Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 14:18, 24 Maj 2021 Temat postu: Co mnie bolało? Czyli moje pretensje do ludzi... |
|
|
Postanowiłem napisać parę rzeczy o tym, co mi sprawiało ból w kontaktach z ludźmi. Nie, nie będę biadolił, skarżył się, a w szczególności personalnie oskarżał. Wręcz przeciwnie - właśnie dlatego ośmielam się tworzyć taki wątek, że chcę go maksymalnie jak to tylko się da, uczynić zanonimizowanym - aby do nikogo nie odnosił się stricte personalnie.
Sam fakt, że takie wątek tworzę, jest tez objawem pewnego ważnego aspektu mojej filozofii życiowej, takim założeniem, że warto jest/powinienem świat postrzegać ze zdolnością odpięcia tych spostrzeżeń od walki o moje ego, o uznanie mnie osobiście, o jakieś przyznanie mi (prawdziwych, czy urojonych) krzywd, o dowartościowywanie mnie. Nie, nie chcę tutaj niczego wygrać, nikomu personalnie niczego udowodnić. Chcę...
- No właśnie - czego właściwie?
Chcę najbardziej chyba napisać KIEDY I DLACZEGO COŚ MNIE BOLAŁO. I bynajmniej nie po to chcę to napisać, aby się wyżalić, ale aby:
- jakoś samemu sobie postawić granicę, jawnie nazwać to zło, które spotykało mnie, a KTÓREGO JA NIE CHCĘ SIĘ DOPUSZCZAĆ wobec innych.
- chcę może trochę namówić potencjalnego czytelnika na refleksję jak to działa u niego.
- uważam, że zrozumienie tego bólu, który pojawia się w nas, daje najczęściej też narzędzia myślowe do uporania się z owym bólem. I takie narzędzia będę próbował też sugerować (bez pewności, które z nich u kogo zadziała, a które się nie sprawdzi).
Zacznę od bólu bardzo bardzo typowego - bólu bycia lekceważonym, odrzucanym ZBYT łatwo...
Dawno temu ułożyłem sobie jakoś to, że w ogóle nie wszystkich zadowolę, nie dla każdego będę osobą ważną, cenną. W sumie ja też przecież nie jestem w stanie okazać mojego realnego zainteresowania każdemu człowiekowi na Ziemi, więc nieuczciwe byłoby oczekiwanie, iż każdy człowiek mnie od razu doceni, polubi, pokocha, czy uszanuje. Tego od ludzi nie oczekuję i uważam, że nie mam prawa tego wymagać od nich, a więc i sam od siebie raczej tego nie wymagam (słowo "raczej" stawia tu wątpliwość, a ta jest związana z pewną formą jednak przymuszenia się, aby nikogo NIE ODRZUCAĆ AUTOMATYCZNIE i BEZREFLEKSYJNIE).
Ten ból, jaki jest bohaterem niniejszego tekstu jest zatem inny - związany najczęściej z byciem jakoś zlekceważonym przez OSOBY BLISKIE, takie od których OCZEKUJE SIĘ jakiejś formy STARANIA O DOBRĄ RELACJĘ. Nie oczekuję, że będzie mnie jakoś specjalnie szanował sprzedawca lodów spotkany na ulicy; jednak oczekuję, że ojciec, matka, brat, siostra, kuzyn, czy dobry przyjaciel nie będą bezrefleksyjnie mnie traktować jako gorszego, lekceważyć z góry moje skargi, troski. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że sam mogę przesadzić w skarżeniu się i szukaniu czyjegoś wsparcia, zainteresowania. Nie chcę na nikim "wisieć" mentalnie. Ale jednak boli mnie ZBYT ŁATWE tego zainteresowania, troski mi odmawianie.
Boli mnie, gdy z czymś przychodzę, zaś ten ktoś (bliska osoba), ani się nie tłumaczy, dlaczego nie poświecą żadnej uwagi moim słowom, albo (to jest mój najczęstszy ból), gdy Z GÓRY ODRZUCA, to co mam do przekazania. Odrzucenia są pod różnymi pretekstami:
- nie mam czasu... (to akurat jestem w stanie zrozumieć, szczególnie gdy widzę, że ktoś jest zajęty)
- nie mam ochoty (to trochę rozumiem, bo ja też nie zawsze mam ochotę na wysłuchiwanie czyichś żalów, ale jednak tutaj przydałby się choćby dodatkowy pretekst, choćby dogadanie się, że: sorry, dzisiaj nie mam głowy się tym zajmować, ale może pogadamy jutro...)
- bo to jest twoja wina.... Zaraz ci wytłumaczę, jakie to masz złe intencje, jest w tobie lenistwo, niewłaściwie widzenie spraw, inni są lepsi od ciebie, a ty teraz słuchaj, jak ja będę sobie używał na tobie, bo to tak mi fajnie będzie teraz mówić o tobie złe rzeczy, które ciebie poniżą. Tak mi to miło będzie z tym, Michale, poniżaniem ciebie, bo mam akurat zły nastrój, bo chcę okazać swoją przewagę i ogólne pragnienie wywyższenia się,
Pogrubiłem to ostatnie.
Według mnie zawarta jest w tym ludzka SŁABOŚĆ I MAŁOŚĆ.
Tej słabości i małości doznałem w swoim życiu nie tak mało. Niby nie doznawałem jakiejś silnej agresji, tak bardzo się nie skarżę, ani nie rzucam na kogoś domniemania jego winy. Jednak chyba jest tu pewien rodzaj żalu do owych osób, że nie wznieśli się ponad ten pierwszy odruch, ewolucyjne dziedzictwo związane z walką o prymat w stadzie i nie zablokowali tej próby poniżenia mnie.
Ostatecznie ja i tak poniżyć się nie dałem. Odczułem ten ból, ale go przemyślałem. Dziś rozumiem, że w większości przypadków (są i wyjątki) tamta osoba po prostu nie dorosła, była zdominowana emocjami i pragnieniami, nad którymi nie panowała. Pewnie - choć trochę ów ból sprawić mi chciała - tak do końca tego bólu nie chciała mi sprawić. Pewnie to jej "jakoś tak wyszło". Ale ból został zadany i jako taki w historii naszej relacji pozostał. I pozostanie po wszystkie czasy, jak fakt, który się zdarzył.
|
|