zadaję je sobie: czy powinienem sobie wszystko wybaczyć?
Uważam, że odpowiedź wcale nie jest oczywista. Właściwie to wg mnie jest ona trochę "tak" i trochę "nie".
Dlaczego trochę "tak"?
- Bo, jako chrześcijanin, czyli ktoś wierzący w zbawienie w ostatecznym rozrachunku, przyjmuję to ostateczne przebaczenie - przede wszystkim przez Boga, ale i przez wybaczających ludzi, czy na koniec wybaczamy sobie także my.
Teraz jednak chcę wziąć się za to "nie", uważając je za znacznie ciekawsze.
Aby sprawę ujrzeć we właściwym świetle, alby nie było nam zbyt łatwo, spróbuję pytanie z lekka zmodyfikować, odwrócić. Warto zadać sobie proste pytanie: czy obserwując INNYCH LUDZI, wybierając tych, którzy łatwo sobie wybaczają wszystko złe, co czynią innym ludziom - to czy owych ludzi uznalibyśmy raczej za dobrych, czy za złych?
Warto spojrzeć na sprawę najpierw z ogólniejszej, nie własnej perspektywy - jak to jest u innych?
Nie wiem, jak Czytelnik tych słów, ale wedle moich obserwacji, to źli, nieczuli, egoistyczni ludzie rekrutują się właśnie spośród tych, którzy łatwo sobie odpuszczają swoje niewłaściwe uczynki, wybory.
Oczywiście wyjątki się zdarzą - są ludzie, którzy wciąż coś źle robią, a potem tego żałują (szczerze). Ale jednak tacy (słabi) ludzie, prędzej czy później jakoś się zmieniają na lepsze. Najgorzej jest z tymi, którzy programowo sobie wybaczają wszystko, jak leci.
Tacy ludzie mają wygodne usprawiedliwienie na wszystko co zechcą komukolwiek zrobić: Skrzywdziłem? - Nieważne. Zapominam...
Zrobiłem błąd? - Trudno, zdarza się każdemu, nie myślę o tym, błędów nie naprawiam.
Ktoś przeze mnie cierpi? - Cóż, takie jest życie. Nie będę się przecież tym zadręczał...
Zniszczyłem komuś kawał życia?... - Cóż, nieprzyjemnie byłoby sobie to przypominać. Nie jestem przecież taki głupi, aby samego siebie tym nękać. Odpuszczam sobie i zapominam - było, minęło...
Gdy się sobie nie stawia barier, to zło przychodzi łatwo. Niezauważalne... W końcu - przy takim założeniu - sami go nie chcemy u siebie dostrzegać, więc jak byśmy mieli je dostrzec?...
Powiedziałbym, że właściwie to "matką większości notorycznego zła" jest postawa łatwego odpuszczania sobie błędów, krzywd robionych innym. Taki zawsze odpuszczający sobie człowiek ani się nie uczy (bo po co w ogóle wyciągać wnioski z błędów, skoro przed chwilą o tym zapomniałem, błędów nie było...), ani nie próbuje poprawić, ani nawet nie nawiązuje uczciwej relacji z innymi ludźmi. Jego relacja jest bowiem relacją: ja tu rządzę co jest słuszne, nikogo się nie słucham, a mój komfort psychiczny jest w całej tej sytuacji najważniejszy.
Patrząc na innych, myślę że większość osób powie - ci co łatwo sobie odpuszczają swoje złe uczynki, to najczęściej źli ludzie.
Więc uczciwie byłoby przyznać, że my sami, jeśli się znaleźlibyśmy w tej grupie ludzi, to też będziemy tymi złymi. I tak chyba będzie...
Dlatego powiedziałby, że w TYM ŻYCIU raczej nie należy sobie łatwo odpuszczać zła, które z naszego powodu się dzieje. Takie łatwe odpuszczanie sobie, to ścieżka prosto do totalnego egoizmu, bycia osobą krzywdzącą niemal wszystkich w swoim otoczeniu.
Choć...
Wcale też nie twierdzę, że należy być w tym względzie jakimś absolutnym rygorystą. W końcu każda psychika ma swoją wytrzymałość. A oprócz tego, zbytnio oskarżając się, po prostu możemy popełnić błąd - nie znamy bowiem wszystkich okoliczności sprawy. Jak ktoś się zaczyna programowo oskarżać o wszystko, to grozi mu utknięcie w najczarniejszych emocjach, utrata sił psychicznych, depresja, a na koniec...
często ZNOWU KRZYWDZENIE INNYCH! Ktoś totalnie osłabiony psychicznie, w chaosie emocjonalnym, wynikającym z nieodpartego poczucia winy, najczęściej będzie miał problemy z rozpoznawaniem poprawnie sytuacji, świata, siebie. W końcu popełni błąd, czego wynikiem może być czyjaś krzywda. Siebie też mamy prawo bronić przed psychiczną degradacją. Ale do jakiego stopnia jednak mielibyśmy ulegać tej słabości, temu oszukiwaniu się?...
- Ja bym powiedział: do stopnia NAJMNIEJSZEGO, JAK TYLKO SIĘ DA!
Bo naszą prawdą, naszą mocą, dowodem naszej wartości jest przede wszystkim to, na ile umiemy pogodzić się z prawdą, żyć w prawdzie, funkcjonować jako niezakłamana osoba.
Ludzie, którzy nie są w stanie uczciwie spojrzeć na efekty swoich wyborów, są SŁABI. Ich mentalność jest ułomna, oni nie mają wielkich szans na poprawne rozpoznanie świata, ludzi, rzeczy. Bo zamiast uznać prawdę, będą w jej miejsce wstawiali jakieś atrapy, jakieś uładzone pod swoją psychikę (ale przecież fałszywe) zamienniki tego, co naprawdę się zdarza. Jak już NAPRAWDĘ NIE SA W STANIE znieść prawdy, to może niech się trochę pooszukują. Ale chyba powinni wtedy przynajmniej mieć świadomość swojej słabości i małości. Powinni uczciwie przyznać się do tego, że nie ogarniają tego świata, bo psychika płata im figla, więc raczej właściwym dla nich miejscem jest pokorne uznanie swojej małości intelektualnej i emocjonalnej. Ale często nawet (a może zwłaszcza) to uznanie jest ponad ich mentalne siły...
To wtedy już nie wiem, co takim ludziom może pomóc....
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 15:33, 15 Wrz 2019, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 16:21, 15 Wrz 2019 Temat postu: Re: Czy powinniśmy sami sobie wszystko wybaczać? |
|
|
Są ludzie, którzy programowo wybaczają sobie każdy swój błąd.
To wydaje się takie "logiczne" - po co się zadręczać wyrzutami sumienia, rozterkami, poczuciem winy?...
Co dobre - to można sobie zaliczyć, a nawet może się tym szczycić.
Co zrobiłem źle... - to nieważne, zapominam, odcinam się.
Byle mieć dobre samopoczucie. Zawsze do przodu, ja - debeściakiem.
W moim - teistycznym - światopoglądzie WŁAŚNIE ABY TAKIEJ POSTAWY CZŁOWIEK NIE MÓGL PRZYJMOWAĆ ZBYT ŁATWO, ŻYJEMY NA TYM BOLESNYM, NIE WYBACZAJĄCYM POMYŁEK ŚWIECIE.
Nasze pomyłki...
Jak coś sknocimy w finansach - będzie efekt, stracimy pieniądze.
Jak źle postąpimy w ważnych układach z ludźmi, możemy stracić przyjaciół, sojuszników, a zyskać wrogów.
Jak nie dopilnujemy gotującej się potrawy - zamiast smacznego obiadku, może na głodniaka będziemy musieli szorować garnek z przypalenizny.
Za błędy się płaci.
To, że tak jest, stanowi nie tylko okrucieństwo, zło dla nas. Gdyby wszystko się udawało, nie byłoby to ciekawe, nie byłoby gry. Grając z komputerem w jakąś grę możemy najczęściej ustawić sobie poziom trudności przeciwnika. Teoretycznie "logiczna" byłoby ustawienie, w której przeciwnik zawsze nie ma szans. Taka gra jednak nie jest ciekawa, nie daje satysfakcji. Ludzie mają satysfakcje, naprawdę są zaangażowani, gdy wybiorą sobie ten największy poziom trudności. To, że rzeczy nie przychodzą łatwo, jest dla naszych emocji darem. Tylko najsłabsi, może jakoś totalnie poranieni, wytrzymają na dłużej taki układ, w którym wszystko przychodzi na zawołanie, gdy nie występują prawdziwe trudności, gdy nie trzeba się z niczym zmagać, bo to jest dane samo, gratis. Nawet dzieci z niecierpliwością czekają na owo zaufanie ze strony rodziców, kiedy będą mogły naprawdę same, naprawdę zmagając się z tym, że rzeczywiście można coś zepsuć, źle zrobić, ale jednak coś ZROBIĆ dla rodziny - samodzielnie ugotować obiad, samodzielnie "czymś dorosłym" się zająć. WŁAŚNIE DLATEGO, że to jest nieoczywiste, że tutaj nikt już ich by nie nadzorował, że ODPOWIEDZIALNE będą one same.
Jednak w dalszym życiu ludzie często budują w sobie strukturę zakłamania, w ramach której "osiągnięciami" jest coś, co nie było związane z niepewnością, trudem, co nie miało aspektu UCZCIWEJ GRY. Chcą mieć sam efekt w jakiejś zewnętrznej postaci, ale rezygnują z tego, czym ów efekt powinien być. A powinien być ŚWIADECTWEM NASZEJ MOCY - prawdziwej umiejętności (a nie dlatego, że daliśmy sobie for), odpowiedzialności, wytrwałości.
Ludzie zaczynają GRĘ W UDAWANIE PRZED SOBĄ. Udają, że są mocni, bo jakoś tam zdobyli coś, co teoretycznie związane jest z mocą. Ale zdobyli to własnej mocy nie okazując, będąc nie sprawdzonymi, nie zdobywając owego lauru osobiście, tylko go kupując, bądź wręcz kradnąc.
Dobrym porównaniem tutaj jest też "leczenie" chorób za pomocą łykania środków przeciwbólowych. Ząb się psuje, sieje infekcją po organizmie, odbiera zdrowie. Ale ktoś ma dobry środek przeciwbólowy, więc teoretycznie leczyć zęba "nie musi". Czy na pewno nie musi?...
Czy nie będzie innych, poza bólem, konsekwencji w tym układzie?...
- Wszyscy od pewnego poziomu rozumienia, wiedzą, że BĘDĄ!
Teoretycznie mając jakiś superefektywny środek przeciwbólowy można się "wyleczyć" prawie ze wszystkiego - z raka, z cięzkiej infekcji, perforacji przewodu pokarmowego. Prawie, a jednak nie ze wszystkiego.
To, że się samemu nie czuje tej destrukcji, jaka szaleje w organizmie, nie oznacza bowiem, że zablokowane zostaną pozostałe negatywne skutki. Teoretycznie, mając bardzo dobry środek znieczulający, można sobie brać w rękę rozżarzone pręty, ranić się ostrymi przedmiotami. Bo nie boli, więc "można"...
Podobnie jest z człowiekiem, który znieczula swoje poczucie odpowiedzialności za to, co robi. Popełnia wciąż ten sam błąd, rani wciąż tak samo ludzi, ale on przecież nigdy nie jest winny... Nawet nie bierze pod uwage takiej ewentualności, aby swojej winie spojrzeć prosto w oczy - bo to jest niekomfortowe.
Można być takim mistrzem wewnętrznego zakłamania, który wszystko co niewygodne wyprze, wszystkiemu zaprzeczy, byle się dobrze poczuć. Ale to nie znaczy, że te wybory, których dokonał, przestały mieć skutki!
Jeśli skrzywdził, zraził do siebie jakichś ludzi, to za chwilę nie będzie miał przyjaciół, tylko wrogów. Tak będzie, żeby nie wiem jak ktoś wypierał swoją winę, sprawstwo w tym krzywdzeniu ludzi. Później zaś skutki będą realne, gdy pojawi się sytuacja, w której przyjdzie kogoś poprosić o pomoc, gdy potrzebny będzie sojusz w jakiejś ważnej sprawie. Wtedy dostaniemy odpowiedź: sojusz z tobą?!... Chyba żartujesz! Po tym co zrobiłeś/aś?!... Tam są drzwi!
Skutki będą, nawet jeśli wyprzemy się wszystkiego co w życiu psujemy. Jak się mylimy w finansach, to nam zabraknie pieniędzy, jak coś sknocimy robiąc remont w domu, to będziemy mieli niewygodnie, bądź brzydko.
Ale niektórzy zdają się wierzyć w iluzję tego, że zło, które czynimy zniknie, ze nie wróci do nas w jakiejś postaci, jeśli tylko potrafimy o wszystkim łatwo zapomnieć, wyprzeć ze swojej odpowiedzialności.
Człowiek ma POTRZEBĘ SPRAWDZANIA SIĘ. Jak się sprawdzi, to czuje z tego satysfakcję, a do tego zyskuje wiedzę, że to rzeczywiście potrafi, że może w tym czymś na sobie polegać. Taki co oszukał w tym względzie, co zaliczył sobie klęski na poczet zwycięstw, albo nakarmił się fałszywym mniemaniem o swoich umiejętnościach, a więc w przyszłości grozi mu zawalenie jakiejś sprawy, której się nieopatrznie podejmie w oparciu o tamtą "wiedzę", albo będzie musiał dodatkowo obsługiwać w pamięci całą tę grę przed samym sobą - będzie musiał pamiętać, że to co sobie zaliczył, co głosi, nie jest prawdą. Będzie prowadził swoje wewnętrzne życie w zakłamaniu, a gdzieś w środku także w poczuciu tego, iż naprawdę nie spełnia tych wymogów, jakie chciałby spełnić.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|